-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2024-04-15
2024-04-10
Jestem zdania, że są książki, którym bookmedia poświęcają zdecydowanie za mało czasu. Takie książki przechodzą bez echa, a powinno się o nich mówić jak najwięcej, aby dotrzeć do jak największej ilości osób. Właśnie taką książka jest „Wpatrzeni w niebo”.
Rok 1816 – przez Kujawy przeszła epidemia cholery, którą przywlekły wojska rosyjskie. Choroba odprowadza do tego, że wiele wsi wymiera. Jedną z takich wiosek jest Nachaczowo, do którego dziedzic sprowadza nowych chłopów. Wśród nich są Hanka i Antoni Józwiak. Młode małżeństwo, którego największym marzeniem jest mniejsza pańszczyzna. Jak potoczą się ich losy? Czy odnajdą lepszy los?
Początkowo obawiałam się tej książki. Jest ona pisana z perspektywy pierwszoosobowej, ale język stylizowany jest na ten, jakiego używali chłopi w XIX wieku. Trudno było się odnaleźć na początku, ale potem czułam, że płynę przez tę książkę.
Autorka opisuje losy swojej rodziny. Jest to niewątpliwie zaleta tej powieści. Dodajmy do tego jeszcze walor poznawczy w postaci życia chłopów i tego jak wyglądała pańszczyzna, a potem jak narodziła się czynszówka. Czuć ogrom pracy, jaki Anna Fryczkowska włożyła w oddanie ducha i realiów XIX wieku. Życie było wtedy łaskawe, jeśli było się dziedzicem. Dla chłopów była to dosłownie orka na ugorze, bo jak wytłumaczyć, że jedna osoba z rodziny musiała odrabiać pańszczyznę w postaci ośmiu dni, kiedy tydzień ma ich tylko siedem? Wiadomo było, że nawet, jeśli jakiś chłop miał swoje pole jak Antek i Hanka to brakowało im na nie czasu.
Niestety chłopi byli wykorzystywani i uznawani za gorszy gatunek. Czasami z własnej winy, bo opierali się ulepszeniom, a czasami po prostu tzw. Dziedzic miał ich za nic. Historia chłopstwa jest trudna, ale nie ckliwa. Autorka pokazała to w sposób naturalny, a nieprzedramatyzowany.
Podobało mi się to pomieszanie religii z pogaństwem. Wydawałoby się, że XIX wiek to już okres, gdzie pogańskie zabobony zniknęły, ale przekazywane z pokolenia na pokolenie przetrwały przecież do dnia dzisiejszego. Dlaczego więc miałyby nagle zniknąć w XIX wieku? Sama nie wiem, czemu tak pomyślałam, ale podobało mi się to połączenie. Co prawda dużo bardziej jest to widoczne w drugim tomie ze względu na historię.
Kolejna rzecz, jaka mi się podobała to, że oprócz codziennego życia chłopów dostawaliśmy informacje na temat tego, co działo się na świecie.
Pod koniec książka mi się trochę dłużyła i nie chciała skończyć, ale ogólnie uważam, że historia rodziny Józwiaków jest bardzo ciekawa i warta poznania. Nie spodziewałam się, że książka o polskiej wsi z XIX wieku może, aż tak wciągnąć.
Jestem zdania, że są książki, którym bookmedia poświęcają zdecydowanie za mało czasu. Takie książki przechodzą bez echa, a powinno się o nich mówić jak najwięcej, aby dotrzeć do jak największej ilości osób. Właśnie taką książka jest „Wpatrzeni w niebo”.
Rok 1816 – przez Kujawy przeszła epidemia cholery, którą przywlekły wojska rosyjskie. Choroba odprowadza do tego, że...
2024-03-27
„Szepty” zainteresowały mnie ze względu na swój opis. Niestety, ale opis jest mylący. Spodziewałam się dużo lepszego zakończenia niż to, które dostałam. Thriller, który ani trochę nie zasługuje na ten tytuł.
Cztery kobiety, cztery różne macierzyństwa, cztery różne matki.
Podczas grilla u Whitney Loverly kobiety wybucha gniewem stosunku do swojego dziesięcioletniego syna Xaviera. Goście są świadkami tego jak traci cierpliwość. Maska idealnej matki pęka. Możliwe, że cała sytuacja poszłaby w niepamięć, gdyby nie wypadek Xaviera. Dziesięciolatek w środku nocy wypada przez okno sypialni z pierwszego piętra. Po wypadku zapada w śpiączkę. Sąsiedzi zachodzą w głowę, jakim cudem doszło do wypadku? Co łączy Marę, Rebecckę oraz Blair z wypadkiem chłopca?
Ta książka przedstawia cztery różne podejścia do macierzyństwa. Blair, która dla rodziny gotowa jest oddać wszystko. Rebecca, która pragnie być matką oraz Mara, która rozpamiętuje przeszłość. Na końcu Whitney, która robi wszystko, aby otoczenie postrzegało ją, jako idealną. Tak naprawdę to jest jedyny pozytyw tej książki. Zobaczyć jak różne kobiety widzą macierzyństwo i czym dla każdej z nich ono jest.
Trudno mi było polubić Whitney. Gdy czytałam jej fragmenty czułam obrzydzenie. I nie, dlatego, że udawała idealną, ale dlatego jak traktowała swoje dzieci i męża. Jej przykład pokazuje, że spełnianie oczekiwań innych prowadzi do bycia nieszczęśliwym. Po prostu nie każda kobieta czuje chęć bycia matką i to jest w porządku. Niestety presja otoczenia jest zbyt wielka i takie kobiety podejmują błędne decyzje. Najlepsza przyjaciółka Whitney – Blair o jej kompletne przeciwieństwo. Bycie matką i żoną jest dla niej najważniejsze, ale w tym spełnianiu ról straciła siebie i swoje potrzeby. Było to trochę irytująca, ale z pewnością to miał być największy kontrast Whitney.
Uważam, że ta książka to bardziej powieść obyczajowa niż thriller. Przegadana i nietrzymająca zbytnio w napięciu. Chciałam po prostu dowiedzieć się, dlaczego Xavier wypadł z okna.
Zakończenie i wyjaśnienie całej sytuacji bardzo mocno mnie rozczarowało. Spodziewałam się, że to będzie coś mocnego, coś, co wręcz mnie wgniecie w fotel.. Ale niestety było to miałkie i nijakie. Na dodatek zostawiło sporo pytań i jest otwarte. Bez sensu moim zdaniem.
Szkoda, bo liczyłam na naprawdę dobry thriller psychologiczny, a dostałam obyczajówkę z dużą ilością wątków dramatycznych.
„Szepty” zainteresowały mnie ze względu na swój opis. Niestety, ale opis jest mylący. Spodziewałam się dużo lepszego zakończenia niż to, które dostałam. Thriller, który ani trochę nie zasługuje na ten tytuł.
Cztery kobiety, cztery różne macierzyństwa, cztery różne matki.
Podczas grilla u Whitney Loverly kobiety wybucha gniewem stosunku do swojego dziesięcioletniego syna...
2024-02-22
Problem niepłodności jest coraz większy. Nie dziwią mnie, więc książki, które poruszają ten temat w najmroczniejszy sposób. Ale wyobraźmy sobie coś.
Wyobraź sobie, że ostatnie naturalne narodziny wydarzyły się dwadzieścia lat temu.
