Najnowsze artykuły
- ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
- ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
- ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
- ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Irmina Kosmala
7,7/10średnia ocena książek autora
8 przeczytało książki autora
7 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Itinerarium, czyli przewodnik dla podróżnych Irmina Kosmala
7,0
„Rozumie pan teraz, dlaczego książki budzą nienawiść i lęk? Pokazują pory na obliczu życia. Ludzie są wygodni, wolą gładkie, księżycowe twarze”.
Ta myśl Raya Bradbury’ego z przedapokaliptycznej wizji w powieści „451 stopni Fahrenheita”, na którą powołała się autorka, stanowiła motywujący punkt wyjścia do jej przekornej podróży w świat literatury przede wszystkim z „porami na obliczu życia”. Stąd pojęcie użyte w tytule – itinerarium, czyli podróż albo plan podróży. Przyjęła w nim rolę przewodnika albo inaczej tragarza wiedzy, by zapobiec śmierci książek. Zapobiec na miarę własnych, jednostkowych możliwości, zarówno odchodzeniu od książek, jak i pomóc wrócić tym, którzy od nich odeszli.
Przypomnę – w Polsce według najnowszego raportu o stanie czytelnictwa to większość społeczeństwa, bo aż 66%.
Stąd sugestywny tytuł wstępu do swojego zbioru literatury przedmiotu - „O śmierci książek i tragarzach wiedzy”. Zebrała w nim recenzje, o których napisała – „lubię myśleć »felietony« tudzież »omówienia«”, powstałych w latach 2010-2022 i publikowanych na stronach pomorskiego magazynu literacko-artystycznego „Latarnia Morska”.
Można zadać sobie pytanie – jaki to ma sens?
Odpowiedź znalazłam po przeczytaniu tej antologii. To w niej jako całości wybrzmiała połączona siła wielogłosu niosąca „idee przyszłym pokoleniom, nawet gdy świat idzie do piekła wokół nich”. Silniej podkreślona, bo skondensowana w jednym miejscu, potęga wartości, których obrona tkwi w solidarności pisarzy i poetów zebranych razem. Osobno różnych, o odmiennych stylach i warsztacie literackim, o mniej lub więcej rozbudowanej warstwie przekazu czy skali siły głosu, ale zawsze w obronie „idei, aby zmienić świat na lepsze”.
Ta podróż miała dla mnie podwójne znaczenie.
To dosłowne, bo fizyczne i geograficzne, w którym książka towarzyszyła mi, wypełniając przyjemnie i korzystnie czas podróży przez pół Polski i tej metaforycznej, czyli literackiej, w której, podążając za przewodniczką, przechodziłam od tytułu do tytułu, niczym od wyspy do wyspy w archipelagu literatury. Zgodnie z planem podróży, czyli spisem treści z pięćdziesięcioma punktami docelowymi literatury polskiej i powszechnej. Dzieł autorów bardzo znanych (Doris Lessing, Sandor Marai, Krzysztof Varga),mniej znanych i znanych tylko wąskiej grupie środowiska literackiego. Z napisem nad wejściem, czyli mottem wprowadzającym, bo nawiązującym do treści recenzji i omawianych książek.
Przeróżnych w każdym aspekcie.
Gatunkowym jak: esej, opowiadanie, listy, biografia czy powieść popularna (obyczajowa, kryminalna),ale i filozoficzna oraz postmodernistyczna. Rodzajowym – proza i poezja. Formy – zwarta lub antologia. O zróżnicowanym stopniu trudności ich odczytania, którego proces analizy, syntezy i wysnuwania wniosków umiejętnie pokazywała autorka. Dysponowała dwoma narzędziami – dojrzałym warsztatem literackim pisarza (przypomnę, że jest autorką powieści filozoficznej „Złuda”) oraz wiedzą z zakresu filologii polskiej oraz filozofii, posiadając w obu dziedzinach tytuł naukowy. Kierując się jednak potrzebą zachęcenia jak największej liczby czytelników do sięgnięcia po omawiane utwory, uczyniła je przystępnymi. Bez epatowania językiem naukowym, jakim posługuje się profesjonalna krytyka literacka, na rzecz uniwersalizmu języka emocji. Obok merytorycznej warstwy krytyczno-literackiej umieszczała własne wrażenia, odczucia i odniesienia. Często nawiązujące do doświadczeń z pisarzami i pisarkami, których znała osobiście. Przede wszystkim jednak pokazała, jak ważną i ogromną funkcję pełni zasób literatury przeczytanej, pozwalającej na korelacje, intertekstualność i polemikę oraz posiadanie przynajmniej podstawy wiedzy filozoficznej dającej klucze do otwierania pojęć zawartych w słowach, wyrażeniach, symbolach, myślach, by wejść głębiej w kolejne warstwy tekstu, a tym samym przekazu autora i ostatecznie przyjemności czytania.
