-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2023-07-08
2023-02-15
2023-02-07
2022-10-28
2022-10-16
2022-05-26
2020-08-05
2019-01-09
2016-05-04
2014-01-01
2013-08-12
2013-04-12
Władimir Nabokow, autor znanej powszechnie Lolity, czy nie mniej cenionego Zaproszenia na egzekucję, to pisarz, należący do grona szczęśliwców, których twórczość została doceniona jeszcze za życia. Jego geniusz literacki mieścił się w granicach artystycznego zmysłu współczesnej mu populacji, stąd uznanie i pochwały, płynące pod adresem jego płodów. Oczywiście ten fakt nie dziwi, zważywszy na dzieła, jakie wydał na świat Nabokow. Pośród nich znalazło się m.in. tłumaczenie na język angielski Eugeniusza Oniegina Puszkina, do którego Nabokow dołączył pokaźnych rozmiarów, czterotomową książeczkę z notami oraz komentarzami do poszczególnych wersów. Niejakim nawiązaniem do monumentalnej pracy nad Eugeniuszem Onieginem jest powieść Blady ogień.
Blady ogień to dzieło niezwykłe oraz wyjątkowe. To cudowna kompozycja fikcji, przeplatana motywami nawiązującymi do życia oraz twórczości Nabokowa. Powieść tworzą poemat amerykańskiego poety Johna Shade’a, składający się z 999 wersów, napisany rymowanymi dystychami, podzielony na cztery pieśni oraz obszerny komentarz do tegoż poematu, będący w ogromnej mierze przypisami do wybranych wersów, autorstwa doktora Charles’a Kinbote’a.
Czytając jednak przedmowę Kinbote’a, bystry czytelnik szybko dostrzeże pewien dysonans. W tekście, który przynajmniej początkowo przyjmuje ścisły i naukowy charakter, tj. dokładnie taki, jakiego oczekuje się od literaturoznawcy, zaczynają pojawiać się zgrzyty oraz trzeszczenia. Szokują wtrącenia typu "Naprzeciw mojej siedziby znajduje się okropnie hałaśliwe wesołe miasteczko", czy "(...) i niech szlag trafi tę muzykę", zupełnie nie związane z przedmiotem literackich badań. Znajdując takie zdania w środku naukowego materiału, mamy prawo być odrobinę skonfundowani. A dalej wcale nie jest lepiej! W miarę posuwania się naprzód, Przedmowa zaczyna przyjmować charakter pamiętnika Kinbote’a, w którym zwierza się on nawet ze swoich nieudanych, homoseksualnych zalotów. Chaotyczna składnia sprawia, że nietrudno wyrobić sobie opinię, że Kinbote, to rasowy wariat, a ostatnia sentencja Przedmowy, w której stwierdza on, że "bez moich przypisów poemat Johna Shade’a nie odzwierciedla żadnej ludzkiej rzeczywistości, ponieważ (...) rzeczywistość ta nie ma innego fundamentu prócz rzeczywistości autora, jego otoczenia, przywiązań i tym podobnych, ukazać zaś mogą ją tylko moje przypisy. Mój drogi poeta pewnie by się nie podpisał pod powyższym stwierdzeniem, ale ostatnie słowo tak czy owak należy do komentatora" jest poważnym ostrzeżeniem na temat autonomii dzieła Johna Shade’a, a już na pewno sygnalizuje, że wykładnia, jaką zaproponuje nam Kinbote daleko odbiega od pierwotnych zamierzeń poety.
Sam poemat Johna Shade’a jest po prostu przepiękny. Ma on charakter autobiograficzny, poeta spowiada się czytelnikowi praktycznie z całego swojego żywota. Dowiadujemy się z niego m.in, o udanej, samobójczej próbie córki oraz, że przedmiotem zainteresowań Shade’a była śmierć oraz zagadnienie życia po życiu. Przeżywszy poważną zapaść, Shade był przeświadczony, że przez chwilę znajdował się po drugiej stronie. Po intensywnych poszukiwaniach, będących błądzeniem we własnej duszy, Shade doszedł do wniosku, że ten drugi świat musi istnieć, a świadczy o tym delikatna sieć sensu, którą tworzy artysta, bowiem:
Jeśli mój mały wszechświat ma rytm do tej pory
Równy, to i puls boskich galaktyk nie zamęt
Ma u swych podstaw, ale jambiczny pentametr.