Wyobraź sobie, że aby zostać rodzicem trzeba przejść bolesny proces indukcji.
Wyobraź sobie, że podczas tego procesu kobieta może umrzeć.
Wyobraź sobie, że wszystkie noworodki są ściśle monitorowane przez Biuro Standardów Rodzicielskich.
Wyobraź sobie, że jest to gorszy organ od znanej nam pomocy społecznej.
Wyobraź sobie, że za niepodtrzymanie główki dziecka lub ignorowanie jego płaczu przez pięć minut dostajesz NSR, czyli Niezadowalający Standard Rodzicielski.
Wyobraź sobie, że dziewięć NSR wystarczy, aby odebrać dziecko i podać je ekstrakcji do specjalnego ośrodka i już nigdy więcej go nie zobaczysz.
Wyobraź sobie, że żyjesz w takim świecie jak Kit nasza główna bohaterka…
Kit nigdy nie chciała zostać matką. Widziała ile wysiłku zajmuje zajście w ciążę, a potem jak łatwo dziecko można stracić. Poznała jednak Thomasa i wtedy zmieniła zdanie. Zapragnęła dziecka. Udało się jej urodzić Mimi. Jednak kilka drobnych błędów doprowadza do tego, że ekstrakcja Mimi staje się coraz bardziej realna. Co zrobi Kity, aby nie oddać córki i uchronić rodzinę?
To trudna książka, ale jednocześnie bardzo dobra. Podzielona jest na dwie formy, które się ze sobą przeplatają. „Kiedyś” to życie Kit nim stanęła w punkcie, w którym jest teraz. Z kolei „Teraz” jest opisem sytuacji na bieżąco. Początkowo forma „wcześniej” była dużo bardziej ciekawsza, ponieważ wprowadzała czytelnika w świat. Kit dokładnie tłumaczyła, co i jak się działo i dlaczego.
Ta książka poruszyła mi serce. BRS było brutalne w kwestii upominania dzieci. Tłumaczyli to wszystko ich dobrem, ale w moim mniemaniu to było po prostu brutalne. Nie ma rodzica, który nigdy nie popełni błędu, a pracownicy BRS potrafili wlepiać NRS z byle powodu. Ekstrakcja dzieci nie miała nic wspólnego z dobrem maluchów. Powodowało to u nich ogromny stres. Ciągły nadzór BRS powodował u rodziców poczucie strachu i niedoskonałości. Brak wiary we własne możliwości oraz rodzicielskie umiejętności.
Cała historia Kit i jej siostry Evie w końcówce mnie zaskoczyła, ale jednocześnie pokazała, że zawsze było tak, jest i zawsze tak będzie, że to obywatele są dla państwa, a nie państwo dla obywateli. Wyzysk i oszustwo są na porządku dziennym od lat.
Jeśli komuś podobały się „Opowieści podręcznej” to myślę, że „Mroczna kołysanka” również się spodoba. Nie jest to idealna powieść, bo forma „Teraz” mniej mnie interesowała, ale ogólnie uważam tę książkę za bardzo dobrą.
Problem niepłodności jest coraz większy. Nie dziwią mnie, więc książki, które poruszają ten temat w najmroczniejszy sposób. Ale wyobraźmy sobie coś.
Wyobraź sobie, że ostatnie naturalne narodziny wydarzyły się dwadzieścia lat temu.
Wyobraź sobie, że aby zostać rodzicem trzeba przejść bolesny proces indukcji.
Wyobraź sobie, że podczas tego procesu kobieta może umrzeć....
2023-12-26
Sama nie wiem, co mnie skłoniło do czytania "Cudu na zamówienie". Po prostu przeglądałam Legimi w poszukiwaniu kolejnej książki świątecznej i wybrałam losowo. I wiecie, co? To był bardzo dobry wybór!
Główną bohaterką jest samotna matka Mila. Kobieta ma pod opieką nie tylko syna, ale również owdowiałego ojca, który zmaga się z nieleczoną depresją. Aby związać koniec z końcem kobieta pracuje jako kierowca taksówki. Wie, że w Wigilię będzie miała spory zarobek, więc decyduje się na pracę w najbardziej magiczny dzień roku. Oprócz Mili poznajemy również policjanta Grzegorza, który nie jest zbytnio sympatyczny, binezwoman Jowitę, która przyciąga wiele męskich spojrzeń, ale to Boże Narodzenie ma być dla niej wyjątkowe. Katię, która jest wolontariuszką mimo, że jej wygląd na to nie wskazuje oraz Artura programistę, który z całego serca nienawidzi Bożego Narodzenia. Co sprawi, że Ci wszyscy ludzie zasiądą do jednego wigilijnego stołu? I jakie znaczenie ma pies?
Z reguły trudno czyta mi się książki, gdzie jest wielu bohaterów i co kilka stron przeskakujemy do innej postaci. W "Cudzie na zamówienie" kompletnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz cieszyłam się, że każda z postaci dostaje tyle samo miejsca w książce.
"Cud na zamówienie" to piękna i ciepła historia, która pokazuje, że najważniejsze w święta nie są prezenty, ale bliskość drugiego człowieka i empatia. A nieoczywiste i niematerialne prezenty mają zdecydowanie większą wartość, bo dane są prosto z serca.
Karolina Wilczyńska pokazała w swojej książce, że aby pomóc drugiemu człowiekowi nie trzeba wiele. Trzeba po prostu chcieć i zacząć od rozmowy. Ludzie nie zawsze chcą dostać gotowe rozwiązania na tacy. Czasami po prostu chcą być wysłuchani.
To najlepsza świąteczna książka jaką przeczytałam w tym roku To w niej czuła najbardziej magię i ducha świąt Bożego Narodzenia.
Sama nie wiem, co mnie skłoniło do czytania "Cudu na zamówienie". Po prostu przeglądałam Legimi w poszukiwaniu kolejnej książki świątecznej i wybrałam losowo. I wiecie, co? To był bardzo dobry wybór!
Główną bohaterką jest samotna matka Mila. Kobieta ma pod opieką nie tylko syna, ale również owdowiałego ojca, który zmaga się z nieleczoną depresją. Aby związać koniec z...
2023-12-23
Ogólnie staram się nie sięgać po książki, które są bardzo zachwalane przez inne osoby w bookmediach. Jest jednak jedna osoba, której w tej kwestii ufam i jest to zaczytana.querida. Zobaczyłam tę książkę u niej jakiś czas temu i stałą się pierwszą świąteczną książką na rok 2023.
Molly i Andrew co rok latają na święta Bożego Narodzenia do Irlandii. Od 10 lat rok w rok spotykają się na lotnisku w Chicago, aby lecieć do swoich rodzinnych domów. W dziesiątą rocznicę spotkania nad Atlantykiem szaleje burza śnieżna, która jest powodem odwołania wszystkich lotów. Molly wie jak ważne są dla Andrew święta Bożego Narodzenia z bliskimi. Postanawia zrobić wszystko, aby przyjaciel dotarł do rodzinnego domu na czas. Jednak czy Andrew i Molly to tylko przyjaciele? A może całą sytuacja to celowy zabieg losu, aby dostrzegli to, co zawsze mieli przed nosem?
