rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Dwie tabletki - niebieska czy czerwona? O tym, co przesypiamy oraz o tym, co prawdziwie przeżywamy

Rzeczywistość to cienie tańczące na ścianie, przesuwające się w mroku i przybierające kształty, którym sami nadajemy znaczenie i właściwe nazwy. Jak w świecie zbudowanym z iluzji, niejasności, popękanych obrazów i tego, co się nam wydaje, wyciągnąć znaczenie prawdy? A może cała ta „rzeczywistość” jest złudzeniem…

Zagadnienie pozoru i prawdy jest jednym z kluczowych w powieści Irminy Kosmali Złuda i wybrzmiewa niemal od pierwszych akapitów. Autorka wprowadza nas w opowieść, w której szuka się siebie, określa poprzez pryzmat filozoficzno-psychologicznych zagadnień, ale też dokonuje dogłębnej analizy bytu człowieka żyjącego w świecie pozornie realnym, onirycznym, ale też takim, który istnieje na pograniczu tego, co namacalnie jest i czego w rzeczywistości nie ma.

Może czas się przebudzić, dokonać swoistego anamnesis, zerwać łańcuchy, wydostać się z jaskini, porzucić to, co złudne i cielesne.

Gdzie żyją bohaterowie książki - w złudzie czy pozornej prawdzie?

Ewa rozpoczyna swoją opowieść od wyznania - „Zabiłam człowieka. (...) Prawdę mówiąc dwóch. A dokładniej, w zasadzie trzech”. Zwierzenia tego dokonuje w konfesjonale, w obecności duchownego, którego zdaje się dobrze znać. To był jej wstęp do historii życia, która wyłoniła opowieść o najgorszej przewinienie człowieka. Ale Ewa podkreśla, że czynów tych jedynie doświadczyła. Nie potrzebuje również odkupienia i zadośćuczynienia, a tylko zrozumienia. U kresu swej opowieści chce znaleźć ukojenie, bo w jej życiu nic nie zdarzyło się bez powodu, więc według niej, czyny, których się dopuściła, były jedynie uwarunkowane przez czynniki zewnętrzne.

Z marazmu życia w złotej klatce u boku mężczyzny, który poniekąd skuwa ją w kajdany i ukazuje świat, który chce, aby oglądała, wyrywają ją „Obłędni samotnicy”, a dokładniej cykl wykładów filozoficznych, które studentom przybliża Andrzej Apejron. To intelektualista, który młodym, jeszcze nieukształtowanym umysłom dostarcza wiedzy, próbując przekazać ją w jak najatrakcyjniejszej formie, by poruszyć i skłonić ich do dalszych, samodzielnych już rozważań. Czyni to za pośrednictwem myśli Schopenhauera, Pascala czy Nietzschego, ale także Arystotelesa czy Platona. W młodych ludziach rozgrzewa myślenie o swoim własnym życiu - niejednokrotnie pustym, podporządkowanym schematom i nakładanym na nie maskom.

Taki też jest świat Ewy, która nie potrafi podejmować samodzielnych decyzji i trwa w związku, który ją przygniata i frustruje. Spotkanie z Apejronem dodaje jej odwagi i poszerza horyzonty. Postać Ewy i Andrzeja to dwa odrębne bieguny - kobieta szuka siebie, mężczyzna doskonale wie, w jakim miejscu się znajduje.

Zbieg nieoczekiwanych zdarzeń sprawia, że te dwie opozycje gdzieś się spotykają i przenikają swoje światy, lepiej się poznają i wpływają na swoje życiorysy.

Złuda Irminy Kosmali jest powieścią metafizyczną i metaforyczną, w której rzeczywiste oraz nieprawdziwe wzajemnie się przenika. Ewa jest tutaj postacią mimo wszystko zamkniętą przez granice, które sama sobie wyznaczyła przez wybory życiowe, trwanie w nieszczęściu i marzeniach o czymś i o kimś, co da jej zadowolenie. Jednocześnie nie jest wierna samej sobie. Natomiast Andrzej jest człowiekiem o otwartym umyśle, charyzmatycznym, ale jednocześnie jest w tym samotny i mocno osadzony w świecie filozoficzno-psychologicznym, przez co jego postępowania przepełnione są mocnymi i dogłębnymi analizami. Z jednej strony w swym umyśle jest wolny i bezgraniczny, ale z drugiej - wpada w swego rodzaju pułapkę.

Po przeczytaniu tej powieści dużo się myśli, nie tylko o bohaterach, ale o swoim własnym istnieniu - o tym, co przesypiamy, co tylko przeżywamy, a kiedy żyjemy prawdziwie, jeśli w ogóle. „Życie ludzkie jest jeno nieustanną złudą” jak powiedział Pascal, co jest w takim razie prawdziwe, czy może trzeba - jak bohater filmu Matrix - wybrać jedną z dwóch tabletek. Niebieską, by zapomnieć i żyć w złudzie istnienia lub wybrać czerwoną i dzięki niej zobaczyć, czym jest realna rzeczywistość - prawdziwie się przebudzić, a nie tylko spać w pozornie prawdziwym życiu.

Ewa żyje w doznaniu nierzeczywistego, a świat Apejrona stanowi całkowitą opozycję wobec jej egzystencji - jest pełnią, aktywnością, nieustanną analizą i tworzeniem.

„Po co pragniecie jutra, idioci, skoro nie ma w was dziś?” - kluczowe i znamienne dla tej powieści są końcowe słowa Apejrona, które pokazują nie tylko swego rodzaju obłąkańczy stan mężczyzny, ale też naturę naszego świata, kondycję współczesnego człowieka, jego konsumpcyjny charakter i pewien brak refleksji. Przez co jedynie dotyka się znaczenia bytu oraz istnienia, a nie próbuje się go poznać i samodzielnie zrozumieć.

Przeżywamy, dotykamy zimnych ścian jaskini, jeśli wychodzimy - tak jak Andrzej, to często jako osamotnieni i niezrozumiani pustelnicy.

Powieść ta to metafizyczna wędrówka, która czytelnika może prowadzić do różnych rozwidleń. Nie ma uniwersalnej prawdy, tej jedynej mądrości czy konkretnej odpowiedzi. Człowiek ma sam z siebie znaleźć to, co jest dla niego przeznaczeniem, co jest jego celem. Musi on dotrzeć do prawdy o własnych siłach.

https://kuznia.art.pl/recenzje/2376-zluda-irmina-kosmala-szosta-recenzja.html

Dwie tabletki - niebieska czy czerwona? O tym, co przesypiamy oraz o tym, co prawdziwie przeżywamy

Rzeczywistość to cienie tańczące na ścianie, przesuwające się w mroku i przybierające kształty, którym sami nadajemy znaczenie i właściwe nazwy. Jak w świecie zbudowanym z iluzji, niejasności, popękanych obrazów i tego, co się nam wydaje, wyciągnąć znaczenie prawdy? A może...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Cymanowski Młyn Stefan Darda, Magdalena Witkiewicz
Ocena 6,5
Cymanowski Młyn Stefan Darda, Magda...

Na półkach: , , ,

Stefan Darda jest jednym z ważniejszych, polskich pisarzy grozy, który czytelników porwał w mroczne odmęty swoich historia za sprawą cyklów „Dom na Wyrębach” i „Czarny Wygon”. Natomiast twórczość Magdaleny Witkiewicz to zupełnie inna bajka, bo autorka na swoim koncie ma przede wszystkim powieści obyczajowe o szczęśliwych zakończeniach. Dwa bieguny twórczości literackiej, które jednak się zderzyły. „Cymanowski Młyn” to wspólna powieść Stefana Dardy i Magdaleny Witkiewicz – literackiego duetu, który przecież tworzy w odrębnych gatunkach. Co więc powstało z tej współpracy?

Cymanowski Młyn to urokliwe miejsce na Kaszubach, do którego zupełnie przypadkiem trafiają Monika i Maciej. Wspólny wypad to chyba ostatnia szansa na ratowanie ich tonącego małżeństwa, które od lat mija się we wspólnych celach, pragnieniach i ogólnym dopasowaniu. Każde z nich skupione jest na swoim zawodowym sukcesie, a wspólne bycie razem zeszło na drugi plan. Z dala od cywilizacji, w miejscu bez zasięgu są zdani tylko na siebie. Początkowo nie było łatwo, ale magia tego miejsca zaczyna wprowadzać do ich relacji dawno uciszony, romantyczny nastrój. Wszystko zdaje się iść ku dobremu, a wyjazd ten faktycznie okazał się doskonałym sposobem na zażegnanie małżeńskiego kryzysu. Nastrój pęka wraz z wyjazdem Macieja po pilnym telefonie z pracy, po którym rozgoryczona kobieta zostaje sama w Cymanowskim Młynie. A może nie tak zupełnie sama… Na miejscu – oprócz właściciela pensjonatu – pozostaje jego syn Łukasz, w którym Monika widzi wiele wspólnych cech ze swoim przed laty tragicznie zmarłym narzeczonym.

Początkowe, sceptyczne podejście do tej powieści pryska już po kilku stronach, bo już od początku wiadomo, że w „Cymanowskim Młynie” znajdzie się miejsce na mroczną tajemnicę, paranormalne zjawiska, ale też świetnie skonstruowany i opowiedziany obraz trudnych relacji dwojga ludzi. Zarówno Stefan Darda, jak i Magdalena Witkiewicz przenieśli do tej powieści to, w czym są najlepsi w swojej twórczości. Mamy tu grozę, ale i powieść obyczajową, a jak pokazuje ta książka, te dwa gatunki doskonale się uzupełniają, tworząc spójną i interesującą historię.

