-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1179
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać421
Biblioteczka
2024-05-08
2024-04-11
„Królowa zbrodni” to powieść oparta na jednym wątku z życia słynnej pisarki Agathy Christie. Agatha niedawno wydała swoją powieść „Zabójstwo Rogera Ackroyda”, która uznana została za rewelację, poruszyła czytelnikami i krytykami, a jednocześnie pokazała że kryminał jako powieść też może być literacko dopracowana. Jej życie osobiste jest w kryzysie ze względu na romans ukochanego męża. I Agatha znika. Tak było w rzeczywistości i ten wątek został wykorzystany przez autora „Królowej…”.
Agatha, podczas podroży do Londynu, zostaje popchnięta i traci równowagę, niby przypadkowo „ratuje ją” doktor, który leczy kochankę męża. Okazuje się, że w ten sposób chce wykorzystać autorkę do popełnienie za niego zbrodni zabójstwa żony, żeby ten mógł żyć luksusowo. Agatha wykorzystuje swój spryt, żeby wywieźć go w pole, choć jest przeważona szantażem i własnymi problemami.
Autor starał się prowadzić opowieść w stylu Christie, wiec jest w powieści i elegancja i typowo angielska oschłość, czy też dystans do wydarzeń. Tylko nie trzeba śledzić zbrodni i szukać mordercy, a wyczekiwać na bieg wypadków, które ocalą pisarkę spod wpływy szantażysty. Niestety, brak tu napięcia, sama bohaterka jest ciut mdła (w porównaniu nawet z drugoplanowymi bohaterami). Jest tez zbyt wiele cudownych zbiegów okoliczności, które pomagają i bohaterce i innym. Właściwie jest to opowieść, relacja (fikcyjna – oczywiście) z dni, kiedy A. Ch. zniknęła, powoli pokazująca wydarzenia. Nic ponadto.
Powieść przyjemnie się czytało, choć zdecydowanie odstaje od poziomu twórczości głównej bohaterki. Z jej udziałem, chciałoby się przeczytać coś bardziej krwistego.
„Królowa zbrodni” to powieść oparta na jednym wątku z życia słynnej pisarki Agathy Christie. Agatha niedawno wydała swoją powieść „Zabójstwo Rogera Ackroyda”, która uznana została za rewelację, poruszyła czytelnikami i krytykami, a jednocześnie pokazała że kryminał jako powieść też może być literacko dopracowana. Jej życie osobiste jest w kryzysie ze względu na romans...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-29
Luźne uwag:
1. Biel – jasny tynk „gdyński” bo Gdańsk to czerwień cegły.
Modernizm to biel.
2. cytat (s. 102)
„Codzienne oblicze Gdyni tworzyli prawie wyłącznie Polki i Polacy (w tym podciągnięci pod tę kategorie Kaszubki i Kaszubi).
Może jednak paradoksalnie właśnie wskutek tego, że Gdynia była etnicznie polska, wydawała się ona taka niepolska? Miasta Rzeczypospolitej służyły od wieków za przestrzenie przepływów i cele migracji, miejsca spotkań i zderzenia kultur. Polska miejskość była przez to zaprawiona jakąś niepolskością.”
3. (s.116)
Lech Niemojewski 1925
„Żyjemy w fazie odrodzenia się pojęć piękna, wynikającego ze zdrowego rozsądku – powstaje racjonalizm.”
4. Żeromski w Orłowie, Wiatr od morza
Dąbrowska
Conrad – pomnik (konkurs)
5. Helena Morszytynkiewicz (pierwowzór panien z Wilka) osiedla Pegetu w Gdyni, plany dla Zakopanego i Buska Zdroju, osiedle Pole Mokotowskie i os Piłsudskiego w Warszawie
6. Budynki transatlantyki
7. Rozdział 15 o architekturze.
„Optymizm był na zapas , a luksus – na kredyt”
Ze względu na brak tradycji mieszczańskich typowo polskich w tym rejonie, nie wiadomo było jak i co budować, wiec dostosowano kształty do tego co było najbliżej. Jednak, dlatego że nie wszyscy inwestorzy dysponowali dużymi pieniędzmi, to się nie udało zrobić w pełnym zakresie. Powstawały fragmenty budynków, wprowadzając dysonanse w przestrzeni. Wielkie kamienice, coraz wyżej słabiej zagospodarowane i wykonane, byleby stworzyć użytkowy parter i piętro.
