-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać30
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant3
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-06-10
2024-05-12
Obawiałam się trochę, że przejdą mnie ciarki żenady czytając tę książkę
i w konsekwencji przestanę lubić tiktoki Tej Jednej Ciotki, ale tak się nie stało. Książka była dokładnie taka, jak krótkie filmiki Mateusza Glena: lekka, przyjemna, momentami zabawna, obnażająca nasze przywary
i przyzwyczajenia.
Ciotka jedzie do Ciechocinka. Jak to jednak bywa w życiu Ciotki, historia nie mogła skończyć się na przyjemnym, regeneracyjnym pobycie. Ciotka rozpoczyna śledztwo, którego celem jest zdemaskowanie osoby działającej na niekorzyść kuracjuszy. W całą akcję wciągnięty zostaje również Taksówkowy Gbur.
Przez książkę idzie się jak po sznurku, nie spodziewajmy się tu spektakularnych, nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Choć są tu plot twisty, żaden mnie nie zaskoczył. Nie zmienia to faktu, że "Boże, Beata!" jest przyjemnym przerywnikiem, na który nie żal czasu.
Obawiałam się trochę, że przejdą mnie ciarki żenady czytając tę książkę
i w konsekwencji przestanę lubić tiktoki Tej Jednej Ciotki, ale tak się nie stało. Książka była dokładnie taka, jak krótkie filmiki Mateusza Glena: lekka, przyjemna, momentami zabawna, obnażająca nasze przywary
i przyzwyczajenia.
Ciotka jedzie do Ciechocinka. Jak to jednak bywa w życiu Ciotki,...
2024-05-06
39 procent cudzoziemców w ciągu ostatniego roku doświadczyło dyskryminacji - wynika z danych norweskiego Centralnego Biura Statystycznego z 2020 roku. Wg badań z 2016 roku, 28 procent emigrantów nie zostało zatrudnionych ze względu na swoje pochodzenie, a 16 procent było gorzej traktowanych w swoim miejscu pracy (z tego samego powodu). Jeden z eksperymentów, podczas którego złożono 1800 podań o pracę wykazał, że prawdopodobieństwo bycia zaproszonym na rozmowę o pracę w Norwegii spada o ok. 25%, jeśli aplikujący ma obco brzmiące nazwisko.
Norwegia. Kraj, którego PR brzmi: równość, otwartość, prawa człowieka, opiekuńczość i fundusze norweskie. Bańka pryska, gdy przyjrzymy mu się z bliska.
Jak wynika z tego reportażu, aby Twoje kwalifikacje obchodziły w Norwegii kogokolwiek, musisz mieć dużo szczęścia. A to i tak nie uchroni Cię przed różnymi nieprzyjemnościami związanymi z Twoim pochodzeniem. Stąd część osób decyduje się na zmianę nazwiska i angielski zapis swojego imienia. Łatwiej wtedy udawać kogoś innego, np. Greka [też usłyszeliście w głowie fragment piosenki brzmiący "Nie udawaj Greka"?] i nie słuchać "dowcipów" o Polakach, nie padać ofiarą dyskryminacji i odgórnego założenia, że jeśli np. pracujesz w przedszkolu, to bankowo musisz tam sprzątać. Bo przecież nic innego.
Czytając "Nie jestem Twoim Polakiem" rysuje nam się gorzki obraz życia na emigracji w tym kraju. Nasuwa się także gorzka refleksja: nie ważne, jak wysoko zajdziesz w Norwegii, zawsze będziesz kimś gorszym niż "etniczny Norweg", a jeśli ukryjesz tożsamość, do końca życia nie będziesz mógł być sobą.
Na tę książkę można jednak spojrzeć szerzej. W każdym państwie są jakieś stereotypy i lęki związane z osobami z jakichś "obcych" krajów. Nie ważne, czy jesteś Polką w Norwegii czy Syryjką w Polsce, mogą spotkać Cię takie same nieprzyjemności, bo ktoś spojrzy na Ciebie nie jak na człowieka, ale jak na chodzący stereotyp, którego nie musi poznawać, żeby móc go ocenić i wrzucić do konkretnej szufladki.
