Rocznik 1974, tarnowianin urodzony w Lublinie. W Chicago mieszka od 1999 roku. Z wykształcenia i zawodu psychoterapeuta. W USA imał się wielu zawodów. Pracował m.in. jako robotnik budowlany, kafelkarz, pomocnik w fabryce perfum i głośników. Później jako terapeuta uzależnień w jedynym poza Polską polskojęzycznym programie odwykowym dla bezdomnych Polaków w Chicago. Od 2014 roku kierował sekcją miejską i pisał felietony do „Dziennika Związkowego” – najstarszej polskojęzycznej gazety w Chicago. „Żadnych bogów, żadnych panów” to jego powieściowy debiut. W przygotowaniu jest druga część przygód Teodora Ruckiego.
Nie wiem jak do tego doszło, że zaczęłam od tego tomu ale czasu już nie cofnę.
Nie do końca jest to mój klimat, bardzo dużo makabrycznych opisów, o których czasem było mi wręcz nieprzyjemnie czytać. Sama zagadka mnie nie porwała i zapewne odłożyłabym książkę gdyby nie fakt że książkę czytało się w bardzo szybkim tempie.
Książka na pewno znajdzie grono swoich fanów, natomiast ja do nich nie należę. Nie będę nadrabiać tomu poprzedniego ani tym bardziej sięgać po kolejny.
Noooo, ta druga część podobała mi się jeszcze bardziej niż pierwsza, mniej tu Krajewskiego, za to czuć już trochę Puzo i jego Ojcem Chrzestnym. Autor wychodzi na szersze wody, mamy prohibicję na całego, handel nielegalnym alkoholem, środowisko chicagowskiej bohemy, oraz drugi wątek ze zniknięciem przyjaciela Ruckiego, ex-księdza. Tło wprowadza nas w realia historyczne tych czasów. Postać głównego bohatera też jest bardziej pogłębiona, fajny balans między aktualnymi zdarzeniami i retrospekcjami. Czekam niecierpliwie na trzecią część.