„Cymanowski Młyn” wciąga nie tylko fabułą, ale też barwnymi opisami kaszubskiej przyrody, mrocznych grzęzawisk, zielonych lasów i dziewiczej przyrody. Jednocześnie wiadomo, że to tam jest ukryta jakaś tragiczna tajemnica, która daje o sobie znać niespokojnym skrzypieniem podłogi, szmerem i cichymi, wręcz widmowymi nawoływaniami i jękami, które słychać w nocy w pensjonacie. Jakaś upiorna mgła unosi się na Cymanowskim Młynem, a nastrój ten jest tak dobrze znany z powieści Stefana Dardy. Jednocześnie w tych mrocznych opisach i ponurych historiach nie brakuje rzeczywistych, świetnie nakreślonych bohaterów, którzy targani są różnymi emocjami, niejednokrotnie nawiązującymi do wydarzeń z przeszłości. To zapewne zasługa Magdaleny Witkiewicz, która potrafi stworzyć dobrze nakreślone pod względem psychologicznym postaci.

Ponadto „Cymanowski Młyn” to powieść wielowątkowa, która po kolei odsłania przed czytelnikiem nowe historie. To sprawia, że akcja w książce jest ciągle podkręcona i w wielu miejscach zaskakująca fabularnie.

Twórczość tych dwojga autorów jest w książce wyczuwalna i mocno zaakcentowana, aczkolwiek jest to dość zbilansowana proporcja. Dlatego nie jest to typowa powieść grozy, ani też książka obyczajowa. To ciekawe i naprawdę udane połączenie tych dwóch gatunków, które za sprawą Stefana Dardy i Magdaleny Witkiewicz konsekwentnie podążają do finału. Powieść, do której pochodziłam dość sceptycznie, okazała się naprawdę dobrym, wartym przeczytania tytułem.

Stefan Darda jest jednym z ważniejszych, polskich pisarzy grozy, który czytelników porwał w mroczne odmęty swoich historia za sprawą cyklów „Dom na Wyrębach” i „Czarny Wygon”. Natomiast twórczość Magdaleny Witkiewicz to zupełnie inna bajka, bo autorka na swoim koncie ma przede wszystkim powieści obyczajowe o szczęśliwych zakończeniach. Dwa bieguny twórczości literackiej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Omen to film kultowy, który żniwo swojej sławy zbiera do dziś, gdyż mimo swej ponad czterdziestoletniej historii nadal uważany jest za obraz obowiązkowy wśród fanów gatunku. Nadejście Antychrysta w ujęciu reżyserskim Richarda Donnera ukazane 1976 roku jest pierwowzorem wielu podobnych filmów i książek. Na sukces filmu składa się kilka doskonałych działań promocyjnych, które odliczały czas przyjścia na świat szatańskiego dziecka. Ostatecznie jednak fabuła i stopniowo budowane w niej napięcie obroniło się samo i mimo licznych sequeli to właśnie ten pierwszy Omen zapisał się na stałe w kanonie kina grozy. Równolegle z premierą filmu do księgarni trafiła książka o tym samym tytule, napisana przez scenarzystę filmu – Davida Seltzera.

Nie będzie więc zaskoczeniem, że powieść ta fabularnie nie różni się od historii przedstawionej w filmie, a jedynie podbudowuje pewne wątki i nakreśla wyraźniejszą charakterystykę postaci oraz motywacji, jakimi się kierowali. Skoro film uważany jest za pozycję kultową, to czy jego nowelizacja może być w ogóle interesująca i inna od tego, co już widzieliśmy na ekranie? Otóż tak. Książkę czyta się z tak samo diabelnie dobrze, jak ogląda film, a to dlatego, że David Seltzer potrafił w pełni oddać bluźnierczy nastrój panujący w obrazie Donnera i sprawić, że także i tu Antychryst rodzi się w atmosferze grozy i niepokoju.

http://okiem-na-horror.blogspot.com/2019/02/david-seltzer-omen.html#more

Omen to film kultowy, który żniwo swojej sławy zbiera do dziś, gdyż mimo swej ponad czterdziestoletniej historii nadal uważany jest za obraz obowiązkowy wśród fanów gatunku. Nadejście Antychrysta w ujęciu reżyserskim Richarda Donnera ukazane 1976 roku jest pierwowzorem wielu podobnych filmów i książek. Na sukces filmu składa się kilka doskonałych działań promocyjnych, które...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nawiedzenia. Historie prawdziwe Robert David Chase, Ed Warren, Lorraine Warren
Ocena 5,8
Nawiedzenia. H... Robert David Chase,...

Na półkach: , , ,

Książka jest pełna przerażających historii i niewiarygodnych opowieści, w które wierzyli demonolodzy. Są też takie spotkania, których doświadczyli na własnej skórze, ale mówiąc szczerze, jakoś ciężko nie podejść do nich sceptycznie. Może to kwestia prowadzenia narracji, po której ma się wrażenie, że Warrenowie częściej na swojej drodze spotykają umarłych niż żywych. Niektóre przypominają opowieści niegdyś opowiadane przy ognisku, by u swoich kompanów wywołać nieprzyjemny dreszcz strachu i zimny pot na karku.

Nawiedzenia. Historie prawdziwe Robert David Chase oraz Eda i Lorraine Warrenów są zebranym świadectwem świadków i uczestników niespotykanych zdarzeń duchowej oraz demonicznej obecności. Ciarki przechodzą po plecach niejednokrotnie w trakcie czytania, ale pytanie o to, czy są to historie prawdziwe i takie, które faktycznie się wydarzyły, może pozostać bez odpowiedzi.

To książka, na którą czekałam - zwłaszcza po lekturze Demonologów Geralda Brittle oraz filmach. Może mnie nie zawiodła, ale na pewno pozostawiła jakiś niedosyt. Chciałoby się więcej. Nie wiem, czy to, co przeczytałam, było choć w jakimś stopniu prawdą. Może te historie były zmyślone, może ludzki umysł płatał figle, a być może każda z nich się wydarzyła. Trudno to ostatecznie stwierdzić. Niemniej jednak jest coś w tych opowieściach, co każe wierzyć, choć trochę.

http://okiem-na-horror.blogspot.com/2019/08/ed-i-lorraine-warren-nawiezenia.html

Książka jest pełna przerażających historii i niewiarygodnych opowieści, w które wierzyli demonolodzy. Są też takie spotkania, których doświadczyli na własnej skórze, ale mówiąc szczerze, jakoś ciężko nie podejść do nich sceptycznie. Może to kwestia prowadzenia narracji, po której ma się wrażenie, że Warrenowie częściej na swojej drodze spotykają umarłych niż żywych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka może stać się kolejnym ważnym tytułem w polskim thrillerze. „Najszczęśliwsza”, bo o niej mowa, przyciąga uwagę niepokojącą okładką i samym nazwiskiem autora – Max Czornyj. Dał się on poznać czytelnikom za sprawą swoich debiutanckich powieści o komisarzu Eryku Deryło. Jego najnowsza książka nie jest związana tematycznie z tym nieukończonym jeszcze tryptykiem. „Nieszczęśliwsza” to zupełnie nowa fabuła, smolista i niejasna i dość mocno okrutna w opisach. To zdecydowanie dobry thriller psychologiczny.
(...)
Pomyślałam - ot co – kolejny thriller psychologiczny, który choć świetnie skonstruowany i napisany, da się jakoś rozgryźć i wyjaśnić. No i tu zostałam zaskoczona, bo czegoś takiego się nie spodziewałam. Zakończenie kompletnie zaskakuje, a ostatnią stronę można skomentować siarczystym słowem „o k***a”.
Pewnie wielu z nas do nowych nazwisk w polskiej literaturze z gatunku thriller, czy groza podchodzi z dość mocną rezerwą, a czasem nawet z brakiem nadziei na dobrą powieść. Sytuacja na rynku pokazuje, że ta tendencja się zmienia, a polscy autorzy potrafią pisać naprawdę dobre powieści, którymi nie powstydzili by się nawet na rynku zagranicznym. Max Czornyj z „Najszczęśliwszą” również przełamuje ten schemat, bo napisał świetny thriller psychologiczny. Koniecznie przeczytajcie i nie omijajcie „Posłowia” - autor ma tam kilka, ważnych spraw do dodania.

http://okiem-na-horror.blogspot.com/2018/09/max-czornyj-njaszczesliwsza.html#more

Ta książka może stać się kolejnym ważnym tytułem w polskim thrillerze. „Najszczęśliwsza”, bo o niej mowa, przyciąga uwagę niepokojącą okładką i samym nazwiskiem autora – Max Czornyj. Dał się on poznać czytelnikom za sprawą swoich debiutanckich powieści o komisarzu Eryku Deryło. Jego najnowsza książka nie jest związana tematycznie z tym nieukończonym jeszcze tryptykiem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://okiem-na-horror.blogspot.com/2018/03/h-p-lovecraft-bestia-w-jaskini.html

Do prozy Howarda Philipsa Lovecrafta powraca się z sentymentem, jak do starego, dawno niewidzianego przyjaciela. Jednak te spotkania są pełne grozy, poczucia mentalnego osamotnienia, pewnej trwogi bijącej z kart tych niezwykłych opowiadań. Twórczość Lovecrafta to niedościgniony wzór dla wielu współczesnych pisarzy – nie tylko grozy, muzyków, filmowców i artystów, którzy w opowiadaniach Samotnika z Providence doszukują się najskrytszych prawd w tym, co jest nienazwane, niemieszczące się w granicach normalnego pojmowania. Nie bez powodu Clive Barker jego prozę nazwał „kamieniem węgielnym współczesnego horroru”, bo wszakże lovecraftowskie weird fiction dla wielu z nich było główną inspiracją i bodźcem do pisania.

