rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

NIE od tej książki zaczęło się moje FLOW do powieści Sylwii Kubik

Dwa lata temu, kiedy przygotowywała się do PIERWSZEGO spotkania z Sylwią Kubik sięgnęłam po jej cykl żuławski, który błyskawicznie zdobył moje serce.
Potem przyszły kolejne powieści, ale ten debiutem autorki z niezrozumiałych dla mnie powodów, nie stanął wówczas na mojej czytelniczej drodze.

W tym roku, kiedy zobaczyłam zapowiedzi wydawnictwa Emocje o wznowieniu serii powiślańskiej w nowej szacie, wiedziałam już, że oto nadszedł ten czas.
Okładki całej serii skradły moje serce i po prostu musiałam się przekonać co kryje się w środku.

"Pod naszym niebem" to, jak już wspomniałam, debiut literacki Sylwii Kubik i jednocześnie pierwszy tom serii powiślańskiej, dlatego tym bardziej byłam jej ciekawa.


A co zastałam?
Poznałam tutaj niesamowicie ciepłych mieszkańców Brzozówki, których przeżycia wywołały na mojej twarzy uśmiech, czasami zatroskanie, bywało że wściekłość, ale najczęściej po prostu ciekawość.
Czytając miałam wrażenie, że przechadzam się tam i uczestniczę w barwnym życiu tej społeczności.

Bardzo spodobała mi się pena wnuczka, która cudownie utarła nosa swojej babci, ponieważ ta była bardzo wredną teściową dla jej mamy - uśmiałam się z przebiegłości dziewczynki.
Przygody Karoliny, jej przyjaciółki Hanki czy koleżanki Moniki oraz uroczej starszej Pani, to cudowna recepta na udany weekend w wyśmienitym towarzystwie.

Oczywiście, jak to u Sylwii bywa, nie mogło zabraknąć poważniejszych tematów przemycanych w tej sielankowej powieści obyczajowej. Autorka porusza temat ratowania życia dziewczynki, która urodziła się jako skrajny wcześniak. Postać Moniki to przykład mamy samotnie wychowującej niepełnosprawnego synka, a po więcej odsyłam już Was do książki

Kiedy przeczytałam ostatnią stronę, miałam dziwnie smutne wrażenie, że wyjeżdżam z Brzozówki. Na szczęście jednak i na otarcie łez, miałam już przy sobie bilet powrotny w postaci kolejnego tomu tej serii. Myślę, że to jest najlepsza rekomendacja, kiedy czytelnik rozgląda się za kontynuacją powieści, bo nie ma ochoty się z nią rozstawać.

Nie bez powodu zacytuję Wam pierwsze zdanie z "Pod naszym niebem":

"Samochód z piskiem opon zatrzymał się na podwórku
spłoszone gołębie rozpierzchły się na wszystkie strony..."

Tak właśnie się czułam, kiedy skończyłam czytać pierwszy tom serii powiślańskiej i z paniką w oczach zaczęłam rozglądać się za częścią drugą, niczym ten samochód, który zatrzymał się z piskiem opon na podwórku...

Zazwyczaj w tym momencie oceniam wydawnictwo, czyli czcionkę, marginesy oraz komfort czytania. Tym razem jednak pozostaje tylko w zachwycie nad okładkami, które mnie zwabiły do Brzozówki, ponieważ nie miałam w ręku wersji papierowej. Odsłuchałam tę powieść w wersji audiobook na platformie Storytel.

Moje czytelnicze serce zostało w Brzozówce, dlatego z radością polecam Wam tę uroczą powieść i jej wyjątkowych bohaterów.
Wydawnictwu Emocje dziękuję za to piękne wznowienie, bo mogłam dotrzymać słowa, że kiedyś przeczytam debiut Sylwii Kubik.
Pani pisarko - melduję wykonanie zadania.

Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/05/pod-naszym-niebem-sylwia-kubik-i-tom.html

NIE od tej książki zaczęło się moje FLOW do powieści Sylwii Kubik

Dwa lata temu, kiedy przygotowywała się do PIERWSZEGO spotkania z Sylwią Kubik sięgnęłam po jej cykl żuławski, który błyskawicznie zdobył moje serce.
Potem przyszły kolejne powieści, ale ten debiutem autorki z niezrozumiałych dla mnie powodów, nie stanął wówczas na mojej czytelniczej drodze.

W tym roku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Gdy piszę te słowa, cisza spowija Paryż."

Tak zaczyna swoją debiutancką opowieść Ewdard Chishom, w której stara się przekazać historię ludzi pracujących po drugiej stronie wahadłowych drzwi, oznaczonych tabliczką PRIVE.
"Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku" autorstwa Edwarda Chishona i pod skrzydłami Wydawnictwa Otwartego, pokazuje nam czytelnikom, tę drugą, mniej znaną twarz Paryż

Jak podpowiada notka od wydawcy:
Edward Chisholm przyjechał do Francji, marząc o przygodzie i znalezieniu swojego miejsca w świecie. Próbując związać koniec z końcem i wybić się jako pisarz, podjął decyzję, która okazała się przełomowa: rozpoczął pracę jako pikolak – asystent kelnera – w jednej z paryskich restauracji. Po drugiej stronie kuchennych drzwi, z dala od oczu gości, poznał oblicze paryskiej gastronomii, które w niczym nie przypomina tego oficjalnego. To świat wyzysku, rywalizacji, klasowości i rasowych uprzedzeń. Świat, z którego tylko nielicznym uda się wydostać.

"Kelner w Paryżu" to która postała na podstawie własnych doświadczeń autor, co z pewnością sprawia, że przekaz trafia do czytelnika w spotęgowany sposób. Reportaż ten jest obrazem codziennego życia, ludzi pracujących w słynnych bardziej lub mniej paryskich restauracjach. Zaskoczył mnie ten kompletny brak czasu na prywatne życie i ciągły brak snu. Ponadto rasizm i ciągle powracająca obawa o to, jak znowu związać koniec z końcem.

Reportaż ten zdecydowanie otwiera oczy i sprawia, że inaczej od tej chwili będziemy postrzegać miejsca znane z pięknych zdjęć paryski restauracyjny. Autor bowiem przedstawia w swojej książce to oblicze Paryża, którego normalnie nie pokazuje się turystom.
Czy polecam Wam tę książkę?

Przyznaję, że ja nie często sięgam po reportaże, ale ten konkretny naprawdę mnie zaintrygował. Nurt tej błyskotliwej fabuły wciągnął mnie bardzo szybko, że pochłaniałam stronę za stroną, niczym rasową sensację.
Cenię sobie to, że autor bez zbędnego koloryzowania przedstawia szarą rzeczywistość w tym wyidealizowanym Paryżu.

Mimo wszystko autor sprawił, że czytelnik nadal czuje ten wyjątkowy klimat jednego z najsłynniejszych miast świata.
Wracając zatem do mojego pytania, czy polecam?
Tak, polecam zdecydowanie i nie tylko pracownikom gastronomi.

Kuchnia francuska słynie z niebanalnych smaków połączonych z elegancją. Czy jednak kiedykolwiek zastanawialiśmy się, jakim kosztem jest osiągnięty ten ów najwyższy splendor?
Ile elementów się na niego składa i kto jest tym ostatnim ogniwem tuż przed podaniem naszego dania na stół.
Zapraszam Cię do świata, który pokazała nam Edward Chisholm w swojej książce "Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku".

Polecam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/04/kelner-w-paryzu-co-ukrywa-stolica-smaku.html

"Gdy piszę te słowa, cisza spowija Paryż."

Tak zaczyna swoją debiutancką opowieść Ewdard Chishom, w której stara się przekazać historię ludzi pracujących po drugiej stronie wahadłowych drzwi, oznaczonych tabliczką PRIVE.
"Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku" autorstwa Edwarda Chishona i pod skrzydłami Wydawnictwa Otwartego, pokazuje nam czytelnikom, tę drugą, mniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam takie zaskoczenia.
Przyznaję, że do świata fantasy zaglądam znacznie rzadziej, niż do literatury obyczajowej. Dlatego z lekką rezerwą podeszłam do tego e-booka.

"Klucz do Helheimu" autorstwa Radosława Lewnadowskiego to moje kolejne bardzo miłe czytelnicze zaskoczenie w tym roku. Przeczytałam ją w styczniu, kiedy idealnie pasowała mi do wyzwania #loteriaczytelnicza2024 ale choroba i natłok obowiązków sprawiły że opinia powstaje teraz.
Większego znaczenia ta nie ma ponieważ powieść tak bardzo mi się spodobała, że już prześwietliłam inne tego autora.

Powieść biegnie dwutorowo, bowiem została podzielona na dwa różne wątki.
Jest cześć współczesna z wyjątkowym profesorem oraz jego drużyną. Tak na marginesie dodam, że tworzenie owej ekipy "Drużyny świętego Graala", to jeden z moich ulubionych fragmentów tej powieści.
Są również czasy średniowiecznych wikingów, które opowiadają o wyprawie dzielnych wojowników w miejsce z którego nie wrócił żaden śmiertelnik. Miejscem tym jest tytułowy Helheim, a celem wyprawy jest uratowanie syna jarla. Ciekawa postacią jest również sam z powodu swojej zmiennokształtności czystej krwi - ale więcej zdradzić nie mogę.
Ta średniowieczna część stanowi wyjątkowe tło dla wyścigu w czasach współczesnych. Profesor ze swoją drużyną pragną tylko odnaleźć magiczne "naczynie" i całkowicie nie zdają sobie sprawy, ze ich tropem podąża tajemnicza organizacją oraz agenci CIA.

Autor nie tylko zadowolił czytelnika dwoma planami czasowymi, ale wzbogacił o przygodę i tajemnicze zagadki, co mi bardzo przypadło do gustu. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o bohaterach, którym autor nie poskąpił palety barw. Z przyjemnością poznawałam drużynę z czasów współczesnych, ponieważ nie raz czekała na mnie tajemnica albo zaskakujące życiorysy. Natomiast o postaciach średniowczesnych nic już nie dodam, bo sama zmiennokształtność jarla jest już zaskakująca na wysokim poziomie.
Bohaterowie tej powieści to wyjątkowa skarbnica osobowości. Każdy z nich ma swoją czasami mroczną historię, która ewidentnie wpływał na ich wybory.

