-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać22
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
Mimo upływu ponad pół wieku te opowiadania wciąż dobrze się czytają, choć oczywiście ten zbiorek to rzecz mniejszego kalibru niż powieści Dicka - z "Ubikiem" na czele. Niektóre pomysły dziś już wydają się nieco oklepane, jak choćby wątek namolnej reklamy atakującej człowieka ze wszystkich stron, ale gdy Dick to pisał, rzecz była świeża i nowatorska.
Warto przeczytać.
Mimo upływu ponad pół wieku te opowiadania wciąż dobrze się czytają, choć oczywiście ten zbiorek to rzecz mniejszego kalibru niż powieści Dicka - z "Ubikiem" na czele. Niektóre pomysły dziś już wydają się nieco oklepane, jak choćby wątek namolnej reklamy atakującej człowieka ze wszystkich stron, ale gdy Dick to pisał, rzecz była świeża i nowatorska.
Warto przeczytać.
Pod względem literackim te opowiadania o kolejowych duchach i nadprzyrodzonych pociągach zestarzały się w takim samym stopniu jak utwory Lovecrafta - wciąż zachowują urok i świeżość, choć od czasu do czasu natykamy się na słowa czy sformułowania już nieużywane. To jednak nie przeszkadza w odbiorze. Tak więc z literackiego punktu widzenia czytanie Grabińskiego nie jest wyprawą do muzeum.
Natomiast pod względem technologicznym - być może już tak. Ci, którzy jeszcze mieli szczęście podróżować po Polsce pociągami ciągniętymi przez buchające dymem i parą czarne parowozy z czerwonymi kołami (ostatnie zakończyły służbę w latach 90. XX wieku), którzy znają stare wagony z przedziałami, jakich już coraz mniej jeździ po polskich torach, którzy pamiętają takie środki łączności jak telegraf - ci będą pod urokiem tych opowiadań. Dla nich bowiem kolej żelazna to nie środek transportu, lecz magia. Przesiąknięta jest nią twórczość Grabińskiego, ale np. także utwór "Locomotive Breath" Jethro Tull (tekst i muzyka Iana Andersona). Albo wiersz Tuwima o lokomotywie, ciężkiej, ogromnej, z której pot spływa.
Jednak takich odbiorców jest coraz mniej. Młodsi mogą już w ogóle nie rozumieć, o co chodzi. Wszak znają tylko plastikowe wnętrza dzisiejszych składów elektrycznych i lotnicze fotele w Pendolino.
Ale ja jeszcze jeździłem starymi pociągami z parową lokomotywą, więc opowiadania Grabińskiego czytałem z zachwytem.
Para - buch! Koła - w ruch!
Pod względem literackim te opowiadania o kolejowych duchach i nadprzyrodzonych pociągach zestarzały się w takim samym stopniu jak utwory Lovecrafta - wciąż zachowują urok i świeżość, choć od czasu do czasu natykamy się na słowa czy sformułowania już nieużywane. To jednak nie przeszkadza w odbiorze. Tak więc z literackiego punktu widzenia czytanie Grabińskiego nie jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzed laty, gdy byłem w wieku licealnym, ta książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Opowiadania wydały mi się wtedy naprawdę straszne. Teraz przeczytałem je powtórnie - i już nie odniosłem tego wrażenia. Jednak proza Jamesa, bardzo oszczędna w środkach wyrazu i rzeczowa, wolna od barokowej przesady i egzaltacji, wciąż zachowuje urok i nastrój. A że nie straszy? No cóż, to może kwestia stanu mojego umysłu i emocji, bo właściwie nic mnie już nie straszy. Ani Lovecraft, ani Poe, ani King.
Przed laty, gdy byłem w wieku licealnym, ta książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Opowiadania wydały mi się wtedy naprawdę straszne. Teraz przeczytałem je powtórnie - i już nie odniosłem tego wrażenia. Jednak proza Jamesa, bardzo oszczędna w środkach wyrazu i rzeczowa, wolna od barokowej przesady i egzaltacji, wciąż zachowuje urok i nastrój. A że nie straszy? No cóż,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ponoć zachwalał tę książkę Stephen King. Nie pojmuję dlaczego. Styl narracji przypomina wypracowanie licealistki. Owszem, zdolnej, ale jednak... Dialogi nienaturalne. Bohaterowie niby dorośli, ale zachowują się i mówią w sposób infantylny. Napięcia i grozy w ogóle nie czułem.