W twórczości tej można zanurzać się niejednokrotnie, docierać do ciemnych głębin i słowo ojca mitologii Cthulhu poznawać na nowo, odkrywać jego nieznane dotąd znaczenia. Nie inaczej jest w przypadku „Bestii w jaskini”, która jest potężnym zbiorem opowiadań wydanych przez wydawnictwo Zysk i S-ka. To czterdzieści siedem historii, tym razem tych nieco mniej znanych, które można nazwać solidnym przekrojem twórczości Lovecrafta. Zbiór zaczyna się od tytułowej „Bestii w jaskini”, a kończy na opowiadaniu „W murach Eryksu”.

Howarda Philipsa Lovecrafta swoją prozą wytwarza poczucie osamotnienia, przywołuje pradawne eony i nieokreślone cienie przeszłości, wskrzesza pierwotny lęk i zadaje podstawowe pytanie o pochodzenie człowieka i jego znaczenie w całym wszechświecie. Niepokojąca atmosfera przebija się niemalże z każdego opowiadania dwudziestowiecznego mistrza nieopisanej grozy.

Lovecraft jest postacią niemalże ikoniczną, którego twórczość ze względu na treść odnoszącą się do Wielkich Przedwiecznych, pradawnych rytuałów, przyczajonej grozy, czy czystego zła – była pierwszym, znamiennym zetknięciem z horrorem. „Bestia w jaskini i inne opowiadania” to lektura odpowiednia dla osób zaznajomionych już z prozą Lovecrafta, jak i tych, dla których była ona wcześniej nieznana.

Nie ma w tym zbiorze jednej myśli przewodniej, spajającej temat. Czytelnik w „Bestii w jaskini” znajdzie straszne odmęty ludzkiej świadomości, jak i nienazwane potwory o realnych kształtach. Niewątpliwie proza Samotnika z Providence zmienia dotychczasowe myślenie, przewraca dotąd znane tory rozważań i wprowadza na nowe, jeszcze niepoznane i nieodkryte. Te kilkadziesiąt opowiadań – mimo, iż fikcyjnych – posiada w sobie pewien realizm i dar przekonywania do tego, że ponad tym co rzeczywiste, jest coś więcej.
„Poza murem snu”, „Grobowiec”, „Przerażający staruch”, „Świątynia”, Droga Iranona”, „Zagłada Sarnathu”, „Uwięziony wśród faraonów”, „Azathoth”, „Srebrny klucz”, czy „Sny w domu wiedźmy” – to tylko niektóre opowiadania, które znalazły się w zbiorze. Po raz kolejny otrzymujemy solidne wydanie, w twardej oprawie z sugestywną okładką, które wręcz zaprasza do świata Lovecrafta – bez względu na to, czy jest on już znany, czy jeszcze nie.

https://okiem-na-horror.blogspot.com/2018/03/h-p-lovecraft-bestia-w-jaskini.html

Do prozy Howarda Philipsa Lovecrafta powraca się z sentymentem, jak do starego, dawno niewidzianego przyjaciela. Jednak te spotkania są pełne grozy, poczucia mentalnego osamotnienia, pewnej trwogi bijącej z kart tych niezwykłych opowiadań. Twórczość Lovecrafta to niedościgniony wzór dla wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://kuznia.art.pl/recenzje/1937-perfekcyjna-dziewczyna-gilly-macmillan.html

Cudowne dzieci, obdarzone niebywałym talentem i ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę, ile wyrzeczeń oraz pracy musi kosztować dojście do takiej perfekcji. Nierzadko odczuwają presję ze strony otoczenia i rodziców. Idealne dzieci nie chcą zawieść ich oczekiwań, więc mimo zmęczenia, a czasem nawet braku pasji i przekonania, uczą się i ćwiczą by być coraz to lepszymi muzykami, sportowcami, tancerzami, czy uczniami, często kosztem swojego uciekającego dzieciństwa.

„Perfekcyjna dziewczyna” Gilly Macmillan to w tym znaczeniu nie tylko thriller, ale psychologiczny portret z pozoru zwyczajnej dziewczyny i jej rodziny. Idealne dziecko utalentowane muzycznie, o ponadprzeciętnym IQ. Do tego szczęśliwa, wspierająca ją rodzina. To tylko pozory. Zoe w swoim sercu nosi ciężkie brzemię, które na zawsze przerwało jej dzieciństwo i związaną z nim beztroskę. Matka dziewczyny wydarzenie to traktuje jako mroczny, wstydliwy sekret, który mógłby zaprzepaścić jej szansę na ułożenie sobie życia na nowo, z innym mężczyzną. Drugi mąż matki Zoe nie wie co dziewczyna zrobiła kilka lat wcześniej, a za co trafiła na 1,5 roku do poprawczaka. Po tym czasie, gdy już mogło się zdawać, że nastolatka może zacząć spróbować żyć na nowo, trauma z przeszłości powraca do niej jak bumerang, na nowo rozgrzebując rany i doprowadzając do kolejnych, tragicznych zdarzeń.

Siłą „Perfekcyjnej dziewczyny” jest właśnie owo psychologiczne studium z pozoru idealnej rodziny, w której wychowują się uzdolnione dzieci. Tak naprawdę pod tym sztucznym obrazem kryją się traumy, krzywdy z przeszłości i teraźniejsze trudne momenty. Perfekcyjny obraz to tylko ułuda. Gilly Macmillan dokonała analizy takich rodzin, a historie o nich skondensowała w tej właśnie powieści. To książka nie tylko o dociekaniu mrocznej prawdy, ale także (a może przede wszystkim) a dramatach rodzinnych, złamanym dzieciństwie, dojmującym wręcz poczuciu niesprawiedliwości, piętnie morderczyni, z którym młoda dziewczyna będzie musiała żyć do końca swych dni.

Autorka przygląda się młodym ludziom, jeszcze dzieciom, które za chwilowy brak rozsądku, czy jeden poważniejszy błąd zostają skazani na poprawczak. Wielu z nich wraca tam ponownie, tzw. system obrotowych drzwi. Macmillan zastanawia się, czy dzieci, które nigdy wcześniej nie weszły w konflikt z prawem, a za sprawą głupoty, a czasem złośliwości losu i psychicznej niemocy, popełniły nieumyślną zbrodnie, powinno się tak dotkliwie karać. Czy poprawczak je zresocjalizuje, czy też może złamie do końca? Autorka w historii o „Perfekcyjnej dziewczynie” została zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami, więc czytelnik został skonfrontowany z wydarzeniami, które mogą dziać się naprawdę. Czytając książkę sami odpowiadamy sobie na różne pytania i sugestywne zaczepki. Są to pytania o popełniane błędy, psychiczne nękania, dążenie do perfekcji za wszelką cenę, czy wreszcie przemoc domową i tyranię ze strony rówieśników i opiekunów. Jak my zachowalibyśmy się w tej sytuacji, co jest moralne, a co niedopuszczalne?

„Perfekcyjna dziewczyna” to mocny thriller psychologiczny połączony z powieścią obyczajową. Książka przedstawiona jest z perspektywy różnych osób, które na zaistniałe sytuacje spoglądają ze swojego punktu. Nie ma osób idealnych, perfekcyjnych, bez skazy. Nie jesteśmy robotami, które nie popełniają błędów, nie mylą się, nie błądzą. Gilly Macmillan w swojej najnowszej powieści zwraca uwagę na ważne kwestie związane z dzieciństwem i funkcjonowaniem rodziny, a dodatkowo oddaje czytelnikowi świetnie skonstruowany thriller, od którego nie sposób się oderwać. Lektura z pewnością każdego pozostawi z ważnymi przemyśleniami. Polecam!

http://kuznia.art.pl/recenzje/1937-perfekcyjna-dziewczyna-gilly-macmillan.html

Cudowne dzieci, obdarzone niebywałym talentem i ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę, ile wyrzeczeń oraz pracy musi kosztować dojście do takiej perfekcji. Nierzadko odczuwają presję ze strony otoczenia i rodziców. Idealne dzieci nie chcą zawieść ich oczekiwań,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

okiem-na-horror.blogspot.com

Gdy myślimy o gore, to w oczywisty sposób nasuwają nam się na myśl wszelkie opisy okrucieństw, wynaturzeń, dewiacji, orgii, krwi i wymiocin. Plugastwo w najgorszej postaci, bestialstwo dla samego bestialstwa. Radecki oddaje czytelnikowi w zbiorze czternaście opowiadań epatujących zgrozą, obrzydzeniem, naturalistycznymi opisami, ale przy tym nie są one bezmyślne, wręcz przeciwnie…
(...)
Łukasz Radecki stworzył bardzo kompletny i różnorodny zbiór – każde z opowiadań jest inne, można w nich znaleźć historie o ludzkich bestiach, fantastycznych potworach, zombie, czy okrutnych realiach II wojny światowej. Każda z czternastu fabuł jest zupełnie inna od poprzedniej i w różny sposób mierzy się z gatunkiem jakim jest gore. Nieraz w sposób dobitny, agresywny i miażdżący, a innym razem w subtelny, erotyczny i do bólu prawdziwy.

