Bardzo chciałem zdobyć tę książkę i kupiłem jej wersję elektroniczną mimo relatywnie wysokiej ceny (chętnie za te pieniądze wziąłbym do ręki kawał cegły i potem jeszcze chwalił się nią na półce, ale litości - miejsce!), później jednak odłożyłem na półkę. Z jednej strony nieco obawiałem się hermetyczności tematyki, a z drugiej może chciałem poświęcić jej więcej czasu i wykorzystać jakieś zatrzymanie dla poświęcenia jej dostatecznej uwagi. Długi majowy weekend okazał się świetną okazją dla rozpoczęcia lektury.
Opowieść pisana oczyma Persów, nie zaś - jak przyjęło się w kręgu naszej kultury - Greków. Boć zwycięzcy piszą historię, a różnie się zwycięstwa w wojnach grecko-perskich układały… Sama zaś perspektywa ciekawa, a tyleż i interesująca; kto powiedział, że to my (a wówczas kultura grecka) mamy prawo pisać historię? Czy globus postawiony do góry nogami pokazuje inną rzeczywistość? Dlaczego to północ ma być “do góry”?
Spojrzenie na fascynujący rozkwit perskiego imperium, który dokonał się “z niczego” w dwa-trzy pokolenia, czy raczej za panowania dwóch czy trzech pierwszych królów dynastii achemenidzkiej. Rzeczywiście dostajemy opowieść nieco inną niż propagandowy zapis herodotowski (i w istocie będącą “odtrutką” na wspaniałego skądinąd historyko-bajarza), z którego otrzymywaliśmy naszą głównie znaną narrację. Inaczej rozłożone są akcenty, nieco inaczej oceny poszczególnych władców. A do tego przebogaty opis obyczajów, dworskiej etykiety i życia codziennego dworu czy rozbudowanej królewskiej biurokracji. Dostajemy też opowieść nieukończoną, gdyż nie wszystkie tabliczki dotychczas odnalezione zostały już przetłumaczone i można wciąż liczyć na nowe odkrycia, na poszerzające się spojrzenie na dzieje Persów.
Autor zaś wykonał tytaniczną pracę tropiąc źródła, trzymając rękę na pulsie nowych odkryć i tłumaczeń, bywając w Iranie i na miejscu zapoznając się z kulturą obecnego narodu, a węsząc za okruchami przeszłości. Iście rzetelna choć pewnie poboczna robota akademika, zajmującego się zawodowo starożytnością Bliskiego Wschodu. Wspaniale, że znalazł czas na napisanie tego dzieła, a w nim tak doskonale odmierzył i połączył faktografię i smaczki dla nieprofesjonalnych (dla zagadnienia) czytelników!
Persowie tu przedstawieni nagle z barbarzyńców - jak dotychczas ich znaliśmy - stają się potężnym narodem, a ich władcy to oświeceni monarchowie, z rozmachem budujący “nowe światy” i rozmiłowani w sztukach takich jak poezja, budowa i pielęgnacja ogrodów, ale i zapaleni biurokraci, tworzący nowe zasady funkcjonowania społeczeństw. A i nam to odwrócenie perspektywy po jakimś czasie wchodzi w krew i sami tych Greków (ów jeden z korzeni naszej europejskiej kultury) zaczynamy widzieć jako bez mała barbarzyńców. Dobre ćwiczenie logiczne - ta zabawa perspektywą…
Choć oczywiście sam ten mit “oświeceniowy” perskich dynastii natychmiast dekonstruuje i stawia wszystko w prawdziwym oświetleniu epoki: dworskie intrygi, zamachy i królobójstwa jak w jakimś “Rodzie smoka” - znikąd się te nasze współczesne ikony popkultury nie biorą… Jako szczególnie okrutne - z dzisiejszej naszej perspektywy - muszą nam się jawić przedstawiane tu dość obficie i szczegółowo kary, kaźnie i sposoby egzekucji w państwie Achemenidów. Abstrahując od faktu, iż tortury dziś uważamy za okrucieństwo w ogóle, pamiętać musimy, że poruszamy się po świecie starożytnym, gdzie inaczej pojmowano ich istotę, a w przypadku Persów wiele z nich miało przypisywane im szczególne znaczenie wynikające z systemu wierzeń czy pojęcia (rytualnej) czystości. I nie o takich ekscesach - i to z serca Europy - opowiada “Historia kar i tortur” stojąca na mojej półce…
Co ciekawe, autor niewiele poświęca miejsca wojnie z Grekami (czyli wyprawie Kserksesa, która to opowieść jest osią główną “Dziejów” Herodota), a raczej wplata je jako jeden z równorzędnych epizodów licznych prowadzonych wówczas wojen, tłumień buntów czy innych kampanii. Tacy byli dla Persów ówcześni Grecy: mało istotny choć trudny do poskromienia lud z obrzeży ich niewyobrażalnie wielkiego imperium.
W samym zaś imperium pozwalano na dość niezwykłą dozę autonomii podbitych ludów w kwestii ustroju społecznego, obyczajów, wierzeń. Władcy perscy nie dość, że nie narzucali - jak późniejsi Rzymianie - jednej religii czy jednego języka (no chyba że aramejski dla celów administracyjnych) w całym imperium, to jeszcze władca chętnie prezentował się lokalnym ludom w miejscowym anturażu: Egipcjanom jako bóg-faraon, Judejczykom - w przyjaźni z JHWH.
Ciekawy wydaje się rozdział o wierzeniach samych Persów. Choć wyznawali wiarę w Ahura Mazdę, to trudno byłoby widzieć w nich zaratusztrian późniejszych epok: w ogóle nie znali mitycznej postaci proroka Zaratustry, a i sam Ahura Mazda był bóstwem jednym z wielu przez nich czczonych (obok np. Mitry).
Ciekawy jest końcowy rozdział książki, dotyczący już nie historyczno-mitycznej Persji z czasów Achemenidów, a współczesnego Iranu i w nim odbioru tej części własnej historii. W związku z brakiem niezawodnych materiałów źródłowych (inne mieli Persowie niż choćby Grecy zapatrywania na historię i konieczność jej dokumentowania, liczne mity mieszają się z fragmentami historycznych faktów, władcy kreują opowieści o zdarzeniach służące ich celom propagandowym) i wielowiekową dominacją Islamu, nie sprzyjającą i dziś odkrywaniu pre-islamskiej tożsamości - jak i u nas: “prawda” chrześcijańska” pokrywa rodzimowierczy słowiański “zabobon”, tak i tam “prawda” Proroka utrudnia pamięć o wyznawcach “zabobonnych” kultów Ahury Mazdy (i Arymana - jego wielkiego antagonisty) czy Mitry. Nie zmienia to faktu, że nawet w kraju restrykcyjnie rządzonym przez religijnych fanatyków współczesne młode pokolenia odkrywają swą historyczną tożsamość, a Cyrus Wielki staje się ikoną popkultury.
Świetna książka, wspaniała! Nie mogłem przestać czytać! Nie ma potrzeby bać się wejść w świat Persów z czasów dynastii achemenidzkiej.
Bardzo chciałem zdobyć tę książkę i kupiłem jej wersję elektroniczną mimo relatywnie wysokiej ceny (chętnie za te pieniądze wziąłbym do ręki kawał cegły i potem jeszcze chwalił się nią na półce, ale litości - miejsce!), później jednak odłożyłem na półkę. Z jednej strony nieco obawiałem się...
Rozwiń
Zwiń