-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz4
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński37
Biblioteczka
2024-05-20
2024-05-18
Pole Emonda to rolnicza osada położona na uboczu wszystkiego, gdzie ludzie żyją nieśpiesznie, a jedynymi odstępstwami od normy są rzadkie wizyty bardów czy wędrownych handlarzy, którzy przynoszą wieści z wielkiego świata. Właśnie tam mieszka Rand, młody chłopak, syn pasterza, a także jego przyjaciele, Mat i Perrin. Ich powolne życie zmienia się, gdy Pole Emonda atakują trolloki, potwory, o których mieszkańcy słyszeli dotąd jedynie w opowieściach snutych wieczorami przy kominku. W odparciu ataku pomaga tajemnicza Moiraine i jej wierny towarzysz Lan, którzy przybyli do wioski po to, by zabrać z niej Randa, Mata i Perrina. Chłopcy okazują się być przyczyną ataku trolloków i stanowią zagrożenie dla Pola Emonda, a ponadto zdają się być kimś więcej niż tylko zwykłymi młodymi mężczyznami z wioski na końcu świata. Rand, Mat i Perrin ruszają więc wraz z Moiraine i Lanem, a także Egwaine, która również pochodzi z Pól Emonda, na wyprawę, podczas której ma się okazać kim tak naprawdę są i dlaczego ścigają ich złe siły.
O „Kole Czasu” słyszałam naprawdę wiele, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych opinii. Wszystkie skłoniły mnie do zapoznania się z pierwszym tomem tej ogromnej serii, jednak głównym czynnikiem, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po „Oko Świata” była chęć przeczytania high fantasy, czegoś podobnego do „Władcy Pierścieni”. I po skończeniu lektury muszę powiedzieć, że faktycznie dostałam coś podobnego, miejscami nawet bardzo, ale jednocześnie też coś wyjątkowo dobrego.
Pierwszym, co zauważyłam w „Oku Świata” (a przynajmniej pierwszym co uderzyło we mnie, kiedy bohaterowie opuścili już Pola Emonda i zaczęli swoją podróż) było to, że świat wykreowany przez Jordana jest po prostu OGROMNY. Bohaterowie, z racji swojego celu, podróżują nieustannie i przejeżdżają przez różnorakie wioski, miasta i inne miejsca, które stoją im na drodze do celu. I choć to, co teraz napisze, może wydawać się sztampowe, to wszystkie te miejsca są całkowicie od siebie różne, każde ma swój niepowtarzalny klimat i jest opisane w taki sposób, jakbym ja również się w nim znajdowała. Z racji tego, że „Koło Czasu” to naprawdę wielka seria, to zakładam, że w kolejnych tomach Rand i reszta postaci odwiedzą też inne miejsca, a także będą powracać do starych. I nie skłamię mówiąc, że bardzo czekam żeby poczytać o tym, co autor jeszcze wykreował.
W odniesieniu do tego tomu jak i do całej serii pojawia się zarzut, że Jordan lubi lać wodę i tworzyć niepotrzebne dłużyzny. I faktycznie, książka mogłaby być krótsza, jednak w mojej ocenie te dłużyzny, przynajmniej w „Oku Świata” (bo reszta serii naturalnie jest jeszcze przede mną) nie były jeszcze nie do zniesienia, a co więcej – budowały klimat i poczucie zagrożenia, jakie wisiało nad bohaterami. Czytałam o wiele krótsze i o wiele gorszym stylu przeciągnięte książki (tak, „Pieśni o popiołach i mroku”, patrzę na ciebie, choć pewnie od tego porównania Robert Jordan przerwaca się w grobie), więc może dlatego nie jest to dla mnie wielka wada, choć przyznaję, że może ona odstraszyć czytelników.
Podobieństwa do „Władcy Pierścieni” rzeczywiście są widoczne, nawet bardzo i jestem pewna, że autor inspirował się dziełem Tolkiena. Jednak trzeba oddać Jordanowi to, że kiedy Rand i spółka wyjeżdżają już z wioski na wyprawę, to podobieństwa bledną, a sam autor w późniejszych sekwencjach dodaje dużo od siebie.
Co do bohaterów to muszę powiedzieć, że polubiłam wszystkich towarzyszy Randa, jak i jego samego. Jest to dla mnie o tyle zaskakujące, że z tego co zauważyłam, większość czytelników czuje ogromną niechęć zwłaszcza do postaci kobiecych. Ja, jak już pisałam, polubiłam wszystkich, chociaż przyznam też, że niektóre zachowanie Egweine i Nyneave były irytujące. Z drugiej jednak strony obie dziewczyny nie zachowywały się w ten sposób bez przyczyny, więc o ile rozumiem brak sympatii do nich ze strony innych czytelników, tak ja tych uczuć nie podzielam. Moją ulubienicą natomiast, przynajmniej na ten moment, jest Moiraine.