Na początku było super. Byłam wręcz przekonana, że "Kierunek miłość" spodoba mi się tak bardzo, że będę chciała tę książkę mieć w wydaniu papierowym. Podobał mi się humor i ironiczność Molly. Pierwsze spotkanie jej i Andrew było zabawne dla osoby, która to czytała natomiast dla Andrew było traumatyczne. Mimo to zostali przyjaciółmi. Ich podejście do świąt Bożego Narodzenia jest diametralnie inne. Mężczyzna uwielbia ten czas i zawsze na podróż zakłada swój najbrzydszy (kolejny i nowy) sweter świąteczny. Za to dla Molly ten okres to po prostu możliwość spotkania się z najbliższymi. Wydaje się, że nie jest to możliwe, aby ta dwójka znalazła wspólny język. Jednak 7 godzin lotu jest dla nich często jedyną okazją w ciągu roku na dłuższe spędzenie czasu razem. Mimo, że mieszkają w jednym mieście to w Chicago trudno jest im się spotkać i pogadać.
Z pewnością jest to lekka powieść, a motyw "friends to lover" jest tym, który lubię w książkach. Jednak w pewnym momencie odczuwałam znużenie tym, co się dzieje. Sama podróż do Irlandii i perypetie bohaterów w jej trakcie były zabawne, a ich podchody uczuciowe urocze. Po prostu moim zdaniem końcówka była przedłużona.
Wiedziałam jak to się skończy, ale spodziewałam się takiego miejsca, gdzie wszystko się za trzęsie w posadach i nic nie będzie takie pewne. To jest stały element takich powieści. Tu był, ale bardzo słaby, a wręcz niezauważalny. To mnie rozczarowało, bo lubię te elementy. To zdecydowanie ostudziło mój entuzjazm.
To dobra książka na świąteczny czas. Taka lekka i przyjemna. Postaci są ciekawe, ale moją ulubioną jest siostra Molly - Zoe. Nie żałuję, że przeczytałam, ale egzemplarz papierowy nie stanie na mojej półce. Szkoda, ale czuję się jednak zawiedziona tym, że wymagałam od niej zbyt dużo.
"W Chicago te uczucia wydały mi się zaskakujące, dezorientujące i dziwne. Ale teraz zaczynam myśleć, że może wcale takie nie były. Może rodziły się we mnie stopniowo. Były jak powoli wzbierająca fala, która czeka, by rozbić się o brzeg. Fala, która przez cały czas nadciągała." ~ Catherine Walsh, Kierunek miłość, Białystok 2023, s. 165.
Ogólnie staram się nie sięgać po książki, które są bardzo zachwalane przez inne osoby w bookmediach. Jest jednak jedna osoba, której w tej kwestii ufam i jest to zaczytana.querida. Zobaczyłam tę książkę u niej jakiś czas temu i stałą się pierwszą świąteczną książką na rok 2023.
Molly i Andrew co rok latają na święta Bożego Narodzenia do Irlandii. Od 10 lat rok w rok...
2023-12-14
"Świąteczna mordercza gra" dobrze mnie zaskoczyła i uważam ją za poprawną. Miała swoje wady i błędy, ale w ogólnym rozrachunku była w porządku lekturą. Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać "Morderstwo w świątecznym ekspresie" tej autorki i tu zaczęły się problemy...
Roz chce się dostać do rodzinnej Szkocji, ponieważ jej córka zaczęła rodzić 6 tygodni przed terminem. Roz jest emerytowaną policjantką, która od wielu lat próbuje radzić sobie z traumą z lat młodzieńczych. Na stacji w Londynie wsiada do pociągu sypialnego jadącego do Fort William. Oprócz niej do pociągu wsiadają celebryci" Meg i Greg, rodzina Bridgesów, emerytowana profesor, która podróżuje z synem i kotem oraz czworo studentów, którzy chcą wziąć udział w teleturnieju. W nocy z powodu potężnych opadów śniegu jakie sparaliżowały Wielką Brytanię pociąg wykoleja się, a jeden z pasażerów traci życie...
18 pasażerów.
1 zabójca.
Kto dotrze cało do stacji końcowej?
Jeśli chodzi o plusy to: czułam się zaciekawiona przez większość książki i bardzo chciałam dowiedzieć się kto morduje. Pod koniec mój zapał osłabł, bo miałam wrażenie, że książka jest niepotrzebnie przeciągana. Atutem jest również motyw przemocy seksualnej wobec kobiet i to jak jest on marginalizowany bardzo często przez stróżów prawa. Odnoszę jednak wrażenie, że temat wybrzmiałby bardziej gdyby była to powieść obyczajowa, a nie przeciętny kryminał.
I tyle byłoby z plusów. Córka Roz zaczyna rodzić 6 tygodni przed terminem. Jednak wraz z partnerką nie gna na łeb na szyję do szpitala tylko decyduje się rodzić w domu.
Naprawdę? Zgodnie z obowiązującymi zasadami medycyny dziecko urodzone pomiędzy 22 tygodniem a 37 tygodniem jest wcześniakiem i rodzice powinni czym prędzej jechać do szpitala w takiej sytuacji. Jednak Heather decyduje się rodzić w domu, aby oszczędzić dziecku stresu. Oszczędza stresu, ale ryzykuje jego zdrowie i życie oraz swoje. Oczywiście Roz nie widzi w tym nic złego, bo jej relacje z córką z powodu traumy jaką ma nie są najprostsze.
Sam morderca i motyw były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nie wierzę, że Roz zdecydowała się na takie kroki. Podczas czytania uważałam, że jest to postać, która respektuje prawo. Jednak końcówka kompletnie mnie rozczarowała.
Moim zdaniem jest to słabsza książka nie poprzednia. Nie wszystko mi grało. Mimo ważnego jednego tematu, to drugi został zignorowany. No i ta ilość mądrości życiowych przeszła moje najśmielsze oczekiwanie. Dobrze, że nie kupiłam tej książki w wydaniu papierowym.
"Świąteczna mordercza gra" dobrze mnie zaskoczyła i uważam ją za poprawną. Miała swoje wady i błędy, ale w ogólnym rozrachunku była w porządku lekturą. Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać "Morderstwo w świątecznym ekspresie" tej autorki i tu zaczęły się problemy...
Roz chce się dostać do rodzinnej Szkocji, ponieważ jej córka zaczęła rodzić 6 tygodni przed terminem. Roz...
2023-12-07
W grudniu staram się czytać świąteczne historie. W tym roku postanowiłam zacząć od kryminału świątecznego. Nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam również czego się spodziewać.
Dom Endgame źle się kojarzy Lily Armitage. W tym domu dokładnie dwadzieścia jeden lat temu w Boże Narodzenie zmarła jej matka. Niestety, ale Lily jest zmuszona wrócić do Endgame. Jej ciotka, która się nią opiekowała zmarła. Co roku w Endgame w Boże Narodzenie odbywa się poszukiwanie skarbów. W tym roku stawka jest naprawdę wysoka: ten kto rozwiąże dwanaście zagadek i znajdzie dwanaście kluczy zostanie nowym właścicielem posiadłości.
Dwanaście zagadek. Dwanaście kluczy. Ośmioro dorosłych. Jeden akt własności. Mordercza gra rozpoczyna się teraz...
Nie do końca wiem, co myślę o tej książce. Z jednej strony podobała mi się i nie mogłam się doczekać, aż wrócę do czytania i poznam zabójcę gracującego w Endgame. Z drugiej strony autorka w pewnych momentach przesadzała z górnolotnymi myślami i prawdami życiowymi. To co mnie najbardziej irytowało to ilość osób o orientacji homoseksualnej w jednej rodzinie. Nie mam nic do osób o innej orientacji seksualnej, a w książkach nie ma dla mnie znaczenia czy bohater woli mężczyzn czy kobiety. Nie mogę jednak oprzeć się wrażenie, że autorka przesadziła w drugą stronę i dała tego za dużo. Nie za dużo na książkę, a za dużo na jedną rodzinę.
