Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Książka to tak naprawdę album, bo połowa to zdjęcia - ładne, dopracowane, ale w końcu kupiłam książkę kucharską! W sumie fajne jest to że pierwsza część książki zawiera wprowadzenie do idei 'zero waste'. Ale tak naprawdę nikt, kto został wychowany przez typowe gospodarne i oszczędne polskie mamy/babcie nie znajdzie nic nowego. Bo są tam porady typu: gdy coś nam zostało z obiadu można to zamrozić albo suche bułki można zetrzeć na tarce i wykorzystać jako panierkę. Przepisy też nie pokazały mi nic nowego, albo poprostu nie pasują do mojego stylu życia i zakupów. Nigdy w mojej kuchni nie mam problemu z nadmiarem suchej chałki żebym musiała z tego robić shake (serio? samo wyobrażenie rozmoczonej bulki w pół-plynnej konsystencji wydaje mi sie obrzydniwe). Nie będę także zagęszczać zup chlebem jak radzi autorka, bo kupuje go w rozsądnych ilościach i sie nie marnuje . Także nie borykam się z nadpopulacją obeschniętych croissantow i nie muszę robić z nich tostów z solonym karmelem. Podsumowując książkę "przelecialam" szybko i niestety nie dowiedzialam sie nic nowego. Przepisy nie są odkrywcze, a już absolutnie nie łączą idei "zero waste" ze zdrowym odżywianiem.