Budynek Banku Gospodarstwa Krajowego
Skwer Kościuszki – kamienica Adama Jurkowskiego, biuro
Dom Bawełny.
Luźne uwag:
1. Biel – jasny tynk „gdyński” bo Gdańsk to czerwień cegły.
Modernizm to biel.
2. cytat (s. 102)
„Codzienne oblicze Gdyni tworzyli prawie wyłącznie Polki i Polacy (w tym podciągnięci pod tę kategorie Kaszubki i Kaszubi).
Może jednak paradoksalnie właśnie wskutek tego, że Gdynia była etnicznie polska, wydawała się ona taka niepolska? Miasta Rzeczypospolitej...
2023-09-25
...
(fragment)
Powieść opisuje brutalność wojny, stanu wyjątkowego, obozów jenieckich i jest realistycznie osadzona w tamtym czasie. To jedna strona, druga jest zgoła inna – delikatniej pisana i łagodząca wszystko. Dotyczy sztuki, każdej ze sztuk właściwie, bo nie chodzi tylko o ogrody, drzeworyty, które tworzy Aritomo. Ale też o to jak żyją Malajczycy, Chińczycy, Japończycy – ze sztuką w miłości, w piciu herbaty, obyczajach, w uporządkowaniu.
....
...
(fragment)
Powieść opisuje brutalność wojny, stanu wyjątkowego, obozów jenieckich i jest realistycznie osadzona w tamtym czasie. To jedna strona, druga jest zgoła inna – delikatniej pisana i łagodząca wszystko. Dotyczy sztuki, każdej ze sztuk właściwie, bo nie chodzi tylko o ogrody, drzeworyty, które tworzy Aritomo. Ale też o to jak żyją Malajczycy, Chińczycy,...
2023-06-30
W "Sekrecie..." wszystkiego było za dużo: wątków, postaci, sytuacji dziwnych, a przede wszystkim nawiązań do faktów i osób. Powieść pisana trochę na wzór dana Browna
W "Sekrecie..." wszystkiego było za dużo: wątków, postaci, sytuacji dziwnych, a przede wszystkim nawiązań do faktów i osób. Powieść pisana trochę na wzór dana Browna
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-07
Okazuje się, że nie tylko Polska ma przekręconą historię. Słowacja też przeszła niemałe zamieszanie, trochę jakby szybsze – w krótszym okresie (30 lat opisanych w książce Rankova) więcej radykalnych zmian historycznych, a nawet przebiegu granic.
Po przeczytaniu „Zdarzyło się pierwszego września…” uświadamiałam sobie jak mało wiemy, może dlatego że nie uczymy się o tym w szkole zupełnie, o historii naszych bezpośrednich sąsiadów. Sporo jest z historii Francji czy Anglii, a nawet USA, a o dziejach Słowacji czy innego państwa wspomina się tylko wtedy, kiedy dotyczy to naszych granic i to jeszcze jak się miało dobrego (w sensie naprawdę dobrego) nauczyciela. Nie mam pojęcia o obocznym programie historii w szkołach, ale zakładam że jakoś radykalnie to się nie zmieniło w tym zakresie.
Głównym tematem powieści jest jednak miłość – trzej przyjaciele jako 13-latkowe zauważają pewną niesamowitą dziewczynę – Marie i zaczynają o nią rywalizować. Być może takie zauroczenie by się w ciągu kolejnych lat zmieniało, być może Maria wybrałaby jednego z nich, może ułożyła by sobie życie z kim innym, a oni dawno odeszli i zapomnieli. Że jednak, przez lata, przyjaciele plus Maria, mniej lub bardziej byli zez sobą związani to wynik okoliczności, w głównej mierze politycznych, ale także związanych z narodowością chłopaków. W sumie całkiem udana podróż przez dzieje Słowacji, zawirowań i absurdów dnia codziennego i polityki.
PS. Jako wkręt do wątku głównego – prześwietna historia dosłownie „mięsista - miłosna” w fabryce konserw.
Okazuje się, że nie tylko Polska ma przekręconą historię. Słowacja też przeszła niemałe zamieszanie, trochę jakby szybsze – w krótszym okresie (30 lat opisanych w książce Rankova) więcej radykalnych zmian historycznych, a nawet przebiegu granic.
