rozwińzwiń

Związek grzebie swoich zmarłych

Okładka książki Związek grzebie swoich zmarłych Henry Lawson
Okładka książki Związek grzebie swoich zmarłych
Henry Lawson Wydawnictwo: Glowbook literatura piękna
206 str. 3 godz. 26 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Glowbook
Data wydania:
2022-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2022-01-01
Liczba stron:
206
Czas czytania
3 godz. 26 min.
Język:
polski
ISBN:
9788396038579
Tłumacz:
Kaja Gucio
Tagi:
Australia literatura australijska Interior pionierzy opowiadania początek XX wieku klasyka literatury australijskiej
Średnia ocen

6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
19 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
511
511

Na półkach:

Mam przed sobą zbiór 14 krótkich tekstów australijskiego pisarza, Henry`ego Lawsona. Czytając je możemy bez trudu wyobrazić sobie znojne, wymagające wielu wyrzeczeń życie Australijczyka z interioru u progu XX wieku. Fakt, są to krótkie opowiadania, ale bardzo nasycone treścią, także tą niewypowiedzianą wprost, autor, sam będący górnikiem, doskonale wie, o czym pisze. Nie trzeba mu wielu słów, by oddać to, co najważniejsze, kondycję człowieka w zderzeniu z nieokiełznaną naturą, nad którą nie sposób zapanować, z biedą, z samotnością i rozległą przestrzenią, nie dającą poczucia bezpieczeństwa.

„Dookoła wszędzie busz – busz bezkresny, bo teren jest płaski. Żadnych górskich szczytów w oddali. Busz składa się z uschniętych, spróchniałych jabłoni. Żadnego podszycia. Nie ma nic, co przyniosłoby ulgę oczom, nie licząc kilku ciemnozielonych rzewni, które wzdychają nad wąskim, prawie bezwodnym potokiem. Do najbliższego znaku cywilizacji – meliny przy głównej drodze – jest stąd trzydzieści kilometrów.”

W opowiadaniach nikt nad nikim się nie użala. Takie po prostu jest życie. Innego nie znają. Miłość jest tutaj surowa, jak wszystko. Nie w słowach ona tkwi, lecz w trosce. Matka czuwa całą noc, strzegąc bezpieczeństwa dzieci, choć jest piekielnie zmęczona. Tak okazuje im uczucie. Bo nie ma siły ani czasu na rzucanie słów po próżnicy, bo zapomniała, co to czułe gesty i słowa, sama również ich nie zaznając. Kobieta w buszu musi być silna, nie delikatna. Silniejsza od mężczyzny, którego nigdy nie ma w domu, odważna za nich oboje, gdy przyjdzie jej radzić sobie z zagrożeniem. Czy będzie nim jadowity wąż, rozjuszony byk czy też groźnie spoglądający spod ronda kapelusza przybysz.

Śmierć też nikogo tu nie rozczula, ani nie dziwi. Obcuje się z nią na co dzień. Podobnie jak z samotnością, z którą trzeba się oswoić i ją polubić. Człowiek uczy się rozmawiać z własnym psem, jak z najlepszym przyjacielem, a pies zdaje się rozumieć każde słowo.

W tych surowych warunkach ludzie twardnieją niczym skały, a jednak jest coś, co może ten mocny pancerz skruszyć. To miłość. Jej różne odmiany. Mamy ich tutaj całą gamę. Mężczyzna wspominający swoje zaloty, mówi: „(…) moim zdaniem najszczęśliwszy w życiu mężczyzny jest czas, kiedy zaleca się do dziewczyny i dowiaduje się, że ona również go kocha i nie myśli o nikim innym. Wykorzystajcie dni zalotów jak najlepiej chłopcy, i dbajcie, by pozostały czyste, bo to jedyny okres w życiu, kiedy macie szansę doświadczyć poezji i piękna.”

Jest tu jedno opowiadanie o miłości ojcowskiej. Mężczyzna, podróżując samotnie z synem, w momencie gdy musi udzielić mu pomocy, czyni to bez namysłu, jakby wszystkie czynności opiekuńczo-pielęgnacyjne znał od zawsze. Tak właśnie objawia się jego uczucie, które po prostu w nim jest i zawsze było, tylko nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ale to nic, że z braku czasu i nadmiaru zmartwień nie potrafił go okazać. Objawiło się samo, kiedy przyszedł najbardziej właściwy czas.

Bohaterom towarzyszy przyroda, ona ich kształtuje i uczy pokory. Nikt nazbyt delikatny tu nie przetrwa. Poganiacze, skwaterzy, postrzygacze, farmerzy – ciężka praca fizyczna, skromne warunki bytowania, ciągłe wypatrywanie zagrożenia, a to ze strony dzikich zwierząt, a to włóczęgów z bronią zatkniętą za pas. To wszystko ich zahartowało i nauczyło cierpliwości. Busz, na innych sprawiający ponure wrażenie, dla nich jest codziennością, choć momentami może budzić grozę. „To była upiorna, księżycowa noc. Na całym świecie nie ma nic równie demonicznego jak australijski busz w świetle księżyca – albo tuż przed świtem. Smugi księżycowego blasku prześwitują między poskręcanymi konarami, widmowa, niebieskobiała kora eukaliptusa odznacza się w mroku, a blada kłoda, albo suchy pniak wyłaniające się nagle pośród cienia i światła przybierają w oczach podróżnego rozmaite kształty, od cętkowanego byka po nagiego trupa.”