Już na wstępie okładka pobudziła moją wyobraźnie, a potem zawartość książki sprawiła, że nie miała ochoty się od niej odrywać. Bardzo podobał mi się ten "suplement" znajdujący się na końcu książki - polecam uwadze. No i to zakończenie... ale z drugiej strony nie ma się czemu dziwić, bo po takiej dawce tajemnic, zagadek i zwrotów akcji, to przecież książka nie mogła zwyczajnie się zakończyć.

Polecam zatem "Klucz do Helheimu" autorstwa Radosława Lewndowskiego, miłośnikom tego właśnie rodzaju połączeń i przeskoków w czasie. Ja ewidentnie do nich należę, ponieważ powieść sprawiła mi ogromną przyjemności i wciągnęła tak bardzo, że już sprawdziłam inne pozycje tego autora. Pójdę nawet nieco dalej, bowiem pomyślałam sobie, ze bardzo chętnie obejrzałabym film na podstawie tej powieści i z tą propozycją Was zostawiam.

Polecam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/03/klucz-do-helheimu-radosaw-lewandowski.html

Uwielbiam takie zaskoczenia.
Przyznaję, że do świata fantasy zaglądam znacznie rzadziej, niż do literatury obyczajowej. Dlatego z lekką rezerwą podeszłam do tego e-booka.

"Klucz do Helheimu" autorstwa Radosława Lewnadowskiego to moje kolejne bardzo miłe czytelnicze zaskoczenie w tym roku. Przeczytałam ją w styczniu, kiedy idealnie pasowała mi do wyzwania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak zaczyna się powieść, naszej tczewskiej pisarki, która zaskoczyła mnie bardzo.
Jak wiecie, mam szczęście do debiutujących autorek/autorów no i oczywiście ich powieści.

"Taką, jaka jestem" autorstwa Joanny Szczybury i wydana pod skrzydłami wydawnictwa Prószyński i S-ka. - jest kolejnym tego przykładem.

Notka od wydawcy podpowiada:
=> Michalina – kobieta, którą porzucił narzeczony, córka sławnego ojca, zbierająca niechciane plony jego popularności. Postanawia zmienić swoje życie i wyprowadzić się do Gdańska.

=> Kuba – mężczyzna, który z dnia na dzień musiał nauczyć się być tatą wyjątkowego chłopca i samodzielnie radzić sobie z problemami wspólnego życia.
=> Maks – chłopiec ze spektrum autyzmu, złakniony ciepła i zrozumienia, który potrafi skraść serce już od pierwszego kontaktu.
Spotykają się w windzie gdańskiej kamienicy, do której wprowadza się Michalina na skutek zawirowań w swoim życiu. Los (a może poznana w pociągu wróżka Jasmina) postanawia połączyć ich wyboiste ścieżki, jednak wzajemna fascynacja rozwija się powoli, bo oboje są ostrożni, jak to kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością. Kiedy wydaje się, że wszystko jest już na najlepszej drodze do szczęśliwego zakończenia, wracają duchy przeszłości, których mieli nadzieję już nigdy nie spotkać.

Kiedy otrzymałam tę powieść, miałam mało czasu na czytanie i musiałam szybko zdecydować, czy podejmuję się patronatu nad nią. I to były jedyne rozterki, jakie zarejestrowałam, ponieważ kiedy zaczęłam czytać, to już nie miałam ochoty się od niej oderwać. Jak się zatem domyślacie, decyzja o objęciu patronatu zapadła natychmiast.

"Taką, jaka jestem" to powieść, która nie tylko umila czytelniczy czas, ale to również książka, która ma coś co ja lubię najbardziej, czyli tak zwane drugie dno. Początkowo wygląda to na gorzko zaczynającym się romans, ale im dalej w stronicowy las, tym coraz lepiej. Autorka nie tylko zaskakuje zwrotami akcji, ale zadziwia wyjątkową analizą życiowych sytuacji i osobowości swoich bohaterów.
Przyznaję, ze nie szczędzi im różnych losowych zakrętów i zawiłości, ale robi to w tak zrównoważony sposób, że im bliżej końca tym wszystko zaczyna się układać jak obraz z puli.
Kiedy natomiast na scenę wkracza Maks, czyli chłopiec ze spektrum autyzmu, czytelnik nie tylko zaczyna lubić małego bohatera, ale przekonuje się o wyjątkowej znajomości tematu pisarki.
Mogę podać tu jeszcze kilka innych przykładów na zaskakujący, jak na debiut, kunszt literacki autorki, ale nie będę odbierać Wam przyjemności odkrywania tego.

"Taką, jaka jestem" autorstwa Joanny Szczybury to do bólu życiowa historia, ale napisana tak wyjątkowo, że czytelni płynie razem z fabułą i nie ma ochoty rozstawać się z bohaterami. Z przyjemnością stwierdzam, że to właśnie ten delikatny styl autorki, połączony z głęboko nasyconymi emocjami sprawił, że mam ochotę na więcej.

Być patronem TAKIEGO debiutu pełnego refleksji, to prawdziwy zaszczyt.
Dziękuję i z przyjemnością będę wyczekiwać kolejnych powieści Pani Joanny Szczybury.

Polecam bardzo
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/03/taka-jaka-jestem-joanna-szczybura.html

Tak zaczyna się powieść, naszej tczewskiej pisarki, która zaskoczyła mnie bardzo.
Jak wiecie, mam szczęście do debiutujących autorek/autorów no i oczywiście ich powieści.

"Taką, jaka jestem" autorstwa Joanny Szczybury i wydana pod skrzydłami wydawnictwa Prószyński i S-ka. - jest kolejnym tego przykładem.

Notka od wydawcy podpowiada:
=> Michalina – kobieta, którą porzucił...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki RAK Grzegorz Filarowski, Nadia Szagdaj
Ocena 8,7
RAK Grzegorz Filarowski...

Na półkach:

"Niedawno spadł deszcz.
Chmury wciąż tłoczyły się na niebie, lecz coraz leniwiej i coraz bledsze. Słońce kładło miękkie światło na lekką mgiełkę unoszącą się nad ulicą. Nieme drzewa mieniły się kolorami złotych glorii..."

Tak zaczyna się powieść, która zostanie w Twojej głowie jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Zapamiętaj te pierwsze i uroczo nostalgiczne zdania, ponieważ dalej już rozprzestrzenia się RAK.

Notka od wydawcy również nie pozostawia złudzeń:
Z cichym szumem drukarka nanosiła kolejne warstwy koloru na kartkę.
Wkrótce wypluła zdjęcie, a on ujął je w dwa palce i wyprostował rękę. To był pierwszy raz, gdy spotkał się z nią „twarzą w twarz”, choć nie osobiście...
Z rogu biurka zgarnął notes z samoprzylepnymi, żółtymi kartkami. W szufladzie namacał marker. Pochwycił go w lewą dłoń i na kartce z wierzchu napisał:
„Aneta”. Odkleił ją i równo przyłożył pod wydrukowanym na kartce wizerunkiem uczestniczki marszu. Na drugiej z kolei kartce napisał enigmatycznie: „Wartość: trzydzieści cztery miliony złotych”.

Pamiętaj drogi czytelniku, że ostrzegałam, a hasło reklamujące książkę, czyli "HISTORIA, KTÓRA WYWRÓCI TEN KRAJ" idealnie oddaje jej charakter.
Czyż wielokrotnie nie słyszymy tego sloganu, iż to właśnie życie pisze najlepsze scenariusze. W tym przypadku słowo "najlepsze" niestety nie jest odpowiednie, ponieważ historia ta niesie za sobą cierpienie wielu kobiet, jak i ich bliskich.
Mimo wszystko, jest to istotny głos w walce z bezwzględnością oszustów, żerujących na ludziach złaknionych tylko bliskości i życzliwości.

Ivo Rak - tytułowy bohater, to bestia w ludzkim ciele. Wybierał na swoje ofiary tylko te kobiety, które były w trakcie lub zaraz po trudnych przejściach. Rozpracowywała je najpierw na papierze, by potem dokładnie omotać i owinąć sobie wokół palca. To jakimi metodami się posługiwał, by je wykorzystywać, jeszcze teraz sprawia, że mam gęsią skórkę.

Przyznaję, że początkowo irytował mnie ten biały podtytuł, cyt.: "Psy szczekają, karawana jedzie dalej", ponieważ miałam dziwne wrażenie, że już na początku negatywnie mnie nastawia do policji. Jakże cudownie ten podtytuł wybrzmiał w mojej głowie, po przeczytaniu ostatniego zdania. Kiedy rozsiadłam się w zadumie z przeczytaną książką i spojrzałam na całość z góry, wówczas ten biały tekst okazał się jak najbardziej na miejscu.

Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i tak zostało do ostatniego zdania. Autorzy powieść profesjonalnie i bardzo obrazowo lawirują empatią z energetyzującym wręcz na pięciem. "RAK" to opowieść o oszuście z Tindera, a większość scen opisanych w książce pochodzi dosłownie z akt sprawy i materiałów dowodowych. Autorzy bardzo plastycznie, a wręcz namacalnie pokazują metody psychologiczne "bestii", jego plan działania i to jaki miał ogromny wpływ na oszukiwane kobiety.
Proszę tylko, nie oceniajcie tych bohaterek, ponieważ nie wiemy w jaki psychicznym stanie wówczas były i co działo się w ich głowach. Tak bardzo pragnęły w tym momencie bliskości drugiej osoby, że czasami zbyt późno zauważały, bądź nie, że są manipulowane. Jak powszechnie wiadomo, zastraszana osoba bardzo rzadko jest w stanie poprosić o pomoc i brnie dalej w czarną rozpacza, trawiona zarazą niczym RAK.

To jest trudna i momentami bardzo ciężka powieść, ale po prostu nie można przejść obok niej obojętniej. Warto poznać te momentami przerażające historie, by wiedzieć, że to dzieje się wśród nas.

Musze o tym napisać, bo uwielbiam zwracać uwagę na pracę wydawnictwa. W tym przypadku chylę czoło i kłaniam się, ponieważ wszystko mi tutaj odpowiada. Okładka porostu idealna do treści, a wspaniała czcionka i odpowiednie marginesy sprawiły, że treść praktycznie sama się czytała. Jak wiecie jest to dla mnie bardzo ważne ponieważ nie lubię kiedy literki niczym mróweczki odbierają mi wartość przekazywanej treści. No i bonusy dla czytelnika na końcu, który bo takim przekazie automatycznie ma ochotę na zgłębianie wiedzy.

