rozwińzwiń

Dziewczynko, roznieć ogieniek

Okładka książki Dziewczynko, roznieć ogieniek Martin Šmaus
Okładka książki Dziewczynko, roznieć ogieniek
Martin Šmaus Wydawnictwo: Książkowe Klimaty Seria: Czeskie Klimaty literatura piękna
334 str. 5 godz. 34 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Czeskie Klimaty
Tytuł oryginału:
Děvčátko, rozdělej ohníček: Na cikňi na bari, čarav tro voďori
Wydawnictwo:
Książkowe Klimaty
Data wydania:
2013-10-09
Data 1. wyd. pol.:
2013-10-09
Liczba stron:
334
Czas czytania
5 godz. 34 min.
Język:
polski
ISBN:
9788364168024
Tłumacz:
Dorota Dobrew
Tagi:
Romowie Czechy dojrzewanie chłopiec wykluczenie wolność dyskryminacja wędrówka rasizm odmienność wieś
Inne
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Zdrowych i wesołych... Jan Balabán, Daniela Fischerová, Eva Hauserová, Irena Obermannová, Iva Pekárková, Jaroslav Rudiš, Petr Šabach, Martin Šmaus, Michal Viewegh
Ocena 6,2
Zdrowych i wes... Jan Balabán, Daniel...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
124 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
955
136

Na półkach: , ,

Piękna, chociaż smutna opowieść o losie, który czasem jest nam dany z góry i nie da się przed nim uciec.

Piękna, chociaż smutna opowieść o losie, który czasem jest nam dany z góry i nie da się przed nim uciec.

Pokaż mimo to

avatar
114
53

Na półkach:

Piękna, smutna, jak życie często, nie zapomnę jej na pewno. Polecam wszystkim niezależnie od upodobań.

Piękna, smutna, jak życie często, nie zapomnę jej na pewno. Polecam wszystkim niezależnie od upodobań.

Pokaż mimo to

avatar
173
18

Na półkach:

Przepiękna. Jedna z najlepszych, jakie czytałam. Rozdzierająca serce. Trochę czuję wstyd, jako "biała"/przedstawicielka "gadziów", że tak niewiele o nich wiemy, nawet nie za bardzo chcemy wiedzieć, bo i tak wszyscy już mają o nich zdanie, oczywiście negatywne. Najgorsze, że wśród nich jest taki Andrejko... Który marzy, chce więcej niż jego rodzina, walczy o godne życie inaczej niż "swoi". I co? Co może zrobić w świecie gadziów? To tylko Cygan .... Ta historia zostanie ze mną na zawsze.

Przepiękna. Jedna z najlepszych, jakie czytałam. Rozdzierająca serce. Trochę czuję wstyd, jako "biała"/przedstawicielka "gadziów", że tak niewiele o nich wiemy, nawet nie za bardzo chcemy wiedzieć, bo i tak wszyscy już mają o nich zdanie, oczywiście negatywne. Najgorsze, że wśród nich jest taki Andrejko... Który marzy, chce więcej niż jego rodzina, walczy o godne życie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
324
301

Na półkach:

Cygańskie pieśni wciąż dźwięczą mi w uszach. Są tak rzewne i pełne żałości jak żywa rana posypana solą.
Nie tego się spodziewałam.
Myślałam, że to powieść o społeczności, która jest razem. Dostałam powieść o izolacji tnącej jak brzytwa.
Myślałam, że to historia o korzeniach. Znalazłam tu ból połamanego drzewa.
Myślałam, że to opowieść o głodzie, który odbiera siły. Odkryłam tu głód, który rozrywa duszę.
Myślałam, że to głos szukający jedności. Usłyszałam krzyk, który powala mosty.
Przez pierwsze kilkanaście stron brnęłam w gęstwinie. Próbowałam się odnaleźć, umościć, w tej przestrzeni tak dalekiej od znanej mi codzienności. Kolejne kilkaset nie chciało mnie puścić ze swoich objęć. Wszystko się zaczyna (a może właśnie zwiastuje koniec?),gdy kilkuletni Andrejko Dunka zostaje wyrwany z matczynych objęć. Czy to już na zawsze, mamusiu? Cygańska tułaczka, próba radzenia sobie ze światem, który przecież nie rozumie, pierwsze kradzieże, ręce wystawione po lowaczki, nostalgia wdzierająca się w każdą szczelinę, oczy czarne jak węgle - żarzące się do wolności i okalająca tę poszarpaną rzeczywistość miłość do ciepłej gleby, grud ziemi, która rodzi. Taka aura przewija się tu słowo po słowie. Andrejko trafia do zakładu poprawczego, gdzie drży, krzyczy i jest daleki od samego siebie. Poniżany, niesprawiedliwie oceniany i zepchnięty na margines. Coś pęka nieodwracalnie. Jego bezlitosny los splata się z losami wuja Stefana, ciotki Idy, Jolanki, Anetki i innych cygańskich dusz - niedostosowanych i pogubionych, ale i z życiem nieufnych gadziów. Jest tu miłość - rumiana jak bochenek chleba, ojcostwo - oddane jak słońce morzu, gdy zachodzi, okrucieństwo - ślepe i dzikie. Wszystko mocne, prawdziwe, wyraziste.
Nie zabraknie też gorących letnich wieczorów zapachu macierzanki, świerszczy grających jak opętane, rechotu żab nad potokiem, młodych olch i gwiazd jak kryształki cukru. Opisy natury są tu jak pejzaże oglądane na własne oczy. Przejmujące. Piękne. Słowa niczym żywe lasy, ogniste szczyty gór i kolce. Język sugestywny. Bezkompromisowy. Bywa liryczny jak powiew wiatru, ale i twardy jak kamień.
Autor w niezwykły sposób przenosi czytelnika w samo centrum romskiej mentalności. Przenikamy więc do wnętrza. Bywa trudno i na pewno nie jest jednolicie, bo nie każdy Rom jest taki sam, mimo powierzchownych ocen, przyklejania etykiet, nienawiści, która zabija. Myślą, spojrzeniem, czynem. Przez powieść idziemy, zyskujemy i bez żalu tracimy razem z Cyganami, bo Romowie niczego nie potrzebują na własność, dlatego nie czują lęku, że coś zostanie im odebrane.
Po przeczytaniu czuję bezsilność. Opadam z sił. Poznałam życie bez przeszłości i jutra. I wiem jedno, wrzucanie wszystkich do jednego worka - wymiętego i ubłoconego to okrucieństwo. Nie chcę. Nie zgadzam się. Wnoszę sprzeciw.

Cygańskie pieśni wciąż dźwięczą mi w uszach. Są tak rzewne i pełne żałości jak żywa rana posypana solą.
Nie tego się spodziewałam.
Myślałam, że to powieść o społeczności, która jest razem. Dostałam powieść o izolacji tnącej jak brzytwa.
Myślałam, że to historia o korzeniach. Znalazłam tu ból połamanego drzewa.
Myślałam, że to opowieść o głodzie, który odbiera siły....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1763
1762

Na półkach:

Przygniotła mnie ta opowieść.
Przydusiła ciężarem emocjonalnym. Przygięła do ziemi rozdzierającymi serce obrazami. Położyła na moim sercu?, duszy?, sumieniu?, a może na wszystkim naraz, nie jeden kamień, a cały ich stos, mając wrażenie, że zostały mi tylko odrzucone. Z trudem dźwigałam je do końcowego zdania, by po przewróceniu ostatniej strony długo siedzieć w zamyśleniu nad losem głównego bohatera Andrejka Dunki, nad Cyganami, do których należał i nie należał, nad dziejami jego narodu, wiecznym wędrowaniu i towarzyszącym mu wyobcowaniu. I nad nami, gadziami, ukazującymi mu ludzką twarz, ale częściej tą odczłowieczoną. Próbowałam poukładać sobie te wszystkie wzburzone myśli, te nowe informacje, o których nie miałam zupełnie pojęcia (zabieranie Cyganom dzieci do domów dziecka),a przede wszystkim skrajne emocje, których skali początkowo nie odczuwałam, a które nagromadziły mi się w gardle i ścisnęły boleśnie. Tak, polały się łzy ze złości na głupotę ludzką, na bezmyślność, na kolejnego trupa w szafie, z którym przyjdzie się zmierzyć nam, współczesnym pokoleniom.
A emocje te, początkowo chłodne, zdystansowane, nieodczuwane, powolutku gromadziły się gdzieś tam we mnie, czyniąc mnie jedną z bohaterek wraz ze snutą przez narratora opowieścią o życiu kilkuletniego Andrejka (w tej części opowieści przypominającego mi trochę „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego),zabranego matce przez wuja (a być może ojca, jak się domyślano),który musiał odnaleźć się u ciotki, w nowym, miejskim, praskim środowisku. Zapomnieć o słowackiej wsi Wyżnej Polanie, na której skraju żyli obozowiskiem od lat, podkuwając gadziom konie, grając na weseliskach, „podobni do swoich wyrastających z błota bud, zrośnięci z nimi jak ciało z duszą” i mając przed sobą bezkresne połoniny, światło ogniska, a nad głową rozgwieżdżone, szerokie, czarne niebo, a przede wszystkim pieśni i wolność, „swobodę, swobodzieńkę…” A w dzień mogąc „leniwie mrużyć oczy przed słońcem, śpiewać i płakać przy dźwiękach skrzypiec". Woleli żyć niż mieć. To dlatego tak trudno było odnaleźć się krewnym Andrejki, którzy przybyli za nim do Pragi, gdzie mieć było ważniejsze, prawo własności święte, a granice podziałów społecznych jeszcze bardziej. Zupełnie nie rozumieli mentalności Czechów i „kręcili głowami ze zdziwioną miną, że o co właściwie tym gadziom chodzi, co im przeszkadza, skąd te lodowate spojrzenia, wrogie miny i wściekłe trzaskanie drzwiami, przecież oni nic złego nie robią – tylko żyją tak, jak przywykli". Andrejko próbował, rozdarty między lojalnością wobec własnej, demoralizującej się rodziny a nowymi warunkami dyktowanymi przez Czechów, pójść własną drogą. Chciał znaleźć między tymi dwiema mentalnościami kulturowymi swoje miejsce. Starał się najpierw zasymilować w mieście, a potem wrócić do dawnej formy współistnienia z chłopami w Polance, ale cokolwiek by nie zrobił, jakichkolwiek decyzji by nie podjął, zawsze kończyły się katastrofą – poprawczak, więzienie, szpital psychiatryczny, morderstwo. W tym poszukiwaniu siebie i błądzeniu po wielu ścieżkach, piętno Cygana szło za nim jak fatum, prowokując przyszłe wydarzenia, tak trafnie nazwane przez Lecha Mroza, autora posłowia, niemożnością przeskoczenia cienia swojej cygańskiej egzystencji.
Autor powieści, ukazując los pojedynczego człowieka na tle swoich rodaków, tak naprawdę ukazał historię narodu cygańskiego na Słowacji od czasów bez granic, kiedy przybyli do rusińskich wsi i żydowskich osad w bieszczadzkich dolinach poprzez czas ich eksterminacji w obozach przez Niemców w czasie II wojny światowej, dalej okresu przemian ustrojowych, przemysłowych i gospodarczych siłą próbujących ich zasymilować, a tak naprawdę wyrzucających ich na obrzeża społeczeństwa, aż do 1994 roku. Stworzył obiektywne i szerokie spektrum przyczyn stanu i kondycji narodu cygańskiego, jaki znamy dzisiaj. Przy czym nie usprawiedliwiał współczesnej postawy Cyganów, jaką zna przeciętny obywatel państwa europejskiego, ale wskazał na jego przyczyny, nie pozostawiając wątpliwości, że w dużej mierze polityka danego państwa bardzo się do tego przyczyniła. Z