To dzikie i momentami groźne, ale jednak piękno. Opisy zamieszczone w książce nie obfitują w metafory, są skondensowane, ale może właśnie w braku wielu słów tym bardziej przemawiają, wydobywają z siebie samą esencję.

Przy czym nie myślcie, że są tu same ponure opowieści. Nawet w trudnych warunkach człowiek, by przeżyć, musi się czasem uśmiechać. Przy opowiadaniu „Wybuchowy pies” ten szczery śmiech udzielił się także i mnie.

W Australii nic nie jest nijakie, tylko od razu niemal krańcowe. Tak jest też z tymi opowiadaniami. Jak wzruszają, to do głębi, gdy śmieszą, to do łez. Opowieści ze zbioru „Związek grzebie swoich zmarłych” są inne od wszystkiego, co dotychczas czytałam, wręcz niedzisiejsze, co akurat jest dużym komplementem. Niektórzy porównują je do prozy Hemingwaya. Nie do końca się zgadzam. Utwory Henry`ego Lawsona są bardziej wyraziste, mocniejsze, to sam ekstrakt. Mnie przywodzą na myśl bardziej Cormaca McCarthy`ego, choć Lawson widzi w swoich bohaterach zwłaszcza dobro, nawet, jeśli trzeba głęboko je odkopywać spod warstwy szorstkości, a McCarthy wręcz odwrotnie. Jednak moje emocje i wzruszenia były podobne w obu przypadkach.

Ludzie, przyzwyczajeni w buszu liczyć na siebie samych i na siebie nawzajem. Cenią sobie przyjaźń. „Australijskiemu buszmenowi w chwili urodzenia zostaje przypisany kompan, który towarzyszy mu do końca jego dni, jak cień. Zdarza się. Że niekiedy dzielą ich setki kilometrów i długie lata, a jednak są kompanami na całe życie. Podczas życiowej wędrówki Buszmen może mieć wielu kolegów, ale kompana ma tylko jednego.”

Ujmują szczerość i siła bijące z opowiadań Lawsona. Buszmeni są prostymi ludźmi, ze słabościami, co też przecież ludzkie. Piją na umór, by zabić smutki, samotność lub wolny czas, rzucają się do bitki z byle powodu, bo przecież są silnymi facetami i nie pozwolą się obrażać, klną ile wlezie, bo klną wszyscy dookoła. Jednak w miłości są bezbronni jak dzieci, dla przyjaciół hojni do ostatniej półkorony, a śmierci spoglądają odważnie prosto w oczy.

I w sumie wszystko jest tu jasne i klarowne, czarne albo białe: „U kobiet to miłość albo religia. U mężczyzn to miłość albo diabeł.” Ale jakoś wyjątkowo ten surowy, dwukolorowy świat przemawia do mnie wyjątkowo silnie, szarpie za emocje i zapada w pamięć
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Mam przed sobą zbiór 14 krótkich tekstów australijskiego pisarza, Henry`ego Lawsona. Czytając je możemy bez trudu wyobrazić sobie znojne, wymagające wielu wyrzeczeń życie Australijczyka z interioru u progu XX wieku. Fakt, są to krótkie opowiadania, ale bardzo nasycone treścią, także tą niewypowiedzianą wprost, autor, sam będący górnikiem, doskonale wie, o czym pisze. Nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
778
392

Na półkach: , , ,

Wspaniała.

Wspaniała.

Pokaż mimo to

avatar
1081
634

Na półkach:

Zacznę może od pochwał w kierunku Wydawnictwo GlowBook. Debiutująca całkiem niedawno malutka oficyna z Sieradza systematycznie wprowadza do swojej oferty książki ambitne, zapomniane klasyki, powieści otwierające czytelników na nowe regiony i problemy. W ten nurt wpisuje się także „Związek grzebie swoich zmarłych” – zbiór opowiadań, któremu daleko do aktualnych i medialnych dyskursów. To właściwie pozycja skazana na nieobecność w dużych portalach branżowych, na nieuwagę ze strony czytelników. Tym większe brawa, że udało się ją wydać, bo wysoka jakość samego tekstu jest niepodważalna.

O Henrym Lawsonie pewnie jeszcze nie słyszeliście. I ja przyznam się, dowiedziałem się o jego istnieniu dopiero teraz. A jest to postać ze wszech miar warta uwagi, chociażby ze względu na swój dramatyczny żywot. Australijski pisarz już jako czternastolatek utracił słuch. W młodym wieku imał się różnych zajęć. Pomagał na budowach, malował ściany, wreszcie trafił do czasopisma Boomerang. Pierwsze utwory poetyckie zaczął wydawać w wieku dwudziestu lat. Największą sławę przyniosły mu zbiory opowiadań, w tym w szczególności „While the Billy Boils”, w którym zawarto 52 teksty, częściowo dostępne w tomie „Związek grzebie swoich zmarłych”.

To wydarzenie nie pomogło autorowi uciec od problemów. Był alkoholikiem, kilkukrotnie trafiał do szpitala psychiatrycznego. W 6 lat po wydaniu przełomowego dzieła usiłował popełnić samobójstwo. Nadal jednak tworzył, dzięki czemu zapisał się w historii literatury australijskiej. Dość powiedzieć, że w jednym z parków w Sydney stoi jego posąg a podobiznę autora umieszczono na dwóch australijskich znaczkach pocztowych oraz na pierwszym papierowym australijskim banknocie dziesięciodolarowym.

„Związek grzebie swoich zmarłych” zawiera czternaście tekstów traktujących o życiu prostych ludzi w australijskim buszu. To ludzie naznaczeni biedą. Skwaterzy, pasterze, kopacze, praczki które ciężką pracą muszą zarobić na utrzymanie swojej rodziny.

