Redaktorka, autorka, doktorantka bez happy endu. Absolwentka UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Stypendystka „Taiwan Enrichment Scholarship”. Publikuje w „Dużym Formacie”, „Magazynie Świątecznym”, „Wysokich Obcasach”, gdzie prowadziła rubrykę „Upadłej historyczki sztuki”. Redaguje cyfrowe wydanie „Dużego Formatu”, wcześniej współprowadziła serwis wysokieobcasy.pl.https://www.instagram.com/aleksandrazbroja/
Po raz pierwszy tak głęboko weszłam w temat uzależnienia od alkoholu rodziców i ta książka dosłownie mnie zmiażdżyła. Bo chociaż wydawało mi się, że rozumiem skalę problemu, bo przecież „mówi się o tym”, to żaden tekst, który do tej pory czytałam nie był tak osobisty i nie sięgał aż tak głęboko.
Książka jest nie tylko trudną, pełną emocji relacją z dorastania z ojcem alkoholikiem, ale również próbą odtworzenia zdarzeń z przeszłości, w których autorka szuka przyczyny jego choroby.
Nie ma w „Mireczku” oceny, nie ma happy-endu, dobrych rad jak żyć po. Jest bolesne świadectwo i intymna historia, która uwrażliwia i otwiera oczy.
Książka napisana, lekko, luźno, trochę chaotycznie, ale autentycznie. Bardzo mi się podobała. To trochę takie uzupełnienie po lekturze "Chłopek" i przyjrzenie się jak obecnie żyje się kobietom na wsi, na Mazowszu. Ile kobiet, tyle historii, każda wieś ma swoje plusy i minusy. Myślę, że ten reportaż może nieco otworzyć oczy każdemu kto romantyzuje życie na wsi a nigdy na niej nie mieszkał. Dobrze, że wspominano o wykluczeniu komunikacyjnym. Czy coś mnie zaskoczyło? Tak. Pochodzę z Podkarpacia, mieszkałam tam 25 lat, a okazuje się, że wsie nawet tuż obok stolicy niewiele się różnią od tych znanych mi z młodości. Zawsze mi się wydawało dawno temu, że wsie dookoła dużych miast są inne, bogatsze, bardzo cywilizowane. A bywa różnie i można się zaskoczyć.