rozwiń zwiń

Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Confessio Natalia Kruzer
Ocena 8,0
Recenzja Wyznanie

„Nadszedł czas, aby naocznie sprawdzić, czy maleńkie ciałko nie nosiło skrytych pod ubrankiem śladów przemocy, która obaliłaby koncepcję o niewytłumaczalnej śmierci łóżeczkowej. Niestety nie dało się tego momentu odsunąć dalej w czasie”.

Co sprawia, że zwracamy uwagę na konkretną...

Okładka książki Sarek Ulf Kvensler
Ocena 6,8
Recenzja Wędrówka

„Cisza.

– Czyli szliście we troje, tak? Pani, Henrik i Milena?

Niezrozumiały szept.

– Słucham?

– Było nas czworo.”

Szwedzkie kryminały cieszą się według mnie zasłużoną renomą. Charakteryzują się niepowtarzalnym klimatem, który sprawia, że czytelnik mocno angażuje się w opisywaną historię....

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nakładem wydawnictwa Iskry ukazało się właśnie drugie wydanie monografii autorstwa prof. Andrzeja Friszke pod tytułem „Polska. Losy państwa i narodu 1939 – 1989”. Od pierwszego wydania minęło już dwadzieścia lat, toteż decyzja wydawnictwa jest w pełni zrozumiała. Autor drugie wydanie nieco poszerzył, chociaż przyznaje, że „podtrzymuje przedstawiony obraz zdarzeń i procesów oraz ocen” sprzed lat.
Jestem pewien, że prof. Andrzej Friszke jest szeroko znaną postacią. To jeden z najwybitniejszych polskich historyków, autor licznych publikacji i zdobywca wielu nagród. Od 1990 roku pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN, przez dwie kadencje zasiadał w Kolegium IPN. Jednocześnie nie ukrywa swoich historycznych sympatii. Mając to wszystko na uwadze z wielkim zaciekawieniem przystąpiłem do lektury książki, tym bardziej żę nie czytałem jej pierwszego wydania. Uważam, że wbrew pozorom na polskim rynku nie ma zbyt wielu dobrych syntez historii Polski. Publikacja Andrzeja Friszke wyróżnia się zdecydowanie in plus.
Już we wstępie historyk uczciwie przyznaje się, że więcej miejsca poświęca dekadzie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych niż II wojnie światowej. Oczywiście jako autor ma do tego pełne prawo. Po skończonej lekturze stwierdzam, że jest to bardzo dobra synteza najnowszej historii Polski. Jest to zwarty wykład, skierowany do możliwie szerokiego grona odbiorców. Autor pisze językiem prostym i zrozumiałym, a jego narracja jest żywa i intersująca. To nie tyle suche wyliczenie dat i faktów, co próba zrozumienia procesów historycznych i pewnej ich oceny. Na uwagę zasługuje także to, że Friszke nie ogranicza się do historii politycznej. Dość szeroko pisze o społeczeństwie, gospodarce, nauce i kulturze oraz roli Kościoła. Jest to jak najbardziej zasadne, niestety często te tematy są zbyt mało obecne w debacie historycznej.
Książkę bez wątpienia można traktować jako podręcznik do historii. Skorzystają z niej wszyscy – także ci, którzy dość dobrze znają losy naszego kraju. Lektura ta będzie doskonałą okazją do przypomnienia i usystematyzowania swojej wiedzy historycznej. Oczywiście jestem świadomy, że wielu osobom niektóre tezy autora nie przypadną do gustu. Andrzej Friszke nie pisze bowiem pod z góry założoną tezę, dostrzega historyczne niuanse i jest raczej zwolennikiem poglądu, że historia i ludzkie wybory nie są zawsze czarno-białe.
W tym kontekście należy czytać rozdział o „podbitej Polsce” i stosunku Polaków do Żydów. Friszke mocno podkreśla, że to konstytucja kwietniowa umożliwiła trwanie legalnych polskich władz na emigracji. Dzięki temu została zapewniona ciągłość władzy państwowej, co było arcyważne w kontekście gdy cała II RP znalazła się pod okupacją. Autor uważa, że decydujący dla przyszłych losów naszej Ojczyzny okazał się rok 1944. Definitywnie okazało się bowiem, że w kwestii polskiej najwięcej do powiedzenia będzie miał Józef Stalin. Dla nas oznaczało to dramat, którego nie można było uniknąć. Wystarczy zestawić ze sobą dwie postaci: premierów Stanisława Mikołajczyka i Tomasza Arciszewskiego. Nieważne, czy ktoś prezentował postawę ugodową (Mikołajczyk) czy zdecydowanie antykomunistyczną (Arciszewski). Pod silnym brytyjskim naciskiem rząd na emigracji musiał usiąść do rozmów ze Stalinem i komunistami, którzy przed wojną w życiu politycznym odgrywali zupełnie marginalną rolę.
Autor nie ukrywa swojego zdecydowanego antykomunizmu. Dostrzega przy tym, że niektóre grupy społeczne mogły mieć ”poczucie awansu”. Mowa tutaj głównie o chłopach i najbiedniejszych. Niewątpliwą zaletą recenzowanej monografii jest fakt, że autor stara się przedstawiać czytelnikowi możliwie szerokie spojrzenie. Uwzględnia różne aspekty i niuanse, pisze o czarnych kartach historii Polski Ludowej i tych nieco jaśniejszych. Nie pomija najdonioślejszych zagadnień, dość szeroko opisuje system sprawowania władzy i ukształtowanie się komunistycznej nomenklatury.
Stara się także możliwie dokładnie opisać genezę powstania „Solidarności” i drogę do Okrągłego Stołu. Widać wyraźnie, że dobrze czuje się w tej tematyce.
„Polska. Losy państwa i narodu 1939 – 1989” to tytuł, który bez wątpienia polecam wszystkim zainteresowanym najnowszą historią naszego kraju. Profesor Andrzej Friszke napisał zwięzłą, a przy tym wyczerpującą syntezę, która nie tylko przybliża najważniejsze wydarzenia z tamtego okresu, lecz także pomaga je zrozumieć. Według mnie jest to naprawdę solidna książka.

Nakładem wydawnictwa Iskry ukazało się właśnie drugie wydanie monografii autorstwa prof. Andrzeja Friszke pod tytułem „Polska. Losy państwa i narodu 1939 – 1989”. Od pierwszego wydania minęło już dwadzieścia lat, toteż decyzja wydawnictwa jest w pełni zrozumiała. Autor drugie wydanie nieco poszerzył, chociaż przyznaje, że „podtrzymuje przedstawiony obraz zdarzeń i procesów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z prawdziwą niecierpliwością czekałem na najnowszą monografię autorstwa profesora Andrzeja Friszkego pod tytułem „Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej, w znanej serii historycznej. Monografia ta jest oczywiście kontynuacją poprzedniej książki autora „Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892–1920”. Stąd też spójna szata graficzna obu publikacji. Profesor Friszke to jeden z najwybitniejszych polskich historyków, specjalizujący się w najnowszej historii Polski. Jak sam przyznaje we wstępie, „nie prowadził badań w Moskwie”, zależało mu jednak na „odtworzeniu sposobu myślenia, wartościowania, argumentacji” polskich komunistów. Czy powtarzali oni tylko myśl Marksa i Lenina? Czy wytworzyli jakieś własne koncepcje? Czy byli tylko ślepymi wykonawcami poleceń płynących z Moskwy?
Bardzo dobrze się stało, że prof. Friszke podjął się niełatwego zadania opisania historii polskiego ruchu komunistycznego przed II wojną światową. Ze względu na późniejsze wydarzenia tak się bowiem złożyło, że na komunizm i komunistów patrzymy głównie przez pryzmat lat wojennych i powojennych. Jednak partia komunistyczna istniała od początku II RP. Bez wątpienia jej historia warta jest rzetelnego opracowania, odartego z mitów czy przeinaczeń. Chociaż komuniści byli marginalną siłą polityczną, to jednak bardzo poważnie traktowali partię, pracę partyjną i ideologię. Przekonujemy się o ty wszystkim podczas lektury recenzowanej monografii.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na jej tytuł. Andrzej Friszke odpowiadając na pytanie zawarte w tytule pierwszego tomu (należy bowiem te dwie książki taktować jako całość) stwierdza, że komuniści wybrali rewolucję. Istnienie państwa polskiego nie było dla nich wartością. I autor kilkukrotnie podkreśla to bardzo mocno. To właśnie najbardziej różniło partię komunistyczną od innych partii nad Wisłą. To właśnie rewolucji podporządkowali wszystkie swoje działania i zamierzenia. Niepodległa Polska była dla nich czymś obcym, była wrogiem, który przeszkodził w wielkiej europejskiej rewolucji.
Recenzowaną książkę otwiera krótka charakterystyka II Rzeczypospolitej, zatytułowana „Państwo, naród społeczeństwo”. Niestety w książce wkradł się poważny błąd w druku i z II RP zrobiła się nam „III Rzeczpospolita”, chociaż oczywiście nie o nią chodzi i nie o niej pisze autor. Friszke charakteryzuje ówczesną Polskę jako kraj wielkich problemów, z których część była tak naprawdę nierozwiązywalna (chodzi głównie o mniejszości narodowe i przeludnienie wsi). Państwo było dramatycznie biedne, co de facto nie uległo zmianie aż do wojny. Mimo postępowego ustawodawstwa, autor nazywa II RP „peryferyjną i zacofaną”. W takich właśnie warunkach rodziła się i działała partia komunistyczna.
Zasadniczo recenzowana monografia składa się z sześciu rozdziałów. Autor – co zrozumiałe – przyjął wykładnię chronologiczną. Zaczyna więc od opisania procesu „budowania partii”. Oczywiście nie było to łatwe w kraju, gdzie zdecydowana większość ludności mieszkała na wsi i była pod wpływem Kościoła. Sytuację komplikował fakt, że po 1921 roku polscy komuniści podzielili się na rewolucjonistów przebywających w Rosji oraz działaczy partii w kraju, co zdaniem autora „przysparzało problemów jedności ruchu”. Wybiegając nieco w przyszłość zauważymy, że podobny proces będzie miał miejsce po II wojnie światowej.
Friszke omawia także zaangażowanie komunistów w związki zawodowe oraz ich podejście do mniejszości narodowych. Sporo miejsca – na kartach całej pracy – poświęca sporom o udział w wyborach. Powstawało pytanie, czy partia z zasady nie uznająca państwa polskiego powinna brać udział w wyborach do Sejmu? Na tym tle dochodziło do sporów i polemik.
Ważną cezurą w opisywanym okresie był rok 1923. Wydawało się wówczas, że sytuacja dojrzała do rewolucji. Tradycyjnie już komuniści, tak w Moskwie jak i w Warszawie, wyglądali w stronę Niemiec. Jednak także w Polsce bunty i niepokoje społeczne zdawały się nieść im nadzieję, że oto nadchodzi ów dziejowy moment. Nic takiego (na szczęście) się nie wydarzyło.
Bez wątpienia ciekawy jest trzeci rozdział pod znamienny tytułem „Tylko Moskwa ma rację”. Polscy komuniści nigdy nie działali jako niezależna partia. Taka była zresztą cecha partii komunistycznych tamtego okresu. To Komintern (czyli faktycznie Moskwa) sprawował nadzór na działaczami w poszczególnych krajach. To właśnie stamtąd płynęły instrukcje i wskazówki – choćby te, że w danym kraju ma istnieć tylko jedna partia oraz jak ma się nazywać. O niezależności nie mogło być mowy. Doświadczyli tego wyraźnie polscy komuniści. Oczywiście w tamtym czasie możliwa była jeszcze ograniczona dyskusja, jednak gdy do władzy dojdzie Stalin sytuacja stanie się dramatyczna.
Interesujący jest także fragment poświęcony przewrotowi majowemu. Dlaczego komuniści poparli Piłsudskiego i jak ów „błąd majowy” zaważył na przyszłości partii?
„Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej 1921–1936” to bardzo dobra monografia poświęcona historii partii komunistycznej w pierwszych latach po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Jest to książka bardzo szczegółowa, przybliżająca nie tylko dzieje partii, lecz także sylwetki ówczesnych jej działaczy. Byli to wprawdzie ludzie ideowi, jednak ich cele były nie do pogodzenia z istnieniem niepodległego państwa polskiego. Polska partia komunistyczna była w całości zorientowana na Moskwę. Niepodległe państwo polskie było dla niej przeszkodą w realizacji celów, a nie wartością wyśnioną przez ojców.
Recenzowaną książkę polecam wszystkim interesującym się historią polskiego komunizmu. Pozostaje mieć nadzieję, że autor pracuje nad trzecim tomem. Jestem pewien, że taka trylogia w istotny sposób wypełniłaby istotną lukę w badaniach nad dziejami komunizmu w międzywojennej Polsce.

