Walden, czyli życie w lesie Henry David Thoreau 7,5
Chciałbym napisać, że z "Waldenem, czyli życiem w lesie" mam trochę problem, ale zupełnie nie jest to prawda; ta książka się po prostu bardzo źle zestarzała. Nie będę oszukiwać, że opisy przyrody nie są piękne, bo absolutnie są, a zachwyt Thoreau nad naturą jest ujmujący, nawet jeśli momentami dla mnie nudnawy. Ale dla mnie - kogoś innego może to absolutnie zachwycić.
Natomiast jeśli chodzi o pozostałe rzeczy... Thoreau zaczyna od mówienia, że nie będzie oceniał innych za ich sposób życia, a jedynie przechwalał się swoim, po czym niestety całą książkę, gdy tylko pisze o ludziach żyjących inaczej niż on, to ocenia. Jest przy tym arogancki i patrzący na innych z góry - to buceriada, jakiej od dawna nie widziałem w książce, zwłaszcza tej pretendującej do miana literatury bardziej lewicowej. I tak jak wczytując się w biografie Thoreau ewidentnie widać, że działał na rzecz mieszkańców swojego miasta, Concord, (czy też działał przeciwko niewolnictwu w USA),tak w jego dziele tego po prostu nie ma. Thoreau ocenia innych za pracę na polu całymi dniami, w następnym rozdziale opisując, jak przez jakiś czas nic nie czytał, ponieważ okopywał fasolę. Czy to hiperbola jego pracy i w rzeczywistości pracował mniej? Być może, ale wychodzi z tego tylko hipokryzja, a niesmak pozostaje.
Bywa też tak, że Thoreau opisuje, jak to mieszkańcy Concord nic nie czytają i się nie uczą, a przecież pieniądze miasteczka mogłyby być przeznaczone na szkołę i naukę, a nie coś innego. I o ile jest w tym sens, to Thoreau skupia się tylko na ocenie mieszkańców miasteczka, negatywnej zresztą, właśnie dlatego, że nie zależy im na nauce, zamiast zastanowić się, dlaczego te osoby nie chcą się uczyć. Czy nie stoi za tym brak świadomości na temat tego, że nauka jest potrzebna, a może jakich innych zasobów brakuje mieszkańcom Concord. Thoreau jest bardzo uprzywilejowany, ale zupełnie tego nie dostrzega, mierząc wszystkich swoją miarą, bez zauważenia, że ktoś może nie mieć warunków na naukę.
Zresztą nawet gdy Thoreau mówi o tych osobach, które uznaje za mądrych i wartościowych rozmówców, a które nie skończyły szkoły, to wychodzi z niego protekcjonalność względem nich i patrzenie na nich z góry albo mówienie o nich z politowaniem.
Nie będę się rozwodzić na temat używania przez niego nieaktualnego słownictwa na temat Pierwszych Narodów z Ameryki Północnej oraz o jego braku wiedzy na temat dietetyki i działania ludzkiego organizmu - to można by wybaczyć, ale pozostałych rzeczy niestety nie mogę. Czy warto czytać dla tych opisów przyrody? Nie wiem. Ja z tej książki wyciągnąłem jedynie frustrację, ale może kogoś innego coś w niej jednak uszczęśliwi :P.