-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-25
2024-05-22
38/52/2024 ig: @Liber.tinea
Powieść “Popłynę przed siebie jak rzeka” jest zaliczona do gatunku literatury pięknej i nie sposób mi się z tym nie zgodzić. Ta historia skradła moje serce, nie tylko pięknem opowieści, ale również kunsztem wykonania. Gdyby ktoś zapytał o najlepszą książkę przeczytaną przeze mnie w ciągu ostatnich miesięcy, to bez wahania wskazałabym właśnie tę. Książkę nabrzmiałą wściekłością niesprawiedliwości, naznaczoną utratą i jednocześnie pełną woli przetrwania i miłością… Książkę o życiu porównanym do płynącej rzeki, której nie da się powstrzymać, choćby na jej drodze pojawiały się trudne do ominięcia przeszkody.
Opowieść zaczyna się w 1948 roku, w USA, czyli w kraju wolnego człowieka. W tej wspaniałej krainie mlekiem i miodem płynącej… Jak się okazuje - nie dla wszystkich. Młody Indianin, Wilson Moon poznaje dziewczynę z małej farmy brzoskwiń w Kolorado. Victoria Nash od pierwszego spotkania wie, że chłopak będzie ważną częścią jej życia. Niestety uprzedzenia, rasizm kulturowy i nienawiść zakompleksionych, zazdrosnych białych mężczyzn nie dają tej dwójce cieszyć się swoją miłością w spokoju.
Victoria nigdy nie miała łatwego życia, od dzieciństwa poświęcała się rodzinie i wiele przy tym traciła. Stojąc zawsze po tej trudniejszej, kobiecej stronie barykady, początkowo musiała akceptować to, co przyniesie jej los i do czego zmusza ją męski świat. Jednak nadszedł czas, że jej cichy strumień wezbrał i przemienił się w rwącą rzekę.
Chociaż sama historia jest dosyć prosta do przewidzenia, to towarzyszące jej emocje momentami miażdżyły moje serce. Rzadko zdarza mi się tak uczuciowo podchodzić do czytanej książki, ale tym razem autorce, Shelley Read udało się nawet wycisnąć ze mnie łzy. Trochę żałowałam, że dałam tej cudownej opowieści tak długo czekać, a teraz po jej przeczytaniu chciałabym znów ją zapomnieć, żeby móc przeżyć ją na nowo.
Przedstawione pełnym czułości słownictwem opisy przyrody oraz emocji, które towarzyszyły głównym bohaterom kreowały w mojej wyobraźni realny świat i budziły do istnienia ukryte głęboko pokłady współczucia. Kiedy staję na szczycie zdobytej własnym wysiłkiem góry, czuję, że bardziej żyję. Dzięki książkom takim jak “Popłynę przed siebie jak rzeka” czuję, że bardziej odczuwam.
38/52/2024 ig: @Liber.tinea
Powieść “Popłynę przed siebie jak rzeka” jest zaliczona do gatunku literatury pięknej i nie sposób mi się z tym nie zgodzić. Ta historia skradła moje serce, nie tylko pięknem opowieści, ale również kunsztem wykonania. Gdyby ktoś zapytał o najlepszą książkę przeczytaną przeze mnie w ciągu ostatnich miesięcy, to bez wahania wskazałabym właśnie tę....
2024-05-20
37/52/2024 ig: @Liber.tinea
Drapieżniki i “Zwierzęta łowne” - recenzja książki Anny Mazurek
“Zwierzęta łowne” autorstwa Anny Mazurek to powieść inna niż wszystkie. Porusza ważne tematy społeczne i nad wyraz uniwersalne w przekazie prawdy. Trafia głęboko i uderza mocno w najdalsze zakamarki duszy.
Książka “Zwierzęta łowne” może sprawiać wrażenie napisanej nieco chaotycznie, niczym myśli snujące się jedna za drugą, prowadzące nitką do kłębka. Ten kłębek z kolei jawi się niczym węzeł gordyjski utworzony z poplątanych ludzkich oczekiwań, zawiedzionych nadziei i… przemocy. Przynajmniej tak jest na początku, zanim Czytelnik wgryzie się w jej gęsty klimat. Zanim pozna najskrytsze myśli poranionych bohaterów. Zanim usłyszy słowa prawdy ukryte w gęstym, prastarym lesie. Wtedy wszystko staje się klarowne.
Naznaczony traumą - dzieciństwo w cieniu przemocy
Jurek w wieku lat dwudziestu czterech stanął na rozdrożu swojego życia. Syn bogatego właściciela ubojni drobiu, będący ekonomicznym niewolnikiem swojego ojca i wegetarianinem z wyboru, potrzebuje czasu na zatrzymanie się. Nie czasu na przemyślenie i praktyczne ukierunkowanie swojej dalszej drogi, tylko całkowitego zamrożenia od pędzącej rzeczywistości. Naznaczony traumą przez wychowanie w ociekającym brutalnością czasów i okoliczności świecie, buntuje się przeciwko “męskiemu” pojmowaniu go przez ojca. Przeciwko układom i przemocy. Po kilku latach w mieście, dokąd uciekł przed wpływami ojca, poraniony powraca do rodzinnej wsi. Jego schronieniem staje się stary, niszczejący dwór należący do jego ciotki Matyldy. Historia chłopaka toczy się wśród kilku kobiet - tych mieszkających we wsi i tych, które do niej wracają żądne sprawiedliwości.
Bajka o zawiedzionych oczekiwaniach
Z okowów “Zwierząt łownych” wyłania się obraz dziecka obarczonego ogromnymi oczekiwaniami rodzica. Dziecka, wychowanego przez bezkarnego “kapitalistycznego wyzyskiwacza”. Portret młodego człowieka, który za wzorzec miał postawioną osobę hołubiącą się statusem białego mężczyzny, uciskającego słabszych, w jego mniemaniu gorszych, nie szanującego kobiet, stawiającego się najwyżej w hierarchii i nie dopuszczającego żadnego sprzeciwu. Wizerunek młodzieńca, który od najwcześniejszych lat patrzył na to, jak ojciec stosuje przemoc psychiczną wobec swojej uległej żony, wykorzystuje pracowników należącej do niego ubojni drobiu, zabija zwierzęta lasu i posuwa się do różnego rodzaju przestępstw i zastraszania swoich oponentów. W końcu dziecka, które podjęło cichy bunt i nie spełniło oczekiwań rodzica, niestety niekoniecznie tych odpowiednich. Początkowa forma baśni przeobraża się w trakcie lektury w thriller, gdzie w tle majaczy zbrodnia.
Las jako symbol bezpieczeństwa
Pieniądze w niewłaściwych rękach dają przyzwolenie na wiele niegodziwości. Często prowokują do bezprawia i stosowania przemocy dla osiągnięcia celu. Ta niezwykle plastycznie opisana historia odziera z pozorów panujące w otoczeniu Jurka brudne układy i przywołuje przeszłość do życia. W “Zwierzętach łownych” w opozycji do wszechobecnych, nieczystych machlojek świata stoi wieczny las. Jawi się on niczym ostoja dla tych zwierząt, na które się poluje. Poetycka forma tej historii stoi w opozycji do przedstawionej w niej bezwzględności drapieżników. To połączenie sprawia, że powieść daje dużo do myślenia i zapada głęboko w pamięci. “Zwierzęta łowne” są jedną z tych książek, które warto kontemplować, warto znać i warto do nich wracać.
Recenzja we współpracy z portalem KulturalneMedia.pl
37/52/2024 ig: @Liber.tinea
Drapieżniki i “Zwierzęta łowne” - recenzja książki Anny Mazurek
“Zwierzęta łowne” autorstwa Anny Mazurek to powieść inna niż wszystkie. Porusza ważne tematy społeczne i nad wyraz uniwersalne w przekazie prawdy. Trafia głęboko i uderza mocno w najdalsze zakamarki duszy.
Książka “Zwierzęta łowne” może sprawiać wrażenie napisanej nieco...
2024-05-15
36/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Miłość w cieniu wojny” to książka, której akcja toczy się w latach czterdziestych poprzedniego stulecia. Mamy w niej dwie główne bohaterki - Evę i Vee. Choć obie kobiety żyją w oddalonych od siebie o setki kilometrów państwach, to łączy je jedno - miłość do Stefana, polskiego żołnierza, który uciekł z radzieckiej niewoli. Całej trójce przyszło żyć w niezwykle trudnych czasach i każde z nich starało się przetrwać najlepiej jak potrafiło.
Zaczynając lekturę miałam pewne obawy. Skupiały się one wokół głównego wątku, czyli trójkąta miłosnego. Spodziewałam się, że to może być jedna z tych licznych ostatnio powieści, które Drugą Wojnę Światową biorą sobie jedynie jako tło dla ckliwych historyjek i spłycają jej tragedię. Na szczęście się pomyliłam. Carolyn Kirby poruszyła wiele istotnych tematów - od pozycji kobiet w RAFie, przez problem przynależności narodowej, po okupację nazistowską i zbrodnię katyńską. Jeśli podobają Ci się książki w stylu Kristin Harmel, myślę, że “Miłość w cieniu wojny” przypadnie Ci do gustu. To naprawdę dobra pozycja.