Brawo!
Panie Grzegorzu dziękuję, że odważył się Pan przekazać światu ogromny kawałek swojej prywatności. Pani Nadio dziękuję, że wsparła Pani swoim kunsztem ten projekt. Drogie wydawnictwo, dziękuję za odpowiednią oprawę dla tej ważnej treści.
Przekazaliście w bardzo profesjonalny sposób, ten wyjątkowo trudny temat, któremu ogromnej dramaturgii dodaje fakt, że napisało go życie.
Pani Nadio, Panie Grzegorzu i Szanowne Wydawnictwo, dziękuję.

Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/02/rak-nadia-szagdaj-grzegorz-filarowski.html

"Niedawno spadł deszcz.
Chmury wciąż tłoczyły się na niebie, lecz coraz leniwiej i coraz bledsze. Słońce kładło miękkie światło na lekką mgiełkę unoszącą się nad ulicą. Nieme drzewa mieniły się kolorami złotych glorii..."

Tak zaczyna się powieść, która zostanie w Twojej głowie jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Zapamiętaj te pierwsze i uroczo nostalgiczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tej książki nie miałam w swoich czytelniczych planach, ale jak to w życiu bywa pojawiła się drobna ich korekta. Od stycznie tego roku biorę udział w spotkaniach Klubu Czułej Czytelniczki. Widzimy się online w ostatni czwartek miesiąca i rozmawiamy o konkretnej książce.
"YELLOWFACE" autorstwa Pani Rebecci F. Kuang była właśnie naszym zadaniem czytelniczym na styczeń 2024 r.

Notka od wydawcy podpowiada:
Zaczyna się od niespodziewanej śmierci. A później napięcie rośnie dosłownie odbierając oddech, aż do finału, który zaciska się na gardle niczym pętla. Finału, w którym katharsis przeplata się ze stadium szaleństwa a my, nawet poznawszy całą historię, nadal nie jesteśmy pewni, kto jest ofiarą a kto czarnym charakterem. A może, jak w życiu, w tej historii nie ma czarnych charakterów i niewinnych ofiar. Może są tylko mniej lub bardziej zdeterminowane postaci. Ludzie w różnym stopniu zanurzeni w szambie wyścigu po sukces i z nierówną furią obrzuceni błotem przez "opinię publiczną".
"Yellowface" pokazuje rynek wydawniczy, działanie social mediów i drogę do spełniania marzeń od strony, której nigdy nie chcielibyście oglądać. A jednak nie odłożycie tej książki, dopóki nie przeczytacie ostatniej strony.

Moje uczucia podczas lektury mieszały się i zawładnął mną dosłownie cały ich wachlarz. Główna bohaterka odrobinę mnie irytowała ponieważ wszystkie jej trudności i zawiłe sytuacje powstały z jednej niefortunnej decyzji, którą sama podjęła i wprowadziła w plan.

Autorka przy wykorzystaniu oczywiście swojej bohaterki, przeprowadziła nas
czytelników przez meandry procesu wydawniczego. Z przyjemnością zerknęłam do wydawniczego świata od kuchni, ale raczej nic zaskakującego tutaj nie znalazła.
Autorka wykreowała wyjątkową bohaterkę i namaściła ją niezwykłą wiarą w samą siebie, co było naprawdę zaskakującym doświadczeniem. Pani Rebecca zafundowała nam czytelnikom wyjątkowy obraz psychologiczny i to było zaskakująco ciekawe.

Uważa, że powieść ta jest idealna do omawiania jej w czytelniczym klubie, ponieważ każdy znajduję w niej zupełnie coś innego.
Miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w omawianiu tej powieści na spotkaniu Klubu Czułej Czytelniczy i uwierzcie mi to było WSPANIAŁE doświadczenie.

Każda nas dostrzegła co innego i chyba to najbardziej mi się podobało - słuchanie tego jak każda z nas inaczej odbierała powieść.
Polecam Wam Czytelnicze Kluby Książki bo to wyjątkowe doświadczenie.
Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/02/yellowface-rebecca-f-kuang.html

Tej książki nie miałam w swoich czytelniczych planach, ale jak to w życiu bywa pojawiła się drobna ich korekta. Od stycznie tego roku biorę udział w spotkaniach Klubu Czułej Czytelniczki. Widzimy się online w ostatni czwartek miesiąca i rozmawiamy o konkretnej książce.
"YELLOWFACE" autorstwa Pani Rebecci F. Kuang była właśnie naszym zadaniem czytelniczym na styczeń 2024...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zaskoczyła mnie ta książka.
Zaskakiwała mnie cały czas podczas czytania i myślę, ze długo zostanie w mojej pamięci.
To najlepszy przykład małej, wielkiej powieści.

Notka od wydawcy podpowiada:
Jak przystało na wybitnego matematyka, Profesor ma swoje dziwactwa.
Pewnego dnia w progu jego domu pojawia się nowa gosposia z synem, od tej pory nazywanym pieszczotliwie Pierwiastkiem. Wspólne życie pokaże, że znacznie łatwiej napisać skomplikowane równanie niż ułożyć relacje z drugim człowiekiem. Językiem, który pozwoli im zbudować namiastkę rodziny, stają się matematyka i baseball. Ale swoją relację będą musieli odbudowywać co osiemdziesiąt minut…
Ukochane równanie profesora Yōko Ogawy zostało wyróżnione pierwszą w historii nagrodą Hon’ya Taishō, przyznawaną przez japoński kolektyw księgarzy. Ta kameralna opowieść do dziś pozostaje bestsellerem i uznawana jest za jedną z najukochańszych powieści współczesnej Japonii.

Przeczytałam tę powieść w ramach styczniowego zadania w Dyskusyjnym Klubie Książki DKK w naszej bibliotece w Tczewie.
"Ukochane równanie profesora" autorstwa Yoko Ogawa to moje pierwsze spotkanie z piórem tej autorki i ogromne zaskoczenie. Mam wrażenie, ze w tej powieści każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Tematem przewodnim jest tutaj matematyka, ale mnie najbardziej urzekł ten cytat:

„Nie ma większego szczęścia niż
słyszeć słowo JESTEM!
z ust dziecka, które wraca do domu"

Kiedy przeczytałam te słowa, poczułam falę czułości, która otuliła moje serce, bo ja właśnie tak się czuję, kiedy moja córeczka wraca ze szkoły.

"Ukochane równanie profesora" wbrew pozorom, to nie jest książka tylko dla miłośników matematyki. To wyjątkowa opowieść o miłości na różnych jej poziomach oraz cudowny hołd przyjaźni i ludzkiej życzliwości.
Piękna i całkowicie nieśpieszna opowieść o pięknie rozwijających się relacjach ludzkich.

Ta mała książeczka zajęła mi aż trzy wieczory, ale nie dlatego że nie miałam czasu czytać. Odkładałam ją niczym cudowny kawałek ptasiego mleczka na jutro, żeby cieszyć się towarzystwem tych bohaterów jak najdłuższej.

Ta powieść wzrusza i daje promyk nadziei, ale przede wszystkim otula wyjątkową życzliwością. Jestem oczarowana tą malutką książeczką i nie tylko dlatego, że życzliwość ludzka wzrusza mnie zawsze.

Polecam Wam bardzo i życzę otulającej lektury.

Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/02/ukochane-rownanie-profesora-yoko-ogawa.html

Zaskoczyła mnie ta książka.
Zaskakiwała mnie cały czas podczas czytania i myślę, ze długo zostanie w mojej pamięci.
To najlepszy przykład małej, wielkiej powieści.

Notka od wydawcy podpowiada:
Jak przystało na wybitnego matematyka, Profesor ma swoje dziwactwa.
Pewnego dnia w progu jego domu pojawia się nowa gosposia z synem, od tej pory nazywanym pieszczotliwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek,
mama skończyła trzydzieści dziewięć lat.
Była mała i gruba, głupia i brzydka."

Tak zaczyna się powieść "Lato, gdy mama miała zielone oczy" autorstwa Pani Tatiany Tibuleac. Zaskoczył mnie taki początek, a dokładniej rzecz ujmując, to ten negatywnie nasycony ton, który towarzyszył mi już do samego końca. Na moje odczucia miał również wpływ fakt, że czytałam książkę, leżąc umęczona grypą. Z pewnością i to wpłynęło na mój odbiór tej powieści i mało pozytywne nastawienie.

„Z kimś, kto odpychał mnie nogą jak psa,
gdy byłem gotów być psem tylko po to,
by mnie pogłaskano."

Notka od wydawcy podpowiada:
Aleksy, kipiący gniewem nastolatek, po ukończeniu szkoły zamierza pojechać z kolegami do Amsterdamu, zamiast tego jednak udaje się z matką na wieś do Francji. Mają spędzić razem lato. Ich trudna relacja powoli się odmienia, aż w końcu – na krótko – przechodzi w autentyczną bliskość.
Po latach, już jako uznany artysta, Aleksy powraca pamięcią do dni spędzonych z mamą i w swoim wściekło-lirycznym monologu stopniowo – w serii retrospekcji i narkotycznych malarskich wizji – dociera do istoty tego, co wówczas przeżywał i czuł.

Powieść ta zostawiła we mnie ogromny znak zapytania. Nie umiem określić czy mi się podobało czy nie. Ta dawka tak skrajnie nasyconych uczuć bohaterów sprawiła, że ta malutka, bo zaledwie 152 stronicowa powieść zajęła mi aż 3 dni.
Siadałam do niej i po chwili odkładałam by odpocząć. Emocje targały nie tylko bohaterami ale ewidentnie również mną.
Już wiem, ze to nie będzie moja ulubiona powieść, ale nie zmienia to faktu, iż książka jest bardzo wartościowa i wypełniona po brzegi emocjami do przemyślenia.

Przeczytałam powieść Pani Tatiant Tibuleac w ramach zadania czytelniczego na luty 2024 w Dyskusyjnym Klubie Książki. Mam przyjemność uczestniczyć w spotkaniach DKK, które odbywają się raz w miesiącu w naszej bibliotece w Tczewie. Od roku jestem uczestniczką i dzięki DKK poznałam wiele wyjątkowych powieści.

