Włoski semiolog, filozof, bibliofil i mediewista, powieściopisarz, autor felietonów i esejów. Sławę przyniosła mu powieść Imię róży (1980),dzieło łączące w sobie elementy semiotyki, badań biblijnych, analizy kultury średniowiecza i teorii literatury. Jego kolejne powieści, m.in. Wyspa dnia poprzedniego (1994) i Cmentarz w Pradze (2010),także stały się światowymi bestsellerami. Eco pisał także prace naukowe, książki dla dzieci i młodzieży, oraz eseje na temat teorii literatury, świata współczesnego, kondycji współczesnych mediów i nauki. Był profesorem na Uniwersytecie we Florencji oraz na Uniwersytecie w Bolonii. Zajmował się semiotyką/semiologią, procesami komunikacji i estetyką. Rozsławiła go twórczość beletrystyczna. Jego wielopłaszczyznowe i kunsztownie skonstruowane powieści mają cechy dzieła otwartego, stymulują odbiorcę do własnej interpretacji. Był także autorem felietonów, pierwotnie publikowanych w mediolańskim tygodniku „l’Espresso”, a następnie wydanych w zbiorach Zapiski na pudełku od zapałek. Był założycielem wydziału studiów medioznawczych w Uniwersytecie San Marino, a także wieloletnim dyrektorem Scuola Superiore di Studi Umanistici oraz członkiem honorowym Kellogg College na Uniwersytecie Oksfordzkim. Od 2010 był członkiem zwyczajnym Accademia dei Lincei. Eco został uhonorowany licznymi tytułami doktora honoris causa (do 2005 było ich 32),między innymi przez Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie (1996) i Uniwersytet Łódzki (2015). Zmarł na raka trzustki. Jego pogrzeb odbył się 23 lutego 2016 w Zamku Sforzów w Mediolanie. Był wielokrotnym kandydatem nominowanym do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Jego żoną była Renate Ramge, z którą miał dwójkę dzieci.http://www.umbertoeco.com/en/
Sherlock Holmes w habicie...
...czyli powieść, którą jest mi naprawdę trudno określić. Początek intryguje i pochłania, ale gdy akcja nabiera rozpędu, fabuła drastycznie zwalnia i rozłazi się w teologiczno-filozoficzno-moralno-etycznych dywagacjach i rozważaniach. Oraz - czasem - opisach wydarzeń historycznych, co jest smaczkiem raczej dla osób interesujących się historią Kościoła. Łatwo więc się zrazić do lektury. Na szczęście później jest o wiele lepiej, do tego stopnia, że ostatnie nieco ponad sto stron pochłaniałam żarłocznie.
Przez cały czas instynktownie doszukiwałam się powiązań tajemniczego tytułu z fabułą. Nawet teraz, po przeczytaniu całości i zapoznaniu się z komentarzem autora zawartym na ostatnich stronicach tego wydania, nadal tkwię w niewiedzy. I ostatecznie dochodzę do wniosku, że równie dobrze mógł on brzmieć "Kamień na kamieniu" czy też "Szlak chmur" - jednakowo bez związku z treścią.
O treści było, ale teraz, co do mnie niepodobne, trochę o wyglądzie książki. W prezencie urodzinowym otrzymałam naprawdę piękne wydanie! Przezroczysta obwoluta ze stylizowanymi czarnymi odciskami palców, cudownie minimalistyczna, wręcz ascetyczna okładka, całość w postaci skarbczyka z farbowanymi na czerwono brzegami. No właśnie, barwione brzegi. Jak nie lubię tego czysto marketingowego zabiegu, tak w tym pojedynczym przypadku bardzo mi się spodobał, nadaje bowiem książce formę prawdziwego modlitewnika. Przyznam, że kiedy ją dostałam, nie rozumiałam skąd te osobliwe szczegóły. Po lekturze zaś spoglądam na nie z pewną nostalgią...
To była książka z gatunku tych, co się chce jednocześnie i jak najszybciej skończyć czytać i nigdy nie kończyć czytać; fascynująca podróż przez tysiąclecia w poszukiwaniu piękna. I widać, jak idea piękna zmienia się zależnie od czasu historycznego. Oczywiście, że śpiew słowika o zachodzie słońca w majowy wieczór albo widok młodej, świeżej dziewczyny zawsze będą uznawane za piękne, jednak nie zawsze trafią do kanonu sztuki swoich czasów. Co zatem jest piękne? Raz to, co harmonijne, raz to, co szlachetne, raz to, co symetryczne, raz to, co naturalne, a znowu kiedy indziej mówi się, że „czas natury minął” a piękna trzeba doszukiwać się w codziennych, zwykłych przedmiotach czy nawet śmieciach.
Ciekawe, jak zamiany dziejowe w historii ludzkości od razu rzutują na sposoby przedstawienia piękna. Na przykład rewolucja kopernikańska tak wytrąciła artystów z ich bezpiecznej, geocentrycznej kołyski, że wpadli w nerwowe skręty manieryzmu i złożonych form barokowych. A rewolucja przemysłowa i idące za nimi zmiany w społeczeństwach wyrwały piękno z rąk arystokratów i wyrafinowanych znawców i wręczyły je szerokim masom. Sztuka jest demokratyczna a piękno – egalitarne, coraz tańsze, zwyczajniejsze i… trywialne!
Po lekturze doszłam do wniosku, że piękno to niezwykle wymagający i okrutny bożek. Wymaga niesłychanego trudu (potwierdzą to dziewczyny po zakrapianej nocy w klubie i dwóch godzinach snu, widząc się rano w lustrze ;) ) i ciągłych poszukiwań. Piękno potrafi oszukiwać – niedościgłe i zjawiskowe sylwetki z greckich posągów to nie prawdziwi ludzie, a genialny zlepek wszystkich najdoskonalszych części ludzkiego ciała. Cudownie piękne twarze możnych tego świata to w wielu wypadkach ukłon malarza w stronę hojnego mecenasa sztuki. Piękno nie istnieje samo w sobie, wciąż trzeba nad nim pracować i je udoskonalać. Brzydota jest uczciwsza, rzetelniejsza i często ma znacznie więcej znaczeń niż to nieokreślone i ulotne coś, co każdy chciałby posiadać i rozkoszować się nim przez całe życie.
Kocham tę książkę i będę do niej wracać. Każdy powinien zajrzeć tu choć raz.