Trochę się zawiodłem. Rozumiem, że autor miał swoją koncepcję zachwycania się zwycięzcami, ale miałem potrzebę poznania też trochę bardziej tych przegranych - mniejszych, którzy muszą zmagać się z potentatami i czasem dają radę. Ale powtarzam - rozumiem - koncepcja była inna. Jednak straszny dysonans poczułem w opisie dwóch przygód polskich drużyn. Legia została opisana dość szczegółowo, Widzew dostał kilka linijek.
Grałem przez wiele lat w futsal, nawet zostałem mistrzem Polski w 1992 roku - miło mi było więc zobaczyć na łamach książki nazwisko wicekróla strzelców tamtego turnieju - Dzidosława Żuberka, który u nas w Carignoli Łódź grał w obronie, a w ŁKS jako napastnik, który zresztą jako jedyny oddał celny strzał na bramkę Schmeichela w eliminacjach Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi United.
Miło też było wrócić wspomnieniami do początków LM, prześledzić po kolei pierwszą połowe historii rozgrywek.
Były więc plusy, ale choć drugi tom kupię, to czuję się lekko zawiedziony.
Z racji, że urodziłem się w 93 - pierwsze rozdziały książki były dla mnie mniej ciekawe i nie wywoływały tak dużej nostalgii, jak druga końcowe rozdziały książki.
Dowiedziałem się jednak wielu rzeczy i ciekawostek z początkowych okresów LM.
Składy finalistów wieńczące każdy z rozdziałów działały na wyobraźnię.
Książkę można zarówno pochłonąć „na raz” jak i wracać do niej rozdział po rozdziale.
Przeczytałem pozostałe książki Pana Leszka Orłowskiego (te o hiszpańskich klubach) i jednak ta wydaje mi się najmniej anegdotyczna - ale nadal trzyma bardzo wysoki poziom.
Mogę z przyjemnością polecić wszystkim fanom piłki, którzy chcą na chwilę przenieść się w czas gdy człowiek szybko odrabiał lekcje z myślą, że o 20:45 we wtorek i środę czeka mecz ligi mistrzów. Kolejny i wyjątkowy. Dzięki książce na chwilę wrócisz do tych wieczorów.
(Recenzję pisałem pilnując córeczki, wybaczcie za błędy językowe)