jazzwoman

Profil użytkownika: jazzwoman

Łódź Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 11 godzin temu
510
Przeczytanych
książek
510
Książek
w biblioteczce
510
Opinii
2 438
Polubień
opinii
Łódź Kobieta
Dodane| 20 książek
Za Ryszardem Koziołkiem: "Czytać, czytać, dużo czytać", ale też koniecznie żyć z ludźmi wokół siebie i realizować marzenia.

Opinie


Na półkach:

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknionym. My także dojrzewamy, potrzebujemy przestrzeni, ciągnie nas ku przyszłości. To co było stanowi dla nas strefę odpoczynku, bezpieczeństwa, buforu, rzeczywistości która nas stworzyła dała siłę, ale zarazem pchnęła dalej. Sentyment, nostalgia, pragnienie dotknięcia własnej tożsamości, sprawdzenia ciągłości i zakorzenienia każą nam powracać, sycić się tym dawnym ciepłem i spokojem, dziecięcą beztroską, gdy wszystko wydawało się możliwe i mieliśmy odwagę po to sięgać. Dlatego wszelkie wspomnienia, pamiętniki i memuary mają pewną wspólną cechę – właśnie ową ciepłą tęsknotę za czymś, co nie powróci, a co zamknęliśmy w sobie na zawsze.

U Jakuba Ciećkiewicza również tej nuty nie brakuje, ale dodatkowo spowija ją jeszcze mgiełka oniryzmu, oderwania od rzeczywistości, czy może raczej przeniesienie jej realnej struktury w rejony baśniowej poetyki snu. Przypomina to nieco schulzowską metaforykę ze Sklepów cynamonowych, pozbawione jest jednak charakterystycznego dla niej rysu groteski i pewnej niesamowitości. To baśń z gatunku ciepłych i czułych, w których „ulica była matecznikiem wielkich białych motyli, które nigdzie indziej na świecie nie występowały. Kwiaty pachniały tu mocniej, drzewa były wyższe, a zieleń znacznie bardziej soczysta niż w innych krainach. Gwiazdy świeciły jak latarnie, noc rozświetlał miedziany księżyc, wielki jak miednica u pani Miniek. A komety przelatywały tak nisko, że można je było łapać w dłonie.” Tak oto autor zapamiętał SWÓJ Kraków, a przede wszystkim podkrakowską Olszę, jedyne w swoim rodzaju miejsce, pełne dziwów, ekscentryków, cudaków, gdzie czas „płynął szeroko, meandrował i bywało, że ktoś wpadł pomiędzy jego sploty, odbywając dziwaczną i pełną przygód podróż do przeszłości, która wciąż była w naszym mieście obecna, jak pacjent na granicy życia, podtrzymywany przez kroplówki i respiratory.”

Ów miniony świat niezwykle wyraźnie zapisał się w pamięci, jest bardzo sensualny, angażuje wszystkie zmysły, porusza dźwiękami, zapachem, kolorem, dociera do nas bezpośrednio i mocno. Po prostu stwarza się na nowo, zaczyna znów istnieć i zawłaszcza obecną, nijaką przestrzeń. Wkraczamy weń niczym do zaczarowanej krainy po drugiej stronie lustra, chcemy się rozgościć w miejscu, gdzie królują piwonie, te „Wielkie amarantowe kule perfum zawieszone na wątłych, zielonych łodygach”, gdzie „wokół słychać było ptasie śpiewy, stukoty i szelesty. Za oknami furkotały jaskółki budujące oazę prywatnego szczęścia na strychu”, a jesienią „ogród tonął w deszczu. Powietrze, napięte jak płachta wielkiego żagla, trzęsło się od spadających na ziemię błyskawic.” Każda pora roku miała coś atrakcyjnego do zaoferowania. Dzieciństwo ma w sobie magię, jest ona wyczuwalna w książce od początku do końca. To czas, gdy korytarze domu ciągną się w nieskończoność, wikłając w labirynt pełen niespodzianek, pokoje potrafią zmieniać swoje wymiary, raz skrywając tajemnice, innym zaś razem zdradzając sekrety i niedostępne skrytki. To nie powtórzy się już nigdy więcej. Ten czas… ten klimat…