„I smutek mnie ogarnia w młodym, pięknym kraju,

Gdy widzę na tych twarzach troski piętno i nędzy,

na próżno wypatruję świeżości, piękna i wdzięku”

W tekstach Lawsona nie ma nic z romantycznej wizji australijskiego buszu. To kraina upałów, kurzu i głodu. Lawson odtwarza małe sceny w sposób realistyczny i powolny. W najsłynniejszym swoim tekście „Żona poganiacza” bohaterką jest kobieta, która broni swoich dzieci przed wężem. W „Starym pasterzu znajdującym trupa” narratorem jest samotnik znajdujący martwego przyjaciela na dnie wąwozu. To zdarzenie skłania go do rozmowy ze zmarłym na temat losów jego ostatniej wypłaty, reprezentowanej wiary czy jaszczurek. Monolog jako próba zawarcia spóźnionej relacji, także jako wyraz potrzeby bycia wysłuchanym, jest tematem innego opowiadania – „Dzieci z buszu”. Tym razem mówić będzie starsza kobieta, a słuchać pracownik jej męża. Opowieść o zmarłych dzieciach, o obłędzie jaki stał się udziałem kobiety, przypomina nieco najlepsze dokonania irańskiego kina społecznego. Dużo w tym empatii i szacunku dla prostych ludzi.

Poruszających historii jest tu dużo więcej. Autor znalazł także miejsce dla miłości, która czasami staje się zalążkiem podchodów między dwoma panami („Zaloty Joe Wilsona”),by innym razem urzeczywistniać się w formie składanych datków („Zrzutka”). Z wypowiadanych zdań często wyłania się humor – niedosłowny, bazujący na nieporozumieniu, tchórzostwie lub chęci niesienia wsparcia. Sztandarowym przykładem może być „Wybuchowy pies” ukazujący losy pewnego czworonoga goniącego za swoim właścicielem z podpalonym ładunkiem w pysku. Woody Allen nie powstydziłby się takiej sceny w jednej ze swoich dawnych komedii. A Lawson widzi w tym coś jeszcze większego niż zwykły żart. To przecież wspaniały tekst o przyjaźni.

Na okładce książki czytamy, że twórczość Lawsona porównywana jest do Hemingwaya. Jest w tym sporo prawdy. Do opisu australijskiego buszu autor używa zazwyczaj krótkich, ostrych zdań. Właśnie tam, gdzie język jest surowy, a w ustach bohaterów słyszymy lokalną gwarę, opowiadania są najlepsze, najbliższe człowiekowi. Hemingway to jednak nie jedyne skojarzenie. Lakoniczny i humanitarny styl przywodzi mi na myśl także Raymonda Carvera, zaś głęboko ludzkie przypowieści - Charlesa Dickensa. To naprawdę bardzo dobry zbiór, zupełnie niedzisiejszy, choć przecież mówiący o prawdach uniwersalnych.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/08/recenzja-zwiazek-grzebie-swoich-zmarych.html

Zacznę może od pochwał w kierunku Wydawnictwo GlowBook. Debiutująca całkiem niedawno malutka oficyna z Sieradza systematycznie wprowadza do swojej oferty książki ambitne, zapomniane klasyki, powieści otwierające czytelników na nowe regiony i problemy. W ten nurt wpisuje się także „Związek grzebie swoich zmarłych” – zbiór opowiadań, któremu daleko do aktualnych i medialnych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
477
254

Na półkach:

„Związek grzebie swoich zmarłych” to zbiór krótkich opowiadań australijskiego autora. Utwory napisane zostały na początku XX wieku, niemniej niniejsze wydanie stanowi ich pierwsze tłumaczenie na język polski.

Australia opisana w zborze 14 opowiadać to kraj, którego już nie ma. Publikacja funduje czytelnikowi podróż nie tylko w przestrzeni, ale też czasie. Będzie miał on możliwość poznania odmiennej kultury, ale też zastanowienia się, jak wielu zmianom uległa ona na przełomie ostatnich dziesięcioleci.

Z pewnością jest to książka nietypowa, a opisane w niej losy mogą się zdawać czytelnikowi wyjątkowo obce. Nie tylko ze względu na odmienną kulturę i czas, ale też konstrukcję. Opowiadania są bowiem bardzo krótkie, a jednocześnie bogate w szczegóły i pozbawione morału. To bardziej wycinki życia, uwiecznienie ciężkiej rzeczywistości niż opowieści z jakimś konkretnym przesłaniem. Chociaż nie są jako takie trudne w odbiorze, nie każdemu ten sposób narracji się spodoba.

Mimo wszystko przypadły mi one do gustu. Z pewnością na dłużej zostanie ze mną opowieść o kobiecie, która „polowała” na węża ukrytego we własnym mieszkaniu. Samo starcie nie było ekscytujące, ale stanowiło pretekst do zaprezentowania losów kobiety, jej siły, codzienności, utraconych marzeń, emocji, które skrywały się pod „twardą powłoką”, oraz maski, która stała się bardziej rzeczywista niż prawdzie ja. Nie każde opowiadanie przemówiło do mnie aż tak bardzo, jednak to przekazało mi całkiem sposób mimo skromnej objętości tekstu.