Eva Hartman mieszka wraz z ojcem w okupowanym Poznaniu, czyli na polskich ziemiach w tamtym czasie wcielonych do Rzeszy Niemieckiej. Jej ojciec nie potrafi do końca zadeklarować swojej przynależności państwowej. Po spędzeniu dzieciństwa pod zaborami niemieckimi, oraz po późniejszym odzyskaniu niepodległości przez Polskę jest rozdarty między tymi dwoma krajami. Dlatego bez większych skrupułów wpisuje się na volkslistę i dalej względnie spokojnie może prowadzić swój biznes. Jego córka Ewa - woli spolszczoną wersję swojego imienia - prowadzi podwójne życie. Jawnie pomaga ojcu w prowadzeniu pensjonatu “Tylko dla Niemców”, a po kryjomu wspomaga działania Polskiego Państwa Podziemnego.
Ewa już od dawna nie miała wieści od swojego narzeczonego, Stefana, który jako żołnierz AK został na początku wojny schwytany przez Sowietów. Nie znając jego losów, traci powoli nadzieję, że jeszcze uda im się spotkać. Pewnego dnia nawiązuje romans z przystojnym Niemcem, który zatrzymał się w prowadzonym przez nią pensjonacie.
Vee Katchatourian urodziła się w Anglii, choć jej rodzina to imigranci. Jako kobiecie i osobie wyglądającej na cudzoziemkę jest jej niezwykle ciężko wybić się w świecie mężczyzn. Dziewczyna bywa brawurowa i lekkomyślna, ale mimo to, dzięki swojej determinacji w końcu zdobywa licencję pilota RAFu. Podczas jednego z lotów musi awaryjnie lądować i poznaje Stefana. Tak, tego samego Stefana, który jest narzeczonym Ewy… Chłopak ma za sobą tragiczne przeżycia i jak się dowiadujemy za wszelką cenę pragnie wymierzenia sprawiedliwości za zbrodnię katyńską. Jak potoczą się losy bohaterów? Czy wszystkim uda się przeżyć wojnę? Jak bardzo pokiereszowani emocjonalnie wyjdą z niej ci, którzy ocaleją?
Książka otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
36/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Miłość w cieniu wojny” to książka, której akcja toczy się w latach czterdziestych poprzedniego stulecia. Mamy w niej dwie główne bohaterki - Evę i Vee. Choć obie kobiety żyją w oddalonych od siebie o setki kilometrów państwach, to łączy je jedno - miłość do Stefana, polskiego żołnierza, który uciekł z radzieckiej niewoli. Całej trójce przyszło...
2024-05-14
35/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Nieświadoma” to opowieść o dziewczynie, która od dzieciństwa była inna od rówieśników. Ba! Inna od wszystkich innych ludzi. Kiara ma pewne moce, których jej ojciec zabronił jej używać, aby pozostała bezpieczna. W moim odczuciu książka przeznaczona jest dla młodszych czytelników, napisana prostym słownictwem i opowiadająca o młodzieńczych rozterkach. Choć opis zachęcił mnie do sięgnięcia po nią przez bardzo ciekawie zapowiadający się wątek fantastyczny, to jednak początek pierwszego tomu nieco mnie rozczarował. Skupił się na mało oryginalnym wątku miłosnym i nieco naiwnym spojrzeniu na świat przez główną bohaterkę. Podobnie jest z dialogami, które nie porywają swoją kurtuazją. Drugi tom na tle pierwszego wydaje się być dużo lepszy, widać w nim, że autorka pracowała nad swoim warsztatem. Przekłada się to zarówno na jakość tekstu, jak i samej fabuły.
Kiara już jako dziecko przejawiała posiadanie mocy. Nie była jednak świadoma jakiego jest ona pochodzenia. Dzięki niej uratowała życie swoje i swoich rodziców podczas szalejącego huraganu, zatrzymując nad ich głowami walącą się belkę stropową w piwnicy, w której ukrywali się przed potęgą żywiołu. Jednak ojciec Kiary po tym incydencie zdecydował, że ma ona ukrywać tę moc przed całym światem. Gdyby ktoś się o niej dowiedział, Kiara nie miałaby normalnego życia. Albo jak się okazuje w dalszej części książki, mogłaby stanąć w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa.
Pewnego dnia, już współcześnie, gdy dziewczyna jest dorosła, poznaje pod supermarketem Nathaniela, z którym to znajomość nie będzie oczywista. Młoda kobieta jest równocześnie wplątana w miłosno- przyjacielską relację z Noah i w ten sposób czytelnik zostaje uwikłany w istną intrygę. W książce pojawia się motyw hate to love, przeplatany niewybrednie nasączonymi erotyzmem scenami. Więcej - ten erotyzm towarzyszy większości stron, niczym buzujący testosteron w dorastającym w nastolatku. Drugi tom nie jest tego erotyzmu pozbawiony, ale jego ilość jest już wyważona i nienachalna.
Kiara niestety nie przypadła mi do gustu. To dziewczyna - dziecko. Infantylna, podejmująca absurdalne decyzje i bez zastanowienia zamieniająca je w czyn. To jest ten typ nierozgarniętej bohaterki, który moim zdaniem wyrządza współczesnym nastolatkom najwięcej krzywdy. Ta postać pokazuje, że cokolwiek by się nie działo, to z jej walecznością nawet najgłupsze pomysły prowadzą do szczęśliwego zakończenia.
Pierwszy tom, jak można by się było spodziewać, był wprowadzeniem do świata i wytłumaczeniem skąd i dlaczego Kiara posiada moce. Oczywiście poza scenami i rozterkami miłosnymi. Druga część za to jest dla mnie dużo bardziej ciekawa. To właśnie w niej zaczyna się dziać fantastycznie. Mamy tu styczność z mocami, bogami (tymi dobrymi i złymi), z innymi światami. Tutaj zaczynają wyjaśniać się intrygi, a otwarte w poprzednim tomie wątki zostają mocno rozwinięte. Uczucie dwójki bohaterów zostaje poddane niezwykle trudnej próbie. Dodatkowo zaczynamy patrzeć na wydarzenia również z perspektywy Nate'a (i innych bohaterów), a nie tylko Kiary, gdyż narracja zostaje przekazana też i innym postaciom.
“Nieświadoma” to poprawne romantasy dla młodzieży (choć przez wątki erotyczne może trochę bym się nad tym zastanowiła…), jednak nie tak monumentalne jak inne przedstawicielki tego gatunku. Akcja nie powala tchnieniem świeżości, za to powiela wiele podobnych historii, które opierają się na zbliżonych fabularnie wątkach. Czytając czułam dokąd zmierzają wydarzenia, miałam wrażenie, że już gdzieś zetknęłam się z czymś podobnym. Mimo wszystko można z tą powieścią miło spędzić czas i poczuć się komfortowo, niczym podczas oglądania kolejny raz ulubionego odcinka “Przyjaciół”.
35/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Nieświadoma” to opowieść o dziewczynie, która od dzieciństwa była inna od rówieśników. Ba! Inna od wszystkich innych ludzi. Kiara ma pewne moce, których jej ojciec zabronił jej używać, aby pozostała bezpieczna. W moim odczuciu książka przeznaczona jest dla młodszych czytelników, napisana prostym słownictwem i opowiadająca o młodzieńczych...
2024-05-11
34/52/2024 ig: @Liber.tinea
Madera to górzysta wyspa wulkaniczna leżąca na Oceanie Atlantyckim i będąca częścią portugalskiego regionu autonomicznego. Jest nazywana Wyspą wiecznej wiosny lub Ogrodem Atlantyku przez występującą na niej mnogość kwiatów i cudowne krajobrazy. To wspaniałe miejsce jest chętnie odwiedzane przez turystów w celach wypoczynkowych dzięki swojemu wiosennemu klimatowi i niezwykłej roślinności pierwotnych lasów wawrzynowych. Osoby lubiące poznawać historię również znajdą na niej coś dla siebie. Na Maderze znajduje się wiele budowli mających dużą wartość kulturową, zarówno świeckich jak i sakralnych.
Jak wiadomo zwiedzanie staje się dużo przyjemniejsze dzięki praktycznym przewodnikom w postaci książki. Na rynku można znaleźć ich wiele, jednak trudno zdecydować, który wybrać. Ja ja kolejny raz zdecydowałam się zaufać wydawnictwu Bezdroża. Ich niezawodne wydania stanowią świetną pomoc podczas podróży. Tym razem również stanęli na wysokości zadania i przygotowany przez nich przewodnik jest idealny do zabrania ze sobą w bagażu podręcznym. Poręczna wielkość i ogromna ilość informacji spełnią oczekiwania nawet najbardziej wymagających turystów.
Już na samej okładce przewodnika możemy znaleźć oznaczenia, że znajdują się w nim wskazówki dotyczące tego jak można na Maderze spędzić czas aktywnie i wypoczynkowo, zarówno samodzielnie jak i z całą rodziną. Znajdziemy w nim informacje o naturze, zabytkach kultury oraz o sprawach praktycznych, takich jak gdzie i co zjeść oraz gdzie znaleźć najlepsze noclegi. Jeszcze przed spisem treści zamieszczono kilka skrótowych “zajawek” o najważniejszych atrakcjach i obowiązkowych miejscach do zaliczenia podczas tej podróży.
Przewodnik ma ponad dwieście pięćdziesiąt stron oraz praktyczną mapę. Bardzo cenne są informacje zawarte w “Niezbędniku”, takie jak to kiedy najlepiej się wybrać na Maderę, jakie są potrzebne dokumenty czy gdzie znajdują się placówki dyplomatyczne. Na stronach “Madera travel&style” dowiemy się o najważniejszych kwestiach dotyczących przyrody, historii, folkloru, bieżących wydarzeń i kuchni. Książka jest podzielona na kilka kluczowych rozdziałów. Od segmentu dotyczącego zwiedzania największego miasta Madery, czyli Funchal, przez podział na części wschodnią, zachodnią, północną aż po rajskie krajobrazy znajdującego się pięćdziesiąt kilometrów od tej wyspy Porto Santo.
