Zwycięstwo w boju jest jak seks z prostytutką. Klient zapomina o bożym świecie przez parę chwil uniesienia, ale potem musi zapłacić kobiecie...
Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Karl Marlantes
2
6,6/10
Pisze książki: kryminał, sensacja, thriller, militaria, wojskowość
Karl Marlantes – Karl Marlantes, absolwent Uniwersytetu Yale i stypendysta Rhodes Trust w Oksfordzie, służył w Korpusie Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych podczas wojny w Wietnamie, gdzie za odwagę i bohaterstwo w obliczu nieprzyjaciela odznaczony został Krzyżem Marynarki, Brązową Gwiazdą, dwukrotnie Medalem Marynarki Wojennej za Odwagę, dwukrotnie Purpurowym Sercem oraz dziesięciokrotnie Air Medal, przyznawanym za chwalebne czyny dokonane w trakcie lotu. Matterhorn to jego pierwsza powieść.
Mieszka na wsi w stanie Washington.
Mieszka na wsi w stanie Washington.
6,6/10średnia ocena książek autora
113 przeczytało książki autora
431 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Sprawiedliwość na wojnie jest jak skrawek papieru na wietrze.
1 osoba to lubiMellas zrozumiał, że niszcząc więzi łączące tych ludzi, przyłożył rękę do zła. I to zło zraniło także jego. Zrozumiał też, że uczestniczy w ...
Mellas zrozumiał, że niszcząc więzi łączące tych ludzi, przyłożył rękę do zła. I to zło zraniło także jego. Zrozumiał też, że uczestniczy w tworzeniu zła, ponieważ jest człowiekiem. Nie potrafi być niczym lepszym. Bez człowieka zło by nie istniało. Ale nie byłoby też dobra, ponieważ świat jako taki nie jest ani moralny, ani niemoralny. Ludzie są odpowiedzialni za wszystko.
1 osoba to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Matterhorn Karl Marlantes
8,2
Książka, która mną do głębi wstrząsnęła. Dotyczy wojny amerykańsko - wietnamskiej, a sam autor, uczestnik walk, pisał ją przez 30 lat.
Wojna. Słowo okrutne, bezduszne, nieludzkie. Taka właśnie jest, bez względu na to, z jakich przyczyn wybucha. Zawsze niesie ze sobą bezmiar ludzkiego cierpienia i zniszczenie. O Wietnamie napisano bardzo wiele. Zrealizowano filmy, których nigdy nie mogłam obejrzeć do końca. Nie potrafiłam i nadal nie umiem patrzeć na ludzkie męczeństwo. Znane mi pozycje przedstawiają martyrologię przede wszystkim Wietnamczyków.
Ta książka jest inna. Ukazuje cierpienia żołnierzy amerykańskich. Autor w żaden sposób nie próbuje usprawiedliwiać napaści na Wietnam. Wręcz odwrotnie - przedstawia całkowity bezsens tego posunięcia, za którym stały oczywiście polityczne decyzje.
Matterhorn to wzgórze, o które toczyły się zacięte boje. Głównymi bohaterami są świetnie wyszkoleni żołnierze piechoty morskiej, należący do kompanii Bravo. Ich początkowym zadaniem było przedarcie się przez dziką, nieprzewidywalną dżunglę i przygotowanie stanowiska dla kolegów z innych oddziałów. Ta droga, to droga przez piekło. Pokonywanie naturalnych przeszkód, własnych słabości, strachu, umiejętność podejmowania szybkich decyzji. I odpowiedzialność za kolegów, którzy w normalnych warunkach nie byliby wcale kolegami.
Akcja nabiera znacznego tempa w momencie, gdy dowództwo, które mimo łączności radiowej, nie ma bladego pojęcia,co dzieje się z rzuconą w nieznany teren kompanią (bo taka wiedza jest niewygodna, bo nie otrzyma się awansu i kolejnej gwiazdki na pagonie),wydaje inne rozkazy. Wojsko nie tylko musi pozostać na wzgórzu, ale toczyć również walki z nadciągającymi oddziałami wietnamskimi. Wojsko pozbawione wsparcia. Ludzie liżący poranną rosę z karabinów i peleryn, bo nie dostarcza im się wody. Ludzie żujący z głodu korę drzew. Ludzie doskonali jako żołnierze, którzy mają (muszą!) dokonać rzeczy niemożliwych - przeżyć mimo wszystko, stanąć do walki i jeszcze ją wygrać! Nogi omdlewają, język spuchnięty z pragnienia, ropiejące rany po ugryzieniu insektów. Ale trzeba zostać. I trzeba walczyć. Nie dla siebie, bo bezsens wojny już każdy z nich zrozumiał, tylko dla Waszyngtonu, dla kraju, któremu się przysięgało. I pojawia się pytanie: co my tu robimy? Po co to wszystko? Jedni znaleźli się w Wietnamie z własnej woli, kierowani w tym wypadku jakimś niedorzecznym patriotyzmem. Inni po prostu nie wiedzieli, co zrobić ze swoim życiem. Wstąpili do armii, ponieważ ta dawała im szansę na zaistnienie w społeczeństwie. Ale w obliczu całego otaczającego nonsensu wszyscy żałują podjętej decyzji.