Same opowiadania są bardzo różne, łączy je jednak jedno, szara, ciężka rzeczywistość, w której nie każdemu udaje się odnaleźć. Każdy z bohaterów walczy z nią na swój sposób, czasem płynie z prądem, innym razem wykazuje inicjatywę. Nie ma tu jednak nic bajkowego, bo chociaż pojawia się nadzieja na lepsze jutro, to zazwyczaj jest ona płonna. Z tego względu lektura tej powieści może być dość przygnębiającym doświadczeniem, które skłoni czytelnika do trudnych refleksji.

„Należał do ludzi, którzy rzadko się uśmiechają. Wielu takich można znaleźć w australijskim buszu, dokąd ściągają ludzkie wraki i przegrani wszelkiej klasy i zawodów (a także tacy bez klasy i zwodu),ze wszystkich stron świata. Gdy się jednak uśmiechają, to jest to uśmiech albo mechaniczny, albo gorzki, z reguły cyniczny”.

Australia wielu z nas kojarzy się z pięknymi widokami oraz wyższymi standardami życia. Zapominamy jednak o jej przeszłości, ale też o naturalnych zagrożeniach, z którymi mieszkańcy borykają się do dzisiaj. „Związek grzebie swoich zmarłych” prezentuje nam inną perspektywę, owszem, z przeszłości, ale jednak wskazującą na kontekst historyczny i pewne trudności życia w tym pięknym miejscu.

„Związek grzebie swoich zmarłych” nie jest publikacja dla każdego. Może nawet nie dla większości. Mimo wszystko warto daj jej szansę i zaryzykować „wyprawę” w te niegościnne rejony.

„Związek grzebie swoich zmarłych” to zbiór krótkich opowiadań australijskiego autora. Utwory napisane zostały na początku XX wieku, niemniej niniejsze wydanie stanowi ich pierwsze tłumaczenie na język polski.

Australia opisana w zborze 14 opowiadać to kraj, którego już nie ma. Publikacja funduje czytelnikowi podróż nie tylko w przestrzeni, ale też czasie. Będzie miał on...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1704
1689

Na półkach:

"No cóż! Taka jest Australia, rozumiesz Jack".


Na czas czytania tego zbioru, stałam się australijską buszmenką, której przypisanymi kompanami okazali się bohaterowie zawartych w nim opowiadań. Bohaterowie z początków XX wieku, mieszkańcy interioru, ludzie tacy jak my. Taka wędrówka w przeszłość pozwala zmienić nieco optykę patrzenia na obecną rzeczywistość, a co za tym idzie, na problemy, z jakimi borykamy się na co dzień. A to coś, co najbardziej doceniam w krótkiej, epickiej formie literackiej.

Henry Lawson (1855-1922) należy do najbardziej znanych australijskich literatów. Jego życiorys obfituje w tragiczne wątki od całkowitej utraty słuchu w wieku czternastu lat, zmagania się z chorobą alkoholową, pobytu w szpitalu psychiatrycznym i więzieniu, po próbę samobójczą. Autor zmarł w wyniku udaru mózgu. Jego twórczość do dzisiaj stanowi klasykę literatury australijskiej.

"Związek grzebie swoich zmarłych" to zbiór czternastu opowiadań o życiu prostych mieszkańców Australii, ukazujących w swojej całości specyfikę społeczeństwa tego kontynentu w początkach XX wieku. To pierwsze tłumaczenie prozy autora na język polski.

Pierwszy utwór w tym zbiorze pod postacią obszernego wiersza, zawiera słowa klucze mówiące o tym, z czym zetknie się współczesny czytelnik, zgłębiając krótkie formy Henry'ego Lawsona. Są nimi między innymi nędza, bieda, smutek, odwieczna walka i piękny kraj. Wszystko to staje się istotną podstawą wątków dotykających takich tematów, jak śmierć, zapomnienie, niesprawiedliwość, miłość, ojcostwo, choroba psychiczna, męskość, choroba dziecka i wiele innych. Autor w swoich opowiadaniach dotyka bowiem zachowań i emocji fundamentalnych dla każdego człowieka, tego sprzed stu lat i tego współczesnego, ale nie można przy tym zapominać o kontekście historycznym i społecznym epoki, w jakiej powstały.

Henry Lawson w swoich mozaikach kreśli prawdziwy obraz życia australijskich kobiet w tamtych czasach, który współczesnego czytelnika może szokować, a na pewno winien skłaniać do szerokiej refleksji. Kobiet skazanych na samotność, kobiet wychowujących dzieci w niezwykle trudnych warunkach i kobiet walczących z mało przyjaznym buszem. Zadziwia ukazane przez autora pogodzenie się z takim losem, swoista akceptacja życia zdominowanego przez mężczyzn. Kobiece bohaterki w tych opowiadaniach to bohaterki sugestywne, wyraziste, zapadające w pamięci czytelnika, tak ja ta z "Żony poganiacza", de facto najsłynniejszego opowiadania autora.

Wydawałoby się, że pisanie o trudzie i znoju dnia powszedniego zwykłego mieszkańca Australii tamtych czasów to jedynie smutek i zgryzota. Nic bardziej mylnego, gdyż Henry Lawson ukazuje także szczęśliwe momenty takiej egzystencji. W swoich krótkich formach nie ucieka od miłości, przyjaźni, otwartości na drugiego człowieka, a nawet dobroczynności, o czym z poczuciem humoru opowiada w fenomenalnym opowiadaniu pt. "Zrzutka", będącym w mojej opinii najlepszym w całym zbiorze. W australijskim buszu smutek przeplata się ze śmiechem, a szczęście z nieszczęściem, dokładnie tak samo, jak w każdym innym miejscu na Ziemi.