Jeśli zależy Ci na praktycznym i profesjonalnym przygotowaniu swojej podróży, to ten przewodnik jest stworzony dla Ciebie. Zbliżający się wielkimi krokami sezon urlopowy to idealny czas na lekturę tej książki. Jeśli planujesz wybrać właśnie Maderę jako kierunek tegorocznych wakacji, to wybór tego przewodnika będzie strzałem w dziesiątkę!
34/52/2024 ig: @Liber.tinea
Madera to górzysta wyspa wulkaniczna leżąca na Oceanie Atlantyckim i będąca częścią portugalskiego regionu autonomicznego. Jest nazywana Wyspą wiecznej wiosny lub Ogrodem Atlantyku przez występującą na niej mnogość kwiatów i cudowne krajobrazy. To wspaniałe miejsce jest chętnie odwiedzane przez turystów w celach wypoczynkowych dzięki swojemu...
2024-05-08
33/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Kiedy zakwitną brzoskwinie” to napisana z rozmachem saga rodzinna, której akcja została poprowadzona przez dwa kontynenty a jej rozpiętość w czasie sięga ponad sześćdziesięciu lat. Opowiada o losach aż trzech pokoleń, od lat trzydziestych XX wieku, aż po współczesność. To zachwycająca opowieść o Chinach - tych z okresu Drugiej Wojny Światowej, tych z czasów Zimnej wojny oraz tych współczesnych. Jednocześnie jest to też historia o konieczności ucieczki i emigracji, o asymilacji, tajemnicach i potrzebie posiadania udokumentowanej dziedzictwem kulturowym tożsamości.
W chińskiej kulturze rodzina jest jednym z kluczowych aspektów życia. Wielopokoleniowe rodziny trzymają się razem, tworząc małą społeczność. Meilin wyszła za mąż za młodszego syna rodziny Dao, ale urodziła pierwszego wnuka płci męskiej, który miał ponieść nazwisko rodowe w świat i w przyszłość. To dało jej dosyć wysoką pozycję w hierarchii tego ogniska domowego. Niestety nad ich głowy nadciągnęła wojna z Japonią, a wraz z nią kolejne pasma nieszczęść, cierpienia i strat.
Meilin wraz z trzyletnim synkiem Renshu zostaje otoczona dyskretną opieką swojego szwagra Longwei, ale niechęć jej wyniosłej szwagierki Wenling, sprawia, że ich losy stają się jeszcze bardziej zagmatwane. Później akcja przenosi się do Ameryki, gdzie Henry nie może znaleźć upragnionego spokoju duszy, przez co jego traumy rzutują na przyszłość potomków rodu. Przez długi czas nie mogłam zrozumieć intencji Henrego, które doprowadziły do tego, że Lily dorastała w nieznajomości swoich korzeni. Co więcej, strasznie mnie tym denerwował. W “Kiedy zakwitną brzoskwinie” możemy zaobserwować jak na kilka pokoleń niewinnych ludzi rzutują dramatyczne przeżycia z ogarniętych wojną miejsc.
Choć sama fabuła nie jest odkrywcza, a losy bohaterów są echem zasłyszanych, czy przeczytanych już gdzieś opowieści, to “Kiedy zakwitną brzoskwinie” i tak są pozycją wartą poznania. Po pierwsze dla poznania dwudziestowiecznej historii Chin i Tajwanu widzianymi oczami zwyczajnych ludzi. Po drugie dla klimatu w niej panującego i pięknych chińskich przypowieści, które towarzyszyły dzieciństwu Renshu, opowiadane z cennego rodzinnego zwoju przechowywanego przez Meilin. Jedną z najważniejszych jest opowieść o poszukiwaniu Źródła Brzoskwiniowego Kwiecia, ale jakie niesie przesłanie, musicie sprawdzić sami.
33/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Kiedy zakwitną brzoskwinie” to napisana z rozmachem saga rodzinna, której akcja została poprowadzona przez dwa kontynenty a jej rozpiętość w czasie sięga ponad sześćdziesięciu lat. Opowiada o losach aż trzech pokoleń, od lat trzydziestych XX wieku, aż po współczesność. To zachwycająca opowieść o Chinach - tych z okresu Drugiej Wojny Światowej,...
2024-04-30
32/52/2024 ig: @Liber.tinea
Cóż to była za książka! Wiedząc, jest zaliczana do young adult nie obiecywałam sobie po niej zbyt wiele, a tu tak fantastyczne zaskoczenie! Wciąga od pierwszych stron. Choć momentami ma nieco “niedojrzały” wydźwięk, jak to klasyka tego gatunku, ale ogólnie wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie!
Intrygi, spisek, morderstwa, twory nadprzyrodzone wszelakich form, od małych i stosunkowo niegroźnych, po ekstremalnie mordercze. Świetnie skonstruowany świat, fabuła w związku z pomysłem też dosyć nieprzewidywalna, choć w naszych czasach chyba już ciężko o całkowitą innowację w tym zakresie. Momentami przychodził mi na myśl klimat końcowych tomów serii o Harrym Potterze, ale jedynie w przebłyskach, nie doszukiwałabym się głębszych powiązań. Ale może zacznę od początku :)
Leaf Young jest zwykłą dziewczyną, prowadzi spokojne życie na co dzień pracując jako kelnerka w barze. Kiedy jeden jedyny raz postanawia zaszaleć i pójść do łóżka z nieznajomym, jej świat obraca się o 180 stopni. Młoda kobieta ociera się o śmierć, a w jej ciele osiedla się… demon. Tym sposobem dowiaduje się o ciemnej stronie rzeczywistości, o tajemniczym bractwie egzorcystów i staje w obliczu kolejnych niebezpieczeństw.
Niezwykle spodobał mi się pomysł na ten cykl, bo “Zabij mrok” jest dopiero pierwszą częścią. Kolejna ma pojawić się jeszcze w tym roku. Nie mogę się jej doczekać, gdyż jestem niesamowicie ciekawa dalszych losów bohaterów. Powieść uznałabym za jedną z tych, przeznaczonych dla bardziej adult niż young ze względu na brutalność bądź erotyczność pewnych scen. Tutaj na wyobraźnię mogą działać egzorcyści z pistoletami, strzelający niczym pejczem z różańca z okiem Horusa zamiast krzyżyka. Do tego chłopaki (i dziewczyny też) jeżdżą czarnymi samochodami i wyglądają jak Neo z Matrixa w czarnych płaszczach. Emanują niebieskimi symbolami z arkanum w obronie przed demonami. Dla mnie rewelacja! Naprawdę świetnie się bawiłam podczas tej lektury.
32/52/2024 ig: @Liber.tinea
Cóż to była za książka! Wiedząc, jest zaliczana do young adult nie obiecywałam sobie po niej zbyt wiele, a tu tak fantastyczne zaskoczenie! Wciąga od pierwszych stron. Choć momentami ma nieco “niedojrzały” wydźwięk, jak to klasyka tego gatunku, ale ogólnie wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie!
Intrygi, spisek, morderstwa, twory nadprzyrodzone...
2024-05-01
31/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Wenecja. Oblicza miasta na wodzie” autorstwa Beaty i Pawła Pomykalskich to kolejna świetnie wydana pozycja od Bezdroży. Tym razem nie jest to typowy przewodnik, a zbiór opowieści o tym wyjątkowym mieście. Książka ma niespełna trzysta stron i jest wydana na papierze dobrej jakości. Została uzupełniona o klimatyczne zdjęcia. Jak piszą sami autorzy - są one czarno-białe jako przeciwwaga dla krzykliwych i idealnie dopracowanych widokówek z widokami Wenecji.
Z racji tego, że książka nie skupia się głównie na zwykłych przyziemnych kwestiach związanych z podróżowaniem, takich jak to gdzie spać i co zjeść, a bardziej na warstwie historycznej i dziedzictwie kulturowym, dla mnie staje się nie lada gratką. Uwielbiam tego typu wydania, dzięki nim zwiedza się o wiele głębiej. Mam nawet podobnie skonstruowaną książkę o Krakowie - myślałam że znam swoje miasto, a dzięki niej okazało się, że wcale tak nie było i odkryłam wiele jego tajemnic. “Wenecja” od Bezdroży będzie zatem idealna nie tylko dla osób, które nigdy w Wenecji nie były i chcą się czegoś o niej dowiedzieć, ale również dla “starych wyjadaczy”, którzy zęby zjedli na wyjazdach do tego miasta.
Zapytacie co ciekawego można znaleźć w tej książce. Uchylę przed Wami rąbka tajemnicy, ale nie za wiele, gdyż wiadomo, że to co ukryte bardziej kusi. Książka składa się z trzynastu rozdziałów, do których zaliczyłam też wstęp i zakończenie. Każdy z nich z kolei podzielony jest na następne segmenty odpowiadające tematowi przewodniemu rozdziału. I tak Beata i Paweł Pomykalscy snują swoją opowieść o intrygującej Wenecji od jej narodzin po czasy współczesne. A opowieść ta zawiera wiele istotnych aspektów, przez “Władzę”, przez to jak i dlaczego to miasto stało się tak potężne, jaki status miała w nim kobieta, przez sztukę, to jak spędza się w niej karnawał, aż po to jak się tam choruje i umiera.