Pozdrawiam
Zaczytana Joana
BOOKIECIARNIA

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/02/lato-gdy-mama-miaa-zielone-oczy-tatiana.html

"Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek,
mama skończyła trzydzieści dziewięć lat.
Była mała i gruba, głupia i brzydka."

Tak zaczyna się powieść "Lato, gdy mama miała zielone oczy" autorstwa Pani Tatiany Tibuleac. Zaskoczył mnie taki początek, a dokładniej rzecz ujmując, to ten negatywnie nasycony ton, który towarzyszył mi już do samego końca. Na moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Samą mnie zaskoczyło, jak bardzo ta książeczka przypadła mi do gustu. O runach do tej pory czytałam tylko w powieściach historycznych lub fantasy, zatem nie wypowiadam się, jako znawca tematu. Książkę oceniam całkowicie subiektywnie i to jak bardzo przypadła mi do serca.
Już na wstępie dowiadujemy się, że ten przewodnik jest głównie przeznaczony dla tych, którzy dopiera zaczynają swoją przygodę z runami. Autor pokłada również nadzieję, że książka ta posłuży również do odnalezienia swojej własnej drogi przez czytelnika. Czy to się udało?
Przewodnik ten jest podzielony na trzy części.
Pierwsza część – przedstawia pochodzenie run. Ta część bardzo mnie wciągnęła i czytałam ją niczym wciągającą powieść sensacyjną. Z perspektywy historycznej bowiem, Runy to przede wszystkim jest alfabet, którym jako pierwsi posługiwali się Germanie. Alfabet runiczny nosił nazwę Futhark starszy, który z czasem ewoluował na Futhark młodszy. Zdradzę Wam jeszcze, że samo słowo RUNA tłumaczone jest jako „sekret” lub „tajemnica”. Natomiast nazwa FUTHARK składa się z pierwszych liter od sześciu pierwszych run alfabety, czyli: Fehu, Uruz, Thurisaz, Ansuz, Raidho i Kenaz. Po całą masę wciągających informacji odsyłam do pierwszej części, są bowiem bardzo wciągające.
Druga część – to runy w praktyce i tradycji, czyli różnego rodzaju zastosowanie ich. Tutaj autor pokazuje, kiedy czytelnik może zrobić swój zestaw run i wyruszyć we własną podróż z nimi. Pięknie oddaje oddaje ich zastosowanie ten cytat:
„Runy są głównymi przędziwami w tkaninie rzeczywistości…”
Odkryj wraz z tą książką zastosowanie run oraz przekona się gdzie tkwi ich siła i tajemnica.
Trzecia część – to chyba jednak moja ulubiona. Znajduje się tutaj opis każdej runy, dzięki którym czytelnik może nauczyć się ich mowy i znaczenia. Ciekawe jest to, że w poezji te runy występują pod innymi nazwami, a tutaj wszystko się rozjaśnia. Czytelnik dosłownie zagłębia się w każdą runę osobno w ich wymowę i inne nazwy. Ta część przedstawia dosłowne tłumaczenie run oraz tak zwane słowa klucze z którymi może je utożsamiać. Tak szczegółowe podejście do run ma oczywiście swój cel, czyli punkt startowy do budowania relacji z nimi. Już wiemy, że słowo runy to inaczej „tajemnice”, zatem cytując słowa autora:
„Niechaj runy i ich tajemnice na zawsze ci towarzyszą.”
Podsumowując zatem, przewodnik „Runy dla początkujących” autorstwa Pana Josha Simonds to wyjątkowa książka, dzięki której poznasz podstawy pracy z runami. Odkryjesz znaczenie oraz dowiesz się, gdzie tkwi ich tajemnica. Nauczysz się je czytać oraz dowiesz się, czy runy ochronne naprawdę działają. Poznasz techniki wykorzystujące runy, aby zajrzeć w przyszłość oraz zbudować amulety czy talizmany. Będziesz mógł również wykonać swój własny zestaw run.

Zapraszam Cię do tego wyjątkowego świat i cytując słowa autor zapraszam cię „zacznij zatem naszą podróż i wyraźmy wielki szacunek oraz wdzięczność dla sił, jakimi są runy’.
Mnie ta książka zachwyciła tak bardzo, że zaczęłam interesować się tematem, a nawet zaczynam już myśleć o swoich runach – marzą mi się takie w bursztynie.
Polecam ten przewodnik z całego serca i gwarantuję cały wachlarz wiedzy i emocji.
Polecam serdecznie
Zaczytana Joana

Samą mnie zaskoczyło, jak bardzo ta książeczka przypadła mi do gustu. O runach do tej pory czytałam tylko w powieściach historycznych lub fantasy, zatem nie wypowiadam się, jako znawca tematu. Książkę oceniam całkowicie subiektywnie i to jak bardzo przypadła mi do serca.
Już na wstępie dowiadujemy się, że ten przewodnik jest głównie przeznaczony dla tych, którzy dopiera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytanie powieści z historią w tle to dla mnie wyjątkowa przygoda. Książki tego typu posiadają oczywiście różny stopień nasycenia owo historią. Są powieści, gdzie fabuła rozgrywa się w oparciu o konkretne wydarzenie historyczne, ale również są takie, w których historia jest tylko tłem do obyczajowego nurtu. Ja lubię czytać jedne i drugie, dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do pierwszego tomu sagi dworskie pod tytułem „Zapach bzów” autorstwa Pani Krystyny Mirek.
Jest to bardzo klimatyczna powieść romantyczno-obyczajowa, osadzona w polskich realiach XIX wieku. Pani Krystyna Mirek skupia swoją opowieść oczywiście na dwóch głównych postaciach, czyli Juliannie i Dominiku, a historia i życie w dziewiętnastowiecznym dworku są wyśmienitym tłem.
Dominik, bo od niego pisarka zaczyna swoją opowieść, nie jest dziedzicem, na którym zazwyczaj wszystko się skupia, ale jego młodszym bratem i synem zamożnego właściciela dworku. Bardzo by chciał odgrywać ważną rolę i zazdrości bratu pozycji, jak i przyszłej żony. Autorka osadza nas czytelników bowiem w trakcie przygotowywani się dworku do ślubu starszego z braci i przyszłego dziedzica.
Julianna natomiast znajduje się w odwrotnej sytuacji, jest bowiem jedynaczką, a zatem jedyną spadkobierczynią. Dziewczyna swoją przyszłość widzi zgoła inaczej niż cały otaczający ją świat i narzucone przez niego konwenanse. Julianna została obdarowaną nie tylko urodą, ale przede wszystkim mądrością i empatią. Pragnie leczyć i pomagać ludziom, tak jak robi to jej babcia. Jednak jej społeczna pozycja nakazuję jej odpowiednie zamążpójście, a nie zabawę w zielarkę.

Świat jaki wykreowała autorka w powieści „Zapach bzów”, tak bardzo mnie wciągnął, że nie mogłam się od niego oderwać. Pełna energii i odważnych planów (jak na te czasy) Julianna oraz wojowniczy Dominik, bardzo szybko zdobyli moje czytelnicze serce. Akcje toczy się dynamicznie i Pani Krystyna zadbała również o skoki emocji w odpowiednich miejscach fabuły, co z pewnością zwiększyło moje zaangażowanie.
Przyznaję, że powieść jest nieco przewidywalna. Obie historie i Julianny i Dominika biegną obok siebie i czytelnik czyta raz o jednym, raz o drugim, ale można szybko się domyślić, gdzie obie zmierzają. Mnie osobiście w ogóle to nie przeszkadzało. Ponadto droga do końca wcale nie była usłana różami i czytelnik wraz z bohaterami nie jedną przeszkodę ma do pokonania, co z pewnością urozmaicało nurt powieści. Pojawiały się również zaskakujące momenty, nieprzewidywalne decyzje z różnymi ich konsekwencjami.
Byłam w pełni świadoma, jaką książkę czytam w ręku i nie spodziewałam się tutaj fajerwerków sensacyjno-kryminalnych, ale klimatyczną sagę rodzinną. Znalazłam tutaj wszystko, czego zazwyczaj szukam w tego typu sagach, począwszy od wielopokoleniowej rodziny, szlacheckiego dworku czy relacji Państwa z poddanymi oraz bardzo fajne postacie drugoplanowe.. Dodatkowo zyskałam charyzmatyczną bohaterkę, która walczy z konwenansami i zmierza ku swoim marzeniom.
Powieść sprawiła mi przyjemność i spędziłam z nią naprawdę udane popołudnia. Historia obojga bohaterów wciągnęła mnie na tyle, że mam ochotę kontynuować to zainteresowanie i z pewnością sięgnę po drugi tom tej sagi.
Polecam serdecznie
Zaczytana Joana

Czytanie powieści z historią w tle to dla mnie wyjątkowa przygoda. Książki tego typu posiadają oczywiście różny stopień nasycenia owo historią. Są powieści, gdzie fabuła rozgrywa się w oparciu o konkretne wydarzenie historyczne, ale również są takie, w których historia jest tylko tłem do obyczajowego nurtu. Ja lubię czytać jedne i drugie, dlatego z ogromnym entuzjazmem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka zaskoczyła mnie bardzo, ale jeszcze bardziej cieszę się, że wpadła w moje ręce.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Bartnickiej i po tej uczcie literackiej, wiem już że nie ostatnie.

Jak podpowiada nam notka od wydawcy - Miłość nie zawsze jest prosta.
I to nie tylko ta między dwojgiem partnerów, szczególnie jeśli ich związek nie przystaje do „norm”. Także ta, która zdawałaby się naturalna – miłość matki do swoich dzieci.
Książka przedstawia równolegle kilka różnych historii o miłości, odrzuceniu, nienawiści, pojednaniu. Pokazuje poplątane ludzkie losy i to, jak trudno jest się odnaleźć w życiu komuś, kto czuje się pozbawiony korzeni. Narratorem powieści jest znany już czytelnikom książek autorki Sasza Nowicki, którego potoczny, nieraz dosadny styl ubarwia lekturę humorem.

„Niektórych marzeń nie spełniłam i już nie spełnię,
...nie czekaj ze spełnianiem marzeń.
Nasz czas jest zawsze krótszy, niż się wydaje."