Sierpień tutaj i sierpień u Schulza – trudno oprzeć się skojarzeniom i porównaniom. Tak jak i w wielu innych aspektach. Postacie żywcem wyjęte z innego wymiaru. Uzdrowiciel zwany Mistrzem, dokonujący rzeczy niemożliwych, szewc Serafin, który wygrał milion, „a potem się rozpił i umarł pod płotem”, artysta-prorok, który nagle zniknął, by potem wypłynąć w Paryżu jako światowej sławy fotograf. Nie brakuje tutaj ani świętych, ani bezbożników, głupków, hrabiów i wariatek, księży i „parchatych Żydów”, a każdy z nich przydaje rzeczywistości czegoś własnego, czyniąc ją wyjątkowo malowniczą, jak ze snu. Aby tak sugestywnie oddać obraz dawnej krakowskiej Olszy trzeba nie tylko miłości, ale też intuicji, wyczucia pewnego umiaru, by nie odkryć całej tajemnicy, dać ledwie jej przedsmak, resztę zaś pozostawić naszej wyobraźni.

Nawet śmierć jest tutaj bardziej śmiertelna, z każdą śmiercią odcinany jest potężny kawał spoistego, zakorzenionego świata, który nieodwracalnie się kurczy. Żyją jednak wspomnienia. Te pradziadów, dziadów, ojców nakładają się na siebie, trójwymiarowe, pełne głębi. Portrety legionistów i arystokratów, przestronne, osnute pajęczynami strychy, a tam wino sprzed lat o fantazyjnym smaku i mocy. To nici łączące teraz i niegdyś, napięte, rezonujące. Zamieszczone w książce licznie fotografie, czarno-białe, lekko wyblakłe, wciągają nas w swoje ramy. Pomarszczone uśmiechnięte twarze tych, co nie dali się życiu złamać i sami tworzyli historię Olszy, zdają się mówić: chodź, zobacz i wczuj się, to nasz świat, który zostawiliśmy wam, byście urządzali go dalej, pamiętając o tym, na czym został zbudowany. O ludziach, tradycji, miejscach i zdarzeniach. Każdy z nas ma własną Olszę, może więc pora ją sobie przypomnieć.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknionym. My także dojrzewamy, potrzebujemy przestrzeni, ciągnie nas ku przyszłości. To co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

David Heska Wanbli Weiden jest z pochodzenia Lakotą, czyli tubylczym Amerykaninem, jak określa Indian w swojej powieści „Zimowe kroniki”. Stąd też doskonale wie, o czym pisze, my zaś możemy wyczuć jego zaangażowanie emocjonalne w kreślenie sylwetek bohaterów i przedstawianie ich skomplikowanej sytuacji. Porusza przy tym temat mało znany, a bardzo interesujący i skomplikowany z punktu widzenia socjologii, psychologii, ale też po prostu ludzkiego spojrzenia na życie, temat mniejszości etnicznych przytłoczonych i zmarginalizowanych przez duże społeczności. Ostatnio głośno o tym, a i w literaturze, tej pięknej i tej dokumentującej fakty, jakby udało się przełamać pewne tabu. Autochtoniczna ludność Kanady, Australii, teraz też Ameryki, nareszcie doczekała się sprawiedliwej oceny swojego trudnego położenia, trwającej kawał czasu dyskryminacji, zyskała możliwość, by jej przeszłość, bogata historia wreszcie wybrzmiała.

W „Zimowej kronice” autor oddaje głos swoim współziomkom, tworząc powieść na poły sensacyjną, na poły zaś kryminalną, jednak z ważnym przesłaniem. Bohater to twardy facet po wielu przejściach. Zarabia na życie wymierzając sprawiedliwość na własną rękę. Można nazwać go samozwańczym, zaakceptowanym po cichu przez plemienną wspólnotę stróżem prawa. To konieczność spowodowana stanowymi zaniedbaniami. Trudno bowiem o rzetelne rozliczenie sprawców przestępstw w rezerwatach. Sprawy są umarzane, oddalane, zapominane, lekceważone. No, chyba, że ofiarą jest biały. Wówczas machina rusza pełną parą. W pozostałych przypadkach wszystko szybko rozchodzi się po kościach. Virgil nie narzeka więc na brak zleceń. Tym razem jednak wplątuje się w coś dużo większego, na skalę federalną. Rock Crow, jego dawny prześladowca ze szkoły, zabijaka i drań, skumał się z gangiem z Denver i rezerwat zasypały twarde narkotyki. Biorą je nawet uczniowie. 14-letni siostrzeniec Virgila omal nie stracił przez nie życia. Mężczyzna ma więc nie tylko zlecone zadanie do wykonania, ale też dodatkowo do zrealizowania prywatną wendettę. I federalnych tuż za plecami.

