rozwińzwiń

Złuda

Okładka książki Złuda Irmina Kosmala
Okładka książki Złuda
Irmina Kosmala Wydawnictwo: VIPART utwór dramatyczny (dramat, komedia, tragedia)
174 str. 2 godz. 54 min.
Kategoria:
utwór dramatyczny (dramat, komedia, tragedia)
Tytuł oryginału:
Złuda
Wydawnictwo:
VIPART
Data wydania:
2020-03-01
Data 1. wyd. pol.:
2020-03-01
Liczba stron:
174
Czas czytania
2 godz. 54 min.
Język:
polski
ISBN:
9788395679308
Tłumacz:
tłumacz nieznany
Tagi:
złuda irmina kosmala vipart dramat filozofia powieść
Średnia ocen

8,4 8,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,4 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1755
1754

Na półkach:

Misterne cacuszko powieści konfesyjnej!
Nie wiem, z której strony uchwycić nitkę z tego tekstu, by nie zburzyć jej idealnej kompletności i jednocześnie komplementarności, jeśli pod pojęciem jej dóbr rozumiemy myśli filozoficzne. Zacznę zatem od warstwy powierzchownej, a w tej powieści nośnej niczym kanwa, na której autorka utkała historię, wydawałoby się banalną – romansu między kobietą a mężczyzną. Dla mnie miłości wyjątkowej, bo bardzo rzadkiej, rodzącej się na poziomie intelektualnym, w której najseksowniejszą częścią ciała był mózg, a dokładniej umysł obojga. Tyle odczytałam z tej bazy faktów wprost ze zdań, która jest udziałem każdego, jak oddychanie czy jedzenie. Chciałabym użyć wyrażenia, że zacznę „od życia”, ale jego prostota w tej opowieści jest złudna, płynna, nieprzewidywalna i nieuchwytna jak wiatr. Dlatego użyję „od codzienności dnia powszedniego”, w której wydarzają się fakty tworzące, na skutek wyborów, ciąg zdarzeń przytrafiających się każdemu, wyznaczając niepowtarzalny, indywidualny, jedyny w swoim rodzaju los człowieczy podobny osobistym liniom papilarnym.
Jedną z tych „każdych” była tajemnicza kobieta.
Pojawiła się w kościele, by w jego chłodnym półmroku się wyspowiadać. Zabiła człowieka, a po chwili wahania potroiła tę zbrodnię. Spowiedź znajdującemu się w świątyni ojcu duchownemu powoli zamieniała się w słodko-gorzką opowieść o jej życiu, którego efektem były te trzy morderstwa. A dokładniej o miłości zbudowanej na kłamstwie, które to uczucie rozszarpało, unicestwiło, przekreśliło i wymazało z życia, bo skoro nie była prawdą, to nie istniała.
Jednak nie z duszy, pamięci i sumienia.
I tutaj zaczyna się warstwa filozoficzno-psychologiczna, „by rzucić światło na najciemniejszą stronę ludzkiej duszy”. Autorka splatając w fabule losy kobiety i mężczyzny uwikłanych w kłamstwo, stworzyła swoistą pożywkę z prozy życia do rozważań z nadbudową interpretacyjną analizującą ich etyczną, moralną i egzystencjalną sytuację, a raczej jej tragiczny wymiar. Przedstawiła przekonujące argumenty usprawiedliwiające postępowanie kobiety i równie przekonujące powody, dla których mężczyzna zabił rodzące się między nimi uczucie. Wykorzystała do tego ich wspólne rozmowy, wykłady mężczyzny, na które przychodziła kobieta i SMS-y, którymi wymieniali się w czasie rozłąki. To w nich zawarła pytania o życie, prawdę, samotność, ucieczkę i odpowiedzi udzielane na nie przez znanych filozofów – Fryderyka Nietzschego, Platona, Sokratesa, Artura Schopenhauera i innych oraz Biblię. W przeciekawy sposób przedstawiała sylwetki myślicieli poprzez mniej znane informacje z ich życia konfrontujące ich światopogląd z zastaną rzeczywistością. Te dwie warstwy powieści – fabularna i filozoficzna – tworzyły nierozerwalną, bo przeplatającą się jedność, a ich spoiwem były nie tylko rozważania teoretyczne, ale również konfrontacja teorii z praktyką, która okazywała się w każdym podawanym