-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-21
2024-05-21
2024-04-08
"Zanim" to piękna, niemal poetycka powieść o Marii Skłodowskiej Curie. Kończy się tam, gdzie każda powieść o tej wybitnej kobiecie się zaczyna. W "Zanim" poznamy jak mądrą, dobrą i empatyczną kobietą była Maria Skłodowska.
Ale autorka zwraca uwagę na bardzo istotną kwestię:
Jak bardzo kochać można naukę. Jak bardzo można się poświęcić dla marzeń o studiowaniu. I jak przedziwnie ta piękna walka o edukację rezonuje w dzisiejszych czasach, gdzie zabrania się zadawania dzieciom pracy domowej...
W "Zanim" odnalazłam piękny fragment o tym, jak bardzo zaborca kładł nacisk na pozbawienie Polaków edukacji, dostępu do szkół. Jak bardzo zaborcy zależało, żeby naród chowany był w intelektualnej ciemnocie... Bo takim narodem łatwiej sterować 🤷
Żyjemy w wolnej Polsce - więc komu zależy, żeby nasze dzieci było matołami w ciemnogrodzie?
"Zanim" to piękna, niemal poetycka powieść o Marii Skłodowskiej Curie. Kończy się tam, gdzie każda powieść o tej wybitnej kobiecie się zaczyna. W "Zanim" poznamy jak mądrą, dobrą i empatyczną kobietą była Maria Skłodowska.
Ale autorka zwraca uwagę na bardzo istotną kwestię:
Jak bardzo kochać można naukę. Jak bardzo można się poświęcić dla marzeń o studiowaniu. I jak...
2024-04-02
2024-04-02
Stało się. Nadszedł moment, kiedy z żalem w sercu muszę napisać, że to pierwsza powieść z serii o rudowłosej Anne, która mnie nie zachwyciła. Więcej... ta powieść mnie rozczarowała...
"Zawsze żal mi dzieci, które nie spędzają chociaż kilku lat w Krainie Baśni".
Anne i Gilbert Blythe wraz z pięciorgiem dzieci opuszczają Wymarzony Dom i przenoszą się do Złotych Iskier. Początkowo Anne obawia się, że nie pokocha nowego miejsca, ale szybko okazuje się, że obawy były bezpodstawne. Wypełniają dom miłością, ale i troskami. W Złotych Iskrach na świat przychodzi Rilla. Dni pełne uśmiechu, łez i drobnych niepowodzeń. Ot, zwyczajna rodzina. Dopóki do Złotych Iskier nie przybywa ciotka Gilberta...
To już kolejna, szósta część w doskonałym tłumaczeniu Pani Anny Bańkowskiej. Ty razem nawet przekład nie uratowało tej nudnej i bezbarwnej powieści... "Anne ze Złotych Iskier" była po prostu potwornie nużąca, perypetie Anne i gromadki dzieci, a nawet wizyta drażniącej i irytującej ciotki nie tchnęła w tę historię emocji i życia. Papierowe postaci dzieci, które niczym widma były li tylko tłem powieści. Wiecznie nieobecny Gilbert. Wydumane i kompletnie pozbawione sensu dylematy Anne... To właśnie postać Anne sprawiła mi największy zawód. To była wydmuszka, nie ta zadziorna, pełna wigoru, fantazji Anne. Powidok dawnej marzycielki. Matka na autopilocie. Wyzuta z emocji, kompletnie nierealna. Najbardziej barwną była postać gospodyni - Susan.
Szkoda, że Lucy Maund Montgomery zdecydowała się na wrzucenie rodziny Blythe w ówcześnie obowiązujące ramy i schematy: wiecznie pracujący, nieobecny mąż, pozbawiona ambicji żona, gromada dzieci.
Rozczarowanie :(
"Nie mam prawa się skarżyć. A jednak... To te drobnostki wygryzają w życiu dziurki jak mole. I rujnują je w końcu do reszty".
"Śnieg w kwietniu to czysta obelga. Jakby ktoś wymierzyły ci policzek, kiedy oczekujesz pocałunku".
Stało się. Nadszedł moment, kiedy z żalem w sercu muszę napisać, że to pierwsza powieść z serii o rudowłosej Anne, która mnie nie zachwyciła. Więcej... ta powieść mnie rozczarowała...
"Zawsze żal mi dzieci, które nie spędzają chociaż kilku lat w Krainie Baśni".
Anne i Gilbert Blythe wraz z pięciorgiem dzieci opuszczają Wymarzony Dom i przenoszą się do Złotych Iskier....
2024-03-31
Jedna gwiazdka za okładkę.
Druga gwiazdka za genialny pomysł który zakończył się z momentem wydostania się bohaterki ze stacji.