Po przeczytaniu tej powieści siedziałam jeszcze chwilę by poukładać natłok myśli, który we mnie pozostał. Sama nie potrafię tego wytłumaczyć, ale lektura zostawiła we mnie ogromy ładunek emocjonalny, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Uwielbiam takie właśnie powieści, których teoretycznie łatwa i przyjemna fabuła, niesie ze sobą swego rodzaju wiry w których czają się całe gamy uczuć. Tutaj dokładnie tak właśnie było. Jest to bowiem książka o miłości pomiędzy Saszą i Kamile, o miłości która ma swoje wzloty i upadki. Upadki oczywiście spowodowane różnymi czynnikami z zewnątrz, a głównie brakiem akceptacji różnej.

Mam tutaj na myśli nie tylko sprawę seksualności i poglądów w tym względzie, ale również spełnianie oczekiwań naszych rodziców. Zazwyczaj mają oni już gotowy plan na życie dzieci, a kiedy te dorastają i zaczynają spełniać swoje marzenia, zaczynają się zgrzyty.

Jak cudownie prawdziwa jest ta powieść i jak cudownie wciągająco ją pochłaniałam. Jest dla mnie tegorocznym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Wcześniej nie znałam twórczości autorki, zatem nie wiedziałam czego się spodziewać. Tytuł odrobinkę mi coś sugerował, ale okładka wszystko wywróciła do góry nogami
Ach jak cudownie, ponieważ czytając odkrywałam strona za stroną wyjątkowo pochłaniającą lekturę.

RELACJA - to jest moim zdanie główna bohaterka tej powieści.
Dominuje definitywnie relacja matka-syn, ale w dwóch różnych odsłonach.
=>Sasza boryka się z brakiem akceptacji ze strony matki.
=>Kamil natomiast zmaga się z demonami, które zamieszkały w jego głowie po odejściu jego matki, gdy ona miał zaledwie 5 lat.
=>No i oczywiście główna relacja pomiędzy Kamilem i Saszą, na której kładą się się cieniem, oczywiście obie powyższe.
Jakby tego było mało, to autorka dodatkowo porusza tematy takie jak biseksualność czy etykietowanie spraw lub ludzi. Bardzo szybko przychodzi nam ocena innych, a nawet automatyczne osądzanie bez wykazywania nawet najmniejszego trudu wysłuchanie drugiej strony.

Pani Magdaleno bardzo dziękuję za zaufanie i mam nadzieje, a właściwie to ja już to wiem, że "Motherless" to nie jest nasz ostatnie literacki spotkanie.
Polecam Wam te powieść z całego serca i gwarantuję cały wachlarz uczuć. Uczuć pomiędzy partnerami, uczuć pomiędzy dzieckiem i ich rodzicami oraz uczuć pomiędzy rodzicielstwem a spełnianiem własnych marzeń. Tutaj jest wszystko i nawet więcej niż się spodziewałam
Dziękuję i polecam bardzo

Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/motherless-magdalena-bartnicka.html

Ta książka zaskoczyła mnie bardzo, ale jeszcze bardziej cieszę się, że wpadła w moje ręce.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Bartnickiej i po tej uczcie literackiej, wiem już że nie ostatnie.

Jak podpowiada nam notka od wydawcy - Miłość nie zawsze jest prosta.
I to nie tylko ta między dwojgiem partnerów, szczególnie jeśli ich związek nie przystaje do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak wspomniałam wczoraj, bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do literatury młodzieżowej. Tym razem moje oczy skierowałam w stronę e-booka od Artura Tojzy i jego dwutomowej powieści dla młodzieży.

"SŁONA WANILIA 2" - Minął miesiąc od burzliwych wydarzeń z końca wakacji. Głowę Amandy zaprząta wiele trosk. Problemy sercowe przyjaciół, zbliżająca się osiemnastka i związane z nią oficjalne wejście w dorosłe życie. Jednocześnie udaje jej się stopniowo zbliżyć do Tomka, który wyraźnie zmienił się w ostatnim czasie. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nieoczekiwane zagrożenie w postaci dziewczyny, której chłopak również wpadł w oko. Czy przyjaźń członków Klubu Pomocników przetrwa kolejną nawałnicę?

„Zazdrość jest niczym sól.
W niewielkich dawkach jest zdrowa,
a nawet potrzebna, ale łatwo z nią przesadzić”.

Słyszałam kiedyś o klątwie drugiego tomu i z przyjemnością donoszę, że nie dotyczy ona powieści "Słona wanilia 2" autorstwa Artura Tojzy.
Jak wiecie pierwsza jej część spodobała mi się i mimo, że to powieść dla młodzieży, wyśmienicie się w niej odnalazłam.

Znani mi już bohaterowie rozwijają się i dojrzewają do pewnych decyzji na oczach czytelnika. Autor przeplata ich problemy z humorystycznymi dialogami co sprawia, że czyta się tę powieść lekko i z przyjemnością.

Nie myślcie jednak, że jest tak całkiem cukierkowa, bowiem autor zwraca również uwagę na ważne tematy. Jak na dłoni widać w powieści, czym kończy się ocenianie ludzi tylko po jego wyglądzie i jakie to może mieć konsekwencje. Dotyczy to oczywiście tak samo dorosłych, jak i młodzież.

Tutaj pierwsze skrzypce gra Amanda i przyznaję, ze z przyjemnością poznawałam tę postać. Autor bowiem zadbał o każdy szczegół. Fabuła jest jasno określona, a jej niespodziewane zwroty nadają powieści tempa. Podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj bohaterowie utrzymują swój poziom. Autor zadbał o cały wachlarz uczuć i emocji, a młodzieżowy język oraz dowcipne dialogi utrzymują książkę na wciągającym poziomie.

Czy ta część była lepsza do poprzedniej?
NIE, ponieważ każda jest inna, mimo że to kontynuacja losów znanych mi już bohaterów. Pierwszy tom skupiała się na Tomku, a tutaj reflektory skierowane są na Amandę. Autor wspominał, że już tworzy trzeci tom i on będzie poświęcony oczywiście Annie.
Przyznaję, ze ta wiadomość mnie bardzo zaintrygowała, bo już zastanawiam się dlaczego Anna jest jaka jest i co się za tym kryje.
Polecam wam tę młodzieżową powieść w której słony smak łez, przeplata się z aromatycznym smakiem waniliowych uczuć.

Pozdrawiam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/sona-wanilia-2-artur-tojza.html

Jak wspomniałam wczoraj, bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do literatury młodzieżowej. Tym razem moje oczy skierowałam w stronę e-booka od Artura Tojzy i jego dwutomowej powieści dla młodzieży.

"SŁONA WANILIA 2" - Minął miesiąc od burzliwych wydarzeń z końca wakacji. Głowę Amandy zaprząta wiele trosk. Problemy sercowe przyjaciół, zbliżająca się osiemnastka i związane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do literatury młodzieżowej. Tym razem moje oczy skierowała w stronę e-booka od Artura Tojzy i jego dwutomowej powieści dla młodzieży.
"Słona wanilia" bo o niej mowa poczekała sobie do stycznie, bo miałam zamiar czytać ją w tramach wyzwania czytelniczego #barwneczytanie
W styczniu bowiem czytamy książki z białą okładką i jak widać oba tomy "Słonej wanilii" Artura Tojzy pasuje idealnie.

SŁONA WANILIA 1 - jak podpowiada notka od wydawcy, to jest Słodko-słona historia o licealistach, którzy z jednej strony mierzą się z nastoletnimi problemami, a z drugiej – muszą przedwcześnie dorosnąć, ponieważ najbliżsi, którzy powinni być dla nich opoką, zawodzą.
Tomek jest wycofanym nerdem, siedzącym z nosem w komiksach oraz anime. Jego największą bolączką jest fakt, że urodził się w walentynki, których szczerze nie cierpi z wielu powodów. Pewnego razu niespodziewanie trafia do pomocy przy organizacji szkolnej imprezy walentynkowej, którą kierują dwie topowe uczennice - Amanda oraz Anna. Przyjaciółki wiodą z pozoru idealne życie i są niedoścignionym wzorem dla innych. Jednak nic nie jest tym, czym się wydaje na pierwszy rzut oka.

„Nie wiedział, jak boleśnie zaowocuje ono w przyszłości.
Jednak każde uczucie, nawet jeśli z początku słodkie,
musi mieć w sobie odrobinę soli.
A im szybciej to nastąpi, tym lepiej dla obu stron.”

Z przyjemnością stwierdzam, ze weszłam w tę powieść natychmiast już od pierwszej strony i tak zostało mi do końca. Jestem bardzo mile zaskoczona, ponieważ nie spodziewałam się, że perypetie miłosno-szkolne pewnej grupki młodzieży tak mnie wciągną. Przyznaję, że zarówno Tome, jak i obie dziewczyny Anna i Amanda, szybko zdobyły moją sympatię.

Teoretycznie jest to powieść dla młodzieży i o młodzieży, ale ja należąca już do grupy raczej dorosłej, bawiłam się z bohaterami równie wyśmienicie. Uważam, że autor przemyślał zarówno fabułę, jej tempo oraz postać każdej bohaterki czy bohatera tej powieści. Czytając tego e-booka miałam cały czas wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu i płynie z zaplanowanym nurtem. To uczucie sprawiło, że zagłębianie się w losy przyjaciół stało się jeszcze przyjemniejsze.

Artur Tojza przemyślał i wykreował bardzo fajnych bohaterów. Każdy otrzymał swój wyjątkowy styl i charakter, może też dlatego tak szybko ich polubiłam. Młodzieżowy język i momentami dowcipne dialogi, sprawił, że przyjemnie spędziłam czas. Przyznaję że książka jest odrobinę wyidealizowana, żeby nie powiedzieć cukierkowa, ale myśl ta przebiegła mi przez głowę tak szybko, że nie odebrała frajdy z czytania.

Podsumowując, jestem na tak i cieszę się, że ta powieść trafiła w moje ręce. Polecam ją głównie młodzieży, ale podpowiadam również rodzicom owej młodzieży. Jeśli szukacie książki z wartką akcją o nastoletnich problemach związywanych z poszukiwaniem swojego miejsca i miłości oczywiście, to "Słona wanilia" Artura Tojzy będzie znakomitym wyborem.
Najlepszą oceną niech będzie fakt, że po przeczytaniu pierwszego tomu, natychmiast sięgnęłam po jego kontynuację, czyli "Słona wanilia 2", ale o tym już za chwilkę.