P.S. Na koniec jeszcze taka refleksja. Wielu starszych ludzi nie rozumie, dlaczego młodzi Polacy mówią, że są Europejczykami, że przecież powinni czuć się Polakami. Przede wszystkim, a może i jedynie. Jak oni. Ja jestem z pokolenia środka. Jestem Polką i Europejką. W takiej kolejności. I tak chciałabym być traktowana wszędzie. Jako obywatelka, która ma prawo być i żyć, gdzie chce i jak chce. Jest traktowana równo i zgodnie z własnymi umiejętnościami czy kwalifikacjami. Przykład Norwegii pokazuje jasno, o co chodzi. Tam -zgodnie z treścią książki- mogę być jedynie "polakk", gdzie indziej mogę być kimś więcej. Kimś, kogo pochodzenie nie wyciąga wtyczki z gniazdka.
P.S. 2 - W Norwegii, jak i pewnie w innych państwach, jest jeszcze wiele do zrobienia. Ale te kroki w kierunku lepszej przyszłości, są podejmowane. Gdzieniegdzie pojawia się solidarna dłoń, odrobina empatii, nieco uważności i kropla czułości. A jak wszyscy wiemy, kropla drąży skałę. Życzyłabym więc sobie i wam, by nigdy nikt nie patrzył na nas przez filtr jakichś dziwnych stereotypów i byśmy my sami te filtry odrzucili.
39 procent cudzoziemców w ciągu ostatniego roku doświadczyło dyskryminacji - wynika z danych norweskiego Centralnego Biura Statystycznego z 2020 roku. Wg badań z 2016 roku, 28 procent emigrantów nie zostało zatrudnionych ze względu na swoje pochodzenie, a 16 procent było gorzej traktowanych w swoim miejscu pracy (z tego samego powodu). Jeden z eksperymentów, podczas którego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-03
Sprawa Trybecza jest jak Trójkąt Bermudzki. Ludzie znikają tam bez śladu i najczęściej nigdy już się nie znajdują.
Jeśli ktoś lubi legendy, straszne historie opowiadane przy ogniskach, mistyczne zjawiska... Trybecz jest zagadką, która bez wątpienia go wciągnie.
Autor potęguje napięcie stopniowo. Na wejściu nie spodziewamy się niczego niebezpiecznego, ot facet z pośredniaka dostaje skierowanie do pomocy przy jakichś budowlano-syfiastych robotach, podczas których znajduje sejf. W sejfie zaś dokumenty i nagrania, od których nie ma już odwrotu. Historia w nich zawarta wciąga naszego głównego bohatera coraz głębiej, aż do otchłani szaleństwa. Z każdą stroną atmosfera gęstnieje i w pewnym momencie sami już nie wiemy, co mamy o tym wszystkim myśleć. Może sami tracimy zmysły zaczynając stopniowo wierzyć w najbardziej, wydawałoby się, nieprawdopodobne scenariusze.
"Szczelina" jest bramą. Przejście przez nią oznacza, że nie ma już odwrotu.
Sprawa Trybecza jest jak Trójkąt Bermudzki. Ludzie znikają tam bez śladu i najczęściej nigdy już się nie znajdują.
Jeśli ktoś lubi legendy, straszne historie opowiadane przy ogniskach, mistyczne zjawiska... Trybecz jest zagadką, która bez wątpienia go wciągnie.
Autor potęguje napięcie stopniowo. Na wejściu nie spodziewamy się niczego niebezpiecznego, ot facet z...
2024-04-29
Nie można nie odnieść wrażenia, że Ewa chyba faktycznie kochała Adama tylko dlatego, że był jej i był mężczyzną. Ewa wnosiła w życie Adama wszystko, czego on myślał, że nie potrzebuje, ale jednak bez niej czegoś mu brakowało. Nawet, kiedy zostali przepędzeni z raju, mieli swój raj.