Punk kulminacyjny to sceny batalistyczne - ciężkie, zażarte, aby tylko przeżyć. Jednak pytania nie ustają: kiedy strzelanie jest obroną, a kiedy morderstwem? Wzgórze pokrywa się trupami i rannymi obu stron konfliktu. Wśród wybuchów moździerzy słychać krzyki rannych, płacz i przekleństwa, modlitwy. W oczach przerażenie.
Książka bardzo przejmująca, opowiadająca o młodych ludziach, nastolatkach właściwe, którzy nigdy nie wrócili do domów lub wrócili okaleczeni psychicznie i fizycznie, a jakiego wsparcia im później (nie)udzielono, wie chyba każdy. Powieść o prawdziwej przyjaźni, wielkim poświęceniu i oddawaniu życia w obronie przyjaciół. Jednak wyłania się tu jeszcze jeden i chyba najważniejszy kontekst, dzięki któremu wojny były, są i zapewne będą. Jest nim bezlitosny i okrutny świat polityki, dla której słowo "człowiek" tak często nic nie znaczy.
Matterhorn Karl Marlantes
8,2
Nieoczekiwanie świetna
Dobrych książek o podobnej tematyce było trochę, ale od powstania tych najważniejszych, jak ‘Stąd do wieczności’ ‘Cienka czerwona’ czy ‘Młode lwy’ trochę już minęło. Gdy od zakończenia wojny w Wietnamie minęło już pokolenie, nie liczyłem, że jak diabeł z pudełka wyskoczy coś podobnego kalibru. Jeżeli dodać do tego, że jest to debiut 70-latka, który zgodnie z notką wydawniczą, pracował nad książką trzydzieści lat, naprawdę jestem zaskoczony.
Samej książki nie zamierzam streszczać, a wręcz uważam, że nie wolno tego robić. Wystarczy powiedzieć, że czytelnik znajdzie tu przebogaty zestaw boleśnie wiarygodnych postaci, z których większość rzucona w toksycznie wrogie środowisko usiłuje po prostu znaleźć jakąś swoją ścieżkę po której będzie można doczołgać się do wyjścia z matni i powrotu do domu, a przy tym zachować jakąś podstawową lojalność wobec towarzyszy i resztki szacunku do samego siebie.
W każdym razie autor całkowicie mnie przekonał, że pod względem humanistycznym najważniejszym skutkiem rozwoju technologii było przeniesienie poziomu sterowania. Kiedyś generał wydawał rozkaz i mógł tylko mieć nadzieję, że po przejściu przez kilka szczebli hierarchii zostanie on wykonany przez jakiegoś konkretnego oficera w miarę możliwości w sposób mniej więcej zgodny z intencją rozkazodawcy i w takim zakresie jaki będzie możliwy dla konkretnych lokalnych uwarunkowań, o których rozkazodawca najczęściej nie ma pojęcia. Obecnie generałowie i pułkownicy manipulują zdalnie oddziałami bez mała na szczeblu plutonu, które w każdej chwili mogą poświęcić w imię mniej lub bardziej urojonego ‘wyższego celu’.
Wszystko to jest unurzane w sosie wszechogarniającego wojskowego bałaganu, z którego doskonale zdaje sobie sprawę każdy kto w armii był (ja byłem). Autor bardzo przystępnie wyjaśni, w jaki sposób można wybudować fortyfikacje wrogowi, aby później je szturmować, albo mechanizm wysłania w forsowny marsz przez dżunglę na terytorium wroga kompanii pozbawionej racji żywnościowych.
Jak zawsze wyroją się na tym nawozie ludzie dla których będzie to droga zbudowania sobie kariery, gdzie ważniejsze od człowieczeństwa będzie wpasowanie się w nurt wszechogarniającego bełkotu nowomowy i propagandy.
Czasem propaganda nierozdzielnie przenika się z kłamstwem. Jest w książce scena, symboliczna, miałem nie streszczać, ale dla niej zrobię wyjątek. Kompania Bravo przed zejściem ze wzgórza ze zdziwieniem obserwuje nadlatujący samolot. Własny, amerykański samolot, który w pewnym momencie zrzuca na nich jakieś chemiczne, duszące świństwo. Nikt nic nie wie, w końcu radiostacja wypluwa z siebie ‘Eee... wicie...rozumicie... to defoliant. Mieli zrzucać jutro, ale coś im się pomyliło... Nie przejmujcie się, niszczy tylko rośliny, jest kompletnie nieszkodliwy dla ludzi. Nazywa się Agent Orange’
Zdecydowanie polecam.