Ortodoksja

Okładka książki Ortodoksja Gilbert Keith Chesterton
Okładka książki Ortodoksja
Gilbert Keith Chesterton Wydawnictwo: Fronda religia
288 str. 4 godz. 48 min.
Kategoria:
religia
Tytuł oryginału:
Orthodoxy
Wydawnictwo:
Fronda
Data wydania:
2004-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1998-01-01
Liczba stron:
288
Czas czytania
4 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
83-7031-427-9
Tłumacz:
Magda Sobolewska
Średnia ocen

8,1 8,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,1 / 10
230 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
666
589

Na półkach: ,

W żadnym razie tego nie planowałem, ale to sześćset sześćdziesiąta szósta książka zaliczona w serwisie LC. Kolejny zbieg okoliczności: lekturę skończyłem w dzień urodzin G. K. Chestertona (29.05). A może nie ma przypadków, a są tylko znaki?

Gwoli wyjaśnienia, to mój pierwszy kontakt z Chestertonem (obszerny fragment audio Czwartka nie przypadł mi do gustu). Nasłuchałem się tyle peanów na jego cześć, zachwytów nad stylem jego apologetyki i solidnej argumentacji, że postanowiłem zmierzyć się z dziełem najgłośniejszym i najbardziej charakterystycznym – zwłaszcza, że zdobywając coraz większą wiedzę teologiczną i biblistyczną, mam coraz większe i poważniejsze problemy z ortodoksją rzymsko-katolicką.
„Kamień milowy rozwoju myśli chrześcijańskiej” – mocna deklaracja i ogromne zobowiązanie… ale jeszcze w tym samym zdaniu znajdujemy taki fragment: „arcydzieło retoryki”. Spodziewałem się twardego orzecha do zgryzienia, a jedyne co dostałem, to popis retoryki (czyli przewagę ocen nad faktami) upstrzony erystycznymi zabiegami, samymi ogólnikami, manipulacjami i karkołomnymi fikołkami, które można strącić łatwiej niż łupież z ramienia.
Talent do pisania Chesterton ma niepodważalnie, ale argumentacji nie ma w tym niemal wcale. „Ortodoksję” zaliczyć mogę najwyżej do publicystyki – choć bardziej jako dzieło ku pokrzepieniu serc tradsów, ortodoksów i dewotów – zwłaszcza tych siedzących w ciasnej bańce i czytających (jeśli w ogóle to robią) tylko renomowane, na wskroś katolickie dzieła.

Dawno już nie zrobiłem tylu krytycznych uwag – zazwyczaj zdarza mi się to przy totalnie zlewaczałych książkach. Będę starał się maksymalnie ograniczać, bo ta opinia mogłaby być jedną z moich najobszerniejszych.

Ujmując rzecz w skrócie: po napisaniu „Heretyków”, czyli krytyki ówczesnych „filozofii”, recenzenci zarzucili, że Gilbert potrafi tylko wszystko krytykować, a nie proponuje niczego w zamian. Wywołany do tablicy postanowił napisać „Ortodoksję”, czyli swoją drogę do ortodoksyjnego katolicyzmu.
Początkowo książka nawet mi się podobała, gdy była mowa o mądrości bajek (i mitów),jednak im dalej w las, tym bardziej rosło natężenie manipulacji, bzdur czy wręcz kłamstw. Moja ocena początkowo plasowała się koło 7, ale im bliżej końca, tym bardziej schodziła do 3. Większość książki to nie tyle apologia, co laurka dla chrześcijaństwa. Ortodoksja wkracza nieśmiało koło dwusetnej strony, a im bardziej wchodzi w światło scenicznych reflektorów, tym lepiej można dostrzec jej szpetotę nieudolnie tuszowaną krzykliwym makijażem.
Stanowiska oponentów przedstawiane są maksymalnie powierzchownie i zawsze w krzywym zwierciadle.
Nie wiem jak można nazywać tę książkę dziełem apologetycznym, kiedy bazuje na samych ogólnikach. (Parafraza:) „Chrześcijaństwo we wszystkim pierwsze, we wszystkim jedyne, we wszystkim najlepsze, wyjątkowe i niezastąpione”. Tylko czekałem, aż Chesterton wyskoczy z twierdzeniem, że to chrześcijaństwu zawdzięczamy ujarzmienie ognia i wynalezienie koła – a utyskuję na to jako osoba miłująca Jezusa Chrystusa. Ze słynnego dylematu Dostojewskiego, wybieram Prawdę nad Chrystusa, bo „Prawda nas wyzwoli”.
Okazuje się, że legendę Chestertona chyba wyprodukowali sami ortodoksi i tradsi – może w odpowiedzi na jego odwiedziny Polski i ciepłe słowa w kierunku naszej Ojczyzny. Godne pożałowania, że te same osoby ze zgrzytem zębów chwalą C. S. Lewisa: „wybaczamy mu, że był protestantem, bo pisał tak pięknie”. „Ortodoksja” do pięt nie dorasta „Chrześcijaństwu po prostu”.
Przestrzegam przed zbyt pochopnym ogłaszaniem kogoś „największym apologetą”, bo jeśli przeciwnik będzie chciał się zmierzyć z „największym”, a zastanie coś tak kiepskiego jak „Ortodoksja”, to nie będzie chciał tracić więcej czasu i środków, tylko uzna się za zwycięskiego niewielkim wysiłkiem.

