Pisarka w wieku 35 lat porzuciła nieźle zapowiadającą się karierę naukową w specjalności "biologia morza" i zabrała się za przekłady anglosaskiej sf, poezję, krytykę. A w końcu zaczęła sama pisać. Pierwsza autorska książka Galiny ukazała się w roku 2002, to Ekspedycja/Żegnaj mój aniele - zbiorek dwóch mikropowieści. Sporo w niej klimatów a la Strugaccy i Roger Żelazny. W roku 2003 ukazała się powieść Wilcza gwiazda, osadzona w tradycjach postkatastroficznej sf. Na Ziemię przybywają potomkowie kolonistów wysłanych na podbój kosmosu. Podbój ów zakończył się klęską - odcięte od metropolii niewielkie kolonie nie są w stanie się rozwijać i po kilku pokoleniach wymierają. Straceńcza wyprawa, pożerająca wszystkie rezerwy kolonii, ma być - przynajmniej w zamierzeniach jej uczestników - dla owej kolonii ostatnią deską ratunku. Jakiż zatem zawód spotyka przybyszy, gdy odkrywają, że cywilizacja ziemska znalazła się na poziomie odpowiadającym w najlepszym razie dziewiętnastowiecznemu. Na koniec duże wydarzenie rosyjskojęzycznej fantastyki 2004 roku, powieść Patrzący z ciemności - wizja świata feudalnego, w jednym z państewek pojawia się dwóch przybyszy, podających się za ambasadorów tajemniczego, potężnego, leżącego gdzieś po drugiej stronie rozległego morza imperium, zwanego Terrą… Dwukrotnie była gościem festiwalu w Nidzicy.
Listopadowy numer uważam za całkiem udany. Publicystyka była w większości na dość wysokim poziomie. Najbardziej moją uwagę przykuł wywiad z Joe Hillem, który niestety okazał się być bezrefleksyjnym marksistą w stylu tych ludzi związanych z ruchem „woke” – widać, że trochę za dużo wolnego czasu spędza z CNN.
Proza polska była miałka. Opowiadanie Artura Olchowego „Pościg” początkowo wydawało się ciekawe, ostatecznie jednak największym jego plusem było to, że szybko usypiało. „Znacznie więcej” Katarzyny Puzyńskiej zapowiadało się fenomenalnie, jednak zakończenie to jedno wielkie rozczarowanie. Najlepszy z polskich autorów był Marcin Opolski i jego „Oko Boga nie zobaczy” – jedyne, za którym szła jakaś ciekawsza treść skłaniająca do refleksji. „ZIIIW” Wojciecha Szydy to po prostu pomyłka i szkoda cokolwiek o nim pisać.
Proza zagraniczna była definitywnie na wyższym poziomie. Tekstów było dużo, więc nie ma co pisać o nich pojedynczo – ogólna refleksja jest taka, że warto zajrzeć do wszystkich. Według mnie najlepsze były teksty Michele Piccoliniego i Johna Chu.
Było już całkiem ciemno za oknem, gdy zasiadłem wygodnie w fotelu, by pogrążyć się w czytelniczym niebycie z tą antologią. Kocyś oraz gorąca herbata z miodem i cytryną tylko mi to ułatwiły. Wyruszyłem więc w tę tajemną podróż po różnych autorskich opowiadaniach.
Czytane opowiadania plątały mi myśli. Miałem nieodparte wrażenie, że COŚ za mną podąża, COŚ mi cały czas towarzyszy. Czułem lęki i niepewności, a w niektórych momentach także przyjemności. Odczuwałem momenty - pomiędzy - gdy miałem poczucie, że przenikam w te opowiadania i mimowolnie staję się ich bohaterem. Głodny wrażeń chłonąłem te myśli i odczucia. To było zaskakująco przyjemne.
Antologia jest zbiorem 12 samodzielnych historii. Każda ważna. Każda inna. Nawet nie będę podejmować się próby ich oceniania czy wartościowania. Razem tworzą piękny zbiór, który przeniósł mnie do nieznanego mi świata z przeszłości i teraźniejszości, rzeczywistości i fikcji, a także przyszłości, która dopiero przede mną.
Jedne z nich wprawiały mnie w radosny, ożywczy stan. Czytając czułem wolność, swobodę i to uczucie... – surowa esencja życia– to pierwotne, piękne złączenie z naturą. Z kolei inne powodowały, że zastanawiałem się nad stwierdzeniem, iż "zdolność adaptacji jest jednocześnie największym błogosławieństwem, jak i największym przekleństwem naszego gatunku ". Czytając je dumałem o celu życia, perspektywach i szansach. Nie ma przecież ucieczki od świata. Świat jest tu i teraz. Otacza mnie. Ja jestem światem.
Przyznam się Tobie, że to było bardzo ciekawe literackie spotkanie (chyba moje drugie spotkanie z antologią),a napewno po raz pierwszy z twórczością Autorek i Autorów. Otuliłem się pięknym szalem wydzierganym ze snutych opowiadań. Było mi ciepło, przyjemnie, refleksyjnie...
W to zimne piątkowe popołudnie polecam Tobie tę antologię. Sięgnij po nią i daj się jej zagarnąć. Odpłyń w świat literackich opowiadań o życiu...