Bardzo cenię tego typu pozycje. Wydania, które nie skupiają się na pokazaniu nam aktualnych miejsc i przekazaniu praktycznych wskazówek, tylko głęboko zakorzenione w przeszłości pokazują nam ludzi i ich historie takimi jacy byli. Pokazują, też ich podobieństwo do nas, to, że byli prawdziwie z krwi i kości. Oczywiście typowe przewodniki też są ważne i potrzebne, traktowałabym obie formy jako wzajemne uzupełnienie, jeśli komuś zależy na świadomym i głębszym poznaniu Wenecji. Dla mnie rewelacja!
31/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Wenecja. Oblicza miasta na wodzie” autorstwa Beaty i Pawła Pomykalskich to kolejna świetnie wydana pozycja od Bezdroży. Tym razem nie jest to typowy przewodnik, a zbiór opowieści o tym wyjątkowym mieście. Książka ma niespełna trzysta stron i jest wydana na papierze dobrej jakości. Została uzupełniona o klimatyczne zdjęcia. Jak piszą sami...
2024-04-29
30/52/2024 ig: @Liber.tinea
Główną bohaterką książeczki dla dzieci “To ja, Gorączka” jest mały, kudłaty stworek, mający być uosobieniem odwiedzającej nas w czasie choroby gorączki. Choć większość z nas oczywiście jej nie lubi i uważa za coś złego, to w książce jest ona przedstawiona jako sympatyczna towarzyszka Odporności. Dzięki ilustracjom wykonanym przez Panią Dorotę Ziębę, dziecko może wyobrazić sobie zjawisko gorączki i wziąć udział w bitwie jaką organizm toczy z chorobą. Coś zwizualizowanego często bywa dla dziecka łatwiejsze do oswojenia.
Książeczka zachęca do interakcji - dziecko jest zapraszane do zabawy z tytułową bohaterką, dzięki czemu właśnie ma szansę na bliższe zapoznanie się z nią. Do bajki są też dołączane naklejki. Zamierzeniem książki autorstwa Marcina Korczyka, znanego również jako Pan Tabletka, jest właśnie zapoznanie dziecka ze zjawiskiem gorączki i wytłumaczeniem mu skąd ona się bierze i jak działa na organizm. Wraz z tytułową Gorączką rodzic może wspólnie z małym człowiekiem przestudiować w dostosowany do dziecka sposób cały proces choroby, wytłumaczyć dlaczego boli je głowa, czemu raz jest zimno, raz gorąco i dlaczego nie ma siły na zabawę. Uważam, że ta bajka w łatwy sposób może pomóc dziecku w przetrwaniu trudniejszego dla niego czasu, jakim jest choroba.
Na stronach książki są też zawarte rady jak szybciej wyzdrowieć, dzięki czemu rodzic sprawniej przekona swoje potomstwo do tego, aby piło więcej wody, czy aby grzecznie dało sobie zmierzyć temperaturę lub przyjęło leki. “To ja, Gorączka” jest dedykowana dla dzieci w wieku od 3 do 8 lat, ale myślę, że dla wielu pomysłowych rodziców młodszych maluchów może być równie pomocna. Wielu z nich nie wie jak rozmawiać ze swoją pociechą, czy też samemu musi się doedukować jak pomóc w sytuacji, gdy pojawia się choroba. Na pomoc przyjdą mu inne tytuły dostępne na stronie internetowej Pana Tabletki gdzie dla przykładu można kupić także książkę o gorączce dla dorosłych. Przydatny w rozmawianiu z dzieckiem o chorowaniu może być też blog Pana Tabletki dla opiekunów - kod QR znajduje się na ostatniej stronie bajki. Są to bardzo wartościowe materiały i sądzę, że spodobają się zarówno rodzicom, jak i dzieciom, o które właśnie tutaj chodzi.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
30/52/2024 ig: @Liber.tinea
Główną bohaterką książeczki dla dzieci “To ja, Gorączka” jest mały, kudłaty stworek, mający być uosobieniem odwiedzającej nas w czasie choroby gorączki. Choć większość z nas oczywiście jej nie lubi i uważa za coś złego, to w książce jest ona przedstawiona jako sympatyczna towarzyszka Odporności. Dzięki ilustracjom wykonanym przez Panią Dorotę...
2024-04-25
29/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Strażnik miecza” jest pierwszym tomem cyklu fantasy “The Chronicles of Castellane” autorstwa Cassandry Clare. Osobiście jeszcze nie spotkałam się z piórem autorki, więc zachęcona opisem sięgnęłam po tę książkę z ogromną ciekawością. Początek powieści jak możnaby się było spodziewać, to wprowadzenie do wymyślonego przez pisarkę świata i panującego w nim zasad. Zapoznanie się z bohaterami i wyrobienie sobie o nich zdania zajęło mi około ⅓ objętości książki. Już wtedy mogłam stwierdzić, że moją ulubioną w niej postacią zostanie Król Szmaciarz - przestępca z zasadami, ale o fabule i bohaterach wspomnę nieco niżej.
Akcja powieści rozkręcała się dosyć powoli, a mnogość szczegółowych opisów sprawiała, że brnęłam przez nią raczej mozolnie. Pierwszych dwieście - trzysta stron nie porwało mnie na tyle, żebym mogła powiedzieć, że książka mnie wciągnęła i była ekscytująca. Wręcz przeciwnie, bo te trzysta stron czytałam ponad tydzień i nie wracałam do nich z wypiekami na twarzy, aby dowiedzieć się co będzie dalej. Nie potrafię stwierdzić czym to było spowodowane. Styl pisania przez Autorkę jest przyjemny, a słownictwo poprawne i zgrabne. Jednak coś sprawiło, być może właśnie ten niespieszny sposób prowadzenia fabuły, że zapomniałam na czym poprzednio skończyłam i mało radośnie sięgałam po książkę aby kontynuować.
Na szczęście zmienia się to właśnie około tej wspomnianej jednej trzeciej treści, gdzie nici żywotów przedstawionych postaci zaczynają się łączyć, a Czytelnik powoli zaczyna wyczuwać się w powieść, uczestniczyć w niej, przewidywać co może wydarzyć się dalej. Zakładam, że tak długie wprowadzenie może zniechęcać, jednak biorę też na poprawkę fakt, że to dopiero pierwsza część cyklu i czasami Autor stosuje tak szczegółowe wprowadzenie do wymyślonej przez siebie fantastycznej rzeczywistości, aby nie musieć do niego już wracać w kolejnych tomach. Ma to swoje plusy, jak i minusy. Na szczęście fabuła od tego momentu już tylko zyskuje, bohaterowie są na tyle oswojeni w głowie Odbiorcy, że uruchamia się ciekawość i zostajemy porwani nurtem zdarzeń.
Obiecałam wspomnieć o fabule i bohaterach, więc to ten moment. Kel jako dziesięcioletni chłopak zostaje zabrany z sierocińca przez tajemniczego szlachcica. Ma zostać Strażnikiem Miecza, czyli jednocześnie obrońcą i sobowtórem następcy tronu, Conora Aureliana. Kel ma zastępować Księcia w różnych wydarzeniach, w których tamtemu może coś grozić i ostatecznie musi mu towarzyszyć dzień i noc, aby w razie niebezpieczeństwa być gotowym nawet na oddanie za niego życia. Mijają lata, a Kel wdzięczny za życie, jakie wiedzie u boku młodego księcia, zostaje podstępnie wciągnięty spisek, który otworzy mu oczy na wiele spraw.
Lin Caster to młoda dziewczyna pochodząca ze społecznosci Ashkarów. Od dzieciństwa chciała zostać lekarzem, jednak jako kobieta i to jeszcze z ludu, który niegdyś posiadał magiczne zdolności, ma to niezwykle utrudnione. Jej dziadek jest królewskim doradcą, ale nawet po śmierci swojej córki i jej męża, a rodziców Lin, nie zaopiekował się nią, tylko zostawił społeczności na wychowanie.
Ścieżki Lin i Kela przecinają się za sprawą Króla Szmaciarza (kto wpadł na pomysł, aby tak przetłumaczyć nazwę tej postaci?!). Wspólnie odkrywają pewne tajemnice mogące mieć ogromny wpływ na przyszłość całego Castellane. To wszystko w połączeniu z zakazaną miłością i fabułą pełną subtelnej magii, dało twór dosyć ciekawy, ale niepozbawiony wad.
Choć książka jako całość wydała mi się nieco przegadana i Autorka mogłaby zmieścić fabułę na połowie jej objętości, to ostatecznie uważam, że może być ona ciekawą powieścią dla młodych odbiorców. Ta fantastyczno-przygodowa pozycja ma swoje lepsze i słabsze momenty, ale myślę, że fanom gatunku young adult powinna się spodobać. Nie wiem czy sięgnę po kolejną część - jeśli wpadnie mi przy okazji w ręce, to jest taka szansa, ale na pewno nie będę wypatrywać dnia premiery z niecierpliwością.
29/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Strażnik miecza” jest pierwszym tomem cyklu fantasy “The Chronicles of Castellane” autorstwa Cassandry Clare. Osobiście jeszcze nie spotkałam się z piórem autorki, więc zachęcona opisem sięgnęłam po tę książkę z ogromną ciekawością. Początek powieści jak możnaby się było spodziewać, to wprowadzenie do wymyślonego przez pisarkę świata i...