Pierwszym cichym założeniem jakie czyni autor:
Chrześcijaństwo nagle spadło z nieba w gotowej postaci. Przedtem nie było nigdzie podobnych wątków, znikąd nie czerpało inspiracji, niczego nie kontynuowało, niczego nie rozwijało, a pojedynczy p-o-g-a-ń-s-c-y filozofowie i mędrcy nie czynili wiosny, zresztą pewnie trafiło im się przypadkiem, jak ślepej kurze ziarno. Św Jan nie korzystał z języka pogańskiej filozofii, a św Paweł nie używał pogańskiego wykształcenia filozoficznego i pogańskiej retoryki. Ojcowie i doktorzy Kościoła nie korzystali z Platona czy Arystotelesa do opracowywania teologii. Świat wszystko zawdzięcza chrześcijaństwu, chrześcijaństwo nic nie zawdzięcza światu.

To prowadzi do drugiego cichego założenia:
Kościół Katolicki od 2 tysięcy lat opiera się na niezmiennej doktrynie, prawie i tradycji – był to fałsz na samym początku (mówi się dziś o kościele piotrowym, pawłowym i janowym, o mniejszych społecznościach nie wspominając),było to fałszywe założenie w XIX wieku, a dziś, przy dużo lepszym stanie wiedzy biblistycznej jest jeszcze bardziej fałszywe.

Muszę przyznać użytkownikowi scorpio84 trochę racji. Co prawda nie jest to sam bełkot, ale pomimo wielu naprawdę zacnych fragmentów (kilka wrzucę na końcu),bywa bełkotliwie.

Pochwalę jeszcze za fragment potępiający samobójstwo i samobójów, i przechodzę do kilku konkretnych uwag:

„W rzeczywistości bowiem utarte powiedzenie o szaleńcu, że „postradał rozum”, jest mylące. Szaleniec nie jest człowiekiem, który postradał rozum. Jest on człowiekiem, który postradał wszystko oprócz rozumu”.
– Typowy zabieg erystyczny jakich tu wiele. Perspektywa naciągana, by uderzać w nowożytny racjonalizm. Rzecz w tym, jak zdefiniujemy rozum i "wszystko".

„Przesadziłbym mówiąc, że chrześcijaństwo ogarnęło świat tylko po to, by zniszczyć doktrynę wewnętrznego światła, ale byłoby to z pewnością stwierdzenie bliższe prawdy niż poprzednie. Ostatni stoicy, jak Marek Aureliusz, nie wierzyli w nic innego, jak właśnie wewnętrzne światło. Ich poczucie godności, zmęczenie i smuta, czysto zewnętrzna troska o innych, a przy tym nieuleczalna, wewnętrzna troska o samych siebie – wszystko to wzięło się z wewnętrznego światła i istniało jedynie dzięki tej smętnej światłości. Zauważmy, że Marek Aureliusz, jak wszyscy zapatrzeni w siebie moraliści, kładzie nacisk na czynienie lub nieczynienie drobnych rzeczy; na to, by dokonać moralnej rewolucji nie ma ani dość miłości, ani nienawiści. Wstaje wcześnie rano, podobnie jak czynią nasi arystokraci wyznający ideał prostoty, bo taki altruizm jest o wiele łatwiejszy niż położenie kresu igrzyskom w amfiteatrach lub oddanie angielskiemu narodowi jego własnej ziemi. Marek Aureliusz jest najbardziej nieznośnym typem człowieka; jest bezinteresownym egoistą. Bezinteresowny egoista to taki człowiek, którego dumy nie usprawiedliwia żadna pasja ani namiętność. Ze wszystkich możliwych form oświecenia najgorsza jest ta, którą nazywa się światłem wewnętrznym. Ze wszystkich strasznych religii najstraszniejsza jest ta, która każe oddawać cześć wewnętrznemu bogu”.
– To jest tak niskich lotów kretynizm, że gdyby nie kilka dobrych fragmentów, z przyjemnością wystawiłbym jedynkę. Chesterton jak Żydzi z kamieniami w rękach oblegający Jezusa, nie rozumie, że koncepcja „wewnętrznego światła” nie upatruje źródła tego światła w człowieku, ale w Bogu. Odnaleźć w sobie «wewnętrzne światło», to odnaleźć w swoim Sercu Boga i podjąć drogę, którą oświetla światło Jego Mądrości.

PS 82, 6-7 Ja rzekłem: Jesteście bogami
i wszyscy - synami Najwyższego
Lecz wy pomrzecie jak ludzie,
jak jeden mąż, książęta, poupadacie”.
Kto jak kto, ale Marek Aureliusz doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej marności i odpowiedzialności wobec bogów (Boga najwyższego).