Sam morderca nie był zaskoczeniem. Autorka poszła najbardziej oczywistym pomysłem jaki mógł być. Brakowało mi jednak wyjaśnienie czemu ten ktoś to uknuł. Jaki miał cel? Co go do tego skłoniło? Czuję spory niedosyt w tej kwestii.
Ogólnie w książce nie brakuje błędów logicznych. Widać, że autorce brakuje praktyki. Jednak dobrze spędziłam czas czytając tę powieść, ale pewnie za rok nie będę o niej pamiętać.
Dobre wspomnienia potrafią cię zagarnąć, ale również wciągnąć w głębiny." ~ Alexandra Benedict, Świąteczna mordercza gra, Białystok 2022, s. 61.
W grudniu staram się czytać świąteczne historie. W tym roku postanowiłam zacząć od kryminału świątecznego. Nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam również czego się spodziewać.
Dom Endgame źle się kojarzy Lily Armitage. W tym domu dokładnie dwadzieścia jeden lat temu w Boże Narodzenie zmarła jej matka. Niestety, ale Lily jest zmuszona wrócić do Endgame. Jej...
2023-12-01
Po książkę "Known from Snow" sięgnęłam, bo mojego Tik-Toka zalała fala negatywnych recenzji. Pomyślałam sobie, że nie może być tak źle, ale uwierzcie mi, że jest bardzo źle.
Felicity uwielbia zimę. Każdego roku czeka na tę porę roku, ponieważ nie może się doczekać, aż pojedzie na stok i zacznie zjeżdżać na nartach. Po ukończeniu szkoły średniej w Orlando robi sobie roczną przerwę i postanawia zostać wolontariuszką na austriackich stokach narciarskich. Wszystkie plany dziewczyny obracają się w pył, gdy Neo Harrison przypadkiem wjeżdża w dziewczynę i powoduje wypadek, który zabiera Felicity to, co najcenniejsze...
Ta książka powinna zostać na Wattpadzie, gdzie czytelnicy nie są, aż tak wymagający. Nie znam się na sportach zimowych, więc nie wiem czy wina za wypadek Felicity leży po stronie Neo czy dziewczyny. Mogę się za to zgodzić z tym, że nie sądzę żeby snowpark był w okolicach drzew. Z pewnością to, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że autorka opisywała karygodne zachowanie na stoku: jazdę bez kasku, w słuchawkach czy po alkoholu. Rozumiem, że Fel krytykowała jazdę bez kasku czy po alkoholu, ale jednak uważam, że autorka powinna wziąć pod uwagę, że jej książkę będą czytać młodzi czytelnicy bardzo podatni na różne wpływy. Ogólnie nie jest to tylko zarzut skierowany w stronę "Known from Snow", ale innych książek również.
Felicity jest straszną postacią. Wyobraźcie sobie, że nikt nie zwraca na was uwagi, gdy wchodzicie w nowe towarzystwo. Co robicie? Z pewnością nie odłączacie muzyki i nie kopiecie obcego chłopaka w krocze, prawda? Fel potrzebuje bardzo dużo atencji, ale nie od osób, które powinny jej ją dawać. Nie wymaga jej od rodziców, którzy przylatują do Austrii po jej wypadku. Rodziców wręcz nie ma w szpitalu przy córce. Gdzie są? Co mają ważniejszego do roboty w obcym kraju, gdy ich córka przeżywa największą tragedię w swoim życiu? Jaj przyjaciółka robi to samo, ale Fel jest wyrozumiała.
Brakowało mi konsekwencji i pewnych wyjaśnień. Gdzie pracował Neo, że miał tyle pieniędzy, aby wynajmować mieszkanie na czas pobytu Fel w szpitalu? Za co wynajął na godzinę schronisko w górach? I serio jakieś schronisko się na to zgodziło? W sezonie? W tej książce jest pełno błędów logicznych. Czemu korekta czy redakcja tego nie wyłapała? Nie wiem, ale ogromnie mi żal autorki, że wydawnictwo tak postąpiło.
Poczułam również niechęć do Neo. Porównywał stan Fel po wypadku do jego stanu, gdy matka pozbyła się jego ukochanego psa. Naprawdę? Dziewczyna straciła czucie w nogach, była sparaliżowana od pasa w dół. To nie to samo. Oczywiście wydanie psa bez zgody Neo było okrutne, ale no jednak bez przesady z takimi porównaniami.
Ta książka miała potencjał. Styl autorki nie jest najgorszy. Wystarczyło zrobić dobry reaserch, popytać specjalistów od narciarstwa i snowboardu oraz psychiatrów. Wydawnictwo zrobiło autorce krzywdę, że przyjęło tę książkę w takiej formie. Jednak poszło o kasę. Vela ma popularne konto w mediach społecznościowych, więc było jasne, że książka będzie się sprzedawać. Gdzie jednak jest w tym wszystkim dbałość o czytelnika i literaturę?
Po książkę "Known from Snow" sięgnęłam, bo mojego Tik-Toka zalała fala negatywnych recenzji. Pomyślałam sobie, że nie może być tak źle, ale uwierzcie mi, że jest bardzo źle.
Felicity uwielbia zimę. Każdego roku czeka na tę porę roku, ponieważ nie może się doczekać, aż pojedzie na stok i zacznie zjeżdżać na nartach. Po ukończeniu szkoły średniej w Orlando robi sobie roczną...
2023-11-26
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być to.
To jak Edward poznał Bellę i jaka była jego reakcja na nią pierwszego dnia nie jest tajemnicą. Początki ich znajomości nie były proste i gdyby Edwardowi starczyło samozaparcia i nie wrócił do Forks to pewnie ich historia nigdy by się nie wydarzyła.
Stephenie Meyer rozbudowała sagę o tom z przemyśleniami Edwarda oraz jego historię. Poznajemy jego przeszłość i to jak zszedł z drogi picia ludzkiej krwi i wrócił do zwierzęcej. Poznajemy bliżej przemianę Emmetta. Lepiej rozumiemy Rosalie, gdy nienawidziła Belli.
To co denerwowało mnie w tym tomie to ilość stron. Naprawdę było tego za dużo. Myśli Edwarda krążyły wokół tego, że powinien zostawić Bellę w spokoju. Tylko, że te myśli powtarzały się co chwila i czułam się nimi zmęczona.
Narzekaliśmy, że w filmie Edward ma ciągle minę jakby go coś bolało, ale jak okazuje się Robert Pattinson dobrze wpasował się w to, co Edward czuł. Gdyby "Słońce w mroku" wyszło w okolicach filmu to można by się pokusić o stwierdzenie, że Robert po prostu bazował na tej książce. Tak mam wrażenie, że autorka bazowała po prostu na grze aktora, aby trochę złagodzić krytykę. Co prawda zrobiła to 12 lat później, ale jednak zrobiła.
Nie żałuję, że przeczytałam, bo odblokowałam potężny kryzys czytelniczy. Uważam jednak, że książka jest zdecydowanie za długa i po prostu w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić.