Po przeczytaniu „Zdarzyło się pierwszego września…” uświadamiałam sobie jak mało wiemy, może dlatego że nie uczymy się o tym w...
2023-04-21
2023-04-04
Pierwszy raz zdarzyło mi się przesłuchać, a nie przeczytać książkę na DKK. To dlatego, że jak usłyszałam początek i czytanie gwarą, to uznałam, że tak będzie przyjemniej.
Śleboda opowiada fajną historię, z wątkiem historycznym z czasów wojny i mało znanego, a nawet zatajanego - niewspominanego - przez samych górali jej aspektu - ścisłej współpracy z okupantami w ramach Goralenvolku. Według mnie ten wątek został tylko zaznaczony w dochodzeniu i dla podsuwania fałszywych tropów policji prowadzącej śledztwo w wyniku popełnienia morderstwa. Szkoda. Taki kierunek śledztwa i faktycznej zbrodni z pewnością byłby trudny do argumentacji.
Jak to zwykle w kryminałach musi też być wątek miłosny i nie do końca czyste relacje pomiędzy partnerami. Tutaj też jest: ich nawet więcej: Babońka całe życia taiła swoją miłość do Jana ślebody, a Anka j jako to napisali autorzy "zdradzający pies i upadły Serafin, wtuleni w siebie ruda wiedźma i jej chowaniec".
Zbrodnia w Murzasichlu okraszona gwarą, przekleństwami i opisem rzeczywistości górali pomiędzy dawnymi zwyczajami a pogrzebami turystów i zarobku - to dobry pomysł na kryminał. Z drugiej strony to też trochę pokazanie życia górali i ich świadomości sprzedawania się. Całość świetnie oddająca klimat, autentyczność współczesnego Zakopanego.
Pierwszy raz zdarzyło mi się przesłuchać, a nie przeczytać książkę na DKK. To dlatego, że jak usłyszałam początek i czytanie gwarą, to uznałam, że tak będzie przyjemniej.
Śleboda opowiada fajną historię, z wątkiem historycznym z czasów wojny i mało znanego, a nawet zatajanego - niewspominanego - przez samych górali jej aspektu - ścisłej współpracy z okupantami w ramach...
2023-02-09
Pierwszy raz czytam książkę z cyklu o księdzu Groserze. Nie miałam też przyjemności z pisarzem. Możliwe, ze będzie to jednorazowa przygoda.
Szczerze - czytało się całkiem nieźle, choć taka narracja jest dla mnie już taka trochę zaśniedziała. Taka zbyt tekturowa, bez mięsistej, wyrazistej podstawy. Czasem miałam wrażenie, że autor chciał zbyt wiele zawrzeć w jednej powieści, zbyt dużo historii, wątków, a jednocześnie wszystko było zbyt płytkie, zwykłe opowiadanie historii obcym ludziom.
Pierwszy raz czytam książkę z cyklu o księdzu Groserze. Nie miałam też przyjemności z pisarzem. Możliwe, ze będzie to jednorazowa przygoda.
Szczerze - czytało się całkiem nieźle, choć taka narracja jest dla mnie już taka trochę zaśniedziała. Taka zbyt tekturowa, bez mięsistej, wyrazistej podstawy. Czasem miałam wrażenie, że autor chciał zbyt wiele zawrzeć w jednej...
2022-11-07
"Podróżujemy, by dać się zaskakiwać. Może nawet po to żyjemy."
Istota podróży.
Czekam na spotkanie z autorem.
"Podróżujemy, by dać się zaskakiwać. Może nawet po to żyjemy."
Istota podróży.
Czekam na spotkanie z autorem.
2022-10-18
Bez fajerwerków. Ciut pogmatwana intryga, ale mało napięcia jak na thriller.
Bez fajerwerków. Ciut pogmatwana intryga, ale mało napięcia jak na thriller.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-09-21
W powieści „Pod słońcem” Julii Fiedroczuk jest trochę chaosu, trochę zbytniej „nie nadzwyczajności”. W sagę jednej rodziny wplecione są, zahaczone, liczne wątki innych osób. Bohaterem głównym jest Misza/Michał, jego rodzina: ojciec, który wyruszył za Ural aby poprzeć byt rodzinie, w skrócie: ofiara rewolucji, jego żona Miłka, córki i wnuczki. I oczywiście uwikłania Michała w romansowe historie z czasów wczesnej młodości i małżeństwa. Inni to bohaterów w sumie „niemi”, bo tylko narrator opowiada ich historie, sami nie otrzymują głosu, no może poza Jasną (przyjaciółką, muzą…).