J 10, 33-36 „Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga». Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeżeli [Pismo] nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: "Bluźnisz", dlatego że powiedziałem: "Jestem Synem Bożym?"”.

«Wewnętrzne światło» jest tak szeroką ideą, i tak mocno obecną w samym chrześcijaństwie, że można by napisać o tym monumentalną monografię. Nie marnując czasu przywołajmy choćby św Augustyna:
„Przynaglony do wniknięcia w siebie, wszedłem za Twym przewodnictwem do wnętrza mego serca. Mogłem to uczynić, bo „stałeś się dla mnie Wspomożycielem”. Wszedłem i zobaczyłem jakby oczyma mej duszy, ponad tymiż oczyma, ponad moim umysłem Światło niezmierne. Nie było to zwyczajne światło, które wszyscy dostrzegają, ani tego samego rodzaju, lecz większe, jakby o wiele bardziej świecące i wszystko napełniające swoim blaskiem. Nie, to nie było tego rodzaju światło, ale inne, bardzo różne od tamtych wszystkich. Nie było nad moim umysłem, jak oliwa nad wodą albo niebo nad ziemią. Było wyższe, ponieważ mnie stworzyło, ja zaś niższy, ponieważ jestem przezeń stworzony. Ten, kto zna Prawdę, zna to Światło”. („Wyznania”)

Istnieje nawet współczesna publikacja chrześcijańska o dokładnie takim tytule: „Światło wewnętrzne” Laurence Freeman OSB wyd. Tyniec, ale przecież można też przywołać „Twierdzę wewnętrzną" św Teresy.

A może w ciasnym rozumku Gilberta, tylko chrześcijanin jest władny posiadać Iskrę Bożą, a poganinowi to już zabronione? Jak wiemy, hierarchia Kościoła jednak poszła po rozum do głowy i przyznała, że zbawienie poza Kościołem jest możliwe, bo nie ma nic niemożliwego dla Boga. Skoro Bóg jest Miłością, Prawdą, Dobrem i Pięknem, to Jego Dzieckiem (Synem Bożym, Córką Bożą) jest każdy, kto idzie za tymi ideami/wartościami, a robiło to wielu starożytnych mędrców i filozofów.

O wnętrzu i zewnętrzu Gilbert pieprzy głupoty nie raz, więc może załatwmy to od razu:

„Buddysta z niezwykłym natężeniem wpatruje się w swoje wnętrze. Chrześcijanin z gorączkowym natężeniem wypatruje czegoś na zewnątrz”.
– Św Augustyn pisał: „Nie chodź na rynek, wejdź w siebie, we wnętrzu człowieka mieszka prawda”.

Mógłbym pokusić się o cytaty z Pisma Świętego oraz nazwiska i tytuły chrześcijańskich autorów piszących o Wnętrzu, ale to by było strzelanie głowicą jądrową do komara.

„Innym razem atakowano chrześcijaństwo za głodne i chłodne obyczaje, za wór pokutny i klęczenie na grochu. Ale już w następnej minucie zarzucano mu pompatyczność i rytualizm, sanktuaria z porfiru i szaty ze złota”.
– Przecież to jest krytyka wewnątrz chrześcijaństwa, spór między mnichami a wysokim klerem. Między protestantyzmem i rzymskim katolicyzmem. Nie wspominając o wytykaniu hipokryzji: wór pokutny dla chłopa, a uczty dla biskupa.

„Pogańscy myśliciele twierdzili, że cnoty należy szukać w stanie równowagi, chrześcijanie natomiast ogłosili, że należy jej szukać w konflikcie: w zderzeniu dwóch pozornie sprzecznych namiętności. (…) posłużmy się przykładem odwagi. (…) Żołnierz otoczony przez wrogów, jeśli chce wyrwać się z oblężenia, musi mieć w sobie mocne pragnienie pozostania przy życiu, połączone ze zdumiewającym lekceważeniem śmierci. Nie wystarczy, że będzie trzymał się kurczowo życia, bo wtedy okaże się tchórzem i nie przerwie oblężenia. Nie wystarczy też, by oczekiwał na śmierć, bo wtedy okaże się samobójcą i również nie przerwie oblężenia. Musi starać się zachować życie z szaleńczą obojętnością wobec niego, musi pragnąć życia jak wody, a przy tym umieć wypić śmierć jak wino. Nie wydaje mi się, by jakiś filozof zdołał kiedykolwiek przedstawić tę romantyczną zagadkę z wystarczającą jasnością; mnie z pewnością się to nie udało”.
– Co tu bredzisz Gilbert? Argument ad ignorantum? Pomagam: Arystoteles „Etyka nikomachejska”: tchórzostwo jest niedoborem, brawura nadmiarem, cnotą jest męstwo, idealnym wyważeniem między niedostatkiem i nadmiarem, „złotym środkiem”. Dziękuję, dobranoc.