Z prawdziwą niecierpliwością czekałem na najnowszą monografię autorstwa profesora Andrzeja Friszkego pod tytułem „Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej, w znanej serii historycznej. Monografia ta jest oczywiście kontynuacją poprzedniej książki autora „Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

XX wiek to wiek dwóch wielkich totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu. Obydwa te systemy chciały tak naprawdę stworzyć nowy świat i nowego człowieka. O ile nazizm przestał istnieć wraz z klęską III Rzeszy w II wojnie światowej, to komunizm wręcz odwrotnie. To właśnie po II wojnie światowej system komunistyczny zatryumfował w wielu krajach świata, głównie w Azji. Chiny, Kambodża, Korea Północna oraz Europa Środkowo-Wschodnia – wszędzie tam komuniści doszli do władzy już po II wojnie światowej. Wszędzie tam próbowali stworzyć nowe społeczeństwo, zmieniając całkowicie obraz rządzonych przez siebie państw. Jednak komunizm żadnemu narodowi nie przyniósł obiecanego raju. Wręcz przeciwnie – od Kambodży i Chin aż po Albanię i NRD komunizm wszędzie wydał takie same zatrute owoce. Masowy terror, fizyczna eksterminacja „wrogów ludu”, zniewolenie społeczeństwa i pełna nad nim kontrola za pomocą policji politycznej i tajnych służb. Wszystkie te cechy występowały bez wyjątku w każdym komunistycznym państwie. Czy były one zatem istotą tego systemu? Jednym słowem, czy komunistyczny eksperyment musiał tak wyglądać?
Na to pytanie stara się odpowiedzieć Thierry Wolton – francuski pisarz i eseista – w swojej monumentalnej, trzytomowej „Historii komunizmu na świecie”. Nakładem wydawnictwa Literackiego ukazał się w Polsce drugi tom pod tytułem „Ofiary”. Jest to bardzo obszerny tom, liczący wraz z przypisami ponad tysiąc stron. Autor postawił sobie bez wątpienia bardzo ambitne zadanie. Nie skupia się bowiem na jednym kraju, lecz chce opisać historię komunizmu całościowo. Pierwsza część została zatytułowana „Kaci” i skupiała się na komunistycznych przywódcach.
Recenzowany tom drugi ma być „hołdem złożonym ofiarom zbrodniczego komunizmu”. Ostatnia zaś część trylogii ma dotyczyć „współsprawców”. Na początku wypada poczynić pewne zastrzeżenia. Otóż po przeczytaniu dwóch tomów, które ukazały się w Polsce mogę zaryzykować twierdzenie, że są one jednym wielkim historycznym esejem. Nie jest to historia komunizmu w ścisłym znaczeniu tego słowa, co jednak w niczym nie umniejsza dziełu autora. Thierry Wolton chciał – w moim odczuciu – pokazać, że komunizm w praktyce wyglądał bardzo podobnie na całym świecie. Sama ideologia wymuszała niejako późniejsze zbrodnicze działania władzy.
Recenzowana książka składa się z pięciu głównych części. Pierwsza z nich nosi znamienny tytuł „permanentna wojna domowa”. To właśnie wojna i stan zagrożenia były stale obecne w komunistycznej ideologii. Miały one niejako uzasadnić terror i zbrodnicze metody stosowane przez partię. Wystarczy wspomnieć o wielkiej kampanii Stalina przeciw kułakom. Jednak „fabrykę wrogów” uruchomił już Lenin. Wolton podkreśla, że to właśnie Lenin zapoczątkował zbrodnicze metody, które Stalin tylko udoskonalił. Komuniści bowiem zawsze szukali wroga. Schemat był zawsze ten sam. Najpierw szukano na zewnątrz – kapitaliści, burżuazja, religia. Jednak gdy rozprawiono się już z wrogami zewnętrznymi okazywało się, że wrogowie zdołali przeniknąć do partii. Trzeba było więc rozprawić się z różnymi „odchyleniami prawicowymi”, „trockizmem” czy innymi frakcjami. Partia musiała być cały czas czujna i musiała cały czas się oczyszczać. Z drugiej zaś strony ta sama partia zawsze miała rację i nigdy się nie myliła.
W pozostałych częściach francuski autor opisuje procesy, które zachodziły w każdym komunistyczny państwie. Oczywiście stosowane metody i skala zbrodni różniły się od siebie, jednak wszystkie one były efektem tej samej ideologii. Komunizm miał zmienić świat i zbudować „robotniczy raj”. W rzeczywistości zaś zbudował robotnicze piekło, z którego nie było ucieczki. Związek Sowiecki, Chiny, Kambodża – wszędzie tam doszło do inżynierii społecznej na niespotykaną skalę. Komuniści rzeczywiście zmienili świat, czyniąc go miejscem absolutnie wrogim człowiekowi.
Polski czytelnik może być zawiedziony, że Thierry Wolton poświęcił Polsce bardzo mało miejsca w swojej pracy. W ogóle odnoszę wrażenie, że autor raczej nie skupiał się na Europie. Bardzo dużo miejsca poświęcił Rosji i krajom w Azji.
„Historia komunizmu na świecie. Ofiary” to bardzo dobre studium zbrodniczej ideologii. Oczywiście książka nie może jednak pretendować do wyczerpania tematu. Okazuje się bowiem, że nawet w trylogii trudno jest przedstawić całościową historię komunizmu. Niemniej jednak jest to pozycja bez wątpienia warta naszej uwagi.

XX wiek to wiek dwóch wielkich totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu. Obydwa te systemy chciały tak naprawdę stworzyć nowy świat i nowego człowieka. O ile nazizm przestał istnieć wraz z klęską III Rzeszy w II wojnie światowej, to komunizm wręcz odwrotnie. To właśnie po II wojnie światowej system komunistyczny zatryumfował w wielu krajach świata, głównie w Azji. Chiny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia Europy Środkowej z całą pewnością zasługuje na uwagę. To właśnie w tej części kontynentu nader często rozgrywały się wydarzenia, które miały wpływ nie tylko na dzieje całej Europy, ale i świata. Wystarczy choćby popatrzeć na genezę obu światowych wojen. Z drugiej strony ta część Europy bardzo często bywała słabo rozumiana. Z perspektywy Londynu czy Paryża środkowa Europa (zwłaszcza niektóre jej kraje) jawiła się jako peryferia, którymi nie warto sobie zaprzątać zbytnio głowy. Zamieszkiwana „przez ludzi, o których mało wiadomo” zbyt często nie miała geopolitycznego szczęścia.
Czy jednak można napisać jeszcze coś nowego o historii Europy Środkowej? Zadania tego podjął się Martyn Rady, znany brytyjski profesor. Czytelnikom dał się poznać jako autor znakomitej książki „Habsburgowie”. Tym razem nakładem wydawnictwa Bellona ukazała się jego najnowsza publikacja pod tytułem „Wspaniałe królestwa. Dzieje Europy Środkowej”. Już na wstępie autor zauważa, rzecz zdawałoby się oczywistą, że historia tej części Europy i jej doświadczenia znacząco różnią się od historii Europy Zachodniej.
Jednak biorąc recenzowaną pozycję do ręki byłem nieco sceptyczny. Czy bowiem na nieco ponad pięciuset stronach można przedstawić historię Europy Środkowej od czasów upadku Cesarstwa Rzymskiego do tych nam współczesnych? Martyn Rady udowadnia, że tak choć jego narracja pozostaje nader oryginalna. Przede wszystkim – moim zdaniem – nie jest to zdecydowanie podręcznik akademicki. Jest to książka skierowana do kogoś, kto choć trochę zna historię tej części naszego kontynentu. Zdarza się bowiem, że autor „skacze” po różnych wydarzeniach, z niezrozumiałych powodów zaburza chronologię, a co gorsza popełnia zupełnie podstawowe błędy. Niestety ma to również miejsce w partiach tekstu odnoszących się do Polski. Żeby nie być gołosłownym , to wskażę na jedną taką rzecz – księcia Bolesława Krzywoustego nazywa Rady królem, co jest zupełnie podstawowym błędem.
„Wspaniałe królestwa” to raczej pewna specyficznie snuta opowieść, mająca dać zwięzły i przystępny obraz tej części Europy, nakierowana raczej do zachodnich czytelników. Autor wplata w narrację liczne ciekawostki i porównania, mające uczynić lekturę jeszcze atrakcyjniejszą.
Recenzowana książka składa się z trzydziestu czterech krótkich rozdziałów. Martyn Rady starał się uchwycić pełną panoramę dziejów. Swój wykład zaczyna więc od Hunów, Awarów i Słowian. Pisze o imperium Karola Wielkiego, które dało podwaliny późniejszym wielkim europejskim krajom. Święte Cesarstwo Rzymskie zestawia z Dzikim Wschodem Europy Środkowej. Trafnie wskazuje, że jedną z najbardziej brzemiennych w skutkach decyzji był obrządek, w którym poszczególni władcy przyjmowali chrzest. Chrzest w obrządku łacińskim sprawiał, że dane państwo ciążyło ku zachodowi. Chrzest w obrządku wschodnim oznaczał pozostawanie w kręgu innej kultury, co miało swoje dalekosiężne skutki. Wyobraźmy sobie historię Polski, gdyby Mieszko nie przyjął chrztu z Rzymu tylko z Bizancjum. Dzieje naszej Ojczyzny potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Oczywiście nie jest to miejsce, aby streszczać całą historię Europy Środkowej. Jednak niektóre wydarzenia miały ogromny wpływ na jej geopolityczny kształt, jak chociażby układy Habsburgów z potężnymi wówczas Jagiellonami. Los chciał, że śmierć przedstawicieli tej drugie dynastii przyniosła Habsburgom ogromne zdobycze terytorialne i zapoczątkowała prawdziwą potęgę tej dynastii. Jagiellonowie zaś musieli zadowolić się Polską i Litwą.
Martyn Rady swoją nową książką nieraz prowokuje czytelnika i skłania go do myślenia. Oczywiście nie musimy zgadzać się ze wszystkimi tezami autora, czasem jednak nowe spojrzenie jest konieczne, aby na nowo odkryć bogactwo Europy Środkowej, w której to leży także i Polska.

