Daisy Darker Alice Feeney 7,0
ocenił(a) na 614 tyg. temu post na ig: https://www.instagram.com/p/C3e_hKotchm/
Daisy ma naprawdę popapraną rodzinę. Wiele lat problemów, dram, uzależnień, faworyzowania, uciekania od odpowiedzialności i niespełnionego życia przez rodziców na pewno nie wpływa pozytywnie na wychowanie dzieci. Dobrze, że była jeszcze babcia, która otoczyła miłością tę, która była najmniej kochana. Lecz Daisy też ma swój sekret. A gdy wiele lat później wszyscy spotykają się na urodzinach babci, co godzinę zaczynają po kolei umierać.
Widać tutaj wyraźną inspirację „I nie było już nikogo” Christie i czytając opis książki, to właśnie to mnie zachęciło. Uważam, że ten motyw jest trudny i trzeba się wykazać sporym talentem, inteligencją i ciekawym pomysłem żeby naprawdę dobrze go napisać i jednocześnie nie sprawić wrażenia naciągania fabuły. No niestety, co prawda pomysł tutaj był, ale z wykonaniem coś poszło nie tak.
Na pewno plusem tej książki jest to, że ma do rozwiązania wiele problemów. Po pierwsze, co takiego wydarzyło się w przeszłości sióstr, że ich relacje wyglądają tak jak wyglądają? Po drugie, dlaczego wszyscy zdają się ignorować Daisy? I po trzecie, kto stoi za tymi śmierciami? Dzięki tym pytaniom i stopniowym dostarczaniu informacji, książka nie jest nudna i zachęca do dalszego czytania. I fragmenty dotyczące tych dwóch pierwszych kwestii są w moim odczuciu bardzo dobre. Autorka zgrabnie przedstawia nam dzieciństwo dziewczynek, zachowania ich rodziców i jednocześnie nadaje temu taki mroczny klimat, dający poczucie wyczekiwania na jakieś straszne wydarzenie. I szczerze, to co się w końcu stało, było szokujące i świetnie opisane, chociaż samego twistu z postacią Daisy domyśliłam się już na 80 stronie.
To co tutaj nie gra, to właśnie motyw Christie i trochę kreacja postaci. Wszystko zaczyna się świetnie, ale im głębiej tym gorzej. Już pomijając płytkość postaci, doświadczają oni fali morderstw, a ich reakcje są nieadekwatne do sytuacji. Przez chwilę „stoją w szoku”, a później spokojnie oglądają nagrania na kasetach albo bawią się w Sherlocka. Halo, umiera wam rodzina, nie jest wam przykro?
Autorka też się sili na jakieś wymyślne te śmierci, żeby pasowały do charakteru zabijanej postaci, ale wypada to żenująco i bez polotu, przede wszystkim dlatego, że te postacie są strasznie blade. Teoretycznie próbuje nas nakierować jakimiś szczegółami na rozwiązanie, ale albo jest to kompletnie niezauważalne albo całkowicie oczywiste. Trochę jakby nie umiała znaleźć złotego środka.
A zakończenie jest, mówiąc wprost, absurdalne. Motywy osoby odpowiedzialnej są tak naciągane, jak tylko mogą. Duże rozczarowanie.