Jak można tak bardzo zepsuć genialny pomysł i naprawdę świetne pierwsze kilkadziesiąt stron? Odniosłam wrażenie jakby tę powieść pisały dwie osoby - świetny pisarz z ogromnym dorobkiem oraz debiutująca czternastolatka 🙈.
Jedna gwiazdka za okładkę.
Druga gwiazdka za genialny pomysł który zakończył się z momentem wydostania się bohaterki ze stacji.
Jak można tak bardzo zepsuć genialny pomysł i naprawdę świetne pierwsze kilkadziesiąt stron? Odniosłam wrażenie jakby tę powieść pisały dwie osoby - świetny pisarz z ogromnym dorobkiem oraz debiutująca czternastolatka 🙈.
2024-03-30
2024-03-20
Nie powinnam była czytać "Próby sił" po raz drugi... Cztery lata temu pełna zachwytu, z poczuciem odkrycia fenomenalnej historii namawiałam każdego do lektury "Próby sił". Z ówczesnego zachwytu pozostał sflaczały balon rozczarowania i nieme pytanie "jak mogłaś nie zauważyć tylu mankamentów tej historii?".
Zima. Małe miasteczko Tensas. Sielską, senną atmosferę zakłóca pojawienie się dziwnych postaci i niepokojących wydarzeń. Rose, Katie, Stephen, Amy, Eddie, Sam, Tony zamiast rzucić się w wir bożonarodzeniowych przygotowań muszą walczyć z tajemniczym przeciwnikiem...
Niebawem już nic nie będzie takie jak dawniej, bo siły zła wystawią bohaterów na próbę.
Mój reread debiutu Tomka Sablika to doskonały przykład na to, jak my - czytelnicy ewoluujemy, jak bardzo, na przestrzeni nawet kilku lat, zmienia się nasz gust, nasze oczekiwania i jak bardzo wyostrza się zmysł dedukcji. To nie tak, że cała powieść nie przypadła mi do gustu. Raz jeszcze poczułam skok adrenaliny podczas sceny z wilkami, kiedy wygłodniała wataha atakuje Amy. Raz jeszcze poczułam zachwyt nad sceną kazania księdza i rozczuliła mnie mrugająca Migotka. Tym razem zwróciłam jednak baczniejszą uwagę na bohaterów. Doskonałe retrospektywne wtręty z życia Eddiego i Tonyego w przeciwwadze do koszmarnej kreacja postaci dziesięcioletniej Amy, która zachowywała się i mówiła co najwyżej jak pięciolatka oraz Sam, która kilka dni po brutalnym gwałcie oddaje się cielesnym uciechom na masce samochodu z świeżo poznanym chłopakiem...
Niepokojąca, osaczająca groza, która spowija nas wraz z rozpoczęciem lektury ulatnia się niepostrzeżenie po kilkudziesięciu stronach. Największym mankamentem powieści jest mało spektakularny finał, do którego z takim pietyzmem przygotowali się bohaterowie. Zostali powiadomieni, poszli, wrócili. Kropka. To mało satysfakcjonujące zakończenie sprawia, że cała ta droga wydaje się bezsensownym nieporozumieniem. Nawet lekkie zawiewy kingowskiej maniery nie uratowały ostatecznej oceny "Próby sił".
Na koniec raz jeszcze podkreślę, że "Próba sił" to debiut i autor w późniejszych powieściach nabrał wiatru w żagle i popłynął ze swoją wizją świata w nieco inne rewiry - pozostawił styl a'la King, wypracował swój własny, z którym, jak się okazało po przeczytaniu wszystkich wydanych do tej pory powieści Tomka Sablika, jest mi nie po drodze. I chociaż moja przygoda z twórczością autora dobiegła końca, to polecam zamiast "Próby sił" przeczytać "Windę".
Za imponującą szatę graficzną odpowiada Dawid Boldys a za piękne wydanie Wydawnictwo Vesper.
Nie powinnam była czytać "Próby sił" po raz drugi... Cztery lata temu pełna zachwytu, z poczuciem odkrycia fenomenalnej historii namawiałam każdego do lektury "Próby sił". Z ówczesnego zachwytu pozostał sflaczały balon rozczarowania i nieme pytanie "jak mogłaś nie zauważyć tylu mankamentów tej historii?".
Zima. Małe miasteczko Tensas. Sielską, senną atmosferę zakłóca...