Niezbędne w postępie w rozwoju czytelniczym każdego człowieka.
By czerpać przyjemność nie tylko z dobrej rozrywki, ale również przygody intelektualnej. Nawet w przypadku powieści kryminalnej czy obyczajowej, co pięknie autorka pokazuje. Subiektywizm autorki odgrywał jeszcze jedną, oprócz świadomego egalitaryzmu w narracji, rolę. Pokazanie i zachęcanie innych piszących o książkach, niekoniecznie profesjonalistów, by czynić to, co ona na miarę własnych możliwości, aby spotęgować moc słowa o książkach, które mają i wzruszać, i krzepić, i skłaniać do myślenia, aby docelowo wyrwać z „rozwartej paszczy telewizyjnego ekranu uzurpującego sobie prawo do jedynej, narzuconej odgórnie prawdy oraz wizji szczęśliwego, bo bezrefleksyjnego życia” i każdego innego medium wmawiającego kult szczęścia i życia bez trosk. Bez wspomnianych wcześniej „porów na jego obliczu”. W „tragarzach wiedzy” siła, a autorka niczym przewodnik, dosłownie i w przenośni, pokazała, jak to merytorycznie, uważnie i przyjaźnie uczynić.
Z korzyścią dla wszystkich: twórców, czytelników i patrząc dalekosiężnie – ludzkości.
naostrzuksiazki.pl
Złuda Irmina Kosmala
8,4
Misterne cacuszko powieści konfesyjnej!
Nie wiem, z której strony uchwycić nitkę z tego tekstu, by nie zburzyć jej idealnej kompletności i jednocześnie komplementarności, jeśli pod pojęciem jej dóbr rozumiemy myśli filozoficzne. Zacznę zatem od warstwy powierzchownej, a w tej powieści nośnej niczym kanwa, na której autorka utkała historię, wydawałoby się banalną – romansu między kobietą a mężczyzną. Dla mnie miłości wyjątkowej, bo bardzo rzadkiej, rodzącej się na poziomie intelektualnym, w której najseksowniejszą częścią ciała był mózg, a dokładniej umysł obojga. Tyle odczytałam z tej bazy faktów wprost ze zdań, która jest udziałem każdego, jak oddychanie czy jedzenie. Chciałabym użyć wyrażenia, że zacznę „od życia”, ale jego prostota w tej opowieści jest złudna, płynna, nieprzewidywalna i nieuchwytna jak wiatr. Dlatego użyję „od codzienności dnia powszedniego”, w której wydarzają się fakty tworzące, na skutek wyborów, ciąg zdarzeń przytrafiających się każdemu, wyznaczając niepowtarzalny, indywidualny, jedyny w swoim rodzaju los człowieczy podobny osobistym liniom papilarnym.
Jedną z tych „każdych” była tajemnicza kobieta.
Pojawiła się w kościele, by w jego chłodnym półmroku się wyspowiadać. Zabiła człowieka, a po chwili wahania potroiła tę zbrodnię. Spowiedź znajdującemu się w świątyni ojcu duchownemu powoli zamieniała się w słodko-gorzką opowieść o jej życiu, którego efektem były te trzy morderstwa. A dokładniej o miłości zbudowanej na kłamstwie, które to uczucie rozszarpało, unicestwiło, przekreśliło i wymazało z życia, bo skoro nie była prawdą, to nie istniała.
Jednak nie z duszy, pamięci i sumienia.