„Na razie zauważmy tylko, że drobna pomyłka w doktrynie mogła za sobą pociągnąć ogromne błędy w ludzkim pojmowaniu szczęścia. Źle sformułowane zdanie na temat natury symbolizmu mogłyby zniszczyć wszystkie najwspanialsze rzeźby w Europie. Przejęzyczenie w definicji mogłoby położyć kres tańcom, spalić wszystkie choinki lub potłuc wszystkie jajka wielkanocne”.
– Przecież to jest mocny argument przeciw ortodoksji!!! Dzięki Bogu, że Kościół jest podzielony na członki, które spierają się o przecinki, kreski, akutusy, przydechy i ioty! Dzięki Bogu za badania biblistyczne, które studzą zaklęty krąg wzajemnego wpływu tłumaczenia na teologię i teologii na tłumaczenie! Uświadomienie sobie tych „chaotycznych” i przeciwstawnych trudności wzbogaca człowieka o wewnętrzny spokój i szacunek do odmiennego zdania. Studzi zapał do walki o podłożu religijnym i daje wspólny grunt porozumienia. Są fragmenty w których błądzą protestanci, są też te, w których błądzą katolicy czy prawosławni. Aż chce się zakrzyczeć starożytną mądrość delficką: Szanuj cudzych bogów!

„Do tej pory przedstawiłem następujące tezy: po pierwsze, że nieco wiary jest potrzebne w życiu po to, by móc je ulepszyć, po drugie, że pewne niezadowolenie z istniejącego stanu rzeczy jest konieczne, by móc czuć się zadowolonym”. [jest jeszcze trzeci punkt, ale znowu pieprzy coś o stoikach]
– Poprzednie 178 stron powstało po to, by udowodnić 2 ogólniki, pod którymi niemal każdy może się podpisać? Do tej pory pory pokazałeś, że nie jesteś uczciwym apologetą – Boże broń nas przed taką „apologetyką” chrześcijaństwa!

„Nie zmieniamy rzeczywistości tak, aby ją dopasować do naszych ideałów. Zmieniamy ideały: to o wiele łatwiejsze”. [To zarzut na brak ortodoksji wśród ludzi]
– Zmieniamy ideały, gdy jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia. I nie tyle dochodzi do zmiany ideałów, co głębszego ich rozumienia. Tylko głupiec jest zadowolony z obecnego stanu swojej wiedzy. Chciałbym zauważyć, że sam Stary Testament jest dowodem stopniowego dochodzenia do idei Jednego Boga. Gdyby hebrajczycy byli ortodoksyjni, to Żydzi wciąż oddawaliby cześć całemu zgromadzeniu bogów. Notabene niewiele się u nas zmieniło, bo zgromadzenie bogów przekształciło się w Zastępy Aniołów. Kto wie co pozwoli odkryć przyszłość? No i przypominam o dwóch cichych założeniach, które w istocie są fałszywe.

[Babram się w tym przepisywaniu już drugi dzień i szkoda mi czasu, ograniczę się jeszcze bardziej]

„Konserwatyzm opiera się na założeniu, że jeśli pozostawi się rzeczy samym sobie, to zachowa się je takimi, jakimi są”.
– Może burbon był trefnej jakości? Gilbert! Wstawaj! Zesrałeś się!
Rzeczywistość widzialna ukazuje nam nieustanne zmiany i degradację tworów rąk człowieka. Konserwatyzm, jak praca konserwatora, polega na aktywnym odnawianiu, by zachowywać to, co warte zachowania. Ach te tradycjonalistyczne sofizmaty.

„Chrześcijaństwo okazało się jedynym systemem, który ma jakiekolwiek rzeczywiste prawo kwestionowania władzy najedzonych i dobrze wychowanych”.
– Tak, tak. Platon nie napisał „Politicos” i „Politeia”, w których doszedł do definicji polityka, jako osoby dbającej o dobro całej społeczności, a nie własne/rządzących.

„Współczesna maszyneria językowa jest w większości maszynerią oszczędzającą pracę; ogranicza wysiłek intelektualny w o wiele większym stopniu, niż powinna. Naukowe zwroty są jak kółka i tłoki, sprawiające, że wygodniccy podróżują szybko i bez problemu. Długie słowa turkoczą przemykając obok nas jak długie pociągi. Unoszą tysiące ludzi zbyt zmęczonych lub zbyt opieszałych, by myśleć za siebie. Dobrze jest czasem dla próby wyrazić jakąkolwiek swoją opinię w słowach nie dłuższych niż dwie sylaby”.
– Czy to nie oznacza wywalenia skomplikowanej teologii, która bazuje nie tylko na długich słowach, ale całych ciągach słów? Spróbuj w prostych słowach wyjaśnić spożywanie ciała i picie kwrii, nie używając arystotelesowsko-tomistycznej maszynerii mówiącej o „pociągu” transsubstancjacji – życzę powodzenia. Wpakowałeś sobie strzałę w kolano.

