-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-02-13
2023-11-03
Sięgnęłam po tę książkę tylko dlatego, że był ebook w abonamencie legimi, wiec nie ryzykowałam większego wydatku. Jeszcze nic z niej nie gotowałam, ale zaraz kupuję brukselkę i kurczaka na weekend, chcę koniecznie wypróbować.
Autor używa wielu aromatycznych przypraw świątecznych w ciekawych kombinacjach, a z doświadczenia wiem, że w przyprawach (i dobrych surowcach wyjściowych) leży tajemnica smacznych dań. Te przepisy pasują więc do okresu zimowego, także poza świętami. Jest tu wszystko – dania główne, przystawki, desery, nalewki, ciasta i ciasteczka.
Przyznaję, że pierwszy przepis nie był zbyt zachęcający – sos sojowy w barszczu czerwonym wg mnie nie ma czego szukać! On należy do kuchni azjatyckiej, a nie staropolskiej. Poza tym nie jestem pewna, czy zakwas buraków bez odrobiny chleba, chociażby skórki, na zakwasie, nie spowoduje, że buraki zamiast fermentować – po prostu się zepsują i trzeba będzie wszystko wyrzucić? Kto wypróbował, proszę dać znać 😊 .
Ogólnie te dania nie są prostsze ani szybsze od tradycyjnych polskich, ale myślę, że warto je wypróbować, ze względu na ciekawe kombinacje przypraw. No i osobiście lubię nowości w kuchni, ale zrobię to jeszcze przed świętami, żeby nie ryzykować świątecznego menu😉.
Minus gwiazdki za używanie obcych pojęć zamiast polskich, zrozumiałych dla każdego bez googlowania, jak np. zest z cytryny, który jest po prostu skórką z cytryny. No i co to jest krem balsamiczny? Nie ma też podanej kaloryczności potraw, a widać po składnikach, że dania do chudych nie należą. Autor nie mówi też na początku, że warzywa i owoce należy umyć przed użyciem. Dla mnie zrozumiałe samo przez się, ale nowicjusze kulinarni mogą o tym zapomnieć. Nie znam bloga autora, może warto tam zajrzeć, zanim wydacie sporą sumę na książkę?
Ogólnie jednak polecam i oceniam dość wysoko – właśnie za te typowo zimowe przyprawy, które uatrakcyjniają dania.
Sięgnęłam po tę książkę tylko dlatego, że był ebook w abonamencie legimi, wiec nie ryzykowałam większego wydatku. Jeszcze nic z niej nie gotowałam, ale zaraz kupuję brukselkę i kurczaka na weekend, chcę koniecznie wypróbować.
Autor używa wielu aromatycznych przypraw świątecznych w ciekawych kombinacjach, a z doświadczenia wiem, że w przyprawach (i dobrych surowcach...
2023-08-24
Teksty i z dotychczasowych książek i artykułów, i zupełnie nowe i dotąd niepublikowane. Tematyka dotycząca teraźniejszosci, niemalże ostatnich chwil, łącznie z wojną na Ukrainie, ale i historii „Tygodnika Powszechnego” i ludzi z nim związanych. To pismo czytuję wyrywkowo od czasów studenckich, czyli od jakichś 50-ciu lat, a dopiero teraz uświadomił mi ks. Boniecki sprawy tak fundamentalne, jak fakt, że „Tygodnik” nie dostaje żadnych dotacji kościelnych, jak inne katolickie pisemka, utrzymuje się wyłącznie ze sprzedaży swoich numerów, co zapewnia mu niezawisłość publikowanych opinii, ale przez wszystkie te lata ani razu nie napisał nic niezgodnego z nauką Kościoła. Że nie korzysta z systemu kolportacji kościelnej poprzez kioski parafialne. Za komuny bardzo trudny do kupienia, pożyczaliśmy sobie kolejne numery.
I trzeba było dopiero biskupa Jędraszewskiego w Krakowie, pod którego kierownictwem w styczniu 2021 roku krakowska Kuria po 76 latach wypowiedziała redakcji umowę najmu lokalu przy Wiślnej 12. W ciągu trzech miesięcy redakcja musiała się wyprowadzić ze swojej siedziby. Dzięki ogromnemu wsparciu czytelników redakcja przeniosła się w terminie pod nowy adres i pracuje dalej.
Piękny styl ks. Bonieckiego, jednego z niewielu ostatnich autorytetów w Polsce. Błyskotliwa ocena sytuacji, wrażliwośc i otwarty na bliźniego i świat katolicyzm. Ogromnie polecam.
Legimi ma ebook w abonamencie.
Teksty i z dotychczasowych książek i artykułów, i zupełnie nowe i dotąd niepublikowane. Tematyka dotycząca teraźniejszosci, niemalże ostatnich chwil, łącznie z wojną na Ukrainie, ale i historii „Tygodnika Powszechnego” i ludzi z nim związanych. To pismo czytuję wyrywkowo od czasów studenckich, czyli od jakichś 50-ciu lat, a dopiero teraz uświadomił mi ks. Boniecki sprawy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-13
Ten solidny, rzeczowy reportaż, napisany bez zbędnej sensacji, z ogromną bibliografią, po którą na pewno sięgnę, polecam każdemu – wierzącemu, niewierzącemu, katolikowi, agnostykowi, pytającemu i wątpiącemu. Do napisania tej pozycji skłoniły autorkę jej własne przeżycia po śmierci krewnego. Wypowiadają się tu nie tylko osoby-medium czy jasnowidz, ale i medyk, i młodzi ludzie, którzy nie wierzyli w takie zdarzenia, dopóki im się one nie przytrafiły. Autorka przytacza wypowiedzi fizyków, wykładowców uniwersyteckich, specjalistki w dziedzinie inżynierii chemicznej i procesowej. Gwałtowny rozwój nauk ścisłych w XIX wieku spowodował, że liczy się tylko to, co uda się zmierzyć i zważyć, świat transcendentalny przestał się liczyć (ale nie przestał istnieć). Ograniczone szkolnictwo, oparte na dogmatycznie pojmowanej nauce, powoduje, że ludzie lekceważą i naśmiewają się ze świata duchowego, bo to, czego nie rozumiemy, najczęściej wyśmiewamy. Tymczasem dla mnie sprawa jest prosta – jaka jest różnica między żywym psem a psem, który wprawdzie jeszcze się nie rozkłada i nie śmierdzi, ale już pożegnał się z życiem? W tym ostatnim zwierzaku brakuje energii. A że nic w przyrodzie nie ginie, to gdzieś ta energia musi być...
Autorka nie zbiera doświadczeń ludzi dotyczących całych zaświatów, a więc także nieba/raju/światła/Boga (niepotrzebne skreślić), tylko ogranicza się do świata duchowego, istniejącego równolegle z naszym realnym światem, przenikającego nasz świat, gdzie dusze niejako „dojrzewają” w swoim pośmiertnym rozwoju, zanim przejdą na wyższy stopień.