przypadku bardzo bolesna. Powiedziałabym nawet, że odbierająca nadzieję. Wręcz katastrofalna dla kondycji psychicznej bohaterów, mimo że każde z nich próbowało różnych dróg ucieczki z Platońskiej jaskini. Cudowne było to, że autorka nie tylko snuła cichą, półszeptaną, sensualną opowieść w klimatycznym miejscu przypominającą thriller z suspensem, nie tylko zachęcała do analizowania postaw bohaterów, ale również próbowała zaangażować mnie do poszukiwania własnej drogi wyjścia ze złudy, jakim jest samo życie, czyli Platońskiej jaskini czy jak kto woli Hiobowego czyśćca, w którym cierpienie najczęściej racjonalizujemy lub zagłuszamy pracą, studiami, używkami czy związkami, preferując wygodną bierność i życie zgodne z jego nurtem. Jej konieczność znalezienia, czyli poszukanie odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne, motywowała uwolnieniem się od cierpienia. Obietnicą ulgi. Rozgrzeszeniem, którego oczekiwała kobieta.
Właściwie powieść odebrałam jako „zadanie domowe” z życia.
Bardzo trudne, bo nie podołali temu ani wielcy filozofowie, ani bohaterowie tej historii, a sama treść w swoim przekazie była wręcz pesymistyczna. W każdym aspekcie swojego przesłania prowadząca do nicości, pustki, beznadziei, omamów czy iluzji. Jednym słowem – złudy. Widziałam to nie tylko w dramacie losów bohaterów poszukujących wyjścia z Platońskiej jaskini, nie tylko w światopoglądach filozofów, z których Artur Schopenhauer otrzymał przydomek pesymisty, ale również w samej konstrukcji powieści i jej treści, które ostatecznie przybrały postać fatamorgany.
Złudy.
Jeszcze trochę, a nie zdziwiłabym się, gdyby książka rozpłynęła mi się w dłoniach niczym dym. Nie pozostawiła mnie jednak ta powieść w niepewności. Nie po lekturze publikacji Kevina Duttona „Myślenie czarno-białe”, w której znalazłam odpowiedź na pytanie przez nią stawiane, czyli ściągę z „zadania domowego”, a który napisał – „Starożytny filozof był w błędzie. Jego metafora staje na głowie, kiedy obrócimy perspektywę obserwatorów o sto osiemdziesiąt stopni. Wbrew temu, co sobie wyobrażał, to rzeczywistość ma rozmyte brzegi, a my postrzegamy ją jako „czystą i nieskalaną” wyłącznie dzięki naszej wrodzonej zdolności kategoryzowania świata. Dostrzegamy schematy wokół nas. Tworzymy karykatury wszystkiego, co nas otacza. Rysujemy linie na piasku, żeby wypreparować konkret z bezmiaru pozbawionej wyraźnych konturów szarości”. (s. 53) To nie rzeczywistość jest złudna, ale nasze binarne myślenie tak ją przedstawiające i brak mechanizmu regulacji w odbiorze szarej sfery istniejącej w przestrzeni między kłamstwem a prawdą. Może osobiste skonstruowanie tego narzędzia psychologicznego przez każdego z osobna jest odpowiedzią na myśl Fryderyka Nietzschego – „Nikt nie może zbudować ci mostu, którym właśnie ty kroczyć musisz przez rzekę życia, nikt prócz ciebie jedynie”? Oparty na dwóch solidnych, ale dychotomicznych brzegach, swoją pełnię i spełnienie oferuje pośrodku. Jednak by to zobaczyć, musimy przestać myśleć zero-jedynkowo.
Takie to intertekstualne dywagacje mi się nasunęły.
I to jest w tej powieści najprzyjemniejsze. Możliwość polemizowania z bohaterami, z filozofami, a nawet z Bogiem. Jest w niej materiału do analizy całe mnóstwo. Na godziny rozważań i dyskusji w tej niewielkiej rozmiarowo, ale bardzo skondensowanej myślowo powieści. Autorka zachęca nią do intelektualnej zabawy „w dotykanie grzbietów rzeczy” według Fryderyka Nietzschego. Może dlatego mam poczucie niedosytu, że moje wrażenia polekturowe też tylko jej grzbietu rzeczy zaledwie musnęły.
naostrzuksiazki.pl