"Miłość nie zawsze przychodzi do nas w pasującym opakowaniu" ~ Stephenie Meyer, Słońce w mroku, Poznań 2020, s. 151.
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-31
W listopadzie 2021 roku cały świat żył tym, że po 13 latach Britney Spears została zwolniona spod kurateli swojego ojca i ponownie stałą się wolną kobietą, która może decydować o obie, swoim ciele, życiu czy karierze. Czego dowiadujemy się z autobiografii Księżniczki Popu?
Myślę, że nie ma osoby z mojego pokolenia, czyli trzydziestolatków, które nie znają Britney Spears. Ja nie byłam jej wielką fanką, ale jej największe hity z przełomu lat 90. XX wieku i początku XXI wieku kojarzę i znam. Tuż przed premierą wyszło na światło dzienne, że Britney dokonała aborcji, gdy była w związku z Justinem Timberlakem. Cały Internet stanął murem za Księżniczką Popu. Nie dziwię się, bo jeśli wersja Britney jest prawdziwa w 100% to Justin jest strasznym człowiekiem, którego nie tłumaczy nawet młody wiek. Oboje mieli pieniądze żeby utrzymać to dziecko. Dlaczego napisałam 'jeśli"? Otóż jest to tylko wersja jednej strony i nie wiem jak to wyglądało z perspektywy Justina, a żeby móc wygłosić osąd w danej sprawie należy znać oba stanowiska.
Wiem, że łatwo jest czuć żal i współczucie dla Britney. Kontrolujący ojciec, rodzina, która żerowała na jej ciężkiej pracy. Książka jest bardzo smutna i poruszająca. Na dodatek napisana bardzo prostym językiem. Dlatego łatwo współczuć Britney, ale też mam wrażenie, że trochę ta książka została napisana po łebkach. Miałam wrażenie, że kilka wątków nie zostało dokończonych.
Myślę również, ze Britney nie ujawniła wszystkiego i pewnie zrobiła to ze względu na swoich synów, bo to, że ich kocha bija z każdej strony tej książki. Jednak ona przedstawia zupełnie inną wersję ich relacji niż tę, którą znamy z mediów czy wypowiedzi jej synów. Odnośnie kurateli uważam, że była bardzo niesprawiedliwa, ponieważ według ojca kobieta nie była zdolna decydować o sobie czy swoim majątku, ale do grania kolejnych koncertów na jedno kopyto była zdolna. To tylko pokazuje, że rodzina chciała ją kontrolować i na niej zarabiać, a robiła to w sposób najgorszy z możliwych: czyli szantażem o dzieci.
Britney nie miała lekkiego życia. Trudny ojciec, złe małżeństwo rodziców, problemy rodzinne. To wszystko odbijało się na niej i jej psychice, a w efekcie tego powstały jej problemy. Nieprzepracowane traumy, ciągłe wymagania aby być lepszą, chudszą i bogatszą spowodowały, że presja, którą czuła stała się zbyt duża.
Jest to dobra książka i nic więcej. Jest kilka zaskakujących faktów, ale kompletnie nie żałuję, że nie mam jej fizycznie. Nie jest, aż tak dobra. Ebook zdecydowanie mi wystarczy.
W listopadzie 2021 roku cały świat żył tym, że po 13 latach Britney Spears została zwolniona spod kurateli swojego ojca i ponownie stałą się wolną kobietą, która może decydować o obie, swoim ciele, życiu czy karierze. Czego dowiadujemy się z autobiografii Księżniczki Popu?
Myślę, że nie ma osoby z mojego pokolenia, czyli trzydziestolatków, które nie znają Britney Spears. Ja...
2023-06-15
Sama nie wiem, czemu sobie to robię i brnę w serię „Rodzina Monet”. To jest takie guilty pleasure, więc pewnie przeczytam tę serię do końca. Nim jednak dotrę do „Perełki” zrobię sobie kilka tygodni przerwy.
Hailie ledwo uszła z życiem. Ktoś ewidentnie chce skrzywdzić braci Monet i doskonale wie, że najskuteczniej zrobi to krzywdząc Hailie – Królewnę Monet. W związku z tym Vincent wysyła ją na prywatną wyspę, gdzie ma się spotkać z ojcem oraz poznać innych członków swojej rodziny. Czy to uchroni Hailie przed utratą życia? Czy bracia Monet dadzą nastolatce trochę więcej luzu?
Naprawdę nie rozumiem fenomenu „Rodziny Monet”. Ta seria jest absurdalna, ale już nawet nie w braku realności leży problem. Problemem jest Hailie i to jak ona się zachowuje. Momentami jest wręcz lekkomyślna, aby po chwili wykazywać się dojrzałością. Na dodatek irytują mnie Dylan, Tony i Shane. Hailie nie może mieć nawet kolegów, bo od razu są podejrzenia, że to skończy się seksem. Natomiast im wolno zaliczać panienkę za panienką. Niby tacy wyedukowaniu, a Shane już zapomniał, że w poprzednim tomie bał się (chciałam napisać dosadniej, ale nie mogę), że wpadł z dziewczyną, którą traktował jak zabawkę. Brakuje mi tu konsekwencji. Na dodatek Vincent nie widzi nic złego w zachowaniu chłopaków. A jak widzi to nic im nie mówi, bo…? Właśnie, bo co? Bo facet z brzuchem nie wróci?
Dodanie dodatkowej osoby z rodziny Monet miało uratować akcję. Dla mnie tylko pogrążyło. O ile rozumiem, że powiedzenie Hailie o ojcu było ryzykowane to o tej osobie mogli już spokojnie Hailie powiedzieć. Bracia Hailie ciągle trzymają ją pod kloszem, a potem się dziwią, że dziewczyna dostając szansę wykorzystuje ją do granic możliwości, a często te granice przekracza. Do tej pory nie miała, aż tak restrykcyjnego życia.
Sytuacja pod koniec książki jest dla mnie trudna do zrozumienia. Jak ktoś mógł tak be zauważenia wejść do elitarnej, prywatnej szkoły? Gdzie jest konsekwencja? To zaczyna zakrawać o absurd.
Muszę odpocząć od tej serii. Nie rozumiem zachwytów nad nią. Gdyby nie zachowanie Hailie pod koniec dałabym tej książce tylko dwie gwiazdki.
Sama nie wiem, czemu sobie to robię i brnę w serię „Rodzina Monet”. To jest takie guilty pleasure, więc pewnie przeczytam tę serię do końca. Nim jednak dotrę do „Perełki” zrobię sobie kilka tygodni przerwy.
Hailie ledwo uszła z życiem. Ktoś ewidentnie chce skrzywdzić braci Monet i doskonale wie, że najskuteczniej zrobi to krzywdząc Hailie – Królewnę Monet. W związku z tym...
2023-05-30
Jestem z pokolenia, które wychowało się na książkach i filmach o Harrym Potterze. Należę też do grupy dziewczyn, które uwielbiały Draco Malfoy’a tylko, dlatego, że grał go Tom Felton. Gdy tylko zobaczyłam, że autor wydał swoją autobiografię nie mogłam się oprzeć i jej nie przeczytać.
Z reguły nie czytam autobiografii. Mam przeświadczenie, że są one nudne i trudno się w nie wbić. Po autobiografię Toma Feltona musiałam sięgnąć, ponieważ jestem wielką fanką Harry’ego Pottera i musiałam się dowiedzieć, co Tom chce powiedzieć. Nie wiem jak Tom to zrobił, ale w moich oczach odczarował pozycję autobiografii. Może faktycznie jest czarodziejem?