mariażu człowieka wolnego o diametralnie różnej mentalności od Europejczyków oraz podejściu do życia i chęci uczynienia z niego obywatela osiadłego w myśl komunistycznej zasady – ”Zrobimy z niego nowego człowieka…”, „Już nigdy nie zazna głodu ani nędzy, damy mu mydło, buty i czystą koszulę, nauczymy go czytać, pisać i regulaminowo wiązać pionierską chustę…” – nie mogło powstać nic dobrego. Skutki takiego podejścia trwają do dzisiaj. Współcześni Cyganie, zwani dzisiaj Romami, w niektórych miastach nadal żyją w gettach mentalnych i fizycznych. Ten problem szczególnie dotyczy słowackich Romów. Wspomniany wcześniej autor posłowia pisze wprost – „Ten stan nie jest obrazem przeszłości. Tak jest również i dzisiaj, nie zmniejszyła się nawet skala problemu". I nie jest to tylko problem Słowacji czy Czech, ale również innych państw europejskich. W tym także Polski, chociaż nie na taką skalę, jak u południowych sąsiadów. Bardzo dobrze opisał jego polską wersję Jacek Milewski w swoich reportażach "Dym się rozwiewa". Jednak o ile reportaże tylko wskazały problem, o tyle autor książki pokazał cały proces przyczyn i skutków pogłębiających wyobcowanie, poruszając sumienie czytającego. Cyganie doczekali się swojego Jana Grossa w osobie Martina Šmausa, który słowami jednego z bohaterów stawia szereg niewygodnych pytań – „Tak szybko wszystko zniszczyliśmy. Cygańskich wójtów posłaliśmy do kopalń albo od razu za kratki, mężczyzn w sile wieku – do stalowni, starszych do domów starców, dzieciaki – do domów dziecka. Porwaliśmy, poszarpaliśmy wszystko, a co daliśmy w zamian? Co za ich dzieci, wozy, konie? Pieniądze, tylko pieniądze. […] Wszystko, a jednocześnie tak mało. Rozwiązanie – Rozwalić im wozy, dzieciaki wyszorować i ogolić na łyso, dorosłym podciąć korzenie, wyrwać i przesadzić". – wydawało się początkowo takie proste. Dzisiaj ta powieść pokazuje tego skutki i mówi wyraźnie, zwracając się do nowych pokoleń dziedziczących ten problem, licząc na ich zrozumienie, że „odebrać komuś dziecko, zabić psa, ściąć drzewo, choćby zgodnie z prawem, to zbrodnia".
A ja, czytając te słowa, myślę sobie – ile jeszcze przewin odziedziczę po moich przodkach, ile krzywd wyrządzonych z różnych powodów, z którymi muszę się teraz borykać, mierzyć, ponosić konsekwencje, czy to mi się podoba, czy nie? Czy chcę tego, czy nie, bo narosłe problemy, zamiatane pod dywan urosły do rangi trudno rozwiązywalnych lub wręcz niemożliwych do rozwiązania dzisiaj. Najpierw czeka nas uświadomienie, że problem jest, że obok nas żyje naród, od którego nadal odgradzamy się murem mentalnym, a najchętniej tym z betonu. Uświadomienie bolesne, bo wytykanie czegokolwiek palcem znosimy bardzo źle, sądząc po reakcjach Polaków na podobny proces ukazywania gorzkiej prawdy dotyczącej Żydów albo komentarzach pod artykułem Michała Sutowskiego „Romowie do getta” o podobnym przekazie, co książka. A potem czeka nas szukanie drogi wyjścia z sytuacji, w której Cyganie z nadopiekuńczego dawania przez państwo, „z marginalizacji, ze swojego odrzucenia przez ogół współobywateli, uczynili sposób na życie". Z postawy „daj” na postawę „potrafię zrobić to sam”.
Jak zmienić ich świadomość w podejściu do życia we współczesnym świecie?
To bardzo trudne zadanie, z którym nie poradzili sobie nasi przodkowie. Czy poradzimy sobie z tym my, im współcześni, czy tak, jak nasi poprzednicy, zamieciemy pod dywan, zostawiając to dziedzictwo kolejnym pokoleniom? Mamy łatwiej, by się z tym uporać – świadomość i chęć najmłodszego pokolenia Romów „do wychodzenia z biedy i społecznego sieroctwa”, jak pisze Lech Mróz, a które uosabia w powieści Andrejko, daje nadzieję na burzenie murów. Może nie od razu, może nie już, ale powoli, cegła po cegle, ostrożnie, bez pośpiechu, z mądrą i dobrze przemyślaną polityka socjalną, a przede wszystkim z ludzką twarzą i świadomością, że pierwsze efekty zobaczą dopiero nasze dzieci. Chociażby dla nich, warto podjąć próbę wyjścia z tego błędnego koła wzajemnej nienawiści i znalezienia, wypracowania sobie, bezkonfliktowej formy współistnienia. Ktoś, kiedyś musi.
Dlaczego nie zacząć od siebie?
naostrzuksiazki.pl

