Wśród obcych Jo Walton 6,3
ocenił(a) na 82 lata temu Piękna, dziwna, smutna, nostalgiczna i trochę baśniowa historia o samotności i wyobcowaniu, o trudnym wchodzeniu w dorosłość z bagażem, którego piętnastoletni człowiek dźwigać nie powinien.
Te nieco ponad trzysta stron było dla mnie podróżą do szkolnych lat, kiedy to okrucieństwo rówieśników szło w parze z odkrywaniem świata w całej jego mniej lub bardziej chlubnej krasie. Przede wszystkim jednak była to podróż po mojej drodze pierwszych literackich olśnień, bo tak jak bohaterka weszłam w świat książek przez drzwi z napisem fantastyka.
Tolkien, Lewis, Le Guin, Heinlein, Delaney, Zelazny, Silverberg, ich książki to były fajerwerki pomysłów, wizji, otwierały głowę na nowe światy, na nowe postrzeganie tego co wokół. Były odpowiedzią na młodzieńcze bunty i przeżycia, były buforem bezpieczeństwa przed burzą nastoletnich rozterek, które niby błahe, urastały do rangi "być albo nie być".
Większość moich rówieśników nie sięgała po książki, to z marszu stawiało mnie, książkowego mola, poza nawiasem szkolnej społeczności. A kiedy doda się do tego problematyczną rodzinę i jest się grubą dziewczyną, no to mamy mieszankę, która nie ułatwia nastoletniego życia w najmniejszym stopniu. Skoro nie mogłam zabłysnąć urodą, pochwalić się jakimiś osiągnięciami w sporcie, inteligencji pokazać się wstydziłam, a moje życie towarzyskie praktycznie nie istniało to byłam oczywiście dosyć żałosną postacią, bardzo też samotną. Naturalne, że książki i biblioteki były na wyciągnięcie ręki i bądźmy szczerzy, czytająca nastolatka to było coś, co się niewątpliwie wyróżniało, coś co budowało wokół mnie bańkę pozornego spokoju. Rówieśnicy uznali mnie za dziwaczkę i omijali szerokim łukiem.
Podobnie jest z bohaterką "Wśród obcych", dziewczyna z niesprawną nogą, poruszająca się o lasce, bardzo, bardzo samotna, z traumą po wypadku, w którym straciła siostrę bliźniaczkę i praktycznie bez jakiegokolwiek psychicznego wsparcia ze strony formalnie najbliższych ludzi., rozkochana w książkach, uwielbiająca niekończące się dyskusje o tym, co przeczytała.
Wzruszały mnie opisy jej wycieczek do biblioteki, kiedy taszczyła ze sobą torby pełne książek, kupowała słodkie bułki, siedziała na ławce w parku bądź w jakiejś kawiarni i to wystarczyło jej do szczęścia. Chwilami można było odnieść wrażenie, że świat dla tej dziewczyny mógłby się zamknąć w ścianach księgarni bądź biblioteki, ludzie nie byli jej potrzebni. Ale jak wiadomo szczęście smakuje najlepiej, kiedy dzielisz je z kimś bliskim, więc Mor powolutku wychodzi ze swojej skorupy i próbuje budować relacje ze swoim ojcem, szkolną bibliotekarką i znajomymi z klubu książki.
Powieść zdobyła najważniejsze nagrody w świecie literatury fantastycznej, więc takiegoż elementu nie mogło zabraknąć w fabule – oto pojawiają się wróżki, a wraz z nimi oczywiście magia, która okazuje się być tkanką całego otaczającego bohaterkę świata. Gdybym czytała tę książkę trzydzieści lat temu, to pewnie bez mrugnięcia zaakceptowałabym to, że obok naszej, istnieje inna rzeczywistość, ukryta przed wzrokiem większości ludzi, są czarodziejskie istoty, a wybrańcy mogą korzystać z czarów i magii. Dzisiaj trochę mi głupio wierzyć we wróżki, więc myślę, że to nie o nie chodzi autorce, nie dosłownie. Raczej jest to sposób w jaki radzi sobie psychika młodego człowieka z tragedią, w której zginęła najbliższa osoba – siostra, a do której w jakiś sposób przyczyniła się matka, stąd próba przeobrażenia pustki po stracie w baśniowy świat wróżek, duchów i złej wiedźmy – personifikacji matki. Tak ja to widzę, autorka pozostawia szerokie pole do interpretacji, tę opowieść można odczytywać na wiele sposobów, co dodatkowo świadczy o jej wyjątkowości.
Książka ma formę pamiętnika toteż początkowo może się wydawać, że będą to pretensjonalne wynurzenia jakiejś pensjonarki i momentami rzeczywiście są trochę egzaltowane, trochę histeryczne, często emocje biorą górę nad rozsądkiem, a osąd rzeczywistości bywa zaburzony, ale to przecież jest pamiętnik nastolatki, która dopiero wyrusza w podróż do dorosłości. Kiedy z sentymentu sięgnęłam po swoje zabazgrane zeszyciki to zobaczyłam jaką byłam rozmemłaną romantyczką, zakochaną w idolach sprzed lat, słuchającą takich piosenek i wykonawców, że dzisiaj wstyd się przyznać, przeżywającą zauroczenia w sposób na przemian łzawy bądź morderczy. Słowem koszmar. Z drugiej strony bohaterka miewa momenty, kiedy patrzy na zastaną rzeczywistość i ludzi wokół zaskakująco trzeźwo, podobnie jej poglądy na relacje damsko – męskie, szczególnie dotyczące seksu są bardzo realistyczne, wyzbyte sztucznego romantyzmu, którym karmią się jej koleżanki. Chciałabym spotkać taką nastolatkę.
Piękna książka, pięknie napisana w hołdzie literaturze fantastycznej, książkom które pod całym sztafażem futurystycznych wizji, tak naprawdę opowiadają o nas, naszej naturze i świecie tu i teraz. Polecam, ale ostrożnie, jeśli nie lubicie science fiction i fantasy to liczne odniesienia do wielu tytułów mogą być nużące. Dla mnie była to cudowna podróż w moją własną przeszłość i ciekawe spotkanie z nietuzinkową bohaterką, a teraz idę rozejrzeć się za kolejnymi książkami Jo Walton.