Historia Europy Środkowej z całą pewnością zasługuje na uwagę. To właśnie w tej części kontynentu nader często rozgrywały się wydarzenia, które miały wpływ nie tylko na dzieje całej Europy, ale i świata. Wystarczy choćby popatrzeć na genezę obu światowych wojen. Z drugiej strony ta część Europy bardzo często bywała słabo rozumiana. Z perspektywy Londynu czy Paryża środkowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewolucja październikowa w Rosji to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii XX wieku. Bolszewicy pod wodzą Lenina obalili Rząd Tymczasowy i sięgnęli po władzę. Jak im się to udało? Dlaczego wszystkie inne siły polityczne ówczesnej Rosji (a tych było naprawdę sporo) dały się zdominować Leninowi? Wreszcie pytanie najważniejsze: czy rewolucja październikowa była rzeczywiście rewolucją, czy tylko sięgnięciem po władzę, która leżała na ulicy?
Na temat tamtych wydarzeń powstało wiele znakomitych opracowań i monografii. Wymienię w tym miejscu tylko monumentalną „Rewolucję rosyjską” autorstwa Richarda Pipesa czy „Tragedię narodu” Oralando Figesa. Mając to wszystko n uwadze, z wielkim zainteresowaniem sięgnąłem po publikację Antonego Beevora pod tytułem „Rosja. Rewolucja i wojna domowa 1917 – 1921”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Znak w znanej historycznej serii. Jestem pewien, że brytyjskiego historyka nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest on znany ze swoich licznych opracowań dotyczących II wojny światowej Czy jego opis rewolucji rosyjskiej wnosi coś nowego do naszej wiedzy o tym wydarzeniu? W jaki sposób Beevor rozkłada akcenty? Jak patrzy na rolę jednostki w historii?
Zanim odpowiem na wszystkie te pytania to pozwolę sobie na małą dygresję. Miałem wielką przyjemność być na spotkaniu autorskim z historykiem w Krakowie, zorganizowanym właśnie wokół tej książki. Antony Beevor urzekł mnie swoją erudycją i historyczną wiedzą. Na wydarzenia patrzy on w szerokim kontekście, co bez wątpienia jest wartością dodaną. Miałem nawet możliwość zadania mu kilku pytań, a jego odpowiedzi były bardzo interesujące.
Już sam tytuł podpowiada nam, jak autor rozkłada akcenty. Nie skupia się na samej rewolucji. Zresztą do opisu Pipesa trudno byłoby dodać coś nowego. Jeśli spojrzymy na zakreślone ramy czasowe to zobaczymy, że rok 1917 jest pierwszym z czterech opisanych przez autora. Zatem wszyscy ci, którzy oczekują drobiazgowego opisu samej rewolucji mogą czuć się nieco rozczarowani. Nie zmienia to jednak faktu, że recenzowana książka jest doprawdy arcyciekawa i bez wątpienia powinni sięgnąć po nią wszyscy interesujący się historią komunizmu. Beevor skupia się raczej na wojnie domowej i drobiazgowo opisuje jak to się stało, że to bolszewicy a nie biali ją wygrali.
Książka składa się z czterech głównych części. Pierwsza z nich, co może być nieco zaskakujące obejmuje lata 1912 – 1917. Autor nie mógł pominąć krótkiego zarysu sytuacji, w jakiej znajdowało się Imperium Rosyjskie. Niestety dla Romanowów ostatni władca z tej dynastii był rażąco nieudolny. Być może jednak jeszcze gorsze było to, że wierzył w swój geniusz i carski majestat. Gdy sam przejął dowodzenie armią, upadek wydawał się być kwestią czasu.
Oczywiście historyków zawsze interesuje to, dlaczego nie utrzymał się żaden z funkcjonujących w tamtym czasie rządów. Wszak na bolszewików nikt wtedy nie stawiał. Dlaczego więc przejęli oni władzę? Czy Lenin istotnie był geniuszem? Beevor nie ukrywa, że według niego istotnie był Lenin sprawnym i cynicznym politykiem, który nie wahał się ostro licytować. Wsparty niewątpliwym talentem Trockiego był w stanie przejąć władzę. Jednak przejąć władzę to jedno. Dlaczego jednak bolszewicy ją utrzymali? Jak udało im się wygrać krwawą wojnę domową? Wszak w pewnym momencie walczyli oni na dwa front – z Polską i białymi.
Autor książki ma bardzo zdecydowany pogląd w tej kwestii. Jego myślenie najkrócej oddaje stwierdzenie: to nie tyle bolszewicy wygrali wojnę domową, ile biali ją przegrali. Wszyscy słyszeliśmy o krwawym czerwonym terrorze, o masowych mordach, gwałtach, grabieżach, pogromach. Tymczasem wciąż za mało przebija się prawda o zbrodniach białych. Tymczasem – co konsekwentnie udowadnia Beevor – ich terror był równie bezwzględny. Armie białych dopuszczały się potwornych zbrodni na zajętych przez siebie terenach. Dopuszczały się masowych pogromów Żydów. Zrażały do siebie chłopów. W efekcie nie potrafiły dla swoje sprawy pozyskać samych Rosjan. Co gorsza nie potrafili też znaleźć sojuszników za granicą. Wszyscy – na czele z Piłsudskim – widzieli w nich kontynuatorów carskiej imperialnej Rosji. Biali chcieli odbudować całe Imperium. Trudno o skuteczniejszą antyreklamę w krajach ościennych, wybijających się właśnie na niepodległość.
Po skończonej lekturze wiem jedno. „Rosja. Rewolucja i wojna domowa 1917 – 1921” nie potrzebuje reklamy. Nazwisko autora jest renomą samą w sobie. Antony Beevor dał zwięzły i bardzo ciekawy wykład poświęcony rosyjskiej rewolucji i wojnie domowej. Stawia odważne tezy, które następnie udowadnia. Podkreśla znaczenie Lenina dla bolszewików, który jest dla niego nade wszystkim zręcznym politykiem. Podkreśla liczne błędy białych, którzy właściwie z nikim nie potrafili się porozumieć – także sami ze sobą. Ich zbrodnie i terror – nie mniej straszny od tego czerwonego – nie przyciągał potencjalnych sojuszników. Zdaniem autora tej wojny biali nie mogli po prostu wygrać. Zdecydowanie polecam tę pozycję wszystkim miłośnikom historii. To po prostu trzeba przeczytać i mieć w swojej biblioteczce. W końcu to Antony Beevor i rosyjska rewolucja. Czyż może być lepsze połączenie?

