-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2024-06-01
2024-05-28
Ciepła, cudowna opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie... o tym, że nasi rodzice też są po prostu ludźmi, o tym, że nie wszystko zawsze robimy dobrze, nawet jeśli mamy dobre zamiary... o miłości, zrozumieniu, lojalności...
Dante i Arystoteles mają po 15 lat i amerykańsko-meksykańskie pochodzenie. Z pozoru dzieli ich jednak więcej niż łączy, ale mimo to rozkwita pomiędzy nimi prawdziwa przyjaźń. Obaj czują się inni, obaj nie mieli wcześniej prawdziwych przyjaciół, obaj czują, że nie pasują do otaczającego ich świata. Jeden na drugiego wpływa, oddziałuje, zmienia się przy tym drugim. Razem muszą odkryć sekrety wszechświata, które ich zdaniem, odkryli już dorośli.
Tymczasem dorośli także nie znają wszystkich sekretów wszechświata. Może to także jest jedną z tych tajemnic...
Ciepła, cudowna opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie... o tym, że nasi rodzice też są po prostu ludźmi, o tym, że nie wszystko zawsze robimy dobrze, nawet jeśli mamy dobre zamiary... o miłości, zrozumieniu, lojalności...
Dante i Arystoteles mają po 15 lat i amerykańsko-meksykańskie pochodzenie. Z pozoru dzieli ich jednak więcej niż łączy, ale mimo to...
2024-05-23
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Celka jest kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Kąsa na potęgę i nie bardzo kontroluje wyrządzone szkody. W pewnym momencie cały świat zaczyna jej wmawiać, że zna dla niej mężczyznę idealnego. Jan Zbęda był jak dla niej stworzony. Miał tylko jedną wadę. Miał narzeczoną. Ten drobny szczegół szybko się jednak zmienia, ale w grę zaczynają wchodzić poważniejsze oskarżenia. Historia nabiera rozpędu, a Celka (nie)oczekiwanie trafia w sam środek rozpędzonego pociągu zdarzeń.
Czy historia jest przewidywalna? Jak najbardziej.
Czy mi to przeszkadzało? Ani trochę.
Absurdalna, zabawna, taka na raz!
Tylko koniec jakiś taki... urwany
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Celka jest kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Kąsa na potęgę i nie bardzo kontroluje wyrządzone szkody. W pewnym momencie cały świat zaczyna jej wmawiać, że zna dla niej mężczyznę idealnego. Jan Zbęda był jak dla niej stworzony. Miał tylko jedną wadę. Miał narzeczoną. Ten drobny szczegół szybko się jednak zmienia, ale w grę...
2024-05-12
Obawiałam się trochę, że przejdą mnie ciarki żenady czytając tę książkę
i w konsekwencji przestanę lubić tiktoki Tej Jednej Ciotki, ale tak się nie stało. Książka była dokładnie taka, jak krótkie filmiki Mateusza Glena: lekka, przyjemna, momentami zabawna, obnażająca nasze przywary
i przyzwyczajenia.
Ciotka jedzie do Ciechocinka. Jak to jednak bywa w życiu Ciotki, historia nie mogła skończyć się na przyjemnym, regeneracyjnym pobycie. Ciotka rozpoczyna śledztwo, którego celem jest zdemaskowanie osoby działającej na niekorzyść kuracjuszy. W całą akcję wciągnięty zostaje również Taksówkowy Gbur.
Przez książkę idzie się jak po sznurku, nie spodziewajmy się tu spektakularnych, nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Choć są tu plot twisty, żaden mnie nie zaskoczył. Nie zmienia to faktu, że "Boże, Beata!" jest przyjemnym przerywnikiem, na który nie żal czasu.
Obawiałam się trochę, że przejdą mnie ciarki żenady czytając tę książkę
i w konsekwencji przestanę lubić tiktoki Tej Jednej Ciotki, ale tak się nie stało. Książka była dokładnie taka, jak krótkie filmiki Mateusza Glena: lekka, przyjemna, momentami zabawna, obnażająca nasze przywary
i przyzwyczajenia.
Ciotka jedzie do Ciechocinka. Jak to jednak bywa w życiu Ciotki,...
2024-05-15
Był taki dzień, w którym płakałam na środku radiowej kuchni. Stłukłam kubek. To oczywiście nie był powód mojego płaczu, jedynie kropla, która przelała gromadzącą się we mnie od dawna czarę. Jakbym więc chciała wymienić miejsca, w których płaczą dziewczyny, mogłabym z samej wyliczanki napisać odrębną książkę.