Na tym tle stosunkowo nieźle wypada końcówka, o której więcej nie napiszę, żeby nie psuć zabawy tym, którym ta książka przypadnie do gustu. Mnie nie przypadła. Ziewałem.
Ponoć zachwalał tę książkę Stephen King. Nie pojmuję dlaczego. Styl narracji przypomina wypracowanie licealistki. Owszem, zdolnej, ale jednak... Dialogi nienaturalne. Bohaterowie niby dorośli, ale zachowują się i mówią w sposób infantylny. Napięcia i grozy w ogóle nie czułem.
Na tym tle stosunkowo nieźle wypada końcówka, o której więcej nie napiszę, żeby nie psuć zabawy...
Ta książka prezentowana jest jako "powieść" - ale w gruncie rzeczy nie jest to powieść, jej warstwa fabularna jest dość rachityczna i mówiąc bez ogródek: niezbyt wciągająca. To raczej esej o pamięci, przemijaniu, odczuwaniu czasu. Gdyby miał, powiedzmy, 100 stron, dałbym 10 gwiazdek i powiedziałbym: "Rewelacja!". Jednak esej liczący 350 stron naprawdę trudno wytrzymać.
W pierwszej części autor więcej uwagi poświęca pamięci indywidualnej, w drugiej skupia się na pamięci zbiorowej, narodowej i społecznej. Które dekady XX wieku poszczególne narody europejskie - ze wschodu i zachodu - wybrałyby jako swoją belle epoque? Do których czasów chciałyby wrócić?
Pierwsza część wydała mi się lepsza, emocjonalnie mocniejsza. Druga to taki syntetyczny przegląd historyczny XX wieku w różnych krajach Europy. Widać, że autor się przygotował i zgromadził potrzebną wiedzę, ale ja już miałem serdecznie dość, więc tylko skanowałem tekst, żeby już wreszcie dojechać do końca.
Ta książka prezentowana jest jako "powieść" - ale w gruncie rzeczy nie jest to powieść, jej warstwa fabularna jest dość rachityczna i mówiąc bez ogródek: niezbyt wciągająca. To raczej esej o pamięci, przemijaniu, odczuwaniu czasu. Gdyby miał, powiedzmy, 100 stron, dałbym 10 gwiazdek i powiedziałbym: "Rewelacja!". Jednak esej liczący 350 stron naprawdę trudno wytrzymać.
W...
Rzeczywiście bardzo dobra książka. Najczęściej przedstawiana jako "powieść", choć to bardziej nowela - dość krótka (niespełna 150 stron), jednowątkowa. Jeżeli coś mi przeszkadzało, to właśnie ta skrótowość. Przemiana w stosunku narratora-bohatera do jego matki dokonuje się zbyt szybko. Przejście od zapiekłej nienawiści i urazy do czułej miłości wydało mi się zbyt nagłe, naszkicowane kilkoma grubymi liniami. Nie zmienia to faktu, że rzecz jest napisana z talentem i bardzo wzruszająca
.
Rzeczywiście bardzo dobra książka. Najczęściej przedstawiana jako "powieść", choć to bardziej nowela - dość krótka (niespełna 150 stron), jednowątkowa. Jeżeli coś mi przeszkadzało, to właśnie ta skrótowość. Przemiana w stosunku narratora-bohatera do jego matki dokonuje się zbyt szybko. Przejście od zapiekłej nienawiści i urazy do czułej miłości wydało mi się zbyt nagłe,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Należę do frakcji mniejszościowej, której ta książka nie przypadła do gustu. Skuszony recenzjami czytałem ją z narastającym rozczarowaniem, a nawet irytacją. Trochę fajnych pomysłów i obrazów, kilka błyskotliwych fragmentów - i tyle. Wszystko to zostało utopione w morzu niepotrzebnego gadulstwa pozbawionego pomysłu i dyscypliny. Wiele zdań spokojnie można by wykreślić i nikt by tego nie zauważył.
