Jedna z najwybitniejszych pisarek francuskich z byłych kolonii, literaturoznawca, wykładowca uniwersytecki. Autorka piętnastu powieści, sześciu sztuk teatralnych, kilku książek dla dzieci i licznych publikacji naukowych, laureatka wielu nagród, m.in. Nagrody Akademii Francuskiej (1988) i Nagrody Marguerite Yourcenar (1999). Urodzona w Gwadelupie na Karaibach, po ukończeniu studiów na Sorbonie pracowała w Gwinei i Senegalu jako nauczycielka oraz w Institute of Language w Ghanie, później w Londynie dla BBC, a następnie we Francji i USA jako wykładowca uniwersytecki. Pierwszą powieść Heremakhonon opublikowała w 1976 roku; sławę przyniosła jej dwuczęściowa saga Ségou (1984–1985),która we Francji stała się bestsellerem. Wydana w 1986 roku, piąta z kolei powieść Maryse Condé – Ja, Tituba, czarownica z Salem – została nagrodzona m.in. Grand Prix Littéraire de la Femme 1986.
Autorkę wymienia się jako jedną z głównych kandydatek do Nobla i pomyślałem, że chociaż raz sprawdzę kim są ci wymieniani, o których nigdy nie słyszałem. Muszę powiedzieć, że po lekturze mam nadzieję, że tej nagrody Conde nigdy nie dostanie.
To właściwie karykatura powieści "ideologicznie słusznej". Bohaterka chyba tylko przez niedopatrzenie nie jest niepełnosprawna i nie może załatwić przydziału kajdan z powodu braku podjazdu dla wózków do biura. Przepraszam za trywializację, ale aż się prosiło. Powiedzieć o występujących postaciach, że są jednowymiarowe to nic nie powiedzieć. Pełno tu anachronizmów, właściwie same anachronizmy. Fabuła de facto zdawkowa, ograniczona do paru głównych elementów, potraktowana jako pretekst do współczesnego komentarza w różnych formach. Autorka tak bardzo utożsamia się z bohaterką, że regularnie przejmuje jej partię, np krytykując (narracja 1-osobowa, Tituba jest analfabetką wychowaną w buszu) "społeczeństwo" albo przewidując(?) "przez kilkaset lat nikt nie napisze mojej wnikliwej biografii" - rozumiem, że tak miało być, ale skoro tak, to proszę o odwagę i wprowadzenie autorskiego narratora trzecioosobowego (Ja, M. Conde uważam, że...),a nie zasłanianie się biedną Titubą.
Niezależnie od tego, co napisałem, sama postać rzeczywiście bardzo ciekawa i z pewnością zasłużyła na więcej niż druk propagandowy.
Aha, dałem trzy gwiazdki, bo jednak parę fragmentów pod koniec rzeczywiście mnie ujęło. A i trudno autorce nie przyznać racji - tylko, że tu nie o rację chodzi, a o literaturę.
Miała nieszczęście urodzić się Murzynką, córką niewolnicy. Była świadkiem haniebnej śmierci matki. Z ukochanego Barbadosu została sprzedana do Ameryki, gdzie trafiła do osławionego Salem.
Maryse Conde korzysta z zapisów historycznych, przywołujących procesy czarownic z Salem. Tituba jest postacią autentyczną, choć wiele w powieści wątków fikcyjnych. Autorka stara się odtworzyć życie niewolnicy, która na przełomie lat 1691 - 1692 została oskarżona o czarnoksięstwo. Zapisy mówią, że Tituba, Sara Goods i Sara Osborne - kobiety opętane przez szatana - rzuciły urok na młode mieszkanki Salem. Wszystkie trafiły do więzienia. Tituba, jako jedyna, przyznała się do winy (wbrew sobie, z cwaniactwa) i podała nazwiska wielu innych mieszkańców miasteczka, którzy również spółkują z mocami ciemności. Dzięki temu uniknęła śmierci.
Dziś wiemy, że "czarownice" miały moc uzdrawiania, znały właściwości ziół i roślin, mogły porozumiewać się z duchami zmarłych. Nikt nie mówi o nich "opętane". Rzekome konwulsje i histerie dziewcząt wiązane są z nudą ówczesnego życia (ascetycznego i fanatycznie religijnego),z chorobą Huntingtona czy z różnego rodzaju zatruciami.
Conde przedstawia Titubę jako wojowniczą i zbuntowaną Murzynkę, która miała szczerą nadzieję na to, że bycie dobrą procentuje, ale szybko nauczyła się, że nie warto w zakłamanym i brutalnym świecie myśleć o innych. Wielokrotnie zdradzona, upokarzana i potępiana kobieta dostała gorzką lekcję życia. Przekonała się, że ci spośród nas, którzy nie przyszli na świat uzbrojeni w ostrogi i pazury, odchodzą zeń pobici na wszystkich frontach (s.120). Dlatego wybrała zemstę.
Mentalność ówczesnego społeczeństwa przeraża. Mieszkańcy Salem żyli w trudnych czasach, nękanych przez epidemie i nieurodzaje. Musieli sobie jakoś tłumaczyć ten stan rzeczy. Wymyślili więc siły nieczyste, które uwzięły się na biednych, bogobojnych osadników i zasiały w ich sercach trwogę, a na potomstwo zesłały psychiczną chorobę.