okiem-na-horror.blogspot.com

Gdy myślimy o gore, to w oczywisty sposób nasuwają nam się na myśl wszelkie opisy okrucieństw, wynaturzeń, dewiacji, orgii, krwi i wymiocin. Plugastwo w najgorszej postaci, bestialstwo dla samego bestialstwa. Radecki oddaje czytelnikowi w zbiorze czternaście opowiadań epatujących zgrozą, obrzydzeniem, naturalistycznymi opisami, ale przy tym nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kraków usłany trupami. Stosy ciał, smród rozkładu, niegasnący ogień i zgliszcza ludzkiej cywilizacji. Taki obraz post-apokaliptycznej zagłady w swej najnowszej książce prezentuje Paweł Majka. Świat opanowała gorączka, która początkowo rozwijała się powoli, dając niezauważalne w tłumie informacji przykłady obłędu. To nie były jednak jednorazowe ataki agresji, ale Berserk – zabójczy wirus, który pewnego dnia eksplodował z całą swoją siłą przetaczając się przez cały świat. Ludzie atakowali się nawzajem, w nieokiełznanym szale mordowali swoich najbliższych. Ludzkość została zdziesiątkowana, ale ci co ocaleli starają się żyć na nowo, w innym już świecie.

www.okiem-na-horror.blogspot.com/

Kraków usłany trupami. Stosy ciał, smród rozkładu, niegasnący ogień i zgliszcza ludzkiej cywilizacji. Taki obraz post-apokaliptycznej zagłady w swej najnowszej książce prezentuje Paweł Majka. Świat opanowała gorączka, która początkowo rozwijała się powoli, dając niezauważalne w tłumie informacji przykłady obłędu. To nie były jednak jednorazowe ataki agresji, ale Berserk –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jest to jedna z tych historii, która pozostawia coś w czytelniku, nie tylko ze względu na tak zwaną wielką historię w tle. To powieść ujmująca, w której odnaleźć można zarówno radość jak i gorzkie łzy. „Dziewczyna z daleka” to książka, która daje do myślenia i przypomina, że to już ostatni moment, by poznać wojenną historię własnej rodziny.

Całość recenzji: http://kuznia.art.pl/recenzje/1727-dziewczyna-z-daleka-magdalena-knedler.html

Jest to jedna z tych historii, która pozostawia coś w czytelniku, nie tylko ze względu na tak zwaną wielką historię w tle. To powieść ujmująca, w której odnaleźć można zarówno radość jak i gorzkie łzy. „Dziewczyna z daleka” to książka, która daje do myślenia i przypomina, że to już ostatni moment, by poznać wojenną historię własnej rodziny.

Całość recenzji:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Andrzej Kuchta napisał książkę, która w szczególności przypadnie do gustu fanom takich horrorów jak: „Dom na Wyrębach” Stefana Dardy, „Gałęziste” Artura Urbanowicza, czy „On” Łukasza Henela. Także w „Domie w środku lasu” znaleźć można ten specyficzny, mistyczny klimat i fabułę toczącą się gdzieś w odległych, polskich wioskach. Czy warto? Jak najbardziej! Sami przekonajcie się, co znajdziecie w zapomnianym domu w środku lasu...

http://okiem-na-horror.blogspot.com/2017/03/andrzej-kuchta-dom-w-srodku-lasu.html

Andrzej Kuchta napisał książkę, która w szczególności przypadnie do gustu fanom takich horrorów jak: „Dom na Wyrębach” Stefana Dardy, „Gałęziste” Artura Urbanowicza, czy „On” Łukasza Henela. Także w „Domie w środku lasu” znaleźć można ten specyficzny, mistyczny klimat i fabułę toczącą się gdzieś w odległych, polskich wioskach. Czy warto? Jak najbardziej! Sami przekonajcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Głęboko ukryte" to taki rasowy thriller, który skupia się na podstawowych dla tego gatunku pytaniach: kto-jak-dlaczego? Akcja toczy się wokół kilku postaci i jednego miejsca, tworząc kółko wzajemnych relacji, pragnień, obaw, ale i sekretów. Heather GudenKauf przedstawiła historię może i w swej ostatecznej konstrukcji prostą, ale interesującą i trzymającą w napięciu. To opowieść o traumie, stracie, chciwości i mrocznej przeszłości, która domaga się by to co Głęboko ukryte wypłynęło na powierzchnie.

Całość recenzji dostępna na: http://okiem-na-horror.blogspot.com/2017/03/heather-cudenkauf-geboko-ukryte.html

"Głęboko ukryte" to taki rasowy thriller, który skupia się na podstawowych dla tego gatunku pytaniach: kto-jak-dlaczego? Akcja toczy się wokół kilku postaci i jednego miejsca, tworząc kółko wzajemnych relacji, pragnień, obaw, ale i sekretów. Heather GudenKauf przedstawiła historię może i w swej ostatecznej konstrukcji prostą, ale interesującą i trzymającą w napięciu. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tajemnica starych korytarzy

Coś się kryje w podziemnych korytarzach, coś czai się w cieniu. Coś przechadza się po ciemnych tunelach i woła o sprawiedliwość.

To nie tylko matka, która wiele lat temu właśnie w tych tunelach straciła syna, ani dzieci szukające tam zabawy. To przebudzają się echa przeszłości.

Aleksandra Szałek zabiera czytelnika w podróż pełną grozy, która między innymi prowadzi przez sieć starych, podziemnych bunkrów. To właśnie w nich dwadzieścia lat wcześniej zostały znalezione zwłoki dwunastoletniego chłopca. Po dziś dzień jego śmierć pozostaje nierozwiązaną zagadką, ale matka chłopca, oszalała z rozpaczy, nadal snuje się po korytarzach bunkra, szukając odpowiedzi. To właśnie ona słyszy w bunkrach głosy, to ona gna za niewidzialnymi cieniami i to właśnie matka nieżyjącego chłopca powtarza słowa „ona powróciła i zabije ponownie”.

Nikt nie dowierza słowom zdziwaczałej staruszki do czasu, aż po dwudziestu latach w opuszczonych bunkrach zgubi się autystyczny chłopiec. Wszystko wskazuje na to, że do sieci podziemnych korytarzy nie wszedł sam.

Każde miasto ma swoją historię, legendy i tajemnice. Każde skrywa mroczne sekrety i mrożące krew w żyłach opowieści. Nie inaczej jest w przypadku miasta opisanego przez Aleksandrę Szałek w książce Wykluczeni. To mała miejscowość, do którego starsi ludzie już przywykli, a młodzi nienawidzą i za wszelką cenę próbują się z niej wydostać.

To nie jest jednak tylko opowieść o mieście, jego tajemnicach, niewyjaśnionej śmierci czy szaleństwie. Wykluczeni to książka przede wszystkim o okrucieństwie i nienawiści, o kondycji zwłaszcza młodego człowieka we współczesnym świecie. Jest to powieść o ksenofobii, strachu przed innością i agresji. W końcu jest to książka o wykluczonych i o tych złych, którzy zawsze będą kroczyć po tym świecie.



Wykluczeni Agnieszki Szałek to bardzo mocna pozycja, w której autorka poruszyła ważne tematy. Autorka przekracza granice, obnaża mankamenty społeczeństwa, konfrontuje z okrucieństwem, pokazuje do czego prowadzi nienawiść, podkreśla, że niektórzy rodzą się po prostu z natury źli.

Początkowo autorka operuje dość młodzieżową narracją, co sugerowało, że książka może być przeznaczona dla nico młodszych czytelników. Przy tym jednak Aleksandra Szałek nie pozbawia tej opowieści klimatu grozy i dreszczyku emocji. Strona po stronie te odczucia zaczynają narastać, by na chwilę przygasnąć, a następnie uderzyć ze zdwojoną siłą.

Wykluczeni to bardzo dobra książka, która długo nie daje o sobie zapomnieć. Pozostawia w czytelniku poczucie dojmującego smutku i swego rodzaju pustki…

http://kuznia.art.pl/recenzje/1626-wykluczeni-aleksandra-szalek.html

Tajemnica starych korytarzy

Coś się kryje w podziemnych korytarzach, coś czai się w cieniu. Coś przechadza się po ciemnych tunelach i woła o sprawiedliwość.

To nie tylko matka, która wiele lat temu właśnie w tych tunelach straciła syna, ani dzieci szukające tam zabawy. To przebudzają się echa przeszłości.

Aleksandra Szałek zabiera czytelnika w podróż pełną grozy, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Historii o nawiedzonych domach było już wiele, ale opowieść Michała Jackowskiego wyłamuje się z tego kanonu. W książce "Urokliwy i porażający" nie doświadczymy szeptów, skradających się cieni, czy przerażających zjawisk. Ten dom jest inny, w tym domu czają się potwory przeszłości.

Historia Michała Jackowskiego rozpoczyna się w osobliwy sposób, łącząc w sobie kilka zdarzeń, w których narasta smutek i samotność. Kilka postaci, które z pozoru nic nie łączy, a których losy splątują się w pewnym momencie książki.