Szczególnie cenne były dla mnie uwagi p. Anny Beaty Stanclik z Bielska -Białej, medium z pierwszego wywiadu. Rozmówczyni porusza takie tematy, jak skutki transplantacji czy poronień samoistnych, które są traktowane na równi z aborcją (tak jest i w innych kulturach), jak długo powinna trwać żałoba i modlitwy za zmarłych, żeby nie zatrzymywać ich dusz przy żywych, że nie należy wieszać na ścianach portretów osób zmarłych, bo światlo dzienne może ich dusze przyciągnąć, podczas gdy po śmierci ich miejsce jest na cmentarzu. To medium zaleca też zamówić za zmarłych indywidualną mszę, nawet, jeżeli za życia były to osoby nie mające z kościołem nic wspólnego albo wręcz niewierzące. Pokrywa się to z moimi osobistymi doświadczeniami. Cała książka tchnie optymizmem, że na śmierci ciała życie się nie kończy, o czym ja jestem osobiście od dawna przekonana.
Autorce gratuluję odwagi w poruszeniu tak trudnego dziś w naszym zmaterializowanym świecie tematu, a Wam książkę ogromnie polecam!
Ten solidny, rzeczowy reportaż, napisany bez zbędnej sensacji, z ogromną bibliografią, po którą na pewno sięgnę, polecam każdemu – wierzącemu, niewierzącemu, katolikowi, agnostykowi, pytającemu i wątpiącemu. Do napisania tej pozycji skłoniły autorkę jej własne przeżycia po śmierci krewnego. Wypowiadają się tu nie tylko osoby-medium czy jasnowidz, ale i medyk, i młodzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-21
I ta druga książka autorki, tak ważna, jeżeli chodzi o temat, nie ma zbyt wielu czytelników. A szkoda, bo chorują coraz młodsi, najmłodszy pacjent świata ma 19 lat. Choć wiele wskazówek na temat, jak urządzić mieszkanie, jak rozmawiać i obchodzić się z chorym było już w pierwszej książce-biografii autorki, ta publikacja ma bardziej formę poradnika i zawiera doświadczenia nie tylko Wendy Mitchell, ale i innych chorych, znanych jej z grup samopomocy albo twittera. Dowiedziałam się, jak chory mózg zmienia pracę zmysłów chorego czlowieka, przez co odbiera on otoczenie zupełnie inaczej. Podaje konkretne przykłady zmian wzroku , słuchu, smaku. Autorka wskazuje, jak urządzić mieszkanie (jakich kolorów czy wzorów unikać, bo dezorientują chorego, jak ułatwić mu orientację w mieszkaniu i w terenie). Mówi o różnych formach opieki w różnych krajach. Wspomina, że zmiany w odbiorze kolorów i wzorów powinny być uwzględniane w architekturze już na etapie projektowania budynków publicznych, aby ułatwić chorym poruszanie się po mieście, a nie dopiero po zakończeniu budowy, bo wtedy ich wprowadzenie jest trudne bądź niemożliwe . Dowiedziałam się wiele nowego z tej książki.
Ogromnie polecam, nie tylko chorym, ich opiekunom i personelowi medycznemu, ale i architektom, i właściwie każdemu, bo każdy z nas może spotkać na swej drodze osobę chorą, potrzebującą pomocy. Dziesięć gwiazdek za ważny społecznie temat.
I ta druga książka autorki, tak ważna, jeżeli chodzi o temat, nie ma zbyt wielu czytelników. A szkoda, bo chorują coraz młodsi, najmłodszy pacjent świata ma 19 lat. Choć wiele wskazówek na temat, jak urządzić mieszkanie, jak rozmawiać i obchodzić się z chorym było już w pierwszej książce-biografii autorki, ta publikacja ma bardziej formę poradnika i zawiera doświadczenia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-22
Próbkę humoru tej 83-letniej benedyktynki macie Państwo u góry, w opisie książki. Warto przeczytać 😊. Autorka to osoba dobrze wykształcona, studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie w Toruniu (przeniesiony uniwersytet wileński), a później teologię na KUL-u. Jej dorobek literacki i jako tłumaczki jest imponujący (spis na końcu). W treści tej książki autorka rozprawia się w formie krótkich 2-6-stronicowych tekstów z niektórymi zagadnieniami z Biblii, przekładając je – jak to zwykle u niej - na dzisiejsze czasy i współczesny język, tak, że czytelnik nie musi mieć doktoratu z teologii, aby ją zrozumieć. Sięga po na ogół pomijane w kazaniach, a warte zastanowienia tematy poboczne. Nawiązuje do spraw aktualnych, m.in. jak to u niektórych wiara przechodzi w gusła, omawia straszenie diabłem, zatrąca o przewinienia kleru i mieszanie się Kościoła do polityki. Dla wszystkich zainteresowanych Biblią. Polecam. Ebook do nabycia w wydawnictwie Benedyktynów.
Próbkę humoru tej 83-letniej benedyktynki macie Państwo u góry, w opisie książki. Warto przeczytać 😊. Autorka to osoba dobrze wykształcona, studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie w Toruniu (przeniesiony uniwersytet wileński), a później teologię na KUL-u. Jej dorobek literacki i jako tłumaczki jest imponujący (spis na końcu). W treści tej książki autorka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-22
To nie tylko wspomnienie o kocie autorki, jest tam też trochę ciekawostek o kotach z historii. A przede wszystkim etapy żałoby po stracie zwierzęcia, bo większość z nich żyje krócej niż my i wcześniej czy później dotyczy to każdego właściciela psa czy kota. Autorka nie poucza, tylko pokazuje na własnym przykładzie, jak sobie z nimi radziła.
Ta niewielka książeczka ilustrowana jest delikatnymi grafikami autorki, których próbkę mamy już na okładce. Laura Agustí trudni się tym zawodowo.
Dobry prezent dla każdego właściciela kota.
Polecam.
To nie tylko wspomnienie o kocie autorki, jest tam też trochę ciekawostek o kotach z historii. A przede wszystkim etapy żałoby po stracie zwierzęcia, bo większość z nich żyje krócej niż my i wcześniej czy później dotyczy to każdego właściciela psa czy kota. Autorka nie poucza, tylko pokazuje na własnym przykładzie, jak sobie z nimi radziła.
Ta niewielka książeczka...
2022-10-14
Po raz trzeci już zdecydowałam się na wydanie z Wydawnictwa POMOC, przedkładając je nad wydanie słynnych paulistów, a to dlatego, że wyznaczone przez liturgię Kościoła fragmenty Ewangelii na 2023 r. komentuje tu dwudziestu zakonników, podczas gdy u paulistów jest to tylko jedna osoba. Bardzo mi ta różnorodność odpowiada, bo każdy komentator ma swój własny styl.
Poręczny format 11 x 17cm, wydanie w oprawie miękkiej albo twardej oraz w formie ebooka. To jest jedyna książka, jaką zawsze kupuję w formie papierowej, bo lubię ją czytać przy porannej kawie, kiedy nie włączam jeszcze komórki i laptopa.
Polecam.