Dla mnie to też kolejna powieść w nurcie wiejskim, było ich trochę, np. Małecki, Płaza, Muszyński, Grzegorzewska. Tamte może trochę bardziej świeże, trochę bardziej odkrywcze. W „Pod słońcem” było „serialowo”, tak żeby nie znudzić czy też może więcej pokazać, urozmaicić tą nudnawą wieś. Jednocześnie nic nowego, specjalnie ekscytującego.
Smaczków, małych zaskoczeń i przyjemności doszukałam się w warstwie języka i konstrukcji powieści. Pierwszy by obrazowy, dokładny, często zbyt dopowiedziany ale jednocześnie poetycki i mięciutki. Nie było łatwo wczytać się w opowieść i „przyzwyczaić” się do konstrukcji splatania wątków, postaci i czasów. Historyjek pobocznych i ciągniętych wątków głównych bohaterów była cała masa, więc czasem wydawało się, że czyta się o określonym czasie i osobie, by po kilku akapitach stwierdzić, że to jednak nie to – inna osoba , inny czas. Tak jakby iść ścieżką przez nieznany las i za licznymi zakrętami spotykać coraz to inny krajobraz.
W powieści „Pod słońcem” Julii Fiedroczuk jest trochę chaosu, trochę zbytniej „nie nadzwyczajności”. W sagę jednej rodziny wplecione są, zahaczone, liczne wątki innych osób. Bohaterem głównym jest Misza/Michał, jego rodzina: ojciec, który wyruszył za Ural aby poprzeć byt rodzinie, w skrócie: ofiara rewolucji, jego żona Miłka, córki i wnuczki. I oczywiście uwikłania Michała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-05-03
Autor rozpoczął pracę nad książką w 1952, skończył w czasie odwilży w 1957 roku, jednak wydruk skonfiskowano (podobno ze względu na wątki pornograficzne i promocje inicjatywy prywatnej). W Polsce wydana została dopiero w 1992 roku. Wcześniej był film Jana Rybkowskiego "Naprawdę wczoraj".
Akcja powieści dzieje się podczas trzech dni wczesną wiosną 1949 roku w Darłowie.
Przypadek.
Kobieta i mężczyzna spotykają się w pociągu.
Iskrzy. Rozmowa prowadzona na wyższym poziomie dwuznaczności. Bogata i uboga. Bogota w emocje, uboga w słowa.
Oboje zainteresowani jedną sprawą - tryptykiem Eryka Pomorskiego. Kobieta - służbowo, mężczyzna - materialnie. Wszystko właściwie ich łączy, przysuwa do siebie. Dopingować taki układ czy nie?
Nie dopingowałam, ale chłonęłam wrażenia. I dobrze. Tyrmand mi pokazał jak ta historia miała wyglądać. I w jego konstrukcji była realna i mocna.
Kapitalna w dialogach - pełnych abstrakcji i domysłów.
Świetne postacie. Fantastyczne, gotowe, filmowe charaktery. Mocni mężczyźni, nie mniej mocne kobiety.
Napisano o niej, że "skrojona po mistrzowsku" i to jest to. Tam gdzie trzeba więcej, mniej gdzie dosadność byłaby wulgarna. Tam gdzie trzeba zostawione pole dla czytelnika.
A jednak kreacja świata jest tak plastyczna, że czuje się i zimny powiew morza, uplastycznia się spacer we mgle, klimat powojennego hotelu i oberży, statku mającego przemycić mężczyznę na Zachód.
Bogata i uboga. Właściwie to charakterystyczna cecha całej powieści.
Autor rozpoczął pracę nad książką w 1952, skończył w czasie odwilży w 1957 roku, jednak wydruk skonfiskowano (podobno ze względu na wątki pornograficzne i promocje inicjatywy prywatnej). W Polsce wydana została dopiero w 1992 roku. Wcześniej był film Jana Rybkowskiego "Naprawdę wczoraj".
Akcja powieści dzieje się podczas trzech dni wczesną wiosną 1949 roku w Darłowie....
2020-02-19
Tak. Gałczyński. Po co mi po jego biografia? Właśnie!
