-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik5
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać60
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2021-05-10
2021-12-14
2021-01-15
2019-01-06
2019-05-15
2019-03-17
2018-04-02
2018-01-03
Przeglądając opinie na LC dotyczące książki "Kot, który spadł z nieba" Takashiego Hiraide (wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego), natrafiłam na zdanie "jakaś nudna i w sumie o niczym". Najzabawniejszy jest paradoks: to zdanie jest prawdziwe, a pozycja jednocześnie piękna i wartościowa. Dostałam ją, na swoje życzenie, na Gwiazdkę, więc trochę "spadła z nieba". I choć można ją przeczytać na raz, to te kilkaset zdań pozostawia po sobie specyficzne w posmaku emocje (niekoniecznie zaś myśli).
Książka to opis życia małżeństwa po trzydziestce. Dodajmy: raczej szczęśliwego małżeństwa, fani romansów się zawiodą. Zawiodą się także fani powieści sensacyjnych, bo akcja jest powolna i snuje się lekko i zwiewnie jak pajęczyna: dużo tu opisów, barw, dźwięków, plastycznego widowiska dla czytelnika. Wreszcie, zawiodą się fani gęstych i nasyconych wątkami sag rodzinnych, bo pozycja skupia się na w zasadzie jednej nitce historii. Ale tu już nie byłabym tak pewna, bo gdy odkryjemy subtelną powierzchnię tej opowieści, pod spodem znajdą się inne: Japonia przełomu lat 80. i 90., odchodzenie, utrata, starość, problemy komunikacyjne między ludźmi...
Choć małżeństwo bohaterów jest szczęśliwe, łatwo dopatrzeć się uczucia pewnego braku. Kotka Chibi wypełnia tę pustkę - ale na jak długo? Tego nie wiemy, być może wie to Takashi Hiraide, który w wielu momentach książki delikatnie daje do zrozumienia, że powiastka o kotce jest autobiograficzna. Ta powieść jest jednak napisana przede wszystkim dla języka, dla pięknych metafor i czułych wyrażeń. Zdaniami mozna delektować się długo. I dlatego właśnie jest tak bardzo japońska, mimo że wątek bezdzietnego małżeństwa nieznośnie przywodzi nam na myśl "europejskiego" Murakamiego. Celebracja małych chwil i małych relacji (ze zwierzętami) może wydawać się wyolbrzymiona, wręcz wynaturzona, jak na nasze zachodnie oko. Jednak mam przeczucie, że w Japonii jest zupełnie inaczej.
Książkę polecam na pewno, czy wszystkim - nie wiem. Z pewnością tym, którzy cenią język, którzy kochają poezję, którym do satysfakcji z lektury nie potrzeba wartkiej akcji i rozbudowanej fabuły. A przede wszystkim - miłośnikom kotów. I Japonii.
Przeglądając opinie na LC dotyczące książki "Kot, który spadł z nieba" Takashiego Hiraide (wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego), natrafiłam na zdanie "jakaś nudna i w sumie o niczym". Najzabawniejszy jest paradoks: to zdanie jest prawdziwe, a pozycja jednocześnie piękna i wartościowa. Dostałam ją, na swoje życzenie, na Gwiazdkę, więc trochę "spadła z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12
„Na rozstaju” Higuchi Ichyio to wybór opowiadań młodziutkiej japońskiej pisarki, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Pięknie wydany – choć Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego nie rozpieszcza swoich doktorantów promocjami i musiałam na Targach Książki odżałować pełną kwotę, trzeba przyznać, że dobrze się prezentuje na półce. Co najważniejsze zaś, treść z oprawą graficzną koresponduje. Wydawca zadbał o to, by czytelnicy najpierw dowiedzieli się nieco o losach Higuchi; autorki u nas kompletnie nieznanej, w Japonii należącej do klasyków omawianych w szkole. Żyła zaledwie dwadzieścia cztery lata; nim odeszła z powodu ciężkiej choroby, zdążyła nieco liznąć sławy, jaką przyniosły jej pierwsze opowiadania.
