-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-20
2024-05-18
2024-05-16
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie rozśmieszył.
Mniej popularny, ale dość klasyczny kryminał Christie. Najbardziej intrygujące jest w tej powieści zawiązanie akcji, na długo przed dość dramatycznym finałem napięcie niestety spada. Widać tu też protekcjonalny stosunek do macierzyństwa i kobiet, chociaż psychologizacja większości postaci była moim zdaniem udana. Końcowy wątek romansowy był na tyle pretekstowy, że aż mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-10
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej postaci, ale tym razem jest to wyraźnie mniej kompleksowe literackie doświadczenie.
Świat przedstawiony w drugiej części dylogii coraz bardziej pogrąża się w wojennym chaosie. Zhu nie może już liczyć na przychylność losu wynikłą z posiadania mandatu niebios. Wokół kłębią się przeciwnicy z takim samym rodzajem daru. Nie będzie to więc tym razem opowieść o jednostce stopniowo dążącej do przeznaczonej jej wielkości, bo w walce o wygaszenie reszty mandatów może zdarzyć się wszystko. Przez to kluczowych dla rozwoju fabuły postaci jest więcej niż poprzednio i nie każda dostaje moim zdaniem wystarczającą porcję uwagi.
Najbardziej zniuansowanie wypada wątek Pani Zhang, a jej zmagania z podejściem do własnego ciała, seksualnością oraz byciem zależną od mężczyzn są w tym tomie najmocniej eksplorowaną kobiecą perspektywą. Wyjątkowo mało satysfakcji dostarczyła mi za to historia generała Ouyanga. Jego relacja z Zhu jest co prawda na początkowym etapie powieści istotna, ale na tyle przewidywalna i oczywista, że nie zdołała obu tych postaci znacząco pogłębić. Wraz z późniejszym progresem fabularnym na przyjrzenie się życiu wewnętrznemu i ewolucji generała zabrakło niestety okazji. Zdecydowanie więcej czasu spędzamy z Baoxiangiem, jest to też bohater, w którym zachodzi najbardziej zauważalna wewnętrzna przemiana.
Mocno rozczarowało mnie zakończenie. W pewnym momencie akcja utyka w martwym punkcie i da się zauważyć brak pomysłu na posunięcie jej do przodu bez naginania zasad rządzących tym uniwersum. Dostajemy ciąg wątpliwych zrządzeń losu oraz przyspieszony progres postaci zachowujących się wbrew swoim wcześniejszym przyzwyczajeniom. Końcowy efekt dodatkowo pogarsza coraz częściej dawkowany bez umiaru patos.
"Ten, który zatopił świat" jest przede wszystkim opowieścią o wzorcach męskości, wykluczeniu i przemocy wynikłej z traumy. Parker-Chan przygląda się swoim postaciom z wyjątkowo bliskiej perspektywy i z bezgraniczną wręcz empatią portretuje najbardziej nawet okrutne metody poszukiwania przez nich ukojenia. Nie jest to jednak na tyle przenikliwa i literacko wprawna powieść by mogła utrzymać poziom wybitnego pierwszego tomu.
"Ta, która stała się słońcem" była dla mnie literackim objawieniem. Zakochałam się w sposobie, w jaki Shelley Parker-Chan konfrontuje postawy swoich bohaterów oraz opowiada o tożsamości płciowej w zgodzie z niemalże czysto historycznymi realiami swojego uniwersum. W "Ten, który zatopił świat" dostajemy co prawda kontynuację zmagań z przeznaczeniem wprowadzonych wcześniej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych przez społeczeństwo na drodze ku równości (nie tylko) rasowej, ta książka to bunt totalny. Zarówno formalny (burzenie czwartej ściany, wplatanie fragmentów eseistycznych), jak i moralny. I chociaż główna bohaterka może sprawiać wrażenie przerażająco biernej, to tak naprawdę bierze się za bary z całym światem.
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane wyobrażenia wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych...
2024-04-22
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to nie potrafiłam czerpać z tego utworu pełnej satysfakcji. Nawet jeśli zlekceważy się typowe dla epoki kolonialne poczucie wyższości Brytyjczyków względem innych nacji oraz orientalizm, pozostaje jeszcze kwestia zagmatwania fabuły, nierozwiązanych wątków i niekonsekwentnego budowania napięcia. Momentami naprawdę się nudziłam. Zresztą, kto z nawet najbardziej zagorzałych fanów Christie jest dziś świadomy istnienia cyklu o nadinspektorze Battle?