2024-04-22
28/52/2024 ig: @Liber.tinea
Przewodnik “Cypr” z Bezdroży jako materiał marketingowy Sopockiego Towarzystwa Ubezpieczeń Ergo Hestia, to niepozorna, ale bardzo treściwa książeczka. Choć sam Cypr jest największą wyspą wschodniej części Morza Śródziemnego to tutaj został opisany w pigułce, ale w bardzo rzeczowy sposób. A o to przecież chodzi w przewodnikach. Ta wyspa niczym samodzielne państwo, leży na skrzyżowaniu kultur wschodu i zachodu. Była kształtowana przez wpływy hellenistyczne, rzymskie i bizantyjskie, a teraz łączy Grecję i Turcję. Jest wspaniałą atrakcją turystyczną dla zwiedzających różnej maści - dla tych, którzy szukają historycznych korzeni różnych kultur i dla tych, oczekujących wypoczynku na pięknych plażach.
Ta publikacja to typowy przewodnik wskazujący jakie miejsca warto odwiedzić - zarówno pod kątem kulturowym, jak i wypoczynkowym i zabawowym. Zawiera zarys historyczny tej wyspy o burzliwej przeszłości oraz praktyczne wskazówki dotyczące wszelkich kwestii mogących interesować turystów. Od noclegów, przez to co i gdzie zjeść, jak i czym się poruszać, aż po opisy miejsc wartych odwiedzenia. Zdjęcia zamieszczone w publikacji są piękne, kolorowe i oczywiście zachęcające do zarezerwowania lotu na wyspę kojarzoną z narodzinami bogini miłości - Wenus.
Moim zdaniem ta pozycja, idealna wielkością nawet do bagażu podręcznego w samolocie, całkowicie wyczerpuje wszystkie tematy związane z podróżą na Cypr. Sama jeszcze nie byłam w tym cudownie zapowiadającym się miejscu, ale zachęcona opisami i zaopatrzona w ten praktyczny przewodnik z pewnością wezmę go pod uwagę przy planowaniu kolejnych wakacji. Zwłaszcza, że to miejsce idealne również dla tych niezdecydowanych - góry graniczą z nizinami i przejrzystymi wodami morza.
28/52/2024 ig: @Liber.tinea
Przewodnik “Cypr” z Bezdroży jako materiał marketingowy Sopockiego Towarzystwa Ubezpieczeń Ergo Hestia, to niepozorna, ale bardzo treściwa książeczka. Choć sam Cypr jest największą wyspą wschodniej części Morza Śródziemnego to tutaj został opisany w pigułce, ale w bardzo rzeczowy sposób. A o to przecież chodzi w przewodnikach. Ta wyspa niczym...
2024-04-16
27/52/2024 ig: @Liber.tinea
Dzielenie przez “Zero” w sensacyjnej książce Joanny Łopusińskiej [recenzja]
“Pamiętaj cholero, nie dziel przez zero”. Wiadomo, że przez zero się nie dzieli, ale Joanna Łopusińska w swojej książce “Zero” stawia całkowicie odmienną tezę i pokazuje oblicze “nowej algebry”.
Chyba każde polskie dziecko poznało na lekcjach matematyki przysłowie “pamiętaj cholero, nie dziel przez zero”. Przyjmujemy niesioną przez nie tezę za prawdę. A co, gdyby się okazało, że jednak takie dzielenie jest możliwe? Ava Majewska, główna bohaterka książki “Zero” autorstwa Joanny Łopusińskiej dokonała przełomowego odkrycia matematycznego.
Nie wszystkim jednak jest na rękę ujawnienie tego fenomenu, zaś jeszcze inni chcą przypisać sobie autorstwo tego boskiego równania. Avie zaczyna grozić ogromne niebezpieczeństwo. Dziewczyna musi uciekać, a jej śladem kroczy wiele osób... Nie wiadomo komu może zaufać, a kogo powinna się obawiać. Czy młoda kobieta dokończy opracowywanie swojego odkrycia i czy w ogóle uda jej się przeżyć? W tym doskonale dopracowanym thrillerze naukowym, w którym trup ściele się gęsto, a dynamiczna akcja goni wyśmienicie skonstruowaną fabułę wszystko jest możliwe. Zwykle nie przepadam za tego rodzaju literaturą i jestem pozytywnie zaskoczona, że ta książka naprawdę przypadła mi do gustu.
“Zero” to drugi tom serii o Avie Majewskiej
Podczas czytania tej powieści miałam wrażenie, że coś mi umknęło. Nieustannie na ustach, bądź w myślach bohaterów pojawiało się wspomnienie “masakry w Zollikon” i zdarzeń, o których zdaje się powinnam już coś wiedzieć. Zaczęłam więc drążyć i wyszło na to, że “Zero” jest drugą częścią serii, choć opis na odwrocie książki w ogóle tego nie sugerował. Pierwszym tomem jest “Zderzacz” i odrobinę żałuję, że nie wiedziałam wcześniej o tym powiązaniu. Czuję, że straciłam trochę z przyjemności czytania tej historii od początku.
Teraz już nie będę do niego wracać, ponieważ mam za dużo spoilerów. Na szczęście obie części nie są ze sobą bardzo ściśle powiązanie. Akcja “Zera” rozgrywa się ledwie pół roku po wydarzeniach ze “Zderzacza”. Pomimo tego drobnego dyskomfortu braku doświadczeń z pierwszej z książek, drugi tom czyta się dosyć swobodnie jako oddzielną opowieść. Autorka zadbała o to, aby luźno nawiązać do wcześniejszej fabuły, więc po jakimś czasie już mniej więcej orientowałam się w przeszłości najważniejszych bohaterów.
Sensacja na miarę “Kodu Da Vinci” Dana Browna?
Co do postaci, to czasem zdarza mi się czytać pozycje, w których ich mnogość potrafi skutecznie utrudnić lekturę. W “Zerze” ten problem został rozwiązany zanim jeszcze się pojawił. Już na samym wstępie powieści powitał mnie spis bohaterów. Tak niewiele, a tak dużo. Tym sposobem książka zrobiła na mnie wyśmienite pierwsze wrażenie. Ogólnie “Zero” czytało mi się dobrze, stylem powieść przypominała mi pisane z dużym rozmachem sensacyjne książki Dana Browna. Nie mogę powiedzieć, że wywarła ona na mnie wrażenie, którego nie zapomnę do końca życia, ale spędziłam z nią ciekawy czas. Spiski, tajemnice, przenoszenie akcji z miejsca na miejsce na całym świecie - nie ma tutaj czasu na nudę. Jeśli jesteś fanem gatunku, obie książki z pewnością Ci się spodobają :)
Współpraca z KulturalneMedia.pl
27/52/2024 ig: @Liber.tinea
Dzielenie przez “Zero” w sensacyjnej książce Joanny Łopusińskiej [recenzja]
“Pamiętaj cholero, nie dziel przez zero”. Wiadomo, że przez zero się nie dzieli, ale Joanna Łopusińska w swojej książce “Zero” stawia całkowicie odmienną tezę i pokazuje oblicze “nowej algebry”.
Chyba każde polskie dziecko poznało na lekcjach matematyki przysłowie...
2024-04-10
26/52/2024 ig: @Liber.tinea
Mai Mochizuki zafascynowana zachodnimi naukami o astrologii postanowiła oprzeć o nie swoją książkę. “Kawiarnia pod Pełnym księżycem” to połączenie magii, astrologii i… kotów!
“Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to miejsce, które może pojawić się dosłownie wszędzie, by za moment znów zniknąć. Nie wiadomo, czy jej istnienie to prawda, czy tylko sen. W tym przybytku na czterech kołach kelnerami są koty, a klienci nie składają zamówień w oparciu o menu. Tam serwuje się to, czego odwiedzający najbardziej potrzebuje w krytycznym momencie swojego życia. Magiczne zwierzęta spoglądając w gwiazdy pomagają zrozumieć pewne sprawy i naprostować z pozoru nierozwiązywalne problemy życiowe.
Otulająca opowieść na pokrzepienie
Gdybym miała porównać tę opowieść do jakiegoś przedmiotu użytku codziennego, to z pewnością byłby to koc. Taki puchaty, zachęcający do tego aby się nim otulić, zatopić w jego miękkości i kontemplować spokój jaki dają kojące chwile. Zwłaszcza, jeśli można się wygodnie ułożyć z kudłatym kotem u boku. “Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to nie tylko ciekawa historia. To również piękne wydanie. Wzrok przyciąga zarówno okładka, jak i wnętrze. Numeracja stron na każdej z nich jest opatrzona graficznym wizerunkiem kota. Dodatkowo mamy też kolorową wkładkę z obrazkami poszczególnych dań i napojów serwowanych w tej niezwykłej kawiarni.
Gwiazdy wpływają na życie każdej istoty
Powieść Mai Mochizuki przedstawia współczesną esencję Japonii. “Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” jest bardzo filozoficzna i mocno nawiązująca do astrologii. Próbuje wytłumaczyć zachodzące w świecie zmiany, pomaga się do nich dostosować. Między innymi zaznacza jakie aktualnie można zauważyć różnice pokoleniowe, albo jaki wpływ ma przeszłość na naszą przyszłość. Historia została napisana przyjemnym słownictwem, jednak gdy wkraczamy na naukowy grunt wspomnianej wcześniej astrologii, bywa też i zagmatwane. Całość składa się z kilku powiązanych ze sobą historii dotyczących różnych bohaterów. Głównym łącznikiem jest to, że każdy z nich odwiedza magiczne stoliki tytułowej kawiarni.