Rewolucja październikowa w Rosji to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii XX wieku. Bolszewicy pod wodzą Lenina obalili Rząd Tymczasowy i sięgnęli po władzę. Jak im się to udało? Dlaczego wszystkie inne siły polityczne ówczesnej Rosji (a tych było naprawdę sporo) dały się zdominować Leninowi? Wreszcie pytanie najważniejsze: czy rewolucja październikowa była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tocząca się wojna na Ukrainie spowodowała wzrost zainteresowania historią tego kraju. Napływ wielu Ukraińców do Polski przyniósł zaś pytania o wspólną historię, która bardzo często nas dzieli. Mówiąc szczerze nie widać powodów, aby sytuacja ta uległa zmianie. Wręcz przeciwnie. Każdy, kto śledzi zmagania wojenne Ukraińców dostrzega, że jeszcze bardziej wzrósł tam kult UPA i Bandery. Dla nas tymczasem te dwie nazwy są synonimem okrutnego ludobójstwa. Osobiście słyszałem starszych ludzi, którzy mówili, że podczas wojny Ukraińcy byli dużo gorsi id Niemców. Świadczy to o olbrzymiej traumie u wielu Polaków. Traumie tym większej, że ukraińskie władze zdają się jej zupełnie nie dostrzegać – nie mówiąc już o słowie „przepraszam” z ich strony.
Wydaje się, że właśnie to wszystko miał na uwadze Tomasz P. Terlikowski pisząc książkę pod tytułem „Rozdzieleni bracia. Szeptyccy, historia Polski i Ukrainy”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa WAM. Autor jest znanym dziennikarzem i pisarzem. Jednak nie jest zawodowym historykiem, co doskonale widać po lekturze recenzowanej książki.
Na początku kilka uwag. Otóż Terlikowski wziął na warsztat bardzo obiecujący temat. Szeptyccy, wnukowie Aleksandra Fredry i potomkowie wielkiego kresowego rodu. Pięciu braci, z których każdy poszedł własną drogą. Najbardziej oczywiście historia zapamiętała Stanisława – generała wojska polskiego i Andrzeja – zwierzchnika Kościoła greckokatolickiego. Autor wyraża życzenie, że jego książka może prowadzić do „głębokiego pojednania”. Mam jednak ku temu poważne wątpliwości. Książka Terlikowskiego nie jest klasyczną biografią. To raczej popularnonaukowa historia obu braci. Historia rzeczywiście dramatyczna i mająca smutny finał.
Autor zachowuje chronologiczny układ. Widać jednak, że specjalizuje się w tematach religijnych, to bowiem im poświęca ogromne partie swojej pracy. Tam zaś, gdzie skręca w historię polityczną często robi to na skróty i pobieżnie. Mówiąc wprost przeciętny czytelnik, interesujący się historią XX wieku nie dowie się z książki Terlikowskiego niczego nowego. Prawdę powiedziawszy najgorzej – w mojej ocenie – wypadł fragment dotyczący II wojny światowej. Autor – często nieudolnie – ewidentnie próbuje bronić postawy metropolity Szeptyckiego. Stara się tłumaczyć, dlaczego poparł zbliżenie z Niemcami, dlaczego pisał listy do Adolfa Hitlera, dlaczego chciał budować ukraińskie państwo w sojuszu z III Rzeszą. Czy jednak można to wytłumaczyć? Wszak metropolita był człowiekiem światłym, wykształconym i musiał sobie zdawać sprawę ze swoich czynów. Tym bardziej, że wiedział o nazistowskich zbrodniach. Szeptycki nie protestował także, gdy Ukraińcy dokonywali pogromów Żydów oraz bardzo późno potępił ludobójstwo na Polakach. Takie są fakty. Tymczasem Terlikowski kluczy, próbuje szukać wytłumaczenia, snuje domysły.
Kuriozalne jest pytanie, czy bracia zrobili wystarczająco dużo, by pogodzić zwaśnione narody. Wtedy nie mogli uczynić tego braci Szeptyccy, dziś nie może uczynić tego Terlikowski swoją książką. Autor powinien rozumieć, że pojednania i zgody między narodami nie da się zbudować dekretem, jakimś wydumanym aktem czy narzucić odgórnie. Proces ten – aby był trwały – musi obejmować zarówno warstwy rządzące jak i cały naród. Nade wszystko zaś musi być oparty na prawdzie. Tymczasem Ukraińcy nie przyznawali się do mordów na Polakach wtedy, nie przyznają się do tych wydarzeń także i dziś. Dla nich UPA jest symbolem walki z Sowietami, dla nas symbolem ludobójstwa. Tymczasem Terlikowski zdaje się nie dostrzegać tej oczywistości.
Pomijając to wszystko, lektura książki w pewnych fragmentach jest nużąca. Kilkukrotnie autor pisze, że świat jaki znali braci się skończył. Robi tak przy okazji opisu I i II wojny światowej. Oczywiście jest to prawda, jednak te powtórzenia (niemal dosłowne) są irytujące. Poza tym wtedy kończył się świat, jaki znali wszyscy ludzie. Szeptyccy byli w tej uprzywilejowanej postaci, że byli bardzo majętni i nie musieli się martwić o zaspokojenie codziennych podstawowych potrzeb. Tymczasem dla Polaków, Ukraińców i Żydów wojna była prawdziwym piekłem na ziemi.
Mówiąc szczerze, tytuł ten mnie rozczarował. Jest to praca publicystyczna. Uważna lektura książki pokazuje, że autor nie jest historykiem. Nie przynosi żadnych nowych ustaleń. Moim zdaniem za bardzo stara się wybielić metropolitę i jego działania (lub ich brak) podczas II wojny. Uważam, że są dużo lepsze prace poświęcone historii Ukrainy i Polski tamtego okresu.

Tocząca się wojna na Ukrainie spowodowała wzrost zainteresowania historią tego kraju. Napływ wielu Ukraińców do Polski przyniósł zaś pytania o wspólną historię, która bardzo często nas dzieli. Mówiąc szczerze nie widać powodów, aby sytuacja ta uległa zmianie. Wręcz przeciwnie. Każdy, kto śledzi zmagania wojenne Ukraińców dostrzega, że jeszcze bardziej wzrósł tam kult UPA i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako wierny fan autora i Jakuba Kani oczywiście przeczytałem. Siembieda po raz kolejny połączył wiele wątków, pisząc doprawdy znakomitą powieść. Jednak mam pewne drobne uwagi. Otóż nie podobała mi się okładka, będąca wyraźnie różna od poprzednich tomów. Po drugie Kani ewidentnie zaszkodziło odejście z IPNu. Mam nadzieję, że autor nie zrobi z niego historycznego Bonda. Byłoby to bowiem skrzywdzenie tego bohatera, którego polubiły rzesze czytelników. Mam mocno ambiwalentny stosunek do pani kapitan ze służb specjalnych i jej powiedzonek. Absolutnie nie są one dla mnie wartością dodaną. W "Oriencie" dzieje się bardzo dużo, w pewnym momencie zapytałem sam siebie, czy nie za dużo. Mocno eksponowany jest wątek partnerki Jakuba, który nagle się urywa i jest jakby niedokończony. Podsumowując, autor po raz kolejny napisał świetną powieść o przygodach Jakuba Kani. Jako absolutny miłośnik całej serii apeluję jednak do autora o to, aby oparł się pokusie robienia z Kani polskiego Bonda i brnięcia w stronę powieści sensacyjnej. Myślę, że nie tędy droga. Ostatnia rzecz - może Jakub jednak wróci do IPNu? Jakoś mi nie pasuje jego postać do międzynarodowej korporacji.

Jako wierny fan autora i Jakuba Kani oczywiście przeczytałem. Siembieda po raz kolejny połączył wiele wątków, pisząc doprawdy znakomitą powieść. Jednak mam pewne drobne uwagi. Otóż nie podobała mi się okładka, będąca wyraźnie różna od poprzednich tomów. Po drugie Kani ewidentnie zaszkodziło odejście z IPNu. Mam nadzieję, że autor nie zrobi z niego historycznego Bonda....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Księża opowiadają o swoim życiu
„Pamiętajcie, że ksiądz jest takim samym człowiekiem, jak wy: że się nie wysypia, wstaje lewą nogą, ma swoje lęki, problemy. Jeśli czasem jest zły, to nie dlatego, że was nie lubi albo jest okropnym księdzem, tylko jak każdy z was z czymś się mierzy”.
Temat życia księży to prawdziwy temat rzeka. Właściwie w naszym kraju każdy jest w tej dziedzinie specjalistą i każdy czuje się uprawniony, aby na temat księży zabierać głos i dyskutować. Najczęściej i najgłośniej słychać oczywiście ludzi, którzy od Kościoła są dość daleko, ale wszystko wiedzą najlepiej. Jeszcze do niedawna pokutował taki stereotyp życia księdza: nic nie robi, ma mnóstwo wolnego czasu i bardzo dużo pieniędzy. Jeździ dobrym samochodem i wszystko ma podane pod nos. Ilekroć ktoś w mojej obecności wygłaszał taką opinię zawsze mówiłem: idź do seminarium (jeśli to był mężczyzna), lub pytałem: to dlaczego pod seminariami nie ustawiają się tłumy chętnych? Przecież jeśli jest tak wspaniale, to rektorzy seminariów powinni opędzać się od kandydatów. Tymczasem jest zgoła odwrotnie – liczba powołań w Polsce dramatycznie maleje z roku na rok.
Ostatnio przekaz się nieco zmienił. Obowiązuje mianowicie teza, że każdy ksiądz to potencjalny pedofil i przestępca. Tak właściwie to po co są ci księża, skoro nowoczesny świat nie potrzebuje Boga, Kościoła ani tym bardziej księży. No właśnie, po co są księża? Jak żyją? Co mówią sami o sobie i swojej posłudze? Jak rodziło się ich powołanie? Jak patrzą na Kościół?
Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w książce Dawida Gospodarka pod tytułem chwytliwym tytułem „Duchowni. Cała prawda o życiu w sutannie”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa ESPE. Autor jest znanym katolickim dziennikarzem i publicystą, a prywatnie moim kolegą.
Na początku kilka uwag. Otóż bez wątpienia słowa uznania należą się wydawnictwu za reklamę książki. Naszą uwagę przykuwa chwytliwy tytuł, z którym oczywiście będę polemizował. Nie jest to bowiem „cała prawda”. Takiej po prostu nigdy nie poznamy. Księży w Polsce jest kilka tysięcy, rozmówców Gospodarka zaledwie kilku. Nie mogą więc oni pokazać „całej prawdy”, jest to po prostu niemożliwe. Niemniej jednak rozumiem intencje, przemawiające za takim właśnie tytułem. Wydawca uwypuklił na okładce takie kwestie jak: celibat, zarobki księży i płacone przez nich podatki czy przypadki odejść z kapłaństwa. Uczciwie jednak uprzedzam – wszyscy ci, którzy nastawiają się na tanią sensację srodze się (na szczęście) zawiodą.
Książka Dawida Gospodarka jest bowiem naprawdę bardzo, ale to bardzo dobra. Wszystkie rozmowy są teologicznie pogłębione, nie zatrzymują się na powierzchni, ale dotykają istoty sprawy. Czytając niektóre rozmowy czułem się, jakbym odbywał rekolekcje. Jednocześnie dostrzegam fakt, iż dla zupełnych laików ta książka może być trudna w odbiorze. Wymaga ona bowiem pewnej teologicznej wiedzy i pewnego zakorzenienia w Kościele. W przeciwnym razie czytelnik po prostu może jej nie zrozumieć. Jest to zarazem największy atut tej książki – brak pogoni za tanią sensacją.
Jednocześnie trzeba mieć na uwadze, że niektóre fakty czy doświadczenia rozmówców Dawida Gospodarka wynikają z lokalnej specyfiki. Pierwszy z brzegu przykład – każde seminarium w Polsce funkcjonuje trochę inaczej, każde ma swoją specyfikę. Nie ma więc jednej prawdy o tym, jak wygląda życie w seminarium.
Do mnie, teologa z wykształcenia, najbardziej przemówiła rozmowa z księdzem profesorem Grzegorzem Strzelczykiem. Uderzające jest, jak ten bardzo doby teolog często mówi po prostu: nie wiem, nie rozumiem, nie mam wiedzy. Tymczasem wielu księży i świeckich, wypowiadając się o Kościele grzeszy pychą: jest fatalnie, ale oni sypią pomysłami na uzdrowienie sytuacji jak gdyby pozjadali wszystkie rozumy. Tymczasem rozmówcy Gospodarka jasno podkreślają: nie będzie idealnego Kościoła i nie będzie idealnych księży. Nigdy. Do ideału trzeba dążyć, ale nasze życie na ziemi jest ułomne i z definicji takie pozostanie. Dopiero gdy spotkamy Boga twarzą w twarz osiągniemy pełnię.
Jeszcze jedna kwestia, jeśli chodzi o rozmówców autora, która musi tu wybrzmieć. Otóż w książce jest wyraźna nadreprezentacja księży posiadających doktorat, będących pracownikami naukowymi, prowadzących jakiś własny projekt czy konkretne duszpasterstwo. Tymczasem przeciętny polski ksiądz taki nie jest. Nie ma doktoratu, nie pracuje na wyższej uczelni a poziom jego wiedzy teologicznej też pozostawia trochę do życzenia (czego dobitnym przykładem są słuchane przeze mnie kazania). Zabrakło mi w tej książce rozmów z takimi właśnie księżmi. Jedyny proboszcz, z którym rozmawia autor również posługuje w mieście. Ja natomiast zastanawiam się, co powiedziałby proboszcz z małej wioski z moich rodzinnych stron. On zna swoich parafian od kilkunastu lat i oni doskonale znają jego. Nie ma tam grup, którymi można byłoby się pochwalić w Internecie. Ten proboszcz nie ma wikarych, żyje zupełnie sam na plebani. Trzy msze w niedziele, jedna w tygodniu. Wiejski kościół, wiejska szkoła, codzienne życie. Duszpasterstwo bez tik toka, bez profilów w mediach społecznościowych. Praca, której nikt nie zauważa. Co by powiedzieli tacy księża? Bardzo mi brakło ich głosu.
Najsłabsza zaś jest rozmowa z jedynym biskupem, który kluczył jak mógł, aby tylko nie powiedzieć nic konkretnego.
Mógłbym pisać jeszcze bardzo długo, ale zamiast tego zachęcam po prostu do sięgnięcia po książkę. Ja podczas lektury miałem wiele refleksji. Rodziła się we mnie chęć polemiki. Jednym słowem, książka spełniła swoją rolę. Dawidzie, czekam na kolejne twoje publikacje.
Wojciech Sobański