Głównym bohaterem tej opowieści jest postać jedenastoletniego chłopca Jarvisa, którego odmienność wynikająca z jego usposobienia sprawia, że jest on dzieckiem samotnym, odrzuconym przez rówieśników, ale także rodziców. Jest to chłopiec, który nie spełnia oczekiwań swojego ojca, a to rozczarowanie budzi w mężczyźnie agresję, którą przekłada na swoją rodzinę. Swego wyidealizowanego obrazu życia szuka gdzie indziej. Chłód ze strony męża i niezdolność pomocy synowi pcha matkę chłopca w ramiona innego mężczyzny, u którego ostatecznie i tak nie znajduje poszukiwanego ciepła. Chłopiec zostaje pozostawiony sam sobie, osamotniony w swojej inności. Z chwilową pomocą przychodzi mu kochanek matki, Lotho, który w postaci chłopca odnajduje cząstkę siebie. Jednak na ich drodze staje dom, który pochłania ich do swego wnętrza, zamykając za sobą drzwi.

Z tym niewytłumaczalnym zniknięciem nie mogą sobie poradzić rodzice Jarvisa, w których budzi się zaniechana miłość i poczucie troski. Wraz z policjantami poszukują syna, ale go nie znajdują, za to odszukuje ich dom i wciąga do swego wnętrza.

To dom zły, przesycony okrucieństwem, to miejsce, w którym czają się demony uwolnione z najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. To dom nawiedzony przez duchy przeszłości, przez najgorsze wspomnienia, które w nim odżywają na nowo. To miejsce, w którym straszy to, co niegdyś zostało porzucone.

Dla mnie książka "Urokliwy i porażający" to opowieść oniryczna, posiadająca drugie dno. Nawiedzony dom to dla mnie metafora złamanego dzieciństwa, braku ciepła i miłości. To dom z zachwianymi fundamentami, które po latach muszą runąć i odsłonić iluzoryczną powłokę bezpieczeństwa. To miejsce, w którym budzą się wszystkie smutki i krzywdy z przeszłości. Nawiedzony dom to w końcu miejsce, z którego ścian krzyczą wszystkie złe wspomnienia. Złe rzeczy nie odchodzą, one tylko czekają w owym domu, by zbudzić się na nowo.

"Urokliwy i porażający" nie jest jednak książką pozbawioną wad. W pewnych momentach w opowieści brakuje logicznego ciągu fabularnego, a niektóre pytania pozostają bez odpowiedzi. Mimo to historię Michała Jackowskiego można śmiało uznać za godną uwagi. Jest to połączenie horroru i dramatu psychologicznego, z którego przebija smutek ukazany przez wiele wątków. W historii tej mieszają się elementy fikcji i rzeczywistości. To opowieść o dramacie rodzinnym, niespełnionej miłości, utraconych bezpowrotnie chwilach, przeplatana motywami demonów i aniołów. Nawiedzony dom w tym aspekcie jest rajem utraconym. Autora książki cechuje bardzo dobry warsztat literacki i mocne cytaty. W konwencji horroru opowiedział o rzeczach ważnych, ale nie pozbawiając ich mrocznej, surrealistycznej otoczki.

Raz narodzone zło i niepokój tkwi w człowieku do końca. To tylko od niektórych czynników zależy, czy ten gniew i strach zdoła się wybudzić. Bo jak trafnie w swej książce określił je Michał Jackowski: „Jestem rozmytym mignięciem na skraju oka. Niewyraźnym kształtem w ciemności. Pierwotną żądzą, którą chowają głęboko w sobie. (…) Czują mnie kiedy zapada ciemność. To przeze mnie boją się spoglądać na spowity ciemnością las i to mnie boją się dojrzeć, kiedy zgaszą w domu wszystkie światła. Czują mnie w swojej arogancji, złości i nienawiści. Nie Szatana, nie demona. Czują coś wcześniejszego, co istniało długo przed nimi. Co jest częścią ich natury. Co było w nich od urodzenia. (…) Ja jestem promykiem zła w każdym z nich…”. Myślę, że właśnie te zacytowane słowa podsumowują jestestwo książki "Urokliwy i porażający".

http://kuznia.art.pl/recenzje/1586-urokliwy-i-porazajacy-michal-jackowski.html

Historii o nawiedzonych domach było już wiele, ale opowieść Michała Jackowskiego wyłamuje się z tego kanonu. W książce "Urokliwy i porażający" nie doświadczymy szeptów, skradających się cieni, czy przerażających zjawisk. Ten dom jest inny, w tym domu czają się potwory przeszłości.

Historia Michała Jackowskiego rozpoczyna się w osobliwy sposób, łącząc w sobie kilka zdarzeń,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Żyjemy w świecie pełnym przeciwieństw, które wzajemnie się przenikają i trwają. Jest to kraina odwiecznej walki antonimów takich jak dobro i zło, miłość i nienawiść, altruizm i egoizm, bieda – dostatek, piękno i brzydota… Takich znaczeń można wyszukiwać w nieskończoność. To właśnie one mają kluczowe znaczenie w książce „Paradox”, której autorem jest Christian Jerry.

Po pierwszych stronach książki można stwierdzić, że to właśnie autor jest zarówno narratorem książki jak i jej głównym bohaterem. Jego opowieść rozpoczyna się w dość osobliwych okolicznościach. Tenże bohater budzi się w pustym, białym pokoju bez drzwi i okien, w totalnym zamknięciu i odosobnieniu. W pierwszym przypływie strachu mieszanego z frustracją ów bohater zaczyna krzyczeć i w(y)zywać osoby, przez które został tam uwięziony. Początkowo jego nawoływania na niewiele się zdają, jednak już po chwili z pokoju dobiegł go głos. W pomieszczeniu bez drzwi i okien nagle pojawia się kobieta, którą narrator opisał jako „kobietę tak piękną, że aż trudno to słowami opisać”.

Po krótkim dialogu Chris zostaje uświadomiony, że miejsce, w którym się znajduje nie należy do żadnych znajdujących się w jego świecie i również osoba, z którą rozmawia do niego nie należy.

Mimo wszystko postać ta zapewnia go o bezpieczeństwie, bo jak twierdzi: prawdziwy dom wariatów jest tam, skąd pochodzisz.

Rationa, bo tak ma na imię kobieta, zdradza mężczyźnie, że żyje w równoległym świecie do tego ziemskiego, lecz jej świat nie jest tak zgniły i zepsuty jak ten, w którym nam przyszło żyć. Ziemska chciwość, nienawiść i potrzeba ciągłego niszczenia zaczęła zagrażać światu, w którym żyje Rationa, bo jeśli zginie świat ludzi, to i jej nie będzie miał prawa istnieć. To właśnie strach przed zagładą Ziemi, której zniszczenia dopuszcza się sam człowiek, stał się tematem książki oraz osiemdziesięciostronicowego dialogu pomiędzy tymi postaciami.

Człowiek to istota z tendencją do samozniszczenia, którą targa nieustanny głód walki i rządzy. Na Ziemi liczy się bogactwo, to co biedne nie ma prawa istnieć. To świat pełen przemocy, terroru, zniszczenia, gwałtów, biedy, samotności, krzywd… Są też dobre strony, jak miłość i empatia, rodzicielska opiekuńczość i chęć tworzenia nowych, jak najlepszych pokoleń. „Paradox” to nic innego jak jeden wielki dialog mężczyzny z Ziemi i kobiety z równoległej rzeczywistości, którzy debatują nad dobrymi i złymi stronami tego świata oraz człowieka, który go buduje i zmienia.

Książka jest sygnowana jako powieść Science Fiction, jednak z tym gatunkiem łączy ją tylko postać Rationy i jej pochodzenia. "Paradox” jest swego rodzaju filozoficznym rozmyślaniem, walką serca i rozumu, a przynajmniej to w zamyśle miał chyba autor. Dla mnie to było dosłownie wymienianie wszystkich możliwych negatywnych i pozytywnych cech człowieka, wszystkich praw, którymi się rządzi i wydarzeń, którym podlega. Trochę tak, jakbym w przyspieszonym tempie oglądała wiadomości z kraju i ze świata, w których wymienione byłyby wszelkie możliwe katastrofy tego świata, w którym jest tez miejsce na pozytywne informacje. Dialog Chrisa i Rationy to pewien spór i poszukiwanie dobrego w tym złym.

Oczywiście sprawy, które opisuje autor, dzieją się naprawdę, a człowiek im podlega. Niestety świat jest tak skonstruowany, jednak nie jest to nic odkrywczego. Pisarz pokusił się o refleksje, jakoby właśnie jednostki mogły zmienić świat na lepsze, chciał odwołać się do rozumu człowieka, który sam się niszczy i zmierza do zagłady. Szczególnie istotne w tym przypadku jest zakończenie „Paradoxu”.

Niemniej jednak książka nie przypadła mi do gustu. Nie jest to Science Fiction, a do filozoficznego manifestu też jej daleko. Mimo, że jest krótka, to czyta się ją dość topornie. Owszem, porusza bardzo istotne sprawy i wartości, ale myślę, że wielu z nas nad nimi się zastanawia i ma ich pełną świadomość. Nie potrzeba nam istoty z równoległej krainy, by nam to urzeczywistnić. Aczkolwiek według opisu na stronie tytułowej warto jej posłuchać, bo zna nasze bolączki, a przede wszystkim dostrzega to, co umyka nam na co dzień. Wszak z dystansu pewne rzeczy widać lepiej... . Cóż, pozostawiam czytelnikom to stwierdzenie własnej ocenie.