Utwór pokazuje nam także różnice w postrzeganiu świata przez mężczyznę i kobietę. O ile w opisy Adama skupiają się raczej na konkretach, Ewa opisuje swoje odczucia i emocje. W obu jednak przypadkach humor miesza się z liryzmem. Pamiętniki ich obojga opowiadają o początku ludzkości, który jednocześnie jest jego końcem. Ewa wskazuje nam w końcu na topiące się i spadające z firmamentu nieba gwiazdy. Apokaliptyczna wskazówka przypomina, że nasz czas się kiedyś kończy.
Twórzmy raj na ziemi, póki czas.
Nie można nie odnieść wrażenia, że Ewa chyba faktycznie kochała Adama tylko dlatego, że był jej i był mężczyzną. Ewa wnosiła w życie Adama wszystko, czego on myślał, że nie potrzebuje, ale jednak bez niej czegoś mu brakowało. Nawet, kiedy zostali przepędzeni z raju, mieli swój raj.
Utwór pokazuje nam także różnice w postrzeganiu świata przez mężczyznę i kobietę. O ile w...
2024-04-28
Niedopracowane, krótkie opowiadanie, które miało zachęcać do przeczytania serii, a paradoksalnie -moim zdaniem- lepiej "siada", jak już zna się przynajmniej część tej historii.
Niedopracowane, krótkie opowiadanie, które miało zachęcać do przeczytania serii, a paradoksalnie -moim zdaniem- lepiej "siada", jak już zna się przynajmniej część tej historii.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-18
Zabrakło podsumowania, zeskrobania tynku w niektórych miejscach... Poszczególne historie mają potencjał na coś więcej, ale zabrakło dociekliwości, wnikliwości... Bez tego, cały ten reportaż to zbiór wypowiedzi osób, które wstydzą się lub nie, tego, skąd pochodzą i kim są pod skórą. Jedni w pewien sposób się przechwalają, że udało im się wydostać, drudzy w swoich głowach wciąż w tych wsiach tkwią, jakby prześladowały ich beznadziejne "powiedzonka" z lat 90. "Ze wsi jesteś, na wieś wrócisz" czy "Człowiek wyjdzie ze wsi, ale wieś z człowieka nigdy". Jeszcze inni faktycznie chcą wrócić. Doceniają dzieciństwo, w którym można było biegać po łąkach i polach, i jeść jabłka prosto z drzewa. Dla nich są to doświadczenia, których nie da się nadrobić.
Podsumowując, zmarnowany potencjał. Albo ja, jako mieszczuch jeżdżący na wieś na wakacje czy ferie do chrzestnego, nie jestem w stanie wczuć się w te opowieści. Inna sprawa, że chyba po dobrym reportażu, powinnam.
Zabrakło podsumowania, zeskrobania tynku w niektórych miejscach... Poszczególne historie mają potencjał na coś więcej, ale zabrakło dociekliwości, wnikliwości... Bez tego, cały ten reportaż to zbiór wypowiedzi osób, które wstydzą się lub nie, tego, skąd pochodzą i kim są pod skórą. Jedni w pewien sposób się przechwalają, że udało im się wydostać, drudzy w swoich głowach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-15
Przymierzałam się do tej książki odkąd wyszła i -jak to zwykle bywa- sięgnęłam po nią za późno. Za późno bo teraz słowa Perry'ego we wstępie, że powinien już nie żyć, brzmią już zupełnie inaczej, nie ma w nich nadziei. Matthew Perry nie żyje i bardzo chcę wierzyć w to, że nie pokonała go Ta Wielka Straszna Rzecz.
Sama książka to bardzo szczera i dobitna spowiedź. "Chandler" nie ma problemu z tym, żeby robić sobie żarty z własnego gówna i z tego, w jak wielkie szambo się w...sądził. Jego mózg (z cholendarną tendencją do uzależnień) chciał go zabić w zasadzie od późnego dzieciństwa. On sam za to, wbrew wszystkiemu, miał dzięki Bogu resztki instynktu samozachowawczego, który w porę tłumaczył mu, że wcale zabić się nie chce i może na przykład, pora pójść na odwyk. Jeden, drugi, dziesiąty...