I właśnie taka wyliczanka "płaczą tu, płaczą tam", która brzmiała, jak napisany na kolanie prolog, zabiła mnie już na starcie. Pomyślałam sobie jednak "nie, Kwaśniewska, nie możesz odłożyć książki po jednej stronie" i może dobrze, że jej nie odłożyłam.
Czerwonych chorągiewek (czy jak ja wolę je nazywać - lampek) napotkałam w swoim życiu mnóstwo. W niektórych wypadkach wystarczyło mi, że wyskoczyła jedna, a ja bez zastanowienia mówiłam "nara" i szłam dalej, w kierunku innych biegłam jak ćma do latarni ignorując zagrożenie.
Nasza główna bohaterka, Amelie, pokochała Reese'a za szybko i za mocno. Nie zauważała znaków ostrzegawczych. Reese wciągał ją stopniowo w bagno. Sączył truciznę. Od idealnego, ciepłego, zaangażowanego chłopaka, poprzez dawkowanie siebie, karanie ciszą, wmawianie (i doprowadzanie do) szaleństwa, aż po sztylet wbity w całe jestestwo. Ale czy na pewno nawet początki były takie idealne?
Obserwujemy drogę Amelie do wyleczenia. Przechodzimy z nią całą ścieżkę od poznania do rozpadu. Analizujemy, co i na jakim etapie się stało. Co powinno dawać jej do myślenia już wtedy. W których momentach stłumiła instynkt, który kazał jej uciekać. Mamy podział na "wtedy" i "teraz". Możemy na bieżąco konfrontować wydarzenia.
Uśmiechałam się rozpoznając pewne mechanizmy.
Książka zdecydowanie skierowana jest do młodszych czytelników. Do tych, którzy przeżywają pierwsze rozstania lub trudne relacje. Ale i starszym może dać do myślenia.
Rodzicom nastolatków chciałam przypomnieć, idąc tropem tej książki, jak sami czuli się, kiedy pierwszy raz rozpadało się ich serce. Warto o tym pamiętać zanim powiemy dziecku, że mu przejdzie. Szczególnie, jeśli nie znamy całego obrazu sytuacji. Być może to nie tylko złamane serce. Być może potrzebna jest pomoc.
Z technicznego punktu widzenia, mam problem z tłumaczeniem. W wielu miejscach miałam poczucie niegramatyczności, niezgrabności zapisu lub zwyczajnie braku logiki, co psuło mi odbiór.
Był taki dzień, w którym płakałam na środku radiowej kuchni. Stłukłam kubek. To oczywiście nie był powód mojego płaczu, jedynie kropla, która przelała gromadzącą się we mnie od dawna czarę. Jakbym więc chciała wymienić miejsca, w których płaczą dziewczyny, mogłabym z samej wyliczanki napisać odrębną książkę.
I właśnie taka wyliczanka "płaczą tu, płaczą tam", która...
2024-03-31
Jak to się dzieje, że potrafimy się tak od siebie różnić, a jednocześnie być tak bardzo podobni? Ten taniec pomiędzy podobieństwami, a różnicami jest w pewien sposób istotą profilowania. Tę istotę oraz niuanse próbuje przed nami odkryć Jan Gołębiowski - jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich profilerów. Człowiek, którego w zasadzie nic już nie dziwi, choć wciąż wiele zdumiewa. Człowiek, który nie myli lęku ze strachem.
Żeby dojść do sprawcy, trzeba najpierw poznać jego ofiarę. Zrozumieć, czemu ten ktoś chciał ją zabić lub co sprawiło, że musiał. Gołębiowski nie boi się przyznać, że ofiara często przyczynia się do zbrodni, choćby nieświadomie. Nie oznacza to jednak, że jest jej winna. To dwie różne sprawy. Jej sposób bycia, jakiś gest, słowo, mogło sprowokować sprawcę, który odebrał zachowanie ofiary jak byk odbiera machanie mu przed nosem czerwoną płachtą. Z punktu widzenia ofiary, mogło być to nawet coś, co powinno zabójcę odstraszyć. Nie wyszło. Teraz profiler musi zrozumieć, dlaczego.
Gołębiowski odziera ten zawód z aury magii i tajemnicy, którą obrusł przez różnego rodzaju filmy, i seriale. Zdejmuje z tej profesji kostium superbohatera. Ale też, przede wszystkim, pokazuje, czym ta praca jest naprawdę.