Księża opowiadają o swoim życiu
„Pamiętajcie, że ksiądz jest takim samym człowiekiem, jak wy: że się nie wysypia, wstaje lewą nogą, ma swoje lęki, problemy. Jeśli czasem jest zły, to nie dlatego, że was nie lubi albo jest okropnym księdzem, tylko jak każdy z was z czymś się mierzy”.
Temat życia księży to prawdziwy temat rzeka. Właściwie w naszym kraju każdy jest w tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest po prostu genialne.
Język i styl autora wbijają w fotel wraz z każdym przeczytanym zdaniem.
Fantastyczna powieść o... człowieku.

To jest po prostu genialne.
Język i styl autora wbijają w fotel wraz z każdym przeczytanym zdaniem.
Fantastyczna powieść o... człowieku.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja przedpremierowa.
Za egzemplarz promocyjny dziękuję wydawnictwu Czarna Owca
Strach
„Chwilę później rozbłysły długie światła. Oślepiły mnie, więc zamknąłem oczy.
Słyszałem pisk hamulców i przeciągły gwizd klaksonu.
Rozpostarłem ramiona.
Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia”.
Biorąc do ręki najnowszą powieść Piotra Kościelnego pod tytułem „Szymek”, zupełnie nie wiedziałem ,czego mam się spodziewać. Do tej pory nie miałem bowiem styczności z twórczością autora. Moją uwagę przykuła jednak okładka i opis wydawcy, który zwyczajnie mnie zaintrygował.
Akcja powieści rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych we Wrocławiu. Nie jest to jednak Wrocław, jaki znamy. To miasto, na ulicach którego rządzi przemoc i prawo pięści. To miasto pełne szarych bloków, w których mieszkają szarzy ludzie. Ludzie, poranieni przez życie. Ludzie, pragnący związać koniec z końcem. Ludzie, próbujący uwolnić się od swoich demonów. Ludzie, którzy mają nieśmiałą nadzieję na coś więcej. Nadzieja jednak to bardzo niebezpieczna rzecz. Człowiek może się na niej zawieść, a wtedy pozostaje jedno pytanie: po co dalej żyć?
Akcja powieści rozpoczyna się 15 lutego 1994 roku. Piętnastoletni Szymon popełnia samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Dlaczego zdecydował się na tak radykalny krok? Dlaczego młody człowiek nie widział przed sobą przyszłości? Czyżby niczego już od życia nie oczekiwał? Kogo lub czego się bał? Wydaje się, że pytanie te pozostaną bez odpowiedzi. Na miejscu tragedii nie stwierdzono bowiem udziału osób trzecich, więc sprawę szybko umorzono.
Jednak kilka dni później rodzinę Dąbrowskich spotyka kolejne nieszczęście. Starszy brat Szymka skacze z dachu wieżowca. Dlaczego Tomek popełnił samobójstwo? Czy powodem była jedynie trauma spowodowana śmiercią brata?
Tym razem śledczy postanawiają bliżej przyjrzeć się sprawie. Policjanci rozumieją, że samobójstwa braci muszą mieć jakieś przyczyny, które trzeba wyjaśnić. Śledztwo prowadzi Piotr Żmigrodzki. Tutaj muszę zwrócić uwagę na kreację tego bohatera. Otóż autor nie odbiega od schematu – komisarz okazuje się alkoholikiem, który nie wiadomo jakim cudem jeszcze służy. Zupełnie nie radzi sobie w życiu osobistym. Nękają go demony przeszłości. Kilka lat wcześniej doprowadził bowiem do skazania na karę śmierci niewinnego człowieka. Od tej chwili zupełnie nie umie sobie poradzić z tą traumą. Do pomocy zostaje mu przydzielony młody i ambitny Sawicki. Czy uda im się wyjaśnić zagadkę śmierci braci? Dlaczego Szymek i Tomek odebrali sobie życie? Jak okrutna okaże się prawda?
Powiedzmy coś więcej o konstrukcji powieści. Piotr Kościelny zdecydował się w swojej książce na dwóch narratorów. Jednym z nich jest Szymek, który opowiada o swoim życiu. Dzięki temu poznajemy bliżej tego zagubionego chłopaka, który stara się zrozumieć, kim tak naprawdę jest. Jednak koledzy ze szkoły nie ułatwiają mu zadania. Wręcz przeciwnie. Szybko znajdują okazję, aby wyżyć się na koledze, który wydaje się „odbiegać od normy”.
Drugi narrator występuje w trzeciej osobie i relacjonuje cały przebieg śledztwa. Trzeba wreszcie nadmienić, że „Szymek” to powieść dla czytelników o mocnych nerwach. Autor pisze bardzo realistycznie, nie uciekając od przemocy i brutalnych scen. Pokazuje, do czego może prowadzić brak tolerancji i akceptacji kogoś, kto odstaje od reszty. Pokazuje, czym skutkuje polityka „niewtrącania się” i uporczywego nie zwracania uwagi na to, co dziej się tuż pod naszymi oczami. Pokazuje wreszcie, do czego prowadzi brak odwagi. Zło karmi się brakiem odwagi ludzi dobrych.
Samą książkę czyta się bardzo szybko. Przeszkadzała mi jedynie zbyt płytka kreacja bohaterów, zwłaszcza Żmigrodzkiego. Zakończenie zaś – niech każdy po prostu oceni sam.
„Szymek” Piotra Kościelnego to powieść o zagubionym chłopaku, który ze swoimi problemami został sam. Powieść o ludziach, którymi żądzą duchy przeszłości. Powieś o strachu i odrzuceniu. To po prostu mocna powieść o ciemnej stronie życia.
Wojciech Sobański

Recenzja przedpremierowa.
Za egzemplarz promocyjny dziękuję wydawnictwu Czarna Owca
Strach
„Chwilę później rozbłysły długie światła. Oślepiły mnie, więc zamknąłem oczy.
Słyszałem pisk hamulców i przeciągły gwizd klaksonu.
Rozpostarłem ramiona.
Bałem się śmierci. Dużo bardziej jednak bałem się życia”.
Biorąc do ręki najnowszą powieść Piotra Kościelnego pod tytułem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nadzieja na wolną Polskę
„Przedmiotem niniejszej pracy są międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty powstania warszawskiego, a także próba udzielenia odpowiedzi na pytanie, jaką lekcję przynosi nam dziś, w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej, to wystąpienie. Zryw stolicy nadal stanowi jedno z najbardziej kontrowersyjnych i nie w pełni wyjaśnionych wydarzeń II wojny światowej”.
Wydawać by się mogło, że o Powstaniu Warszawskim napisano już wszystko. Książkami na jego temat można by wypełnić całą bibliotekę. Tymczasem temat ten jest ciągle poruszany przez historyków i publicystów. Ciągle wywołuje żywe spory i emocje. Można wręcz zaryzykować tezę, że spór o Powstanie Warszawskie to tak naprawdę spór o Polskę, o podejście do państwa i jego niepodległości.
Mając to wszystko na uwadze z zainteresowaniem przyjąłem najnowszą książkę Agnieszki Cubały pod tytułem „Wolność '44”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa „Moje Książki Agnieszka Cubała”. Autorka jest dobrze znana czytelnikom i wszystkim intersującym się Powstaniem. Napisała na jego temat wiele bardzo dobrze przyjętych książek, pracowała w Muzeum Powstania Warszawskiego i śmiało można powiedzieć, że po prostu żyje tym tematem.
Muszę przyznać, że mając w pamięci swoistą trylogię o Powstaniu Warszawskim, jaką autorka napisała dla wydawnictwa Prószyński i S-ka, po tej książce spodziewałem się czegoś innego. Zakładałem, że po raz kolejny Agnieszka Cubała skupi się na codzienności Powstania, tym razem pod kątem upragnionej wolności właśnie. Tymczasem otrzymujemy bardzo solidnie przygotowane „kompendium wiedzy” na temat Powstania. Publikacja napisana jest prostym i przystępnym językiem, skierowanym do szerokiego grona odbiorców. Autorka stara się zachować obiektywizm – ani nie stawia tezy, że Powstanie było „obłędem” ani, że było „świętą ofiarą dla Ojczyzny”. Spogląda na nie pod różnymi aspektami, dochodząc przy tym często do pesymistycznych wniosków.
Książka składa się z trzech głównych części. Pierwsza z nich dotyczy genezy Powstania. W tym celu przypomniana zostaje sytuacja Polski do roku 1944. Wiele miejsca zajmują uwarunkowania międzynarodowe, które były szalenie ważne (a przez ówczesnych często błędnie oceniane). Omówione zostają różne plany powstania a także okoliczności podjęcia decyzji o jego wybuchu.
Druga część publikacji to stosunek Wielkiej Trójki do Powstania Warszawskiego. Jest to najbardziej pesymistyczny fragment książki. Tak naprawdę bowiem nasi „sojusznicy” często nawet w sferze werbalnej nie starali się pomóc Polsce i Powstańcom. W 1944 roku los naszego kraju został już przesądzony. Powstanie – nawet hipotetycznie zwycięskie – nie mogło tego zmienić.
Trzecia część to próba oceny powstania i jego skutków. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Otóż kwestia ta zawsze wywoływać będzie spory. Niemniej jednak trzeba zachować elementarny zdrowy rozsądek. Wszyscy krytycy Powstania podają jeden argument – nie było szans na zwycięstwo. Zapytajmy się jednak uczciwie, czy była szansa na zwycięstwo w wojnie z III Rzeszą? Czy nie lepiej byłoby po prostu 2 września 1939 roku skapitulować wobec miażdżącej przewagi wroga? Wszak to są te same argumenty – niszczone były miasta i wsie, ginęła ludność cywilna. Niemcy prowadziły bowiem od pierwszego dnia wojnę totalną.
Z tym wiąże się druga ważna kwestia. Warto, aby ona wybrzmiała. Za zrównanie z ziemią Warszawy, za okrutne rzezie cywilów, za ludobójstwo na Woli, za każdą zniszczoną kamienicę odpowiedzialni są Niemy. Wyłącznie Niemcy. Nie Powstańcy czy dowództwo Armii Krajowej. Tylko Niemcy. Często w publicystyce ta oczywista prawda umyka. Wielu się wymądrza – gdyby nie Powstanie, Warszawa nie zostałaby zniszczona. Przenosić odpowiedzialność za hekatombę stolicy z kata na ofiary to rzecz doprawdy kuriozalna.
W mojej ocenie najsłabszy jest ostatni rozdział, w którym autorka na siłę wprowadza wątek wojny na Ukrainie. II wojna światowa i Powstanie Warszawskie było czymś zupełnie innym i nie za bardzo rozumiem, czemu mają służyć takie porównania.
W podtytule Agnieszka Cubała stawia także pytanie: jaką lekcję przynosi nam dziś powstanie warszawskie? Moja odpowiedź będzie prosta i być może niepopularna – że najważniejsze jest niepodległe państwo polskie. To jest jedyna lekcja, którą możemy wziąć dla siebie. Tymczasem jak to wygląda w praktyce? Dla ilu Polaków obojętne jest, gdzie żyją? Mówią o sobie, że są „obywatelami świata”. Za biało-czerwoną opaskę na ramieniu można było zostać rozstrzelanym przez Niemców. Jak my dziś traktujemy polską flagę? Czy mamy do niej szacunek? Czy jesteśmy z niej dumni? Powstańcy szli walczyć i umierać za Polskę. Wieszali biało-czerwone barwy. Dlaczego dziś dla wielu ważniejsze są inne, może bardziej kolorowe flagi? Jakimi Polakami dziś jesteśmy?
„Wolność '44” to „pigułka wiadomości” o Powstaniu Warszawskim, o tym jak do niego doszło i jakie były jego skutki. Jako recenzent muszę jednak odnotować, że w książce zdarzają się drobne literówki. Błędnie została podana data manifestu PKWN, który ukazał się 22 lipca, a nie 24 lipca. Poza tym Franklin Roosevelt był prezydentem USA, a nie premierem (w książce jest tak nazwany co najmniej dwukrotnie – tymczasem w Stanach nie ma takiego stanowiska).
Po skończonej lekturze utwierdziłem się w przekonaniu, że Agnieszka Cubała pisze dobre i ciekawe książki. Docenić należy to, że są one skierowane do szerokiego grona odbiorców i dotykają tematu Powstania Warszawskiego pod wieloma aspektami. Wiersz ks. Jana Twardowskiego, dwukrotnie przywołany w książce przez autorkę jest świetnym podsumowaniem nie tylko całej publikacji, lecz także jej osobistego stosunku do Powstania. Polecam lekturę.
Wojciech Sobański