Poeta był tak pewny swojego odkrycia o życiu po śmierci jak tego, że obudzi się kolejnego dnia o szóstej rano. Okrutny los zakpił jednak niemiłosiernie ze słów artysty, bowiem John Shade zginął przypadkowo z rąk mordercy wieczorem (wg Kinbote’a, on sam był celem zabójcy), nie dożywszy kolejnego poranka. Czyż humor Nabokowa nie jest makabryczny?
Po kilkudziesięciu stronach Bladego ognia przychodzi kolej na Komentarz Charlesa Kinbote’a, którego objętość kilkukrotnie przewyższa objętość poematu. Pierwsze zdania zacierają niemiłe wrażenie, które pozostało w czytelniku po lekturze Przedmowy. Wariat w duszy Kinbote’a został na pozór poskromiony, i zdaje się, że znów mamy do czynienia z poważnym literaturoznawcą. Ale po kilku stronach zaczynają się nieśmiałe próby, będące czymś na wzór sondy, szukające odpowiedzi na pytanie, na ile autor komentarza może sobie pozwolić wodzić czytelnika za nos. Dalej Kinbote poczyna sobie coraz śmielej. Pojawiają się dygresje niemające niemal zupełnie nic wspólnego z Bladym ogniem Shade’a. Wkrótce analiza literacka, przedzierzga się w opowieść o królu-banicie, ostatnim władcy królestwa Zemblii. Losy zbiegłego króla stają się wątkiem dominującym, a Kinbote stara się przekonać czytelnika, że poemat Shade’a powstał właśnie na kanwie przygód zbiegłego króla Zemblii, którymi to historiami Kinbote faszerował Shade’a w czasie licznych spotkań.
Jak widać, utwór, który zaserwował nam Nabokow jest po prostu unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. Chociaż sam pisarz się przed tym wzbraniał, w książce zdają się pobrzmiewać echa jaskini Platona – czytelnik na podstawie cienia dzieła Shade’a musi zorientować się, jakie jest jego oryginalne przesłanie. Nabokow znany był z zamiłowania do szachów oraz szarad, nie dziwi więc, że nazwisko Shade w języku angielskim, w którym powstał utwór, znaczy cień. Zatem John Shade, zgodnie ze swoim nazwiskiem we własnym poemacie zaczyna przyjmować rolę cienia. Ponieważ martwy, nie może w żaden sposób bronić swojego dzieła przed działaniami zuchwałego komentatora – pozostaje ukryty, ale niejako wciąż żywy, pomiędzy strofami swojego monumentalnego wiersza. Obecność jego jest jednak o tyle problematyczna, iż nie jesteśmy w stanie ustalić, w jakim stopniu Kinbote ingerował w oryginalny tekst i jak daleko posunął się w tej ingerencji ów osobnik, zdradzający przecież tendencję do konfabulacji. Bo skoro bajdurzy, taką przynajmniej ścieżką nakazuje podążać logika, to, dlaczego nie miałby zmieniać, mieszać, wycinać, czy też ukrywać? Nasze podejrzenia potwierdza zresztą sam Kinbote, który w jednym z omawianych fragmentów wyznaje ze skruchą, że dopuścił się drobnej korekty bezczeszcząc dzieło Shade’a. Dzieło, które nie jest zastygła masą – na pracy artysty ciągle możliwe są różnorakie operacje, mające na celu uformowanie je tak, by w mniejszym lub większym stopniu odpowiadało ono poświęconym mu przypisom. Być może właśnie krocząc tą dróżką należy tłumaczyć tytuł książki – objaśnienia Kinbote’a do poematu są tylko ułudą i mirażem, bladym odbiciem żarzącego się płomienia. Kinbote jest niczym księżyc, kradnący słońcu jego blask, świecąc dzięki temu bladym ogniem.