Przygniotła mnie ta opowieść.
Przydusiła ciężarem emocjonalnym. Przygięła do ziemi rozdzierającymi serce obrazami. Położyła na moim sercu?, duszy?, sumieniu?, a może na wszystkim naraz, nie jeden kamień, a cały ich stos, mając wrażenie, że zostały mi tylko odrzucone. Z trudem dźwigałam je do końcowego zdania, by po przewróceniu ostatniej strony długo siedzieć w zamyśleniu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
43
22

Na półkach:

Dawne czasy, spokojnie pędzone przez Cyganów w wiosce Wyżna Polana na wschodzie Słowacji to już przeszłość, z którą więzy trzeba było z całą bezwzględnością rozerwać między innymi dlatego, że zapotrzebowanie na handel końmi i kowalskie prace zostało zredukowane do minimum w początkach zataczającej coraz rozleglejsze kręgi mechanizacji gospodarstw rolnych. Romowie wraz ze swoimi pełnymi żałości pieśniami zmuszeni zostali szukać innego sposobu zarobku i owym wybawieniem stawało się miasto, które dawało niemałe szanse na pracę i w którym można było liczyć na przyznanie mieszkania oraz pomoc finansową, choć prędko zorientowano się, że takie rozwiązanie raczej ciężko określić najlepszym wyjściem. Lecz mimo to miasto stanowiło ratunek. Jednak z drugiej strony to samo miasto ze wszystkich sił i ze wszystkich stron skutecznie odpychało Romów. Ich obecność w tym wysoce cywilizowanym świecie kojarzona była bardzo negatywnie i z marszu uznawano ich za naród, któremu ufać nie sposób, o którym sądy już dawno wydane, nad którym użalać się nie ma co. Ta grupa wciąż potykała się w rozumieniu innych o margines i jednocześnie sama się w stronę marginesu (lecz w innym rozumieniu) kierowała poprzez swój styl bycia. Brak zarobkowego zajęcia niejednokrotnie wiązał z koniecznością poszukiwania innych źródeł dochodu, co często ograniczało się do mniejszych i większych przestępstw – w ten sposób działało poczucie konieczności przetrwania, do czego asumptem stawała się właśnie owa niemożność życia na wsi czy życia wędrownego – później już całkowicie zabronionego:

"To było dawno, teraz nie ma Cyganów, są Romowie. Już nie tańczą, nie śpiewają „jajajaj” pod gwiazdami, ale dalej żyją po swojemu. Przed południem chodzą po urzędach, a wieczorem roją się na rynku. Rano trzeba po nich sprzątać potłuczone butelki, a na spowiedzi ciągle jakaś babcia płacze, że wczoraj te cygańskie łobuzy, niech im Pan Bóg przebaczy, ukradły jej portmonetkę z całą emeryturą". (s. 319)

