Amerykański dziennikarz, historyk i publicysta. Dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera – w 1986 (za książkę The Making of the Atomic Bomb) i w 2007 (za książkę Arsenals of Folly: The Making of the Nuclear Arms Race). Stypendysta Fundacji Forda, Fundacji McArthura i Fundacji Alfreda Sloana (oraz kilku innych). Członek Centrum na Rzecz Międzynarodowego Bezpieczeństwa i Współpracy przy Uniwersytecie Stanfordzkim. Jest częstym gościem, prelegentem i konsultantem różnych grup odbiorców w temacie energii jądrowej, w tym Senatu Stanów Zjednoczonych.http://www.richardrhodes.com/
Jak powstała bomba atomowa to mój pierwszy od dość długiego czasu DNF (did not finish). Naprawdę chciałam przeczytać tę książkę, ale się nie dało. Przez pierwszych sto stron próbowałam wczuć się w język, jednak mimo, że sam temat mnie nie interesuje, to nie byłam w stanie przebić się przez styl Rhodesa. W końcu się poddałam. Zniechęciła myśl, że musiałabym tak cierpieć przez kolejne siedemset stron.
Nie lubię porzucać książek, ale akurat przy tej nawet nie mam zbyt dużych wyrzutów sumienia. Czytając to czułam powrót do dawnych czasów studiów. Rhodes napisał dzieło niewątpliwie monumentalne i szczegółowe, ale zawierające wszystkie cechy książek, których wręcz nie cierpiałam na uczelni.
💣 Monografia
Jak powstała bomba atomowa to przeładowana szczegółami monografia. Do tego, niestety, są one niespecjalnie posegregowane. Ze strony na stronę, czasami z akapitu na akapit, autor żongluje nazwiskami, miejscami, odkryciami, często opisami fizyki, które dla laika nie są jakoś specjalnie łatwe do zrozumienia. Jak w kalejdoskopie. Z tą różnicą, że tutaj elementami są poszczególne informacje.
Rhodes potrafi wyjść od szczegółowej biografii jednego fizyka, uwzględniającej jego rodziców i całą jego ścieżkę kariery, żeby przejść do innego, po czym wrócić do poprzedniego. W międzyczasie dodając jeszcze kilka anegdot, trochę fizyki, czasami nawet jakieś równanie.
💣 Chaotycznie
To wrażenie chaosu zwyczajnie nuży i męczy. Trudno co zdanie zmagać się z chęcią oderwania się i odłożenia książki na wieczne później. Szczególnie, że ta jest niewiarygodną cegłą. Olbrzymia wiedza autora zaprowadziła go w pułapkę napisania absolutnie wszystkiego, co na ten temat wie.
Na okładce jeden z Noblistów z fizyki napisał, że język jest przyjazny. Zapewne dla niego. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że książka ta odzwierciedla styl pisania o nauce z lat osiemdziesiątych, w których zresztą po raz pierwszy została wydana (1986).
Monografia zacna, ale nie do czytania dla przyjemności. Raczej wtedy, gdy naprawdę chcemy poznać absolutnie wszystkie szczegóły o tym, jak powstała bomba atomowa.
Trochę się wymęczyłem, ale na własne życzenie.
Książka jest w 60% techniczna, chemiczna i fizyczna. W 20 % szpiegowsko - wojskowa i w 20 % biograficzna. Liczyłem się z dużym nakładem nauki, ale myślałem, że proporcje będą równe. Po kilkuset stronach wykresów, opisów doświadczeń, pierwiastków itd. niemal odłożyłem lekturę na półkę. Nigdy bowiem nie byłem fanem przedmiotów ścisłych. Niemniej, tak chyba powinno być. Powstawanie bomby to pół dekady skomplikowanych badań, które na sam koniec zbratały się z wojskiem i polityką. Jest to ciekawe, interesujące, ale humanista odczuje przesyt, choć niewątpliwie potrzebny, by to wszystko ująć do kupy.
Opis Hiroszimy niewątpliwie bardzo poruszający i zapadający w pamięć. Dla odmiany, Nagasaki to tylko notka jak z wikipedii. Nie na to liczyłem. Już miałem dać 7, ale ta asymetryczność razi. Epilog to już pomieszanie z poplątaniem, od bomby wodorowej do feudalizmu.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jak powstała bomba atomowa, z czego ją zbudowano, dlaczego zrzucono, jakie były tego skutki, to czytajcie. Przygotujcie się jednak na kilkaset stron wykładu z fizyki i niedosyt Nagasaki po wciągającej Hiroszimie. Jestem szczerze pełen podziwu dla takiej pracy autora, który bezkompromisowo ujął tu wkład każdego naukowca, a było ich setki. To jednak książka bardziej dla pasjonatów tematu. Ja jestem na to za krótki.