W ogóle jeśli chodzi o piątkę bohaterów z Pola Emonda to mam wrażenie, że przed nimi długa droga jeśli chodzi o ich charakter i jego zmiany. Widać do zwłaszcza na przykładzie Randa i samej końcówki książki. Na ten moment jednak też nie mogę nic im zarzucić, bo zachowują się i myślą dokładnie tak, jak się tego spodziewałam po postaciach mieszkających całe życie w wiosce gdzieś na końcu świata. Nie zawsze postępowali mądrze i gdyby nie Moiraine i Lan to pewnie nie mieliby szans, ale z drugiej strony cała sytuacja jest dla nich nowa i ciężko im się dziwić.
Fabuła też była ciekawa, przynajmniej jak na początek dużej i epickiej serii fantasy i choć skupiała się głównie na ucieczce przed siłami zła, to autor potrafił utrzymać mnie w napięciu, a do tego widać było, że nie cacka się ze swoimi bohaterami, to dla mnie zawsze jest na plus. Jednocześnie „Oko Świata” dało bardzo mało odpowiedzi i całe naręcza pytań, ale nic dziwnego, w końcu nie można oczekiwać, że w pierwszym tomie zostaną rozwiązane wszystkie zagadki. Poza tym końcówka obiecuje dobrą historię, przynajmniej w tomie kolejnym.
Jeszcze napomknę o tym, że system magiczny, choć nie wyjaśniony do końca (przynajmniej na razie) jest zbudowany na bardzo ciekawym fundamencie, jakim jest podział mocy na dwie cząstki, męską i żeńską. To dla mnie coś nowego i ciekawego, co bardzo mi się podoba.
Na pewno sięgnę po kolejny tom, choć dopiero za jakiś czas. Co by nie mówić, „Oko Świata” trochę mnie zmęczyło, i choć jest to zmęczenie dobre i satysfakcjonujące, to wymaga ode mnie, bym choć chwilę odpoczęła przed sięgnięciem po „Wielkie Polowanie”.
Pole Emonda to rolnicza osada położona na uboczu wszystkiego, gdzie ludzie żyją nieśpiesznie, a jedynymi odstępstwami od normy są rzadkie wizyty bardów czy wędrownych handlarzy, którzy przynoszą wieści z wielkiego świata. Właśnie tam mieszka Rand, młody chłopak, syn pasterza, a także jego przyjaciele, Mat i Perrin. Ich powolne życie zmienia się, gdy Pole Emonda atakują...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-16
Ten tom podobał mi się nieco mniej od poprzedniego, ale ogólnie historia nadal trzyma bardzo wysoki poziom. Poza tym zdążyłam już się zżyć z tymi bohaterami i ich przygodami, więc pewnie szybko zabiorę się za kolejny.
Ten tom podobał mi się nieco mniej od poprzedniego, ale ogólnie historia nadal trzyma bardzo wysoki poziom. Poza tym zdążyłam już się zżyć z tymi bohaterami i ich przygodami, więc pewnie szybko zabiorę się za kolejny.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-14
Dobrze było wrócić do tych mang, zwłaszcza że historia daje mi naprawdę dużo radości i odprężenia. Te historie były wyjątkowo urocze, z uwagi na psa Bonda, którego przygarniają Forgerowie i który, jak przystało na tę rodzinę, również ma swoje specjalne umiejętności.
Dobrze było wrócić do tych mang, zwłaszcza że historia daje mi naprawdę dużo radości i odprężenia. Te historie były wyjątkowo urocze, z uwagi na psa Bonda, którego przygarniają Forgerowie i który, jak przystało na tę rodzinę, również ma swoje specjalne umiejętności.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-13
Fallon Rossi zostaje podstępem uwięziona w obsydianowych podziemiach. Jej oprawcą jest Dante, który za wszelką cenę pragnie posiąść magię, jaką w żyłach nosi dziewczyna, by za jej pomocą zniszczyć Królestwo Wron i Lore’a. Fallon znajduje jednak sojusznika i to w osobie, którą o to najmniej podejrzewała. Jednak zanim dziewczyna będzie mogła uwolnić się z miejsca, w którym przetrzymuje ją król Luce, będzie musiała go zabić, i nie zawaha się przed niczym, by to uczynić.
