Urodził się i całe życie ( poza kilkuletnim pobytem w Kanadzie) spędził w Belfaście. Pracował jako rzecznik prasowy miejscowej wytwórni sprzętu lotniczego Short Brothers, pisarstwo było jego hobby. Całe życie zmagał się z cukrzyca, to było powodem wcześniejszego przejścia na emeryturę. Miał bardzo słaby wzrok, używał do pisania specjalnej maszyny do pisania.Debiutował na łamach "Astounding Science Fiction". Największą popularność przyniósł mu cykl powieści o medycynie kosmicznej. Autor cyklu opowiadań i powieści o przygodach lekarzy pracujących w Szpitalu Kosmicznym. Cykl ten jest jednym z pierwszych z gatunku space opera. James White był także współwydawcą czasopism "SLANT" i "HYPHEN".
Drugi tom cyklu o kosmicznym szpitalu. Nowe gatunki obcych, nowe problemy, całkiem nieoczekiwana wojenka. Tylko XIX-wieczny seksizm autora ten sam, co poprzednio. By nie być gołosłownym, pozwolę sobie przytoczyć cytat o kobietach: "mają dość szczególną umysłowość. Ich podstawową cechą jest silna, uwarunkowana seksualnie koncentracja na swoich potrzebach. Cokolwiek będą deklarować, nigdy nie pozwolą, aby obca umysłowość zaczęła się im szarogęsić w główkach". I dlatego lekarzami w Szpitalu mogą być tylko mężczyźni, a kobiety są relegowane do roli pomocy i "upiększaczy" krajobrazu - co White konsekwentnie realizuje. Strasznie mnie drażnią takie wycieczki, tym bardziej, że dla fabuły są kompletnie niepotrzebne. Ot tak między fantastycznymi pomysłami nie z tej ziemi wyłażą osobiste poglądy autora...
Szpital Kosmiczny, to taki sobie doktor "Doktor House" diagnozujący obcych w kosmosie - tyle że napisane jakieś 50 lat zanim nakręcili wiadomy serial z Hugh Laurie w roli głównej. Jeżeli lubicie lekkie SF z oryginalnymi, przemyślanymi obcymi (ja lubię),to zdecydowanie warto przeznaczyć te 1-2 wolne wieczory na przeczytanie tej książki.
Pomimo upływu 60 lat od napisania, książka broni się całkiem nieźle. Jedyną jej wadą - imho - jest fakt, że jej bohaterami są wyłącznie istoty płci męskiej. Wzmianki o kobietach to w sumie będą ze 3 zdania w książce. Trochę smutny taki seksizm, ale to chyba takie czasy wtedy były...