-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać362
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
Opus magnum literatury faktu. Pierwsza moja książka wybitnego umysłu, jakim niewątpliwie była Hannah Arendt, i na pewno nie ostatnia.
Opus magnum literatury faktu. Pierwsza moja książka wybitnego umysłu, jakim niewątpliwie była Hannah Arendt, i na pewno nie ostatnia.
Pokaż mimo to"Kaputt" było według mnie dużo bardziej dopracowaną pozycją literacką, która całkiem zasłużenie przyniosła Malapartemu sławę, nawet wybaczając autorowi predylekcję do konfabulacji. W "Skórze" mamy zapadające w pamięć passusy, tak bluźniercze, ekstremalne i groteskowe, gdzie niedowierzanie miesza się z czarnym jak smoła humorem ("Czarny wiatr", "Dziewica neapolitańska" czy "Przyjęcie u gen. Corka"), ale też sporą ilość przekombinowanych i zbytnio infantylnych fragmentów. Podobnie jak w przypadku "Kaputt", dzieło Malaparte wymyka się jakiejkolwiek klasyfikacji: bo nie jest to reportaż per se, stricte literaturą piękna również bym tego nie nazwał, zapewne coś pomiędzy. Obrazy miasta, ludzi są tak przejaskrawione i naturalistyczne, że nasuwa się nie tylko malarstwo Boscha, ale też Pietera Bruegla (starszego), coś pomiędzy "Triumfem śmierci" i "Dulle Griet", zresztą wspomnianym przez samego autora pod koniec. Bardzo specyficzna proza, która zniesmacza i szokuje (oczywiście, jeśli chociaż w części z owych historii jest ziarno prawdy).
"Kaputt" było według mnie dużo bardziej dopracowaną pozycją literacką, która całkiem zasłużenie przyniosła Malapartemu sławę, nawet wybaczając autorowi predylekcję do konfabulacji. W "Skórze" mamy zapadające w pamięć passusy, tak bluźniercze, ekstremalne i groteskowe, gdzie niedowierzanie miesza się z czarnym jak smoła humorem ("Czarny wiatr", "Dziewica neapolitańska"...
więcej mniej Pokaż mimo toBardzo interesująca monografia Wehrmachtu pióra anglojęzycznego historyka. Niby człowiek wszystko już na temat wydarzeń II wś czytał, ale autor prezentuje dość świeże spojrzenie, nie tylko historyczne, ale także analityczne, poruszając się po temacie ze sporą erudycją. Przede wszystkim mamy tu niezwykle celne rozbicie w drobny mak fałszywej i mitomańskiej narracji generacji niemieckiej, jakoby Hitler był głównym i jedynym winnym (in absentia) upadku sił zbrojnych i całego konstruktu Trzeciej Rzeszy. Ponadto, Wehrmacht, jak się okazuje, również nieźle ubrudził sobie ręce podczas działań wojennych, samemu będąc sprawcą różnych masakr i zbrodni wojennych (przede wszystkim krwawa taktyka wielkich operacji Grosseunternehmen na froncie wschodnim i na Bałkanach) i nie tylko biernym obserwatorem Holokaustu, ale biorąc w nim czynny udział. Bardzo ciekawe były fragmenty nt. warunków okupacyjnych na Zachodzie, Wschodzie, ale również w Europie Południowo-Wschodniej (ogólnie dzisiejsze kraje bałkańskie, Grecja i Włochy), który to teatr jest dużo rzadziej opisywany.
Bardzo interesująca monografia Wehrmachtu pióra anglojęzycznego historyka. Niby człowiek wszystko już na temat wydarzeń II wś czytał, ale autor prezentuje dość świeże spojrzenie, nie tylko historyczne, ale także analityczne, poruszając się po temacie ze sporą erudycją. Przede wszystkim mamy tu niezwykle celne rozbicie w drobny mak fałszywej i mitomańskiej narracji generacji...
więcej mniej Pokaż mimo toPsychologiczny majstersztyk Bernharda. Historia luźno oparta na biografii prawdziwej postaci ponadprzeciętnie utalentowanego i zarazem niemal groteskowo ekscentrycznego pianisty Glenna Goulda. Mamy tu trójkę aspirujących wirtuozów fortepianu, z których tylko jeden tak naprawdę posiada tzw. iskrę bożę czyli wielki talent. Oczywiście jeden z tej trójki przyjaciół jest alter ego pisarza, czego dowody można odnaleźć w paru miejscach powieści, gdzie Bernhard umieszcza fakty ze swojego życia. Ta powieść jest nie tylko genialna literacko, ale pod względem portretów psychologicznych postaci jest niezwykle realistyczna. Bernhard pomiędzy wierszami rozlicza się nie tylko z przeszłością Austrii (stały i przewijający się temat), ale także zadaje fundamentalne pytanie na temat bycia artystą, i bezlitośnie pozbawia złudzeń wszystkich tych, którzy są literatami, muzykami, aktorami tylko z nazwy, nie posiadając za grosz talentu. Geniusz słowa i obserwacji.