2024-03-17
Takiej durnoty i nudnoty już dawno nie czytałam/słuchałam. Dobrze, że przygodę z twórczością autora nie zaczęłam od jego debiutu 🤦 Ta powieść była jak mój pierwszy rozgrzewkowy rzut w kręglach - totalnie spartaczona 😂 z tą różnicą, że mój każdy kolejny rzut był lepszy (nawet strike wpadł kilka razy) a w przypadku "Jednych ocalałych" to był permanentny MISS 🤦
Takiej durnoty i nudnoty już dawno nie czytałam/słuchałam. Dobrze, że przygodę z twórczością autora nie zaczęłam od jego debiutu 🤦 Ta powieść była jak mój pierwszy rozgrzewkowy rzut w kręglach - totalnie spartaczona 😂 z tą różnicą, że mój każdy kolejny rzut był lepszy (nawet strike wpadł kilka razy) a w przypadku "Jednych ocalałych" to był permanentny MISS 🤦
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-13
Tetbeszka - książka podzielona na dwie części wydrukowane po przeciwnych stronach, z których jedna jest obrócona górą do dołu w stosunku do drugiej.
"Dom Klepsydry" to dwie historie w jednej książce. Możesz czytać je w dowolnej kolejności a nawet przeplatać czytanie rozdziałów - raz z jednej, raz z drugiej strony. "Część niebieska" przenosi nas do Anglii w XIX wieku, do czasów "panowania" cholery. Młody lekarz przybywa na niewielką wyspę do tajemniczego domu zwanego Domem Klepsydry, aby odkryć kto truje tamtejszego księdza - jego dalekiego krewnego. "Część czerwona" to zagadka kryminalna zabójstwa cenionego pisarza. Te dwie pozornie rożne historie coś łączy... Klucz do rozwiązania ukryty jest w pewnej książce...
Lojalnie uprzedzam - przeczytałam tylko niebieską część. Chociaż "przebrnęłam" byłoby tu bardziej adekwatnym słowem ;) Wieje nudą. Bohaterom brak ikry, fabule brak tempa, wiarygodności i nade wszytko nie czuć klimatu XIX-wiecznej Anglii (atmosfera powieści Carlosa Ruiz Zafóna? No nie;)). Jest po prostu drętwo, na tyle, że nie dam rady przeczytać "czerwoną część" i w ogóle mnie nie korci, aby poznać jak te dwie opowieści się zazębiają i co je spaja. Nie ma, jak to się fajnie teraz mawia, flow miedzy mną stylem autora. Nie będę się zatem pastwić i nad Gareth Rubin i nad sobą.
Dla mnie to niestety kiepski wyrób czekoladopodobny w drogim, przepięknym, błyszczącym opakowaniu. Na zewnątrz magia a w środku kicha.
Tetbeszka - książka podzielona na dwie części wydrukowane po przeciwnych stronach, z których jedna jest obrócona górą do dołu w stosunku do drugiej.
"Dom Klepsydry" to dwie historie w jednej książce. Możesz czytać je w dowolnej kolejności a nawet przeplatać czytanie rozdziałów - raz z jednej, raz z drugiej strony. "Część niebieska" przenosi nas do Anglii w XIX wieku, do...
2024-03-13
Wykolejenie religijne. Fanatyzm nie mający nic wspólnego z uwielbieniem Boga.
"Co religia może zrobić z człowiekiem...A raczej co człowiek może zrobić z religią".
"Kruk" to genialne słuchowisko, dzięki któremu przeniesiemy się na Podlasie, poznamy ekscentrycznego policjanta Adama Kruka, jego charyzmatyczną żonę Ankę i przede wszystkim przekonamy się jak bardzo człowiek potrafi wypaczyć wiarę w Boga, interpretację słów Pisma Świętego i przykazanie miłości.
Jeśli chodzi o stronę techniczną - baja! Słuchowisko zrealizowane doskonale!
Wykolejenie religijne. Fanatyzm nie mający nic wspólnego z uwielbieniem Boga.
"Co religia może zrobić z człowiekiem...A raczej co człowiek może zrobić z religią".
"Kruk" to genialne słuchowisko, dzięki któremu przeniesiemy się na Podlasie, poznamy ekscentrycznego policjanta Adama Kruka, jego charyzmatyczną żonę Ankę i przede wszystkim przekonamy się jak bardzo człowiek...
2024-03-13
Aautor znów dał radę 💪 dla mnie bomba!
Alicja to kłamczuszka 😁 uwodzi facetów, aby sprawdzić czy przekroczą tę cienką linię między flirtem a zdradą. Kiedyś miała ambitne plany aby oczyszczać świat nie ze zdradzających mężów, ale z przestępców. Była policjantką. Podarunek, który dostanie sprawi, że raz jeszcze będzie musiała przyjrzeć się sprawie zabójstwa Orczyk.
Gdzieś mignęła mi opinia, że Alicja to kijowa postać 🤔 no kurde nie! Wręcz przeciwnie - arcyciekawa kreacja, która, mam nadzieję, w kolejnych częściach odsłoni pełnię swojej skomplikowanej natury.
Aautor znów dał radę 💪 dla mnie bomba!