Wydanie polskie jest również o tyle wartościowe, że zostało wzbogacone o posłowie autorstwa Leszka Engelkinga, który uważany jest za jednego z czołowych znawców twórczości Władimira Nabokowa. Dzięki profesorowi Engelkingowi poznamy okoliczności powstania utworu, przekonamy się do jak wielu motywów się on odwołuje (ciekawy jest choćby fakt, że ojciec Nabokowa, Władimir Dmitriewicz Nabokow, podobnie jak Shade, zginął od kuli, który była przeznaczona dla kogoś innego). Engelking ukaże również czytelnikowi, jakie poruszenie wywołał w literackim świecie Blady ogień, do którego ilość opracowań śmiało może konkurować choćby z Ulissesem Joyce’a. Zabawne są również przedstawione zmagania znawców literatury, prezentujących klucze, wg których należy odczytywać utwór – Kinbote, ukazywany jest najczęściej jako szaleniec (prawdopodobnie ze Skandynawii), który otaczającą go rzeczywistość przekształca w motyw zemblański. Pojawiają się również bardzo ciekawe głosy, mówiące o tym, że rzeczywistym autorem, zarówno poematu jak i całej analizy jest John Shade, który jedynie wymyślił swój zgon. Oczywiście nie obyło się od sporów, wysnuwania dowodów na poparcie swoich hipotez, etc. Wydaje mi się, jeśli przyjąć tezę Shade’a o życiu po śmierci, że Nabokow musi wręcz pokładać się ze śmiechu, obserwując zmagania literaturoznawców z całego świata, próbujących zgłębić wszystkie sekrety jego prozy. Książka Blady ogień jest wg mnie niezwykle udanym żartem i kpiną amerykańskiego pisarza o rosyjskich korzeniach. Wystarczy popatrzeć na polskie wydanie: mamy tutaj poemat (autentyczny, bardzo piękny zresztą), autora Johna Shade’a (fikcyjnego, bowiem takowy poeta nie istniał), komentarz i przedmowę (obie autentyczne, choć mocno zwariowane), kolejnego autora Kinbote’a (fikcyjnego), do tego posłowie (autentyczne i bardzo wartościowe) oraz ostatniego już autora prof. Engelkinga (postać autentyczną, egzystującą w naszej rzeczywistości) – patrząc na ten cały misz-masz, uwzględniając kłótnie, co do tożsamości autora poematu i komentarza (dziwne, że w całej dyskusji nikt nie zauważył, że autorem jest Nabokow), trudno jest nie spojrzeć na wygłupy badaczy z nutką ironii. Czytając nawet poważnego profesora Engelkinga, mimowolnie zaczynają pojawiać się skojarzenia z Kinbote’m.
Reasumując, lektura Bladego ognia Władimira Nabokowa to piękna przygoda po jednym z wielu literackich światów. Pisarz zaskakuje wyobraźnią oraz pomysłowością, tworząc dzieło niesamowicie oryginalne i mocno zagmatwane, jakby chcąc potwierdzić własne słowa, że "coś takiego jak powieść w ogóle nie istnieje". Kontakt z książką zapewnia zarówno doznania estetyczne (uroczy poemat Shade’a) jak i masę śmiechu i dobrej zabawy (przypisy Kinbote’a). Intrygujące jest także posłowie Engelkinga, które w dziele Nabokowa pozwala odnaleźć nawet nutkę spirytyzmu oraz echa zaświatowości. Uważam, że powieść w pełni zasługuje na uznanie, jakim cieszy się na całym świecie.
Władimir Nabokow, autor znanej powszechnie Lolity, czy nie mniej cenionego Zaproszenia na egzekucję, to pisarz, należący do grona szczęśliwców, których twórczość została doceniona jeszcze za życia. Jego geniusz literacki mieścił się w granicach artystycznego zmysłu współczesnej mu populacji, stąd uznanie i pochwały, płynące pod adresem jego płodów. Oczywiście ten fakt nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-20
2015-10-02
2011
2012-12-16
Są pisarze, których zna absolutnie każdy szanujący się czytelnik. To nazwiska powszechnie kojarzone na całym świecie, otoczone nimbem wielkości. Do grona tego typu twórców z pewnością zaliczyć można Władimira Władimirowicza Nabokowa (Vladimira Nabokova), amerykańskiego artystę rosyjskiego pochodzenia. Urodzony w 1899 roku pisarz sporo podróżował po całym świecie, stając się niejako jego obywatelem. Do 1920 roku żył w rodzimej Rosji, później przyszła pora na Europę Zachodnią – Berlin, Cambridge, Paryż przyjmowały kolejno w gościnę tego wybitnego twórcę. W latach 1940 – 1960 Nabokow mieszkał w USA, by przenieść się stamtąd do Szwajcarii, w której przebywał aż do śmierci w 1977 roku. Obecnie, w szerokim gronie czytelników, twórczość Nabokowa została zredukowana niemal wyłącznie do "Lolity" – postacie Humberta Humberta oraz jego młodocianej kochanki na stałe wpisały się do kultury masowej skutecznie wypierając bohaterów innych powieści. Pozostałym dziełom rzadko kiedy poświęca się tyle słów oraz opinii, tymczasem są one również dobre, a często lepsze niż sławetna historia opętanego przez nimfetkę pedofila. "Lolita" należy do amerykańskojęzycznej twórczości autora, spośród której na największą uwagę zasługuje chyba "Blady ogień". Z kolei za najdoskonalszą, rosyjskojęzyczną powieść Nabokowa uważa się "Dar". Niektórzy literaturoznawcy posuwają się do jeszcze odważniejszych twierdzeń, że Dar to najlepsza XX-wieczna powieść rosyjska w ogóle. Zamiast jednak wdawać się w próżne dywagacje i nierozstrzygalne spory, lepiej przyjrzeć się historii powstania książki, która jest równie ciekawa, co sama lektura.