Po raz trzeci już zdecydowałam się na wydanie z Wydawnictwa POMOC, przedkładając je nad wydanie słynnych paulistów, a to dlatego, że wyznaczone przez liturgię Kościoła fragmenty Ewangelii na 2023 r. komentuje tu dwudziestu zakonników, podczas gdy u paulistów jest to tylko jedna osoba. Bardzo mi ta różnorodność odpowiada, bo każdy komentator ma swój własny styl.
Poręczny...
2022-07-18
Wydana w październiku 2016 roku. Szkoda, że dopiero teraz na nią trafiłam, bo zawiera tematy, których nie znalazłam w innych książkach o rzezi wołyńskiej. Autor uzasadnia, jak doszło do tej zbrodni akurat na Polakach, a co jeszcze ważniejsze – pokazuje, jak Polacy, którym udało się przeżyć, byli traktowani w PRL-u przez władze, jak i przez środowisko, tak zawodowe jak i prywatne (sąsiedzi, znajomi). Mianowicie - zupełnie nie jak ofiary. Ciągnie ten temat aż do dni dzisiejszych, pokazując jaką rolę odgrywają te wydarzenia w naszych aktualnych stosunkach z Ukrainą, jakie stanowisko zajmuje aktualny polski rząd. Całkowicie się zgadzam z opiniami autora w tej sprawie.
Dębski jest obiektywny, bo nie zapomina o tych nielicznych Ukraińcach, którzy pomimo grożącej im i ich rodzinom kary śmierci, pomagali Polakom. Potwierdza też fakty, które spotkałam w innych książkach, że Polakom pomagali Niemcy, albo wywożąc ich do innych miejscowości, gdzie nie bylo pogromów bądź też podsuwając do podpisania papierek ze zgodą na wyjazd na roboty przymusowe, co dawało większe szanse na przeżycie niż pozostanie na Wołyniu.
Znany kompozytor potrafi też znakomicie pisać. Pomimo osobistych emocji przeważa rzeczowe podejście do tematu. Jego książka jest wolna od nienawiści. Ogromnie polecam, zwłaszcza w obliczu wojny na Ukrainie.
Wydana w październiku 2016 roku. Szkoda, że dopiero teraz na nią trafiłam, bo zawiera tematy, których nie znalazłam w innych książkach o rzezi wołyńskiej. Autor uzasadnia, jak doszło do tej zbrodni akurat na Polakach, a co jeszcze ważniejsze – pokazuje, jak Polacy, którym udało się przeżyć, byli traktowani w PRL-u przez władze, jak i przez środowisko, tak zawodowe jak i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-05
Z patriarchatem jest jak z obrazami impresjonistów – jeżeli stoisz tuż przed obrazem, to widzisz tylko pojedyńcze pacnięcia pędzla. Jeżeli chcesz zobaczyć, co ten obraz przedstawia – musisz się cofnąc, popatrzeć z pewnego dystansu. Patrzę na Polskę z dystansu 35 lat emigracji i porównuję sytuację kobiet w Polsce i w innych krajach. Niemcy nie całują kobiet w rączkę. Szwedzi nie przepuszczają kobiet w drzwiach – według ich tradycji mężczyzna wchodzi pierwszy, żeby sprawdzić, czy pomieszczenie jest dla niej bezpieczne. Ale gdyby w tych krajach jakiś dziennikarzyna zaczął bredzić publicznie o pączusiach-cycusiach, to straciłby pracę jeszcze tego samego dnia! Kary za przemoc domową w Niemczech są wysokie, pomoc dla ofiar przemocy o wiele lepsza i szybsza niż w Polsce. Nie do pomyślenia jest, żeby w krajach Europy Zachodniej lekarz wydarł się w szpitalu do rodzącej: „Nie drzyj ryja! Jak się dałaś ru..ać, to teraz masz!” (cytuję z pamięci). Wyleciałby z pracy. Myślę, że rację ma autorka, pisząc, że Polki i Polacy wyrośli w seksistowskim społeczeństwie i nie widzą, kiedy pogarda dla kobiet, mniejszości seksualnych czy etnicznych z nich wyłazi. Zwłaszcza, jeżeli ta pogarda jest zawoalowana, podskórna. A wszelkie próby domagania się traktowania kobiet z szacunkiem i na równych prawach z mężczyznami określają natychmiast jako feminizm, które to słowo tylko w Polsce ma tak pejoratywny wydźwięk. Polska ma tu dużo do nadrobienia.
Niektóre z felietonów już znałam ze strony autorki na facebooku. Dobrze, że przypisy opisują wydarzenia i osoby, których felietony dotyczą, inaczej trudno byłoby mi zrozumieć ich kontekst. Podoba mi się skrótowy, nierozgadany styl autorki, często z domieszką humoru i autoironii, trafiający zawsze w sedno problemu. Właściwie to już mnie nie dziwi, że wszystkie negatywne komentarze i zaniżające oceny pochodzą z anonimowych kont. Ich autorom brak odwagi?
Książkę polecam. Pomaga zrozumieć, jak wiele codziennych sytuacji nacechowanych jest pogardą i lekceważeniem kobiet, także przez inne kobiety, nie zdające sobie często sprawy, co właściwie ich zachowanie oznacza. Ileż razy słyszałam zdania typu „ja bym”, „powinna pani” od osób radzących mi, jak mam żyć zagranicą, choć same ani nigdy z Polski nie wyjechały, ani nie znały przepisów prawnych, warunkujących takie, a nie inne rozwiązania w moim kraju emigracji. Takie nieproszone rady, tak typowe dla Polek i Polaków, a niespotykane w innych krajach, już od dawna wielu psychologów uważa za formę przemocy. Warto się zastanowić nad własnym postępowaniem.
Z patriarchatem jest jak z obrazami impresjonistów – jeżeli stoisz tuż przed obrazem, to widzisz tylko pojedyńcze pacnięcia pędzla. Jeżeli chcesz zobaczyć, co ten obraz przedstawia – musisz się cofnąc, popatrzeć z pewnego dystansu. Patrzę na Polskę z dystansu 35 lat emigracji i porównuję sytuację kobiet w Polsce i w innych krajach. Niemcy nie całują kobiet w rączkę. Szwedzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-11
Rzeczywiście, tak jak autorka już na okładce ostrzega, jest to przewodnik po niezwykłych i nieoczywistych miejscach w dziesięciu największych miastach Polski. W porządku alfabetycznym opisane są Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków, Lublin, Łódź, Poznań, Szczecin, Warszawa i Wrocław. Każde miasto opisane jest wg tego samego schematu i zawiera nastepujące punkty:
-Plan miasta
-Historia
-Nie przegap!
-Muzea
-Podziemia (naprawdę wszystkie miasta mają warte zwiedzania podziemia?)
-Parki
-Punkty widokowe
-Jedzenie
-Noclegi
-Instaspoty
-Atrakcje dla dzieci
-Ciekawostki.