Warstwa kryminalna została poprowadzona bardzo sprawnie, napięcie rośnie… Rick nie jest łatwym przeciwnikiem. Nie jest też sam, a jego otoczenie to ludzie bezwzględni i niebezpieczni. W poszukiwaniach pomaga Virgilowi dawna dziewczyna, piękna Marie, która ma ku temu swoje prywatne powody. Widzimy, że dawne uczucie do końca nie wygasło i jego płomień, podtrzymywany przez wspomnienia i wspólny cel, znów zaczyna się rozpalać. Tak więc sama historia jest ciekawa, dynamiczna i wciągająca.

Nie jest to jednak tylko prosta powieść sensacyjna. Autor wspomina, że choć oczywiście dokonał wielu zmian, tak, aby historię zanonimizować, to mamy do czynienia z prawdą, z faktami, które domagają się społeczno-psychologicznej analizy. To niezwykle istotna wartość dodana, która podkręca odbiór tej powieści i nadaje jej o wiele szerszy kontekst. Zacznijmy od cytatu:
„W dawnych czasach, przed Kolumbem, żyli tu wyłącznie Indianie, nie było wieżowców, ani samochodów, ani ulic. Oczywiście wtedy nie używaliśmy słów Indianin ani tubylczy Amerykanin, zwyczajnie byliśmy ludźmi. Nie wiedzieliśmy, że z nas to same pijusy, nieroby oraz dzicy. Zastanawiałem się, jak się żyło bez tego ciężaru na barkach, ciężaru pomordowanych przodków, ukradzionej ziemi, krzywdzonych dzieci – brzemienia, które nosi każdy tubylec.”

W tych gorzkich słowach zawiera się właściwie wszystko, mają wielką moc rażenia. Społeczność zmarginalizowana, ze stygmatem „gorszej”, traktowana pogardliwie, nie bardzo ma się jak bronić i przynajmniej w części zaczyna utożsamiać się z wyznaczoną jej rolą. Przemoc, pijaństwo, lenistwo, niechęć bądź też niewiara w możliwość awansu społecznego skutecznie odbierają młodym nadzieję i zabijają w nich wolę walki. Ich ziomkowie robią co mogą, by wyrwać ich z zaklętego kręgu niemocy, pomóc im znaleźć sens życia, nadać mu właściwy kierunek. Przede wszystkim nie mogą zapomnieć, kim są, jakie jest ich dziedzictwo kulturowe.

Rezerwat owiewa mgiełka pradawnej indiańskiej magii, wierzeń, szamańskich zaklęć i ludowych tradycji. Część społeczności je podtrzymuje, kultywuje i upowszechnia. Leczenie przez medicine man`ów, namioty potów, wierzenia i talizmany, potrawy sporządzane jak niegdyś, zioła i przyprawy, okadzanie i obrzędy. To istnieje, zajmuje ważne miejsce, lecz nie w życiu wszystkich mieszkańców. Nie każdy chce być wierny tradycji, niektórzy pragnęliby o swoim pochodzeniu zapomnieć, wmieszać się w tłum, być postrzegani jako Amerykanie, bez określenia „tubylczy”. Konsekwencje tego bywają rozmaite. Jednak „(…) rezerwat ma się w sobie, wirtualnie, rezerwat to stan umysłu.” Jaki balans więc tu zachować, co jest lepsze, na przekór wszystkiemu nosić głowę wysoko jako Indianin, czy też nałożyć na twarz maskę i wtopić się w społeczność jakiegoś dużego miasta, z dala od rezerwatu i bliskich.