„Udawana miłość prowadzi do kompromisów i łatwych filozofii, ale prawdziwa miłość zawsze kończy się rozlewem krwi”.
- Pozostawiam do własnego komentarza XD

-----------------------
A tutaj coś dobrego:

„Chodzi mi o to, że tak jak kiedyś wszystkie myśli i teorie oceniano na podstawie ich zgubnego wpływu na ludzką duszę, tak dla naszych bieżących celów wszystkie współczesne myśli i teorie można ocenić na podstawie ich zgubnego wpływu na ludzki rozum”.

„Szaleństwo nie rodzi się z wyobraźni; szaleństwo rodzi się z rozumu. To nie poeci tracą zmysły, lecz szachiści. Wariują matematycy i kasjerzy, ale twórcom zdarza się to dość rzadko. Mój wywód, jak będziecie mieli jeszcze okazję się przekonać, w żadnym wypadku nie atakuje logiki. Stwierdzam jedynie, że niebezpieczeństwo szaleństwa kryje się właśnie w logice, a nie wyobraźni”.

„Ogólnie rzecz biorąc, sprawa jest prosta. Poezja pozostaje przy zdrowych zmysłach, ponieważ napotykając nieskończony ocean, zaczyna po nim swobodnie dryfować. Rozum natomiast stara się go przepłynąć i w ten sposób to, co nieskończone, uczynić skończonym. Wynikiem tego działania jest wyczerpanie umysłowe, podobne do fizycznego wyczerpania pana Holbeina. Akceptacja wszystkiego to pożyteczne ćwiczenie, zrozumienie wszystkiego – zbyteczny wysiłek. Poeta dąży jedynie do egzaltacji i ekspansji, pragnie świata na tyle obszernego, by mógł się w nim swobodnie przeciągnąć. Poeta prosi tylko, by pozwolono mu wetknąć głowę do nieba. Logik natomiast stara się wepchnąć całe niebo do swej głowy. I jeżeli coś przy tym pęka, jest to najczęściej właśnie jego głowa”.

„Człowiek, który nie wierzy własnym zmysłom, jest równie szalony, jak człowiek, który nie wierzy niczemu innemu oprócz własnych zmysłów”.

„Chorobliwy logik stara się wszystko wyjaśnić, a udaje mu się tylko wszystko zaciemnić”.

„Kto nie chce pozwolić na to, by zmiękło jego serce, doprowadzi się ostatecznie do rozmiękczenia mózgu”.

„Wytrwanie przy jednej kobiecie to niewielka cena za możliwość ujrzenia kobiety w ogóle”.

„Istnieje jednak taki rodzaj antypatrioty, który naprawdę wprawia w złość uczciwych ludzi, i którego fenomen można wyjaśnić tak, jak już wspomniałem: a mianowicie, że jest on „szczerym” przyjacielem, który wcale nie jest szczery; jest człowiekiem, który stwierdza: „Przykro mi to mówić, ale jesteśmy zrujnowani”, a przy tym tak naprawdę wcale nie jest mu przykro. I nie będzie zwrotem retorycznym, jeśli nazwiemy go zdrajcą; powierzono mu przykre wiadomości, aby mógł wzmocnić armię, a on rozpowszechnia je tylko po to, by zniechęcić ludzi do wstępowania do wojska. Ponieważ wolno mu być pesymistą, kiedy sprawuje urząd doradcy wojennego, jest pesymistą również wtedy, kiedy zajmuje się rekrutacją żołnierzy. W ten sam sposób pesymista (który, jak pamiętamy, jest kosmicznym antypatriotą) wykorzystuje wolność słowa, aby odciągnąć ludzi od sztandarów tego świata. Nawet jeśli założymy, że mówi tylko prawdę, koniecznie musimy się przekonać, jakie emocje nim kierują i jakie są motywy jego postępowania”.

„Samobójstwo jest nie tylko grzechem; jest najgorszym z możliwych grzechów. Jest ostatecznym i absolutnym złem, odmową wzięcia odpowiedzialności za istnienie, odmową złożenia przysięgi lojalności wobec życia. Człowiek, który zabija człowieka, zabija tylko jednego. Ale człowiek, który zabija sam siebie, zabija wszystkich ludzi; w własnego punktu widzenia człowiek ten unicestwia cały świat. Jego czyn (biorąc rzecz symbolicznie) jest gorszy niż jakikolwiek gwałt czy zamach bombowy. Samobójca bowiem niszczy wszystkie budynki i obraża wszystkie kobiety. Złodziej cieszy się ukradzionymi brylantami; samobójca nie cieszy się niczym, i na tym polega jego zbrodnia. Nie można go przekupić, nawet gdyby ktoś oferował mu roziskrzone kamienie Niebiańskiego Miasta. Złodziej podziwia przynajmniej ukradzione przedmioty, nawet jeśli przy tym znieważa ich właściciela. Ale samobójca znieważa wszystkie rzeczy przez to, że nie chce ich nawet ukraść. Bezcześci każdy kwiat stwierdzając, że nie warto dla niego żyć. Nie ma nawet jednej, maleńkiej istoty w całym wszechświecie, z której nie zakpiłby sobie umierając. Kiedy samobójca wiesza się na drzewie, liście mają prawo opaść z gniewu, a ptaki odlecieć z wściekłości: doznały przecież osobistej obrazy. Oczywiście, zawsze można znaleźć żałosne, emocjonalne wytłumaczenie czynu. Często można w ten sposób wytłumaczyć gwałt, a prawie zawsze – zamach bombowy. Ale jeśli chodzi o przejrzystość pojęć i ich logiczną zrozumiałość, to trzeba przyznać, że o wiele więcej rozumowej i filozoficznej prawdy zawiera się w pochówku na rozstajach przebitego kołkiem ciała niż w maszynkach samobójstwa wymyślonych przez pana [Williama] Archera. Grzebanie samobójcy w odosobnieniu nie jest pozbawione sensu; zbrodnia tego człowieka jest inna niż pozostałe, bo uniemożliwia nawet popełnianie innych zbrodni”.