Oceniam na przykładzie mojego rodzinnego miasta Łodzi, że autorka pominęła np. łódzkie murale, niektóre malowane przez światowej sławy artystów, które można zobaczyć najwygodniej, zamawiając jeżdżącą ich szlakiem wycieczkę autobusową. Pominęła też jedyny w Europie drewniany skansen miejski, ilustrujący życie robotników. Także hotele i restauracje są wybrane po 2-3 wg gustu autorki. Kto chce znaleźć cos bardziej odpowiedniego cenowo albo z parkingiem musi sam poszukać w internecie. Czyli przewodnik z jednej strony bardzo niepełny. Z drugiej strony weekend nie z gumy i ilość atrakcji przedstawiona tu przez autorkę akurat wystarczy na dwa dni zwiedzania. Osobiście ucieszyło mnie, że autorka opisała najnowsze rewitalizacje w Łodzi, których jeszcze niedawno nie było i które chętnie odwiedzę, bo ya ostatniego mojego pobytu straszyły tam tylko puste pofabryczne ruiny.
Przewodnik, moim zdaniem, niekompletny w każdym temacie, mimo to warto do niego zajrzeć.
Rzeczywiście, tak jak autorka już na okładce ostrzega, jest to przewodnik po niezwykłych i nieoczywistych miejscach w dziesięciu największych miastach Polski. W porządku alfabetycznym opisane są Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków, Lublin, Łódź, Poznań, Szczecin, Warszawa i Wrocław. Każde miasto opisane jest wg tego samego schematu i zawiera nastepujące punkty:
-Plan...
2021-12-21
UWAGA! TEN TOM DRUGI JEST IDENTYCZNY JAK TOM PIERWSZY - TE SAME WIERSZE! TYLKO OKLADKA I PODTYTUL SA INNE:
Ciepłe i pełne humoru wiersze o kotach. Znakomita polszczyzna. Pozycja obowiązkowa dla każdego własciciela kota. Do tego przepiękne ilustracje Uliany Lyndy. Z takiego prezentu ucieszy się każdy miłośnik domowych tygrysków.
Polecam.
UWAGA! TEN TOM DRUGI JEST IDENTYCZNY JAK TOM PIERWSZY - TE SAME WIERSZE! TYLKO OKLADKA I PODTYTUL SA INNE:
Ciepłe i pełne humoru wiersze o kotach. Znakomita polszczyzna. Pozycja obowiązkowa dla każdego własciciela kota. Do tego przepiękne ilustracje Uliany Lyndy. Z takiego prezentu ucieszy się każdy miłośnik domowych tygrysków.
Polecam.
2021-10-21
Dziwię się, że ten audiobook z ebookiem z 2015 roku ma tak niewielu słuchaczy. Jak dobrze, że zostały po ks. Kaczkowskim te nagrania! Rekolekcje ks. Jana na temat pomagania i nie tylko. Dowcipnie, a jednocześnie wnikliwie tłumaczy znane fragmenty Ewangelii i zwraca uwagę na aspekty, których jeszcze żaden z kaznodziei, jakich w moim długim życiu spotkałam, nie zauważył. Jaka szkoda, że ks. Kaczkowski odszedł i już nic więcej nam nie wytłumaczy z Pisma św. Dodatkowo odsyłam zainteresowanych do recenzji czytelniczki Książkowo_czyta – lepiej nie potrafilabym tego audiobooka opisać.
Do słuchania w każdym czasie.
Ogromnie polecam!
Dziwię się, że ten audiobook z ebookiem z 2015 roku ma tak niewielu słuchaczy. Jak dobrze, że zostały po ks. Kaczkowskim te nagrania! Rekolekcje ks. Jana na temat pomagania i nie tylko. Dowcipnie, a jednocześnie wnikliwie tłumaczy znane fragmenty Ewangelii i zwraca uwagę na aspekty, których jeszcze żaden z kaznodziei, jakich w moim długim życiu spotkałam, nie zauważył....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-20
Oczywiście, nie przeczytałam do końca, bo czytam po kawałku każdego dnia, taki jest sens tych czytań na każdy dzień, ale inaczej nie mogłabym ocenić i polecić książki na przyszły rok, a po upływie roku to już musztarda po obiedzie 😉. Zdecydowanie doradzam Wam to wydanie na 2022 rok. Dlaczego? Komentatorów czytań jest siedemnastu. Komentarze uwzględniają tło historyczne, dokładniej wyjaśniają kontekst kulturowy, w jakim słowa Jezusa zostały wypowiedziane, a przede wszystkim komentujący stają w jednym szeregu z czytelnikiem, stawiają pytania, ułatwiające pracę nad sobą. W tamtym roku kupiłam wydanie czytań słynnego wydawnictwa paulistów. Komentującym był jeden jedyny duchowny, a jego kazalniczy, pouczający z góry ton tak mnie zdenerwował, że po kilku tygodniach kupiłam wydanie mało znanego wydawnictwa z mało znanego zakonu, właśnie to, które mam i w tym roku. Przez cały rok 2021 mogłam porównywać komentarze tych samych fragmentów Pisma św. i to porównanie wypadło na korzyść Wydawnictwa Pomoc Misjonarzy Krwi Chrystusa. Mam wersję w oprawie twardej, z zakładką-wstążką. O parę groszy tańsze jest wydanie w oprawie miękkiej, bez zakładki, ale takiego samego formatu.
Zdecydowanie polecam!
Oczywiście, nie przeczytałam do końca, bo czytam po kawałku każdego dnia, taki jest sens tych czytań na każdy dzień, ale inaczej nie mogłabym ocenić i polecić książki na przyszły rok, a po upływie roku to już musztarda po obiedzie 😉. Zdecydowanie doradzam Wam to wydanie na 2022 rok. Dlaczego? Komentatorów czytań jest siedemnastu. Komentarze uwzględniają tło historyczne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-20
Jestem psiarą bez psa i właścicielką starej kotki od paru miesięcy, więc musiałam tę książkę mieć.
Mniej dowcipna niż „Psie sucharki” Marii Apoleiki. Poza tym ciut niesprawiedliwie oceniająca koty, bo są i takie, które maja psi charakter: przytulajki, tęskniące za właścicielką, nie odstępujące na krok. Wcale nie zdystansowane i poważne. Płaczące rozdzierającym głosem za głaskami, nie tylko za żarciem.
Okładka dobrej jakości, a w środku gruby papier kartonowy, mający tendencję do szybkiego żółknięcia.
Jeszcze nie wiem, czy tę książkę zatrzymam, ale napewno warto ją raz przeczytać.
Jestem psiarą bez psa i właścicielką starej kotki od paru miesięcy, więc musiałam tę książkę mieć.
Mniej dowcipna niż „Psie sucharki” Marii Apoleiki. Poza tym ciut niesprawiedliwie oceniająca koty, bo są i takie, które maja psi charakter: przytulajki, tęskniące za właścicielką, nie odstępujące na krok. Wcale nie zdystansowane i poważne. Płaczące rozdzierającym głosem za...
