Jarmark sensacji Egon Erwin Kisch 7,1
ocenił(a) na 88 tyg. temu Dobrze, że Jarmark sensacji poprzedza wstęp Mariusza Szczygła, u którego zresztą po raz pierwszy przeczytałam o Kischu. Odniosłam wrażenie, że Szczygieł wypowiada się o tym Czeskim reporterze niemieckiego pochodzenia z pewną fascynacją, ale i dystansem. Kisch był z charakteru raczej trudnym człowiekiem, a do tego już później redagował swoje stare reportaże, dodając silniejszego komunistycznego wydźwięku. Jest też jednym z pierwszych przedstawicieli kontrowersyjnego nurtu reportażu literackiego.
Czytałam już kilka książek Kischa, ale teraz mam ochotę sięgnąć po nie raz jeszcze i przeczytać pod kątem ideologii oraz wiedząc nieco więcej o samym autorze, bo Jarmark sensacji zawiera teksty poniekąd autobiograficzne. Szczygieł nazywa to “autoreportażem”. Na pewno nie wolno wierzyć we wszystko, co jest tu napisane, ale wydaje się, że całkiem nieźle oddają one to, kim był człowiek, który “na początku XX wieku podniósł reportaż do rangi literatury”.
Kisch opisuje siebie samego jako dręczonego ciągłą niezaspokojoną ciekawością. To z niej wynikało prawie wszystko, co go w życiu spotkało. Oraz z tego, że już od dzieciństwa kręciła go ta branża i bawił się w wydawanie i pisanie. Później to zajęcie zaczęło być pracą, choć chyba tak naprawdę nigdy nie przestało być zabawą.
🪁 Sytuacja społeczna Czech
W ogóle Jarmark sensacji jest ciekawy może nawet bardziej przez inne wątki obecne w tej książce, poza autobiograficznymi. Sporo jest tu o sytuacji społecznej w Czechach na przełomie XIX i XX wieku, o podziale na “Niemców” i “Czechów” oraz o właściwie zupełnym rozdziale ich życia kulturalnego. Czesi niemieckiego pochodzenia generalnie nie wypadają w jego opowieściach bardzo pozytywnie.
Dużo jest także anegdot o rzeczywistości pracy dziennikarzy tamtych czasów. Jak inaczej wtedy wyglądał cykl publikacji gazety, czy skład gazet. Szczególnie ciekawie wyglądało pozyskiwanie i wymiana informacji. Reporterzy chodzili po szpitalach i komendach policji. Były nawet giełdy, gdzie wymieniano się swoimi newsami w zamian za inne. Niektóre historyjki są śmieszno-tragiczne, jak ta o pewnym reporterze z gazety religijnej, który nie mógł pisać o samobójstwach, których było dużo. Modlił się więc o więcej morderstw i innych zbrodni.
🪁 Prawda czy fakt?
W pierwszym samodzielnym zadaniu Kisch miał za zadanie opisać pożar. Nie udało mu się zdobyć żadnych ciekawych informacji na miejscu wydarzenia, więc całą relację zwyczajnie zmyślił. Poznał wtedy prawdę o sile kłamstwa i pisania po to, żeby było ciekawe, a niekoniecznie, bo faktycznie tak się wydarzyło. W całej książce jest kilka bardzo ciekawych rozkmin odnośnie siły kłamstwa, prawdy i tym, co czyni tekst interesującym i poczytnym. I o tym, że “fantazja sprzyja prawdzie”.
Jak to czytałam, cały czas miałam w głowie dyskusję wokół Kapuścińskiego i jego podchodzenia do faktów. Oraz o całej dyskusji o “polskiej szkole reportażu”. Wygląda na to, że Kisch był jednym z pierwszych wykorzystujących takie “lekkie” podejście do prawdy.
Ogólnie Jarmark sensacji to bardzo interesujący zbiór tekstów z początku XX wieku na temat ówczesnych Czech, dziennikarstwa oraz istoty reportażu. Są świetnie napisane, z przynoszącym ciekawe informacje wstępem. Tłumaczą poniekąd skąd wzięło się silne zaparcie ideologiczne Kischa. Jest tu kilka tekstów o wojnie, w której autor walczył, i która go zmieniła. Autoreportaże te rzucają wiele światła na fascynującą postać reportera zdolnego wyskoczyć ze statku, żeby wejść na brzeg Australii i zrobić wiele szalonych rzeczy: zaspokoić swoją ciekawość, a później to wszystko opisać.