Cieszę się, że to już koniec, bo to był chyba najgorszy tom z całej trylogii. Początek był w miarę interesujący i choć przewidziałam większość rzeczy, to i tak słuchałam o poczynaniach Fallon z pewną dozą przyjemności i byłam całkiem ciekawa co będzie dalej. Zaczęło się psuć dopiero, gdy na scenę ponownie wszedł Lore i dopiero podczas słuchania „Domu składanych obietnic” zorientowałam się, że nie cierpię tego bohatera, a zwłaszcza tego jak bardzo zaborczy jest w stosunku do Fallon i w jakim poważaniu ma samego siebie i klątwę, którą jest obciążony. Liczy się dla niego tylko to, by Fallon była przy nim i nic więcej, a jej troskę w stosunku do siebie samego bardzo bagatelizuje. Może kiedyś taką zaborczość uznałabym za romantyczną, ale na pewno nie teraz. Okropny typ.
Z resztą większość bohaterów również nie jest zbyt sympatyczna w tym tomie, a jeśli już ktoś zaskarbił sobie moją sympatię po dwóch poprzednich tomach, tak jak na przykład dwójka przyjaciół głównej bohaterki, to jest ich zbyt mało, by ich pojawienie się było zaletą. Wyjątkiem wśród niesympatycznych postaci jest jednak dziadek Fallon, Justus Rossi, który ze względu na charakter i nagłą (dla czytelnika) zmianę frontu stał się dla mnie naprawdę ciekawy i żałuję, że było go tak mało.
Co do samej Fallon, to zaliczyła spadek formy, jednak nie jest na szczęście tak głupia jak w tomie pierwszym. Zdecydowanie też wolę te momenty, w których nie było przy niej Lore’a.
A jeśli chodzi o fabułę, to miała momenty, w których historia naprawdę dawała radę (np. sekwencja w oceanie, a także końcówka na statku) i w perspektywie całości była całkiem niezła. Niestety odbiór całości psują mi bohaterowie, bo słuchanie o większości tych postaci było irytujące.
Na końcu muszę też napomknąć o nowelce, którą wydawnictwo umieściło na końcu książki i która opowiada o Zendayi i Cathalu, czyli rodzicach Fallon. Według mnie była ona zupełnie niepotrzebna, bo nic nie wnosiła, tym bardziej że Zendaya to z charakteru ta sama bohaterka co Fallon, a Cathal to kopia Lore’a. Wydawało mi się że powstała tylko po to, by autorka miała pretekst do napisania jeszcze jednej sceny erotycznej.
Są takie książki, czy też takie serie, które chciałabym poznać, ale trochę szkoda mi czasu czytać je w formie fizycznej, dlatego audiobooki są dla mnie zbawieniem. „Królestwo Wron” było właśnie taką serią. Mimo jej wszystkich mankamentów cieszę się, że ją znam i że jestem na bieżąco chociaż z jednym trendem książkowym. Natomiast jedno wiem na pewno, do tych książek (i prawdopodobnie także do tej autorki) już nie wrócę.
Fallon Rossi zostaje podstępem uwięziona w obsydianowych podziemiach. Jej oprawcą jest Dante, który za wszelką cenę pragnie posiąść magię, jaką w żyłach nosi dziewczyna, by za jej pomocą zniszczyć Królestwo Wron i Lore’a. Fallon znajduje jednak sojusznika i to w osobie, którą o to najmniej podejrzewała. Jednak zanim dziewczyna będzie mogła uwolnić się z miejsca, w którym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-05
Po ostatnich wydarzeniach i zabiciu swojego brata Nikita wyrusza do Norwegii, by tam odszukać Akuszera Bogów i w końcu dowiedzieć się prawdy o sobie,, nieprzefiltrowanej przez Zakon i Irenę. W podróży towarzyszy jej wierny Robin, z którym kobieta nawiązuje coraz silniejszą więź i który intryguje nie tylko ją, ale również jej norweskich przyjaciół. Jednak poszukiwanie Akuszera i odpowiedzi nie jest proste, bo na Nikitę czyhają płatni zabójcy, a zabity przez nią brat nachodzi ją w snach.
Nie jest to tak dobry tom jak poprzedni, nie oczarował mnie tak mocno, ale to nadal jest całkiem solidna i zaskakująco dobra lektura. Fabuła miała głównie lepsze momenty, takie jak choćby spotkanie z pewnymi mitycznymi istotami pod koniec książki, i zainteresowała mnie na tyle, że z chęcią sięgnę po kolejny tom.