P.S. Na duży plus zasługuje według mnie okładka książki, która w dużej mierze oddaje ducha „Paradoxu”.

http://kuznia.art.pl/recenzje/1551-paradox-christian-jerry.html

Żyjemy w świecie pełnym przeciwieństw, które wzajemnie się przenikają i trwają. Jest to kraina odwiecznej walki antonimów takich jak dobro i zło, miłość i nienawiść, altruizm i egoizm, bieda – dostatek, piękno i brzydota… Takich znaczeń można wyszukiwać w nieskończoność. To właśnie one mają kluczowe znaczenie w książce „Paradox”, której autorem jest Christian Jerry.

Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://kuznia.art.pl/recenzje/1456-galeziste-artur-urbanowicz.html

Dezorientacja i narastający, przytłaczający strach doprowadzający do utraty zmysłów. Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz i … w co do tej pory wierzyłeś. Drzewa zdają się szeptać, a droga nie mieć końca. Takim poczuciem grozy doprowadzającej do szaleństwa rozpoczyna się debiutancka powieść Artura Urbanowicza „Gałęziste”.

Już sama okładka swoim minimalistycznym, ale dobitnym wyrazem przyprawia o gęsią skórkę. Taki obraz sugeruje czytelnikowi, że coś musi się czaić na kartach tej powieści.

Po pierwszym wstępnym rozdziale poznajemy głównych bohaterów powieści, młodą parę – Karolinę i Tomka, postanawiających na czas świąt Wielkanocnych wyjechać z Warszawy na Suwalszczyznę. Wycieczka - oprócz zapewnienia walorów krajoznawczych – miała na nowo scalić miłość obojga, która w ostatnim czasie przechodziła dość poważny kryzys. Trudno się temu dziwić, bo parę dzieli absolutnie wszystko – filozofia i styl życia, zamiłowania, religia… Chłopak nawet nie lubi takich wycieczek, jakie zafundowała mu jego dziewczyna. Jednak czego nie robi się dla miłości…

Wycieczka od początku zaczyna się źle, gdyż chłopak cierpi na cukrzycę i z powodu napadu hipoglikemii spowodowałby wypadek, z tego też powodu dochodzi do nieprzyjemnego spotkania z policjantami. Gdy groźna sytuacja zostaje zażegnana i para jest uż w miejscu docelowym, okazuje się, że właścicielka domu, w którym wynajęli pokoje, o nich zapomniała i wyjechała. Udało się jej jednak ulokować w innym miejscu, w wiosce o nazwie Białodęby. Miejsce to jakby zatrzymało się w czasie. Było w nim coś pierwotnego i zarazem tajemniczego. Mieszkańcy wioski sprawiali takie samo wrażenie. Jedynie ich nowa gospodyni zdawała się odstawać od tego schematu. Młoda kobieta charakteryzowała się ponadprzeciętną urodą, co nie uszło uwadze pary, zwłaszcza Tomka.


Tak, jak było wspomniane wyżej – Karolę i Tomka różniło praktycznie wszystko, także podejście do spraw intymności. Ona, jako osoba głęboko wierząca, chciała poczekać z tym do ślubu, on – ateista - miał w tym temacie zupełnie odmienne zdanie…

W samym domu, w którym przez kolejne dni przyszło im mieszkać, już od samego początku było coś nie tak. Choćby to, że właśnie w dniu przyjazdu Karoliny i Tomka zmarł w nim senior domu, a jego ciało wciąż spoczywało w jednym z pomieszczeń. Gęsta atmosfera grozy nie opuszczała domu również w nocy. Zewsząd słychać hałasy i kroki. Do tego gospodyni – Natalia – nie wydawała się być do końca zwykłą dziewczyną, gdyż jak się okazało w środku nocy przyzywał ją las.

Bo to właśnie on – Las – jest prawdziwym bohaterem tej historii, a jezioro, o wdzięcznej nazwie Gałęziste, pogłębia jego przytłaczające znaczenie.

Mam mieszane odczucia co do debiutanckiej powieści Artura Urbanowicza i przyznam, że momentami przebrnięcie przez tę książkę było bardzo trudne. Po pierwsze – język. Autor posługuje się niekiedy słownictwem tak potocznym i prostym, a ten w negatywny sposób rzutował na odczyt powieści. „Gałęziste” miało być horrorem, a nie książką dla młodzieży, w której – o zgrozo! – momentami pojawiały się nietrafione wstawki humorystyczne, do tego nieśmieszne. Pojawiła się też spora ilość niepotrzebnych dialogów, zdań i opisów, które nie wnosiły nic do właściwej części książki. Po drugie – charakterystyka bohaterów. Para różniła się od siebie tak skrajnie, że trudno uwierzyć, że w takim układzie mogli ze sobą wytrzymać trzy lata. Poza tym te różnice opisywane były w rozlicznych kłótniach, które para toczyła przez większą część książki. Tym samym ich niekiedy do bólu bzdurne dialogi przyćmiewały właściwą fabułę powieści, a jeszcze częściej bardzo dobrze budowany klimat grozy był rujnowany przez dywagacje tych dwojga. Nie powiem, że byli to bohaterowie, których da się lubić. Rozumiem, że autor chciał zakreślić wyraźnie te postaci, ale zdecydowanie przedobrzył.

Te elementy były dla mnie irytujące, a jednak dopiero pod ich warstwą przebijał się prawdziwy sens powieści, któremu ostatecznie udało się wypłynąć na pierwszy plan dopiero w połowie książki. Niestety pierwsza część odciągała mnie od klimatu grozy, który spodziewałam się utrzymać po pierwszym rozdziale do końca książki. Urbanowicz chciał po prostu przekazać czytelnikowi za dużo i zboczył przy tym z właściwej ścieżki.

Potem fabularnie dzieje się zdecydowanie lepiej, w końcu autor dochodzi do meritum sprawy i odkrywa przed nami tajemnicę Suwalszczyzny. Za ten zwrot ku polskim legendom i podaniom autorowi należy się spora pochwała, gdyż Artur Urbanowicz dodając do nich swą fikcję literacką stworzył bardzo oryginalną historię.

Debiut Artura Urbanowicza może przypaść szczególnie fanom Stafana Dardy, czy Piotra Kulpy, bo w „Gałęzistym” odnaleźć można podobne klimaty.

Moje odczucia co do książki są jak charaktery Karoli i Tomka – skrajne. W ostatecznym rozrachunku mogę powiedzieć, że książka przypadła mi do gustu i w końcu poczułam ten „zimny oddech na karku” i uczucie zagubienia doprowadzającego do szaleństwa. Mam nadzieję, że autor w swych kolejnych powieściach zmieni nieco styl pisania i od początku do końca będę czuła klimat czystej grozy. Liczę też, że napotkam – tak jak tutaj – słowiańskie korzenie. Jedno jest pewne – po „Gałęzistym” las już nie będzie taki sam…

http://kuznia.art.pl/recenzje/1456-galeziste-artur-urbanowicz.html

Dezorientacja i narastający, przytłaczający strach doprowadzający do utraty zmysłów. Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz i … w co do tej pory wierzyłeś. Drzewa zdają się szeptać, a droga nie mieć końca. Takim poczuciem grozy doprowadzającej do szaleństwa rozpoczyna się debiutancka powieść Artura...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Istnieją książki, które intrygują już samą okładką i krótkim opisem. Zdają się otwierać nową, niezbadaną przestrzeń w świecie literatury, poszerzać horyzonty. Mają opowiadać o egzystencji człowieka, o jego nieokiełzanej naturze i ponadczasowych prawdach. Od takich książek wiele się oczekuje, ale bierze się je do ręki z przyjemnością. Co, gdy okazuje się, że to jest złuda, a autor nas po prostu zawodzi?

Inżynier dusz… Zachęca, prawda? Zwłaszcza, że przecież skądś to znamy. Najwłaściwszym tutaj nawiązaniem zdają się być „Przypadki inżyniera ludzkich dusz” Josefa Škvorecký`ego, czy „Inżynierowie dusz” Franka Westermana. Przyznacie, tytuły podobne, jednak treść znacznie się od siebie różniąca. Magdalena Flera w swojej debiutanckiej powieści chce czytelnikowi opowiedzieć historie pewnego psychopaty, który przy okazji jest makijażystą zmarłych, czyli tak zwanym tanatokosmetologiem.

Ów mężczyzna o imieniu Niclas postanawia o wszystkich makabrycznych czynach jakich się dopuścił opowiedzieć psychologowi. Robi to w specyficzny i spokojny dla siebie sposób. Dla niego granica dobra i zła jest zatarta, jego postępowanie ma wymiar normalnego i w pełni uzasadnionego czynu.Przez prawie 600 stron snuje opowieść, która miesza różne wątki i jak sugeruje notka z okładki „zawiera ponadczasowe prawdy dotyczące zmienności i fałszywości ludzkiej, dążeniu do celu za wszelką cenę, a także miłości i nienawiści. To powieść pełna pożądania, cierpienia, przepełniona śmiercią i wyuzdanym seksem”. Naprawdę?