I tutaj zaczyna się warstwa filozoficzno-psychologiczna, „by rzucić światło na najciemniejszą stronę ludzkiej duszy”. Autorka splatając w fabule losy kobiety i mężczyzny uwikłanych w kłamstwo, stworzyła swoistą pożywkę z prozy życia do rozważań z nadbudową interpretacyjną analizującą ich etyczną, moralną i egzystencjalną sytuację, a raczej jej tragiczny wymiar. Przedstawiła przekonujące argumenty usprawiedliwiające postępowanie kobiety i równie przekonujące powody, dla których mężczyzna zabił rodzące się między nimi uczucie. Wykorzystała do tego ich wspólne rozmowy, wykłady mężczyzny, na które przychodziła kobieta i SMS-y, którymi wymieniali się w czasie rozłąki. To w nich zawarła pytania o życie, prawdę, samotność, ucieczkę i odpowiedzi udzielane na nie przez znanych filozofów – Fryderyka Nietzschego, Platona, Sokratesa, Artura Schopenhauera i innych oraz Biblię. W przeciekawy sposób przedstawiała sylwetki myślicieli poprzez mniej znane informacje z ich życia konfrontujące ich światopogląd z zastaną rzeczywistością. Te dwie warstwy powieści – fabularna i filozoficzna – tworzyły nierozerwalną, bo przeplatającą się jedność, a ich spoiwem były nie tylko rozważania teoretyczne, ale również konfrontacja teorii z praktyką, która okazywała się w każdym podawanym przypadku bardzo bolesna. Powiedziałabym nawet, że odbierająca nadzieję. Wręcz katastrofalna dla kondycji psychicznej bohaterów, mimo że każde z nich próbowało różnych dróg ucieczki z Platońskiej jaskini. Cudowne było to, że autorka nie tylko snuła cichą, półszeptaną, sensualną opowieść w klimatycznym miejscu przypominającą thriller z suspensem, nie tylko zachęcała do analizowania postaw bohaterów, ale również próbowała zaangażować mnie do poszukiwania własnej drogi wyjścia ze złudy, jakim jest samo życie, czyli Platońskiej jaskini czy jak kto woli Hiobowego czyśćca, w którym cierpienie najczęściej racjonalizujemy lub zagłuszamy pracą, studiami, używkami czy związkami, preferując wygodną bierność i życie zgodne z jego nurtem. Jej konieczność znalezienia, czyli poszukanie odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne, motywowała uwolnieniem się od cierpienia. Obietnicą ulgi. Rozgrzeszeniem, którego oczekiwała kobieta.
Właściwie powieść odebrałam jako „zadanie domowe” z życia.
Bardzo trudne, bo nie podołali temu ani wielcy filozofowie, ani bohaterowie tej historii, a sama treść w swoim przekazie była wręcz pesymistyczna. W każdym aspekcie swojego przesłania prowadząca do nicości, pustki, beznadziei, omamów czy iluzji. Jednym słowem – złudy. Widziałam to nie tylko w dramacie losów bohaterów poszukujących wyjścia z Platońskiej jaskini, nie tylko w światopoglądach filozofów, z których Artur Schopenhauer otrzymał przydomek pesymisty, ale również w samej konstrukcji powieści i jej treści, które ostatecznie przybrały postać fatamorgany.
Złudy.
Jeszcze trochę, a nie zdziwiłabym się, gdyby książka rozpłynęła mi się w dłoniach niczym dym. Nie pozostawiła mnie jednak ta powieść w niepewności. Nie po lekturze publikacji Kevina Duttona „Myślenie czarno-białe”, w której znalazłam odpowiedź na pytanie przez nią stawiane, czyli ściągę z „zadania domowego”, a który napisał – „Starożytny filozof był w błędzie. Jego metafora staje na głowie, kiedy obrócimy perspektywę obserwatorów o sto osiemdziesiąt stopni. Wbrew temu, co sobie wyobrażał, to rzeczywistość ma rozmyte brzegi, a my postrzegamy ją jako „czystą i nieskalaną” wyłącznie dzięki naszej wrodzonej zdolności kategoryzowania świata. Dostrzegamy schematy wokół nas. Tworzymy karykatury wszystkiego, co nas otacza. Rysujemy linie na piasku, żeby wypreparować konkret z bezmiaru pozbawionej wyraźnych konturów szarości”. (s. 53) To nie rzeczywistość jest złudna, ale nasze binarne myślenie tak ją przedstawiające i brak mechanizmu regulacji w odbiorze szarej sfery istniejącej w przestrzeni między kłamstwem a prawdą. Może osobiste skonstruowanie tego narzędzia psychologicznego przez każdego z osobna jest odpowiedzią na myśl Fryderyka Nietzschego – „Nikt nie może zbudować ci mostu, którym właśnie ty kroczyć musisz przez rzekę życia, nikt prócz ciebie jedynie”? Oparty na dwóch solidnych, ale dychotomicznych brzegach, swoją pełnię i spełnienie oferuje pośrodku. Jednak by to zobaczyć, musimy przestać myśleć zero-jedynkowo.
Takie to intertekstualne dywagacje mi się nasunęły.
I to jest w tej powieści najprzyjemniejsze. Możliwość polemizowania z bohaterami, z filozofami, a nawet z Bogiem. Jest w niej materiału do analizy całe mnóstwo. Na godziny rozważań i dyskusji w tej niewielkiej rozmiarowo, ale bardzo skondensowanej myślowo powieści. Autorka zachęca nią do intelektualnej zabawy „w dotykanie grzbietów rzeczy” według Fryderyka Nietzschego. Może dlatego mam poczucie niedosytu, że moje wrażenia polekturowe też tylko jej grzbietu rzeczy zaledwie musnęły.
naostrzuksiazki.pl