Czytając biografie zazwyczaj mam takie wrażenie, że może nie do końca mnie to interesuje, może bez sensu poznawać szczegóły z czyjegoś życia, jak można poznać dzieło. Zapewne „mam inaczej” niż inni czytelnicy, bo biografie raczej zależą do popularnych publikacji.
Może nie powinnam ich czytać w ogóle.
Co mnie irytowało w tej biografii: że jest to zlepek różnych myśli i skojarzeń i faktów z życia, przerywanych fragmentami wierszy Gałczyńskiego, i że niektóre cytowane fragmenty tychże są bardzo płytko interpretowane.
Atutem jest to, że jednak jest to biografia bez koloryzacji i w sumie pasująca do stylu tego artysty o wielu twarzach. Ponadto naprawdę dobry, rzetelny i merytoryczny jest rozdział o obozowym życiu Gałczyńskiego.
I na tym mogłabym właściwie skończyć, gdyby nie fakt, że biografia zachęciła mnie do sięgnięcia po już czytane tomiki poezji, do zerknięcia do „Konstantego, syna Konstantego” (choć jest to bardzo stronnicza biografia!) i do wycieczek w stronę innych poetów i pisarzy tego czasu.
Pamiętam atmosferę jednej z moich ulubionych lektur – „Wspólny pokój” Uniłowskiego, gdzie sportretowana jest świetnie Kawiarnia Ziemiańska. Gałczyński tam to Klimek, a np. Baczyński opisany trochę z sarkastycznie, trochę z melancholią, jest krytyczny wobec innych, wygłasza swoje teorie, śmieje się i wyśmiewa wady i niedoskonałości innych. Patrząc, w ogóle, na obraz bohemy tamtego czasu, czyli wielkiego boomu poezji (w tym: futurystycznej, zaangażowanej, lirycznej, karykaturalnej, itp. ) i potrzeby zrzeszenia się artystów w pewne grona i dyskutowania o sztuce – czy to Kraków, czy Warszawa czy Paryż - podziwiam. Co z tego, że artyście zbierali się by w oparach papierosów, używek, narkotyków, czy pili do nieprzytomności. że zaniedbywali pewne rzeczy (w tym - niestety - swoje rodziny), jak naprawdę wyrosły na tym gruncie wielkie umysły i wielkie potęgi artystyczne, literackie.
Tak sobie myślę np. o Warszawie teraz. Pewnie są takie środowiska i takie miejsca gdzie przychodzą sobie poeci, pisarze, literaci czy inni twórcy (większe miasto, to i poetów więcej!), ale czy przychodzą, bo chcą swojego towarzystwa, wymiany myśli, czy razem piją i bawią się wieczorami czy raczej spotykają się okazyjnie, na zaproszenie, na galach wręczania nagród itp.. Czy każdy jest raczej zamknięty w swoim literackim świecie i takich rozmów (czytaj: rozmów o sztuce, ideałach) już nie ma.
Gałczyńskiego znałam od nastoletnich czasów, kiedy czytałam całe tomiki, bardzo dużo wierszy nauczyłam się pamięć i znam do tej pory. Wtedy poezja to był dla mnie główny gatunek literacki. Półka z tomikami wierszy była w moim domu pokaźna. Dziwiłam się, że moja siostra tego „nie chwyta”, skoro mama czasem na pytanie odpowiadała nam fragmentem wiersza. No i tak polubiłam poezję i do tej pory jestem jej ciekawa.
Tak. Gałczyński. Po co mi po jego biografia? Właśnie!
Czytając biografie zazwyczaj mam takie wrażenie, że może nie do końca mnie to interesuje, może bez sensu poznawać szczegóły z czyjegoś życia, jak można poznać dzieło. Zapewne „mam inaczej” niż inni czytelnicy, bo biografie raczej zależą do popularnych publikacji.
Może nie powinnam ich czytać w ogóle.
Co mnie...
2016-02-22
W ramach spotkań z autorami, organizowanymi przez DKK, kilka było szczególnych. Gośćmi Biblioteki w Końskich, którzy zapadli mi w pamięć, byli m.in.: Andrzej Sapkowski, Wojciech Kuczok, Wojciech Chmielarz, Jacek Hugo Bader.
Najmilej jednak wspominam spotkanie z Antonim Liberą (16 luty 2011 rok). To świetny prozaik, człowiek żyjący literaturą, a wcale nie uważający się za pisarza.