Nadzieja na wolną Polskę
„Przedmiotem niniejszej pracy są międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty powstania warszawskiego, a także próba udzielenia odpowiedzi na pytanie, jaką lekcję przynosi nam dziś, w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej, to wystąpienie. Zryw stolicy nadal stanowi jedno z najbardziej kontrowersyjnych i nie w pełni wyjaśnionych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Duchy przeszłości
„Nie powiedziałem jednak całej prawdy swoim rozmówcom. W idealnym świecie każdy przypadek dziecka wyglądałby tak samo. Problem w tym, że czasem trzeba było najpierw rozpracować dom. I nie było innego wyjścia”.
Byłem zwyczajnie ciekawy nowej książki Jędrzeja Pasierskiego pod tytułem „Wodnik”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Czarne. Historia ta powstała pierwotnie jako produkcja audioteki. W 2023 roku do rąk czytelników trafia jej książkowa wersja.
Oczywiście wszyscy znamy autora z cyklu o komisarz Ninie Warwiłow. To właśnie tą serią Pasierski zdobył sobie uznanie czytelników, a niektóre tomy zyskały prestiżowe nagrody. Jak więc poradził sobie z książką, w której nie ma Niny? Czy „Wodnik” to rasowy „thriller psychologiczny”, jak chce tego wydawca? Przede wszystkim moją uwagę przykuła nienachalna objętość książki. Liczy ona sobie nieco ponad dwieście stron, co ma zarówno swoje plusy jak i minusy. Do tych pierwszych zaliczyć można to, że książkę po prostu szybko się czyta. Minusem mogą być niepogłębieni bohaterowie i dość powierzchownie opowiedziana historia. Mam wrażenie, że autor nie wykorzystał całego potencjału, jaki w niej drzemie. Ale po kolei.
Głównym bohaterem jest Szczepan Turski, który pracuje jako psycholog i specjalizuje się w pracy z dziećmi. Jego życie osobiste nie jest zbyt udane. Autor powiela schemat, w którym główna postać ma własne problemy, z którymi nie umie sobie poradzić. Turskiego prześladują bowiem demony przeszłości, od których nie potrafi się on uwolnić. W tym miejscu mała dygresja. Otóż uważam, że postać psychologa pozostała „niedopowiedziana”. Jak gdyby Pasierski nie mógł się zdecydować, czy ciągnąć jego wątek, czy też nie. W efekcie otrzymaliśmy bohatera trochę nijakiego. Być może jest to jednak tylko moje odczucie.
Szczepan przyjmuje zlecenie w Zwierzyńcu. W domu nad stawami Echo mieszka siedmioletni Michał, który często miewa wybuchy złości. Rodzice chcą, aby psycholog pomógł ich dziecku. Tymczasem Szczepan odkrywa, że napady agresji mogą mieć bardzo konkretną przyczynę. Okazuje się, że brat Michała utopił się niedaleko domu. Jednak chłopiec utrzymuje, że widział Wodnika, który zabrał Marcela. Czy można wierzyć siedmiolatkowi? Czy Wodnik rzeczywiście istnieje, czy stanowi tylko wytwór wyobraźni?
Szczepan Turski próbuje rozwikłać tę zagadkę. Aby to zrobić, będzie musiał zrozumieć, jakie relacje łączą poszczególnych członków rodziny. W trakcie tego swoistego śledztwa natrafia na kobietę, która pisze książkę o zaginięciu pewnej nastolatki. Rodzi się między nimi nić sympatii. Oboje nie przypuszczają nawet, że prawda, którą odkryją zagrozi ich życiu.
„Wodnik” to ciekawa historia. Jednak zabrakło mi w niej napięcia i uczucia niepokoju, które powinno towarzyszyć czytelnikowi podczas lektury. Uważam, że dzieje się tak głównie za sprawą bohaterów, którzy po prostu są. Trudno nam się utożsamić z jakąś postacią, trudno komuś kibicować. Pretekstem do pracy Szczepana stał się przypadek Michała, tymczasem sam chłopiec jest niemal nieobecny w książce.
Podsumowując „Wodnik” to dobra powieść na letni odpoczynek, jednak uważam, że Jędrzeja Pasierskiego stać na więcej.

Duchy przeszłości
„Nie powiedziałem jednak całej prawdy swoim rozmówcom. W idealnym świecie każdy przypadek dziecka wyglądałby tak samo. Problem w tym, że czasem trzeba było najpierw rozpracować dom. I nie było innego wyjścia”.
Byłem zwyczajnie ciekawy nowej książki Jędrzeja Pasierskiego pod tytułem „Wodnik”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Czarne. Historia ta powstała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja przedpremierowa:

Wojenna pożoga

„- Wierzę tak samo mocno jak ty, że ocali nas miłość. I będę na ciebie czekać, choćbym miała czekać do końca życia.
Objął ją i mocno przytrzymał w uścisku. Zamienili kilka pośpiesznych słów, wzajemnych przestróg, pocałował ją ostatni raz i wyszedł. Cudem się powstrzymała, aby za nim nie wybiec”.
Poczytuję sobie za zaszczyt, że mogłem przedpremierowo przeczytać drugi tom „Opowieści warmińskiej” autorstwa Wioletty Sawickiej pod tytułem „Ocali nas miłość”. Ukazał się on nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Byłem bardzo ciekaw tego, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Autorka tradycyjnie nie zawiodła i napisała kolejną przepiękną i poruszającą opowieść o miłości, nienawiści, okrucieństwie i nadziei. Wielokrotnie pisałem, że Wioletta Sawicka należy do grona moich ulubionych autorek, w czym utwierdza mnie każda kolejna napisana przez nią książka. Jej sagi mają w sobie to coś, co chwyta czytelnika za serce już od pierwszej strony.
Nie inaczej jest w przypadku „Ocali nas miłość”. Akcja powieści rozpoczyna się w czerwcu 1939 roku. Lizka bez pamięci zakochana jest we Franzie. Nie wyobraża sobie świata bez niego. Jednak gdy tych dwoje upaja się swoją miłością, na horyzoncie gromadzą się ciemne chmury wojny. Czytelnik jest świadomy tego, co się za chwilę stanie. III Rzesza napadnie na Polskę. Życie naszych bohaterów zmieni się z dnia na dzień. Oczywiście Warmia i Mazury jako składowe Prus Wschodnich nie należą do Polski, tylko do Niemiec. Mimo to i na tych terenach Polacy zaznają wszystkich okropności wojny. Ale po kolei.
Życie Lizki bardzo się zmieniło. Po tragedii, jaka rozegrała się w pierwszym tomie, rodzina Langerów z trudem się podniosła. Choć może lepiej byłoby napisać, że nie podniosła się wcale. Ojciec Lizki, po stracie ukochanej żony zupełnie się załamał. Żyje w swoim świecie, pielęgnując ból po stracie. Córka zdaje się go zupełnie nie obchodzić. Całe szczęście dziewczyną zaopiekowała się Augusta, która wynajęła dla nich mieszkanie w mieście. Zajęła się edukacją Lizki i stara się być dla niej oparciem w codzienności. Stara kobieta wyrasta w drugim tomie na jedną z głównych bohaterek. Jest to udany zabieg, Augusta bowiem jawi się jako mądra osoba, która niejeden raz może jeszcze zaskoczyć tych, którym wydaje się, że ją znają. Konsekwentnie krytykuje przy tym gorącą krew Langerów, wybierając pragmatyzm jako życiowe motto. Szczytem wyrachowania jest z jej strony powieszenie w mieszkaniu portretu Hitlera. Tylko czy to wystarczy, aby wygrać partię ze złym losem?
Lizka pracuje w polskiej szkole. Kultywuje polskość, co wkrótce może mieć tragiczne konsekwencje. Franz rozumiejąc, że wkrótce wybuchnie wojna, robi wszystko, aby bezpiecznie ukryć swoją ukochaną. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Wioletta Sawicka kolejny raz pokazała, że świetnie jej wychodzi pisanie powieści obyczajowych osadzonych w realiach historycznych. Oprócz literackiej fikcji otrzymujemy solidną dawkę historycznej wiedzy, która na co dzień nam umyka. Warmia i Mazury nie były wszak częścią Polski. Nie toczyły się tam działania wojenne w potocznym rozumieniu tego słowa. Jednak Niemcy od początku przystąpili do systematycznego niszczenia Polaków i polskości. Aresztowali i zsyłali do obozów pracy polskich nauczycieli, urzędników i przedstawicieli inteligencji. Poddawali ich okrutnym torturom na Gestapo. Ich wina była oczywista – była nią polskość, do której się przyznawali.
Wojna to nie jest dobry czas na miłość. Wojna to panowanie zła. Zła, które uosabiali ludzie. Bracia Franza nareszcie mogli dać upust swoim żądzom. Służąc Hitlerowi zyskali nowe możliwości, aby do reszty pognębić tych, którymi od dawna gardzili. Rodzina Langerów miała się przekonać o tym bardzo boleśnie. Pisząc o szykanach, jakimi poddawani byli Polacy Wioletta Sawicka nie gryzie się w język. Opis obozowej rzeczywistości jest bardzo dosadny i brutalny. Po raz kolejny uświadamiamy sobie, czym była dla Polaków gehenna II wojny światowej. Gdy Niemiec stawał się panem życia i śmierci, gdy mógł zabić za ukradzenie jednego kartofla z pola.
Oczywiście, że nasze czytelnicze sympatie całkowicie są po stronie Lizki i Franza. Czy to jednak wystarczy? Czy tych dwoje faktycznie ocali miłość? Co z niepokojącą wizją Augusty sprzed laty?
„Ocali nas miłość” to bardzo dobrze napisana kontynuacja „Opowieści warmińskiej”. Poznajemy dalsze losy Langerów na tle wojennej zawieruchy. Zakończenie po raz kolejny przyprawia nas o szybsze bicie serca. Jako zadeklarowany miłośnik sag Wioletty Sawickiej zdecydowanie polecam recenzowaną powieść. Zazdroszczę, że jej lektura dopiero przed wami. Autorka pisze tak, że dosłownie przenosimy się w czasie i przestrzeni. To, że książka otrzymuje dziesięć gwiazdek, rozumie się samo przez się.