Są powieści, które autor musi dosłownie wyrzygać – potok myśli zalewa mózg, spływa natychmiast na papier, tak, że świat zewnętrzny odchodzi niejako w niepamięć, chowając się za horyzontem natchnienia, które bezlitośnie każe tworzyć i tworzyć. "Dar" z pewnością do tego typu twórczości nie należy. Powstanie książki można by prędzej porównać do długiego, mozolnego, niejednokrotnie odkładanego porodu. Pomysł na powieść narodził się po zakończeniu "Rozpaczy", w 1932 roku. "Dar" ze względu na szerokie spektrum poruszanych tematów oraz wplecienie w utwór biografii autentycznych postaci, wymagał wnikliwych studiów i przygotowań. Długie miesiące poświęcone zostały zatem zbieraniu materiałów na temat krytyka i publicysty, lidera rewolucyjnego ruchu lat 60. XIX wieku, Mikołaja Czernyszewskiego oraz podróżnika, przyrodnika i botanika, Konstantina Kiriłłowicza Godunowa-Czerdyncewa, ojca głównego bohatera, Fiodora. W 1934 roku Nabokow przerwał pracę nad "Darem" by zająć się fascynującą oraz dość tajemniczą książką "Zaproszenie na egzekucję", którą swego czasu można było nabyć w ramach kolekcji "Polityki – Współczesna literatura rosyjska". "Zaproszenie na egzekucję" powstało w ciągu dwu tygodni wspaniałej ekscytacji i nieprzerwanego natchnienia i jest to świetny przykład utworu, który autor musi wyrzucić z siebie za jednym zamachem. W 1936 pojawił się kolejny przestój, związany z tłumaczeniem na język angielski "Rozpaczy". Wreszcie w roku 1938 Nabokow ukończył "Dar", ale pojawił się nieoczekiwany problem – wydawnictwo nie chciało opublikować czwartego rozdziału powieści, tj. prześmiewczej biografii Czernyszewskiego autorstwa bohatera "Daru" Fiodora, jako dzieła zbyt kontrowersyjnego, naruszający dobry ton, w imię którego nie należało w złym świetle przedstawiać cenionego podówczas twórcy. "Dar" doczekał się kompletnej publikacji dopiero w 1952 roku. Jeszcze później dotarł on do czytelnika polskiego, który mógł się zapoznać z polskim przekładem w 1995 roku za sprawą niezawodnego Państwowego Instytutu Wydawniczego. O czym stanowi zatem książka, której losy są tak pokrętne?
"Dar" to powieść, która wychodzi poza ramy literatury. To ciąg znaków tak niesłychanie przemyślnie skonstruowany, że sprawiający wrażenie czegoś odrobinę nadludzkiego, igrającego na nosie klasycznej powieści. To znania mi z "Bladego ognia", prześmiewcza plątanina fikcji oraz rzeczywistości, w obliczu której wyrażenie "fakt autentyczny" traci znamiona pleonazmu, bowiem prawda staje się jedynie sformułowaniem umownym, rzeczą, o której postanowiono wspomnieć w oficjalnych kronikach i na mocy tego działania, uznać dane wydarzenia za odbyte, a więc realne (niepewny i rozchwiany umysł chciwy jest zatem pewności a-b-s-o-l-u-t-n-e-j, nawet kosztem językowych bubli). Owa osmoza rzeczywistości i fikcji zachodzi w "Darze" w sposób trudny do wychwycenia. Z tego powodu, czytelnikowi w trakcie lektury słusznie może towarzyszyć poczucie zwodzenia, czy też naigrywania się. Nabokow robi nas w balona, czyni to jednak tak subtelnie oraz umiejętnie, że aż trudno nie przyklasnąć. Powieść jest swoistą układanką, utworem, w którego skład wchodzi kilka gatunków literackich.