Książka dla fanów literatury azjatyckiej
Przygoda z tą książką dla jednych będzie udana, przez drugich może być nierozumiana. Sama jestem gdzieś pośrodku. Tam, gdzie dominowały wątki fabularne odnajdywałam się wyśmienicie. Niestety elementy dotyczące astrologii jak dla mnie zbyt mocno wchodziły w sferę ezoteryki i nie potrzebowałam aż tylu zawiłych wytłumaczeń. Cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z tą pozycją. Szanuję również odczuwalne różnice pojawiające się w mentalności azjatyckich pisarzy w stosunku do tych z zachodu. “Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to dobra książka, ale dedykowałabym ją fanom dalekowschodniej literatury.
26/52/2024 ig: @Liber.tinea
Mai Mochizuki zafascynowana zachodnimi naukami o astrologii postanowiła oprzeć o nie swoją książkę. “Kawiarnia pod Pełnym księżycem” to połączenie magii, astrologii i… kotów!
“Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to miejsce, które może pojawić się dosłownie wszędzie, by za moment znów zniknąć. Nie wiadomo, czy jej istnienie to prawda, czy tylko sen....
2024-04-05
25/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Davenportowie” to lekka powieść o amerykańskiej klasie wyższej (choć nie tylko!), której akcja jest umiejscowiona na początku XIX wieku. Sposób jej przekazu został nieco unowocześniony i dopasowany do aktualnie żyjącego odbiorcy. Podobno stylem jest niezwykle zbliżona do “Bridgertonów” - od dłuższego czasu właśnie taka opinia pojawia się w mediach społecznościowych i na portalach książkowych. Książek o Bridgertonach nie czytałam, za to obejrzałam serial i muszę przyznać, że rzeczywiście można w “Davenportach” doszukać się pewnych podobieństw do tamtej produkcji. Odwołania przejawiają się głównie poprzez uwspółcześnienie formy przekazu, klimat narracji i przez wtrącanie w odpowiednich momentach subtelnych wątków humorystycznych. Oczywiście także i tutaj mamy romantyczny romans - nawet poczwórny, bo Autorka nie ogranicza się do opowiedzenia historii tylko jednej pary. Mamy tu kilkoro bohaterów przewodnich i ich perypetie.
Wydarzenia poznajemy z perspektywy czterech głównych bohaterek: dwóch sióstr - Olivii i Helen, Amy-Rose oraz Ruby. Wszystkie cztery młode damy są ze sobą w jakiś sposób powiązane i ich historie ściśle się przeplatają. Wszystkie te kobiety w pewien sposób łamią ówczesne stereotypy i powoli zrzucają mentalne gorsety. Dzięki temu, że wiedziałam czego mniej więcej mogę się spodziewać i nie miałam wobec tej historii wygórowanych oczekiwań, książka naprawdę bardzo mi się podobała. Jest to jedna z gładko płynących opowieści stworzonych głównie dla rozrywki i rozluźnienia. Jednak “Davenportom” nie można też odmówić poruszenia w bardzo ciekawy sposób kilku moralizatorskich kwestii.
Jak wspomniałam akcja została umiejscowiona na początku poprzedniego stulecia, a dokładniej w 1910 roku w Chicago, kiedy to rola niezamężnej kobiety sprowadzała się głównie do ładnego zaprezentowania się potencjalnym kandydatom na męża i godnego postarania się aby mu się przypodobać. Miłość nie była ważna dla rodzin aranżujących małżeństwa z rozsądku, lub łączących wielkie fortuny. Późniejsza rola kobiety to już wiadomo - żona mężowi, matka dzieciom, wyszywanie makatek i organizowanie proszonych herbat… Wszystko co ciekawe i ekscytujące było wtedy typowo męską domeną.
Jak wiemy z historii w pewnym momencie losów świata pojawiły się sufrażystki. To właśnie ten moment autorka, Krystal Marquis, uchwyciła w swojej książce - moment, gdy kobiety zaczynają zrzucać swoje kuchenne fartuchy i zapoczątkowują walkę o swoje prawa wyborcze i równość. Istotnymi postaciami w kwestii równouprawnienia kobiet w powieści były obie siostry Davenport.
Co również bardzo ważne w tej publikacji, a może nawet kluczowe, a o czym jeszcze nie wspomniałam to to, że tytułowa rodzina wywodzi się od czarnoskórych potomków dawnych niewolników. Nawet sam pan domu był kiedyś pozbawiony wolności w tym nieludzkim procederze. Jak wiadomo osobom o odmiennym niż biały kolor skóry i do tej pory bywa dosyć trudno, a niegdyś rasizm był niestety bardzo powszechny i brutalny. Pomimo lekkiego wydźwięku Marquis w swojej książce nie pozwala zapomnieć o prześladowaniach i kłodach rzucanych pod nogi tej społeczności na przestrzeni dziesiątek lat.
W książce poznajemy szereg postaci, początkowo nie byłam pewna kto jest kim i z kim się lubi, a z kim nie, ale Autorka tak dobrze wykreowała każdą z osób, że po kilku rozdziałach już bez najmniejszego kłopotu można się połapać w koligacjach. Fabuła jest ciekawa, choć nie mogę powiedzieć, że innowacyjna, gdyż momentami można przewidzieć jej dalszy ciąg. Całość czyta się naprawdę komfortowo, to jest taki typ literatury, który nigdy nie zawiedzie, jeśli nie oczekuje się po nim zbyt dużo. Myślę, że wielu fanom gatunku przypadnie do gustu, zwłaszcza, że zakończenie zapowiada kolejną część (a może i więcej). Z pewnością będę wypatrywać pojawienia się jej na rynku wydawniczym, ponieważ fabuła stanęła w takim miejscu, że może iść w różne strony, a ja chętnie się dowiem jak to wszystko ostatecznie się potoczy.
25/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Davenportowie” to lekka powieść o amerykańskiej klasie wyższej (choć nie tylko!), której akcja jest umiejscowiona na początku XIX wieku. Sposób jej przekazu został nieco unowocześniony i dopasowany do aktualnie żyjącego odbiorcy. Podobno stylem jest niezwykle zbliżona do “Bridgertonów” - od dłuższego czasu właśnie taka opinia pojawia się w...
2024-04-01
24/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Galeria snów DallerGuta” Lee Mi Ye jest drugą książką azjatyckiego autora, którą przeczytałam w tym roku. Muszę przyznać, że w tej pozycji poczułam tę inność, pewną egzotykę prowadzenia narracji w porównaniu do zachodnich twórców. Po pierwsze akcja w książce jest powolna, nie skupia się na gnaniu przez kolejne wydarzenia, a na niezwykle bogatym ludzkim wnętrzu i spokojnym przeżywaniu fabuły. To jest książka do rozmyślania i kontemplacji, a nie do szybkiego przeżucia jej treści.
Po drugie jest to dzieło pełne mistycyzmu i mądrości o wyczuwalnej dalekowschodniej nucie. Choć może wydawać się prostą i przystępną książką, to tak naprawdę kryje w sobie różne pokłady głębi. Odkrycie każdego kolejnego jej poziomu zależy od odbiorcy, na którego trafi i na okres w życiu, w jakim zostanie przez niego przeczytana.
Sen w rzeczywistym świecie służy do regeneracji ciała i umysłu po ciężkim dniu i w przygotowaniu na kolejny. To co nam się śni pozornie nie jest ważne, większości naszych snów nawet nie zapamiętujemy. W świecie książki “Galeria snów DallerGuta” jest całkowicie inaczej. Sny mogą być odbierane niczym prawdziwe zdarzenia i można je kupić na sklepowych półkach. Czy możliwość wybrania tego, co nam się ma przyśnić nie brzmi wspaniale?
W powieści sny są na tyle ważnym elementem życia społeczności, że powstały nawet odpowiednie kierunki studiów w tej dziedzinie - choćby kinematografia snów czy neuronauka snów. Możesz śnić co tylko chcesz, spełniać swoje największe marzenia, wracać do pięknych wspomnień, a nawet… leczyć swoje traumy.
Sama Galeria przywodzi na myśl popularne dawno temu wypożyczalnie filmów wideo, tylko zamiast kaset do magnetowidu możemy znaleźć tutaj opakowania ze snami. Ten nietypowy sklep mieści się na czterech różnych piętrach, na których panują całkiem odmienne zasady sprzedaży i różne rodzaje snów. Penny, świeżo upieczona pracowniczka ma zdecydować na którym z nich ostatecznie chciałaby objąć posadę. Towarzyszymy jej jako nowicjuszce i poznajemy zasady działania tego nietypowego biznesu za który płaci się emocjami…
“Galeria snów DallerGuta” to powieść niezwykle metaforyczna, jak można się było spodziewać po opisie. Pełna życiowych prawd i wartościowych wskazówek. Choć z gruntu fantastyczna, to tak bardzo prawdziwa i bliska codzienności większości ludzi. Jeśli lubisz delektować się słowami i niespiesznie zastanawiać nad pięknem i bólem istnienia, to ta książka jest zdecydowanie dla Ciebie.
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Mova
24/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Galeria snów DallerGuta” Lee Mi Ye jest drugą książką azjatyckiego autora, którą przeczytałam w tym roku. Muszę przyznać, że w tej pozycji poczułam tę inność, pewną egzotykę prowadzenia narracji w porównaniu do zachodnich twórców. Po pierwsze akcja w książce jest powolna, nie skupia się na gnaniu przez kolejne wydarzenia, a na niezwykle bogatym...