Czytając autobiografię Toma miałam wrażenie, że siedzę z dobrym znajomym na kawie i słucham historii jego życia. Tom w naprawdę cudowny sposób opisał swoje zycie i jak dostał rolę, dzięki, której został zapamiętany przez pokolenia, ale wielu na zawsze zostanie już Draco Malfoy’em.
Smutno się natomiast czytało o tym jak zmagał się z chorobą alkoholową, że również jego dopadła. Mimo, że nigdy nie miał parcia na bycie aktorem to jednak, gdy projekt „Harry Potter” dobiegł końca i nie posypały się kolejne role jak z rękawa nie udźwignął tego. Całe szczęście, że miał obok siebie ludzi, którzy o niego walczyli i chcieli mu pomóc.
Tom posiada wielką umiejętność operowanie słowem. To jak pięknie pisał o Emmie Watson bardzo mnie wzruszyło (serio, poleciało mi kilka łez). Da się w tym rozdziale wyczuć, że łączy ich prawdziwa przyjaźń. We wstępie, który napisała Emma również to czuć, że są prawdziwymi przyjaciółmi.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę autobiografię. Polubiłam Toma jeszcze bardziej. Polecam z całego serca. Bardzo ciekawa pozycja dla fanów Harry’ego Pottera.
Jestem z pokolenia, które wychowało się na książkach i filmach o Harrym Potterze. Należę też do grupy dziewczyn, które uwielbiały Draco Malfoy’a tylko, dlatego, że grał go Tom Felton. Gdy tylko zobaczyłam, że autor wydał swoją autobiografię nie mogłam się oprzeć i jej nie przeczytać.
Z reguły nie czytam autobiografii. Mam przeświadczenie, że są one nudne i trudno się w nie...
2023-05-13
"Most pomiędzy słowami: to kontynuacja "Wyboru matki". Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ byłam ciekawa czy autorka lepiej poradzi sobie z akcją dziejącą się w PRL. W "Wyborze matki" odczuwałam pewną trudność w odnalezieniu się w opisywanych czasach.
Michalina i Piotr próbują funkcjonować w powojennej rzeczywistości, ale nie jest to proste. Żadne z nich nie zamierza zapisać się w do partii, a to powoduje, że w pracy nie dla nich są awanse, a często z tego powodu mogą spotkać ich spore nieprzyjemności. Z pewnością nie mogą liczyć na przywileje. Relacje rodzinne wiszą na włosku, gdy młodszy brat Michaliny - Michał angażuje się w z entuzjazmem w budowanie socjalistycznej ojczyzny, działając w ZMP. Na studiach poznaje Ninę, a ta zmienia jego życie. Jak Michalina i Piotr poradzą sobie z szantażem przez służby PRL?
Nie wiem, co się zmieniło w podejściu autorki, ale "Most pomiędzy słowami" czytało mi się zdecydowanie lepiej. Miałam wrażenie, że autorka zdecydowanie lepiej odnalazła się w PRL niż w poprzednim tomie. Byłam żywo zainteresowana tym jak pokieruje losami bohaterów.
Małgorzata Garkowska w jednej rodzinie stworzyła dwa fronty. Pierwszym była Michalina, Piotr oraz matka kobiety - Ci którzy doskonale pamiętali okrucieństwo II wojny światowej i nie godzący się na komunizm w Polsce. Oni walczyli o wolną Polskę w ruchu oporu. Ciążą na nich okrutne wspomnienia niemieckiej okupacji. Z drugiej strony jest Michał - chłopak, który w trakcie wojny był tylko dzieckiem, które dorośli ze wszystkich sił chronili przed okrucieństwem wojny. Michał postanawia zaangażować się w budowanie socjalistycznej ojczyzny. Jest zachłyśnięty ideami, które słyszy na zebraniach ZMP. Uważa, że jego rodzina jest zbyt negatywnie nastawiona do nowej władzy i nie daje im szans. Jest to bardzo ciekawie przedstawione. Bo poznajemy perspektywy każdego bohatera. W "Wyborze matki" skupiliśmy się głównie na Michalinie. W tym tomie akcja jest rozłożona na wszystkich bohaterów w mniej więcej równomierny sposób.
Małgorzata Garkowska w bardzo dokładny sposób opisała brutalność i niesprawiedliwość komunizmu. Nie liczyły się umiejętności, a kolesiostwo i przynależność do partii. Dużo lepiej odnalazłam się w tej powieści i czuję się zachęcona do zapoznania się z twórczością autorki.
"Most pomiędzy słowami: to kontynuacja "Wyboru matki". Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ byłam ciekawa czy autorka lepiej poradzi sobie z akcją dziejącą się w PRL. W "Wyborze matki" odczuwałam pewną trudność w odnalezieniu się w opisywanych czasach.
Michalina i Piotr próbują funkcjonować w powojennej rzeczywistości, ale nie jest to proste. Żadne z nich nie zamierza zapisać...
2023-03-05
Są sprawy o których czytanie przyprawia o mdłości. Są sprawy, gdzie gdy czyta się o reakcji sąsiadów ma się ochotę wyć ze złości. Taką właśnie sprawą jest zniewolenie przez własnego ojca jego córki. Sprawa Josefa Fritzla wstrząsnęła Austrią i nie tylko w 2008 roku.
Wydawało się, że Josef Fritzl wiedzie z pozoru normalne życie. Miał żonę, dzieci oraz wnuki. Idealny pracownik czy też współpracownik. Jego idealny życiorys naznaczyła pewna rysa, a mianowicie: ucieczka córki Elisabeth do religijnej sekty. Jedyny kontakt z córką pojawia się w momencie, gdy pod drzwiami rodziny Fritzl pojawiały się dzieci Elisabeth. Cała rodzina, bliscy, otoczenie uważali dziewczynę za wyrodną córkę, która porzuciła rodziców, a także za złą matkę, która porzuca własne dzieci. Tylko Josef znał prawdę o zniknięciu Elisabeth. Dzień 26 kwietnia 2008 roku zatrząsł w posadach światem rodziny Fritzl.
Czytanie o tym, co spotkało Elisabeth z rąk jej własnego ojca było czymś obrzydliwym. Miałam okropne mdłości. Josef Fritzl to człowiek z ogromnymi problemami psychicznymi, które wyniósł lub doznał ich w domu rodzinnym. Wychowywany był przez bardzo despotyczną matkę, która prawdopodobnie wykorzystywała go seksualnie (nie jest to potwierdzone, stąd używam słowa prawdopodobnie). Dodatkowo wychowywał się w nazistowskich Niemczech oraz blisko miejsca, gdzie mordowano ludzi. To wszystko miało wpływ na Josefa, ale nic nie usprawiedliwia tego, co zrobił. To potwór najgorszy z możliwych.
Próbowałam się zastanowić czy tej tragedii dało się zapobiec lub odnaleźć Elisabeth wcześniej. Czy gdyby system karny w Austrii nie przewidywał wyczyszczenia kartoteki przestępcy po piętnastu latach od popełnienia zbrodni to coś by to zmieniło? Nie sądzę. Josef mimo wyroku dalej dopuszczał się chorych rzeczy. Nawet z wyrokiem był zatrudniany i ludzie traktowali go normalnie. Własna żona go nie zostawiła tylko była z nim dalej.