Alicja to kłamczuszka 😁 uwodzi facetów, aby sprawdzić czy przekroczą tę cienką linię między flirtem a zdradą. Kiedyś miała ambitne plany aby oczyszczać świat nie ze zdradzających mężów, ale z przestępców. Była policjantką. Podarunek, który dostanie sprawi, że raz jeszcze będzie musiała przyjrzeć się sprawie zabójstwa Orczyk.
Gdzieś...
2024-03-13
Tycie kłamstwo, malusie niedopowiedzenie, przemilczenie prawdy... "Wielkie kłamstewka", czyli 480 stron o potężnej, niszczącej sile rażenia "kłamstewkowego efektu motyla".
Jane pod wpływem impulsu postanawia przeprowadzić się wraz z pięcioletnim Ziggim do nadmorskiego miasteczka. Chce zostawić za sobą wspomnienia o tragicznym wydarzeniu, zapomnieć i zacząć wszystko od nowa.
Celeste to kwintesencja piękna, szyku i klasy. Ma wszystko to, o czym marzą inni - ponadprzeciętną urodę, kochającego męża, wspaniałe dzieci i kupę hajsu. Ma jednak mroczną tajemnicę, którą skrzętnie ukrywa przed wszystkimi.
Madeline! Dusza człowiek. Pełna empatii i zaraźliwej radości, które w połączeniu z niewyparzony językiem sprawiają, że jest szanowana i uwielbiana. Głęboko w swym wnętrzu skrywa niechęć do byłego męża i jego nowej idealnej żony.
Trzy tak różne kobiety, które połączyła przyjaźń. Może gdyby nie okazały sobie wsparcia i nadal ukrywały swoje sekrety nigdy nie doszłoby do... morderstwa?
Sekrety. Dramaty. Niedomówienia. Autorka w fenomenalny sposób buduje napięcie, kreśli portrety psychologiczne i pochyla się nad ludzkimi dramatami, które niejednokrotnie determinują naszą przyszłość. Pozornie niewinna sytuacja przeradza się w konflikt, w jątrzącą się ranę gniewu i wzajemnych pretensji pochłaniającą kolejne osoby. Jak wspomniany efekt motyla, kiedy przedszkolne nieporozumienie eskaluje do tragedii, jaką jest śmierć człowieka. Liane Moriarty nieprzypadkowo obsadziła w rolach głównych bohaterek matki przedszkolaków. Nie od dziś wiadomo, że nie na nic groźniejszego niż rozwścieczona matka chroniąca swoje bezbronne dziecię. Sęk w tym, że to dziecię niekiedy aż tak niewinne nie jest, a determinacja matki nader często podszyta jest chęcią wygranej i pokazaniem, kto będzie górą.
Doskonały thriller zwracający uwagę na tak wiele aspektów, tak wiele ważnych zagadnień z życia rodzinnego i społecznego. Jednocześnie "Wielkie kłamstewka" nie przytłaczają mnogością wątków, a za sprawą lekkiego stylu autorki nie przeszkadza nawet mnogość bohaterów.
Thriller nieśpieszny, ale zdecydowanie wart każdej poświęconej mu sekundy.
Od kilku dni na Instagramie wielkie zamieszanie. Wydawnictwo postawiło na nietypową promocję i stworzyło fałszywe konto, na którym to codziennie opublikowano posty dotyczące afery z kłamstwem. Z przyjemnością wzięłam udział i z pełną świadomością udostępniałam posty, aby sprawdzić jak instagramowicze zareagują na kolejną dramę. A reakcje były zaiste fascynujące 😉 od ciekawości po oburzenie i deklarację natychmiastowego odobserwowania Wydawnictwa odpowiedzialnego za tę akcję. Ten drobny eksperyment pokazuje jak bardzo ludzie różnią się w kwestii odbioru informacji i reakcji na niewiadomą.
Tycie kłamstwo, malusie niedopowiedzenie, przemilczenie prawdy... "Wielkie kłamstewka", czyli 480 stron o potężnej, niszczącej sile rażenia "kłamstewkowego efektu motyla".
Jane pod wpływem impulsu postanawia przeprowadzić się wraz z pięcioletnim Ziggim do nadmorskiego miasteczka. Chce zostawić za sobą wspomnienia o tragicznym wydarzeniu, zapomnieć i zacząć wszystko od...
2024-03-03
Meghan Case zostaje uwięziona na Zimowym Dworze. Wojna między Zimowym Dworem a Dworem Letnim wisi na włosku. Nikt nie chce uwierzyć w istnienie Żelaznego Króla i zagrożeń płynących z umocnienia jego świata. Aby ocalić krainę Nigdynigdy Meghan wraz z przyjaciółmi muszą znów wyruszyć w drogę i zrobić wszyto, aby odkryć komu najbardziej zależy na tym, aby skłócić Dwór Letni i Dwór Zimowy.