Recenzja przedpremierowa:

Wojenna pożoga

„- Wierzę tak samo mocno jak ty, że ocali nas miłość. I będę na ciebie czekać, choćbym miała czekać do końca życia.
Objął ją i mocno przytrzymał w uścisku. Zamienili kilka pośpiesznych słów, wzajemnych przestróg, pocałował ją ostatni raz i wyszedł. Cudem się powstrzymała, aby za nim nie wybiec”.
Poczytuję sobie za zaszczyt, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zaznaczam, że nie dociekam tu prawdy historycznej. Nie jestem historykiem i nie badam choćby archiwów IPN-u, ale wskazuję, gdzie przebiegają linie frontu wojny polsko – (nie)polskiej. Zastanawiam się, co statystycznie przeciętny Polak może począć w momencie znalezienia się pod ideologicznym obstrzałem”.
Wszyscy zgodzimy się co do tego, że od kilkunastu już lat w Polsce ma miejsce zacięty spór polityczny. Widać to wyraźnie od 2005 roku, gdy zamiast zapowiadanej koalicji Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską drogi tych partii na trwale się rozeszły. Z czasem spór – będący czymś normalnym w systemie demokratycznym – przerodził się niemal w otwartą wojnę. Przeciwnik polityczny stał się „wrogiem”, którego należy zniszczyć za wszelką cenę. Dlaczego tak się stało? Jakie procesy do tego doprowadziły? Czy jest jeszcze szansa na zmianę tego stanu rzeczy?
Między innymi takim rozważaniom poświęcona jest bardzo inspirująca książka Andrzeja Paradysza pod tytułem „Śladami wojny polsko – (nie)polskiej 1989 – 2021”. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Naukowego FNCE. Autor w bardzo ciekawy sposób opisuje najważniejsze spory i podziały, jakie miały miejsce w Polsce w latach 1989 – 2021. Lektura tej książki prowokuje i zmusza do refleksji – nawet jeśli nie podzielamy wszystkich tez jej autora.
Recenzowana publikacja składa się z dwóch głównych części. „Rekonesans” to rozważania o wojnie polsko – (nie)polskiej umieszczone na tle przemian globalnych. Autor dokonuje przeglądu najważniejszych prądów filozoficznych, socjologicznych i społecznych. Analizy te zawarł w formie eseju naukowego, starając się przy tym dotrzeć do możliwie szerokiego grona odbiorców. Dowiemy się zatem, co o wojnie i pokoju sądzono w poprzednich epokach – starożytności, średniowieczu i czasach nowożytnych. Paradysz stawia mocną tezę, że współczesną politykę można opisywać i analizować jako wojnę. Wyjaśnia przy tym rodowód dwóch wielkich graczy polskiej sceny politycznej – PO i PiS-u. Wskazuje na aktualne podziały socjopolityczne.
Druga część książki to chronologiczny przegląd wojen toczonych w polskiej polityce od roku 1989. Oczywiście konflikty i spory między partiami i politykami są czymś normalnym w systemie demokratycznym. Jednak czasem mogą one przekroczyć punkt krytyczny. Stają się wtedy celem samym w sobie, zamiast służyć rozwojowi państwa i społeczeństwa.
W Polsce wojna między różnymi plemionami politycznymi trwa już od 1989 roku. Pierwszym jej etapem są dwie legendy Okrągłego Stołu. Czy był on zmową i zdradą elit? Czy rzeczywiście najważniejszym wydarzeniem dla narodzin III RP? Choć od tych słynnych obrad minęło już kilkadziesiąt lat, to jednak spór o ich znaczenie jest ciągle żywy w polskiej polityce.
Dużą rolę w upublicznieniu sporów w łonie Solidarności odegrał prezydent Lech Wałęsa i jego słynne hasło „wojny na górze”. Dziś jednak absolutnie nie możemy powiedzieć, że na dole panuje pokój wtedy, gdy na górze jest wojna. Dziś partie polityczne dorobiły się rzesz oddanych wyznawców, którzy toczą ze sobą walkę praktycznie na okrągło – w sieci, na portalach społecznościowych itp.
Autor bardzo negatywnie ocenia polskie elity intelektualne i polityków. Trafnie zauważa, że poświęciły one poszukiwanie obiektywnej prawdy dla bieżących korzyści. Stąd też stan ciągłej wojny, szukania wrogów i walka z nimi. Walka rozumiana nie jako spór o przyszłość Polski i drogi jej rozwoju, lecz walka prowadzona dla doraźnych korzyści, czyli utrzymania się u władzy.
Nie będę referował tutaj treści książki, ani dokonywał jej streszczenia – nie chcąc odbierać przyjemności z lektury przyszłym czytelnikom. Powiem tylko, że autor nie pomija żadnego z kluczowych sporów, którymi na co dzień żyła Polska do 2021 roku. Czasem jednak podczas lektury miałem wrażenie, że jednej ze stron obrywa się jakby bardziej, a Andrzej Paradysz zdradza swoje sympatie i antypatie – do czego oczywiście ma prawo.
Czy zatem jest wyjście z tej sytuacji, w której dziś jesteśmy? Czy jest możliwy lepszy styl uprawiania polityki i lepsza władza? Antidotum może stanowić edukacja obywatelska i wychowanie w demokracji.
W podsumowaniu autor przedstawia (po)wojenny bilans i swoje pokojowe postulaty.
„Śladami wojny polsko – (nie)polskiej 1989 – 2021” to według mnie lektura obowiązkowa dla wszystkich interesujących się polityką i aktualną sytuacją w naszym kraju. Skłania ona do refleksji i stawia ważne pytania o kondycję polskiej klasy politycznej i przyszłość Polski. Polecam ten tytuł waszej uwadze.