Nie twierdzę, że lektura tego zbioru opowiadań będzie łatwa i przyjemna, gdyż niewątpliwie "Związek grzebie swoich zmarłych" to intrygujące wyzwanie prozatorskie, zarówno pod względem swojej skondensowanej formy, jak i odczuwalnego klimatu życia w australijskim buszu na początku XX wieku. Śmiem jednak rzec, że wszystkie te literackie mozaiki życia charakteryzuje w pewnym stopniu uniwersalny charakter, jaki warto odkryć i przełożyć na nasze obecne życie.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"No cóż! Taka jest Australia, rozumiesz Jack".


Na czas czytania tego zbioru, stałam się australijską buszmenką, której przypisanymi kompanami okazali się bohaterowie zawartych w nim opowiadań. Bohaterowie z początków XX wieku, mieszkańcy interioru, ludzie tacy jak my. Taka wędrówka w przeszłość pozwala zmienić nieco optykę patrzenia na obecną rzeczywistość, a co za tym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
712
585

Na półkach:

„Związek grzebie swoich zmarłych” Henrego Lawsona to moje pierwsze spotkanie z klasyczną literaturą australijską. Twórczość pisarza, o ile dobrze sprawdziłam, nie była dotąd tłumaczona na język polski. Przyznam, że książka zmieniła moje postrzeganie tego kraju, który dotąd wydawał mi się dość egzotyczny, ale jednak przyjazny. Tymczasem obecny dobrobyt budowany był w znoju, upale i kosztem ludzkich dramatów.

Opowiadania Henrego Lawsona mówią o czasach australijskich pionierów, Buszmenów, którzy potrafili poradzić sobie w trudnych, naturalnych warunkach wyspy. Wiedli życie pełne ciężkiej pracy, niebezpieczeństw i samotności. Jedyną rozrywką był alkohol. Mimo wszystko, mimo prostoty i ubóstwa, kierowali się lojalnością oraz rzadko skarżyli na swój los. Generalnie niewiele rozmawiali, bo więcej znaczyły ich działania.

Australijskie kobiety nie mają tutaj również łatwego życia. Często w samotności muszą radzić sobie z gromadką dzieci i całym dobytkiem. Najdobitniej mówi o tym opowiadanie "Żona poganiacza", w którym przedstawiono codzienność kobiety, na którą składa się troska o dzieci, uprawy, dom i czekanie na powrót męża. Mimo powierzchownej szorstkości bohaterka kocha swoje pociechy, a one rozumieją jej trud i starają się mu ulżyć.

Mimo tych wszystkich problemów, trudności i zgryzot, opowiadania Lawsona nie są wyłącznie ponure, czy też pesymistyczne. Jest w nich akceptacja takiego losu, pozwalająca przezwyciężać przeciwności i walczyć o dobre życie. Mimo wszystko ludzie znajdują miejsce na miłość, a nawet flirt, dobroczynność, przyjaźń i życzliwość.

Styl autora jest niewyszukany. Posługuje się prostym językiem i nie wnika zbyt głęboko w kwestie duchowe, jednak pozostawia te tematy domysłom czytelnika. Opisywane wydarzenia pozostawiają wiele przestrzeni do rozważań, zwłaszcza o samotności, brnięciu przez życie wbrew przeciwnościom. I braku możliwości zmiany swojej rzeczywistości. Wiele dialogów zostało wystylizowanych na gwarę, co nie do końca się udało, Kilka razy odniosłam wrażenie, ze to zwykłe błędy redaktorskie.

Podsumowując, wydanie "Związek grzebie swoich umarłych" uważam za dość odważny krok, bo może zainteresować tylko naprawdę ciekawskich czytelników. Choć chciałabym się mylić, bo warto poznać spojrzenie Henrego Lawsona na historię swojego kraju.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl

„Związek grzebie swoich zmarłych” Henrego Lawsona to moje pierwsze spotkanie z klasyczną literaturą australijską. Twórczość pisarza, o ile dobrze sprawdziłam, nie była dotąd tłumaczona na język polski. Przyznam, że książka zmieniła moje postrzeganie tego kraju, który dotąd wydawał mi się dość egzotyczny, ale jednak przyjazny. Tymczasem obecny dobrobyt budowany był w znoju,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
82
81

Na półkach:

Australii przedstawionej w tej książce już nie ma. Czasów, w których osadnicy walczyli o każdą piędź ziemi z wciąż rozrastającym się buszem. W których dni odliczały głód, palące słońce i... wszechobecna śmierć, często samotna. Przygnębiające czasy. Jednak nie pozbawione prostej nadziei. Ta nadzieja towarzyszyła ludziom, kiedy bieda zaglądała w oczy, objawiająca się prostym żartem lub przyjemnością oderwania się od pracy, by napić się herbaty. Prosta nadzieja, bo i ludzie byli prości, podczas gdy natura i bieda wyciskała z nich pot i łzy.

Do książki podeszłam z otwartym umysłem, przekonana, że będzie to bardzo ponura lektura. Jednak nie była taka. Nie jest to łatwa i lekka książka, nawet jeśli styl autora płynie przed siebie niczym rzeka przez wyschnięty busz. Jednak nie jest aż tak mroczna, jak się spodziewałam. Ludzie opisani w tych krótkich opowiadaniach mają ciężko i często płacą krwią za marzenia o szczęśliwym życiu, ale jest w nich jakaś przewrotna iskra, która każe im żartować nawet ze śmierci - iskra, która pozwala im przetrwać, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Tylko tacy ludzie, nawet jeśli nie byli twardzi fizycznie, mogli przeżyć w złych warunkach australijskiego buszu i wyrwać z niego miejsce dla siebie.

