Urodziła się w Charkowie w Ukrainie. Ukończyła Charkowski Narodowy Uniwersyte Uniwersytet Rolniczy w Charkowie i zaczęła pisać w wieku 21 lat. Później przeprowadziła się do Niżnego Nowogrodu, gdzie pracowała, a wolny czas spędzała na pisaniu. W wieku 24 lat Katerina poznała Jelenę Malisową. Razem rozpoczęły pracę nad „Latem w pionierskiej chuście”.
Niejednokrotnie jako dziecko uczęszczałam na kolonie i obozy. Zawiązałam tam wiele znajomości i przyjaźni, które oczywiście nie przetrwały próby czasu. Opis książki "Lato w pionierskiej chuście" mnie na tyle zaciekawił, że postanowiłam dowiedzieć się, czym autorzy mogą mnie zaskoczyć.
Akcja książki rozgrywa się na obozie "Jaskółka" w 1986, w ZSRR. To właśnie tam, od kilku lat z rzędu jeździ Jura. Chłopiec zna każdy zakamarek i wszystkich uczestników, zatem nie oczekuje niczego wyjątkowego. Jednakże jego zainteresowanie wzbudza pojawienie się nowego zastępowego Wołodia. Przystojnym osiemnastolatek interesuje się większości dziewczyn, jednak ten spędza coraz więcej czasu z Jurą. Między chłopcami zaczyna się rodzić jakieś większe uczucie, które w Związku Radzieckim uznawane jest za przestępstwo. Czy obozowa miłość przetrwała próbę czasu oraz niedogodności związane z czasami w jakich przystało im żyć?
Pomimo tego, że tematyka książki była bliska mojemu sercu, to nie potrafiłam się do końca wgryźć w tą historię. Nie do końca potrafię ocenić, czego mi brakowało, jednak w mojej ocenie było dość monotonnie. Nie znalazłam w książce większych zwrotów akcji, które by wzmogły zainteresowanie. Autorki dość szczegółowo opisywały wszystko, co powinno być potraktowane bardziej po macoszemu. Również samo uczucie, które pojawiło się między bohaterami było takie bez wyrazu. Ja, czytając książkę, nie czułam miłości, porywów serca, zachwytów i motyli w brzuchu. Było tak bezosobowo, sztucznie, wymuszenie. Rozumiem również, że reżim powodował ograniczone możliwości okazywania swoich uczuć, jednak mamy tu do czynienia z nastolatkami, którzy powinni być bardziej frywolni. Zarówno Jura jak i Wołodja zachowują się jak doświadczeni, dorośli ludzie. Nie do końca taka kreacja mi odpowiadała. Sama końcówka książki jest dużo ciekawsza, bardziej emocjonalna. To właśnie ona uratowała moje negatywne odczucia związane z fabułą i pozwoliła wrzucić ją na półkę średniaczków.
Jest rok 1986. Na terenie dzisiejszej Ukrainy - wtedy jeszcze ZSRR - co roku organizowany jest pionierski obóz. Do "Jaskółki" zjeżdżają dzieci i młodzież z całego kraju. Odpowiednią "opiekę" sprawują nad nimi zasłużeni partyjni wychowawcy.
Szesnastoletni Jura z Charkowa lubi te wyjazdy, ale tym razem stwierdza, że do "Jaskółki" nie przyjechali ci, na których obecność liczył najbardziej. Już pierwszego dnia popada w konflikt z opiekunką i w ramach kary zostaje oddelegowany do pomocy przy pionierskim teatrze. Trafia pod skrzydła osiemnastoletniego Wołodii. Powoli obaj chłopcy zaczynają ze sobą spędzać coraz więcej czasu, choć wydaje się, że są jak ogień i woda. Jura jest czupurny i walczy o swoje. W przyszłości chciałby być pianistą. Wowa to typ spokojnego filozofa, marzy, by wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Długie rozmowy, wspólna praca nad wystawieniem sztuki przeradzają się w przyjaźń i w coś, czego obaj nie rozumieją i czego się boją. Czują się winni. To, co zaczyna ich łączyć, nie ma prawa istnieć w Związku Radzieckim. Muszą się rozstać, ale wciąż piszą do siebie...
(cd recenzji na fb)
https://www.facebook.com/photo/?fbid=809363457653108&set=a.530574235532033