„Nie ma bowiem wątpliwości, że samobójca jest całkowitym przeciwieństwem męczennika. Męczennik to ktoś, kogo tak bardzo obchodzi coś poza nim, że zapomina o własnym życiu. Natomiast samobójca to ktoś, kogo tak mało obchodzi cokolwiek poza nim, że pragnie, by wszystko uległo zagładzie”.

„Ewangeliczny paradoks drugiego policzka, fakt, że księża nigdy nie walczyli, a także sto innych rzeczy usprawiedliwiało zarzut, iż chrześcijaństwo próbuje zbytnio upodobnić ludzi do pokornych owieczek. Przeczytałem o tym zarzucie i uwierzyłem w niego; i gdybym nigdy nie przeczytał niczego innego, zapewne nadal bym w niego wierzył. Tak jednak się nie stało”.

W żadnym razie tego nie planowałem, ale to sześćset sześćdziesiąta szósta książka zaliczona w serwisie LC. Kolejny zbieg okoliczności: lekturę skończyłem w dzień urodzin G. K. Chestertona (29.05). A może nie ma przypadków, a są tylko znaki?

Gwoli wyjaśnienia, to mój pierwszy kontakt z Chestertonem (obszerny fragment audio Czwartka nie przypadł mi do gustu). Nasłuchałem się...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
723
698

Na półkach:

Jak zwykle 100% Chestertona w Chestertonie, czyli dowcipne dowodzenie, że najbardziej fantastyczną, najdziwniejszą i najbardziej mistyczną sprawą jest zwyczajne życie, a odważne i żywe chrześcijaństwo pozwala podejrzeć chociaż cień czaru i ogromu całego świata. Tym razem argumenty zrobiły na mnie nieco mniejsze wrażenie, może ze względu na to, że niektóre myśli znam już z "Heretyków", "Wiekuistego człowieka" i powieści takich jak "Napoleon z Notting Hill".

Jak zwykle 100% Chestertona w Chestertonie, czyli dowcipne dowodzenie, że najbardziej fantastyczną, najdziwniejszą i najbardziej mistyczną sprawą jest zwyczajne życie, a odważne i żywe chrześcijaństwo pozwala podejrzeć chociaż cień czaru i ogromu całego świata. Tym razem argumenty zrobiły na mnie nieco mniejsze wrażenie, może ze względu na to, że niektóre myśli znam już z...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
282
229

Na półkach:

Refleksje Chestertona zapisane w jego słynnej "Ortodoksji" są z jednej strony pochwałą zdrowego rozsądku jako cechy i siły chrześcijaństwa, z drugiej zaś wyrazem przeświadczenia, że świat w swej istocie okaże się zaczarowany, jeśli oświetlimy go promieniami wiary (co ważne: wiary rozumnej).

Chrześcijaństwo to według autora religia mądrej równowagi, którą utrzymuje w zamęcie chwiejnej rzeczywistości, pełnej skrajności, wynaturzeń, szaleństw. "Zawsze łatwiej jest upaść niż stać: istnieje wiele kątów nachylenia umożliwiających upadek, ale tylko jeden umożliwiający zachowanie równowagi".

Zarazem angielski pisarz kreśli wizję świata jako krainy czarów, a także zbioru istot i rzeczy uratowanych z wielkiego kataklizmu. Jesteśmy "rozbitkami ocalałymi z katastrofy, załogą złotego okrętu, który zatonął na początku świata".

Rzeczywistość zatem, choć ujęta w ramy rozumowe, ma baśniowo-poetyckie podłoże, które odsyła nas do głębszych sensów, otwiera na metafizykę (pojętą jednak nie irracjonalnie, lecz na sposób praktyczny):

"Poezja pozostaje przy zdrowych zmysłach, ponieważ napotykając nieskończony ocean zaczyna po nim swobodnie dryfować. Rozum natomiast stara się go przepłynąć i w ten sposób to, co nieskończone uczynić skończonym (...) Akceptacja wszystkiego to pożyteczne ćwiczenie, zrozumienie wszystkiego – zbyteczny wysiłek".