Jest zanany najbardziej jako autor powieści „Madame” (świetnej!), ale ja wysoko stawiam też jego odpowiadania np. te zawarte w tonie „Niech się panu darzy”. Trzy świetne powiadania i wszystkie mają to, co najbardziej lubię w małej formie: motyw przewodni, jednolite przedstawienie, napięcie (w miejscach gdzie to jest konieczne). Wszystkie napisane są z zachowaniem takiej prostoty i elegancji, którą mógł osiągnąć tylko wytrawny mistrz słowa, erudyta.
Libera zaczarował mnie jako znawca Becketa i jego wielki miłośnik. Mam wielki szacunek dla tłumaczeń i jego podejście do tak trudnej materii, złożonej, głębokiej, metafizycznej. „Godot i jego cień” jest mistrzostwem prozy refleksyjnej, osobistej. Uczucie z jakim tłumacz mówił o swoim mistrzu to nie tylko uwielbienie, szacunek ale i głębokie poczucie wielkości i doskonałości kreacji literackiej.
Pan Antoni zaprezentował także fragment swojego przekładu „Makbeta”, świetnie interpretując tekst.
Spotkanie było prześwietną uczta literacką i intelektualną. Dla mnie było też czasem spędzonym – niemal indywidualnie - z niesamowitym człowiekiem, który z szacunkiem traktował każde pytanie, nawiązywał kontakt, cieszył się. Libera zaprezentował się z każdej strony, podkreślając jednak tę, która według niego jest najbardziej godna uwagi – tłumaczenia i badanie literatury.
W ramach spotkań z autorami, organizowanymi przez DKK, kilka było szczególnych. Gośćmi Biblioteki w Końskich, którzy zapadli mi w pamięć, byli m.in.: Andrzej Sapkowski, Wojciech Kuczok, Wojciech Chmielarz, Jacek Hugo Bader.
Najmilej jednak wspominam spotkanie z Antonim Liberą (16 luty 2011 rok). To świetny prozaik, człowiek żyjący literaturą, a wcale nie uważający się za...
2021-05-20
2021-05-20
2021-05-20
Powieść E. Noble "Nasze sprawy" to książka w stu procentach dla kobiet - łatwa, przyjemna i niezobowiązująca. Pięć przyjaciółek pod pretekstem klubu czytelniczego, spotyka się raz w miesiącu by porozmawiać o wybranej lekturze, czy raczej o zawirowaniach w ich codziennych sprawach. Kobiety - Susan, Polly, Nicole, Hariett i Clare - przechodzą ciężkie chwile (zdradę, niemożność posiadania dziecka, aborcja, śmierć bliskich) i całe mnóstwo nieoczekiwanych komplikacji życiowych by z tych "prób" wyjść zwycięsko tzn. wyprostować ścieżkę życia i pozytywnie patrzeć w przyszłość.
Czytelniczki mogą się identyfikować z bohaterkami, ich zachowaniem, kłopotami, choć wyraźnie daje się odczuć różnica kulturowa pomiędzy kobietą angielską a typową Polką. Wiele różnic wypływa z odmienności naszych kultur. Czy polka zdecydowała siś na aborcję w chwili kiedy chce odejść od swojego męża (którego, nawiasem mówiąc, powinna opuścić wiele lat wcześniej)? Nawet rozwód - zwykły, bez dodatkowych komplikacji - jest u nas chyba trudniejszy w realizacji.
Podobają mi się jednak te kobiety, nie we wszystkim co robią (!), ale ze względu na ich przyjaźń i wzajemną pomoc, oparcie, nie wahanie się przed udzielaniem rad, solidarność. Chciałbym mieć choć jedną taką przyjaciółkę!
Powieść E. Noble "Nasze sprawy" to książka w stu procentach dla kobiet - łatwa, przyjemna i niezobowiązująca. Pięć przyjaciółek pod pretekstem klubu czytelniczego, spotyka się raz w miesiącu by porozmawiać o wybranej lekturze, czy raczej o zawirowaniach w ich codziennych sprawach. Kobiety - Susan, Polly, Nicole, Hariett i Clare - przechodzą ciężkie chwile (zdradę,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-20
Dnia 8 października 1989 roku w wieku 40 lat umiera E.A. Poe. Okoliczności śmierci poety, jaki i jego dziwny i cichutki pogrzeb w Baltimore, okryte do tej pory tajemnicą są "dobrym" początkiem rozpoczęcia pracy nad powieścią. Dobrym początkiem "Cienia Poego" Matthewa Pearla.