Lekki smuteczek. O ile pierwszy tom mnie totalnie zaskoczył taką, lekkością świeżością i zelektryzował subtelnym powiewem fantastyki to drugi tom zmęczył miłosnymi przepychankami między Meghan i Ashem.
"Żelazna córka" podobnie jak "Żelazny król" pełna jest przygód i zwrotów akcji osadzonych w magicznym świecie elfów i innych fantastycznych stworzeń. To nie magiczny pyłek i fruwające wróżki - bynajmniej! Świat wykreowany przez Julie Kagawę pełen jest krwiożerczych potworów, a "tryb przetrwaj" towarzyszy nam niemalże od pierwszej do ostatniej strony. Walki, ucieczka, podstęp, polityczne przepychanki. To wszytko hipnotyzuje i zachwyca... do czasu omdleń, wzdychań, łez niezrozumienia i rzucania się w otchłań rozpaczy nieszczęśliwie zakochanej Meghan. Gdyby nie zbyt rozbudowany wątek romantyczny (Trójkąt miłosny; Meghan i Ash, którzy kochają się, ale przecież nie mogą ze sobą być bo...; Ash, który nagle staje się oziębły i objęty; Meghan, która go kocha i która jako jedyna nie kuma dlaczego Ash zachowuje się tak a nie inaczej...) ta powieść byłaby równie dobra jak część pierwsza. A, według mnie, nie jest. Ale! Młodzieżowe fantasty rządzi się własnymi prawami. Chociaż tom pierwszy oszczędził czytelnikom miłosnych zawirowań (i mocno mnie rozochocił;)), to w drugim tomie nastąpiła wielka kumulacja (i moje zejście na ziemię;)) ;) Jeśli lubicie tego typu wątki w powieściach, to gorąco polecam tę serię. Dla wszystkich, którzy obawiają się tej fantastycznej otoczki - nie bój nic! Tutaj fantastyka jest lekkostrawna, potrafi oczarować i zachwycić.
I jeszcze na koniec taka dygresja - w pierwszym tomie pies Meghan został oddany do schroniska za to, że zaatakował jej przybranego brata. Mimo odkrycia, że pies tak naprawdę nie zaatakował dziecka i jest nie tylko niegroźny, ale przede wszystkim jest doskonałym obrońcą, to nie zarejestrowałam, aby pies został odebrany ze schroniska? Chyba, że coś mi umknęło? (proszę mnie poprawić, jeśli błądzę). Niby drobnostka, ale czuję pewien niesmak, że w ferworze miłosnych zawirowań ta kwestia nie została wyjaśniona.
Meghan Case zostaje uwięziona na Zimowym Dworze. Wojna między Zimowym Dworem a Dworem Letnim wisi na włosku. Nikt nie chce uwierzyć w istnienie Żelaznego Króla i zagrożeń płynących z umocnienia jego świata. Aby ocalić krainę Nigdynigdy Meghan wraz z przyjaciółmi muszą znów wyruszyć w drogę i zrobić wszyto, aby odkryć komu najbardziej zależy na tym, aby skłócić Dwór Letni i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-29
Część pierwsza była ciut lepsza, ale nadal jest soczysty klimat i doskonała kreacja postaci. Czytam dalej <3
Część pierwsza była ciut lepsza, ale nadal jest soczysty klimat i doskonała kreacja postaci. Czytam dalej <3
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-23
Umarł. Ojciec Védís umarł, a ona nie potrafi odpowiedzieć samej sobie na pytanie dlaczego śmierć człowieka, przez którego dzieciństwo spowija aura alkoholizmu, gniewu, niedotrzymanych obietnic i lęku, tak mocno kaleczy jej duszę?
"Ale w tamtej chwili nad grobem stała opętana wściekłością na niego, przepełniona smutkiem i uginająca się pod pragnieniem jego bliskości, choć nic nie czuła. Nic a nic".
"Chłód kwietniowego słońca", powieść islandzkiej pisarki, to proza surowa, skąpana w oparach poezji i emocjonalnego chłodu. Stylistycznie i językowo jest to przedziwna chimera subtelności, eteryczności i dosadnej bezpośredniości. Elísabet Kristín Jökulsdóttir nie sili się na metaforyczne, pełne wzniosłości słowa. Zdaje się, że płyną one z głębi duszy, niekontrolowane, nieoszlifowane. I właśnie dlatego tak boleśnie prawdziwe.