2024-03-20
23/52/2024 ig: @Liber.tinea
Dawno temu zaczytywałam się w horrorach autorstwa Stephena Kinga, Grahama Mastertona i kilku innych pomniejszych autorów. Jako nastolatka wręcz uwielbiałam się bać. Jednak im więcej strasznych opowieści było za mną, tym trudniej było mnie czymś w nich zaskoczyć i zaczynały być dla mnie coraz… śmieszniejsze. Niestety wiele z nich opierało się na tych samych schematach i mechanizmach, dlatego zaczęłam coraz rzadziej po nie sięgać.
Ostatnio zauważyłam, że praktycznie w ogóle nie czytam tego gatunku, no, może zdarza się jedna czy dwie książki na rok. Dlatego właśnie teraz postanowiłam sięgnąć po coś “strasznego”. Okładka “Jak sprzedać nawiedzony dom” spod pióra Grady'ego Hendrixa od razu przyciągnęła moją uwagę i przywołała dawny sentyment. Zwłaszcza, że połączenie niewinności, której symbolem są w niej dziecięce lalki, oraz demonicznego zła, zawsze uważałam za jedną z lepszych podstaw tego gatunku.
Louise wyjechała z rodzinnego domu ponad dwadzieścia lat temu i od tamtej pory utrzymuje raczej sporadyczne kontakty ze swoimi rodzicami. Stanowczo zaś nie chce mieć nic wspólnego z Markiem, swoim bratem nieudacznikiem, który według wszelkich powszechnych schematów społecznych zmarnował swoje życie. Gdy kobieta dowiaduje się o tragicznej śmierci obojga rodziców podejmuje trudną decyzję pozostawienia swojej pięcioletniej córki z byłym partnerem i wyjazd do ich domu. Musi przygotować go do sprzedaży, uporządkować cały pozostawiony przez rodzicieli dobytek.
Robi to bardzo niechętnie, bo to miejsce budzi w niej niepokój. Matka była twórczynią lalek służących jej do płatnych przedstawień marionetkowych, a te wypełniają całą przestrzeń domu. Wśród setek zabawek znajduje się ta najbardziej przerażająca ze wszystkich - Pupkin. To właśnie jemu najbardziej zależy na tym, aby nieruchomość nie została sprzedana. Kryje się za tym pewna rodzinna tajemnica, którą Louise wraz z Markiem, pomimo wzajemnej awersji muszą wspólnie stawić czoło. Czy oboje wyjdą z tego starcia zwycięsko?
Muszę przyznać, że choć i ten horror opiera się na dosyć znanych i powtarzanych motywach, to jednak jest wyjątkowo dobry na tle gatunkowej konkurencji. Zaczyna się dosyć niewinnie, strach skrada się w nim cicho i niepozornie, żeby w pewnym momencie eksplodować skrywaną brutalnością. Nie jest to straszak dla mas, gdzie potworki wyskakują z szaf z nagłym piskliwym dźwiękiem. Ta powieść to coś głębszego, poruszającego najgłębiej skrywane lęki bohaterów, ale zakładam, że również i wielu Czytelników.
Świetne kreacje bohaterów sprawiają, że fabuła staje się bardziej realna, a oni sami bliżsi czytelnikowi, wraz ze wszystkimi wadami i mankamentami charakterów. Rodzina, choć na pozór całkiem normalna, to jednak w jakiś sposób dysfunkcyjna - irytujące zapisy w testamencie, nierówne traktowanie dzieci przez rodziców, tajemnice. To wszystko budziło we mnie sprzeciw i niezrozumienie, ale stawało się tym bardziej prawdziwe i poddawało w wątpliwość rzeczywistość. Choć wcześniej nie czytałam niczego innego autorstwa tego pisarza, to skutecznie przekonał mnie tą powieścią do sięgnięcia po kolejne swoje książki.
23/52/2024 ig: @Liber.tinea
Dawno temu zaczytywałam się w horrorach autorstwa Stephena Kinga, Grahama Mastertona i kilku innych pomniejszych autorów. Jako nastolatka wręcz uwielbiałam się bać. Jednak im więcej strasznych opowieści było za mną, tym trudniej było mnie czymś w nich zaskoczyć i zaczynały być dla mnie coraz… śmieszniejsze. Niestety wiele z nich opierało się na...
2024-03-19
22/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Ludzie z kości “autorstwa Pauli Lichtarowicz to książka, która przyciągnęła mnie swoim niebanalnym tytułem. Nie będę ukrywać - niebanalną okładką również. Po przeczytaniu opisu Wydawcy już wiedziałam, że mam szansę trafić na dobrą powieść historyczną inspirowaną faktami. Ostatnio o takie nie jest łatwo na rynku czytelniczym. Nie zawiodłam się, gdyż ta publikacja zachwyciła mnie i pozostawiła z mnóstwem przemyśleń.
Historia rozpoczyna się w przedwojennym Przemyślu, a główna bohaterka, Lena, ma szesnaście lat. Żyje w szczęśliwym otoczeniu kochającej rodziny i ma skrupulatnie ułożony plan na swoją przyszłość - chce studiować medycynę i zostać lekarzem. Jest niesamowicie inteligentną indywidualistką, ma niespotykane jak na przedwojenne czasy poglądy i cięte riposty na każdą sytuację. Nie wierzy w cygańskie wróżby i trzeźwo stąpa po ziemi. Od razu zauroczyła mnie jej silna, wyraźna postać o mocnym charakterze.
Wraz z upływającymi latami, pełnymi społecznych niepokojów, towarzyszymy głównej bohaterce w życiowej wędrówce przez te trudne czasy. Choć Lena nigdy nie chciała wychodzić za mąż, to życie zdecydowało za nią inaczej. Widzimy jej metamorfozę - jak przeistacza się z pełnej wiary w przyszłość młodej dziewczyny w dojrzałą kobietę, która musiała odrzucić swoje młodzieńcze marzenia w obliczu kolei losu i strasznej wojny.
Powieść stanowi niesamowity obraz czasów, gdy strach powoli stawał się codziennością. Pokazuje jak jednostka z wielkimi aspiracjami musiała z nich zrezygnować i na przekór wszystkiemu ułożyć plan na siebie w realiach nieprzewidzianych we wcześniejszych swoich marzeniach. “Ludzie z kości” to historia rodzinna autorki, opowiadająca dzieje jej babki, która została zesłana na Syberię.
To jedna ze współczesnych książek z historią w tle, którą mogę polecić z ręką na sercu. Jestem bardzo wybrednym czytelnikiem w tej kwestii, ponieważ nie mogę znieść trendu ostatnich lat, w którym romantyzuje się wojnę. To był największy horror, jaki można sobie wyobrazić. Głód, przebijające do szpiku kości zimno, choroby, terror, strach o życie swoje i bliskich, żałoba po utraconych ludziach i dawnym życiu. Nie rozumiem pseudohistorii, które z tego koszmaru wyłaniają obraz czasów, nienaznaczających cierpieniem wszystkich tych, którzy przetrwali, a wkładają w jej ramy opowieści rodem z tanich romansów. Książka Pauli Lichtarowicz jest dziełem głębokim i bolesnym. Powieścią nostalgiczną i choć momentami wywołującą też rozbawienie, to jednak tragiczną w swojej prawdziwości. Mogłabym ją czytać bez końca…
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
22/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Ludzie z kości “autorstwa Pauli Lichtarowicz to książka, która przyciągnęła mnie swoim niebanalnym tytułem. Nie będę ukrywać - niebanalną okładką również. Po przeczytaniu opisu Wydawcy już wiedziałam, że mam szansę trafić na dobrą powieść historyczną inspirowaną faktami. Ostatnio o takie nie jest łatwo na rynku czytelniczym. Nie zawiodłam się,...
2024-03-15
21/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Salamandra. Historia o niedojrzałej dojrzałości” jest już czwartym tomem serii “Matki, czyli córki” spod pióra Nataszy Sochy. Dotychczas jeszcze nie czytałam żadnej książki autorki, ale przygodę z tą zaliczam do udanych. Jednak nie było tak od samego początku lektury, ponieważ mniej więcej do połowy objętości woluminu… zastanawiałam się raczej nad odłożeniem książki… Okazuje się, że to jedna z tych pozycji, która potwierdza regułę o zaletach czytania powieści do końca, gdyż wiele może nas jeszcze zaskoczyć. Rzadko się to zdarza, ale jak widać - zdarza. Jak to się stało, że jednak jej nie odłożyłam i jeszcze diametralnie zmieniłam o niej zdanie?
W początkowych rozdziałach, gdzie między innymi był przypominany wątek matki i babki Kaliny drażniły mnie niewyobrażalne zbiegi okoliczności, które spotykały tamte bohaterki i absurdalność tych sytuacji. Dodatkowo do połowy książki nie mogłam znieść zachowania samej głównej bohaterki, czyli Kaliny. Jej reakcja na zdradę przez partnera była dla mnie wręcz groteskowa. Niechęć, apatia, lekceważenie uczuć swoich bliskich. Byłam przekonana, że to jedna z tych książek, gdzie nic się nie dzieje, a później… dalej nic się nie dzieje. Ale wszystko jednak ma sens! Mniej więcej w połowie książki następuje taki plot twist, że aż mnie wbił w fotel. Od tego momentu moje podejście do tej lektury całkowicie się zmieniło. Od totalnej niechęci, aż do czytania z wypiekami na twarzy.