Quentin Habson Clark - młody, dobrze zapowiadający się prawnik, spotykający się z atrakcyjną dziewczyną z dobrego domu, gorący wielbiciel pióra Poego. Clark, główny bohater powieści, jest świadkiem owego niezwykłego pogrzebu. Wkrótce dowiaduje się, że był to pogrzeb jego ukochanego autora i to staje się punktem zwrotnym jego życia. Jego przygody, jego zguby, jego nieszczęścia. Młodego Clarka przeraża nie tylko śmierć poety, ale też bierne reakcje prasy, nie liczące się z wagą historii. Ta zagadka będzie gnać Clarka w dziwne miejsca i na spotkania z ludźmi różnych stanów i profesji, często niebezpiecznych, wrogo nastawionych, a przede wszystkim uwikłanych w nie do końca jasne i wyjaśnione (przez autora!) historie.
Starając się wyjaśnić zagadkę życia i śmierci Poego autor wykorzystuje postać z jego twórczości - detektywa Augusta Dupina. Ale żeby nie było tak łatwo i prosto detektywów jest dwóch. August Dupin - pomocnik paryskiej policji i Claude Dupin "Baron" - prawnik, podejmujący się obrony w najtrudniejszych sprawach. I tu powinno zacząć się coś fajnego - przynajmniej na to się zapowiada. Pomysł bardzo dobry! Rewelacyjny! Wydaje mi się, że prawidłowo odczytałam założenia autora, ale się chyba przeliczyłam. Postacie obu panów - każdy prowadzący śledztwo w dość osobliwy sposób - mieszają się, zlewają w jedną lub kilka różnych postaci. Nie wiadomo czy zasługi jednego należy przypisywać drugiemu, czy któryś jest oszustem, czy któryś naprawdę pomaga Clarkowi w rozwikłaniu zagadki, czy myśli tylko o swoich sprawach. Wszystko to byłoby do zaniesienia gdyby nie "rozlewność" autora w posuwaniu akcji do przodu. Żadnego mocnego punktu! A gdzie te zapowiedziane przez innych (zacnych krytyków) "niesamowite suspensy wzorowane na mistrzu zawieszania akcji Hitchcocku"!. Och. jaka jestem zawiedziona.
Nie odmawiam tej powieści pięknego języka (gdyby nie był aż tak mało zróżnicowany, wszystkie postaci: od panny doskonałego dobrego domu, wykształconego prawnika do czarnego niewolnika mówią tymi samymi słowami!) oraz doskonałego przedstawienia klimatu epoki (gdyby Paryż i Baltimore miały bardziej zdecydowany wizerunek! Stany i Europa nawet w tamtych czasach to nie jedna dzielnica).
Miała to być powieść ciekawa, trzymająca w napięciu, rozwiązująca zagadkę, utrzymana w konwencji pisarstwa Poego. A jest dobrze rozpoczynająca się i nie spełniająca oczekiwać czytelników, przydługa i nudnawa książka, która nieumiejętnie i powierzchownie śledzi "cienie".
Najbardziej godnym podziwu jest fakt, że człowiek, który napisał "Cień Poego" ma w tej chwili 32 lata i stworzył już coś zdecydowanie lepszego - swoją debiutancka powieść "Klub Dantego"!.
Dnia 8 października 1989 roku w wieku 40 lat umiera E.A. Poe. Okoliczności śmierci poety, jaki i jego dziwny i cichutki pogrzeb w Baltimore, okryte do tej pory tajemnicą są "dobrym" początkiem rozpoczęcia pracy nad powieścią. Dobrym początkiem "Cienia Poego" Matthewa Pearla.
Quentin Habson Clark - młody, dobrze zapowiadający się prawnik, spotykający się z atrakcyjną...
2020-04-06
Pierwsze wrażenie jest niezwykle istotne.
Już dawno, dawno miałam tę książkę w rękach i postanowiłam, że na pewno ją przeczytam. Mimo, że kilkakrotnie wpadała mi w ręce i oko, to jednak odkładałam, bo zazwyczaj czytam biografie, albo w chwili wielkiej potrzeby wewnętrznej, albo z lekkim przymusem (czytaj: Dyskusyjny Klub Książki) – kilka zachwytów było!