Autorka skupia się przede wszystkim na złożoności ludzkiej psychiki i ogromnej roli, jaką w kształtowaniu człowieka odgrywa dzieciństwo. Skomplikowane relacje z rodzicami, nieokreślone emocje, nienazwane traumy, niedokończone rozmowy. Wszystkie te elementy składowe stanowią dla bohaterki powieści dość niestabilny, nieforemny fundament, który nie do końca spełnia powierzoną mu rolę. Rozdział trzeci, z kompletnie pozbawionymi sensu dialogami, z bezcelowa wędrówką, ze wszystkimi niespełnionymi marzeniami, pragnieniami, przyszłością skreśloną przez przeszłość, ukazuje czytelnikowi jak dużą cenę płaci człowiek w obliczu braku zakotwiczenia emocji w pewnym, solidnym gruncie.
Powieść pełna jest spolaryzowanych uczuć, od pochwały codzienności, po głęboki strach przed jutrem, od bezgranicznej miłości, bo gniew i żal podsycany agresją. Czytelnik wrzucony w epicentrum wzajemnie wykluczających się sił stara się odnaleźć w tej pełnej bólu, samotności historii i jednocześnie zadaje sobie pytanie: co poszło nie tak? Jak można się tak bardzo zagubić? Jak można pomóc?
"Nie wiedziała też dokładnie, kim jest, ponieważ tak często musiała się zmieniać i rozpadała się na te wszystkie urokliwe części po tych wszystkich urokliwych kolizjach".
Proza mocno specyficzna, niekomercyjna. Zdecydowanie nie dla każdego, ale idealna dla osób, które cenią spojrzenie na zagadnienie trudnego dzieciństwa, dorastania w cieniu alkoholizmu i zmagania z zaburzeniami psychicznymi z nieco innej perspektywy. Dla osób wymagających. Naprawdę warto 💔
Umarł. Ojciec Védís umarł, a ona nie potrafi odpowiedzieć samej sobie na pytanie dlaczego śmierć człowieka, przez którego dzieciństwo spowija aura alkoholizmu, gniewu, niedotrzymanych obietnic i lęku, tak mocno kaleczy jej duszę?
"Ale w tamtej chwili nad grobem stała opętana wściekłością na niego, przepełniona smutkiem i uginająca się pod pragnieniem jego bliskości, choć...
2024-02-22
Poleciałam na wygląd :D przyznaję się bez bicia, że decyzję o przeczytaniu tej serii podjęłam w dużej mierze ze względu na to, jak została wydana. Absolutnie doskonałe okładki i barwione brzegi! Bo ja i młodzieżowe fantasy? Dziękuję, postoję ;) I gdybym nie poleciała na okładkę kierując się tylko opisem i sztywnym trzymaniem się ulubionych gatunkowych rewirów nie poznałabym tej fenomenalnej historii! Okazało się bowiem, że "Żelazny król" idealnie wstrzelił się w mój gust!
Meghan Chase jest zwykłą, lekko wyautowana nastolatką. Podkochuje się (bez wzajemności) w szkolnym przystojniaku. Rówieśnicy, delikatnie mówiąc, nie pałają do niej zbyt ciepłymi uczuciami. Wszystko zmienia się w dniu jej szesnastych urodzin, kiedy znika jej ukochany przyrodni braciszek, a Robbin - jej najlepszy (i jedyny) przyjaciel zabiera ją do krainy Nigdynigdy. Ten magiczny świat pełen fantastycznych, dziwacznych stworzeń skrywa wiele tajemnic i niebezpieczeństw. Prócz takich tam rewelacji, że Meghan jest elfką, a jej ojciec tak naprawdę nie umarł, tylko przeniósł się do krainy Nigdynigdy bo był królem elfów, dziewczyna musi zmierzyć się z trollami, czerwonymi kapturkami i nieoczekiwanie rodzącą się miłością... Dzień jak co dzień ;) takie tam z życia nastolatki :)
Julie Kagawa zaserwowała bardzo lekką, przyjemną w odbiorze propozycję dla czytelników takich jak ja - którzy fantastykę, baśniowe klimaty i przede wszystkim - miłosne zawirowania nastolatków trzymają na dystans. Jednak autorka tak zgrabnie, zmyślnie połączyła wątki, że przez powieść się gna, aby poznać zakończenie tej niesamowitej historii. Czy Meghan odnajdzie brata i kto tak naprawdę stoi za jego uprowadzeniem, czy ta rodząca się miłość miedzy półelfką a elfem ma racje bytu, czy Meghan wróci bezpiecznie do świata ludzi? Fikcja zgrabnie miesza się z rzeczywistością nie pozostawiając czytelnikowi chwili na oddech, bo bohaterowie albo walczą o życie, albo rozmyślają nad odpowiednią strategia działania. Plastyczny język, ciekawie nakreślone postaci, świetny pomysł na intrygę i wątek żelaznego króla. Setnie się ubawiłam i z przyjemnością chwytam za drugi tom!