Przede wszystkim jest to historia Fiodora Godunowa-Czerdyncewa, młodego, rosyjskiego, początkującego poety, przebywającego na emigracji w Berlinie. Czytelnik bardzo dokładnie poznaje postać artysty, dowiadując się o jego rytuałach, przyzwyczajeniach, kontaktach towarzyskich. Kolejną warstwę książki stanowi twórczość Fiodora, na którą składają się jego młodzieńcze wiersze oraz biografia Mikołaja Czernyszewskiego i nieukończona biografia ojca, Konstantina Kiriłłowicza Godunowa-Czerdyncewa. Co ciekawe, większość utworów przytaczana jest w całości, tak, że Fiodor za sprawą swoich dzieł, których autorem jest Władimir Nabokow, wkracza niejako do naszej rzeczywistości, zyskując realne kształty. (Podobny zabieg rosyjski artysta zastosował również w "Bladym ogniu", będącym analizą literacką poematu, stworzonego przez Nabokowa, na potrzeby powieści.) Ostatni poziom stanowią poglądy literackie Fiodora, które zgodne są z wartościami, wyznawanymi przez Nabokowa. Najniezwyklejszą formę owych literackich dywagacji tworzą fikcyjne rozmowy Fiodora z poetą Konczejewem (nie istniejącym w naszej rzeczywistości, ale egzystującym w fabule powieści) – Fiodor, uważający Konczejewa za głównego rywala w walce o literackie laury, traktuje go równocześnie jako równorzędnego twórcę, któremu z ogromną przyjemnością przedstawiłby swój punkt widzenia na literaturę rosyjską. Ponieważ do spotkań w cztery oczy z Konczejewem nie dochodzi, Fiodor wymyśla fikcyjne dialogi, które prowadziłby ze swoim druhem, gdyby do konfrontacji jednak doszło (dialogi rzecz jasna znajdują się w powieści "Dar").
Jakby tego wszystkiego było mało, Nabokow stosuje również inne środki, zaciemniające literacki obraz. Wszechwiedzący narrator trzecioosobowy, który zaczyna całą powieść wykazuje równe często, co zaskakujące tendencje do ewoluowania w narratora pierwszoosobowego, którym jest oczywiście Fiodor Godunow-Czerdyncew (przez wielu uważany za postać wzorowaną na samym Nabokowie). I nadal nie jest to wszystko, co przygotował dla nas pomysłowy pisarz. Umysł Fiodora jest bowiem równie chłonny na otaczające go bodźce, co skory do fantazji. Wobec tego w powieści nie zabraknie dzieł wyobraźni głównego bohatera, które dopiero po pewnym czasie okażą się fikcją, snem na jawie, złudzeniem, czy też projekcją wyobraźni. Przychylna recenzja, rojenia znajomego na temat zmarłego syna, czy wspomniane konwersacje z Konczejewem – czegoż to umysł Fiodora nie weźmie na swój warsztat. Wszystkie te sztuczki Nabokowa sprawiają, że dzieło jest dosyć skomplikowane w odbiorze, a równocześnie piekielnie interesujące i oryginalne. Autor zdaje się skwapliwie ukrywać sens swojego utworu, plącząc go i maskując w gąszczu literackich sztuczek.