Jak to się dzieje, że potrafimy się tak od siebie różnić, a jednocześnie być tak bardzo podobni? Ten taniec pomiędzy podobieństwami, a różnicami jest w pewien sposób istotą profilowania. Tę istotę oraz niuanse próbuje przed nami odkryć Jan Gołębiowski - jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich profilerów. Człowiek, którego w zasadzie nic już nie dziwi, choć wciąż wiele...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-11
"Bebechy" mają podobny klimat do starego, animowanego serialu "Było sobie życie". Adam Mirek z podobną lekkością, ale i dokładnością tłumaczy czytelnikom, co dzieje się w ich ciałach od rana do nocy; kiedy się budzą, jedzą, ćwiczą na wfie, skaleczą, bawią na placu zabaw, uczą, myją się, czy śpią. Całość uatrakcyjniają ilustracje.
Czekam na kolejną książkę. Jest jeszcze trochę nieporuszonych tu tematów, które w końcu także trzeba dzieciom wyjaśnić.
P.S. Całość można przeczytać w max 5h
"Bebechy" mają podobny klimat do starego, animowanego serialu "Było sobie życie". Adam Mirek z podobną lekkością, ale i dokładnością tłumaczy czytelnikom, co dzieje się w ich ciałach od rana do nocy; kiedy się budzą, jedzą, ćwiczą na wfie, skaleczą, bawią na placu zabaw, uczą, myją się, czy śpią. Całość uatrakcyjniają ilustracje.
Czekam na kolejną książkę. Jest jeszcze...
2024-02-19
To zdecydowanie najsłabsza część całej trylogii. Z początku zapowiada się ciekawie, Pip radzi sobie z PTSD (czy może bardziej sobie nie radzi), pojawia się nowa sprawa, na pozór zamknięta, ale jakoś zbyt podobna w niektórych zignorowanych przez policję szczegółach do tego, co się dzieje wokół naszej głównej bohaterki. Do 300 strony jest nieźle, choć niebezpiecznie w mojej głowie pojawiały się pomysły, w którym kierunku ta książka może pójść. I niestety tam poszła.
Z jednej strony oczywiście rozumiem głębokie poczucie niesprawiedliwości, przekonanie, że nie ma co liczyć na system, że wielokrotnie służby i sąd już zawiodły... Sama też miałam ochotę potrząsnąć Hawkinsem, ale...
Cieszę się, że ostatecznie wszystkie wątki się zamknęły. Nie wiem tylko, czy tak do końca kupuję przemianę głównej bohaterki, choć niektóre sytuacje są w stanie nas popchnąć do różnych rzeczy, które na dany moment wydają nam się najlepszym rozwiązaniem. Czy takie są zawsze? Chyba wolałabym, żeby Pip poszła tą drugą drogą...
To zdecydowanie najsłabsza część całej trylogii. Z początku zapowiada się ciekawie, Pip radzi sobie z PTSD (czy może bardziej sobie nie radzi), pojawia się nowa sprawa, na pozór zamknięta, ale jakoś zbyt podobna w niektórych zignorowanych przez policję szczegółach do tego, co się dzieje wokół naszej głównej bohaterki. Do 300 strony jest nieźle, choć niebezpiecznie w mojej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-14
Grzeczna dziewczynka obiecała sobie, że już nigdy nie będzie bawić się w detektywa. Za dużo ją to kosztowało ostatnim razem, a poza tym zauważyła, że zatracając się w śledztwie zatraca także samą siebie. Jak nie trudno przewidzieć, wszystkie tego typu postanowienia można wsadzić w... kieszeń. Ktoś zaginął, a policja uznała to za sprawę niskiego ryzyka, co wiąże się z tym, że nie zamierzają podjąć żadnych działań. Funkcjonariusze zajmują się więc zabraną z ogródka swojego domu ośmiolatką (co ładnie wraca na koniec), a Pip rozpoczyna swoje śledztwo publikując je w formie podcastu.
Tak jak w pierwszej części podążamy dokładnie tropami samej Pip nie dowiadując się niczego więcej, niż wie ona sama, co pozwala nam dochodzić do własnych wniosków. I tu wkracza sprawa zegarka, który kazał mi wyciągnąć pewien oczywisty wniosek, do którego Pip jakimś cudem dochodzi nieco później. Muszę przyznać, że wybiło mnie to nieco z rytmu. Autorka troszkę się tu chyba pogubiła.