"Nigdynigdy znika. W końcu wszyscy uschniemy i umrzemy na pustyni logiki i nauki".
Poleciałam na wygląd :D przyznaję się bez bicia, że decyzję o przeczytaniu tej serii podjęłam w dużej mierze ze względu na to, jak została wydana. Absolutnie doskonałe okładki i barwione brzegi! Bo ja i młodzieżowe fantasy? Dziękuję, postoję ;) I gdybym nie poleciała na okładkę kierując się tylko opisem i sztywnym trzymaniem się ulubionych gatunkowych rewirów nie poznałabym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-21
Lepki, gęsty mrok spowija "Dom sióstr marnotrawnych".
Jest strasznie, dziwnie i mocno klimatycznie.
"Jesteś jak brudnoty, które rosną dziko tam, gdzie się pojawisz: piękna, nawet odurzająca, ale gdy człowiek spojrzy bliżej, szybko zobaczy, że pod spodem jest coś odrażającego. Tym właśnie jest piękno w naturze. Ostrzeżeniem. Przebraniem ".
I chociaż nie jaram się nią tak mocno jak Matylda Saresta (zerknijcie na recke Matyldy 🫶) to nadal jedna z lepszych creepy historii jakie ostatnio czytałam (daleko za nią "Jak sprzedać nawiedzony dom" Hendrixa 😉).
Lepki, gęsty mrok spowija "Dom sióstr marnotrawnych".
Jest strasznie, dziwnie i mocno klimatycznie.
"Jesteś jak brudnoty, które rosną dziko tam, gdzie się pojawisz: piękna, nawet odurzająca, ale gdy człowiek spojrzy bliżej, szybko zobaczy, że pod spodem jest coś odrażającego. Tym właśnie jest piękno w naturze. Ostrzeżeniem. Przebraniem ".
I chociaż nie jaram się nią tak...
2024-02-20
To była naprawdę świetna książka - nawet moja czterolatka o wysublimowanym guście (się szybko nudzi, taka prawda 😁) słuchała z uwagą. Przypuszczam, że w jej przypadku to ilustracje "zrobiły robotę" 💪 Ale pod względem literackim jest równie dobrze 👌 Pomysł, aby w trakcie nuuuudnej podróży "zamieniać się" w przeróżne postaci, jest bardzo inspirujący i nie omieszkam wypróbować go na mojej własnej ferajnie 😁
Pozytywna, rozbudzająca wyobraźnię, momentami zabawna. No i te ilustracje Pana Macieja 🙂
To była naprawdę świetna książka - nawet moja czterolatka o wysublimowanym guście (się szybko nudzi, taka prawda 😁) słuchała z uwagą. Przypuszczam, że w jej przypadku to ilustracje "zrobiły robotę" 💪 Ale pod względem literackim jest równie dobrze 👌 Pomysł, aby w trakcie nuuuudnej podróży "zamieniać się" w przeróżne postaci, jest bardzo inspirujący i nie omieszkam wypróbować...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-20
Justine jest wydrążona w środku. Pusta. I nie do końca wiadomo, czy za tę pustkę odpowiedzialna jest tragiczna przeszłość, wychowanie przez "bezbarwnych" dziadków, wyzuta z emocji codzienność czy podskórnie wyczuwalna aura tajemnic, która spowija niemal każdą płaszczyznę jej życia. Prawdopodobnie wszytko to razem zmieszane. I mocno wstrząśnięte...
Dlatego z tak wielkim zapałem Justine chwyta się opowieści ludzi starszych. Opowieści ludzi, którzy żyją wspomnieniami i przeszłością, bo teraźniejszość to samotne dni, pełne bólu tęsknoty i zapomnienia, a przyszłość to już tylko śmierć...
"Kiedy starzy bliscy odchodzą, kończą się wyrzuty sumienia. To skomplikowane. Ich rodziny czują smutek, ale też ulgę".
Justine pracuje w domu opieki "Pod Hortensjami". Dwudziestojednoletnia Justine "wypalona życiowo" właśnie dzięki rozmowom z podopiecznymi odkrywa, że świat skrywa wiele tajemnic i piękna. Jak się okaże - także w jej życiu.
"Dlaczego wszystko się zdarza wtedy, gdy człowiek już stracił nadzieję? Dlaczego wszystko jest kwestią chwili?"
To jedna z tych powieści, które czyta się zachłannie, połyka słowa, rozkoszuje się ich smakiem, a jednocześnie tak bardzo nie chce się jej skończyć. Zjeść ciastko i mieć ciastko.
"[...] są parą, która się ciągle dotyka, nie dotykając się. Tak jak ludzie, którzy się naprawdę kochają".