Prawda jest taka, że naprawdę rzadko trafiam na książki nieudane, czy nużące. Inżynier dusz jednak trafił na półkę tych złych. Oczekiwania były duże, temat wydawał się interesujący, jeszcze w literaturze mało opisywany. Magdalena Flera mogła mieć tutaj pole do popisu, na a patrząc na objętość książki zdawać mogłoby się, że jest ono całkiem spore. Opis książki zachęca: miało być o śmierci, ludzkiej egzystencji, zakamarkach psychiki, wewnętrznych demonach, a przy tym o makijażyćście zmarłym. Pełna oscylacja wokół tematów końcowych. Co dostajemy? Nużący monolog w zasadzie o niczym.

Stylistyka pisania powieści jest dla mnie po prostu nie do przyjęcia. Autorka chciała uczynić to w oryginalny, nieco poetycki sposób. Wyszło pokrętnie, niestylistycznie, już nie mówiąc o próbie czytania sześciuset stron w taki właśnie sposób. Chciałam tu dać przykłady zdań stworzonych przez autorkę, ale łatwiej byłoby przytoczyć całą książkę.

Autorka jest też w jakiś sposób przekonana, że treści przez nią w książce zawarte mogą być bulwersujące, gorszące, ale za to bardzo głębokie, z tak zwanym drugim dnem. Cóż, nie znalazłam ani jednego, ani drugiego.

Magdalena Flara chyba nie przeprowadziła potrzebnego przy pisaniu każdej książki tak zwanego „riserczu”. Mam wrażenie, że po prostu usiadła i stwierdziła że pomiesza kilka tematów bazując tylko na posiadanej przez siebie na ten temat wiedzy. Nie wystarczyło.

Ta książka mnie po prostu zezłościła. Czytanie powinno być ucieczką do innego świata, przyjemnością, a dla mnie było katorgą. Nie przerażała mnie treść, trudne tematy, bulwersujące wątki, raczej sama stylistyka pisania i to, że ta książka ostatecznie nie pozostawiła we mnie żadnego pozytywnego wrażenia.

Istnieją książki, które intrygują już samą okładką i krótkim opisem. Zdają się otwierać nową, niezbadaną przestrzeń w świecie literatury, poszerzać horyzonty. Mają opowiadać o egzystencji człowieka, o jego nieokiełzanej naturze i ponadczasowych prawdach. Od takich książek wiele się oczekuje, ale bierze się je do ręki z przyjemnością. Co, gdy okazuje się, że to jest złuda, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://kuznia.art.pl/recenzje/1108-niemoralna-gra-jolanta-kosowska.html

Niebezpieczna zabawa

Słowo etyka kojarzy się z odpowiednim wzorem postępowania i moralnością. Paradoksalnie nauczycielem etyki zawodowej na jednej z medycznych uczelni jest Konrad – osoba, która takich zasad nie posiada.

Charakter i upodobania Konrada zmieniają się wraz z kobietami, których miał już wiele w swoim życiu. W związki te nie angażował się uczuciowo i uciekał z nich, gdy czuł, że sytuacja wymyka się z pod kontroli, nierzadko łamiąc swoim „wybrankom” serce. Konrad nigdy tak naprawdę nikogo nie kochał, nie rozumiał tej całej moralności, którą powinien mieć, ale też tak naprawdę nie znał siebie i swych oczekiwań. Ale jak można kogoś obdarzyć uczuciem, skoro tak owego nigdy się nie zaznało? Tak tłumaczył swoje postępowanie spowodowane według niego wychowywaniem się w domu dziecka. Jedynie Marco go znał, jego przyjaciel, którego teraz już nie ma. Umarł, a wraz z nim odeszła cząstka Konrada.

Konrad może i nie miał cech, którymi powinien charakteryzować się lekarz i nauczyciel etyki, ale starał się wykonywać swoją pracę najlepiej jak umiał. Jego zajęcia może nie były porywające, ale na ile mogą być interesujące zajęcia z etyki? Studenci poznali się na nim, ale nie komentowali nic w jego obecności, tylko jedna z nich się odważyła. „Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Tylko idioci nie potrafią być sobą, uczy pan etyki, a nie rozumie Pan tego słowa”. Nikt nigdy nie powiedział mu czegoś takiego, a ośmieliła się to uczynić jeszcze jego studentka.

Szale goryczy przelał fakt, iż Konrad musiał w zastępstwie przejąć dyżur w studenckim telefonie zaufania. Kolejna rzecz, do której się nie nadaje. Na szczęście mało kto tam dzwonił. Pech jednak chciał, że tym razem było inaczej. Ten telefon od pewnej dziewczyny, pełen smutku, goryczy i pogardy dla życia zmienił coś w mężczyźnie. Na serio go przestraszył i obudził nieznane uczucia – strach o drugą osobę. Dziewczyna odłożyła słuchawkę pozostawiając go w niepewności, czy jego mocne słowa pomogły jej choć trochę? Konrad postanowił odszukać zdesperowaną dziewczynę. Droga do tego nie była prosta, a szybko okazało się, że była też niebezpieczna. Nic nie miało sensu, nic nie trzymało się logicznego znaczenia, a może to po prostu gra, w której Konrad stał się zabawką?

Niemoralna Gra to trzecia powieść Jolanty Kosowskiej. Postać Konrada przewinęła się już w jej poprzedniej książce „Deja vu”, dlatego w tej można odnaleźć wiele wątków fabularnych do niej nawiązujących. Kosowska raczy czytelnika interesującym wstępem i dobrze zarysowanym portretem psychologicznym głównej postaci. Konrad daje się poznać jako człowiek o dwóch twarzach, szybko się okazuje, że w książce „Niemoralna gra” to nie jedyna taka postać.

Jak można scharakteryzować tę książkę? Jest to poniekąd thriller, ale i dramat, pośród którego przejawia się wątek miłosny jednak zaprezentowany w dość nietypowy sposób, tak jakby od innej strony. Duże w niej znaczenie ma owy aspekt psychologiczny. Potrzeba akceptacji, przynależności i walka o drugiego człowieka jest jednym z głównych tematów tej powieści.

Drugim plusem jest na pewno swobodne operowanie słowem jakim wykazała się tutaj autorka. Czasem jednak miałam wrażenie, że ta wolność twórcza była za długa. Kosowska momentami wpadała w kilkustronicowy ciąg malowania krajobrazów i przemyśleń, co w moim odczuciu było kompletnie niepotrzebne i nużące tak, że miałam ochotę te kilka stron przerzucić i znaleźć się we właściwej fabule.

Pierwsza połowa książki zapowiadała się bardzo ciekawie, zwłaszcza ze względu na dobre, psychologiczne podejście i niepewność do czego tak w zasadzie zmierza cała ta historia. Druga było już mniej interesująca. Mam wrażenie, że autorka przeniosła do tej ksiązki zbyt wiele siebie. Jolanta Kosowska także jest absolwentką Akademii Medycznej i także znaczącą część swego życia spędziła w Dreźnie, w którym również toczy się powieść. Zbyt bardzo zatopiła się w opisywaniu swoich wrażeń, pośród których zaginęła właściwa puenta tej opowieści.

Zakończenie… Trudno powiedzieć, chyba nie wzbudziło we mnie żadnych odczuć. Nie tego się spodziewałam, ale też nie można powiedzieć, że ta historia kończy się bez sensu, powiedziałabym, że inaczej co w tym wypadku jest plusem. Co nie zmienia faktu, że mnie jakoś nie zachwyciło.

Niemoralna gra to intrygująca historia o bardzo dobrym wstępie i rozwinięciu, ale już mniej udanym zakończeniu. Fabuła tej książki mimo jest fikcyjna, ale zarazem może należeć do prawdziwych i znajdujących odniesienie w realnym życiu.

http://kuznia.art.pl/recenzje/1108-niemoralna-gra-jolanta-kosowska.html

Niebezpieczna zabawa

Słowo etyka kojarzy się z odpowiednim wzorem postępowania i moralnością. Paradoksalnie nauczycielem etyki zawodowej na jednej z medycznych uczelni jest Konrad – osoba, która takich zasad nie posiada.

Charakter i upodobania Konrada zmieniają się wraz z kobietami, których miał już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://www.obliczakultury.pl/literatura/beletrystyka/krymina-i-sensacja/4599-sourland-joyce-carol-oates-recenzja

Czym jest Sourland? Miejscem, zjawiskiem, stanem ducha, przeszłością, teraźniejszością, czy oddaniem emocji? Jest wszystkim tym skupionym w jednej książce autorstwa amerykańskiej pisarki Joyce Carol Oates.

Sourland to zbiór opowiadań składający się z 16 historii podzielonych na trzy zasadnicze części. Autorka po raz kolejny przemyca w nich tematy związane z lękiem, samotnością, złowroga przeszłością, w których kiełkuje chęć odnalezienia siebie, zrobienia czegoś odmiennego, od dotychczasowej monotonni życia. Jednak czy zawsze ta wręcz desperacka próba afirmacji swego istnienia ma dobre zakończenie?

Joyce Carol Oates w swoich książkach zazwyczaj skupia się na kobiecie – na jej problemach, emocjach i potrzebach. Nie inaczej było w przypadku zbioru Sourland. Pierwszą część, złożoną z sześciu opowiadań, możemy określić jako historie oscylujące wokół tematu samotności, ale i żądzy, jaką ona wyzwala. Mamy tutaj opowieść o Hadley, która desperacka poszukuje kogoś, kto ją zauważy. Są też historie o kobietach, które zostały pominięte w swoich własnych życiorysach. Zapomniane, odrzucone, obrażanie, niezauważane zwłaszcza przez osoby, które powinny być im najbliższe. Problem alienacji i odrzucenia przewija się w tych różniących się od siebie opowiadaniach o tytułach, które mówią tak niewiele. Są to historie o pewnym braku, które owe kobiety desperacko próbują zapełnić. Pierwsza część treści tego zbioru można zamknąć w zdaniu: chroń mnie przed tym, czego pragnę.