Sama sprawa jest ciekawa, tak samo jak jej rozwiązanie. Każdy, kto ma w sobie choć trochę więcej empatii, będzie miał w pewnych momentach ogromne poczucie niesprawiedliwości. I to dobrze. Tak powinno być.
Mimo wszystko, ta część wydaje mi się nieco słabsza niż pierwsza. Wciąż dobra, ale jednak nieco słabsza. No i mam pewne zastrzeżenie. Rozumiem, że po sprawie Andie Bell, nasza główna bohaterka prowadzi podcast. Stworzyła go już po śledztwie, teraz relacjonuje proces, ale... Czy naprawdę rozsądne jest zdawanie relacji na bieżąco z toczącego się śledztwa? Nawet jeśli jest ono prowadzone przez "domorosłą detektyw"? Moim zdaniem nie i na takie rozwiązanie nie ma w książce ani jednego przekonującego dowodu. Słuchacze mogą podsunąć Ci tropy? Laska... To jeszcze nie oznacza, że musisz na bieżąco o wszystkim ich informować
Grzeczna dziewczynka obiecała sobie, że już nigdy nie będzie bawić się w detektywa. Za dużo ją to kosztowało ostatnim razem, a poza tym zauważyła, że zatracając się w śledztwie zatraca także samą siebie. Jak nie trudno przewidzieć, wszystkie tego typu postanowienia można wsadzić w... kieszeń. Ktoś zaginął, a policja uznała to za sprawę niskiego ryzyka, co wiąże się z tym,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-08
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Pip postanawia pod pretekstem realizacji projektu szkolnego udowodnić niewinność chłopaka oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny. Ciała Andie po pięciu latach wciąż nie znaleziono, a sam Sal popełnił samobójstwo w lesie, wcześniej wysyłając ojcu sms, w którym przyznaje się do winy.
Razem z Pip analizujemy tę historię od początku biorąc za punkt wyjścia to, co publicznie wiadomo i razem z naszą główną bohaterką kopiemy dalej gromadząc nowe informacje i dowody w sprawie.
Książka jest tak napisana, że nie wiemy niczego więcej niż wie sama Pip, co oznacza, że możemy na podstawie postępów w naszym śledztwie, samemu również analizować informacje i dowody, składać historię, czy też -zakładając niewinność Sala- typować właściwego sprawcę.
Czy Sal faktycznie był niewinny? Jeśli tak, to kto i dlaczego zabił Andie? Czy to, co powtarza całe miasteczko jest pazłotkiem, po którego zdrapaniu dokopiemy się do prawdy?
Sprawdźcie sami.
To kryminał dla nastolatków, więc nie spodziewajcie się tu ciężkiego, skandynawskiego klimatu. Wręcz... jest to najprzyjemniejszy kryminał, jaki w życiu czytałam. I mówiłam wam już, jak dobrze się bawiłam...?!
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Pip postanawia pod pretekstem realizacji projektu szkolnego udowodnić niewinność chłopaka oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny. Ciała Andie po pięciu latach wciąż nie znaleziono, a sam Sal popełnił samobójstwo w lesie, wcześniej wysyłając ojcu sms, w którym przyznaje się do winy.
Razem z Pip analizujemy tę historię od początku biorąc...
2024-02-05
W sumie to ciężko mi powiedzieć, dlaczego w ostatecznym rozrachunku polubiłam tę książkę, a nawet w jakimś stopniu jej główne postaci. Przez większość czasu myślałam o Dannym i jego przyjaciołach stricte jak o ludziach bez ambicji, pijaczkach, kombinatorach...
Trzeba jednak przyznać, że kierowali się kodeksem. Ukraść komuś gąsiorek wina? Spoko. Ukraść przyjacielowi koc? Za to należy się łomot.
Danny był najlepszym przyjacielem. Danny zaprosił pozostałych przyjaciół pod swój dach. I chociaż żaden z nich niczego nie miał, dzielili się wszystkim, co udało im się zdobyć. Cieszyli się prostotą życia; słońcem na ganku, jedzeniem z restauracyjnych resztek, gąsiorkiem skradzionego lub kupionego po przekręcie wina.
Przyjaciele Danny'ego byli w stanie nawet pójść do pracy dla Danny'ego. Taka to była przyjaźń. A niespotykalność tego zjawiska sprawiła, że cała Tortilla Flat tym żyła. I jak to w małej mieścinie, gdzie każdy każdego zna, jednego dnia damy sobie po razie, innego usiądziemy razem do wina. W końcu nie warto nosić w sobie krzywd.
