Dziecko w śniegu Włodek Goldkorn 7,6
ocenił(a) na 717 tyg. temu Kolejna książka o tym, jak niełatwo było (jest?) być Żydem w Polsce, albo tym, kogo się tu za „Żyda” uznaje… To także opowieść o tym, jak w ogóle niełatwo być Żydem, bo Autor – marcowy emigrant - odrzucił Izrael i mieszkał we Włoszech.
Tytuł tej niełatwej książki to hołd pamięci dziecka jednej z ciotek, która podczas wojny musiała nagle uciekać z kryjówki w lesie. „Miała maleńkie dzieciątko. Porzuciła je w śniegu. Przeżyła”.
Może mało tu jakichś odkrywczych spraw, ale nigdy nie jest to literatura nudna, a tu szczególnie ciekawa jest perspektywa kogoś, którego dzieciństwo przypadło na wczesny peerel. Szybko mu on obrzydł, w przeciwieństwie do rodziców, mocno zaangażowanych w budowę nowego ustroju (ojciec był znajomym Gierka – do 1968 r.).
Ale ma do nich i zrozumienie: „Ze sztetlu się uciekało. W komunistyczną utopię, zaangażowanie w socjalizm, w syjonistyczne marzenia, w aspiracje by stać się Polakiem, nawet żydowskiego pochodzenia, ale „Polakiem” – obywatelem, osobą świadomą swych praw i obowiązków”.
Tak relacjonuje rozmowę z ojcem, gdy ten zobaczył u niego flagę Izraela:
„- Nie, to nie jest twoja flaga. Naszą flagą jest biało-czerwona, polska.
- Ale jesteśmy Żydami – oponowałem.
- Oczywiście, i nie będziemy temu zaprzeczać.
- Więc nasze państwo to Izrael, państwo Żydów - ciągnąłem.
- Nie, to nie tak. W Izraelu mamy krewnych i mieszkają tam Żydzi, dlatego to państwo jest nam drogie. Ale naszą ojczyzną jest Polska i nie mamy innej flagi niż polska”.
A zatem czuli się w Polsce u siebie - po prostu byli Polakami, jak wielu innych. „W 1967 roku coś się zaczęło zmieniać. Słyszało się antysemickie kawały, w oficjalnych wypowiedziach coraz rzadziej mówiło się o zagładzie Żydów, a coraz częściej o „męczeństwie narodu polskiego”, jakby się obawiano, że wspomnienie o Holokauście może być odebrane jako część gry Zachodu i nie wiadomo jakich mrocznych sił”.
Dla nich Marzec’68 był szokiem szczególnym. W domu wszyscy oglądali osławiony „parteitag” z zapluwającym się z nienawiści Gomułką. „Powtórzył jedną prostą rzecz: Żydzi, którzy stali się obcym ciałem w ojczyźnie, mogą bez przeszkód wyjechać. (…) Gomułka śmiał się. Musiało mu się to wydać bardzo dowcipne. - Teraz będzie pogrom – wyszeptała siostra”.
A „łatwość i naturalność, z jaką polscy komuniści uczynili swoim język faszystów sprzed wojny, były wstrząsające”.
Jak pisze Autor, „dla moich rodziców był to czas, kiedy zrozumieli, że wszystko w życiu robili źle, że wspierany przez nich od lat reżim z dnia na dzień w naturalny sposób przejął metody systemu, który wcześniej doprowadził do zagłady 6 mln Żydów”.
Gdy już wyjeżdżają do Izraela, Włodek mówi matce: „- Powinnaś się wstydzić. Razem z ojcem zmarnowaliście życie. Mogliście wyjechać z Polski zaraz po wojnie. Powinniście byli pojechać do Izraela, jedynej prawdziwej ojczyzny Żydów. A zamiast tego, co zrobiliście? Zaufaliście ludziom, którzy okazali się antysemitami. Własnymi rekami zbudowaliście system, który teraz wyrzucił nas z kraju. I zamiast dziękować Izraelowi, że chce was przyjąć, narzekacie”.