W zasadzie podczas lektury „Zimowych kronik” od razu nasuwa się skojarzenie z czarną ludnością i sformułowanie, także w systemowym odniesieniu białych do Indian – „amerykański apartheid”, ciśnie się na usta jako pierwsze. Widać też więź łączącą autora z jego ludem, dumę i radość, jaka musiała towarzyszyć mu w trakcie opisywania lakockiej kultury, jej głębokiej duchowości i bogatych obyczajów. To wartości mające duże znaczenie dla poczucia tożsamości i budowania wzajemnych relacji jako społeczności, którą łączą wieki, która ma szansę przetrwać w pełni sił i ambicji, godna szacunku.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

David Heska Wanbli Weiden jest z pochodzenia Lakotą, czyli tubylczym Amerykaninem, jak określa Indian w swojej powieści „Zimowe kroniki”. Stąd też doskonale wie, o czym pisze, my zaś możemy wyczuć jego zaangażowanie emocjonalne w kreślenie sylwetek bohaterów i przedstawianie ich skomplikowanej sytuacji. Porusza przy tym temat mało znany, a bardzo interesujący i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieco odmienny od znanych mi do tej pory zbiór refleksji i obserwacji Bogdana Frymorgena, tym razem dotyczący sytuacji w Ukrainie po zbrojnej inwazji rosyjskiej zwanej dla niepoznaki „wojskową operacją specjalną”, jakby nazwa mogła tutaj ukryć prawdziwe intencje agresora. Zaczęło się 24 lutego 2022 roku, zaś pierwsza notatka autora powstała dzień później. W tomiku znalazły się więc teksty pisane na gorąco, w miarę rozwoju wydarzeń, komentujące nie tylko działania wojenne, ale też w dużo szerszej perspektywie reakcję świata, w tym nas, Polaków, na tę bezprecedensową agresję.

Jego novum, to przede wszystkim aktualność w momencie publikacji na profilu autora w sieci, szybka reakcja w odpowiedzi na konkretny epizod, a co się z tym wiąże, emocjonalna, nieraz gorączkowa. Wartością dodatkową, bardzo istotną i unikatową, jest też możliwość porównania perspektyw, tej z 2022 roku z tą dzisiejszą, po ponad dwóch latach morderczych walk, znaczonych tysiącami mogił ludności cywilnej, przeciwko której ta agresja tak naprawdę jest skierowana. Zmieniło się wiele, nikt chyba nie przypuszczał, że te dwa lata jeszcze wzmocnią zaciekłość nie odnotowujących znaczących sukcesów Rosjan, nie osłabiając przy tym ducha walki i woli zwycięstwa strony ukraińskiej, nie wspieranej przez Zachód tak, jak należałoby to robić i jak to deklarowano. Jest więc początkowe zaskoczenie, oszołomienie i ogromna empatia. Jest radość z zaangażowania zwykłych Polaków w pomoc uchodźcom. Pamiętajmy, że wcale nie było to takie oczywiste, wziąwszy pod uwagę wcześniejszy konflikt na naszej wschodniej granicy. „W końcu „uchodźca” znaczy to, co ma oznaczać – człowiek uszedł z życiem i trzeba mu pomóc”. Ale jest też pytanie, które niepokoiło, i nadal trwoży, nie tylko autora: co będzie dalej? Na jak długo wystarczy wszystkim współodczuwania, serca, cierpliwości? Jak bardzo zasadne są nasze obawy przekonujemy się już teraz, a tymczasem końca wojny nie widać…

Jestem w tym wszystkim razem z Bogdanem Frymorgenem, czuję dokładnie to samo, oglądam, czytam, wpłacam na zbiórki, martwię się o te biedne dzieci, którym z dnia na dzień odebrano poczucie bezpieczeństwa, a z tym dzieciństwo. Pojawiły się teraz tutaj, między nami, bawią się z moją wnuczką na placu zabaw na łódzkim Radogoszczu, jak i na wielu placach w całej Polsce, chodzą do szkół z naszymi dziećmi, a myślą biegną do własnego domu, o ile ten jeszcze stoi, do pozostawionych za sobą przyjaciół i bliskich.