Druga część to cztery opowiadania, które swa specyfiką wpisują się w konwencje thrillera przepełnionego ludzkim dramatem. Bohaterki i bohaterowie tych historii zmierzą się w niej z najmroczniejszymi wspomnieniami ze swojej przeszłości, które odcisnęły piętno na ich psychice. Wciągające opowieści o traumach, walce, przetrwanie i poznawaniu siebie. Opowiadanie Transakcja wymienna jako jedno z nielicznych w tym zbiorze przedstawia mężczyznę jako głównego bohatera. Ten wspomina swoje lata młodzieńcze, które w świecie teraźniejszym nie pozwalają mu żyć w pełni. Te opowiadania są właśnie o tragicznych losach z przeszłości, które determinują przyszłość.

Część ostatnia nawiązuje do tematu końcowego, czyli do śmierci. W tym wypadku wiążę się ona z początkiem czegoś nowego, ale niekoniecznie dobrego. Śmierć wywołuje niepohamowane lęki, poczucie absolutnego wyczyszczenia i bezradności. To nicość, która doprowadza do obłędu, ale jednocześnie w tej czarnej dziurze strachu tli się małe światło, za którym trzeba podążać, bo nie ma już innego wyjścia. W tej części złożonej z sześciu opowiadań jako ostatnie pojawia się tytułowe Sourland, które w niezwykle emocjonalny i prawdziwy sposób zamyka ostateczne znaczenie książki, właśnie w tym jednym słowie Sourland tworząc jakby autonomiczną nazwę dla mrocznego świata rzeczywistości Joyce Carol Oates – świata, z którego nigdy nie budzi się w pełni ani też nigdy w pełni nie zasypia. Autorka przedstawia dwa oblicza życia, z których zawsze to jedno drapieżne i cierpiące determinuje drugie.

Tytuły opowiadań nie są kluczowe, ale nie są też bez znaczenia. Często wyrwane z kontekstu i odnoszące się do z pozoru mało ważnych zagadnień nadają interpretacyjna drogę, która nierzadko nie ma właściwego zakończenia i rozwiązania. Oates przekazuje wiele emocji – najczęściej tych depresyjnie przejmujących, ale nie robi tego w sposób nachalny, czy cierpiętniczy. Największe koszmary opowiada w sposób przenikliwy, ale w tonie najzwyczajniejszej codzienności życia.

Oates jest mistrzynią grozy, jednak nie tej fikcyjnej przepełniona nienazwanymi potworami. Jej opowieści odnoszą się do rzeczywistych lęków. To gra bólu i śmierci, chęci życia i przetrwania, próby konfrontacji ze wszystkimi trudami otaczającego świata.

Opowiadania Oates nie mają zakończeń ani dobrych ani złych. Wiążą się z kolejnością wydarzeń, odpowiedzialnością za czyny, których nie może zmienić żaden bieg wydarzeń. Sourland to z pewnością książka, która ukazuje "mroczną stronę rzeczywistości" i odsłania jej pozory. Specyficzny styl autorki może zrazić, bądź przyciągnąć w swej wyjątkowości. Historie wyrwane z życiorysów mogą zaciekawić, ale i odrzucić. Jest to proza, która oddziaływuje na emocje odbiorcy, ale jakie to będą odczucia zależy już tylko od nas samych.

http://www.obliczakultury.pl/literatura/beletrystyka/krymina-i-sensacja/4599-sourland-joyce-carol-oates-recenzja

Czym jest Sourland? Miejscem, zjawiskiem, stanem ducha, przeszłością, teraźniejszością, czy oddaniem emocji? Jest wszystkim tym skupionym w jednej książce autorstwa amerykańskiej pisarki Joyce Carol Oates.

Sourland to zbiór opowiadań składający się z 16...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://kuznia.art.pl/recenzje/1016-bog-na-urlopie-tomasz-kolbus.html


„Więcej k*rwa, więcej!” Pozostając w tej książkowej retoryce, kwituję powieść Tomasza Kołbusa „Bóg na urlopie”. Wszystko w niej się miesza: piekło, niebo, kosmos, ziemia. Bóg, Szatan, czy pozaziemskie cywilizacje.

Okazuje się, że wizja czeluści piekielnych nie jest taka zła, a i że bez Boga też da się żyć. Bo wszak Boga nie ma. Wyjechał. Dość miał ludzi ich problemów i zawiści. Wziął urlop od tych wszystkich knowań i nie jest obecny już od jakiegoś czasu. Raczej było to bardzo dawno temu, bo piekło zawalone jest ludźmi. Szatan ma szansę nieco wykorzystać tę okazję i trochę podrasować swój „Pijar”. Ludzka niegodziwość jest mu także bliższa. Zresztą Ziemianom zagraża nie tylko nieobecność Boga i chciwe chęci demonów, ale też nalot obcej cywilizacji – tak zwanych Bellatrixanów. Ale spokojnie! Na zbawiciela ludzkości wytypowany został skromny, około trzydziestoletni nauczyciel historii – Marcin.

Marcin to przeciętny chłopak. Prowadzi normalną egzystencję skupiającą się na pracy (do której zawsze się spóźnia), spotkaniach z kolegami (Małpa – utajony gej, Adam – pracoholik narzekający na swój stary model porsche) i sporadycznym seksie ze swoją tak-jakby-dziewczyną (Anita jako wyzwolona hipiska nie ogranicza się tylko do jednego związku). Jego szare życie kończy się w momencie (dosłownego) objawienia. Najpierw ukazuje mu się Archanioł Rafał, a następnie demon Mammon, którzy obwieszczają mu, że jest zbawicielem świata - tego obecnego, ale i doczesnego. Okazuje się, że wytypowanie go na mesjasza nie było takie znowu przypadkowe. Był to proces misterny, ale niekoniecznie długotrwały, zaplanowany przez komputer pokładowy ze statku Bellatrixanów. Ale czy na pewno…? Okazuję się, że swoja wyjątkową rolę w odbudowie świata ma nie tylko Marcin, ale i … Ziemniak!

Książka Tomasza Kołbusa to pozycja bardzo dobra. Ociekająca humorem, sarkazmem i zjadliwą ironią wobec otaczającego nasz świata, a przede wszystkim tak bliskiej nam polskiej codzienności. Przyjaźń, związki, szkolnictwo, religia, polityka, a nawet kolejka do lekarza – autor w zabawny sposób przedstawia każdą z tych dziedzin w satyryczny sposób. Ostatecznie jest to właściwe zdefiniowanie otaczającej nas rzeczywistości.

Język, gra słów i trafne spostrzeżenia są największą siłą tej książki. Dzięki temu Bóg, Szatan, UFO i Zbawienie nie są jej jedynym wątkiem fabularnym, w zasadzie stają się poniekąd przykrywką dla głębszych treści. „Bóg na urlopie” to wyrazisty, prześmiewczy i nieraz wulgarny tekst, który wywołuje uśmiech, ale też ukazuje błędy naszej mentalności.

Autor zawarł w książce wiele filozoficznych, egzystencjonalnych przemyśleń, tylko podanych czytelnikowi w humorystycznej i przez to lekkiej formie. Czasem było ich aż nadto i wiele wątków się mieszało, albo dochodziły nowe, które jeszcze bardziej zakręcały całość. Trochę też minusem były długie opisy oraz lawirowania między głównymi tematami. Taki zabieg wprowadzał chaos, ale podobno z niego wszystko się wywodzi. Kto wie, może to celowy zabieg, żeby cały świat i jego wielowiekowe teorie wywrócić do góry nogami?

Powiem tak: okładka nie zachęca do lektury, opis książki również. Nawet prolog jest taki jakiś nijaki: niby fajnie, ale jednocześnie jakoś nie zapowiada bardzo interesującej treści. Najbardziej przekonujące jest hasło głoszące, iż jest to odpowiednia pozycja dla fanów twórczości Pratchetta i Adamsa, ale to tyle. No ale ostatecznie treść książki okazała się dużą niespodzianką.

„Bóg na urlopie” to pozycja zaiste zawiła. Dużo się dzieje, wszystko się miesza, przewraca, prostuje, zakręca i uff ostatecznie… znowu coś się psuje. Tomasz Kołbus dokona rewolucji w waszych światopoglądach, poniekąd. Przede wszystkim – w każdej postaci, instytucji, filozofii życia i wiary - ukaże w sposób wręcz kipiący absurdem i sarkazmem nasze typowe, społeczne zachowania. Oj, a jest ich naprawdę sporo.

http://kuznia.art.pl/recenzje/1016-bog-na-urlopie-tomasz-kolbus.html


„Więcej k*rwa, więcej!” Pozostając w tej książkowej retoryce, kwituję powieść Tomasza Kołbusa „Bóg na urlopie”. Wszystko w niej się miesza: piekło, niebo, kosmos, ziemia. Bóg, Szatan, czy pozaziemskie cywilizacje.

Okazuje się, że wizja czeluści piekielnych nie jest taka zła, a i że bez Boga też da się...

więcej Pokaż mimo to