Na taką rzeczywistość nie zgadza się Andrejek, który już od dziecka robił za maszynkę do pieniędzy. Wykorzystywany i zaniedbywany przez krewnych, wciąż jednak widzi wśród nich bezpieczeństwo, bo dostaje go o wiele mniej w miejscach, w których nakazem gadziów, czyli nie-Romów, bywa osadzony. Osamotniony, opuszczony i sponiewierany nieustannie jest jeszcze w stanie poszukiwać lepszego życia, ale ono albo daje mu marną chwilę odpoczynku, swoistego szczęścia, albo przyciska z zaskoczenia, po raz kolejny dopomina się jak gdyby o spłatę za to, co dobre. Cierpienie podąża za Andrejkiem bez najmniejszych skrupułów, jakby ktoś drogę przed nim wyścielił samymi nieszczęściami. Jest ich tak wiele, że po kolejnym i jeszcze jednym ma się wielką ochotę zamknąć rozdział pod tytułem „Dziewczynko, roznieć ogieniek” i nie słyszeć dłużej tej fali udręki, która nawet gdy opada, to za moment staje się jeszcze silniejsza. Złożona z bólu psychicznego i fizycznego egzystencja młodego człowieka mogłaby mieć swój kres właśnie tam – w spokojnej Wyżej Polanie, w miejscu zdolnym położyć szlaban gwarowi, wiecznemu tłokowi miasta i jego ślepym, prowadzącym w jeszcze ciemniejsze zakątki uliczkom, jego brutalności i wyuczonym na pamięć schematom, a także dyskryminacji czy uprzedzeniom. Tymczasem nawet w tej wolnej krainie zawsze znajdzie się ktoś, przez kogo Andrejek zostanie uznany za nie swojego.

"Gdyby tak dało się cofnąć czas, stanąć na początku drogi, znowu poczuć ziemię pod stopami… […] Odemknąłby książkę, której teraz nie ma już siły czytać, a drzwi, o które tyle razy rozbił sobie głowę, stałyby otworem. Żeby tak zapalić lampę naftową, wziąć światło w dłonie i oświetlić sobie drogę…" (s. 321)

Ale nie można. A gdyby nawet… nawet tam, "gdzie do władzy daleko, a do Boga wysoko” nic już nie zmieni faktu, że życie głównego bohatera po jakimś czasie przestaje układać się w ciągłość zdarzeń, jasnych i prostych do pojęcia, i zaczyna być przerywane przez ciągi zamyśleń, stanów otępienia, niemożności pojęcia. Bo może i człowiek wszystko zniesie, ale nigdy nie będzie już taki jak dawniej.

Ta trochę naciągana niedola Andrejka staje się czymś, w co aż uwierzyć się nie da, bo nieszczęścia latają za bohaterem jak głodny komar letnią nocą.

A jednak mimo to "Dziewczynko, roznieć ogieniek" to powieść tragiczna. To w pewnym sensie doskonała, ale trudna do przejścia lekcja tolerancji i szacunku nie tylko wobec Romów, ale wobec wszystkich, którzy odstają od tłumu tylko z powodu innej narodowości, koloru skóry czy specyficznych cech. Oby tylko została dobrze odrobiona przez tych wszystkich niby tolerancyjnych i tych, którzy owej tolerancji oczekują od innych, a nie są w stanie jej zaoferować. I to nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi politycznymi rozgrywkami (bo temat na fali, więc ktoś mógłby tak pomyśleć),ale z człowiekiem jako jednostką, bez względu na to, do jakiej partii czy ruchu, czy nie wiem czego jeszcze należy czy nie należy.