Chesterton w "Ortodoksji" nie tyle stara się przekonać nieprzekonanych, ile przedstawić swoje odkrycia intelektualne. I ugruntować posiadane poglądy. Ujawnia także pasję polemiczną, krytykując rozmaite -izmy (m.in. nihilizm, pesymizm, determinizm, panteizm, egzystencjalizm, ewolucjonizm, humanitaryzm).

Książka tego oryginalnego myśliciela dostarcza niemało przyjemności, obfituje w trafne (często dowcipne) spostrzeżenia i aforyzmy. Ukazuje chrześcijaństwo jako pełnowartościową propozycję życia i myślenia. Przy czym nie jest to tekst, który mógłbym uznać za kamień milowy na drodze moich duchowych poszukiwań.

Refleksje Chestertona zapisane w jego słynnej "Ortodoksji" są z jednej strony pochwałą zdrowego rozsądku jako cechy i siły chrześcijaństwa, z drugiej zaś wyrazem przeświadczenia, że świat w swej istocie okaże się zaczarowany, jeśli oświetlimy go promieniami wiary (co ważne: wiary rozumnej).

Chrześcijaństwo to według autora religia mądrej równowagi, którą utrzymuje w...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
346
65

Na półkach: ,

Bardzo lubię przymyslenia Chestertona. Mądre, rozumne podejście do moralności i zestawienie historycznych wydarzeń, ze wskazaniem na ich pochodzenie. To co nazywamy cywilizowanym, było budowane na chrześcijaństwie. Jeżeli mówimy, że jest coś cywilizowane, to mamy na myśli, że jest europejskie. System polityczny Rosji czy Chin, odbiega od cywilizowanego. Tak samo te europejskie plagi, którymi byl nazizm i komunizm obecny w wymienionych krajach, były oderwaniem od myśli chrześcijańskiej. Powiedziałbym, że tam gdzie w chrześcijaństwo wchodziło zbyt wiele świeckości, tam zaczynał się upadek cywilizacji i powstawały patologie. Oczywiście, te są też w samym chrześcijaństwie, ale nie z tego powodu, że są tak chrześcijańskie, tylko dlatego, że właśnie przestają takimi być.

Bardzo lubię przymyslenia Chestertona. Mądre, rozumne podejście do moralności i zestawienie historycznych wydarzeń, ze wskazaniem na ich pochodzenie. To co nazywamy cywilizowanym, było budowane na chrześcijaństwie. Jeżeli mówimy, że jest coś cywilizowane, to mamy na myśli, że jest europejskie. System polityczny Rosji czy Chin, odbiega od cywilizowanego. Tak samo te...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
51
580

Na półkach:

Ogromnie trudny esej o wierze w Chrystusa Pana, również ze względu na wielość przypisów związanych z Wielką Brytanią (specjalnie z Londynem) i Irlandią. Gdybym nie była katoliczką, miałabym niesłychane problemy ze zrozumieniem tekstu. W przeszłości bardzo lubiłam filozofię i pisma filozoficzne (zwłaszcza Platona). Jednak prawie nic to nie dało w pojęciu treści książki. Być może za szybko jej odsłuchałam. Zamierzam przestudiować dzieło powoli w formie papierowej.

Ogromnie trudny esej o wierze w Chrystusa Pana, również ze względu na wielość przypisów związanych z Wielką Brytanią (specjalnie z Londynem) i Irlandią. Gdybym nie była katoliczką, miałabym niesłychane problemy ze zrozumieniem tekstu. W przeszłości bardzo lubiłam filozofię i pisma filozoficzne (zwłaszcza Platona). Jednak prawie nic to nie dało w pojęciu treści książki. Być...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
201
193

Na półkach:

Ciekawa i inspirująca książka. Wprowadza nie tylko w głąb myśli jej autora, ale skłania także do przemyślenia poruszanych przez nią tematów.

Ciekawa i inspirująca książka. Wprowadza nie tylko w głąb myśli jej autora, ale skłania także do przemyślenia poruszanych przez nią tematów.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
207
157

Na półkach:

Świetna książka. Tak wiele świetnych porównań, że trudno to spamiętać. Prosty język tłumaczący zawiłości dogmatów, wiary. Czytasz i nagle zapala się nad Tobą wielka lampa - tak, to jest to! Gorąco polecam.