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-17
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja dla osób szukających drobnej rozrywki na cztery wieczory, miło było podziwiać przenikliwość Poirota w bardziej skondensowanej literacko formie.
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-14
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się kontrowersyjne. Rozwiązania raczej nie zgadniecie samodzielnie.
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-10
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a życiu wewnętrznemu swoich bohaterów przygląda się z pozycji narracyjnego dystansu.
"Epoką diamentu" Stephenson po raz kolejny przejechał po mnie niczym bardzo powoli rozpędzający się walec. Męczyłam się z początkiem kilka tygodni, ale pozostałe trzy czwarte powieści pochłonęłam już bardzo szybko. Spotęgowało to niestety moje rozczarowanie finałem; niepotrzebnie brutalnym i na siłę scalającym porzucone wcześniej wątki.
Jest w tym utworze światotwórczy rozmach oraz imponująca diagnoza społeczeństwa wyzwolonego od potrzeby państw narodowych za sprawą rewolucji technologicznej. Jest też przekonanie, że ludzkość nie jest w stanie obejść się bez mitu, a historię cechuje bardziej kojarzona z Orientem cykliczność niż przypisywana Okcydentowi linearność. Niestety, w tej klimatycznej opowieści o kolonializmie, roli edukacji i klasach społecznych autor zbyt często zapominał o emocjach swoich postaci.
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a...
2024-04-07
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina głównie w kontekście psów, kotów oraz gryzoni.
Mocnym punktem jest skupienie się na początkach rozwoju mikrobiologii oraz motywacji i okolicznościach współczesnych badań ekologicznych (ekologiem jest sam autor, a jego perspektywa jest mocno związana z własnym dorobkiem naukowym).
Czy mnie wciągnęło? Na pewno lektura zajęła mi więcej czasu, niż przewidywałam. Z drugiej strony, dostałam dość sporo rozbudzających ciekawość konkretów (z zawartością biofilmu rączek prysznicowych na czele). Pozycja bardziej dla osób zainteresowanych biologicznymi skutkami urbanizacji, czytelnicy szukający listy stworzeń mieszkających im za szafą będą zawiedzeni.
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina...
2024-03-17
Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.
Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.
Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z konwenansem. Nie należała co prawda do tzw. warstwy pracującej, ale jako córka niezbyt wpływowego pastora nie mogła cieszyć się wysoką pozycją. Pisanie nie przyniosło jej fortuny, dorosłe lata wiązały się z pogłębiającym się piętnem staropanieństwa i wymogiem minimalizacji własnych potrzeb.
Jane sportretowana oczami Worsley zdaje się mieć dwie twarze. Z jednej strony, stara się wypełniać obowiązki troskliwej córki, ciotki i siostry (co potem wręcz na wyrost podkreśla zarządzająca pamięcią o niej rodzina). Z drugiej, rezygnacja z zabiegania o zamążpójście i konsekwentnie realizowane starania o karierę pisarską ukazują ją z bardziej niezależnej, wręcz konfrontującej się z presją społeczną strony. Podobny dualizm, połączenie akceptacji swojej roli z w miarę dopuszczalnym w ramach systemu buntem da się też odnaleźć w jej bohaterkach.
Autorka nie stroni od opisywania realiów epoki georgiańskiej i ograniczeń, z jakimi musiały się borykać ówczesne kobiety z drobnej szlachty ziemiańskiej. Mimo braku formalnego zatrudnienia, rzadko kiedy mogły pozwolić sobie na bezczynność.
Czas zlatywał Jane na dbaniu o domostwo i więzi sąsiedzkie, w późniejszym czasie jej utrzymujący się panieński status skłaniał rodzinę do polegania na jej darmowej pomocy przy dzieciach. Introwertyczna i zmuszona okolicznościami do częstych przeprowadzek, czyni poszukiwania stabilizacji i bezpiecznego domu powtarzającym się motywem w swoich książkach.
Jane pisała o kwestiach dobrze sobie znanych i właśnie ta, na pozór błaha, przyziemna i "domowa" problematyka w połączeniu z romansową formułą przez lata skłaniała wielu odbiorców do lekceważenia jej dorobku i wciskania go w ramy "literatury kobiecej", rzekomo podległej bardziej uniwersalnej prozie pisanej przez mężczyzn. Szkoda, że głupawy dopisek na okładce o "biografii ulubionej pisarki wszystkich kobiet" tę narrację powiela.
Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.
Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.
Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z...
2024-03-04
Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju przestroga. Mam nadzieję na następne spotkanie z Bromanem za kilka miesięcy.
Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-29
Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły niestrawny dla mnie poziom. Zakończenie również pozostawiło u mnie lekki niedosyt, chociaż muszę przyznać, że było dość zaskakujące. Ciekawie było przekonać się, jak bardzo od czasu publikacji "Sokoła..." zmieniły się trendy w literaturze (w tym podejście do postaci kobiecych), ale raczej szybko o tym utworze zapomnę.
Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-20
Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.
Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko pretekstem do ukazania strumienia świadomości narratorki. Powściągliwe interakcje między kobietami powodują lawinę skojarzeń i wspomnień, nieraz bardzo prozaicznych i szczątkowych. Nić logicznych połączeń między nimi jest rozmyta, co poszerza pole interpretacyjne i daje okazję do ponownych odczytań.
"Mógłby spaść śnieg" jest opowieścią o dynamice rodzinnych relacji, ale też poczuciu zagubienia związanym z funkcjonowaniem w obcej kulturze, wewnętrznej pustce i poszukiwaniu bliskości. Autorka kontestuje typowe narracje o zacieśnianiu naderwanych więzi. Matka jest u Au nieodmiennie istotą emocjonalnie niedostępną. Jednocześnie, jest ona ciągle obecna w myślach głównej bohaterki. Powracający w utworze motyw sztuki opartej na powieleniu, odbiciu i powtórzeniu zdaje się to uzależnienie umysłu od przekazanych pokoleniowo wzorców podkreślać.
PS Przepiękna okładka projektu Kamila Rekosza!
Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.
Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko...
2024-02-16
Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.
Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę robienia za plot device i dowód wrażliwości twórców, są usuwane z fabuły bez większych skrupułów. W międzyczasie zostają nam jeszcze zaserwowane kontrastowe sceny z życia wpływowych i bogatych, cobyś czytelniku nie zapomniał, jakie to życie niesprawiedliwe i okrutne. Mogłoby to zadziałać o wiele lepiej, gdyby nie było aż tak przezroczyste.
Akcja rozkręca się na tyle leniwie, że w pierwszej połowie napięcie praktycznie siada, za to pod sam koniec zwroty akcji są aż nadto liczne. Zazwyczaj są one oparte na przedmiotach (i osobach) znajdujących się w precyzyjnie dogodnym miejscu i czasie. Bardzo spłyca to pomysłową w ogólnym zarysie intrygę.
Czy dam szansę następnym tomom? Jestem na tyle zmęczona poszukiwaniem serii kryminalnych dostępnych w formie audio, że tego nie wykluczam. Poza tym, studentka szkoły policyjnej i bezdomny były policjant to dość intrygujący duet.
Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.
Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę...
2024-02-11
Nie wiem, czy lektura Gombrowicza będzie mi jeszcze w stanie zaoferować coś bardziej intensywnego niż mój zachwyt nad "Ferdydurke" w czasach nastoletnich. "Pornografię" również można co prawda zaliczyć do powieści korzystających z konwencji groteski, ale miałam wrażenie, że w pogoni za konfrontowaniem swoich bohaterów z presją kulturowych narracji, autor aż nazbyt odarł ich z cech bardziej doczesnych. Trudno mi było z tego powodu z nimi empatyzować, a cały utwór nabrał pewnego intelektualnego chłodu, za którym nie przepadam.
Czuć tu bardzo wyraźnie fascynację nietzscheanizmem i myślę, że nawet pobieżne zapoznanie się z konceptami śmierci Boga oraz transformacji "świata prawdziwego" w baśń ("Zmierzch bożyszcz", rozdz. 5) może podsunąć pewien klarowny klucz interpretacyjny. Gombrowicza interesuje wpływ idei (w tym wypadku fetyszyzacji młodzieńczej erotyki i witalności) na rzeczywistość, która w momencie zbiorowego posługiwania się utrwalonymi konceptami kulturowymi przestaje mieć wymiar obiektywny.
Sama fabuła, początkowo absurdalnie wręcz pretekstowa, nabiera coraz bardziej tragicznego w skutkach rozpędu w części drugiej. Tym samym, bohaterowie zmuszeni są do jeszcze bardziej desperackiego zamykania się w narzucanych im rolach, a do Erosa dołącza Tanatos. Umieszczenie akcji w polskim dworku, niemal całkowicie odizolowanym od wojennej zawieruchy, jeszcze bardziej potęguje efekt umowności gry, jaką nawiązują między sobą bohaterowie.
