[ współpraca reklamowa z Wydawnictwem Young ]
Ta książka jest idealnym lekarstwem na słaby nastrój czy smutek. Będziecie się świetnie bawić!
Historia jest napisana bardzo przyjemnie, język autorki jest dowcipny, uroczy i zachęcający do dalszego czytania. Wątki found family i college'u zabrzmiały dla mnie niezwykle kusząco. Na szczęście nie zawiodłam się! To była przeurocza młodzieżówka z cudownym klimatem i dość przewidywalną fabułą, chociaż nie uznaję tego za duży minus. Styl pisania raczej na plus ("raczej", bo zdarzały się dość dziwnie napisane albo niezrozumiałe zdania, chociaż zwalę to na tłumaczenie). Motyw wstążek oraz Nocnej Warty na pewno na plus.
Postaci wykreowane przez autorkę są prawdziwe, ponieważ mają wady i popełniają błędy. No i każda z nich jest w jakiś sposób charakterystyczna. Andie jest cudowną postacią, z którą (chyba podświadomie) w jakiś sposób zaczęłam się utożsamiać. Do Milo pałałam dużą sympatią, no i to samo tyczy się Shay - mojej ukochanej bohaterki z bookstagramem!
Jedyny większy minus dla mnie to wątek romantyczny. Nie został on tutaj tak fajnie dopracowany i rozwinięty jak tego oczekiwałam. Ale może tak miało być? Mówię tylko, że osobiście nie odczułam za bardzo chemii między Andie i Milo, więc nie nastawiajcie się na rozbudowany związek romantyczny💁🏻♀️
Jeśli szukacie książki o zapachu bajgli i o studenckim klimacie, zdecydowanie polecam🩷
Taka średnia (nie w złym sensie, ale tweet cute było lepsze),plus była za słodka jak na moje standardy. Wszystko i wszyscy łączą się ze sobą a w tle gra Four Suns (ugh).
To co mi bardzo przeszkadzało:
- Mille mówiąca o sobie w trzeciej osobie
- częstotliwość występowania słów Humorki Mille (i ogólnie imienia głównej bohaterki)
Teraz z czystego czepialstwa:
- czy płatki Reese's Pufs sponsorowały tę książkę??
- nie ma czegoś takiego jak fortepianistka, na kogoś kto gra na fortepianie mówi się pianistka/ta (jest to może i trochę bez sensu, ale tak jest)
No i nie z czystego czepialstwwa, było trochę dziwnych, nielogicznych zdań [a tu czas się nie zgadzał, a tu nie ten czasownik "(...)dzielimy się z Olivierem rozpuszczonym twixem, który znalazłam w torebce, stukacjąc się batonikami."]. Jednak moje ulubione zdanie, które dalej jest dla mnie zagadką to: "Pędzę (...) po betonie tak rozgrzanym, że dałoby się na nim usmażyć cały brunch instagramowego influencera, co może nie jest najmądzrzejszym pomysłem, jednak nie umiem się oprzeć." (coo?)