Dawne czasy, spokojnie pędzone przez Cyganów w wiosce Wyżna Polana na wschodzie Słowacji to już przeszłość, z którą więzy trzeba było z całą bezwzględnością rozerwać między innymi dlatego, że zapotrzebowanie na handel końmi i kowalskie prace zostało zredukowane do minimum w początkach zataczającej coraz rozleglejsze kręgi mechanizacji gospodarstw rolnych. Romowie wraz ze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
927
924

Na półkach:

W połowie mam potocznie nazywaną "cygańską krew". Mój Ojciec jest Romem z pochodzenia. Ta proza pokazuje jak łatwo jest marginalizować, przypinać łatki ludziom zupełnie ich nie znając. A wszystko to podlane zmianami na arenie polityczno-gospodarczej. To widok na konflikt pomiędzy tą specyficzną grupą, odbieraniem im wolności, a resztą społeczeństwa. Zamknięte dodatkowo w postaci jednej, pełnej przywar rodziny.Uderzała mnie niesamowicie samotność, wylewała się na mnie jak szlam tęsknota za dawnym życiem, poczuciem wolności. Ich wolności która została wydarta, obdarta ze wszystkiego co piękne. Ciężko się odnaleźć jeśli już na starcie jesteśmy skazani na porażkę i ostracyzm społeczny ze względu na pochodzenie - to powodowało , że cierpiałam czytając.
Główny bohater ma w życiu ogromnego pecha. Nie potrafi znaleźć swojego miejsca na ziemi, nikt w tym nie pomaga. Krzyż jaki dźwiga jest niesamowity. Ciężko mu zgasić w ludziach strony ciemne,brać bez reszty życie gdy obarczony jest tułaczką. Autor wbija nam do mózgu jak kleszcze stereotypy o cyganach, buduje nienawiść. Wkurza niesamowicie,bo pobudza w czytelniku wiarę w to, że faktycznie tak jest. Nie zgadzam się na to. Nigdy nie żyłam tak jak tu jest opisane. Nikt z mojej rodziny nie żył, a jednak zakłada te koraliki szczególnie tym którzy kolorem skóry się wyróżniają - koraliki zbudowane z cierni i braku poznania ich w pełni. Jasne, być może ta książka pozwoli wielu z Was poznać tę grupę etniczną, jednak obraz nijak ma się do tego co ja znam, co z dzieciństwa pamiętam.Jednak forma porusza do łez, nie pozwala o sobie zapomnieć. Zmusza do rozmów, poznania ich bliżej. Otwarcia oczu, pozwolenia samemu zdecydować czy warto na miejscu ich skreślać.

W połowie mam potocznie nazywaną "cygańską krew". Mój Ojciec jest Romem z pochodzenia. Ta proza pokazuje jak łatwo jest marginalizować, przypinać łatki ludziom zupełnie ich nie znając. A wszystko to podlane zmianami na arenie polityczno-gospodarczej. To widok na konflikt pomiędzy tą specyficzną grupą, odbieraniem im wolności, a resztą społeczeństwa. Zamknięte dodatkowo w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1180
734

Na półkach:

Nie dziwię się czeskim nagrodom dla tej powieści - nie dość, że proza świetna, to jeszcze dotyka (dotyka? A skąd! Świdruje, tnie, tłucze i miażdży!) problemu dla Czechów, Słowaków, a także Węgrów bardzo znaczącego, odczuwanego codziennie, często osobiście (w Polsce Cyganie to marginalna grupa narodowościowa, a w tamtych krajach przeciwnie, zatem prawie każdy Czech czy Słowak ma do czynienia z Romami każdego dnia).
Powieść napisana jest nieco nierówno, są miejsca, kiedy autor upraszcza, żeby przyśpieszyć tok narracji, upraszcza opis wydarzeń, a tym bardziej opis wewnętrznych zmagań bohaterów, na szczęście tak jest tylko tu i ówdzie. Poza tym śledzimy nie tylko plastycznie odmalowane koleje losu bohatera, lecz także jego duchowe próby dogadania się ze światem i z sobą samym, czujemy jego ból, samotność, doświadczamy nadziei, borykamy się z rozterkami i brakiem odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Czy zatem to powieść społeczna, etniczna może, polityczna? Nie. Po prostu nie. Można ją tak odczytać, tracąc z oczu uniwersalny charakter tej prozy, tego wglądu w Los Człowieka, nie los Cygana czy wyrzutka. Los Człowieka (nawiązanie do Szołochowa może i nie jest tu przypadkowe).