Ze swoim zbyt mglistym zarysowaniem konfliktu i mało pogłębionymi psychologicznie bohaterami, "Pornografia" wpada niestety w pułapkę fabularyzowanego manifestu. Na pewno jej interpretacja może dostarczyć wiele intelektualnej radochy, ale jako powieść nie broni się moim zdaniem na gruncie dosłownym. Dlatego traktuję ją bardziej jako wstęp do głębszego zapoznania się z Gombrowiczem, najbardziej kuszą mnie jego dzienniki.
Nie wiem, czy lektura Gombrowicza będzie mi jeszcze w stanie zaoferować coś bardziej intensywnego niż mój zachwyt nad "Ferdydurke" w czasach nastoletnich. "Pornografię" również można co prawda zaliczyć do powieści korzystających z konwencji groteski, ale miałam wrażenie, że w pogoni za konfrontowaniem swoich bohaterów z presją kulturowych narracji, autor aż nazbyt odarł ich...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-05
Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w połączeniu z treścią utworu wypada niestety cynicznie. Już bardziej przemawia do mnie okładka wydania włoskiego.
"Hotel 21" jest może obyczajówką, ale swoim skupieniem na tematyce wpływu traumatycznego dzieciństwa na dorosłość czerpie wyraźnie z tradycji powieści psychologicznej. Szczegóły z życia głównej bohaterki są nam stopniowo podawane w formie retrospekcji. Równolegle śledzimy też próby dostosowania się Noelle do warunków w nowej pracy i jej wypracowane przez lata mechanizmy radzenia sobie w kontaktach z innymi ludźmi, które w pewnym momencie zawodzą. Mur z pozorów, którym oddziela się od otoczenia, zaczyna powoli pękać.
Senta Rich z dużą przenikliwością portretuje zachowania jednostki mającej trudność z dostosowaniem się do społecznych norm. Dla Noelle praca w kolejnych hotelach oraz częste przeprowadzki są sposobem na unikanie nawiązywania głębszych relacji. Jednocześnie, brak wyczulenia na własne potrzeby uzależnia ją od aprobaty innych i pozbawia własnej tożsamości. Przyzwyczajona do egzystowania w skrajnych warunkach, poczucie kontroli i kontakt z własnymi emocjami odzyskuje dzięki okradaniu hotelowych gości.
"Hotel 21" nie szafuje obietnicami szczęścia niezależnego od życiowego bagażu, ale jego przesłanie wybrzmiewa humanistycznie. To niespieszna i mocno introspektywna powieść o tym, co może się stać, jeśli po paśmie traumatycznych wydarzeń napotkamy na swojej drodze ludzi podobnie poturbowanych jak my. Bardzo udany debiut.
Utwory o podobnej tematyce: "Dziewczyna z konbini", "Kroniki portowe", "Papierowy Pałac"
Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-29
Nie spodziewałam się aż tak solidnej porcji informacji. To naprawdę jest zbiór mało oczywistych ciekawostek, do tego wzbogacony o wskazówki dla turystów skłonnych się z nimi bezpośrednio zaznajomić.
Niesamowite jest to, że mimo swojej wybiórczości, książka ta dała mi wrażenie zapoznania się z szerszym kontekstem kuchni narodowych. Widać tu pewien amerykocentryzm, ale nawet rozdziały o Afryce i Oceanii robią wrażenie. Szkoda, że tak skromnie reprezentowana jest polska kuchnia.
Trafiają się drobne niezręczności w tłumaczeniu, ale Sonia Draga i tak wykonała kawał dobrej roboty. Całość cieszy oko (twarda oprawa, setki barwnych ilustracji) i moim zdaniem świetnie nadaje się na prezent. Jeśli jesteście znudzeni czytaniem o tym, że Francuzi lubią sery, a Kanadyjczycy syrop klonowy, ale chętnie dowiecie się czegoś więcej o mormońskich stypach i starożytnych perskich chłodniach, ta książka jest dla Was.
Nie spodziewałam się aż tak solidnej porcji informacji. To naprawdę jest zbiór mało oczywistych ciekawostek, do tego wzbogacony o wskazówki dla turystów skłonnych się z nimi bezpośrednio zaznajomić.
Niesamowite jest to, że mimo swojej wybiórczości, książka ta dała mi wrażenie zapoznania się z szerszym kontekstem kuchni narodowych. Widać tu pewien amerykocentryzm, ale...