Świetna książka. Tak wiele świetnych porównań, że trudno to spamiętać. Prosty język tłumaczący zawiłości dogmatów, wiary. Czytasz i nagle zapala się nad Tobą wielka lampa - tak, to jest to! Gorąco polecam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
158
25

Na półkach: ,

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak bycie surowym dla tego dzieła, które ponoć jest "kamieniem milowym w rozwoju chrześcijaństwa". Hmm, dobre hasło marketingowe; czy oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego zgadza się z tym twierdzeniem?
Pan Chesterton potrafi pisać ładnym, kwiecistym językiem, nie można mu tego odmówić. Jednak próba wypowiadania się o chrześcijaństwie (nie mówiąc o próbie przekonywania kogoś do czegokolwiek) bez powoływania się na Biblię (Pismo Święte, Słowo Boże - zwał jak zwał) to trochę tak jakby wypowiadać się o matematyce nie znając reguł tabliczki mnożenia. Chesterton uprawia kolejną własną wizję chrześcijaństwa jakich wiele jest w dzisiejszym świecie. Nie bez przyczyny wyrózniamy bodajże kilkadziesiąt odłamów/wyznań/religii chrześcijańskich. Na co komu Biblia, prawda? Zdanie instytucji zwanej Kościół jest ważniejsze. Albo zdanie i filozofia Pana Chestertona. Książka wartościowa okaże się dla "chestertonistów" i - być może - dla katolików chcących połechtać swoje przekonania i móc wierzyć nadal w to w co chca wierzyć.
Można długo analizować te ksiażkę cytując nielogiczne rozumowanie i argumenty, ale... po co? Lepiej tracić czas na wartościowe rzeczy.
Reasumując: pseudo-religijny bełkot z nutą oryginalnej choć nie zawsze logicznej filozofii. Agnostyków, ateistów do niczego ta książka nie przekona. Lepiej sięgać do źródeł poszczególnych religii. Amen.

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak bycie surowym dla tego dzieła, które ponoć jest "kamieniem milowym w rozwoju chrześcijaństwa". Hmm, dobre hasło marketingowe; czy oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego zgadza się z tym twierdzeniem?
Pan Chesterton potrafi pisać ładnym, kwiecistym językiem, nie można mu tego odmówić. Jednak próba wypowiadania się o chrześcijaństwie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
204
86

Na półkach:

Gdyby Janusz Korwin-Mikke nie był aż tak obrzydliwie obrazoburczy i zamiast o pedofilu obmacującym mu córkę fantazjowałby na tematy religijne, zapewne napisałby coś podobnego do "Ortodoksji". To imponujący traktat pro-chrześcijański z zaskakującą argumentacją - często trochę naciąganą, za to zawsze misternie zbudowaną. Każdy kolejny argumenciarski wygibas rozszyfrowuje się z wielką przyjemnością.

Choć rzygać mi się chce na myśl o cynicznych dostojnikach Kościoła rzucających podłości na temat "tęczowych zaraz", Chesterton sprawił, że mam ochotę sięgnąć po Nowy Testament i przekonać się, jakim kozakiem był ten cały Jezus Chrystus. Jeśli ponad stuletnia książka ma taką siłe oddziaływania, to znak, że nie straciła pazura.

Gdyby Janusz Korwin-Mikke nie był aż tak obrzydliwie obrazoburczy i zamiast o pedofilu obmacującym mu córkę fantazjowałby na tematy religijne, zapewne napisałby coś podobnego do "Ortodoksji". To imponujący traktat pro-chrześcijański z zaskakującą argumentacją - często trochę naciąganą, za to zawsze misternie zbudowaną. Każdy kolejny argumenciarski wygibas rozszyfrowuje się...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
106
11

Na półkach: , , ,

Niezwykła lektura, choć skierowana bardziej do osoby wierzącej, aniżeli niewierzącej czy poszukującej.
Niejednokrotnie zastanawiałem się, o czym GK pisze, przecież to nie ma sensu, ale gdy dochodził do konkluzji, okazywało się, że ma rację.
Wiele jest też rzeczy, które są mi bliskie, choć może nie zdawałem sobie z tego sprawy i dopiero GK nazwał je po imieniu.
Jest to książka z XX w., ale nic nie traci na aktualności. Może i zmieniły się pewne zjawiska, to jednak mechanizmy i ich źródła pozostały te same.
Z pewnością książka zrobiła swoje: na pewno sięgnę po kolejne dzieła Chestertona!

Niezwykła lektura, choć skierowana bardziej do osoby wierzącej, aniżeli niewierzącej czy poszukującej.
Niejednokrotnie zastanawiałem się, o czym GK pisze, przecież to nie ma sensu, ale gdy dochodził do konkluzji, okazywało się, że ma rację.
Wiele jest też rzeczy, które są mi bliskie, choć może nie zdawałem sobie z tego sprawy i dopiero GK nazwał je po imieniu.
Jest to...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    513
  • Przeczytane
    311
  • Posiadam
    113
  • Teraz czytam
    28
  • Ulubione
    16
  • Religia
    9
  • Chrześcijaństwo
    4
  • Filozofia
    4
  • Filozoficzne
    3
  • 2017
    3

Cytaty

Więcej
Gilbert Keith Chesterton Ortodoksja Zobacz więcej
Gilbert Keith Chesterton Ortodoksja Zobacz więcej
Gilbert Keith Chesterton Ortodoksja Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także