Bogdan Frymorgen ma rzadki talent dostrzegania drobiazgów, wyławiania pojedynczych gestów, uczuć skrytych w głębi źrenic. Potrafi je przekuć w symbole, uczynić z nich ważny przekaz. Bo wojna to nie tylko walka dwóch armii, to przede wszystkim setki tysięcy pojedynczych dramatów, także tych nigdy nie do odwrócenia; śmierci, okaleczeń, traum, które rozciągną się na resztę życia. Niezwykle cenny jest krytycyzm autora, z jakim podchodzi do politycznych deklaracji przywódców państw, gdy dziwi się opieszałości w podejmowaniu decyzji o militarnym wsparciu Ukrainy, gdy woła niecierpliwie, że nadszedł czas na czyny, nie marnujmy go więc na pustą gadaninę. Z goryczą podsumowuje także wspólny zanik pamięci w kwestii budapeszteńskich deklaracji. Robi to oczywiście z klasą, nikogo nie obrażając, za to stanowczo, przytaczając na poparcie swojego stanowiska miażdżące fakty, mające siłę kamieni.

To żywe kadry historii. Tej wspólnej, wielkiej, i tych indywidualnych, wcale nie mniejszych gatunkowo. Gdy „Worek wielkości człowieka spada do długiego głębokiego dołu” wspólnej mogiły, spowija przecież ciało męża, ojca, brata, przyjaciela… który mógł żyć, gdyby nie chore ambicje dyktatora. Wobec wszechobecnej technologii, gdy nagrania z telefonu komórkowego w moment trafiają do ludzi na całym świecie, wszyscy jesteśmy po trosze uczestnikami dramatu, słyszymy okrzyki przerażenia, wybuchy, płacz, widzimy rozmazaną łzami krew. Nie da się tego odzobaczyć, zamknąć się w pancerzu obojętności nad filiżanką cappuccino z pianką. W nocnych koszmarach przeżywamy to jeszcze raz, na nowo, bez końca. Bogdan Frymorgen przytacza śnione przez siebie wojny, mamy okazję porównać je z tymi naszymi i poczuć ludzką wspólnotę. Są jednak tacy, na których te obrazy nie działają, tak, naprawdę są. I zastanawiam się nieraz, czy ten brak uczuć jest zakaźny niczym wirus, czy jest wyleczalny?

Dziękuję też za piękne słowa o ukraińskich kobietach, tych, które własnym ciałem chronią dzieci, i tych, które ramię w ramię z mężczyznami walczą na froncie z wrogiem. Doceniam też uważność na los wszystkich bez wyjątku. Autor niejeden raz rozważa sytuację rosyjskich jeńców, młodych chłopaków posłanych na śmierć. To trudne do oceny, na pewno nie zerojedynkowe zjawisko. Wielu z nich zostało zabitych przez własne oddziały, których zadaniem było odstrzeliwać dezerterów. Nie każdy chce zabijać. Choć takich co chcą jest po rosyjskiej stronie wystarczająco dużo. Gdzie są więc matki rosyjskich chłopców, gdzie ich dziewczyny i żony? Czemu wszyscy boją się do tego stopnia, że nawet perspektywa śmierci nie wyprowadzi ich na ulice rosyjskich miast? Czyżby propagandowy przekaz był tak przekonujący, że wyłączył ludziom funkcję myślenia? Biorąc pod uwagę ostatnie 8 lat w Polsce nie powinniśmy się chyba jednak temu dziwić. Autor rozmyśla nad kwestią odpowiedzialności rosyjskiej ludności i jest w tym surowy, gdyż nie sposób nie dostrzec, iż: „To olbrzymi kraj, w którym mieszkają sto czterdzieści cztery miliony ludzi. Mogą bezczynnie patrzeć na popełniane barbarzyństwa albo im się przeciwstawiać.” Można wiec zastanawiać się, co jest z tym narodem nie tak… I jeszcze jedno… jakże inaczej podchodzimy do wojny, gdy jest tuż za naszym progiem, gdy trzeba co i rusz podrywać maszyny, bowiem nieprzyjazne samoloty, a nawet zbłąkane rakiety, naruszają naszą przestrzeń powietrzną. To ciekawe spostrzeżenie, którego prawdziwość od jakiegoś czasu możemy testować na własnej skórze.