Misterne cacuszko powieści konfesyjnej!
Nie wiem, z której strony uchwycić nitkę z tego tekstu, by nie zburzyć jej idealnej kompletności i jednocześnie komplementarności, jeśli pod pojęciem jej dóbr rozumiemy myśli filozoficzne. Zacznę zatem od warstwy powierzchownej, a w tej powieści nośnej niczym kanwa, na której autorka utkała historię, wydawałoby się banalną –...

więcej Pokaż mimo to

avatar
46
43

Na półkach:

Akcji momentami towarzyszy wrażenie iluzji, nie wiem, czy Irmina Kosmala celowo, czy też nieświadomie zbudowała taki nastrój – dość, że zrobiła to po mistrzowsku, zupełnie nie spodziewałam się takiego wyczucia w debiucie. A im dalej, tym bardziej wrażenie się pogłębia, prowadząc ostatecznie do wniosku, że tytułowa złuda czyhała na czytelnika od samego początku.

Co tu kryć – lubię bohaterów, którzy mają ogrom wad, Irmina Kosmala chyba też. Ewa została wykreowana świetnie, a przy okazji bardzo wiarygodnie. Jest zagubiona, a jednocześnie silna, egoistyczna, ale pomocna i bardzo, bardzo wrażliwa. Nie umie darować sobie tego, że oddała chorą babcię do ośrodka, wielokrotnie wspomina o własnej winie.

Ewa nie może się pogodzić z wieloma rzeczami, szuka odpowiedzi na wykładach filozoficznych. To właśnie tam poznaje cenionego wykładowcę, który pomaga jej zawalczyć o siebie. Jednak ostatecznie to bohaterka musi uporać się z własnymi demonami oraz znaleźć prawdę. Trzeba przyznać, że bywa podatna na różne wpływy, na przykład na wpływ toksycznego męża, zabraniającego jej się rozwijać. Być może jednak to tylko wygodna wymówka, by zrezygnować z pragnień oraz poznania? Być może Ewa czuje się dobrze w swoim narastającym bólu?

Poza świetnie poprowadzoną akcją książka oferuje rzadko spotykane przemyślenia filozoficzne, więc idealnie przypasuje miłośnikom intelektualnych podróży.

Akcji momentami towarzyszy wrażenie iluzji, nie wiem, czy Irmina Kosmala celowo, czy też nieświadomie zbudowała taki nastrój – dość, że zrobiła to po mistrzowsku, zupełnie nie spodziewałam się takiego wyczucia w debiucie. A im dalej, tym bardziej wrażenie się pogłębia, prowadząc ostatecznie do wniosku, że tytułowa złuda czyhała na czytelnika od samego początku.

Co tu kryć...

