Błękitny Manuskrypt Sabiha al-Khemir 5,2
ocenił(a) na 411 lata temu Tunezyjka, Sabiha al-Khemir jest ekspertem w zakresie sztuki islamskiej: prowadzi wykłady na uczelniach w wielu krajach, napisała wiele artykułów, jest także ilustratorką. Ta wiedza posłużyła jej za kanwę powieści, z których drugą jest "Błękitny Manuskrypt".
Międzynarodowy zespół archeologów zostaje wydelegowany do Egiptu, by odnaleźć tzw. Błękitny Manuskrypt. Autorka już od samego początku tej powieści wprowadza czytelnika w odpowiedni nastrój, w magiczny świat kultury islamskiej. Stąd rozbudowane opisy: zabytków, krajobrazu, ludzi, dźwięków, zapachów... Są przypowieści w stylu Baśni z 1000 i jednej nocy i tajemnicze Drzewo życzeń. Na początku książki, równolegle do czasów współczesnych pisarka wprowadza też wątek islamskiego kalifa, który 1000 lat temu podbił Egipt. Zapowiadało się interesująco.
To kultura arabska jest głównym bohaterem tej książki. Pisarka kreuje na poły mistyczny świat, w którym istnieją średniowieczne manuskrypty, minarety, dźinny i ślepi bajarze. Opisuje zwyczaje mieszkańców egipskiej wioski oraz relacje, jakie powstają między nimi, a przybyszami. Pisze o tym w poetycki, wręcz wzniosły sposób. Mnoży tajemnicze przypowieści, wymyślne metafory i odwołania. Słowa, słowa, słowa. To, co na początku powieści wydaje się atrakcyjne, w miarę czytania zaczyna nużyć. Przeintelektualizowany język powieści utrudnia zrozumienie jej treści. Gdyby te opisy, przypowieści, wizje były podane w mniejszych dawkach, stanowiąc tylko część książki i były wplecione w jakąś spójną historię, byłoby to o wiele bardziej przystępne i ciekawsze. Ale tak stanowią one cel sam w sobie, przerost formy nad treścią, wobec faktu, że w książce brak jest jakiejkolwiek akcji. Nic ciekawego nie dzieje się ani w kwestii działalności archeologów, ani na płaszczyźnie interpersonalnej. Każdy z bohaterów jest zatopiony w swoich myślach i w swoim świecie, brak jest sensownych dialogów, co najwyżej bohaterowie rzucają jakieś niezobowiązujące uwagi i obdarzają się „przeciągłymi spojrzeniami”. Postaci występujące w książce – może poza tłumaczką Zohrą - są zupełnie bez wyrazu, wskutek czego czytelnik pozostaje obojętnym wobec ich losów. Nawet z wątku kalifa zostały tylko filozoficzne rozważania nadwornego kaligrafa nad naturą swojej pracy, przyjmujące momentami charakter naukowego wywodu.
Rzecz jasna można doszukiwać się w treści tej książki uniwersalnych prawd, tylko że jest ona tak nieciekawa, że po prostu nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać. Podobno cierpliwość jest najlepszym towarzyszem archeologa, czytelnika chyba też – moją cierpliwość "Błękitny Manuskrypt" poważnie nadwyrężył.
http://bloxerka.blox.pl/2013/04/Blekitny-Manuskrypt.html