Zapiski Bogdana Frymorgena, poza szczerą emocjonalnością i udaną próbą ujęcia w literackie ramy, uporządkowania tego, co samo w sobie jest impulsywnym chaosem, stanowią odzwierciedlenie uważnego i nie dającego się łatwo oszukać grze pozorów umysłu dziennikarza, fotoreportera, człowieka o szerokich horyzontach, nie od dziś przyglądającego się światu. Stąd różnorodność poruszanych zagadnień, ale także rozpatrywanie każdego z nich w wielu kontekstach, unikanie wyciągania pochopnych wniosków z tego, co nad wyraz złożone i niejednoznaczne. Teksty obejmują zaledwie dwa pierwsze miesiące wojennej zawieruchy w Ukrainie, wiem, że pisane były, i są, przez cały czas. Słowo „pierwszy” dodane do tytułu, pozwala mieć nadzieję na kolejne publikacje, na co czekam, by móc znów porównać moje, i autora, odczucia oraz przewidywania sytuacji. Ta zaś wciąż dynamicznie się zmienia i domaga się, byśmy dotrzymywali kroku wydarzeniom i korygowali na bieżąco błędy w swoich wcześniejszych zapatrywaniach, niekiedy niestety naiwnych, powtarzając sobie: „tak łatwo nie zmęczysz mnie, wojno, nie doprowadzisz do znużenia. Tyle mogę dla ciebie zrobić.”
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Nieco odmienny od znanych mi do tej pory zbiór refleksji i obserwacji Bogdana Frymorgena, tym razem dotyczący sytuacji w Ukrainie po zbrojnej inwazji rosyjskiej zwanej dla niepoznaki „wojskową operacją specjalną”, jakby nazwa mogła tutaj ukryć prawdziwe intencje agresora. Zaczęło się 24 lutego 2022 roku, zaś pierwsza notatka autora powstała dzień później. W tomiku...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika jazzwoman

z ostatnich 3 m-cy
jazzwoman
2024-05-10 20:43:22
jazzwoman oceniła książkę Koniec świata na mojej ulicy na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-05-10 20:43:22
jazzwoman oceniła książkę Koniec świata na mojej ulicy na
8 / 10
i dodała opinię:

Trudno nam pogodzić się z faktem, że ludzie, miejsca, przedmioty związane z naszym dzieciństwem, młodością, z latami minionymi, zmieniają się, starzeją, niszczeją, ustępują miejsca nowemu, które przecież naturalną koleją rzeczy musi nastąpić. W braku innego wyjścia godzimy się z nieuniknio...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-28 23:00:27
jazzwoman oceniła książkę Zimowe kroniki na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-28 23:00:27
jazzwoman oceniła książkę Zimowe kroniki na
7 / 10
i dodała opinię:

David Heska Wanbli Weiden jest z pochodzenia Lakotą, czyli tubylczym Amerykaninem, jak określa Indian w swojej powieści „Zimowe kroniki”. Stąd też doskonale wie, o czym pisze, my zaś możemy wyczuć jego zaangażowanie emocjonalne w kreślenie sylwetek bohaterów i przedstawianie ich skomplikow...

Rozwiń Rozwiń
Zimowe kroniki David Heska Wanbli Weiden
Średnia ocena:
6.6 / 10
5 ocen
jazzwoman
2024-04-25 19:59:47
jazzwoman oceniła książkę Raport z oblężonego umysłu. Pierwszy na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-25 19:59:47
jazzwoman oceniła książkę Raport z oblężonego umysłu. Pierwszy na
8 / 10
i dodała opinię:

Nieco odmienny od znanych mi do tej pory zbiór refleksji i obserwacji Bogdana Frymorgena, tym razem dotyczący sytuacji w Ukrainie po zbrojnej inwazji rosyjskiej zwanej dla niepoznaki „wojskową operacją specjalną”, jakby nazwa mogła tutaj ukryć prawdziwe intencje agresora. Zaczęło się 24 ...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-24 18:44:40
jazzwoman oceniła książkę Kobieta narożna na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-24 18:44:40
jazzwoman oceniła książkę Kobieta narożna na
7 / 10
i dodała opinię:

Jak powiedział Artur Conan-Doyle: „(…) gdzie kobieta wchodzi w grę, należy zawsze postępować bardzo ostrożnie.” Przytaczam te słowa z przekornym uśmiechem jako motto niniejszej recenzji książeczki malutkiej, która nieźle zaskoczyła mnie swoją wyjątkowością i nieczęsto ostatnio spotykanym w...