więcej Pokaż mimo to

avatar
581
228

Na półkach: ,

"Samotność to w końcu, jak powiedziałem, mgła, która wnika z każdym następnym oddechem w najskrytsze zakamarki naszego Ja. W tejże mgle słyszymy głosy innych ludzi, jednak ich nie dostrzegamy. Wiemy, że nie jesteśmy sami, pomimo braku możność pełnego dialogu z drugim człowiekiem..."
Pewnej listopadowej nocy tajemnicza kobieta prosi kapłana, by ją wyspowiadal. Zaskoczony nagłym wtargnięciem nieznajomej do pustego kościoła duchowny zgadza się, gdy dociera do niego, że popełnila jeden z najcięższych grzechów. Spowiedź kobiety przeradza się czasem w dramatyczną opowieść. Po przywołaniu kolejnych wypadków z jej życia, kapłan domyśla się, że wybrała go nieprzypadkowo, pragnąc uzyskać odpowiedź na pytanie o niezawiniona winę. Okazuje się jednak, że nie tylko bohaterka Ewa skrywa tajemnicę...
Autorka przedstawia nam tutaj miłość jako rodzaj słabości, lęku i obłąkania. Nosząc w sobie niewidzialną ranę, tajemnicza bohaterka zapytuje spowiednika o rzeczy pierwsze i ostateczne. Możemy dowiedzieć się tutaj wiele ciekawostek z zakresu filozofii, psychologii, czy głębi i charakteru człowieka. Poznajemy również życiorysy oraz poglądy takich myślicieli, jak Artur Schopenhauer, Błażej Pascal czy Fryderyk Nietzsche.
Książka bardzo mi się spodobała. Autorka w subtelny i zakamuflowany sposób obnaża przed czytelnikiem brutalną prawdę o dobru i złu, miłości i jej demonach, ale przede wszystkim o złudzie i obłędzie.
Myślę, że jest to książka o szukaniu siebie, o tym, czym jest dla nas dobro, zło, jak ono wpływa na nasze życie. Dokonuje poprzez pryzmat głównej bohaterki dogłębnej analizy bytu człowieka, jego sensu istnienia. Książka odpowiada na pytanie, gdzie żyją bohaterowie książki? W złudzie czy jednak w prawdzie?
Główny wątek tej pozycji to życie Ewy, która żyje w związku z mężczyzną, który trzyma ją na uwięzi, nie pozwala pracować, studiować, kształcić się. Ona szuka od życia czegoś więcej, jest w pułapce. Po kilku kłótniach wreszcie głównej bohaterce udaje się wyrwać z domu na cykl wykładów filozoficznych, które studentom prezentuje niejaki Andrzej Aperjon. Wykłady o "Obłędnych samotnikach" zaciekawiaja znudzona życiem Ewę, a postać wykładowcy fascynuje, intryguje i pobudza. Spotkanie z Andrzejem dodaje jej odwagi i poszerza horyzonty. Zbieg okoliczności sprawia, że dwoje odmiennych sobie ludzi spotyka się. Co z tego wyniknie? Czy Ewa w końcu uwolni się od życia, które ją przytłacza?
Książka "Złuda" jest powieścią metaforyczną i metafizyczna zarazem, gdzie to, co rzeczywiste i to, co nieprawdziwe wzajemnie się przenikają. Myślę, że po przeczytaniu książki każdy we własnym zakresie będzie mimo wszystko zastanawiał się nad swoim życiem, nad swoimi wyborami, swoim istnieniem. Każdy człowiek musi w sobie znaleźć to, co jest rzeczywiste i co jest dla niego przeznaczeniem. Czy istnieje jedna uniwersalna prawda? Zachęcam do przeczytania tej inspirującej lektury.
"Gdy się kłamie, to, wbrew pozorom, oddaje się część prawdzie, którą się chowa w sobie, zachowuje dla siebie."

"Samotność to w końcu, jak powiedziałem, mgła, która wnika z każdym następnym oddechem w najskrytsze zakamarki naszego Ja. W tejże mgle słyszymy głosy innych ludzi, jednak ich nie dostrzegamy. Wiemy, że nie jesteśmy sami, pomimo braku możność pełnego dialogu z drugim człowiekiem..."
Pewnej listopadowej nocy tajemnicza kobieta prosi kapłana, by ją wyspowiadal....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1249
52

Na półkach: , ,

Dwie tabletki - niebieska czy czerwona? O tym, co przesypiamy oraz o tym, co prawdziwie przeżywamy

Rzeczywistość to cienie tańczące na ścianie, przesuwające się w mroku i przybierające kształty, którym sami nadajemy znaczenie i właściwe nazwy. Jak w świecie zbudowanym z iluzji, niejasności, popękanych obrazów i tego, co się nam wydaje, wyciągnąć znaczenie prawdy? A może cała ta „rzeczywistość” jest złudzeniem…

Zagadnienie pozoru i prawdy jest jednym z kluczowych w powieści Irminy Kosmali Złuda i wybrzmiewa niemal od pierwszych akapitów. Autorka wprowadza nas w opowieść, w której szuka się siebie, określa poprzez pryzmat filozoficzno-psychologicznych zagadnień, ale też dokonuje dogłębnej analizy bytu człowieka żyjącego w świecie pozornie realnym, onirycznym, ale też takim, który istnieje na pograniczu tego, co namacalnie jest i czego w rzeczywistości nie ma.

Może czas się przebudzić, dokonać swoistego anamnesis, zerwać łańcuchy, wydostać się z jaskini, porzucić to, co złudne i cielesne.

Gdzie żyją bohaterowie książki - w złudzie czy pozornej prawdzie?

