Żyli długo i szczęśliwie, póki nie umarli. Nieznane baśnie braci Grimm Jacob Grimm 6,6
ocenił(a) na 928 tyg. temu Wiem, wiem, teoretycznie z okazji dziadów czy halloween, czy Wszystkich Świętych nie daje się żywym prezentów, ale jednak jeśli poczujecie taką chęć, to jest książka idealna na tę okazję. Od razu podkreślam — nie polecam jej dzieciom, bo i dorosłym robi kuku, bo będą chcieli czytać nieustannie te sowizdrzalskie, ale też makabryczne historie. Mam na myśli nieznane baśnie braci Grimm zebrane i przetłumaczone przez Elizę Piecul-Karmińską, zilustrowane — także w odjechanym, jak treść baśni — stylu przez Michalinę Jurczyk. ”Żyli długo i szczęśliwie, póki nie umarli” (wyd. Dwie Siostry) to nie tyle historie z dreszczykiem, ile najprawdziwszy horror, w którym bez litości mordują wszyscy wszystkich, a trup ściele się gęsto; to też legendy ludowe, opowieści o silnych kobietach i ich sprycie. Oczywiście nie czytajcie historii o świniobiciu, bo nie pójdziecie spać (chociaż bracia Grimm uważali ją za edukacyjną),za to „Roszpunka” już powinna was bawić, znajdziecie tu historie Sinobrodego, kota w butach, kowala i diabła, lwa i żabę.
Poza mrokiem mamy też opowieści paraboliczne, jak ta o spółce kota i myszy, którą można przeczytać jako odniesienie do systemu władzy i mobbingu; albo „O złym przędzeniu lnu”, która pokazuje, że kobiety muszą sobie radzić. Zawsze.
Nie znajdziecie tu poprawności społecznej, językowej, moralnej, etycznej czy estetycznej, każde z 50 baśni, które dotąd nie były tłumaczone na język polski to przekroczenie skali, jaką mamy zakodowaną w głowach dla tego typu tekstów. Nawet język opowieści naśladuje mowę potoczną, za to należą się tłumaczce wielkie gratulacje.
Zawarte w tym wydaniu historie zostały spisane przez Jacoba i Wilhelma Grimmów i opublikowane w 1812 i 1815 r. jako „Kinder und Hausmarchen”, a później wielokrotnie zmieniane i to, co my powszechnie kojarzymy z baśniami braci Grimm, jest ocenzurowaną wersją tych historii, która znalazła się w siódmym wydaniu cyklu. Powracając dzięki tłumaczce do historii z 1812 roku, jako miłośniczka romantyzmu czuję, że powracam do Wolksgeist, czyli mitycznego ducha ludu, bo Grimmowie zbierali te historie jak prawdziwi badacze kultury, a robili to też nowocześnie, jak na tamte czasy, bo korespondencyjnie. Tuż po pierwszym wydaniu zebranych przez braci opowieści pojawiły się głosy, że są one zbyt drastyczne dla młodych ludzi, więc Grimmowie przez kolejne 45 lat je poprawiali i rozbudowywali, by stworzyć książki wychowawcze; usuwali też z kolejnych wydań niektóre historie, które albo mogły mieć pochodzenie francuskie (a były to czasy wojen napoleońskich),albo zawierały dublujące się fabuły lub zbyt drastyczne historie — na dodatek pozbawione morału.
Zachwyca mnie ten zbiór, bo nie ma w nim czarno-białej wizji świata, tak typowej dla dzisiejszego myślenia o baśniach, nie ma umoralniającego swądu. To bezpruderyjne opowieści ukazujące erotyzm, postaci silnych kobiet i świat ludowych historii, z których wyrastała romantyczna frenezja.
Jak mówiła Kora: kocham, kocham, kocham.