Rozwiń Rozwiń
Kobieta narożna Barbara Szczepańska
Średnia ocena:
7 / 10
1 ocen
jazzwoman
2024-04-24 18:43:47
jazzwoman dodała do serwisu książkę Kobieta narożna
2024-04-24 18:43:47
jazzwoman dodała do serwisu książkę Kobieta narożna
jazzwoman
2024-04-22 18:04:47
jazzwoman oceniła książkę Zagraniczne podróże Polek w epoce Oświecenia na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-22 18:04:47
jazzwoman oceniła książkę Zagraniczne podróże Polek w epoce Oświecenia na
8 / 10
i dodała opinię:

To pierwsza taka monografia na naszym rynku wydawniczym, niezwykle barwna i ciekawa, rzucająca światło na epokę oświecenia w Polsce i w Europie oraz na miejsce kobiet w społeczeństwie, a także ich coraz wyższą świadomość własnych zainteresowań i możliwości ich realizowania. Podróże nie tyl...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-21 16:09:24
jazzwoman oceniła książkę Krzywym pługiem na
8 / 10
i dodała opinię:
2024-04-21 16:09:24
jazzwoman oceniła książkę Krzywym pługiem na
8 / 10
i dodała opinię:

Brazylia widziana oczami potomków zniewolonych przed laty Afrykańczyków to bardziej piekielna otchłań aniżeli raj, jakim ją widzą turyści. W XX wieku sytuacja czarnej ludności nie wygląda wcale lepiej niż kiedyś, więc określenie ich pracy jako niewolniczej nie będzie nadużyciem, a stwierd...

Rozwiń Rozwiń
Krzywym pługiem Itamar Vieira Junior
Średnia ocena:
7.7 / 10
61 ocen
jazzwoman
2024-04-18 21:40:51
jazzwoman oceniła książkę Wypracowania Fritza Kochera na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-18 21:40:51
jazzwoman oceniła książkę Wypracowania Fritza Kochera na
7 / 10
i dodała opinię:

Prozatorski debiut szwajcarskiego pisarza z pierwszej połowy XX wieku jest obiecującą zapowiedzią jego dalszego pisarstwa. Czy Fritz Kocher to alter ego autora? Bardzo możliwe, choć on sam twierdzi, że są to autentyczne zapiski młodo zmarłego chłopca, które pozyskał od jego matki. Skąd ta ...

Rozwiń Rozwiń
jazzwoman
2024-04-17 18:17:16
jazzwoman oceniła książkę Lekka praca nie istnieje na
7 / 10
i dodała opinię:
2024-04-17 18:17:16
jazzwoman oceniła książkę Lekka praca nie istnieje na
7 / 10
i dodała opinię:

Tytuł dość przewrotny, wywołujący uniesienie brwi i uśmiech. Jak to nie istnieje lekka praca? Przecież nawet dziecko wie, że wysiłku górnika nie da porównać się z pracą bibliotekarza, a odpowiedzialności chirurga z twórczym procesem artystycznym. I też zupełnie nie o to tutaj chodzi, nie o...

Rozwiń Rozwiń
Lekka praca nie istnieje Kikuko Tsumura
Średnia ocena:
6.7 / 10
53 ocen
jazzwoman
2024-04-15 02:00:37
jazzwoman oceniła książkę Małe preludia na
9 / 10
i dodała opinię:
2024-04-15 02:00:37
jazzwoman oceniła książkę Małe preludia na
9 / 10
i dodała opinię:

„Świat dzielił się dla nich, prezentował się w serii drobnych teatralnych zdarzeń.
A teraz – powiedziała kobieta do mężczyzny na przystanku – opowiem ci całą historię. Widzisz, rzecz w tym, że…”

Ten cytat z powieści Helen Garner stanowi idealny przedtakt do rozważań o „Małych prel...

Rozwiń Rozwiń
Małe preludia Helen Garner
Średnia ocena:
6.6 / 10
73 ocen

statystyki

W sumie
przeczytano
510
książek
Średnio w roku
przeczytane
128
książek
Opinie były
pomocne
2 438
razy
W sumie
wystawione
509
ocen ze średnią 8,0

Spędzone
na czytaniu
2 589
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
godziny
54
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
20
książek [+ Dodaj]