Kalina to 54 letnia kobieta, porzucona przez partnera, Kosmę, po jego wcześniejszej zdradzie. Trochę przeraża mnie relacja Kaliny z Konstancją, czyli córki z matką. Jak wynika z książki, w przeszłości Kalina “uciekła z domu” w wieku 46 lat z mężczyzną. Tak, to nie pomyłka, chodzi o kobietę, która miała wtedy 46 (słownie: czterdzieści sześć) lat. Choć przez to trochę boję się wracać do wcześniejszych części, to jednocześnie jestem dziwnie ciekawa co tam się działo.
Kalina ma dwie córki. Jedną dorosłą, Kirę oraz ośmioletnią Helenkę. Obie latorośle wspierają matkę jak mogą w ciężkim czasie po rozstaniu. Jednak u Kaliny to załamanie trwa już dwa lata, dlatego dziewczyny postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i przywrócić swojej rodzicielce radość z życia. Pojawia się pomysł kupna psa, ale schodzi na dalszy plan gdyż później po konsultacji starszej córki, Kiry, z jej dziadkiem a ojcem Kaliny, wspólnie decydują się na wynajęcie opiekunki, a raczej opiekuna dla Helenki (młodszej córki). Liczą, że dzięki Jakubowi matka będzie mogła wytyczyć dla siebie nową mapę marzeń i konsekwentnie, bez wymówek zacząć ją realizować. Czy tak rzeczywiście się stanie?
“(...) tak długo, jak długo marzymy i chcemy te marzenia spełniać, chcemy też żyć.”
Kira wpada też na pomysł utworzenia kręgu kobiet, co miałoby pomóc jej matce w otwarciu się i wypowiedzeniu na głos wszystkiego co ją boli w gronie osób, które jak ona przeszły trudne chwile. Czy Kalina zgodzi się na uczestnictwo w warsztatach mających na celu uzdrawianie dusz? Jak taki krąg wygląda i czy rzeczywiście może mieć taki kojący wpływ, jak myśli o tym Kira? Książka należy do grupy tych przyjemnych w odbiorze i “szybkoczytalnych”, które można pochłonąć w jeden lub dwa wieczory. W ostatecznym rozrachunku polecam ją na relaks i nie wykluczam, że kiedyś sięgnę po wcześniejsze tomy.
21/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Salamandra. Historia o niedojrzałej dojrzałości” jest już czwartym tomem serii “Matki, czyli córki” spod pióra Nataszy Sochy. Dotychczas jeszcze nie czytałam żadnej książki autorki, ale przygodę z tą zaliczam do udanych. Jednak nie było tak od samego początku lektury, ponieważ mniej więcej do połowy objętości woluminu… zastanawiałam się raczej...
2024-03-11
20/52/2024 ig: @Liber.tinea
Lonia Bielak jest zwykłą, niewykształconą dziewczyną ze wsi, której życie nie rozpieszczało. Kiedy poznała Jakuba, żołnierza Armii Ludowej, uznała, że złapała Pana Boga za nogi. Jadąc do swojego narzeczonego do Warszawy prosto z majątku Kozłówka, gdzie jej matka pracowała jako podkuchenna, poznaje Władka. Jeszcze nie wie, że po tej podróży zostanie on miłością jej życia i choć początkowo nie zna o nim całej prawdy, a nawet jego prawdziwego imienia, to jednak ta będzie miała ogromy wpływ na przyszłość ich znajomości.
W “O nic nie pytaj” widzimy stopniową metamorfozę Loni. Z niedoświadczonej i naiwnej dziewczyny na kartach tej książki przeistacza się ona w waleczną kobietę, która nie zawaha się stanąć w obronie ludzi, na których jej zależy. Choć dla mnie Lonia nie jest kryształowo czystą postacią, to jej przewiny małżeńskiej zdrady są niczym w stosunku do tego, czego dopuszczał się Jakub w granicach prawa stworzonego przez ówczesne władze komunistyczne.
Zaraz po Drugiej Wojnie Światowej Polska popadła w kolejną wojnę, tym razem cichą, tę domową, gdzie ścierały się wpływy radzieckie i prawdziwi obrońcy kraju. Jak potoczyły się losy naszego państwa wszyscy wiemy… Dopiero po upadku komunizmu otwarcie możemy mówić o uciśnieniu i bestialstwach jakich dokonywano na naszych ziemiach, naszym obywatelom. Dopiero od lat 90tych jesteśmy świadkami stopniowego demaskowania ówczesnej propagandy.
Dagmara Leszkowicz-Zaluska właśnie w czasie tworzenia się i umacniania komunizmu w Polsce umiejscowiła akcję swojej książki. Na naszych oczach zmieniają się charaktery bohaterów poddawane wpływom środowisk w jakich się obracali i przekonań w które wierzyli. Każda z trzech kreacji głównych postaci może stanowić idealny podkład pod odrębną rozprawkę i charakterystykę. Moim zdaniem nie ma tam stuprocentowo złej osoby i stuprocentowo dobrej. Charakter każdego z nich został uwypuklony przez czasy w jakich żyje, co nie znaczy, że nie mógłby stać się kimś innym w lepszym momencie dziejów.
Książka jest bardzo dobrze napisana, językiem pięknym i przystępnym. Klimat uchwycony przez autorkę idealnie oddaje ducha tamtych czasów (przynajmniej tak właśnie to wszystko sobie wyobrażam). Dzięki tej pozycji czytelnik może nie tylko poznać polityczne kulisy powojennej rzeczywistości, ale także codzienność zwykłych obywateli i patriotyczną wolę walki przeciwników komunizmu. Uważam, że warto sięgnąć po “O nic nie pytaj” i dać się porwać historii o tamtej zakazanej miłości w realiach, gdzie mogła ona zaważyć na czyimś życiu lub śmierci.
20/52/2024 ig: @Liber.tinea
Lonia Bielak jest zwykłą, niewykształconą dziewczyną ze wsi, której życie nie rozpieszczało. Kiedy poznała Jakuba, żołnierza Armii Ludowej, uznała, że złapała Pana Boga za nogi. Jadąc do swojego narzeczonego do Warszawy prosto z majątku Kozłówka, gdzie jej matka pracowała jako podkuchenna, poznaje Władka. Jeszcze nie wie, że po tej podróży...
39/52/2024 ig: @Liber.tinea
“Skradzione dni” to powieść na wskroś obyczajowa, która moim zdaniem powinna zadowolić fanów tego gatunku. Dwie bohaterki i dwie trudne życiowe historie. Kira Dawidow to młoda, ale już nieco poturbowana przez los kobieta. Przyjeżdża do Rogożów wiedziona wątłą nitką wspomnienia zahaczonego w swojej pamięci. Kiedy była mała, matka śpiewała jej kołysankę, z której zapamiętała jedynie nazwę tego miasteczka.
Obok niej Maria Montenero, która z dnia na dzień staje się bezdomna po utracie swojej chaty przy lesie. Tymczasowym schronieniem ich obu staje się Charlie - tak pieszczotliwie nazwały kampera należącego do młodszej z kobiet. Jak się okazuje, obie panie są połączone więzami krwi, choć same o tym nie wiedziały przez długi czas…
Kolejny już raz trafiłam na drugi tom cyklu książek, spodziewając się samodzielnej historii. Nic w opisie, ani na portalach czytelniczych nie zasugerowało mi, że ta opowieść ma wstęp w postaci poprzedniej części, którą warto byłoby znać. Choć wiele z opowieści można samemu wydedukować i ostatecznie zrozumieć ją jako całość, to sporo spraw zostaje i tak w formie niedopowiedzeń i braków z poprzedniego tomu…
Powieść spod pióra Pani Grażyny Jeromin-Gałuszka toczy się spokojnie, opowiada o zwyczajnych losach, o tragediach, jakich wiele wokół nas. Mówi o poszukiwaniu swojego miejsca, korzeni i bliskości drugiego człowieka. Choć jej wydźwięk jest raczej pozytywny, to momentami książka mi się dłużyła. Nie mogłam wczuć się w relacje między wszystkimi bohaterkami (również tymi pobocznymi), w ich przekomarzanie się itd. Być może ich zażyłość powstała w pierwszym tomie już nie dopuszczała mnie do tej przyjaźni…?
Na szczęście historia dotyczy nie tylko wyżej wspomnianych wiodących postaci, ale mamy w niej także retrospekcje trudnego życia Bronki i jej córki Erizy, dzięki którym nie odłożyłam książki w połowie. Kim jest Bronka i dlaczego jest ważna dla tej powieści, musicie sprawdzić sami. Nie polecę z czystym sumieniem, ale i nie odradzę tej lektury. Są osoby, które lubią takie powieści o codzienności. Na mnie nie zrobiła szczególnego wrażenia, ale była poprawna.
Współpraca barterowa z Wydawnictwem
39/52/2024 ig: @Liber.tinea
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to“Skradzione dni” to powieść na wskroś obyczajowa, która moim zdaniem powinna zadowolić fanów tego gatunku. Dwie bohaterki i dwie trudne życiowe historie. Kira Dawidow to młoda, ale już nieco poturbowana przez los kobieta. Przyjeżdża do Rogożów wiedziona wątłą nitką wspomnienia zahaczonego w swojej pamięci. Kiedy była mała, matka śpiewała jej...