Czy gdy sąsiedzi zgłosili dziwne zachowanie Fritzla jak: wypakowywanie zapasów jedzenie taczką do schronu to czy wtedy odnaleziono by Elisabeth wcześniej? Możliwe, że tak. Jednak ludzie woleli milczeć i nie wtrącać się w nieswoje sprawy. Jednak czy, gdy podejrzewamy, że dzieje się coś złego to czy nie powinniśmy działać? Powinniśmy, ale boimy się, że naszą ingerencją - jeśli będzie błędna - sprawimy komuś więcej problemów niż to warte. Czasami po prostu nie chce nam się angażować, bo nie chcemy aby ktoś interesował się naszym życiem.
Czy żona Josefa mogła uratować rodzinę? Oczywiście. Mogła odejść od mężą już w momencie, gdy odsiadywał wyrok więzienia za gwałt. Nie zrobiła tego. Ta kobieta się go bała, ale też chyba nie czuła się dość pewnie, że da sobie radę bez męża.
To straszna i trudna historia. Jej czytanie bardzo boli i doprowadza do mdłości. Uważam, że to najlepiej napisany reportaż autora. Niestety leży polska korekta. Jest sporo literówek i zdań przetłumaczonych bardzo źle gramatycznie.
Są sprawy o których czytanie przyprawia o mdłości. Są sprawy, gdzie gdy czyta się o reakcji sąsiadów ma się ochotę wyć ze złości. Taką właśnie sprawą jest zniewolenie przez własnego ojca jego córki. Sprawa Josefa Fritzla wstrząsnęła Austrią i nie tylko w 2008 roku.
Wydawało się, że Josef Fritzl wiedzie z pozoru normalne życie. Miał żonę, dzieci oraz wnuki. Idealny...
2023-02-28
Rodzina królewska z Wielkiej Brytanii od zawsze budzi emocje. Książę Harry od zawsze był uznawany za tego bardziej niegrzecznego z synów króla Karola III. Od momentu, gdy zawarł związek małżeński z amerykańską aktorką Meghan Markle - para nie schodziła z pierwszych stron gazet. Doprowadziło to do tego, że Meghan i Harry zrezygnowali z życie w rodzinie królewskiej i wyemigrowali do Ameryki. Jak to wszystko przedstawił książę Harry?
Śmiercią księżnej Diany żył cały świat. Dla całego świata jej odejście było tragedią. Jednak największą było z pewnością dla jej dzieci. Williama oraz Harry’ego. Będąc ważnymi osobistościami w rodzinie królewskiej (w końcu Will to następca tronu) nie mogli być przy niej cały czas po rozwodzie rodziców. A to właśnie od niej dostawali dawkę miłości, którą jako mali chłopcy potrzebowali. Od ojca czy od babki nie mogli na to liczyć. Utrata matki w tak młodym wieku to trauma i powinno się mieć wsparcie psychologa w tym momencie. Jednak ani Harry ani William tego nie dostali, bo rodzina królewska nie korzysta z takich usług. Sprawy nie ułatwiali też wścibscy dziennikarze, którzy chodzi za książętami jak cienie…
Muszę przyznać, że w to jak bardzo upierdliwi są dziennikarze to jestem w stanie uwierzyć. Harry ma prawo czuć się przez nich osaczony, bo od kiedy pamiętam znajdował się na pierwszych stronach gazet z wielkimi skandalami, np. ubranie munduru nazisty czy też rozbierana gra w Vegas. Jednak po napisaniu tej książki sam dał im kilka nagłówków, np. o odmrożonym przyrodzeniu albo że nie był drużbą Williama. Swoją drogą to zabawne, że zależało mu na prywatności, a sprzedał bez zająknięcia imiona i nazwiska drużbów Williama. Myślę, że gdyby Harry nie poruszał pewnych tematów ta książka miałaby dużo większą wartość.
Ewidentnie widać, że Harry nie pogodził się, albo raczej nie przepracował śmierci matki. Bardzo często o niej wspomina. Dla mnie nawet zbyt często i to w sytuacjach absurdalnych. Naprawdę odniosłam wrażenie, że Harry ma niezdrową obsesję na punkcie księżnej Diany. Myślę, że to może być efekt zimnego wychowywania w rodzinie królewskiej, a także braku wsparcia psychologa w okresie, gdy księżna Diana zginęła. Czuć, że brakowało mu matki i że tęskni za nią (co jest normalne), ale przywołuje ją w takich momentach, że to aż żal.
Nie twierdzę, że to co Harry napisał nie jest prawdą, ale też nie do końca w to wierzę. Myślę, że zarówno Harry, Meghan, William oraz Kate popełnili błędy i stąd ich relacje są teraz takie nie inne. Książkę oceniam bardzo nisko, ponieważ uważam, że styl nie powala (nawet jeśli pisał ją ktoś na życzenie księcia to mógł wybrać lepiej), a dodatkowo pewne historie są w niej kompletnie niepotrzebne i ośmieszają bardziej Harry'ego niż bronią w konflikcie z rodziną królewską.
Rodzina królewska z Wielkiej Brytanii od zawsze budzi emocje. Książę Harry od zawsze był uznawany za tego bardziej niegrzecznego z synów króla Karola III. Od momentu, gdy zawarł związek małżeński z amerykańską aktorką Meghan Markle - para nie schodziła z pierwszych stron gazet. Doprowadziło to do tego, że Meghan i Harry zrezygnowali z życie w rodzinie królewskiej i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-22
Jadę autobusem do pracy. Jest godzina 6.20. Przemierzam ulice Łodzi. W słuchawkach najprawdopodobniej leci kolejny raz ta sama piosenka. Nie obchodzi mnie to.
Jestem tylko ja i Promyczek.
Z niecierpliwością czytam kolejne linijki tekstu, a w moich oczach gromadzą się łzy. Warga mi drży. Chcę płakać. Nie interesują mnie ludzie obok. Ta książka mnie niszczy. Nagle orientuję się, że muszę kończyć i jestem rozczarowana, bo tak bardzo nie chcę zostawiać Promyczka teraz samej.
Wiecie są książki przed którymi się ucieka. W moim wypadku tak było przy "Promyczku". Tytuł kojarzę od dnia premiery, ale nie chciałam jej czytać. Bałam się, że mnie rozczaruje. I wiecie co?
Ta książka to jedna z lepiej napisanych powieści.
Tytułowy Promyczek to Kate, która jest nieprawdopodobną optymistką. Na początku to denerwuje, ale potem zaraża. Chce się być taką Kate w życiu codziennym. Kate nigdy nie narzeka, a nie miała łatwego życia. Na dodatek ma przed światem tajemnicę. Poznanie Kellera to coś o czym marzyła, ale wie, że nie może mieszać mu w głowie...
To bardzo smutna książka, ale piękna. Pokochałam ją całym sercem i żałuję, że pierwszy raz można ją przeczytać tylko raz.
"Kiedy myślisz, że kogoś znasz, ten ktoś się zmienia. Albo ty się zmieniasz. A może ta zmiana jest obustronna. I to zmienia wszystko." ~ Kim Holden, Promyczek, Poznań 2022, s. 422.
Jadę autobusem do pracy. Jest godzina 6.20. Przemierzam ulice Łodzi. W słuchawkach najprawdopodobniej leci kolejny raz ta sama piosenka. Nie obchodzi mnie to.
Jestem tylko ja i Promyczek.