Polecam
Zaczytana Joana
BOOKIECIARNIA

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/sona-wanilia-1-artur-tojza.html

Bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do literatury młodzieżowej. Tym razem moje oczy skierowała w stronę e-booka od Artura Tojzy i jego dwutomowej powieści dla młodzieży.
"Słona wanilia" bo o niej mowa poczekała sobie do stycznie, bo miałam zamiar czytać ją w tramach wyzwania czytelniczego #barwneczytanie
W styczniu bowiem czytamy książki z białą okładką i jak widać oba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem Sylwia Kubik w nowej odsłonie i we współpracy z wydawnictwem HARDE. "Noc na Alasce", bo o niej mowa, to również zapowiedź nowego cyklu "HARDE BABKI".
Jest to powieść o silnej truckerce i szorstkim drwalu, których losy skrzyżowały się na Alasce, chociaż przyznaję, ze mnie w niej urzekło zupełnie co innego.


Jak donosi notka od wydawcy:
Daniela nie boi się wyzwań. Traumatyczne wydarzenia z przeszłości rzutują na jej teraźniejszość i przyszłość, ale też sprawiają, że odważnie sięga po marzenia. Jednym z nich jest wyjazd do Jukonu. Ciekawość świata sprawia, że nie zagrzewa tam długo miejsca. Rusza na Alaskę. Podróż nie jest łatwa. Spotyka ją wiele niebezpiecznych przygód, a najgroźniejsza z nich ma na imię Jack.
Co ją tam czeka i kim jest tajemniczy drwal z leśnej głuszy?
Tego oczywiście Wam tutaj nie zdradzę :-)



"Noc na Alasce" to pierwszy tom z serii "Harde babki" i jednocześnie powieść, której powiedziałam TRZY razy TAK:

💙TAK - dzięki niej znalazłam się na ZLOCIE z jej autorką Sylwią Kubik.
💚TAK - wzięłam udział w Akcji HARDE BABKI - co widać na zdjęciu w ciągniku
siodłowym.
💛TAK - powieść dołącza do mojej tajnej list z TCZEWEM w treści - też widać na zdjęciu.

"Noc na Alasce" to nie jest taka kubikowa powieść do jakich już nas autorka przyzwyczaiła. Sylwia udowadnia, że z Powiśla na Alaskę jest dosłownie kilka stron książki. Pisarka zaskakuje i nie tylko umiejscowieniem akcji swojej powieści, ale również zwrotami akcji.

Fabuła zaczyna się teoretycznie od hardej Danieli, która jest samodzielna i ceni sobie niezależność. Sprawny czytelnik bardzo szybko dostrzeże jednak, jakie cienie niesie za sobą główna bohaterka. Ona nie przejmuje się opiniami innych, ale ma żal do matki za faworyzowanie starszej siostry. Do siostry ma całkowicie uzasadnione pretensje, za to że na każdym kroku wykorzystuje matkę. Do tego dochodzą jeszcze kłopoty finansowe i mieszanka wybuchowa gotowa.

Z takim obciążeniom Daniela postanawia wyruszyć na Alaskę, żeby tylko podreperować swoje finanse. Sylwia Kubik zgotowała dla niej jednak całkowicie inny los i podpowiem tylko, że pewien tajemniczy drwal będzie miał w tym swój udział.
Mnie, mimo wszystko nie ten drwal zainteresował, ale historia oraz szare codzienne życie jego nietypowej rodziny. Zaczytywałam się wręcz w tych właśnie stronach, kiedy Daniela poznaje ich styl życia. Niesamowita historia i za to właśnie najbardziej cenie Sylwię, która w teoretycznie lekką i niedzielną powieść potrafi wpleść taki temat.

Jaki?
Oczywiście nie zdradzę, ale gwarantuje, ze autorka potrafi zaskoczyć i sprawić, ze fabuła wciąga. "Noc na Alasce" uprzyjemniła mi czytelniczy wieczór i sprawiła, że cykl "HARDE BABKI" bardzo mnie zaciekawił.
Będę go z pewnością wypatrywać, żeby przekonać się, która z nas zostanie jej kolejną bohaterką.

Pozdrawiam
Zaczytana joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/noc-na-alasce-sylwia-kubik.html

Tym razem Sylwia Kubik w nowej odsłonie i we współpracy z wydawnictwem HARDE. "Noc na Alasce", bo o niej mowa, to również zapowiedź nowego cyklu "HARDE BABKI".
Jest to powieść o silnej truckerce i szorstkim drwalu, których losy skrzyżowały się na Alasce, chociaż przyznaję, ze mnie w niej urzekło zupełnie co innego.


Jak donosi notka od wydawcy:
Daniela nie boi się wyzwań....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z przyjemnością zaczynam moją opowieść od słów, które ostatnio używam często, a mianowicie fakt, że mam szczęście do debiutów literackich.

Księgarenka na Miłosnej" autorstwa Pani Pauliny Molickiej jest kolejnym tego przykładem.

Jak donosi notka od wydawcy:
Całym życiem trzydziestoletniej Oli jest Księgarnia na Miłosnej.
Gdy dowiaduje się, że jej ukochane miejsce pracy ma zostać sprzedane, wpada w panikę. Nową właścicielką księgarenki zostaje urocza starsza pani Aniela. Kobieta od razu nawiązuje więź z Olą i proponuje jej wspólny weekend nad morzem. Podczas wyjazdu niespodziewanie dołącza do nich wnuk staruszki – przystojny adwokat Filip.

***

Czy Ola poradzi sobie z nową sytuacją, a nawet kilkoma w życiu, tego oczywiście tutaj nie zdradzę. Mogę jednak dodać, że sporo namiesza Pewien BARDZO tajemniczy dżentelmen w kapeluszu.
Obiecuję również, iż rozwikłanie tajemniczości owego Pana jest wręcz idealnie skonstruowane i dodaje tej powieści cudownie otulającej pozytywną energią magii.

"Księgarenka na Miłosnej" to jest nie tylko ciepła powieść, ale mam wrażenie, że to głównie niesamowity nośnik pozytywnej energii.
Moje baterie naładowały się na zapas podczas czytania, bowiem dostałam sporą dawkę radości i dobrej energii, którą wyczytałam nawet pomiędzy wierszami.

Mój drogi czytelni, jeśli zatem cierpisz na nieustający pesymizm, to błagam, nie zaglądaj do Księgarenki na Miłosnej, ponieważ zaleje się niewyobrażalna dawka pozytywnych emocji. Pamiętaj, że ostrzegałam więc jeśli się zdecydujesz odwiedzić Miłosną i zapukasz do owej księgarenki, to bądź gotowy miłe spotkanie, które może być sprzeczną z Twoją naturą :-)

Ja spędziłam z książką Pani Pauliny Malickiej najcudowniejsze niedzielne popołudnie. Za moim oknem tego dnia była okropna pogoda, ale mnie otuliły ciepłe uczucia płynące z każdej stony "Księgarenki na Miłosnej"

Marzy mi się, ze by kiedyś przekroczyć próg takiej księgarenki, jak ta z książki Pani Pauliny. Tutaj wszystko jest na miejscu, a zakończenie dobrane wręcz idealnie do całości
Paulino dziękuję za ten wyjątkowy moment z tajemniczym dżentelmenem w kapeluszu, oczywiście na końcu powieści. Zrobiłaś to idealnie i nie wyobrażałam sobie lepszego wyjaśnienia.

Żałuję, że rozstałam się z tą cudownie otulającą powieści i dlatego z radością będę wypatrywać kolejnych powieści tej autorki. Jeśli tak wygląda debiut, to ja chcę więcej.
Was drodzy czytelnicy zachęcam bardzo i jednocześnie ostrzegam - zwracajcie uwagę jaki rodzaj powieści trzymacie w ręku.
Ta konkretna otula ciepłem i ładuje bateria cała dawką pozytywnych wibracji, więc nie wymagajcie o niej niczego innego.

Dziękuje za ciepło i Polecam
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/ksiegarenka-na-miosnej-paulina-molicka.html

Z przyjemnością zaczynam moją opowieść od słów, które ostatnio używam często, a mianowicie fakt, że mam szczęście do debiutów literackich.

Księgarenka na Miłosnej" autorstwa Pani Pauliny Molickiej jest kolejnym tego przykładem.