2024-01-27
Nie zaskoczyło mnie, że fakt powstania tego reportażu wywołał spore poruszenie w uważanej za bardziej progresywną części internetu, ale sama dostrzegam potrzebę istnienia podobnych publikacji. Chociaż nie uważam, by działaczki prokobiece miały moralny obowiązek budowania mostów między incelami a resztą społeczeństwa. Nawet jeśli to właśnie kobietom najbardziej oni zagrażają.
Mam do tego tekstu całkiem sporo zastrzeżeń. Przede wszystkim, widzę w działaniach autorek więcej ducha aktywizmu niż dziennikarstwa. Mocno zażyłe interakcje, w jakie wchodzą podczas zbierania materiałów, byłyby kontrowersyjne, nawet gdyby uznać je za badaczki stosujące metodę obserwacji uczestniczącej. Przekłada się to niestety na poziom zniuansowania wniosków, do jakich dochodzą. Dopuszczenie do głosu bohaterów reportażu i mocne z nimi empatyzowanie przeważają nad próbami analizy całego zjawiska. Ich historie są poruszające, ale w dużej mierze do siebie podobne i podane jedna za drugą, po pewnym czasie zaczęły mi się mylić.
Myślę, że książce dobrze zrobiłoby przearanżowanie struktury i bardziej wnikliwe podejście do poruszanych zagadnień. Brak zagłębiania się w mechanizmy rządzące przegrywosferą widać chociażby na przykładzie omówienia tematu masturbacji. Koncentracja tego środowiska na powstrzymywaniu się od erotycznej autostymulacji zostaje skwitowana stwierdzeniem o walce z nałogiem. Szkoda, że nie pokuszono się o zaprezentowanie otoczki światopoglądowej towarzyszącej wyzwaniom typu no fap/no nut, bo mówi ona sporo o podejściu do seksualności części młodych mężczyzn.
Same autorki wspominają o zwątpieniu części incelosfery w wiarygodność zgromadzonych relacji i do pewnego stopnia też jestem w stanie się z tym zgodzić. Padające często usprawiedliwienia odnośnie głoszenia mowy nienawiści odbieram jako nie do końca szczere. Jest to o tyle problematyczne, że bezwarunkowa akceptacja narracji o wrażliwych chłopcach rzucających w gniewie tezy, z którymi tak naprawdę się nie zgadzają, prowadzi do trywializacji przemocy wobec grup przez inceli prześladowanych. Nie uważam przy tym, by ci ostatni nie mieli prawa do dzielenia się własną perspektywą, ale krytyczne i analityczne do niej podejście tego nie wyklucza.
Szczerze ubolewam, że tak ważny i przełomowy pod względem tematyki tekst nie jest lepszy warsztatowo i mniej hermetyczny. Myślę, że zjawiska incelizmu i przegrywizmu jak najbardziej zasługują na szerszą uwagę. Zgadzam się z autorkami, że obojętność w tej kwestii szkodzi zarówno incelom, jak ich ofiarom. Dlatego największą wartością "Przegrywa..." jest dla mnie bycie świadectwem pewnej odwagi. Znoszenia miesiącami werbalnej przemocy ze strony przedstawicieli omawianej zbiorowości i niezadowolenia środowiska, z którego Herzyk i Wojciechowska się wywodzą. Imponuje mi poziom empatii, jaki w tych warunkach zdołały z siebie wykrzesać, chociaż samą presję podobnego podejścia uważam za toksyczną względem grup przez inceli pogardzanych.
Ogromną zaletą jest też rozprawienie się z mitem homogeniczności incelosfery i przegrywów. Istnienie terminu mentalcel dowodzi, że przynajmniej część członków tych grup jest świadoma wewnętrznych zagrożeń związanych ze swoją przynależnością. Pozostaje mieć nadzieję, że książka ta będzie również przyczynkiem do dyskusji o związanych z omawianym zjawiskiem problemach systemowych.
Nie zaskoczyło mnie, że fakt powstania tego reportażu wywołał spore poruszenie w uważanej za bardziej progresywną części internetu, ale sama dostrzegam potrzebę istnienia podobnych publikacji. Chociaż nie uważam, by działaczki prokobiece miały moralny obowiązek budowania mostów między incelami a resztą społeczeństwa. Nawet jeśli to właśnie kobietom najbardziej oni...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-13
Spodziewałam się, że po dość obiecującym debiucie autor podszlifuje swój warsztat, spotkał mnie jednak zawód. Pod tym względem jest niestety gorzej niż poprzednio. Językowo bywa wręcz fatalnie (zwłaszcza w pierwszej połowie), a rozwlekła struktura sprawia, że główny wątek prezentuje się o wiele skromniej, niż sugerowałaby długość tekstu.