Ewa rozpoczyna swoją opowieść od wyznania - „Zabiłam człowieka. (...) Prawdę mówiąc dwóch. A dokładniej, w zasadzie trzech”. Zwierzenia tego dokonuje w konfesjonale, w obecności duchownego, którego zdaje się dobrze znać. To był jej wstęp do historii życia, która wyłoniła opowieść o najgorszej przewinienie człowieka. Ale Ewa podkreśla, że czynów tych jedynie doświadczyła. Nie potrzebuje również odkupienia i zadośćuczynienia, a tylko zrozumienia. U kresu swej opowieści chce znaleźć ukojenie, bo w jej życiu nic nie zdarzyło się bez powodu, więc według niej, czyny, których się dopuściła, były jedynie uwarunkowane przez czynniki zewnętrzne.

Z marazmu życia w złotej klatce u boku mężczyzny, który poniekąd skuwa ją w kajdany i ukazuje świat, który chce, aby oglądała, wyrywają ją „Obłędni samotnicy”, a dokładniej cykl wykładów filozoficznych, które studentom przybliża Andrzej Apejron. To intelektualista, który młodym, jeszcze nieukształtowanym umysłom dostarcza wiedzy, próbując przekazać ją w jak najatrakcyjniejszej formie, by poruszyć i skłonić ich do dalszych, samodzielnych już rozważań. Czyni to za pośrednictwem myśli Schopenhauera, Pascala czy Nietzschego, ale także Arystotelesa czy Platona. W młodych ludziach rozgrzewa myślenie o swoim własnym życiu - niejednokrotnie pustym, podporządkowanym schematom i nakładanym na nie maskom.

Taki też jest świat Ewy, która nie potrafi podejmować samodzielnych decyzji i trwa w związku, który ją przygniata i frustruje. Spotkanie z Apejronem dodaje jej odwagi i poszerza horyzonty. Postać Ewy i Andrzeja to dwa odrębne bieguny - kobieta szuka siebie, mężczyzna doskonale wie, w jakim miejscu się znajduje.

Zbieg nieoczekiwanych zdarzeń sprawia, że te dwie opozycje gdzieś się spotykają i przenikają swoje światy, lepiej się poznają i wpływają na swoje życiorysy.

Złuda Irminy Kosmali jest powieścią metafizyczną i metaforyczną, w której rzeczywiste oraz nieprawdziwe wzajemnie się przenika. Ewa jest tutaj postacią mimo wszystko zamkniętą przez granice, które sama sobie wyznaczyła przez wybory życiowe, trwanie w nieszczęściu i marzeniach o czymś i o kimś, co da jej zadowolenie. Jednocześnie nie jest wierna samej sobie. Natomiast Andrzej jest człowiekiem o otwartym umyśle, charyzmatycznym, ale jednocześnie jest w tym samotny i mocno osadzony w świecie filozoficzno-psychologicznym, przez co jego postępowania przepełnione są mocnymi i dogłębnymi analizami. Z jednej strony w swym umyśle jest wolny i bezgraniczny, ale z drugiej - wpada w swego rodzaju pułapkę.

Po przeczytaniu tej powieści dużo się myśli, nie tylko o bohaterach, ale o swoim własnym istnieniu - o tym, co przesypiamy, co tylko przeżywamy, a kiedy żyjemy prawdziwie, jeśli w ogóle. „Życie ludzkie jest jeno nieustanną złudą” jak powiedział Pascal, co jest w takim razie prawdziwe, czy może trzeba - jak bohater filmu Matrix - wybrać jedną z dwóch tabletek. Niebieską, by zapomnieć i żyć w złudzie istnienia lub wybrać czerwoną i dzięki niej zobaczyć, czym jest realna rzeczywistość - prawdziwie się przebudzić, a nie tylko spać w pozornie prawdziwym życiu.

Ewa żyje w doznaniu nierzeczywistego, a świat Apejrona stanowi całkowitą opozycję wobec jej egzystencji - jest pełnią, aktywnością, nieustanną analizą i tworzeniem.

„Po co pragniecie jutra, idioci, skoro nie ma w was dziś?” - kluczowe i znamienne dla tej powieści są końcowe słowa Apejrona, które pokazują nie tylko swego rodzaju obłąkańczy stan mężczyzny, ale też naturę naszego świata, kondycję współczesnego człowieka, jego konsumpcyjny charakter i pewien brak refleksji. Przez co jedynie dotyka się znaczenia bytu oraz istnienia, a nie próbuje się go poznać i samodzielnie zrozumieć.

Przeżywamy, dotykamy zimnych ścian jaskini, jeśli wychodzimy - tak jak Andrzej, to często jako osamotnieni i niezrozumiani pustelnicy.