Ktoś tu napisał, że Jonas Eika jest jak wnuk Schulza i Kafki. E tam! I Schulz, i Kafka to żelazna dyscyplina kompozycji, poetycka siła wizji i niesamowity nastrój. Przy lekturze chwilami ciarki chodzą po kręgosłupie. A tu - słowotok, nuda i ziewanie.
Należę do frakcji mniejszościowej, której ta książka nie przypadła do gustu. Skuszony recenzjami czytałem ją z narastającym rozczarowaniem, a nawet irytacją. Trochę fajnych pomysłów i obrazów, kilka błyskotliwych fragmentów - i tyle. Wszystko to zostało utopione w morzu niepotrzebnego gadulstwa pozbawionego pomysłu i dyscypliny. Wiele zdań spokojnie można by wykreślić i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tej powieści stuknęło już 50 lat, a mimo to nie trąci myszką i czyta się ją całkiem nieźle. Niektórzy recenzenci wskazywali na jej pokrewieństwo z "Fiaskiem" Lema. Ja "Fiaska" nie czytałem, natomiast widzę podobieństwa do "Niezwyciężonego" (też Lema). I "Strefy zerowe", i "Niezwyciężony" to opowieści o wyprawach ratunkowych, które lecą sprawdzić, co się stało z zaginionymi ekspedycjami na inną planetę. Podobieństw jest więcej, ale nie będę tego wątku rozwijać, żeby nie zdradzić za wiele i nie popsuć zabawy tym, którzy po tę książkę sięgną.
Jeśli ktoś lubi taką tradycyjną literaturę SF - to nie powinien być rozczarowany.
Tej powieści stuknęło już 50 lat, a mimo to nie trąci myszką i czyta się ją całkiem nieźle. Niektórzy recenzenci wskazywali na jej pokrewieństwo z "Fiaskiem" Lema. Ja "Fiaska" nie czytałem, natomiast widzę podobieństwa do "Niezwyciężonego" (też Lema). I "Strefy zerowe", i "Niezwyciężony" to opowieści o wyprawach ratunkowych, które lecą sprawdzić, co się stało z zaginionymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Całkowicie zgadzam się z opinią recenzenta podpisującego się jako Mario. Już po kilkunastu stronach zacząłem gorączkowo sprawdzać w internecie, kim była tłumaczka i kto redagował to tłumaczenie. Pełno tu zgrzytów, niezgrabności, sformułowań nieporadnych, a czasami wręcz niezrozumiałych. Mimo to opowieść jest na tyle wciągająca i nastrojowa, że doczytałem do końca. Mimo stylistycznych kiksów z tekstu daje się wyczytać styl oryginału, choć trzeba to sobie przepuścić przez wewnętrzny filtr - przeprowadzić w głowie wirtualna redakcję tekstu na własny użytek.
To historia introwertyka żyjącego w swym wewnętrznym świecie, którego przez lata świat zmuszał do funkcjonowania według zasad obowiązujących w społeczeństwie. I wreszcie pod koniec życia ten stary wieśniak idzie za głosem serca.
Dziś, gdy w modzie są różne teorie psychologiczne i wszyscy biegają na terapię, powiedzielibyśmy pewnie, że ten bohater to przypadek ze spektrum autyzmu.
Całkowicie zgadzam się z opinią recenzenta podpisującego się jako Mario. Już po kilkunastu stronach zacząłem gorączkowo sprawdzać w internecie, kim była tłumaczka i kto redagował to tłumaczenie. Pełno tu zgrzytów, niezgrabności, sformułowań nieporadnych, a czasami wręcz niezrozumiałych. Mimo to opowieść jest na tyle wciągająca i nastrojowa, że doczytałem do końca. Mimo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Widać wielką kompetencję autora, który o życiu Leśmiana i członków jego rodziny wie niemal wszystko. Dla mnie miejscami było to wręcz zbyt szczegółowe, nie odczuwałem potrzeby, by poznać koleje losu wszystkich przodków Leśmiana aż do któregoś tam pokolenia. Jednak nie jest to wielki problem, bo zawsze można kawałek przekartkować bez uważnego czytania.