Poza tym sama Nikita jest naprawdę dobrze napisaną i prowadzoną bohaterką. Jej rozterki i to, że mentalne mury wzniesione przez nią samą zaczynają się kruszyć, jest naprawdę dobrze i wiarygodnie oddane. Nikita nie zmienia się ze strony na stronę, ale widać w niej przemianę i to, że coraz bardziej zaczyna jej zależeć na niektórych relacjach i coraz mocniej troszczy się o ludzi, których zaczyna uważać za przyjaciół.
Coraz bardziej podoba mi się również świat magiczny wykreowany przez Jadowską. Prawda, jest to trochę misz-masz wszystkich motywów, mitologii i wierzeń, ale dla mnie jest w nim coś przyciągającego, zwłaszcza w serii o Nikicie. Natomiast trochę rozczarował mnie tytułowy Akuszer, miałam nadzieję że będzie to postać bardziej interesująca.
Chętnie przesłucham trzeci tom, a także inne z Thornverse’u, bo chociaż seria o Dorze Wilk nie zdobyła mojej sympatii, to kolejne przeczytane przeze mnie książki Jadowskiej naprawdę mi się podobają.
Po ostatnich wydarzeniach i zabiciu swojego brata Nikita wyrusza do Norwegii, by tam odszukać Akuszera Bogów i w końcu dowiedzieć się prawdy o sobie,, nieprzefiltrowanej przez Zakon i Irenę. W podróży towarzyszy jej wierny Robin, z którym kobieta nawiązuje coraz silniejszą więź i który intryguje nie tylko ją, ale również jej norweskich przyjaciół. Jednak poszukiwanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-02
„Demon nocy” z pewnością będzie jednym z moich ulubionych tomów Sagi. Historia Vanji, jej sekret i to, do czego została wyznaczona porwała mnie niemal tak, jak pierwsze tomy serii, zwłaszcza jej druga połowa, która jest pełna napięcia i świetnie napisana. Największym jednak plusem jest sama Vanja, która nie wyróżnia się na pozór od innych zwyczajnych członków Ludzi Lodu, a jednak wykazuje się ogromną siłą, odwagą i szczerym, czystym uczuciem, jakim darzy Tamlina. Brakowało mi tylko tego duchowego aspektu ich związku, który co prawda pojawił się przy końcu, ale tylko na chwilę. Jednak poza tym „Demon nocy” jest dla mnie jednym z najlepszych tomów Sagi o Ludziach Lodu.
„Demon nocy” z pewnością będzie jednym z moich ulubionych tomów Sagi. Historia Vanji, jej sekret i to, do czego została wyznaczona porwała mnie niemal tak, jak pierwsze tomy serii, zwłaszcza jej druga połowa, która jest pełna napięcia i świetnie napisana. Największym jednak plusem jest sama Vanja, która nie wyróżnia się na pozór od innych zwyczajnych członków Ludzi Lodu, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-29
Nie będzie to mój ulubiony tom, ale mimo to podobał mi się. W przeciwieństwie do poprzedniego nie był nastawiony na walkę z Tengelem Zły, a raczej na osobiste i sercowe problemy Ludzi Lodu. Wątek Marit i Christoffera jest bardzo ładny i uroczy, choć Christofferowi długo zajęło całkowite odcięcie się od poprzedniej narzeczonej, a jego sentyment do niej mnie bardzo irytował. Podoba mi się też to, w jakim kierunku poszedł wątek Benedikte, bo dziewczyna naprawdę zasłużyła na szczęście.
Nie będzie to mój ulubiony tom, ale mimo to podobał mi się. W przeciwieństwie do poprzedniego nie był nastawiony na walkę z Tengelem Zły, a raczej na osobiste i sercowe problemy Ludzi Lodu. Wątek Marit i Christoffera jest bardzo ładny i uroczy, choć Christofferowi długo zajęło całkowite odcięcie się od poprzedniej narzeczonej, a jego sentyment do niej mnie bardzo irytował....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Elsie Camden jest łamaczką zaklęć. Umiejętność ta nie daje może takiego prestiżu jak bycie magiem, ale jest przydatna i dodaje prestiżu, a to przydałoby się komuś takiemu jak Elsie. Jest jednak pewien problem – dziewczyna nie jest zarejestrowana jako łamaczka, więc każde użycie umiejętności to narażanie się na wykrycie, a Elsie korzysta ze swoich mocy bardzo często, gdyż działa w swoistym ruchu oporu, który krzyżuje plany zamożnym i za bardzo panoszącym się magom. Dotychczas młoda czarodziejka nieźle dawała sobie radę z utrzymaniem w sekrecie tego kim jest, jednak wszystko sypie się, gdy na gorącym uczynku przyłapuje ją młody mag Bacchus, który w zamian za trzymanie języka za zębami wymusza na niej współpracę. Pomoc Bacchusowi co prawda jest jedyną możliwością, by Elsie uszła cało z sytuacji, w jakiej się znalazła, ale jednocześnie wplątuje ją to w wydarzenia, które wstrząsają całym światem magów.