Nie zawsze przekonująco wypadają postaci. Pozytywnie wyróżnia się przede wszystkim Maria Dvořák i na jej przykładzie wyraźnie widać, że Gortych jest przede wszystkim zainteresowany pogłębianiem bohaterów wprowadzonych we wcześniejszej linii czasowej. Nie poczułam zbytniej więzi z Justyną, dość już mam portretów trzydziestolatek, których głównym problemem jest bycie singielką. Chociaż muszę przyznać, że uwikłanie tej postaci w trójkąt relacyjny mile igrało z moimi oczekiwaniami i pozwoliło w subtelny sposób zarysować jej wewnętrzną przemianę. Przy okazji, nie za bardzo rozumiem, czemu nosi ona nazwisko po dziadku, skoro jej ojciec urodził się jako pogrobowiec z niesformalizowanego związku.
Trudno mi myśleć o tym utworze jako o kryminale, bliżej już mu moim zdaniem do powieści przygodowej. Research historyczny, o którym autor wspomina w obszernym posłowiu, rzeczywiście robi wrażenie. Bardzo doceniam też jego mocne stanowisko w kwestii powrotu języka wykluczenia w polskiej debacie publicznej. Wolałabym jednak, żeby zamiast interpretacji własnego tekstu, skupił się bardziej na jego bezpośredniej wymowie.
Spodziewałam się, że po dość obiecującym debiucie autor podszlifuje swój warsztat, spotkał mnie jednak zawód. Pod tym względem jest niestety gorzej niż poprzednio. Językowo bywa wręcz fatalnie (zwłaszcza w pierwszej połowie), a rozwlekła struktura sprawia, że główny wątek prezentuje się o wiele skromniej, niż sugerowałaby długość tekstu.
Nie zawsze przekonująco wypadają...
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
Na drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o bezkompromisowym perfekcjonizmie, jak i przedłużającej się blokadzie twórczej.
"Rok szarańczy" trudno niestety uznać za owoc perfekcjonizmu. To powieść niekonsekwentna, pozbawiona umiaru i bezkrytycznie operująca kliszami fabularnymi.
Wyjątkowość debiutu Hayesa tkwiła w tonowaniu rozwiązań typowych dla thrillera szpiegowskiego. Dzięki temu historia amerykańskiego superszpiega ratującego świat nie wymagała ciągłego zawieszania niewiary oraz ukazywała złożone motywacje postaci w świecie, w którym moralność i skrupuły mają swoją cenę. Tutaj tego wszystkiego zabrakło.
Pierwsze dwie części utworu z czterech to Hayes w umiarkowanie dobrej formie i gdyby "Rok szarańczy" podzielono na dwa tomy, to zastosowane domknięcie wątków byłoby wzorcowe. Problem zaczyna się w drugiej połowie powieści, kiedy to po spowolnieniu akcji fabuła zaczyna zmierzać w coraz bardziej sztampowe rejony science fiction rodem z pulpowej estetyki lat 80.
To wręcz niesamowite, jak nic tu nie trzyma się kupy. Tak skrajnej zmiany gatunkowej, leniwych rozwiązań fabularnych i braku wytłumaczenia realiów rządzących światem przedstawionym nie da się usprawiedliwić. Nie wygląda mi to też na campowy eksperyment literacki.
Jestem skłonna podejrzewać, że szpiegowskie fragmenty utworu powstały sporo wcześniej, reszta to wynik presji wydawcy na autora, żeby swój rozgrzebany projekt w końcu dokończył. Pozostaje mi myśleć o Hayesie jako o autorze jednego udanego utworu.
Jeśli wyobrazicie sobie, że w pewnym momencie swojej lekarskiej kariery Tomasz Judym z "Ludzi bezdomnych" stwierdza, że jednak zostanie łowcą androidów, to będziecie mieć obraz niespójności i absurdu "Roku szarańczy".
więcej Pokaż mimo toNa drugą książkę autora bestsellerowego "Pielgrzyma" fani musieli poczekać aż 10 lat. Premierę wielokrotnie przekładano, co mogło świadczyć zarówno o...