2021-10-01
Mam problem z oceną „Gomory“. Dotychczas wszystkie książki Artura Nowaka oceniałam na 9-10 gwiazdek. Obirka do tej pory nie czytałam. W tej książce mam wrażenie, że każdy z autorów napisał jedną z jej części, nie czytając tekstu kolegi, bo znajdują się w nich wypowiedzi ze sobą sprzeczne . O ile pierwszą część uważam za bardzo dobrą analizę stanu Kościoła w Polsce, o tyle autor drugiej podaje selektywnie pewne informacje i wyciąga z nich wnioski, które sugerują czytelnikowi, że dotyczy to sytuacji całego Kościoła na świecie, a tak nie jest. Takie wybiórcze przedstawianie danych nazywam manipulacją. Ponieważ część I stanowi blisko 63% treści – i za te dałabym 10*, a druga – zaledwie 20,1% (reszta to wstęp, podziękowania, bibliografia itd.) i zasługuje na 1*, wiec wychodzę na średnią ciut poniżej 8 *.
A teraz uzasadnienie.
W pierwszej części, zatytułowanej „Siedem grzechów głównych Kościoła” autor bardzo dobrze przedstawia, jak doszło w polskim kościele do takiej sytuacji, jaką mamy. Omawia m.in. powstanie katolickiego fundamentalizmu, przekonanie o wyższości katolicyzmu polskiego nad katolicyzmem w innych krajach i tłumaczy, jak doszło do mitu o mesjanistycznej roli Polaków w nawracaniu Europy. Nareszcie wiem, dlaczego nie mogę się porozumieć z przyjaciółmi z tego samego duszpasterstwa akademickiego w młodości, którzy teraz dzielą katolików na lewicę i prawicę. Jezus katolików nie dzielił. 😊 Od 33 lat żyję w ojczyźnie Lutra, gdzie wierzący to w połowie katolicy (głównie na południu Niemiec), a w połowie ewangelicy (na północy). Ekumenizm jest tu praktykowany na codzień -pewne święta np. drugi dzień Zesłania Ducha św. obchodzimy wspólnie, wspólnie obchodzony jest Światowy Dzień Modlitw w marcu. Nikomu z katolików nie przyszłoby tu do głowy wywyższanie się. Jest dużo małżeństw mieszanych katolicko-ewangelickich, zawartych ekumenicznie. Jako uzupełnienie części I dodałabym, że te 8 – 9 % podatku kościelnego w Niemczech naliczane jest nie od dochodów, jak podaje autor, tylko od podatku od dochodów. Oblicza to od razu zakład pracy od indywidualnej płacy każdego pracownika, i przekazuje do finansu, a ten dalej do biskupstwa. Dlatego też na tacę idzie symboliczne 1 euro -tzw. kolekta, która jest wspólnie przez trzy osoby z parafii zaraz po Mszy św. przeliczona i wpisana do księgi kolekt z ponumerowanymi stronami. Za to chrzest, ślub czy pogrzeb są za przysłowiowe Bóg zapłać. Mniej więcej połowa kolekt idzie do biskupstwa na określone cele, reszta zostaje w parafii. Jednakże w całym budżecie parafii te kolekty nie mają większego znaczenia. Biskupstwo – po opłaceniu pensji księży, dzieli środki finansowe z podatku kościelnego na podległe im parafie. W mojej diecezji księża mają wprawdzie bezpłatne mieszkanie służbowe, ale koszty jego utrzymania (ogrzewanie, wywóz śmieci, zużycie wody, kanalizacja i in.) muszą płacić z własnej pensji. Możliwe, że w innych diecezjach jest inaczej. Księdzu wolno zatrzymać ofiary za intencje mszalne, co aktualnie u nas wynosi 20 euro za Msze św. Przy odprawianych 2-3 Mszach tygodniowo w regionie rolniczym na północy, gdzie katolików mało, nie są to znaczące pieniadze. Na benzynę nie starczy. Nic dziwnego, że polska hierarchia tak przestrzega przed tym zepsutym kościołem zachodnim, bo nie daj Boże, gdyby te zwyczaje przeszły na wschód od Odry i kler polski miałby być tak rozliczany! 😊 Autor myli tu też pojęcia rady parafialnej i rady kościelnej. Rada kościelna (Kirchenrat) odpowiada za finanse, rada parafialna (Gemeinderat) – za organizację życia parafialnego (różne obchody, święta, praca grup parafialnych).Ale to drobnostka.
W podrozdziale o finansach autor wspomina też o mariawitach, którzy nie pobierali opłat za odprawianie Mszy św., a przy okazji i o objawieniach Marii Franciszki Kozłowskiej, które są podobne do objawień św. Faustyny. Nie tylko te dwie kobiety miały objawienia o Miłosierdziu Bożym. Bodajże Ewa Czaczkowska pisała, że i inne osoby wcześniej przed Faustyną miały podobne objawienia, jakaś zakonnica w Hiszpanii czy Portugalii i jeszcze ktoś, jednak nie rozwinął się z tego kult Miłosierdzia Bożego. Widać Jezus próbował przedrzeć się do ludzkości z tym przesłaniem, i dopiero w przypadku Faustyny Mu się to udało. Tymczasem autor drugiej części pt. „Nadzieja” w podrozdziale „Kobieta. Prekursorka cywilizacji”cytuje katolickiego psychologa Jerzego Strojnowskiego , który na podstawie „Dzienniczka” doszedł do wniosku, że „autorka „Dzienniczka”była dotknięta zaburzeniami psychicznymi. Najbardziej ewidentne objawy tych zaburzeń to omamy, czyli halucynacje wzrokowe i słuchowe o treści religijnej”. Moim zdaniem p. Strojnowski powinien zrezygnować z przymiotnika „katolicki” przy swoim tytule naukowym, bo nie prześledził historii kultu Miłosierdzia, kto jeszcze i kiedy miał podobne „omamy”, nie uwzględnił przypadków, gdzie rzekomo „chora psychicznie” Faustyna ukazywała się ludziom mocno stojącym na ziemi (jak murarz z Włoch, który nigdy o niej nie słyszał) i nie zwiazanym blisko z Kościołem, żeby ich uleczyć. Pisze o tym Ewa Czaczkowska w swojej książce o cudach związanych z Faustyną. Pomijam już fakt, że Faustyna była wtedy badana przez psychiatrów, którzy żadnej choroby psychicznej u niej nie stwierdzili, bo nauka się rozwija i pojęcia chorób z upływem lat się zmieniają, jednak cuda za jej wstawiennictwem mówią same za siebie. Widać stąd, że obaj autorzy nie znają rozdziałów napisanych przez kolegę.