I taka jest też ta książka, przewrotna, ale i boleśnie prawdziwa. Od zubożałych gospodyń po osadników i poganiaczy bydła, ich życia układają się w opowiadaniach Lawsona w mozaikę trudów i małych zwycięstw. Dzieci, praca, walka. To wszystko, co mają. Ale potrafią wycisnąć z tego krople i odłamki szczęścia. I to, mimo, że książka jest dość przytłaczająca ogromem niesprawiedliwości, jaka panowała wówczas w Australii, sprawia, że czyta się ją dobrze, a czasem i uśmiech pojawia się na twarzy. Humor Lawsona jest odbiciem tamtejszego społeczeństwa - jednak i współczesny czytelnik może znaleźć w nim tę iskrę, o której wspomniałam.

Opowiadania w zasadzie nie różnią się nastrojem. Niektóre są bardziej humorystyczne, inne obleczone są w nostalgię, lub smutek. Najbardziej zapadnie mi w pamięć "Stary pasterz znajduje trupa". Jest to bardzo dosadny obraz tego , jak samotni ludzie, których bliscy odeszli, lub zostali zabrani przez busz, mogą zginąć i wyschnąć, a nikt tak naprawdę się o nich nie upomni. I tylko samotny skwater stanowić będzie jego kondukt pogrzebowy, księdza i rodzinę.

Nie jestem znawcą dziewiętnastowiecznej Australii, jednak teraz wiem, ile kosztowało tych ludzi wykucie w kamieniu i drewnie prosperującego państwa. I szanuję ich za to - choćby dlatego warto przeczytać te opowiadania. By wiedzieć i zrozumieć. Historia pełna jest podobnych bitew o przetrwanie, dobrze jest być świadkiem chociaż kilku z nich.

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Australii przedstawionej w tej książce już nie ma. Czasów, w których osadnicy walczyli o każdą piędź ziemi z wciąż rozrastającym się buszem. W których dni odliczały głód, palące słońce i... wszechobecna śmierć, często samotna. Przygnębiające czasy. Jednak nie pozbawione prostej nadziei. Ta nadzieja towarzyszyła ludziom, kiedy bieda zaglądała w oczy, objawiająca się prostym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
11
11

Na półkach:

Zatytułowałam tę recenzję jako 'australijski pozytywizm' i tak ją odebrałam. Jest to zbiór opowiadań według mnie pozytywistycznych, gdyż cechuje je realizm, osadzenie w warunkach tamtego świata, tamtych ludzi, a australijski, bo akcenty społeczne są inne niż w naszej 'Lalce' czy 'Nad Niemnem', czy w opowiadaniach Dygasińskiego. U nas pojawiały się wątki niesprawiedliwości społecznej, patriotyczne, a nawet naturalizm, który polegał na przypisaniu stosunkom międzyludzkich cech zwierzęcej walki o byt. Tu mamy opowieści o trudnym życiu australijskich pionierów, ich rodzin, z naciskiem na pokazanie ich cech ludzkich. Czytając, miałam wrażenie, że to takie miniportrety gloryfikujące to, co w tych ludziach dobre, współczujące ich porażkom, z których ci ludzie wyciągnęli nauczkę na przyszłość i godzące się z ich wadami. Po prostu ludzie są jacy są. Miłość i rodzina są tu ważne, ale w tych opowiadaniach małżonkowie bardziej robią niż mówią. Dzieci są sensem życia, ale w tych warunkach grozi im więcej niebezpieczeństw. Temu poświęcone są 2 opowiadania. Zabawne było opowiadanie o Żyrafie, facecie uzależnionym od pomagania, a pełne filuterii było opowiadanie o 'ślicznotce' z Armii Zbawienia.
Bardzo ciekawy jest język tych opowiadań. Tłumaczce udało się oddać gwarę tych ludzi i ich błędy językowe.
Czy dzisiaj takie opowiadania mają sens drukowania? Ostatecznie wydano je w 1894 roku. No trochę autor czekał na polskie tłumaczenie. Tak, myślę, że jest, bo to teksty inne niż to, co teraz powstaje. Styl pisania jest jasny, narracja klarowna, a świat trudny, życie ciężkie. To tak jakby literatura powracała do korzeni. Z literatury australijskiej kojarzę Richarda Flanagana. To pisarz współczesny. Widać, jak długą drogę przeszła literatura australijska pomiędzy oboma autorami, a jednocześnie jak bardzo jest ona do siebie podobna. To ciągle świat nizin społecznych, to trudne życie, to kraj zbudowany z ludzi, którzy przyjechali z różnych stron i naprawdę mieli ciężko.
Suma sumarum, jeśli ktoś oczekuje od literatury czegoś więcej niż seksu, miłości i zbrodni to polecam.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Zatytułowałam tę recenzję jako 'australijski pozytywizm' i tak ją odebrałam. Jest to zbiór opowiadań według mnie pozytywistycznych, gdyż cechuje je realizm, osadzenie w warunkach tamtego świata, tamtych ludzi, a australijski, bo akcenty społeczne są inne niż w naszej 'Lalce' czy 'Nad Niemnem', czy w opowiadaniach Dygasińskiego. U nas pojawiały się wątki niesprawiedliwości...

więcej Pokaż mimo to

avatar
0
0

Na półkach:

Australia - kraj wymarzonej podróży. Zawsze chciałam tam pojechać. Może to przez książki A. Szklarskiego, gdzie podziwiałam Sally Allan, przyjaciółkę Tomka Wilmowskiego, którą poznał w buszu, może przez filmy i piosenkarzy, a może przez Marka Niedźwieckiego, redaktora Radia 357, który tak pięknie ją opisuje i fotografuje na swoim blogu czy w książkach. Moja wiedza o tym kraju jest tak naprawdę z „drugiej ręki”, bo też opowieści Polaków, którzy na statku Batory wyjeżdżali z kraju i po wielu perypetiach osiedlali się w Australii (tu zachęcam do odwiedzenia Muzeum Emigracji w Gdyni),były dla mnie źródłem informacji jak tam jest. W większości są to pozytywne relacje, choć o trudach życia w tym kraju, jego historii też słyszałam niemało. I do dziś, na każdą wzmiankę o Australii, od razu jestem pierwsza, aby jej wysłuchać.