Steinbeck pisze prosto, lekko, przyjemnie, z nutą humoru, który bardzo mi odpowiada
W sumie to ciężko mi powiedzieć, dlaczego w ostatecznym rozrachunku polubiłam tę książkę, a nawet w jakimś stopniu jej główne postaci. Przez większość czasu myślałam o Dannym i jego przyjaciołach stricte jak o ludziach bez ambicji, pijaczkach, kombinatorach...
Trzeba jednak przyznać, że kierowali się kodeksem. Ukraść komuś gąsiorek wina? Spoko. Ukraść przyjacielowi koc?...
2024-01-21
Szczegóły mają znaczenie. Ze szczegółów składa się nasze życie. Kto nie czepia się szczegółu, nie pozna ogółu.
W "Szczegółach znaczących" niemal każde zdanie ma znaczenie. Nie ma tam nic zbędnego. Hanna Krall pisze minimalistycznie, ale wszystko, co pisze jest gęste; do tego stopnia, że nie potrzeba tam ani jednego słowa więcej, żadnego przecinka. Reportaż u Hanny Krall potrafi mieć jedną stronę, a jednak ta strona wyczerpuje temat i emocje z nim związane. Ta strona potrafi pozbawić tchu.
I tak sobie myślę, że kiedyś, dążąc do maksymalnego minimalizmu, Hanna Krall napisze tylko jedno zdanie. Ale to będzie najlepsze zdanie, jakie kiedykolwiek będzie mi dane przeczytać.
Szczegóły mają znaczenie. Ze szczegółów składa się nasze życie. Kto nie czepia się szczegółu, nie pozna ogółu.
W "Szczegółach znaczących" niemal każde zdanie ma znaczenie. Nie ma tam nic zbędnego. Hanna Krall pisze minimalistycznie, ale wszystko, co pisze jest gęste; do tego stopnia, że nie potrzeba tam ani jednego słowa więcej, żadnego przecinka. Reportaż u Hanny Krall...
2024-01-16
Chłopcy wzięli swoje zabawki, po czym pobili się w jednej piaskownicy.
Konia z rzędem temu, kto ogarnie, ile razy Korwin-Mikke był wywalany z własnej partii, ile razy nieudolnie kandydował na prezydenta, ile razy znalazł się poniżej progu wyborczego. Schować Korwina na wybory można skutecznie chyba tylko w grobie.
Korwin jednak żyje. Ma 81 lat (w październiku -2024r.- 82) i wciąż walczy z wiatrakami, choć już z mniejszym entuzjazmem.
Nie wiem, czy zastanawialiście się kiedyś, jakim cudem zawarta została koalicja pod nazwą Konfederacja? Ja sama tego nie rozumiem. Jak to ładnie określa Kącki "deista liberalny Korwin zawiązał koalicję z katolickim nacjonalistą Robertem Winnickim i katolickim rycerzem Grzegorzem Braunem". Po drodze było im chyba jedynie z myślą, że wszyscy chcieli być w Sejmie. No może jeszcze z tym, że każdy z nich zapewne uśmiałby się z "żartu" o treści "Dlaczego kobieta wyszła z kuchni? Widocznie miała za długi łańcuch" i każdy z nich dostaje drgawek na dźwięk "LGBT".
"Chłopcy. Idą po Polskę" przez większość czasu skupia się na Januszu Korwin-Mikkem odmienianym przez wszystkie (również błędne) przypadki. Muszę przyznać, że sięgając po tę książkę spodziewałam się więcej. A raczej mniej. Mniej Korwina, więcej innych: Brauna, Bosaka, Mentzena... . Tych jest tu jednak, jak na lekarstwo. O Braunie mamy głównie wzmianki (również przy okazji rozmów z Korwinem) i jedną anegdotę, jak wparował z "interwencją poselską" do filharmonii. Bosak w całej książce wypowiedział jedno zdanie i to nie o Konfederacji, a o kanale yt dwóch 19latków. Kącki recytował niby jeszcze jakieś urywki z przemówienia na wiecu, ale to takie skrawki tego, co doleciało do jego uszu. O Mentzenie trochę więcej, ale głównie pod sam koniec.