Po latach jednak przyznaje, że trudno im było jechać po wojnie do Izraela, uznając, iż „życie pomiędzy zmarłymi i duchami było jedyną formą uczciwego i przyzwoitego życia”.
Sam zaś w Izraelu czuje się bardzo źle. Przekonał się co do tego do końca, gdy przełożony w wojsku kazał mu wymierzyć karabin w arabskie dziecko, które znalazło się tam, gdzie nie powinno. Mały Arab skojarzył mu się z chłopczykiem z raczkami w górze z ikonicznego zdjęcia z tłumienia powstania w warszawskim getcie. Odmówił wykonania rozkazu, po czym wyjechał na stałe do Włoch. Tak jako jego przyjaciel Edelman, nie czuł się on prawdziwym syjonistą w prawdziwym sensie tego słowa a nie marcowym (wiecznie w Polsce żywym),tylko polskim Żydem, przynależącym do ”tej ziemi”, jak mówił Klasyk.
Z drugiej strony w Izraelu świetnie czuła się jego ciotka: „Wreszcie mogę oddychać w normalnym kraju, gdzie nawet złodzieje i kurwy są Żydami – mówiła – Czego chcieć więcej?”.
Wiele tu – proporcjonalnie do skali zjawiska - o polskim antysemityzmie, zwłaszcza podczas wojny, ale i potem i zawsze. I tu ważne wyznanie jego szkolnego kolegi nie-Żyda, gdy nauczycielka objawia mu swą rasową nienawiść, co Włodek puszcza płazem: „- Czyli godzisz się na antysemityzm? (…) Ale ja nie mogę, bo antysemityzm obraża moją godność”. Dokładnie mam tak samo - polski antysemityzm poniża mnie jako Polaka.
Za resztę wystarczą same cytaty:
„Nie było dokąd uciekać. I w tym tkwi tragedia polskiego żydostwa. Chodziło mu o to, że ludność była wrogo nastawiona”.
„Po wojnie ludzie z małych miejscowości nie chcieli już Żydów. Obawiali się, że musieliby zwrócić dobra żydowskie, które przez ten czas sobie przywłaszczyli”.
„Matka mojej przyjaciółki opowiadała, że po powrocie do rodzinnej wsi, usłyszała od sąsiadki: - Jak ci się udało przeżyć? Tu już nie ma ani jednego Żyda, nie ma nawet ich rzeczy - . Mówiła to, trzepiąc na balkonie pierzynę, taką prawdziwą z gęsiego puchu, która należała właśnie do matki mojej przyjaciółki. Wielu Żydów po zakończeniu wojny zginęło, żeby nie trzeba było oddawać im pierzyny”.
„Po pogromie w Kielcach z 300 tysięcy ocalałych Żydów 200 tysięcy wyjechało z Polski”.
„Mój ojciec zbladł, miał twarde i smutne spojrzenie. - Wyjeżdżam, wyjeżdżamy – poprawił się – i nigdy już nie wrócimy”.
„Zawsze stawiaj się na miejscu innego. Potem oceniaj, działaj, polemizuj albo walcz. Najpierw jednak musisz sobie wyobrazić, że jesteś tym drugim. W przeciwnym razie – kiedy jesteś przekonany, że stoisz po właściwej stronie – stajesz się wspólnikiem oprawców, żałosną figurą”.
„Staram się zrozumieć, nie ulegać chęci zemsty. Myślę, że pamięć nie służy do wyrównywania doznanych krzywd, do zamykania się w kręgu własnej wspólnoty”.
„Po Szoa (..) świat jest nie do naprawienia i pozostanie bez możliwości naprawy”.
PS Dwa małe błędy: gdy Autor wspomina słynny plakat „AK - zapluty karzeł reakcji”- pisze że gnoma gromi „wielki komunista-proletariusz”. No nie: tam jest żołnierz, a może i umundurowany ubek.
A Adam Mickiewicz nie pochodził z „rodziny frankistowskiej” (ten wymysł w szczytnym celu stworzony, aby dopiec odwiecznej głupocie polskiej prawicy, już dawno skompromitowano) – taki był zaś faktycznie rodowód jego nieszczęsnej żony, Celiny z Szymanowskich.