Jak donosi notka od wydawcy:
Całym życiem trzydziestoletniej Oli jest Księgarnia na Miłosnej.
Gdy dowiaduje się, że jej ukochane miejsce pracy ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłość do historii zwłaszcza polskiej, obudził we mnie dziadek i tak już zostało. Uwielbiam czytać o czasach zamierzchłych zarówno w książkach historycznych, jak i powieściach obyczajowych z historią w tle. Kiedy spaceruję po starych uliczkach czy zamczyskach, to lubię wyobrażać sobie, że jakiś czas temu, przechadzali się tymi samymi drogami nasi przodkowie, szlachta czy mieszczanie.
Sama pochodzę z Grodu Sambora, który leży pomiędzy Gdańskiem a Malborkiem, historycznymi punktami na mapie Polski. Z przyjemnością również stwierdzam, że historia już nie jest toporna i ociężała, jak kiedyś przekazywano nam w szkole. Dzisiaj mamy wiele publikacji, które sprawiają, iż opowieść o naszych dziejach jest przystępna oraz niesamowicie wciągająca.
Książka Pana Pawła Jasienicy pt.: „Ostatnia z rodu”, która opowiada o ostatniej z rodu Jagiellonów, jest tego najlepszym przykładem. Zapewniam, iż bez wątpienia nie można odmówić autorowi erudycji i wyczucia tematu, który uzupełnia wiele ciekawostek z opisywanego okresu. Natomiast koniecznie muszę zaznaczyć, że książka ta nie jest tylko o Annie Jagiellonce, autor bowiem bardzo często odbiega od tytułowej bohaterki. Z drugiej jednak strony uważam, iż nie sposób tego nie czynić. Żeby nakreślić świat i realia, w których żyła Anna, opowieść musiała wykraczać poza ścisły dwór.
Moim zdaniem nie tylko fabuła zepchnęła Annę na drugi plan, ale mam wrażenie, iż całe jej życie to przebywanie w cieniu. Najpierw jako córka wielkich rodziców, czyli Zygmunta Starego i królowej Bony, a potem jako siostra Zygmunta Augusta. Po śmierci brata znowu w cieniu, ale tym razem intryg małżeńskich i dworskich.
Mam wrażenie, że Anna jest w pewien sposób pretekstem dla autora do pokazania sytuacji polityczno-społecznej w Polsce i Europie XVI wieku. Paweł Jasienica w bardzo plastyczny, wręcz namacalny sposób przedstawia zwyczaje panujące na dworze oraz relacje pomiędzy członkami rodziny. Podchodzi do tematu wręcz przyziemnie, żeby czytelnik poczuł, jak oni kochali, jakie mieli pragnienia czy aspiracje oraz na jakiego rodzaju choroby byli narażeni. Wraca oczywiście do głównej postaci i maluje słowem jej obraz, jako kobiety niezbyt atrakcyjnej i chorowitej, ale również niezwykle przedsiębiorczej. Przedstawia swoją relację na podstawie dokumentów i listów, co nadaje jej bardzo namacalny wymiar i czytelnika przenosi w czasie.
Podsumowując, lektura tej książki może wydawać się trudna i wymagająca dużego skupienia. Mimo wszystko, kiedy wczytamy się w fabułę, to każda jej odnoga czy też narracyjny dopływ jest jak najbardziej na miejscu. Wymaga to skupienia od czytającego, ale warto doczytać każdy wątek, oddający sytuację, w której żyła Anna Jagiellonka, bo to uzupełnia jej postać.
To co mnie najbardziej zaskoczyło to moment, kiedy uświadomiłam sobie, że książka wciągnęła mnie niczym najlepsza sensacja. Pan Paweł Jasienica, znany historyk i publicysta, kolejny raz udowadnia swój kunszt pisarski. Dlatego uważam, że „Ostatnia z rodu” jest idealną propozycją dla każdego, kto tak jak ja nawet w najmniejszym stopniu pała sympatią do naszej rodzimej historii.
Z przyjemnością zwracam również uwagę na wydanie tej książki, wydawnictwo MG zadbało bowiem o godną oprawę imponującej zawartości. Idealna okładka i tekst przeplatany ilustracjami, to godne uzupełnienie tego co starał się przekazać Pan Paweł Jasienica.
Czytanie książek historycznych to moim zdaniem wyjątkowa przygoda, a „Ostatnia z rodu” jest najlepszym tego przykładem.
Zdecydowanie polecam
Zaczytana Joana

Miłość do historii zwłaszcza polskiej, obudził we mnie dziadek i tak już zostało. Uwielbiam czytać o czasach zamierzchłych zarówno w książkach historycznych, jak i powieściach obyczajowych z historią w tle. Kiedy spaceruję po starych uliczkach czy zamczyskach, to lubię wyobrażać sobie, że jakiś czas temu, przechadzali się tymi samymi drogami nasi przodkowie, szlachta czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hollywood to oczywiście dzielnica miasta Los Angeles w Stanach Zjednoczonych, ale dla większości z nas to przede wszystkim synonim fabryki snów. Dzisiaj, nazwa ta jest głównie stosowana do określenia amerykańskiego przemysłu filmowego, ale kiedyś to była kraina, gdzie spełniało się marzenia. Podróż do tych właśnie początków, proponuje nam Pan Andrzej Krakowski w swojej książce „Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood”. Wyjątkowości tej pozycji polega na tym, że autor chce pokazać, jak wielu Polaków brało udział w budowaniu imperium filmowego.
Sam autor również zasługuje na wzmiankę, jest bowiem nie tylko barwną postacią, ale wydaje się jak najbardziej adekwatną do napisania właśnie jest książki. Pan profesor jest absolwentem łódzkiej filmówki, wykładowcą City University of New York i doktorem nauk filmowych. W 1968 roku wyemigrował do Ameryki, a władze PRL pozbawiły go obywatelstwa. Andrzej Krakowski zrealizował ponad siedemdziesiąt filmów, seriali telewizyjnych i między innymi nominowany do Oscara „California Reich”. Sam nie zapomniał o swoich żydowsko-polskich korzeniach i dlatego postanowił przypomnieć o polskim wkładzie w rewolucję filmową w książkach „Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood” oraz „Polish Oscars/Polskie Oscary”.
„Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood” autorstwa Pana Andrzeja Krakowskiego to szeroko zakrojona saga filmowa o założycielach najsłynniejszej na całym świecie „Krainy Snów”. Na temat tej książki można by napisać kolejną, studiując szeroko zakreślony punkt widzenia autora. Skupmy się zatem na bohaterach, których życiorysy mamy szansę poznać.
Osią tej publikacji jest bowiem dziesięć różnych opowiadań o dziesięciu bohaterach. Każde z nich zaczyna się podobnie – pokazuje drogę jaką przeszli szukając dla siebie miejsca w nowym świecie. Każdy z bohaterów, jak twierdzi sam autor, ma również cechę wspólną, czyli „talent do rozpoznawania szans i możliwości, których inni nie zauważali”. Wybierając te właśnie postaci z ogromnej grupy polskich emigrantów, kierował się głównie tym, w czym byli pierwsi.
Sigmund Lubin, urodzony we Wrocławiu lub Poznaniu, jako Zygmunt Lubszyński – zbudował pierwszy przenośny projektor. Bez niego film byłby cały czas oglądany w kinetoskopie, wynaleziony przez Thomasa A. Edisona.
Samuel Goldwyn, urodzony w Warszawie jako Szmul Gelbfisz – jako pierwszy zrealizował pełnometrażowy film fabularny w Hollywood. Bez niego filmy byłyby wciąż krótkie.
Bracia Worner nazywali się Wonsal i pierwszy z nich urodził się w Krasnosielsu koło Makowa Mazowieckiego. – bez nich film byłby nadal nie tylko niemy, ale i czarno-biały. Słynna dzisiaj wytówrnia Worner Brothers została założona przez czterech braci: Harry’ego (Hirsza), Alberta (Aarona), Sama (Szmula) i Jacka (Itzaka).
Pola Negri, urodzona w Lipnie jako Apolonia Chałupiec – jak twierdzi autor, ze wszystkich postaci była ona najbardziej wyjątkowa, „…a to dlatego, że odkryła się sama. Była Polką, zawsze Polką i wszędzie Polką.” – jako pierwsza gwiazda ze wschodniej Europy, pozostaje w pamięci widzów do dziś. Torowała drogę dla Grety Garbo, Ingrid Bergman czy Marlenie Dietrich.
W tym zacnym gronie znaleźli się również: Louis B. Meyer, Nathan Harry Gordon, Bracia Shubertowie, A; Jolson, Paul Muni i Billy Wilder. Autor ubolewa, że niestety z braku miejsca bardzo wielu godnych przypomnienia i uwagi Polaków musiał pominąć. Obiecał jednak, że znajdzie dla nich miejsce w drugiej części.
Na uwagę zasługuje również tytuł książki „Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood”, bowiem ma on swoich zwolenników, jak i czytelników bardziej sceptycznych. Przez tych drugich właśnie uważany jest za nieco mylący, ponieważ nie wszyscy bohaterowie czuli się Polakami. Urodzeni co prawda na terenie I Rzeczypospolitej w okresie zaborów, ale w większości byli pochodzenia żydowskiego.
Moim jednak zdaniem, nie zmienia to faktu, że książka stanowi ogromne źródło wiedzy i jest efektem niesamowitej pracy autora. Napisana jest wręcz z reporterską dokładnością, a najlepszy dowodem jest fakt, że autor porównuje czasami kilka sprzecznych źródeł danej informacji i dopiero na koniec przytacza własną interpretację. Głównych bohaterów jest dziesięciu, ale żeby nakreślić sytuacje w jakiej się znaleźli, autor musiał wprowadzić całą gamę postaci drugoplanowych. Są tu cwaniacy, złodzieje i wizjonerzy kina, których kariery kształtowały się od przysłowiowego pucybuta do milionera. Co z pewnością kosztowało autora ogrom pracy archiwalno-reporterskiej.
„Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood” Andrzeja Krakowskiego mimo wszystko, to wciągająca i wypełniona anegdotkami opowieść o ludziach, którzy wyruszyli z Polski po nowe, lepsze życie. Czyta się tę książę niczym sensacyjną powieść, rodem z Dzikiego Zachodu. Pozycja niesamowicie ciekawa i bardzo wciągająca, a dla miłośników kina to lektura wręcz obowiązkowa.
Przeczytaj koniecznie
Zaczytana Joana

Hollywood to oczywiście dzielnica miasta Los Angeles w Stanach Zjednoczonych, ale dla większości z nas to przede wszystkim synonim fabryki snów. Dzisiaj, nazwa ta jest głównie stosowana do określenia amerykańskiego przemysłu filmowego, ale kiedyś to była kraina, gdzie spełniało się marzenia. Podróż do tych właśnie początków, proponuje nam Pan Andrzej Krakowski w swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cyganeria, jak podpowiada encyklopedia PWN, to cyt.: „luźne ugrupowanie artystów, którzy ekscentrycznym stylem życia wyrażają protest przeciw normom obyczajowym i społecznym epoki”
Cyganeria, to również słynna opera w czterech aktach Giacoma Pucciniego, która opowiada o życiu grupki francuskich artystów. Powstała ona właśnie na postawie powieści „Sceny z życia cyganerii” Henriego Murgera. Pierwotnie był to zbiór opowiadań opublikowanych w 1845 roku w magazynie francuskim. Autor zdecydował się jednak na wydanie ich w formie książki, która w Polsce ukazała się pierwszy raz w 1907 roku. Natomiast teraz w 2023 roku, wydawnictwo MG zdecydowało się wznowić tę pozycję pod tytułem „Z życia cyganerii”. Powszechnie określanej mianem powieści, ale nie ma ona jej standardowej formy. Jest to raczej zbiór opowieści, których fabuła została osadzona w paryskiej Dzielnicy Łacińskiej w latach czterdziestych XIX wieku. Już pierwsze zdanie odkrywa przed czytelnikiem charakter tej książki, cyt.:
„Oto jak przypadek,
nazywany totumfackim pana Boga,
zetknął pewnego dnia ludzi,
których braterstwo miało później stworzyć
odłam cyganerii…”