Wydaje się, że "Dar" można traktować jako swoisty manifest Nabokowa – pisarz przedstawia w nim swoje poglądy na literaturę rosyjską. Czyni to jednak zgodnie z konwencją, w której utrzymany jest cały utwór, czyli nie wprost, nieco pokrętnie. Program artystyczny jest prezentowany między wierszami. Idee pisarza wyłożone zostały jako negacja i krytyka działalności literackiej Czernyszewskiego, rosyjskiego filozofa, socjalisty, rewolucjonisty, będącego również redaktorem, publicystą oraz krytykiem literackim. Czernyszewski cieszył się sporą estymą, m.in. u Włodzimierza Lenina. Wydaje się zatem zrozumiałe, że w momencie ukończenia powieści w roku 1938, Nabokow nie miał co liczyć na umieszczenie w niej krytycznej biografii tego wielkiego, z sowieckiego punktu działacza. Sprawa przybiera jednak zupełnie inny obrót, kiedy uświadomimy sobie fakt, że w roku 1938 Nabokow od dawna przebywał na emigracji, a czasopismo Sowriemiennyje zapiski, na łamach którego miał ukazać się "Dar", było rosyjskim czasopismem emigracyjnym, mieszczącym się w Paryżu. Cała historia przybrała zatem arcyzabawny obrót, bowiem Władimira Nabokowa spotkało dokładnie to, co dotknęło bohatera książki, Fiodora Godunowa-Czerdyncewa – okazało się, że nawet wśród niechętnych komunistom emigrantom panuje przekonanie, iż "istnieją tradycje rosyjskiej myśli społecznej, z których uczciwy pisarz nie śmie się naigrywać", w obliczu których niemożliwa jest publikacja przepełnionej kpiną biografii Czernyszewskiego. W owym feralnym tekście, Nabokow podkreśla, że wg Czernyszewskiego sztuka winna być podporządkowana celom społecznym i politycznym. Sztuka zredukowana zostaje zatem do roli służebnicy, której poziom określa się na podstawie wartości, jakie stara się ona zaszczepić u odbiorcy. Na obok zostaje odstawiona forma, na polu bitwy pozostaje jedynie treść, która koncentruje się na opisie i ocenie rzeczywistości. Hołdując takiemu podejściu, Czernyszewski traktował krytykę literacką jako swoiste egzaminowanie artysty z idei, które ten stara się przekazać. Nieważna jest forma artystycznego wyrazu – liczy się wyłącznie wartość merytoryczna dzieła. Jednak, jeśli temat nie jest odpowiedni, jeśli nie jest on rzetelnie potraktowany, jeśli wreszcie stosunek artysty do owego tematu jest w mniemaniu Czernyszewskiego, wierzącego w wartości obiektywne, właściwy, to dzieło w żadnym razie nie może liczyć na pochlebną recenzję i z góry zasługuje na dyskredytację.
Zgoła inaczej do sztuki podchodził Nabokow. Szczegółowo wyłuszczone koncepcje Czernyszewskiego stanowią zatem negatyw idei Nabokowa. Pisarz zaprezentował swoje spojrzenie na literaturę poprzez przedstawienie zupełnie odwrotnego stanowiska i jest to przejaw kolejnej gry, która prowadzona jest nieustannie z czytelnikiem. Zresztą już sam tekst, tj. powieść "Dar" jako całość, stanowi idealne zaprzeczenie koncepcji Czernyszewskiego – Nabokow niejako dwukrotnie zaszydził z rosyjskiego krytyka, literatura i publicysty. Pełną złośliwości i przytyków biografię użył jako budulca do dzieła, pozornie pozbawionego głębszej treści, będącego na pierwszy rzut oka sztuką samą w sobie.
O miałkości "Daru" nie może być jednak mowy. Przyglądając się powieści, posiłkując się przy tym wyczerpującym posłowiem autorstwa Leszka Engelkinga, geniusz Nabokowa objawia się w pełnej krasie. Szczególne wrażenie robi metafizyczna głębia, która rozciąga się w "Darze". Książka przepełniona jest aluzjami oraz literackimi motywami, świadczącymi, że podmiot liryczny, który można chyba utożsamiać z samym Nabokowem, jest przekonany, że istnieje coś po drugiej stronie lustra. Fiodor Godunow-Czerdyncew, podobnie jak i Nabokow to człowiek o wyostrzonym zmyśle spostrzegania, który przejawia się zarówno w dobrej znajomości natury ludzkiej jak i umiejętności transponowania codziennych przeżyć, zabarwionych magią i niezwykłością do swojego literackiego monumentu. Artysta przypomina zatem Julio Cortázara, oko, które widzi, potrafiące dostrzec rzeczy drobne, na pierwszy rzut oka nieuchwytne, małe i pozornie ważkie, ochoczo znikające z orbity zainteresowań poważnych osobników. Nabokow nie obraca się jednak wyłącznie pośród naszej rzeczywistości – wydaje się, że amerykański twórca sięga gdzieś po za nią, bezwstydnie podglądając Absolut (i to TEN znany z Mrożkowego opowiadania "Ad acta"), patrząc spokojnie na brzeg dla zwykłych śmiertelników niedostępny, niewidoczny oraz nieznany. I choćby z tego powodu warto sięgnąć po to niezwykłe dzieło, jakie niewątpliwie stanowi "Dar".
Są pisarze, których zna absolutnie każdy szanujący się czytelnik. To nazwiska powszechnie kojarzone na całym świecie, otoczone nimbem wielkości. Do grona tego typu twórców z pewnością zaliczyć można Władimira Władimirowicza Nabokowa (Vladimira Nabokova), amerykańskiego artystę rosyjskiego pochodzenia. Urodzony w 1899 roku pisarz sporo podróżował po całym świecie, stając się...
więcej Pokaż mimo to