Najpierw zwróciłam uwagę na okładkę, tajemniczą i nawet ciepłą w porównaniu do tych krzyczących i kolorowych jakie przewijały mi się przy wyborze książki. Przypominała mi tę ulotną chwilę, kiedy kończy się dzień a zaczyna noc. Intrygujący tytuł w połączeniu z "wieczorną" okładką i jeszcze informacją, że są to opowiadania jednego z najwybitniejszych pisarzy Australii, przekonały mnie, że to książka dla mnie.
14 opowiadań na 204 stronach, a w nich ukazane ludzkie losy. Z jednej strony heroiczna walka o byt, o każdy kolejny dzień, gdzie troska goni troskę a z drugiej zagubienie, samotność, pogodzenie się ze swoim losem.
Jestem fanką dobrych tytułów i tu miałam cały wachlarz, jeden ciekawszy od drugiego. Początek książki trudny. Nie od razu polubiłam język autora, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież dawna mowa, taki styl, może tłumaczenie. Z czasem przywykłam i z kolejnym opowiadaniem oswajałam słowa i czytało mi się coraz lepiej. Każda historia z jakimś przesłaniem, nie takim wprost, na tacy, tym bardziej, że Lawson ucina niektóre w pół zdania, tak jakby zabrakło mu atramentu na dokończenie. Myślę jednak, że to celowe i każdy sam musi znaleźć puentę i postawić kropkę nad "i".

Pisarz realistycznie opisuje życie najbiedniejszych mieszkańców, walczących o każdy kolejny dzień, pogodzonych ze swoją sytuacją, gdzie najczęstszym pocieszycielem stawał się alkohol, który pomagał zapomnieć, znieczulić się choć na chwilę i uchwycić namiastkę radości. Pocieszeniem trudnej codzienności, były też inne drobne rzeczy, jak choćby taka gazeta. Stawała się furtką do dobrego życia, bo wystarczyło przeczytać w niej o lepszym świecie, aby się w marzeniach do niego przenieść (opowiadanie '" Żona poganiacza").
Szczególnie wybrzmiewa w opowiadaniach rola kobiet, ich ciężka praca, niezłomność, poświęcenie. Można by tu przytoczyć słowa o naszej „kobiecie pracującej, która żadnej pracy się nie boi”, czy „kobiecie do tańca i różańca”, bo takie są w większości kobiety u Lawsona. Tylko tu nie ma radosnego tonu, bo kobieta utyrana od świtu do nocy, bierze na siebie „ogarnianie” wszystkiego i wszystkich. Narzeka na swój los, marudzi i jest ciągle niezadowolona, tylko jaka ma być, gdy świat wali się jej na głowę, a i tak musi myśleć za wszystkich. Tu zacierają się granice między pracą męską a kobiecą, nie ma "przepuszczania w drzwiach" czy "noszenia za kobietę ciężarów". Praca wyrównuje płcie, choć jak mąż znika, bo może, to na kobiecie spoczywa obowiązek dbania o dzieci i cały dobytek.

Nie brak w opowiadaniach Lawsona poczucia humoru i specyficznego dowcipu, co w zestawieniu z ubóstwem i życiem bez perspektyw, daje obraz przedziwnych kontrastów. Przypomina mi się tu nowela "Nasza szkapa" Marii Konopnickiej, gdzie tak wyraźnie widać te kontrasty - łapanie radosnych iskierek w najskrajniejszej biedzie i przeciwnościach losu.

Nieporadność i naiwność ludzką widzimy w opowiadaniu "Smutna historia sprzątaczki", gdzie mnie osobiście zatrzymały słowa: "Poprosił ją również, żeby postawiła się na jego miejscu, czego nie mogła zrobić, nie będąc bardziej rozsądną niż kobiety jej pokroju w takich sytuacjach. [...] Odpuściła, bo nie miała innego wyjścia...".

"Związek grzebie swoich zmarłych" - tu spodobało mi się najbardziej to o czym autor nie napisał. Bardzo to oryginalne i chyba najciekawsze. Pomyślałam sobie nawet, jaki to świetny pomysł na książkę, w której przeczytałabym o czym autor by nie napisał.