Powieść ta to metafizyczna wędrówka, która czytelnika może prowadzić do różnych rozwidleń. Nie ma uniwersalnej prawdy, tej jedynej mądrości czy konkretnej odpowiedzi. Człowiek ma sam z siebie znaleźć to, co jest dla niego przeznaczeniem, co jest jego celem. Musi on dotrzeć do prawdy o własnych siłach.

https://kuznia.art.pl/recenzje/2376-zluda-irmina-kosmala-szosta-recenzja.html

Dwie tabletki - niebieska czy czerwona? O tym, co przesypiamy oraz o tym, co prawdziwie przeżywamy

Rzeczywistość to cienie tańczące na ścianie, przesuwające się w mroku i przybierające kształty, którym sami nadajemy znaczenie i właściwe nazwy. Jak w świecie zbudowanym z iluzji, niejasności, popękanych obrazów i tego, co się nam wydaje, wyciągnąć znaczenie prawdy? A może...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Zaczyna się tajemniczo. W mrocznym kościele, listopadową nocą zjawia się kobieta, która pragnie kapłanowi wyznać swoje grzechy. Ciąg dalszy to historia jej życia, pełna emocji, trochę podana w strzępach. Umysł ludzki nie działa chronologicznie, nie odtwarza zaszłości płynnie, przypomina raczej starą taśmę magnetofonową. Odtwarzana historia jest nieco przerywana, trochę poszatkowana, chaotyczna. Uwypukla zdarzenia, często niepozorne, błahe, ale bliskie sercu, a to, co wydawałoby się istotne, pomija, bo rozsądek przegrywa często z subiektywnym współodczuwaniem.
Ewa – bohaterka debiutanckiej powieści Irminy Kosmali to młoda, ale bardzo dojrzała emocjonalnie kobieta. Po dogłębnej analizie własnego życia, pragnie dokonać spowiedzi życia. Jakby chciała – niczym człowiek u schyłku – spojrzeć raz jeszcze wstecz, zrozumieć, może się oczyścić.
Ewa ma dom, zazdrosnego męża, przyjaciółki. Czy czuje się szczęśliwa? Oczywiście, nie. Ewa jest bardzo wrażliwa, czuje mocniej, silniej, bardziej emocjonalnie. I zdecydowanie pragnie więcej. Być może właśnie ta nadwrażliwość, bolesne światoodczucie i nieustanna gonitwa myśli sprawiają, że kobieta nie należy do ludzi, którym te wymienione wyżej elementy wystarczą i są wyznacznikiem szczęścia. Może nie umie być szczęśliwa, może potrzebuje czegoś więcej. Dlatego dom staje się niemal klatką, złotą wprawdzie, ale odbierającą wolność. A mąż, może kochający, kojarzy się z irytującym zazdrośnikiem, który z przyziemnym postrzeganiem świata, nie rozumie swej partnerki i nigdy z pewnością nie wzniesie się na jej poziom postrzegania rzeczywistości. Dlatego Ewa znajduje sobie drugi, lepszy świat.
Psychologia ma na to pewnie swoją terminologię. Bo gdy życie nas w pełni nie satysfakcjonuje, to nawet jeśli z niego nie odchodzimy, to – choćby na poziomie wyobraźni – znajdujemy sobie inny, lepszy, satysfakcjonujący. Dla Ewy, tym lepszym, ważniejszym światem jest wszystko, co związane z Andrzejem Apejronem – wykładowcą akademickim, znawcą filozofii, która jak żadna inna dziedzina nauki, jest bliska sercu Ewy.
Pod wpływem ich spotkania, czytelnik może udać się w fascynującą podróż w czasie
i zapoznać się z wielkimi filozofami, których myśli wpłynęły na bieg świata. Schopenhauer, Pascal, wreszcie Nietzsche. Książka Irminy Kosmali to całkiem spore kompedium wiedzy
o wymienionych myślicielach. Jednak między słowami o wybitnych filozofach, między zwyczajnym życiem Ewy jest coś, co niczym cienka nić, biegnie od bohaterki w kierunku Andrzeja. Gdzieś między słowami, między emocjami. I ta nić – jest subiektywnym zdaniem – najciekawsza w powieści debiutantki.
Relacja Ewy i Andrzeja parzy, iskrzy, porusza. Dlaczego? Bo nie dzieje się