Książka napisana jest bardzo rzeczowo, rzekłbym wręcz - sucho. Z jednej strony budzi to zaufanie do autora i podawanych przez niego informacji, z drugiej zaś jakoś kłóci się ze statusem Leśmiana. To nie emocjonująca opowieść o życiu wielkiego maga poezji, zaklętego i uwięzionego w ciele chuderlawego notariusza z prowincji, lecz rzeczowe i drobiazgowe sprawozdanie.
Niemniej, wszyscy miłośnicy poezji Leśmiana powinni po tę książkę sięgnąć, choć nie muszą szczegółowo studiować wszystkich jej rozdziałów.
A swoją drogą Leśmian zaskoczył mnie bujnością życia romansowego: żonę zdradzał z kochanką, a potem żonę i kochankę zdradzał z drugą kochanką, która okazała się jego muzą. To właśnie schadzki z nią są opisane w cyklu "W malinowym chruśniaku".
Widać wielką kompetencję autora, który o życiu Leśmiana i członków jego rodziny wie niemal wszystko. Dla mnie miejscami było to wręcz zbyt szczegółowe, nie odczuwałem potrzeby, by poznać koleje losu wszystkich przodków Leśmiana aż do któregoś tam pokolenia. Jednak nie jest to wielki problem, bo zawsze można kawałek przekartkować bez uważnego czytania.
Książka napisana jest...
Znużyła mnie ta książka. Z uznaniem podchodzę do konceptu autora, który sprawnie potrafił zmiksować faktografię historyczną z porządkiem baśniowo-mitycznym, a wszystko to przyprawił językiem stylizowanym na archaiczną ludowość.
Tyle że ten cocktail ciężko wchodzi. Pierwsze łyki smakują ożywczo i sprawiają niekłamaną przyjemność, ale potem zaczyna to męczyć. Za dużo słów, za dużo wątków, za dużo rozdziałów, z których niektóre wydają się być ciałem obcym, ozdobnikiem wstawionym w narrację i niemającym związku z fabułą, nieposuwającym jej do przodu.
Im dłużej ten cocktail piłem, tym częściej sprawdzałem, ile jeszcze w szklance zostało, jak daleko do dna. I parę razy zdarzyło się mi jęknąć z rozpaczą: łojezu, aż tyle jeszcze!
A jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że literacko to dobra robota. Choć jest tu jakiś problem z budowaniem postaci bohatera: obcując z nim przez kilkaset stron, w ogóle się z nim nie zżyłem ani nie zaprzyjaźniłem. Aż do samego końca pozostał mi kompletnie obojętny i w ogóle nie potrafiłem się przejąć tym, co go spotyka.
Właściwie nie wiem, ile gwiazdek dać - jeśli chodzi o uznanie dla wyobraźni i językowego kunsztu autora, to zasługuje na jakieś 7-8, a jeśli wziąć pod uwagę frajdę z czytania, to 2-3. Dam krakowskim targiem (to akurat jest jak najbardziej na miejscu, bo przecież to stolica Galicji) 5.
Podsumowując: nie wiem, o co chodzi z tą książką. Może po prostu jest dwa razy za długa?
Znużyła mnie ta książka. Z uznaniem podchodzę do konceptu autora, który sprawnie potrafił zmiksować faktografię historyczną z porządkiem baśniowo-mitycznym, a wszystko to przyprawił językiem stylizowanym na archaiczną ludowość.
Tyle że ten cocktail ciężko wchodzi. Pierwsze łyki smakują ożywczo i sprawiają niekłamaną przyjemność, ale potem zaczyna to męczyć. Za dużo słów,...
Rozczarowanie. Książka jest po prostu słaba. Intryga nieciekawa, zagadka, którą rozwiązuje detektyw Lew Archer, zupełnie nie przykuwa uwagi. Nie bardzo wiadomo, dlaczego w ogóle ją rozwiązuje. Co sprawiło, że zatrzymał się w prowincjonalnym miasteczku USA, przez które przejeżdżał, i zaczął prowadzić śledztwo? Nie sposób pojąć.