Z niecierpliwością czytam kolejne linijki tekstu, a w moich oczach gromadzą się łzy. Warga mi drży. Chcę płakać. Nie interesują mnie ludzie obok. Ta książka mnie niszczy. Nagle...
2022-11-01
Uwielbiam podcasty kryminalne. Książki również, ale czytam ich bardzo mało. Głównie te, które wyszły spod piór Johna Glatt. Jego “Rodzina z domu obok” to był bardzo dobry reportaż kryminalny Dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po “Idealnego tatę”.
Chris Watts miał idealną rodzinę. Żonę Shanann oraz dwie cudowne córeczki Belle i Celeste. Pewnego dnia, a dokładnie 13 sierpnia 2018 roku koleżanka odwiozła Shanann do domu - wtedy jeszcze nie wiedziała, że widzi ją żywą po raz ostatni. Dzień później zostaje zgłoszone zaginięcie kobiety oraz dwóch córeczek. Chris w mediach błaga o pomoc w odnalezieniu rodziny wiedząc, że już nigdy ich nie zobaczy. Kilkanaście godzin po łamiących serce apelach Chris przyznaje się do zamordowania żony oraz córeczek. Co doprowadziło Chris Wattsa do tego, aby z idealnego ojca stać się mordercą bez serca?
“Idealny tata” to książka, która pokazuje jak pozornie normalny człowiek może dopuścić się najgorszej zbrodni na świecie. Chris zachował się jak normalny mąż i ojciec. Z zewnątrz nic nie wskazywało na to, że w jego rodzinie są jakieś problemy. Shanann wciąż wrzucała do sieci filmiki dotyczące ich wspólnego życia, które dla odbiorcy nie miało wad. Jednak to za zamkniętymi drzwiami odbywało się najgorsze i nie mam tu na myśli przemocy fizycznej.
Shanann rządziła rodziną. To one podejmowała decyzję. Chris od zawsze był cichy i spokojny. Tak przedstawia go rodzina. Nigdy też nie sprawiał żadnych problemów, gdy był dzieckiem czy nastolatkiem. Bardzo się cieszył na życie z Shanann oraz gdy rodziły się ich córki. Nic nie wskazywało na to, że Chris ma w sobie mroczną stronę. Dało się odczuć jednak, że czuje się zmęczony tym życiem na pokaz, że Shanonn upublicznia ich życie oraz, że wydaje więcej pieniędzy niż mają.
Odnosiłam wrażenie, że autor trochę zbyt mocno wybiela Chrisa. Dlaczego uważa, że to właśnie rodzice mężczyzny ponieśli największą stratę? Przecież ich syn żył. Siedział w więzieniu, ale żył. Natomiast rodzina Shanann straciłą córkę. Już nigdy jej nie zobaczą ani nie przytulą, ani nie usłyszą jej głosu. Chris w swojej zbrodni był okrutny. Nie miał skrupułów. Chciał zacząć nowe życie, a jego obecna rodzina mu to uniemożliwiła. Shanann była toksyczna i mogła mu utrudniać rozpoczęcie nowego rozdziału. Jednak nie trzeba było zabijać jej ani ich córek. Można to było wszystko rozwiązać inaczej.
W tej książce nie dostaniemy odpowiedzi na to dlaczego Chris zabił żonę i córki. Sam Chris nigdy nie odpowiedział na to pytanie. MOże sam nie wie, co był impulsem? Wiadomo jedno: nie ważne, co powie jego matka to Chris nie jest ofiarą. Ofiarami są Shanann, Bella oraz Celeste. Chris miał wybór i podjął najgorsza decyzję z możliwych.
Uwielbiam podcasty kryminalne. Książki również, ale czytam ich bardzo mało. Głównie te, które wyszły spod piór Johna Glatt. Jego “Rodzina z domu obok” to był bardzo dobry reportaż kryminalny Dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po “Idealnego tatę”.
Chris Watts miał idealną rodzinę. Żonę Shanann oraz dwie cudowne córeczki Belle i Celeste. Pewnego dnia, a dokładnie 13...
Do drugiego tomu „Sagi o ludziach ziemi” podeszłam bardzo optymistycznie. Pierwsza część nawet mi się podobał. Wiedziałam też, jakiego stylu się spodziewać, więc z pewnością odpadało przyzwyczajanie się do niego.
W rodzinie Józwiaków dorasta kolejne pokolenie. Szczepan ma dwóch synów. Janka, który ma urodę, dowcip i wdzięk, a dziewczyny go uwielbiają. Z kolei na jego młodszego brata Michała nikt nie zwraca uwagi, ponieważ jest nieśmiały i chodzi zgarbiony, a na dziewczyny z sąsiedztwa nawet nie spojrzy. Na kujawy znowu dociera epidemia cholery, a na rodzinę Józwiaków spadają coraz to nowe nieszczęścia.
Drugi tom jest odrobinę słabszy od poprzedniego. Jeśli mam być szczera to akcja dzieje się dużo za wolno, – jeśli porównamy ją do poprzedniej części. Autorka dalej pokazuje jak wyglądało życie chłopstwa w XIX wieku i jak wiele trudności dotykało zwykłych ludzi. W dalszym ciągu Anna Fryczkowska łączy wierzenia chrześcijańskie z zabobonami. Jest to fascynujące.
Moim zdaniem jednak na jedną rodzinę spadło za dużo nieszczęść w dość krótkim czasie. W sumie w tamtych czasach było to bardzo prawdopodobne (i pewnie tak było skoro autorka opisuje dzieje własnej rodziny), ale w odbiorze trochę męczyło, bo ile można czytać o problemach jednaj rodziny? Wcale też to nie przyśpieszało książki.
Doskonale w tym tomie widać różnice między chłopem pańszczyźnianym, a chłopem czynszowym. Jest to warte odnotowania, że ci drudzy też nie mieli lekko, bo nigdy nie wiedzieli czy uda się uzbierać na czynsz dla dziedzica.
Doceniam walor historyczny tej powieści, bo podobnie jak w tomie pierwszym jest sporo informacji o tym, co działo się w świecie i jak to nie wpływało na wieś. Chłopi nie brali udziału w powstaniach, nowinki rozwojowe docierały do nich ze sporym opóźnieniem, a dodatkowo często były przyjmowane z dużą dozą nieufności i ironii. Chłopi nie rozumieli, po co ulepszać coś, co działa od wielu lat. Raczej w unowocześnianiu widzieli zwiększanie dobrobytu dziedzica i więcej dni w polu na rzecz dziedzica.
Brakowało mi skupienia się na tradycjach w dni świąteczne. Opisano Noc Kupały, ale Bożemu Narodzeniu nie poświęcono akapitu. Na wisach zdecydowanie bardziej liczono się z tradycją i to było coś ważnego.
Liczę, że jeśli wyjdzie następnym tom to będzie lepszy niż ten, bo w tej serii jest ogromny potencjał i uważam, że jest bardzo dobra. Pełna realizmu i dobrego pióra.
Do drugiego tomu „Sagi o ludziach ziemi” podeszłam bardzo optymistycznie. Pierwsza część nawet mi się podobał. Wiedziałam też, jakiego stylu się spodziewać, więc z pewnością odpadało przyzwyczajanie się do niego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW rodzinie Józwiaków dorasta kolejne pokolenie. Szczepan ma dwóch synów. Janka, który ma urodę, dowcip i wdzięk, a dziewczyny go uwielbiają. Z kolei na jego...