Z życia cyganerii” Henriego Murgera to dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie. Nie wiem, dlaczego, ale spodziewałam się pompatycznego dzieła o górnolotnych osiągnięciach poetów, rzeźbiarzy i malarzy. Zastałam natomiast wciągającą powieść, którą czytałam niczym reportaż z życia ówczesnej bohemy. Jak twierdzi tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński „dziś postacie Rudolfa i Mimi, Marcela i Muzety, żyją w pamięci głównie dzięki operze […] Sama książka stała się dla wielu mitem”.
Dlatego zachęcam do lektury, tej powieści, która stała się dla mnie niczym literacki zabytek i świadectwo barwnej epoki. Osobliwe warunki życia, obraz bardzo utalentowanego i zazwyczaj głodnego, bo żyjącego sztuką artysty, to główny, ale nie jedyny jej wątek. Książka napisana jest lekko i z humorem, dzięki czemu czyta się ją szybką i z rosnącym zainteresowaniem. To właśnie ta książka stworzyła mit prawdziwego artysty, jak zauważa sam tłumacz, cyt.:
„…Cyganeria! To pojęcie skrystalizowało się pod piórem Murgera po raz pierwszy i definitywny zarazem…”
Na uwagę zasługuje również jej wydanie, bowiem na okładce znajduje się reprodukcja obrazu „W Moulin Rouge” Toulouse-Lautreca, który wyśmienicie oddaje ducha tamtych lat.
Przeczytaj koniecznie
Zaczytana Joana

Cyganeria, jak podpowiada encyklopedia PWN, to cyt.: „luźne ugrupowanie artystów, którzy ekscentrycznym stylem życia wyrażają protest przeciw normom obyczajowym i społecznym epoki”
Cyganeria, to również słynna opera w czterech aktach Giacoma Pucciniego, która opowiada o życiu grupki francuskich artystów. Powstała ona właśnie na postawie powieści „Sceny z życia cyganerii”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tam cieniutka książeczka zwiera zaledwie 164 strony, ale niesie za sobą wielką opowieść, którą
naprawdę warto przeczytać. Dla mnie żółty kolor ma wyjątkową i pozytywnie nasyconą energię,
dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do tej powieści. Tytuł „Żółta sukienka” przyciągnął
mnie automatycznie, ze względu na kolor i moją pasję do żółtych książek. Nie wiem czego się
spodziewałam, ale dziękuję, że mogłam poznać tę historię.
Anna, główna bohaterka od dwudziestu lat mieszka w Montrealu, ale jej codzienne życie jest
naznaczone pięknem traumatycznego dzieciństwa spędzonego w Polsce. Kobieta nie potrafi
zapomnieć tego ogromu cierpienia, którego doświadczyła i które kładzie się cieniem na jej
teoretycznie nowe kanadyjskie życie.
Pewnego dnia na drodze Anny pojawia się Paul, a los sprawia, że tych dwoje połączy coś
wyjątkowego. Dla Anny ta znajomość będzie swego rodzaju motorem do rozliczenia się z
przeszłością. Postanawia wrócić do Polski do miejsc z dzieciństwa, żeby definitywnie uwolnić się
od stale nękających ją koszmarów.
„Po cierpieniach rany nie goją się tak nagle. To wymaga czasu.”
Czy Annie się to uda i co z tym wszystkim ma wspólnego tytułowa żółta sukienka, tego oczywiście
tutaj nie zdradzę. Mogę jednak zapewnić, że pomimo traumatycznych przeżyć głównej bohaterki,
to powieść czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Fabuła jest raczej nieśpieszna, ale w tym
przypadku taka też powinna być, słaniająca do refleksji i przemyśleń.
„Żółta sukienka” nie jest typową powieścią i nie tylko ze względu na ograniczoną ilość stron, bo
zaledwie 164. Śmiało można stwierdzić, że to swego rodzaju dłuższe opowiadanie, gdzie opis
bohaterów czy konstrukcja świata są mniej istotne. Mam wrażenie, że autorka chciała uwagę nas
czytelników skupić głównie na emocjach, co z pewnością jej się udało. Pokazała, jak bardzo
traumatyczne przeżycia z dzieciństwa nie tylko kierują naszym już dorosłym życiem, ale kładą się
cieniem, który na krok nie odstępuje.
Autorka naprawdę z dużym wyczuciem wykreowała zarówno główną postać, jak i towarzyszące je
emocje. Siłę rażenie mam wrażenie rozłożyła proporcjonalnie do umykających stron, co sprawiło,
że ja nie mogłam się oderwać od każdej przeczytanej strony. Książka wywarła na mnie ogromne
wrażenie i jeszcze długo po przeczytaniu nosiłam ją w sobie. Autorka, bowiem porusza trudnym
temat, nasyconym traumatycznymi przeżyciami, a emocje z tym związane oczywiście udzielają się
czytającemu. Miałam jednak cały czas nieodparte wrażenie, że to wszystko niesie za sobą jakąś
nadzieje, zarówno dla Anny jak i czytającego.
„Żółta sukienka” autorstwa Pani Beaty Gołembiewskiej to jej pisarski debiut i moim zdanie wielce
udany. Z ogromną zatem przyjemnością sięgnę po kolejne książki spod pióra Pani Beaty. Bardzo

lubię powieści debiutujących autorów, ponieważ niosą ze sobą niespodziankę. Ostatnio mam też
do nich czytelnicze szczęście i jak widać intuicja mnie nie zawodzi, pewnie dlatego tak je lubię.
Dziękuję również portalowi Sztukater, bo to właśnie tam znalazłam tę powieść.
„Żółta sukienka” Pani Beaty Gołębiewskiej to książka godna polecenie, ponieważ pomimo swej
małej objętości, niesie ze sobą dużo wartości. Czytając miałam wrażanie, że jest dokładnie
przemyślana i dopracowana pod względem ładunku emocjonalnego. Niesie ze sobą cały ich
wachlarz, ale i przede wszystkim nadzieję na lepsze jutro.
Ściskając ją cały czas w dłoni polecam Waszej uwadze, tę drobną ale jednocześnie wielką rzecz.

Polecam serdecznie
Zaczytana Joana

Tam cieniutka książeczka zwiera zaledwie 164 strony, ale niesie za sobą wielką opowieść, którą
naprawdę warto przeczytać. Dla mnie żółty kolor ma wyjątkową i pozytywnie nasyconą energię,
dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do tej powieści. Tytuł „Żółta sukienka” przyciągnął
mnie automatycznie, ze względu na kolor i moją pasję do żółtych książek. Nie wiem czego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzisiaj jest dzień Babci, zatem do ciepłych życzeń dokładam propozycję roześmianej lektury.

"Babcie w sieci miłości" autorstwa Pani Dagmary Rek, to powieść obyczajowa i komediowa jednocześnie oraz moje pierwsze literackie spotkanie z piórem tej autorki. W zeszłym roku sprzyjało mi szczęście do pierwszych spotkań, a ta powieść jest tego dowodem.

Główne bohaterki to dwie babcie, które są sąsiadkami i najbliższymi przyjaciółkami, jak się zapewne domyślacie, narobią niezłego ambarasu. Anna Stańczyk to siedemdziesięcioletnia kobieta, która mieszka wraz z wnuczką, Jessicą Miller w małym, przytulnym mieszkanku. Pani Anna jest osobą pełna energii i zadziwiających pomysłów, a wolne chwile spędza w klubie seniora lub na pogaduszkach z sąsiadką Gabrielą.
Obie starsze panie zamartwiają się faktem, że Jessicka nie ma chłopaka, bo tylko zajmuje się nauką. Postanawiają zatem pomóc wnuczce i poszukać kandydata w sieci.

Czy założywszy konto na portalu randkowym, można kogoś poznać?
Jak będą reagowali mężczyźni, którzy zobaczą, że na spotkania z nimi nie
przychodzi Jessica, tylko jej babcia wraz z koleżanką?

***
Przyznaję z ogromną przyjemnością, że obie babcie oraz ich zwariowane pomysły zdobyły moją czytelniczą sympatię. Najbardziej byłam ciekawa, jak babcie wybrną z sytuacji, ze na spotkanie przychodzą właśnie one a nie Jessica.
Kiedy wypełniając formularz na owym portalu randkowy, zrobiły jeden drobny błąd, wiedziałam że wyniknie z tego niezły ambaras.
Uśmiałam się nie raz i ubawiłam przy tej powieści komediowej wyśmienicie. Spodobały mi się nie tylko główne bohaterki, czyli Anna i Gabriela, ale wszyscy, którzy pojawiali się w ich otoczeniu.

Z przyjemnością również zauważyłam, że przy takiej lekkiej powieści autorka zafundowała nam czytelnikom sporo zaskakujących zwrotów akcji. Zabieg ten nadał książce wyśmienitego tempa i poczucia, ze z pewnością nie można się przy niej nudzić.
Dodatkowo na uwagę zasługuje wyjątkowa przyjaźń pomiędzy babciami sąsiadkami. Czasami szorstka, a nawet wręcz oziębła, posługująca się wyjątkowym językiem komunikacji zrozumiałym tylko dla obu Pań. Życie również bywa kanciaste, zatem tym bardziej doceniam to w jaki sposób autorka przedstawiła relacji pomiędzy obiema starszymi Paniami.

Ja również zapałałam do nich sympatią i jeśli autorka zdecyduje się na kontynuację ich matrymonialnych przygód, to ja z przyjemnością po nią sięgnę.

Polecam i życzę roześmianego Dnia Babci
Zaczytana Joana

https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2024/01/babcie-w-sieci-miosci-dagmara-rek.html

Dzisiaj jest dzień Babci, zatem do ciepłych życzeń dokładam propozycję roześmianej lektury.

"Babcie w sieci miłości" autorstwa Pani Dagmary Rek, to powieść obyczajowa i komediowa jednocześnie oraz moje pierwsze literackie spotkanie z piórem tej autorki. W zeszłym roku sprzyjało mi szczęście do pierwszych spotkań, a ta powieść jest tego dowodem.

Główne bohaterki to dwie...

więcej Pokaż mimo to