To opowieść o tym, jak można samemu sabotować swoje życie, jak strasznymi chorobami są uzależnienie i depresja, jak bardzo nasze dzieciństwo może nam dowalić w dorosłym życiu, jak niepozorne sprawy nabierają dużo bardziej istotnego znaczenia.
Pisząc tę książkę Matthew Perry był czysty i przekonany, że podołał, że znalazł haka na swój mózg, i raz na zawsze rzucił wszystko, czym faszerował się przez lata. Tu muszę dodać, że nigdy nie tykał heroiny, za bardzo się bał, że spodoba mu się za bardzo i w efekcie prostą drogą zaprowadzi go na tamten świat.
Cała ta biografia jest nieco chaotyczna, momentami gubiłam się w tym, co było po czym i w którym momencie tej historii jesteśmy. Mimo wszystko, polecam każdemu, kto ogląda(ł) i kocha "Przyjaciół" tak, jak ja. Po jej przeczytaniu inaczej spojrzycie na postać Chandlera, ręczę wam za to.
Polecam także tym, którzy zmagają się z tym, z czym zmagał się Perry. Om was zrozumie. Może też da jakieś ukojenie, może wskazówkę, choć nie ma jednej prostej drogi i jednego klucza do wyjścia z bagna, ale myślę, że ta książka może być kierunkowskazem.
Przymierzałam się do tej książki odkąd wyszła i -jak to zwykle bywa- sięgnęłam po nią za późno. Za późno bo teraz słowa Perry'ego we wstępie, że powinien już nie żyć, brzmią już zupełnie inaczej, nie ma w nich nadziei. Matthew Perry nie żyje i bardzo chcę wierzyć w to, że nie pokonała go Ta Wielka Straszna Rzecz.
Sama książka to bardzo szczera i dobitna spowiedź....
Każdego dnia w Polsce ktoś znika. I nie jest to jedna osoba, choć to już i tak byłoby wiele. Trwale zaginionych jest ok. 4 tysięcy osób. Nie ma tygodnia, żebym na stronie policji nie zobaczyła kolejnej twarzy, kolejnego nazwiska...
Niezmiennie wydaje mi się to dziwne, że w XXI wieku wciąż można zniknąć bez śladu, a jednak wciąż przypominam sobie, że życie nie wygląda jak na filmach. Nagrania z monitoringów też tak nie wyglądają, a wciąż nie wszędzie mamy kamery. Wciąż są ludzie tacy, jak ja, którzy potrafią wyłączyć telefon na kilka dni bo potrzebują się zresetować. Jak łatwo jest w takich okolicznościach zniknąć...
Szymon Wróbel opisuje nam emocje, myśli i działania ludzi, którzy doświadczyli zaginięcia bliskiej osoby na własnej skórze. Którzy wciąż mają nadzieję na rozwiązanie. Jakieś. Jakiekolwiek. Bo zmarłych można przynajmniej pochować. W przypadku zaginięć, jest ciągle zawieszenie.
Druga połowa książki poświęcona jest natomiast tym, którzy pomagają bliskim znaleźć odpowiedź na pytanie "co się stało?".
Uważam, że zapoznanie się z obiema stronami jest niezwykle ważne.
Każdego dnia w Polsce ktoś znika. I nie jest to jedna osoba, choć to już i tak byłoby wiele. Trwale zaginionych jest ok. 4 tysięcy osób. Nie ma tygodnia, żebym na stronie policji nie zobaczyła kolejnej twarzy, kolejnego nazwiska...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNiezmiennie wydaje mi się to dziwne, że w XXI wieku wciąż można zniknąć bez śladu, a jednak wciąż przypominam sobie, że życie nie wygląda jak na...