Czytając opowiadania o życiu pionierów Australii z początków XX wieku, przypomniały mi się słowa Autora Nieznanego. i jego książka "Nawiść" o początkach chrześcijaństwa w Polsce, gdzie jak mówi, wcale nie było z tym tak gładko jak czytamy w książkach Elżbiety Cherezińskiej, a o czym nie zdajemy sobie sprawy. Podobnie losy Irlandczyków, którzy również i w Australii zostawili swój ślad, o czym też można przeczytać na łamach książki Lawsona. Z biletem w jedną stronę zasiedlali odległe krainy, podobnie jak zesłańcy z Polski, bo i taki wątek mamy w opowiadaniu „Bohater z Redclay”.
W tym samym opowiadaniu otrzymałam odpowiedź na nurtującą mnie od samego początku myśl - dlaczego Lawson postawił się w roli ostatniego strażnika prawdy, pisząc tak realistycznie, bez żadnych ozdobników, o skrajnej biedzie i niezaradności ludzi na wsi i w małych miasteczkach oraz o panujących tam zwyczajach. „Myślę, że pewnego dnia pojawi się australijski pisarz, który będzie przypominał krytykom i czytelnikom Dickensa, Carlyle’a i Thackeraya razem wziętych, i odda sprawiedliwość tym naszym zwyczajom w małych miasteczkach Demokratycznej Australii”.
Opisane historie, są pełne brudu, potu, granicznej biedy, która aż boli, ale jednocześnie bije z nich czysta prawda, na miarę polskiego pozytywizmu, gdzie i Maria Konopmnicka i Aleksander Świętochowski pisali o prostych ludziach pracy, borykających się z przeciwnościami losu, gdzie za każdym razem, kiedy wydawało się, że gorzej już być nie może, niestety było. Ale żyli i trwali i "rozbudowywali" ten kraj do przodu każdego dnia.

AleBabka AleBabka

Ps. Serdecznie dziękuję wszystkim za pisane rozmowy o książce, bo dzięki temu jeszcze bardziej wnikliwie ją przeczytałam. „Różnić się można tak pięknie tak” 😊

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl., za co serdecznie dziękuję.
Henry Lawson „Związek grzebie swoich zmarłych” – [Wydawnictwo Glowbook]

Australia - kraj wymarzonej podróży. Zawsze chciałam tam pojechać. Może to przez książki A. Szklarskiego, gdzie podziwiałam Sally Allan, przyjaciółkę Tomka Wilmowskiego, którą poznał w buszu, może przez filmy i piosenkarzy, a może przez Marka Niedźwieckiego, redaktora Radia 357, który tak pięknie ją opisuje i fotografuje na swoim blogu czy w książkach. Moja wiedza o tym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
9
7

Na półkach:

„Związek grzebie swoich zmarłych” to zbiór 14 opowiadań z życia społeczności australijskich z końca XIX w. W opisie porównuje się prozę Henry’ego Lawsona do prozy Hemingwaya. Mnie raczej kojarzą się z obrazkami obyczajowymi, jakie tworzyli Maria Konopnicka czy Bolesław Prus, współcześni autorowi. Poruszali podobne tematy, czyli los najbiedniejszych, najbardziej niezaradnych, niewykształconych, nadużywających alkoholu. Problem pojawiał się, jak widać, na każdym kontynencie.
Opowiadania łączy temat bezrobocia i biedy zarówno w mniejszych miastach jak i na wsi. W przypadku Australii miejsce chłopów zajmują Buszmeni. Przewija się motyw związków zawodowych, które są w początkowych fazach rozwoju, tak jak w Europie i powinny ochraniać interesy robotników, ale nie zawsze są na tyle silne, żeby to robić. To koniec XIX w., więc organizowane są strajki, aby wynegocjować lepsze warunki pracy.
Henry Lawson, pisarz i poeta, już w pierwszym rozdziale częstuje nas wierszem. Przejmuje się wyglądem ludzi na ulicy, ich smutnymi twarzami. Oczekuje pojawienia się czerwonej rewolucji jako czegoś, co uleczy biedę i niedolę robotników. Pisze : „Ludzka powódź stanęła pod czerwonym sztandarem”.
W kolejnych odsłonach opisuje życie w buszu, pełne trudu i niebezpieczeństw. Walkę z żywiołami, ogniem, wodą , chorobami. Opisy są bardzo realistyczne, ale nie przesadzone w swym realizmie. Autor nie boi się nazywać rzeczy po imieniu. Nie poucza, nie moralizuje, po prostu przedstawia. Trudne, samotne życie, walka z groźnymi zwierzętami (gadami),przyjmowanie śmierci jako czegoś oczywistego. Aby zrozumieć bohaterów tych opowiadań, należałoby zapoznać się ze specyfiką XIX - wiecznego australijskiego społeczeństwa i klimatem, który niewątpliwie wpływał na życie zarówno bogatych jak i biednych obywateli. Tę specyfikę dobrze oddaje zdanie: „nad wielkim australijskim buszem znów zaszło słońce – opiekun i nauczyciel ekscentrycznych umysłów, domu dziwów”.
Wśród opowiadań znajdziemy ciekawe opisy obyczajów np. zaloty Joego Wilsona, śmieszne opowiadanie pt. „Wybuchowy pies”, a także wzruszające „Dzieci z buszu”.

„Związek grzebie swoich zmarłych” to zbiór 14 opowiadań z życia społeczności australijskich z końca XIX w. W opisie porównuje się prozę Henry’ego Lawsona do prozy Hemingwaya. Mnie raczej kojarzą się z obrazkami obyczajowymi, jakie tworzyli Maria Konopnicka czy Bolesław Prus, współcześni autorowi. Poruszali podobne tematy, czyli los najbiedniejszych, najbardziej...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    40
  • Przeczytane
    19
  • Posiadam
    2
  • Klasyka
    1
  • Chce mieć!
    1
  • Do kupienia ver. papier.
    1
  • 0_chcę przeczytać - papier
    1
  • Chciałbym w podarunku
    1
  • ZNl23
    1
  • E-booki
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Związek grzebie swoich zmarłych


Podobne książki

Przeczytaj także