To, co Kąckiemu tu wyszło, to oddanie ducha konfederatów, korwinistów, narodowców; pokazanie całej tej maszynki od środka i ukazanie, dlaczego największe poparcie mają wśród młodych, którzy może nie zdążą jeszcze z nich wyrosnąć przed swoimi pierwszymi wyborami, bo potem już w większości odpływają w innych kierunkach. Trudno nie oddać takiemu Bosakowi, że mówcą jest naprawdę dobrym; Trudno nie zauważyć, jak dobrze Mentzen radzi sobie na social mediach i nie wspomnieć o jego usłanym memami pubie ("Mentzen Pub" w Toruniu), który z pewnością przyciąga młodych; Ciężko także nie zwrócić uwagi na to, że wiele z wypowiedzi Korwin-Mikkego klei się i ma sens (albo przynajmniej miewa, gdy nie próbuje szokować)... dopóki nie zdrapiesz pazłotka, i nie zaczniesz słuchać, a nie tylko słyszeć. (Choć obecnie to już chyba nie ma co zdzierać, bo wszystko już zostało odarte ze złudzeń, ale cholera wie, może jeszcze kiedyś zatęsknimy...).
Smaczku dodaje tu natomiast, zapomniany już niemal przeze mnie, Przemysław Wipler, który mimo że do polityki wrócił, to jakoś skutecznie mnie omija. Z nim jest nawet krótka rozmowa, kilka odnośników i gorzka prawda: Wipler jako jedyny był w stanie opanować Korwina w stopniu przynajmniej zadowalającym. Nikt do tej pory nie jest w stanie choćby doskoczyć do tej wysokości.
Warto także wspomnieć o Sośnierzu, który zastąpił Korwina w Brukseli po tym, jak ten stwierdził wprost, że "człowiek, który jest w Brukseli nie jest szanowany i słusznie nikt się z nim nie liczy" po czym powiedział, że jego miejsce zajmie właśnie Sośnierz. Można by powiedzieć, że to był początek końca, ale dla Sośnierza początkiem końca był chyba w ogóle moment, w którym skończywszy lat 18 zapisał się do partii. A potem, jak każdy, zaczął zdrapywać pazłotko...
To wszystko składa się na obraz tytułowych Chłopców, którzy po Polskę idą i idą i idą... I dojść do władzy nie mogą. A wszystko to okraszone cynizmem autora.
P.S. Szanuję za otwieranie rozdziałów cytatami z książki brydżowej Korwina "Bez impasu". To, jak to się klei... Złoto.
Chłopcy wzięli swoje zabawki, po czym pobili się w jednej piaskownicy.
Konia z rzędem temu, kto ogarnie, ile razy Korwin-Mikke był wywalany z własnej partii, ile razy nieudolnie kandydował na prezydenta, ile razy znalazł się poniżej progu wyborczego. Schować Korwina na wybory można skutecznie chyba tylko w grobie.
Korwin jednak żyje. Ma 81 lat (w październiku -2024r.- 82)...
Drugi tom z cyklu Perypetie Celiny Nowackiej i chyba nawet lepszy od pierwszego! Tym razem obserwujemy serię niefortunnych zdarzeń, które dzieją się u przyjaciółki Celki - Iwonki. Pewnego ranka okazuje się bowiem, że ktoś zamordował jej przystojnego sąsiada i to akurat wtedy, kiedy jest u niej ciotka męża, z którą z początku nie za bardzo za sobą przepadają. Straż Sąsiedzka chwyta młotki i grabie, by chronić się przed potencjalnym zagrożeniem. Na miejsce przyjeżdża nie kto inny, jak znany nam z pierwszej części Zacharczyk. Na wieść o tym, że ma do czynienia z przyjaciółką Celki, rozpromienia się. Na koniec okazuje się jeszcze, że pewna osoba z przeszłości może mieć nowe informacje w związku z innym morderstwem uznanym za wypadek.
Pełna humoru romantyczna komedia kryminalna, po której nie mogę doczekać się trzeciej części. Mam nadzieję, że wyjdzie szybko. Jeśli tak wygląda "cosy crime" to ja to kupuję!
Drugi tom z cyklu Perypetie Celiny Nowackiej i chyba nawet lepszy od pierwszego! Tym razem obserwujemy serię niefortunnych zdarzeń, które dzieją się u przyjaciółki Celki - Iwonki. Pewnego ranka okazuje się bowiem, że ktoś zamordował jej przystojnego sąsiada i to akurat wtedy, kiedy jest u niej ciotka męża, z którą z początku nie za bardzo za sobą przepadają. Straż Sąsiedzka...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to