Higuchi jest, jak dla mnie, piszącą prozą poetką. Niektóre z opowiadań, zwłaszcza początkowe, są w istocie raczej pochwałą pięknego języka niż ciekawą historią. Higuchi ogromną wagę przykłada do stylu, pięknych metafor i porównań; jej bohaterowie, nawet prości ludzie z ludu, porozumiewają się ze sobą w sposób zdecydowanie literacki. Nie ujmuje to jednak realności tym utworom; czyta się to trochę jak baśnie, świat Tokio końca XIX wieku jest naprawdę czarujący. W opowiadaniach jest wiele smutku: być może autorka przeczuwała zbliżającą się śmierć, tak często obdarzając nią przedwcześnie swoich bohaterów. Wiele jej bohaterek ma też rysy osobowości samej Higuchi: zubożałej dziewczyny, która chciałaby się kształcić i rozwijać ale nie ma ku temu sposobności: finansowej ani psychicznej. Przez to historie są autentyczne i mimo prostoty, miejscami ocierającej się o banał – po prostu wzruszają.
Osobną rzeczą jest to, że „Na rozstaju” może nauczyć nas wiele o tradycjach i zwyczajach dawnej Japonii. Wydaje mi się też znacznie lepszą pozycją na początek przygody z literaturą japońską niż na przykład Murakami. Jest bowiem japońska na wskroś: piękna, powolna, oniryczna i efektowna. I choćby dlatego warto po nią sięgnąć.
„Na rozstaju” Higuchi Ichyio to wybór opowiadań młodziutkiej japońskiej pisarki, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Pięknie wydany – choć Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego nie rozpieszcza swoich doktorantów promocjami i musiałam na Targach Książki odżałować pełną kwotę, trzeba przyznać, że dobrze się prezentuje na półce. Co najważniejsze zaś, treść z oprawą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-07-18
"Manazuru" Hiromi Kawakami znalazłam dla odmiany na promocji, w jakiejś lubelskiej księgarni. Gratka, bo nie da się jej już dostać. Tym większa gratka, że książka jest dobra i bardzo przypomina mi czytaną wcześniej Yoko Tawadę i jej "Fruwającą duszę".
Bohaterka "Manazuru", Kei, mieszka w Tokio, z matką i dorastającą córką. Kiedyś miała męża ale ją opuścił. Rei nie zrobił jednak tego w standardowy sposób: zaginął. Choć Kei i jej rodzina poruszyły niebo i ziemię, by go odnaleźć, nie udało się. Minęło kilkanaście lat, a Kei ciągle dręczą wspomnienia i pytanie co się stało z jej mężem. Czuje się śledzona; w końcu wyrusza do miejscowości, gdzie przed ślubem mieszkał jej mąż - Manazuru. Tam spotyka ją coś na kształt obłędu - tylko czy to na pewno obłęd?
"Manazuru" to mocno surrealistyczna i hipnotyczna proza, nie spodoba się tym, którzy w powieści cenią konkret. Kei jest ścigana przez rozliczne widma: kobiece, męskie, widzi zjawy, które enigmatycznie odpowiadają na jej pytania. Wszystko dzieje się na pograniczu jawy i snu: żeby wejść w tę powieść, chyba trzeba uwierzyć, że Kei nie padła ofiarą halucynacji, a naprawdę rozmawia z duchami. Jednocześnie, to proza niezwykle symboliczna, pełna ukrytych znaczeń. Czy Kei na pewno zmartwiła się odejściem męża? Dlaczego nie pamięta okoliczności jego zaginięcia? W Manazuru stara się odpowiedzieć sobie (a może tylko czytelnikom, może ona to wie?) na pytania, które dręczą ją od lat.
To trudna historia związków rodzinnych; damsko-męskich, matczyno-dziecięcych. To także powieść o odchodzeniu i godzeniu się z czyimś odejściem. Warto wejść w ten lunatyczny świat "Manazuru", choćby dla pięknego języka Hiromi Kawakami. Fani oniryzmu będą zachwyceni. Jest doskonała do czytania przed snem.
"Manazuru" Hiromi Kawakami znalazłam dla odmiany na promocji, w jakiejś lubelskiej księgarni. Gratka, bo nie da się jej już dostać. Tym większa gratka, że książka jest dobra i bardzo przypomina mi czytaną wcześniej Yoko Tawadę i jej "Fruwającą duszę".
Bohaterka "Manazuru", Kei, mieszka w Tokio, z matką i dorastającą córką. Kiedyś miała męża ale ją opuścił. Rei nie zrobił...
2017-07-02
Oj, naszukałam się ja "Fruwającej duszy", naszukała. Książka już jest nie do dostania jako nówka, a i używana trafia się rzadko. Ale zawzięłam się, zwłaszcza, że poleciła mi ją znajoma doktorantka (dla odmiany, rzeczywiście literatury :D ). W końcu upolowałam powieść Yoko Tawady na internetowej wyprzedaży likwidowanej księgarni za śmieszne pieniądze (wysyłka wyniosła mnie więcej). Przyszła właściwie książeczka, a nie książka, ledwie 170 stron sennej, poetyckiej prozy. Która wciągnęła mnie na półtora tygodnia, tak że myślałam głównie o jej bohaterkach.