Nie dziwię się czeskim nagrodom dla tej powieści - nie dość, że proza świetna, to jeszcze dotyka (dotyka? A skąd! Świdruje, tnie, tłucze i miażdży!) problemu dla Czechów, Słowaków, a także Węgrów bardzo znaczącego, odczuwanego codziennie, często osobiście (w Polsce Cyganie to marginalna grupa narodowościowa, a w tamtych krajach przeciwnie, zatem prawie każdy Czech czy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
991
515

Na półkach: , ,

Cygan, wieczny tułacz. Tak można podsumować książkę pt. "Dziewczynko, roznieć ogienek" autorstwa Martina Šmausa. Jest to obraz katastrofalnej w skutkach polityki socjalnej rządu Czechosłowacji wobec całkiem licznej społeczności romskiej. Społeczności, która w dobie szybkich zmian społecznych i gospodarczych oraz niechęci do dostosowania się do nowych warunków, coraz bardziej zaczęła odstawać od reszty społeczeństwa (na szczęście w chwili obecnej to się pomalutku zmienia). Głęboko zakorzeniona mentalność, życie tu i teraz, brak szacunku do cudzej pracy i cudzej własności, zasiłki na dzieci przepuszczane na alkohol i inne rzeczy "pierwszej potrzeby", kradzieże, wandalizm, prostytucja... to jest obraz wyhodowanej na własnym podwórku patologii. A wszystkiemu są winne "pieniądze, pieniążki, lowaczki...". Bo łatwiej dać kasę i niech się odczepią chociaż na chwilę, niż podjąć działania wymagające dużego nakładu pracy i energii, ale dające pozytywne skutki w przyszłości.
Na tle tych wszystkich cygańskich czarnych charakterów, główny bohater Andriejko Dunka jawi się jako anioł, który kilka razy potknął się na swojej drodze i mocno się poturbował. Widać w nim potencjał i taką, myślę, że nieuświadomioną chęć bycia takim jak gadzie, czyli wszyscy poza Cyganami. Nie jest jednak w stanie wyrwać tych cygańskich korzeni i aż do ostatniej strony ten cień za nim podąża.
Książka jest warta przeczytania i skłania do refleksji. I mam nadzieję, że każdy, kto ją przeczyta dostrzeże wiele podobieństw z obecną sytuacją socjalną w Polce i zrozumie jakie konsekwencje przyniesie nam za parę lat taka polityka (i to nie jest pesymizm z mojej strony, tylko brutalny realizm).

Cygan, wieczny tułacz. Tak można podsumować książkę pt. "Dziewczynko, roznieć ogienek" autorstwa Martina Šmausa. Jest to obraz katastrofalnej w skutkach polityki socjalnej rządu Czechosłowacji wobec całkiem licznej społeczności romskiej. Społeczności, która w dobie szybkich zmian społecznych i gospodarczych oraz niechęci do dostosowania się do nowych warunków, coraz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
428
165

Na półkach: ,

Smutna, pełna tęsknoty książka. Tęsknoty za życiem po swojemu, gdzie Cyganie palą ogniska, śpiewają, marzą. A teraz muszą żyć w świecie betonowym, w świecie nie ich zasad...

Smutna, pełna tęsknoty książka. Tęsknoty za życiem po swojemu, gdzie Cyganie palą ogniska, śpiewają, marzą. A teraz muszą żyć w świecie betonowym, w świecie nie ich zasad...

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    270
  • Przeczytane
    152
  • Posiadam
    45
  • Literatura czeska
    12
  • Chcę w prezencie
    5
  • 2014
    4
  • 2019
    4
  • Teraz czytam
    4
  • 2020
    3
  • Literatura piękna
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Dziewczynko, roznieć ogieniek


Podobne książki

Przeczytaj także