Audiobook „Spellbreakera” był kolejnym na mojej półce na Legimi, jednak skłamałabym gdybym powiedziała, że tylko dlatego przesłuchałam tę książkę. Zainteresował mnie opis, a przede wszystkim łamanie zaklęć i cały system magiczny, który wykreowała autorka, głównie dlatego też postanowiłam się z tą książką zapoznać.
System ten co prawda jest prosty, ale jednocześnie całkiem pomysłowy i co więcej, ma potencjał na to, by wykorzystać go bardziej niż tylko w jednej dylogii, a z tego co widzę nie zanosi się też na to, żeby dylogia ta się powiększyła. Z drugiej jednak strony, druga seria Homberg, która zaczyna się książką „Papierowy mag” chyba również może się pochwalić ciekawym konceptem na system magiczny (nie czytałam, mogę więc wnioskować jedynie z jej opisu), więc pewnie autorka ma po prostu do tego smykałkę. Nie jest co prawda Sandersonem, ale pomysły ma niezłe, więc doceniam. Podoba mi się zwłaszcza aspekt nauki magii i kwestia magicznych ksiąg, które w tym świecie powstają w ciekawy sposób, jednak nie można też pominąć tematu łamania zaklęć, które jest tutaj chyba najważniejsze. Dodatkowo choć wachlarz umiejętności bohaterów wydaje się być szeroki, zwłaszcza Bachusa jako maga, to magia nie rozwiązuje wszystkich problemów bohaterów, za to też plus.
Wątek główny również jest ciekawy, bo mamy tu kwestię zabójstwa magów i kradzieży ich ksiąg magicznych. Może nie jest to u podstaw nic odkrywczego, ale z biegiem fabuły wątek ten się rozszerza i bardzo eskaluje, zwłaszcza w drugiej połowie książki, która po prostu wywraca do góry nogami wszystko to, co ustalili dotychczas Bacchus i Elsie. I muszę też przyznać, że autorce udało się mnie zaskoczyć (i wykiwać w sumie też), bo nie spodziewałam się takiego zakończenia. Podobało mi się ono tym bardziej, że zapowiada dobry tom drugi.
Jak można się spodziewać, dostajemy tu też watek romantyczny pomiędzy Elsie i Bacchusem. Nie będzie to moja ulubiona para ani ulubiony romans, ale nie denerwuje i jest całkiem uroczy, a ponad to nie dominuje książki i jest tylko dodatkiem, przynajmniej w pierwszym tomie. Mam nadzieję, że nie pójdzie to w złym kierunku w części kolejnej.
Klimat powieści też jest dla mnie atutem, bo mamy tu Anglię u schyłku epoki wiktoriańskiej. Autorka całkiem czuje estetykę tego okresu i potrafi to oddać, choć przyznam też że czytałam książki, które lepiej sobie z tym radziły. Niemniej, nie jest źle, a powozy, kapelusze i proszone obiady dodają uroku całości.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, to teraz trochę ponarzekam. Opis książki zapowiada, że będzie tutaj podejmowany wątek walki z dyskryminacją na gruncie korzystania z magii, niestety nie odczułam, że taki temat w ogóle został poruszony. W świecie wykreowanym przez Holmberg magowie są postawieni o wiele wyżej od łamaczy zaklęć, a przynajmniej tak twierdzą bohaterowie. Ja jako czytelniczka nie mogłam tego stwierdzić, bo jedyną bodaj łamaczką, jaka w tej książce się pojawia jest Elsie, a Elsie, jako niezarejestrowana łamaczka, teoretycznie żadnych praw i roszczeń mieć nie może. Nie widać też, żeby bardzo o te prawa walczyła, tym bardziej że sytuacja, w której znajduje się na początku książki nie bardzo jej na to pozwala. Bardzo jest więc ten wątek walki o równość naciągany, przynajmniej moim zdaniem.
Niemniej jednak książka mi się całkiem podobała i mogę szczerze powiedzieć, że z chęcią przesłucham tomu drugiego.
Elsie Camden jest łamaczką zaklęć. Umiejętność ta nie daje może takiego prestiżu jak bycie magiem, ale jest przydatna i dodaje prestiżu, a to przydałoby się komuś takiemu jak Elsie. Jest jednak pewien problem – dziewczyna nie jest zarejestrowana jako łamaczka, więc każde użycie umiejętności to narażanie się na wykrycie, a Elsie korzysta ze swoich mocy bardzo często, gdyż...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to