Jest to ostatni tom cyklu Kronik Czerwonego Klasztoru i przyznam szczerze, bardzo mi się podobał, mimo że podchodziłam do tej części dość sceptycznie. Nie przepadam za formą listów, dlatego też na początku ciężko było się wciągnąć w historię, ale potem mnie ona pochłonęła. Autorka w bardzo dobry sposób oddała klimat wioski, oraz ciepło i dobroć jaka płynęła od rodziny Maresi. W książce w mocnym stopniu wyróżniają się kobiety oraz ich siła, co jest jak najbardziej na plus. Poznajemy wiele bohaterek, które zmagają się z różnymi problemami życiowymi, a mimo wszystko się nie poddają. Większość uwagi jest oczywiście skierowana na Maresi i to jak silną oraz dzielną jest ona postacią, nie jestem w stanie opisać. Choć jest to feministyczna książka, autorka w odróżnieniu od wcześniejszych tomów, w tej części zaznacza, że każdy jest równy i nie zasługuje na odgórne ocenianie, na podstawie wcześniejszych uprzedzeń. Jednak nie należy zapominać, że są na świecie źli ludzie, ze złymi zamiarami. Cały cykl oceniam bardzo pozytywnie, będę miło go wspominać, a „Listy Maresi” są cudownym zakończeniem serii.
Mocne, feministyczne i nie ma w nich ani jednego niepotrzebnego zdania. Pokazują, że my kobiety mamy w sobie wielką siłę i potrafimy stanąć za sobą murem. Mimo, że główna bohaterka jest młodziutka, to moim zdaniem książki zachwycą też starszego czytelnika. Całą serię czyta się bardzo, bardzo szybko. Jeżeli pierwsza cześć nie do końca Wam się spodobała, to dajcie szansę „Naondel” - jest najlepsza, ale przeznaczona dla starszego czytelnika. Cała trylogia, moim zdaniem, ma w sobie więcej z literatury pięknej niż z fantastyki. Porusza ogromnie ważne tematy i wartą ją przeczytać dzisiaj, kiedy kobiety dalej muszą walczyć o swoje prawa.