"Zapomniane niedziele" włączyły we mnie program prania z podwójnym wirowaniem - emocje, słowa, wspomnienia, kotłują się w głowie, a potem wirują, wirują, wirują... Te kilka wzajemnie przenikających się historii pozostawia czytelnika w stanie permanentnego rozedrgania. I do tego efektu wcale nie potrzeba mnóstwa epitetów, barwnych metafor. Zwykłe słowa, zwykłe zdania. Siła świetnego stylu tkwi w prostocie. I Perrin po raz kolejny udowodniła, że to właśnie proste słowa mają potężną moc.
"- Dzień dobry, panie Girardot, jak pan się czuje?
- Moja żona umarła.
- To było już dawno temu.
- Wie pani, jeśli się utraciło osobę, którą kochało się najbardziej na świecie, to ona umiera codziennie".
Doskonała powieść.Rezonująca. Absolutnie zachwycająca. Łamiąca serce.
Justine jest wydrążona w środku. Pusta. I nie do końca wiadomo, czy za tę pustkę odpowiedzialna jest tragiczna przeszłość, wychowanie przez "bezbarwnych" dziadków, wyzuta z emocji codzienność czy podskórnie wyczuwalna aura tajemnic, która spowija niemal każdą płaszczyznę jej życia. Prawdopodobnie wszytko to razem zmieszane. I mocno wstrząśnięte...
Dlatego z tak wielkim...
Butelka po soku - do plastików.
Słoik - do szkła.
Ludzkie ciało? Hmmm. Chyba pojemnik na odpady biodegradowalne, nie?
Sally Dimond jest może i dziwna, ale z pewnością inteligentna. No i skoro jej tata, tuż przed śmiercią powiedział, że "Kiedy umrę, wystaw mnie na śmietnik. Będę martwy, więc co to za różnica", no to odpady biodegradowalne, prawda?
Specyficzny "pochówek" ojca sprowadził na Sally ogrom zainteresowania ze strony policji, prawników, dziennikarzy i wszystkich mieszkańców małej irlandzkiej miejscowości. I nie tylko. Do Sally przychodzi przedziwna przesyłka, w której jest tylko krótki list i mocno styrany życiem miś. Miś, który sprawia, że mocno wyalienowana i emocjonalnie oziębła Sally zaczyna zadawać sobie pytania odnośnie swojej przeszłości. A ta skrywa w sobie niewyobrażalny mrok, traumę i ogrom zła. Kim tal naprawdę jest Sally Diamond, co zdeterminowało w niej takie a nie inne zachowanie i jak przerażająco zawiła potrafi być spirala gniewu.
Krótko o fabule, bo niczego więcej, bez spojlerowania, napisać się nie da. Zatem sprawnie przejdę do wrażeń, a tutaj mamy istny chaos organizacyjny;) Bo najpierw był szok, niedowierzanie i "omatkobosko". Kreacja postaci, zwłaszcza Sally, doskonałe wyzucie emocjonalne, które paradoksalnie uwypuklało nagromadzenie przeróżnych emocji. Świetny sposób na powolne odkrywanie kolejnych zakamarków fabuły. Wprowadzenie drugiego narratora, który fascynował czytelnika w równym stopniu jak dziwna Sally. I gdzieś około 150 stronie to wszytko zaczęło się powoli rozpływać. Zachwyt wypłukała monotonia, dreszczyk emocji zgubił się w zawiłych ścieżkach prozy życia. Autorce nie udało się utrzymać tego napięcia przez cały czas trwania powieści. Możliwe, że był to zabieg celowy, aby ukazać próby odnalezienia się Sally w zwykłej szarej codzienności, zamysł okej - ale za długo, za zwyczajnie, zwłaszcza w kontekście spektakularnego początku oraz kontrowersyjnego tematu przewodniego. Dobrnąwszy do zakończenia mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że około 150 stron ze środka można było skondensować i stworzyć naprawdę świetną, osaczającą powieść. Sama końcówka nie była wstrząsająca... ale, w moim odczuciu, bardzo wyważona i spajająca klamrą tę przedziwna historię.
Reasumując: dobry thriller, w którym przeczytamy o niewyobrażalnym wręcz bestialstwie, a który pozostawi człowieka z refleksja na temat etymologii zła i natury człowieka. Ocena 6/10
Butelka po soku - do plastików.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSłoik - do szkła.
Ludzkie ciało? Hmmm. Chyba pojemnik na odpady biodegradowalne, nie?
Sally Dimond jest może i dziwna, ale z pewnością inteligentna. No i skoro jej tata, tuż przed śmiercią powiedział, że "Kiedy umrę, wystaw mnie na śmietnik. Będę martwy, więc co to za różnica", no to odpady biodegradowalne, prawda?
Specyficzny "pochówek"...