„Zaznaczam, że nie dociekam tu prawdy historycznej. Nie jestem historykiem i nie badam choćby archiwów IPN-u, ale wskazuję, gdzie przebiegają linie frontu wojny polsko – (nie)polskiej. Zastanawiam się, co statystycznie przeciętny Polak może począć w momencie znalezienia się pod ideologicznym obstrzałem”.
Wszyscy zgodzimy się co do tego, że od kilkunastu już lat w Polsce ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odzyskanie przez Polskę niepodległości po 123 latach rozbiorów napawało dumą ówczesnych Polaków. Wszyscy cieszyli się, że na ich oczach ziściło się to, o czym marzyły wcześniejsze pokolenia – wolna i niepodległa Polska. Radość była tym pełniejsza, że w 1920 roku udało się tę dopiero co wywalczoną niepodległość obronić, wygrywając wojnę z bolszewikami. Wszyscy czekali teraz na idealne, wyśnione państwo. Jednak Polska, zszywana z trzech rozbiorów, nie mogła być takim państwem. Stało przed nią mnóstwo wyzwań i problemów, którym mężnie stawiała czoła.
Tymczasem w 1922 roku miało miejsce wydarzenie, które ponurym cieniem położyło się na historii II RP. Został zamordowany Gabriel Narutowicz, pierwszy prezydent niepodległej Polski. Jak doszło do tego morderstwa? Dlaczego w kraju „bez stosów”, w kraju, który nie znał królobójstwa ani innych podobnych aktów terroru, został zamordowany Narutowicz? Czy do tej tragedii musiało dojść? Kim była ofiara? Kim był zabójca i jakie były okoliczności zbrodni?
Na te i wiele innych pytań odpowiedzi przynosi nowa książka Patryka Pleskota pod tytułem „Portret mordercy. Artysta, który zabił prezydenta”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Znak. Autor jest znanym historykiem i politologiem. Tytuł jego publikacji wskazuje, że skupił się w niej na postaci zabójcy. Czy to trafne posunięcie? Czy istotnie najpełniej możemy poznać dramatyczne wydarzenia z grudnia 1922 roku spoglądając na Eligiusza Niewiadomskiego?
Recenzowany tytuł składa się z trzech zasadniczych części. Pierwsza z nich została poświęcona samej zbrodni. Przypomnijmy, że do zabójstwa Gabriela Narutowicza doszło 16 grudnia 1922 roku w Sali Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Prezydent został trzykrotnie postrzelony i zmarł na miejscu. Osobą, która strzelała był znany malarz Eligiusz Niewiadomski. Autor cofa się w narracji do 4 grudnia, kiedy to – wydaje się – zaczęła w Niewiadomskim dojrzewać myśl o zamachu. Niespodziewanie jednak jego plany zostały przekreślone przez rezygnację Józefa Piłsudskiego z ubiegania się o prezydenturę. To bowiem Piłsudski miał być pierwotnie celem zamachu. Jednak po raz kolejny okazało się, jak nieprzewidywalna bywa polityka. Pierwszym prezydentem Polski wybrany został Gabriel Narutowicz, który miał na to teoretycznie najmniejsze szanse. Natychmiast spotkało się to z gwałtowną reakcją szeroko pojętych środowisk prawicowych. Wyciągnęły one prosty wniosek, że Narutowicz wygrał tylko dlatego, iż został poparty przez posłów mniejszości narodowych. W ten właśnie sposób „obcy” narzucili prawdziwym Polakom prezydenta. Prezydenta, którego teraz tłumy lżyły i obrzucały (dosłownie) kamieniami. Prezydenta, o którym mówiono, że jest owocem żydowskiego spisku. Prezydenta, który – według wielu – nie był absolutnie godzien tej zaszczytnej funkcji.
Stał się więc Gabriel Narutowicz ofiarą gry politycznej. Jednak zdecydował, aby przyjąć urząd, co przypieczętowało jego los. Niewiadomski nigdy wcześniej go nie widział. Zupełnie go nie znał. Mimo wszystko był przekonany o słuszności swego czynu. Z całkowitym opanowaniem zastrzelił pierwszego prezydenta w historii Polski. Narutowicz zginął patrząc na obraz Teodora Ziomka „Szron”. Kraj stanął na krawędzi wojny domowej. To, że do niej wtedy nie doszło, zakrawa niemal na cud.
Druga część nosi tytuł „dlaczego”? Dlaczego Niewiadomski zdecydował się na ten czyn? Kim tak naprawdę był ten człowiek? Jaka epoka go ukształtowała, co wpłynęło na jego życie i poglądy? Patryk Pleskot stara się dać czytelnikowi możliwie pełną biografię Niewiadomskiego, obszernie pisząc o czasach, w których przyszło mu żyć. Autor patrzy na niego jako na człowieka, artystę, radykała, narodowca, wreszcie na sprawcę. Trzeba przyznać, że wyjaśnienia Niewiadomskiego są szokujące i doprawdy wstrząsające. Proces mordercy Narutowicza był rekordowo krótki, a zasądzona kara najwyższa z możliwych (śmierć), mimo niejednomyślności sędziów.
Reasumując, należy stwierdzić, że Patryk Pleskot napisał bardzo rzetelną książkę o zamachu na pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. Czytelnik dostaje wyczerpujące studium nie tylko samego zamachu, lecz także jego przyczyn i skutków. Wiele miejsca autor poświęca historii politycznej II RP wyjaśniając, jak w ogóle doszło do wyboru Gabriela Narutowicza. Co zrozumiałe, swoją uwagę koncentruje także na osobie sprawcy, szukając motywów jego działania. Pewnym zaskoczeniem może być fakt, że narracja kończy się na czasach nam współczesnych.
Być może zbyt wiele miejsca autor poświęca kwestiom psychologicznym, starając się zrekonstruować myślenie i poglądy Eligiusza Niewiadomskiego. Czy jednak można zrozumieć mordercę i motywy, które nim kierowały?
Zachęcam do lektury książki, która jest bez wątpienia ważną i potrzebną publikacją. „Portret mordercy” uświadamia nam, jak niebezpieczne w skutkach może być rozkołysanie politycznych emocji. Należy o tym pamiętać również dziś, aby nigdy nie doszło do powtórki z grudnia 1922 roku.

Odzyskanie przez Polskę niepodległości po 123 latach rozbiorów napawało dumą ówczesnych Polaków. Wszyscy cieszyli się, że na ich oczach ziściło się to, o czym marzyły wcześniejsze pokolenia – wolna i niepodległa Polska. Radość była tym pełniejsza, że w 1920 roku udało się tę dopiero co wywalczoną niepodległość obronić, wygrywając wojnę z bolszewikami. Wszyscy czekali teraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Maciej Siembieda jak zwykle nie zawodzi. Chociaż - wbrew tytułowi - przy tej książce trudno będzie zasnąć 😉 Po skończonej lekturze z lekkim niepokojem zadaję pytanie - co dalej z Jakubem Kanią?
Autor stworzył świetną serię
i trzymam kciuki, żeby każdy kolejny tom był na równie wysokim poziomie. Oczywiście jak każdy fan Jakuba Kani już wyglądam kolejnej odsłony jego przygód. Czym zajmie się tym razem? Tymczasem zdecydowanie polecam "Kołysankę" od Wydawnictwo AGORA.

Maciej Siembieda jak zwykle nie zawodzi. Chociaż - wbrew tytułowi - przy tej książce trudno będzie zasnąć 😉 Po skończonej lekturze z lekkim niepokojem zadaję pytanie - co dalej z Jakubem Kanią?
Autor stworzył świetną serię
i trzymam kciuki, żeby każdy kolejny tom był na równie wysokim poziomie. Oczywiście jak każdy fan Jakuba Kani już wyglądam kolejnej odsłony jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Generał broni Władysław Anders 1892-1970. Czyny i pamięć Jerzy Kirszak, Bogusław Polak, Michał Polak
Ocena 7,2
Generał broni ... Jerzy Kirszak, Bogu...

Na półkach:

Zachęcam do przeczytania recenzji: https://histmag.org/General-broni-Wladyslaw-Anders-18921970-Czyny-i-pamiec-recenzja-i-ocena-24475

Zachęcam do przeczytania recenzji: https://histmag.org/General-broni-Wladyslaw-Anders-18921970-Czyny-i-pamiec-recenzja-i-ocena-24475

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachęcam do przeczytania recenzji: https://moznaprzeczytac.pl/apostazja-katoliczki-ewa-piprek/

Zachęcam do przeczytania recenzji: https://moznaprzeczytac.pl/apostazja-katoliczki-ewa-piprek/

Pokaż mimo to


Na półkach:

Od pewnego czasu możemy zaobserwować, że na rynku literackim zapanowała moda na erotyki. Powiedzmy sobie szczerze, że różna jest ich jakość, nawet jeśli łączy je podobna fabuła.
Dlatego też bardzo byłem ciekaw debiutu Weroniki Jaczewskiej pod tytułem "Niegrzeczny prezes". Warto zauważyć, że książka ukazała się nakładem wydawnictwa Agora, które dotąd nie było kojarzone z taką literaturą. Z zainteresowaniem śledzę burzę w mediach społecznościowych, która się rozpętała właśnie z tego powodu. Niektórzy uznali bowiem, że Agora upadła bardzo nisko, wydając erotyk. Osobiście jednak nie oceniam książki przez pryzmat wydawnictwa, ani wydawnictwa przez pryzmat książki.
Przejdźmy jednak do "Niegrzecznego prezesa". Na początku zrobię zastrzeżenie że jestem mężczyzną. Wydaje się bowiem, że taka literatura skierowana jest głównie do kobiet.
Pomijając nieudany - według mnie - tytuł, nasz wzrok przyciąga okładka, ewidentnie sugerująca, że mamy do czynienia z erotykiem. Oczywiście moją uwagę zdecydowanie przyciągnęła zgrabna kobieca noga, niż trzymający ją mężczyzna.
Szczerze mówiąc, fabuła książki niespecjalnie zaskakuje i to zaliczam na minus. Mamy więc relację między prezesem a jego podwładną. Relację, w której kipi od emocji, niedopowiedzeń i nieporozumień.
Autorka poszła w utarte schematy - tytułowy prezes jest nieziemsko przystojny, nieziemsko bogaty i w ogóle nieziemski. Właśnie rozpoczyna pracę w nowej firmie. Już pierwszego dnia wpada na niego (i to dosłownie) Lena. Rozlana kawa, wyzwiska pod adresem nieznajomego a potem wielki strach, gdy okazuje się, że tym nieznajomym jest nowy prezes. To wszystko również już gdzieś było. Właściwie fabuła jest raczej przewidywalna dla kogoś, kto przeczytał pewną ilość erotyków.
Czy to jednak oznacza, że należy skreślić ten debiut? Ja nie robię tego z powodu opisów scen seksu, które według mnie są takie, jakie powinny być - dosadne, momentami wulgarne, ale nieprzekraczające granicy dobrego smaku. Autorka nie boi się używać pewnych słów na opisywanie intymnych części ciała czaem pojawiają się wulgaryzmy. Pod tym względem książka jest dokładnie tym, czym miała być w zamyśle pisarki - erotykiem. Słowa te mają zdecydowanie wymiar pozytywny.
Jak zakończy się historia Laury i jej prezesa? Czy ta relacja ma szansę, aby przetrwać? Jaką tajemnicę ukrywa mężczyzna? Czyt wszystkie plotki są prawdą?
Jeśli chcecie chwilę rozrywki z niezłym erotykiem, to sięgnijcie po debiut Weroniki Jaczewskiej.
Jeszcze raz wracam do okładki, która za sprawą pewnej części garderoby przyciągnie z pewnością wzrok niejednego mężczyzny.

Od pewnego czasu możemy zaobserwować, że na rynku literackim zapanowała moda na erotyki. Powiedzmy sobie szczerze, że różna jest ich jakość, nawet jeśli łączy je podobna fabuła.
Dlatego też bardzo byłem ciekaw debiutu Weroniki Jaczewskiej pod tytułem "Niegrzeczny prezes". Warto zauważyć, że książka ukazała się nakładem wydawnictwa Agora, które dotąd nie było kojarzone z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wywiad rzeka z profesorem Antonim Dudkiem, który opowiada o polskiej polityce ostatnich 30 lat.
Dlaczego autor uważa, że polscy politycy zaprzepaścili wiele szans, jakie mieli do wykorzystania? Jakie zjawiska w polskim życiu publicznym uważa za najgroźniejsze i najbardziej patologiczne?
Jak doszło do zdominowania polskiej polityki przez PiS i PO?
Jakie osiągnięcia według prof. Dudka są najważniejsze po 1989 roku?
Książka dla wszystkich interesujących się polską polityką. Szkoda tylko, że taka krótka - niektóre tematy można by zdecydowanie rozwinąć.
Polecam wszystkim interesującym się polskim życiem publicznym i polityczną historią Polski.

Wywiad rzeka z profesorem Antonim Dudkiem, który opowiada o polskiej polityce ostatnich 30 lat.
Dlaczego autor uważa, że polscy politycy zaprzepaścili wiele szans, jakie mieli do wykorzystania? Jakie zjawiska w polskim życiu publicznym uważa za najgroźniejsze i najbardziej patologiczne?
Jak doszło do zdominowania polskiej polityki przez PiS i PO?
Jakie osiągnięcia według...

więcej Pokaż mimo to