Risui trafia do tajemniczej Szkoły; to coś w rodzaju uczelni dla inteligentnych dziewcząt, które uczą się czytać Księgę i podążać Drogą Tygrysa. Opiekę nad nimi sprawuje jedyna wykładowczyni: Kikyo, kobieta o magnetycznym, elektryzującym wpływie na swoje uczennice. Risui jest niepokorna ale i ona wkrótce wplątuje się w tę grę. Bohaterki powieści mają do Kikyo specyficzny stosunek: raz wielbią ja jak bóstwo, histeryzując, gdy Pogromczyni Tygrysa zapomni ich imienia, to znów knują przeciwko niej, obmyślając plany obalenia jej rządów w Szkole. Każda z dziewcząt jest inna i każda przechodzi w Szkole swój etap zwątpienia w posłannictwo do kroczenia Drogą Tygrysa.
Powieść pełna jest symboli i onirycznych znaków; jawa przeplata się tu ze snem, fikcja z realnym życiem. Dziewczęta widzą demony leśne i pochody tajemniczych starców, nie wiemy jednak do końca czy to nie jest ich własna interpretacja świata spędzanego w lesie medytacji. Do tego dochodzą środki odurzające i wieloletnia separacja od ludzi. Atmosfera książki oplata nas jak bluszcz, mamy wrażenie, że pachnie - jak bardzo egzotyczny świat.
Książka potwornie zjechana została na lubimyczytać. Nie dziwi mnie to. Nie jest książką dla każdego. Surrealistyczny klimat, język lekko nawiedzonych, znarkotyzowanych kobiet pełen metafor, typowo azjatycki sposób myślenia bohaterów; to wszystko nie musi się podobać. Ale mnie urzekło. To chyba jedyna powieść Yoko Tawady wydana w Polsce. Szkoda. Wielka szkoda .
Oj, naszukałam się ja "Fruwającej duszy", naszukała. Książka już jest nie do dostania jako nówka, a i używana trafia się rzadko. Ale zawzięłam się, zwłaszcza, że poleciła mi ją znajoma doktorantka (dla odmiany, rzeczywiście literatury :D ). W końcu upolowałam powieść Yoko Tawady na internetowej wyprzedaży likwidowanej księgarni za śmieszne pieniądze (wysyłka wyniosła mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-07
Piękna refleksyjna opowieść o sporcie w japońskim wydaniu. Sporcie, bo podobne do szachów go jest przecież sportem, a do tego, na początku XX wieku, musiało rozpalać emocje Japończyków, skoro popularne gazety zamawiały sprawozdania z turniejów. Historia o walce dwóch wielkich osobowości - Mistrza i Otake - odbywającej się za pomocą planszy i dwóch rodzajów kamieni. Choć wydaje się, że akcji tu niewiele, te zbliżone do szachowych potyczki potrafią wciągnąć i sprawić, że czytelnik wchłania je z zapartym tchem. A to wszystko opisane pięknym językiem, typowym dla stylu noblisty-Kawabaty.
Piękna refleksyjna opowieść o sporcie w japońskim wydaniu. Sporcie, bo podobne do szachów go jest przecież sportem, a do tego, na początku XX wieku, musiało rozpalać emocje Japończyków, skoro popularne gazety zamawiały sprawozdania z turniejów. Historia o walce dwóch wielkich osobowości - Mistrza i Otake - odbywającej się za pomocą planszy i dwóch rodzajów kamieni. Choć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-05
Brudna, naturalistyczna powieść o biedzie i poniżeniu. Niby mamy konkretnego głównego bohatera (Fukusuke) ale tak naprawdę to historia całego osiedla Apaczów - nędzarzy, który brak pieniędzy popchnął do szabrownictwa. Fascynujące jest, że nawet w tym środowisku byłych złoczyńców i typów spod ciemnej gwiazdy króluje surowy kodeks moralny. Opowieść o walce z beznadzieją losu i trudnych latach w powojennej Japonii.