w codzienności, bo ta poszarzała od prozy – nie zawsze pachnie wierszem i wyszukaną metaforą. Dlatego fragmenty wysyłanych wiadomości między bohaterami tak porwą czytelnika. Bo tak pisze ktoś, kto kocha. Bo tak pisze ktoś, kto ma wiele impulsów wyobraźni i wrażliwości, by poruszyć czułą strunę bliskiego mu serca. Bo tak ubiera myśli w słowa ktoś, kto w głębi serca, na dnie rozsądku wie, że ta relacja nie dokona się wśród prozy życia. Dlatego tak pięknie się nam o niej czyta. Czyżby to była owa tytułowa złuda?
Czy Apejron wart był tych uniesień? Zdroworozsądkowo – absolutnie nie. Wymowna scena w księgarni jest tego oczywistym dowodem. Tacy jak on uwielbiają kochać i być kochani z daleka. I to oni dyktują warunki tej odległości. Jednego dnia bliski, kontaktowy, walczący o pełną uwielbienia adorującą go miłośniczkę, innym razem osobny, wręcz wsobny, zamknięty, skupiony wyłącznie na sobie. Ktokolwiek ma za sobą znajomość z nadwrażliwym na świat artystą, z pewnością wie, o czym mowa.
Złudo Moja – powie Api do Ewy. To uczucie – choć w sercu bohaterki – prawdziwe, to przecież podlewane wyobraźnią i złudzeniem, nie miało praw, by się odnaleźć
w prawdziwym życiu. Było właśnie takim złudzeniem. Podobnie jak wykreowana przez platoniczną miłość, postać Wielkiego Wykładowcy, autora …. „Złudy”.
Jednak o czym w końcu jest ta historia? Jak wszystko, co trudne, nieco mgliste, wymyka się konkretnych nazwom i definicjom. Wielowątkowa proza Irminy Kosmali jest ciekawa, bo nieoczywista. Autorka zgrabnie wymyka się dookreśleniom i literackim szufladkom. Wątek babci Marii – smutne odchodzenie naznaczone starością i chorobą, czy postać męża bohaterki – to osobne wątki, zasługujące na uwagę. Wątek mnicha pomijam świadomie, odsyłając do lektury. Jego kreacja to okazja do innych rozważań.
„Złuda to dzieje samotności. W tłumie, z drugim człowiekiem, gdy codzienność nie do końca taka jak w wyobrażeniach”. Jak powie dalej Apejron, „samotność to rodzaj mgły, która osadza się na ramionach, czyniąc życiową wędrówkę cięższą, trudniejszą, bardziej ryzykowną. (…). Jeśli nie przyjmiemy jej istnienia, nie zaakceptujemy, więcej: nie sprostamy jej obecności – stanie się dla nas koszmarnym balastem”.
Wiele pięknej poetyckiej prozy w tej powieści, wiele głębokich metafor. „To miejsce było jak powrót do przeszłości, ale tej idyllicznej – zanim się zreflektujesz, że zlizany lukier wspomnień pochodził z nadpleśniałego tortu” – pięknie, ale nie słodko, lukrowato, prawda?
Każdy trochę żyje złudzeniami, każdy chyba potrzebuje „złudy”, by choć
na chwilę przesunąć się w lepszy, piękniejszy świat. Człowiek lubi i pragnie mieć coś,
co odbarwi zbyt pokolorowane, co zabarwi szare, co doprawi, co wyostrzy, tchnie nadzieją. Choćby na chwilę. Choćby była to tylko złuda.

Zaczyna się tajemniczo. W mrocznym kościele, listopadową nocą zjawia się kobieta, która pragnie kapłanowi wyznać swoje grzechy. Ciąg dalszy to historia jej życia, pełna emocji, trochę podana w strzępach. Umysł ludzki nie działa chronologicznie, nie odtwarza zaszłości płynnie, przypomina raczej starą taśmę magnetofonową. Odtwarzana historia jest nieco przerywana, trochę...

więcej Pokaż mimo to

avatar
11
10

Na półkach:

rewelacja!

rewelacja!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    8
  • Chcę przeczytać
    7
  • Posiadam
    1
  • 2020
    1
  • Domowa biblioteczka ✮
    1
  • Nierozpoczęte cykle/ Serie wydawnicze /
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Złuda


Podobne książki

Przeczytaj także