W drugiej części książki pt. „Nadzieja” w zdumienie wprawił mnie podrozdział „Nones. Bóg poza Kościołami”. Autor – kimkolwiek on jest, a podejrzewam, ze jest to Obirek, cytuje tu mnóstwo wypowiedzi,z którymi trudno mi się zgodzić. „Posłuszeństwo własnemu sumieniu decyduje o zbawieniu lub potępieniu” – sorry, ale dla mnie jest to sprzeczne z Ewangelią. O zbawieniu czy potępieniu decyduje fakt, jak zdaliśmy egzamin z miłości bliźniego, kimkolwiek on jest. „Nowy kościół międzyludzki humanistów, którzy znakomicie obywają się bez hipotezy Boga”, „Nones, czyli ludzie, którzy nie wyznają żadnej religii” – kolejne zdanie, z którym się nie zgadzam. Autor według mnie niewłaściwie tłumaczy to słowo. Nones to ludzie, którzy nie należą do uznanych organizacji kościelnych, ale to nie znaczy, że nie wierzą w Boga, bo nie określają się jako ateiści czy agnostycy. Autor zasłania się cytatami różnych autorów, socjologów, badaczy opinii społecznej. I prorokuje powstanie jakiegoś „uniwersalnego kościoła humanistycznego, w którym będzie również miejsce dla myślicieli ateistycznych”. Jak patrzę na dane statystyczne rozwoju poszczególnych kościołów, to jakoś się na to nie zanosi.
To prawda, kościoły tradycyjne w Europie i Ameryce Płn. tracą wiernych, ale za to wszelkiego rodzaju ośrodki misyjne i ewangelizacyjne notują gwałtowny wzrost członków. Ludzie chcą widzieć życie w duchu Ewangelii na codzień. To widać i w Polsce- ludzie garną się do Bashobory i różnych ruchów nowoewangelizujących.
Za to w skali całego świata wszystkie wyznania rosną w siłę, wiernych im przybywa, zwłaszcza w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji, wszędzie tam, gdzie kościoły stają po stronie biednych. Nie wiem, czy lc dopuszcza linki w recenzji, ale jeżeli podany przeze mnie link zniknie, pogooglujcie sobie sami, najlepiej w jakimś obcym języku, bo jest wiele żródeł. https://de.statista.com/statistik/daten/studie/36481/umfrage/anzahl-der-weltweiten-anhaenger-der-verschiedenen-konfessionen-bis-2025/
Albo tu:
http://www.bibelundermutigung.de/religionen_welt.htm
Liczba ateistów, utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie - ok.150 mln i nie ma większego znaczenia w porównaniu z liczbą wyznawców różnych religii. Liczba nones, czyli nieprzynależących do żadnego kościoła, ale nie będących ateistami (768 mln w 2000 roku) nie rośnie w tempie oszałamiającym.
Autor tego podrozdziału kompletnie zagmatwał sprawę i nie bardzo zrozumiałam, jakie jest jego zdanie na ten temat.
Wszystkim, którzy doszli do tego punktu mojej recenzji, serdecznie dziękuję za cierpliwość. 😉
Książkę polecam, mimo zastrzeżeń do drugiej części.
Mam problem z oceną „Gomory“. Dotychczas wszystkie książki Artura Nowaka oceniałam na 9-10 gwiazdek. Obirka do tej pory nie czytałam. W tej książce mam wrażenie, że każdy z autorów napisał jedną z jej części, nie czytając tekstu kolegi, bo znajdują się w nich wypowiedzi ze sobą sprzeczne . O ile pierwszą część uważam za bardzo dobrą analizę stanu Kościoła w Polsce, o tyle...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-01
Ta książka ma po trzech latach zaledwie 14 ocen i dwie opinie, a zasługuje na znacznie więcej.
Nigdy nie sugeruję się średnią, tylko oglądam wszystkie oceny, bo zawsze znajdzie się jakiś troll, najczęściej anonimowy z ukrytym kontem („Nie masz wystarczających uprawnień, aby oglądać tę stronę”), który najlepszemu utworowi da jedną gwiazdkę, bez uzasadnienia, po to, żeby zaniżyć średnią. Tak też jest i tu - dwóch anonimowych trolli wybździło swoje pojedyńcze gwiazdki w czerwcu i październiku 2020. Książka została wydana w 2018 roku. Akurat w czerwcu 2020 erygowano Sanktuarium Matki Bożej Wniebowziętej i św. Szarbela Machlufa we Florencji koło Iłży, należące do Katolickiego Kościoła Narodowego w Polsce, a jego proboszczem został ks. Cielecki. Nasuwa się przypuszczenie, że nie o ocenę książki trollom chodziło, tylko o dyskredytację osoby tego duchownego. Szum medialny wokół niego i fałszywe informacje o jego rzekomej apostazji zapewne się do tego przyczyniły. Ks. Cielecki wiary nie utracił. Nigdzie też się nie wypowiada, dlaczego odszedł z kościoła rytu rzymsko-katolickiego i przeszedł do kkn. Być może nie było w nim miejsca na realizację jego planów kultu św. Szarbela? Czym się różnią obydwa kościoły, poszukajcie sami. Sam św. Szarbel też nie był rzymskim katolikiem, tylko maronitą.
Książkę zdobyłam z trudem, bo większość księgarni polskich albo nie wysyła zagranicę, albo wysyłka jest bardzo droga. Warto było! Już po kilku stronach zaczęłam podkreślać ważne dla mnie zdania i jest tych podkreśleń bardzo dużo - będe do niej wracać.
Niestandardowy życiorys ks. Cieleckiego, jego głęboka wiara i wiele przykładów działania Boga w jego życiu i pracy spowodowały, że książkę-wywiad niemal połknęłam. Ten duchowny dużo pracował zagranicą, stąd jego otwarte spojrzenie na ludzi innych wyznań czy niewierzących, przy całej jego zachowawczości pewnych elementów kościoła przedsoborowego. Mnie wyjaśnił bardzo dobrze sprawę Medjugorje, mówiąc, że tam działają dwie siły – Maryi i szatana. Tam, gdzie pojawia się dobro, pojawia się i zło.On nie ma wątpliwości w obecność i działanie Matki Bożej w Medjugorje, ale ma duży dystans wobec widzących, choć i tu robi wyjątek dla Miriany. „Oni nie zawsze dorastają do poziomu objawień, nie zawsze są wystarczajaco klarowni w tym, co robią i jak żyją. Istotne jest też pytanie, dlaczego z tych wszystkich składanych tam ofiar nie powstało wielkie dzieło charytatywne.(...) Zaskakiwać może także, że nikt z widzących nie wybrał drogi życia konsekrowanego ani kapłańskiego” (str.200). Nie prowadzi swoich grup pielgrzymkowych na spotkania z nimi.
Ks. Cielecki widzi sam siebie jako wędrowca-ewangelizatora. Jego piesza pielgrzymka po Polsce z kopią obrazu Matki Boskiej z Niegowici na wózku uświadomiła mu wiele braków w polskiej religijności, własciwie już zanik wiary, pomimo, że szedł najbardziej katolicką częścią Polski – Małopolska, Śląsk, a reakcje były ... sami poczytajcie! I to nie tylko świeckich, ale i duchownych. Z drugiej strony książka jest pełna opisów działania Boga i Matki Boskiej na codzień, takich codziennych cudów. Bardzo umacnia wiarę i tchnie optymizmem. Napewno nieraz do niej wrócę. Po więcej szczegółów odsyłam do recenzji Perzki i BookReadera.