Wracając….. biografia Kukuczki leżała w obszarze moich zainteresowań i listy pozycji do przeczytania.
Pierwsze wrażenie – niezwykła, pięknie wydana i hipnotyzującą okładką (sugestywną). Przyciągająca. Bardzo dobra robota graficzna.
Na początek słowa Wielickiego, partnera Kukuczki z kilku wypraw - „Każdy kto się wspina, ma poczucie nieśmiertelności”.
Tak, o nieśmiertelności było sporo. O bucie i ekstrawagancji też. To nie jest ocena, takie mam odczucie.
Najpierw o książce. Późnej o górach.
Co mi nie leżało, to fakt pisania tak jak piszecie reportaże w gazetach. Krótkimi zdaniami, żeby było szybko i ciekawie. Według mnie, nie zawsze było w porządku z formą osobową i czasem. Był natłok nazwisk i wypraw – skakanie od jednej do drugiej, wracanie, uzupełnianie. W porządku, nie zawsze musi być chronologicznie, ale ja nie wszystko sobie mogłam ułożyć. Nie jest aż tak wielkim znawcą ani pasjonatem. Nie wydaje mi się nawet żeby przedstawiona została pełna dokumentacja. I jeszcze - jeśli się coś próbowało się ubrać w jakieś konkretne rozdziały, dotyczące jakiegoś tematu - to nie do końca się to udało.
Przedstawiona historia wspinaczek Jerzego Kukuczki nie jest pełnym jego obrazem. Te kilka zdań które wypowiada jego żona, ze nigdy nie miała żalu, że mało było go w domu, że nie stawała na drodze, nie kazała wybierać, nie świadczą o tym jakim był mężem i ojcem. Na pewno nie wychowuje swoich dzieci. Poza wspinaczką, nie wiadomo w sumie jakim Kukuczka był człowiekiem. Ktoś o nim mówi, że „koleżeński”, ktoś inny, że „przychodzi na gotowe, nie patrzy na nikogo, wspina się, wyjeżdża”.
Tak jakby w jego życiu nie liczyło się nic poza górami, poza rywalizacją.
Jestem tylko maleńkim człowieczkiem, daleko mi do wielkości kogokolwiek, na pewno do pana Jerzego. „Zaliczyłam” w życiu – jak na razie – tylko Koronę Gór Świętokrzyskich, co w sumie zajęło mi chyba ponad 4 lata. Cóż to za wyczyn. Niemal żaden. Tylko czy zaliczanie się liczy. Nie chciałabym gór zaliczać. Świadomie jednak użyłam tego słowa w cudzysłowie, bo z moim „zaliczaniem” wiążą się spotkania z fantastycznymi ludźmi, samotna klęska pod Radostową na czerwonym szlaku, zejście pod rękę z najlepszą przyjaciółką z Klonówki i mgłę na Szczytniaku. Znam chłopaka, który zdobywał Koronę Gór Polski przez 17 lat, bo nie spieszył się, nie zaliczał, nie gnał, bo umiał zatrzymać się nad rzeczką, kapliczką, przeczytać informację, pogadać z ludźmi. Bardzo go za to szanuje.
Szanuje Jerzego Kukuczkę, bo pamiętam radość jak w telewizji poinformowano, że zdobył kolejny szczyt, a ja nie umiałam nawet wypowiedzieć tej nazwy, a zapamiętałam tylko nazwisko, bo każdy je powtarzał.
Pierwsze wrażenie jest niezwykle istotne.
Już dawno, dawno miałam tę książkę w rękach i postanowiłam, że na pewno ją przeczytam. Mimo, że kilkakrotnie wpadała mi w ręce i oko, to jednak odkładałam, bo zazwyczaj czytam biografie, albo w chwili wielkiej potrzeby wewnętrznej, albo z lekkim przymusem (czytaj: Dyskusyjny Klub Książki) – kilka zachwytów było!
Wracając….....
Przeczytane!
O rany!
Nie dyskutuję, bo kimże jestem. Ale czy dla mnie Gombrowicz jest guru - no jakoś nie....
Przeczytane!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toO rany!
Nie dyskutuję, bo kimże jestem. Ale czy dla mnie Gombrowicz jest guru - no jakoś nie....