Brudna, naturalistyczna powieść o biedzie i poniżeniu. Niby mamy konkretnego głównego bohatera (Fukusuke) ale tak naprawdę to historia całego osiedla Apaczów - nędzarzy, który brak pieniędzy popchnął do szabrownictwa. Fascynujące jest, że nawet w tym środowisku byłych złoczyńców i typów spod ciemnej gwiazdy króluje surowy kodeks moralny. Opowieść o walce z beznadzieją losu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07
Oniryczna, symboliczna powieść. Krótka i raczej przystępna, choć bardzo refleksyjna. Ma w sobie nieco japońskiej magii, choć nie więcej niż uważany za "europejskiego" Murakami. Klimat bardzo podobny do innej powieści Ogawy, "Muzeum ciszy". Ładna, melancholijna lektura, acz niezobowiązująca.
Oniryczna, symboliczna powieść. Krótka i raczej przystępna, choć bardzo refleksyjna. Ma w sobie nieco japońskiej magii, choć nie więcej niż uważany za "europejskiego" Murakami. Klimat bardzo podobny do innej powieści Ogawy, "Muzeum ciszy". Ładna, melancholijna lektura, acz niezobowiązująca.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-03
2011
„Głos góry” to ostatnia przełożona na polski książka Yasunariego Kawabaty, której nie czytałam. Dopadłam ją gdzieś na fejsbuku, wysłałam po nią wrocławską koleżankę, która akurat miała mnie odwiedzić w Krakowie. A kiedy zaczęłam czytać, to czytałam tak wolno, żeby starczyło na dłużej. Bo bardzo mnie frustruje, że tak niewiele (całościowo chyba cztery) książki noblisty wyszły w naszym kraju.
Krąży taka anegdotka, potwierdzana zresztą przez Ritę Gombrowicz, że jakby jej mąż dożył te parę miesięcy, to w 1969 r. na pewno już by Nobla dostał. Ale nie dożył, a w jego miejsce nagrodę otrzymał Kawabata. Żal Witolda, bo dobry polski literacki noblista by się przydał ale szczerze? Dałabym tę nagrodę i tak Kawabacie. To według mnie, mistrzowskie pióro, jeśli chodzi o psychologizm postaci, dla mnie tym większa gratka, że jestem z innej kultury, a sposób myślenia Japończyków jest zupełnie inny niż nasz; i w dziełach literackich to się doskonale odzwierciedla.
Historia w sumie zwykła. Teść, teściowa, syn, synowa, na dokładkę jeszcze córka z dziećmi, która uciekła od męża. Syn ma kochankę, teściowi trochę głupio, zwłaszcza że synową kocha nad życie – dziwną, niejednoznaczną, ojcowsko-zmysłową miłością. Sposób opowiadania tej historii jest jednak niezwykły. Ktoś nieobeznany z japońską prozą, może irytować się długimi dialogami o pogodzie, potencjalnie bez sensu. Ale to one właśnie, subtelnie, delikatnie, przemycają treści z drugiego dna, dna duszy bohaterów.
Shingo się starzeje, Shingo jest zdrowy ale gotuje się już na śmierć. Z perspektywy dzisiejszego dnia, to dosyć zabawne; bohater ma sześćdziesiąt dwa lata, co to dla długowiecznych Japończyków? Ale to czasy powojenne, ludzie przez wojnę postarzeli się szybciej. Shingo jeszcze pracuje, jeszcze utrzymuje rodzinę, przyjdzie mu też pewnie wychować i wydać za mąż wnuczki pod nieobecność ich ojca. Ale zderzenie nowoczesnego świata z dawnymi tradycjami, nowy ład po wojnie, zmiany – fizjologiczne i psychiczne – jego i żony, to już pierwszy głos góry. Głos, który zapowiada koniec, bliższy, dalszy ale jednak koniec.
Nie jest to łatwa książka i raczej nie dla każdego. I emocje, i niektóre treści są tu ukryte, trzeba się czasem nieźle wysilić, żeby czasem dojść o co tym dziwnym Japończykom chodzi. Ale i tak polecam, bo to kawałek przepięknej prozy , literackiego języka najwyższej próby. Powieść zdecydowanie godna noblisty.
„Głos góry” to ostatnia przełożona na polski książka Yasunariego Kawabaty, której nie czytałam. Dopadłam ją gdzieś na fejsbuku, wysłałam po nią wrocławską koleżankę, która akurat miała mnie odwiedzić w Krakowie. A kiedy zaczęłam czytać, to czytałam tak wolno, żeby starczyło na dłużej. Bo bardzo mnie frustruje, że tak niewiele (całościowo chyba cztery) książki noblisty...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to