Ogromnie polecam, także niewierzącym, bo i o takich jest mowa w tej książce!
Ta książka ma po trzech latach zaledwie 14 ocen i dwie opinie, a zasługuje na znacznie więcej.
Nigdy nie sugeruję się średnią, tylko oglądam wszystkie oceny, bo zawsze znajdzie się jakiś troll, najczęściej anonimowy z ukrytym kontem („Nie masz wystarczających uprawnień, aby oglądać tę stronę”), który najlepszemu utworowi da jedną gwiazdkę, bez uzasadnienia, po to, żeby...
2021-08-12
"Zadzwoniłabym
gdybym znała numer telefonu
do Nieba
Powiedziałabym
czego jeszcze mi w życiu
potrzeba
Może nawet bym list do Ciebie dzisiaj napisała
gdybym tylko Twój adres pobytu
znała
Umówiłybyśmy się w galerii handlowej
wiesz - takiej całkiem nowej
Albo nie
zaprosiłabym Ciebie do domu mojego
bardzo przytulnego
Siedziałybyśmy razem długo w noc
i opowiadały wrażeń cała moc
Herbatkę z sokiem malinowym
bym Tobie zaparzyła
chociaż nie pamiętam
czy taką lubiłaś
Opowiedziałabym - co się wydarzyło
w czasie kiedy Cię przy mnie już nie było
Powiedziałabyś mi może w ten wieczór wyjątkowy
bym już nie musiała łamać sobie głowy
Jak jest tam - po drugiej tęczy stronie
Kiedy nadejdzie naszych dni już koniec
I tak - na niby - z Tobą te herbatkę dziś wypiję
w nadziei, że ktoś kiedyś mnie
na taką zaprosi
- póki jeszcze żyję...”
To „List do mamy” Gabrieli Kotas z tomiku „Anielska ławeczka”. Trafiłam na niego na którejś z grup czytelniczych na facebooku i tak mnie zachwycił, że zapragnęłam całego tomiku. Jest do nabycia u autorki na olx, wbrew temu, co głosi tutaj lubimyczytac, że brak ofert.
Wierszom autorki bliżej do poezji ks.Twardowskiego, zachwycającego się drobiazgami codzienności niż do wzniosłych, wycyzelowanych stylistycznie utworów Miłosza, które wprawdzie Noblem nagrodzone, ale nigdy mojego serca nie poruszyły. Nie jestem osobą, która płacze przy książkach czy na filmach, ale przy wierszach „Tym, którzy odeszli” i wyżej cytowany „List do mamy” zwilgotniały mi oczy, bo sama mam już więcej bliskich mi osób po tamtej niż po tej stronie. Autorka porusza tematy i uczucia, które każdy z nas kiedyś przeżył- są to wiersze o szczęściu, o miłości, przyjaźni, o dzieciństwie, o aniołach, czuwających nad nami, o codziennych małych cudach, o przebaczaniu - a wszystkie tchnące pochwałą życia pomimo trudnych momentów. Wiersz „Rok” na pewno wyślę jako życzenia noworoczne wszystkim przyjaciołom.
Dziwię się, że ten tomik ma tak mało czytelników i opinii na lc.
Polecam gorąco!
"Zadzwoniłabym
gdybym znała numer telefonu
do Nieba
Powiedziałabym
czego jeszcze mi w życiu
potrzeba
Może nawet bym list do Ciebie dzisiaj napisała
gdybym tylko Twój adres pobytu
znała
Umówiłybyśmy się w galerii handlowej
wiesz - takiej całkiem nowej
Albo nie
zaprosiłabym Ciebie do domu mojego
bardzo przytulnego
Siedziałybyśmy razem długo w noc
i opowiadały wrażeń cała...
2021-08-01
Łał! Pomimo ogromnej ilości dat i faktów nie mogłam się od książki oderwać, dopóki jej nie skończyłam! Autorka włożyła tyle serca i emocji w opis miasta i ludzi, zacytowała tyle oryginalnych wypowiedzi włókniarek, że nie sposób było czytać tę książkę na chłodno, obojętnie, zwłaszcza, że jako łodzianka miałam opisywane fabryki i ulice przed oczyma, i to z czasów, kiedy wszystkie zakłady były czynne, a po skończeniu zmiany wylewały się z nich tysiące ludzi. Moja matka chrzestna była tkaczką u Geyera, chrześnica mojej mamy była prządką, mój ojciec też pracował w zakładzie włókienniczym. Po reformie administracyjnej Gierka w 1975 roku, który bał się, żeby mu następny Gierek nie wyrósł za plecami w jakimś dużym, silnym województwie i w tym celu rozdrobnił Polskę na 48 (+ dwa „miejskie”) małych województw, przygotowane na wydziale ekonomiczno-socjologicznym UŁ ciekawe tematy prac dyplomowych poszły się bujać, mój promotor klął na Gierka, bo trzeba było szybko wynaleźć jakieś nowe tematy, którym aktualny podział administracyjny kraju nie zaszkodził. Ostatecznie pisałam pracę nt. roli żywienia przyzakładowego w życiu włókniarek, ankietując je przez kilka tygodni w stołówce białej fabryki (budyneczek z szerokimi schodami, przyklejony do muzeum naprzeciwko fabryki, dziś jest tam chyba jakiś jego oddział) i kradnąc im cenne minuty z posiłku albo na powrót do domu. I wszystkie były miłe, tylko wyjątkowo któraś odmawiała wywiadu z braku czasu. Pamiętam z dzieciństwa dymiące czarnym, a później po wprowadzeniu filtrów białym dymem, kominy łódzkich fabryk, które z czasem zniknęły zupełnie z krajobrazu Łodzi.