W sumie więc - nuda. Takie małe książeczki, jeśli są dobre, pochłania się w dwie-trzy godziny, a ja tę męczyłem wiele dni, przerywając i wracając do niej z masochistycznym zacięciem i nadzieją, że może się rozkręci.
Tyle tylko, że tłumaczenie całkiem niezłe, a i sam Macdonald pod względem warsztatu był profesjonalistą, więc tekst płynie dość gładko.
Podsumowując więc: czyta się to bez bólu zębów, za to ziewając.
Rozczarowanie. Książka jest po prostu słaba. Intryga nieciekawa, zagadka, którą rozwiązuje detektyw Lew Archer, zupełnie nie przykuwa uwagi. Nie bardzo wiadomo, dlaczego w ogóle ją rozwiązuje. Co sprawiło, że zatrzymał się w prowincjonalnym miasteczku USA, przez które przejeżdżał, i zaczął prowadzić śledztwo? Nie sposób pojąć.
W sumie więc - nuda. Takie małe książeczki,...
2019-10-12
Świat dzieciństwa widziany przez okulary dojrzałej mądrości. Rzeczywistość przepuszczona przez pryzmat dziecięcej fantazji i magii. Wielka literatura.
Świat dzieciństwa widziany przez okulary dojrzałej mądrości. Rzeczywistość przepuszczona przez pryzmat dziecięcej fantazji i magii. Wielka literatura.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toŻenada. To nie książka, lecz produkt tekstowy. Ctrl+c ctrl+v. Stek banałów, frazesów, pustosłowie. I ta cena! Autor (i chyba zarazem wydawca) ma tupet.
Żenada. To nie książka, lecz produkt tekstowy. Ctrl+c ctrl+v. Stek banałów, frazesów, pustosłowie. I ta cena! Autor (i chyba zarazem wydawca) ma tupet.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-29
Biblia sekty smoleńsko-pisowskiej. Żenada.
Biblia sekty smoleńsko-pisowskiej. Żenada.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-25
Rozczarowanie. Książkę reklamowano i zapowiadano jako pracę socjologiczną opartą na wynikach badań w mieście powiatowym na Mazowszu. Tymczasem to tylko zaangażowana neomarksistowska publicystyka polityczna. Odniesienia do badań socjologicznych znajdują się tylko w jednym rozdziale i właściwie sprowadzają się do kilku cytatów. Sam też takie "badania" przeprowadzam, gdy jestem gdzieś w Polsce i gadam z miejscowymi.
Niektóre rozdziały tej książki były wcześniej publikowane jako samodzielne artykuły w "Krytyce Politycznej".
Odnoszę wrażenie, że w omówieniach i artykułach prasowych publikowanych po wydaniu "Nowego autorytaryzmu" było więcej ciekawych myśli niż w samej tej książce.
A już zupełnie nieznośny jest rozdział poświęcony strukturze klasowej polskiego społeczeństwa. Tylko aktywista Partii Razem jest to w stanie przeczytać bez ziewania.
Rozczarowanie. Książkę reklamowano i zapowiadano jako pracę socjologiczną opartą na wynikach badań w mieście powiatowym na Mazowszu. Tymczasem to tylko zaangażowana neomarksistowska publicystyka polityczna. Odniesienia do badań socjologicznych znajdują się tylko w jednym rozdziale i właściwie sprowadzają się do kilku cytatów. Sam też takie "badania" przeprowadzam, gdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bardzo jestem ciekaw tej książki, która jeszcze jest niedostępna. Tym bardziej więc zastanawia mnie, gdzie ją niejaki K0ras przeczytał i skąd czerpie wiedzę, że to "grafomaństwo, wyimaginowany rasizm i bardzo słabo napisana". I że autorka "bredzi".
Bardzo jestem ciekaw tej książki, która jeszcze jest niedostępna. Tym bardziej więc zastanawia mnie, gdzie ją niejaki K0ras przeczytał i skąd czerpie wiedzę, że to "grafomaństwo, wyimaginowany rasizm i bardzo słabo napisana". I że autorka "bredzi".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to