Autorka zrobiła doskonałą robotę, przedstawiając w pierwszej połowie książki historię rozwoju miasta i jego przemysłu. Dobrze wyjaśnia, jak doszło do tego, że to kobiety przeważały wśród zatrudnionych. Uważam, że ta część książki jest potrzebna. Nawet ja, łodzianka, dowiedziałam się tu paru nowych rzeczy. Z okresu wojennego kołacze mi się po głowie, gdzieś wyczytane, że po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Łodzi jeden z łódzkich fabrykantów, Niemiec od pokoleń żyjący w Łodzi i nie znający metod NSDAP odszczeknął się niemieckim oficerom i odmówił przynależności do partii, wobec czego ci zastrzelili go na miejscu w jego domu na oczach żony i dzieci, z których najmłodsze miało trzy latka. Niestety, nie pamiętam, gdzie to czytałam, ale już po 1980 roku, bo przecież wcześniej takich rzeczy nie wolno było publikować, bo role były ściśle określone: Niemiec był ten zły, a Rosjanin był ten dobry. Zdaje się, że był to jeden z potomków Geyera, ale nie jestem pewna. Wnuczek Geyera walczył w AK, rodzina była spolonizowana, więc jest to możliwe. Kto wie coś pewnego, niech mi da znać. Także wśród sąsiadów, mających niemieckie pochodzenie, nie wszyscy podpisali volkslistę, choć ona wtedy wiele im ułatwiała – wiem od rodziców i mojej sąsiadki niemieckiego pochodzenia. A Niemcy-okupanci też byli różni. Inna moja sąsiadka opowiadała, jak Niemiec z ich domu groził jej pistoletem, bo jako dziewczynka za bardzo hałasowała na podwórku, a jego żona po kryjomu przed nim dokarmiała ją kakao, rzecz dla Polaków niedostępna, bo „przecież dziecko rośnie i potrzebuje witamin”. W każdych warunkach można zachować się jak człowiek albo jak bydlę. Czyli niezupełnie tak, jak to autorka przedstawia w książce, choć sytuacje z tego okresu przez nią opisane też miały miejsce. Druga połowa książki obejmuje okres powojenny aż do roku 2017. Do okresu gomułkowskiego dodałabym, że spowolnione inwestycje budownictwa mieszkaniowego w Łodzi powojennej miały kilka przyczyn, nie tylko to, że Łódź stosunkowo mało ucierpiała w działaniach wojennych, nie tylko bliskość Warszawy, którą należało odbudować w pierwszej kolejności, i nie tylko nadmierne inwestowanie w przemysł ciężki i pozostawianie przemysłu lekkiego odłogiem. Towarzysz Gomułka powtarzał niestrudzenie, że należy „zachować robotniczy charakter Łodzi”, czyli famuloki i stare kamienice, a jego najbliższa przyjaciółka, Michalina Tatarkiewicz-Majkowska co najmniej mu w tym nie przeszkadzała. Podczas gdy w innych miastach powstawały nowe osiedla mieszkaniowe, w Łodzi budowano niewiele. Dopiero po dojściu Gierka do władzy raptownie wystrzeliły wielkie osiedla-blokowiska, dając łodzianom jakieś szanse na spóldzielcze mieszkanie po 15-20 latach oczekiwania. Lat upadku zakładów włókienniczych już w Łodzi nie przeżyłam. Po rozwiązaniu „Solidarności” w 1982 roku, po stanie wojennym, zakończonym w 1983 roku, straciłam nadzieję, że jeszcze coś się w Polsce za mojego życia zmieni. Kilka lat później wzięłam na pamiątkę ostatnią kartkę żywnościową i wyjechałam z Polski. Wizytę Papieża 13 czerwca 1987 roku przeżyłam już jako gość, będąc w Łodzi na urlopie. Ze zgrozą czytałam o następnych latach, o upadaniu kolejnych zakładów. Fakt, załamanie się radzieckiego rynku zbytu miało na pewno na to duży wpływ. Przestarzały park maszynowy też. Ale z drugiej strony to, co produkowano wtedy, miało dobrą jakość, jest praktycznie niezniszczalne. Do dziś mam bieliznę pościelową i ręczniki, kupowane w latach 70-tych, które gotowane w praniu w 95 stopniach przez 50 lat nie straciły żywych kolorów (wzory były tkane, a nie drukowane) i formy, podczas gdy dzisiejsze komplety pościelowe z pieknym nadrukiem po paru praniach, zmechacone i wyblakłe, nadają się na ścierki do podłogi. Podczas kolejnych wizyt w Lodzi widziałam coraz więcej fabryk-widm, wolno stojących ruin, na które nikt nie miał pomysłu, jak je zagospodarować. A z książki dowiedziałam się, jak bez skrupułów pozbywano się pracowników tych zakładów.
Ze smutkiem odkryłam niedawno, a znalazłam potwierdzenie w tej książce, że Łódź nie jest już drugim co do wielkości miastem Polski, wyprzedził ją Kraków, a niedługo pewnie wyprzedzi i Wrocław, bo ciągle brak pomysłu na stworzenie miejsc pracy, na rozwój jakiejś branży. Łódź staje się sypialnią dla dojeżdżających do pracy w Warszawie. A wielu wybiera emigrację zarobkową.
I marna to pociecha, że i brytyjski Manchester przestał być ośrodkiem przemysłu tekstylnego, nie wytrzymał zmian gospodarczych. Odzież z czystej bawełny Europa kupuje teraz od producentów w Afryce i Azji.
Na planie Łodzi ciągle figuruje Aleja Włókniarzy, ale włókniarki zostały jednak – choć inaczej - upamiętnione. Wprawdzie społeczna inicjatywa, mająca na celu nazwanie terenu naprzeciwko pałacu Poznańskiego Placem Włókniarek nie doczekała się akceptacji magistratu, ale dzięki zgodzie prywatnych właścicieli Manufaktury nazwano jej rynek Placem Włókniarek Łódzkich. „Skromny symbol dla wszystkich bezimiennych, które budowały nasze miasto..”(cytat z książki).
Autorka doprowadziła historię łódzkich włókniarek do roku 2017. Rozdział pt. „Tył książki” zawiera tłumaczenia fachowych określeń związanych z produkcją i komentarze pracownic do nich. Imponująca bibliografia. Dla każdego łodzianina/łodzianki – obowiązkowa pozycja czytelnicza. Wszystkim innym też polecam.
Łał! Pomimo ogromnej ilości dat i faktów nie mogłam się od książki oderwać, dopóki jej nie skończyłam! Autorka włożyła tyle serca i emocji w opis miasta i ludzi, zacytowała tyle oryginalnych wypowiedzi włókniarek, że nie sposób było czytać tę książkę na chłodno, obojętnie, zwłaszcza, że jako łodzianka miałam opisywane fabryki i ulice przed oczyma, i to z czasów, kiedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zamiast recenzji jeden z wierszy:
„Telefon
Wszystko jest w życiu po coś
telefon także
Nie patrz w słuchawkę,
bo od tego patrzenia
mogą popłynąć ci łzy
Od patrzenia
Nie od mówienia
Nie od słów,
na które ktoś czeka
Jeszcze trochę
Popatrzysz
I nagle zdrętwiejesz
ze zdziwienia
Dzwoń teraz natychmiast
Póki nie jest za późno dla ciebie
i dla kogoś po drugiej stronie
Los jest przewrotny
nie czekaj aż
zaśmieje ci się szyderczo w twarz
Póki jeszcze możesz ruszać ręką
Chwyć
za tę nieszczęsną słuchawkę!!!”
I takie są te wiersze w tomiku „Uśmiech codzienności”- właśnie o takich codziennych, drobnych a niezmiernie ważnych sprawach. Polecam!
Zamiast recenzji jeden z wierszy:
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Telefon
Wszystko jest w życiu po coś
telefon także
Nie patrz w słuchawkę,
bo od tego patrzenia
mogą popłynąć ci łzy
Od patrzenia
Nie od mówienia
Nie od słów,
na które ktoś czeka
Jeszcze trochę
Popatrzysz
I nagle zdrętwiejesz
ze zdziwienia
Dzwoń teraz natychmiast
Póki nie jest za późno dla ciebie
i dla kogoś po drugiej stronie
Los jest...