Psychologiczny majstersztyk Bernharda. Historia luźno oparta na biografii prawdziwej postaci ponadprzeciętnie utalentowanego i zarazem niemal groteskowo ekscentrycznego pianisty Glenna Goulda. Mamy tu trójkę aspirujących wirtuozów fortepianu, z których tylko jeden tak naprawdę posiada tzw. iskrę bożę czyli wielki talent. Oczywiście jeden z tej trójki przyjaciół jest alter...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-09
2024-01-27
Brawurowy i fascynujący opis początków nowej i rodzącej się w chaosie republiki. Na szczególną uwagę zasługują tu starcia starego cesarskiego porządku reprezentowanego przez rozżalonych wojskowych oraz hordy byłych żołnierzy i najemników z Freikorpsów z komunistycznymi bojówkami KPD dążącymi zgodnie z wytycznymi Lenina do światowej rewolucji. Chwała autorowi, że nie przemilcza faktu, iż Republika Weimarska de facto przejęła długi wojenne wobec zwycięskich mocarstw, i dzięki hiperinflacji wyłgała się od niebotycznych kwot zaciągniętych od społeczeństwa za pośrednictwem obligacji przeznaczonych na wysiłek wojenny. Natomiast kolejne spłaty reparacji zgodnie z planem Younga były tak naprawdę uiszczane środkami z pożyczek zaciągniętych za oceanem (co oczywiście runęło niczym domek z kart wraz z "czarnym czwartkiem" na Wall Street). Zresztą gospodarczy boom, rozwój niemieckich miast, realizowanie wielkich projektów budowlanych, życie elit republiki ponad stan, za wszystko to płaciła Ameryka za pośrednictwem zadłużających się u niej niemieckich banków jako pośredników w tym procederze. Jahner trochę przemilczał fakt, że Niemcy przodowały w rozwoju nowych technologii, co pomogło im potem w zbudowaniu nowoczesnej armii, oczywiście z obejściem traktatu wersalskiego, którego postanowienia gros społeczeństwa uważało za niezasłużoną i zbyt drastyczną karę. Oczywiście radykalne elementy jak NSDAP zbijały na tym niezadowoleniu kapitał, ale przecież to kanclerz Cuno nadwerężał państwowy budżet płacąc odszkodowania właścicielom wielkich koncernów z Zagłębia Ruhry oraz powstrzymującym się od pracy robotnikom. Co więcej, społeczeństwo popierało sabotaż wobec francuskiego okupanta, który jako zwycięzca wojenny miał prawo domagać się chociaż części finansowego zadośćuczynienia, którego Niemcy płacić nie zamierzali. Przez całą książkę wyczuwalna jest sympatia autora do SPD i władz republiki, oczywiście nie stroni on od krytykowania takich czy innych posunięć, częstych roszad gabinetowych (12 kanclerzy w ciągu zaledwie 14 lat), to jednak próbuje skwapliwie scedować winę za dojście Hitlera do władzy na prezydenta Republiki, sędziwego feldmarszałka von Hindenburga i nadużywania przez niego instrumentu dekretu nadzwyczajnego w obliczu niemożności stworzenia stabilnej koalicji przez SPD i wielkiego kryzysu, do którego przecież ta sama socjaldemokracja dołożyła cegiełkę swoim szastaniem cudzymi pieniędzmi i oderwanymi od rzeczywistości projektami. Samo społeczeństwo również lecące na fali i upojone nieograniczonymi możliwościami w sztuce, architekturze, literaturze, życiu codziennym, żądne wyjścia ze strefy komfortu, pogardzało umiarkowanym kanclerzem Ebertem, który był kwintesencją roztropności i solidności, które jednak w owym czasie rozbuchania nowych idei były synonimem nudy i nijakości. Interesujący rozdział traktujący o Bauhausie, ukazujący zarówno jego świeżość i funkcjonalność, jak i bezkompromisowość zahaczającą o skrajny radykalizm architektoniczny i fanatyzm niektórych przedstawicieli nurtu. Autor wspomina również o nurcie będącym w kontrze do Bauhausu, czyli Heimatschutzstil, bardziej konserwatywnym, stroniącym od obcych naleciałości, odwołującym się do kultury nordyckiej i budownictwa zgodnego z niemieckim duchem. Jednak odnoszę wrażenie, że autor bardziej potraktował ten nurt jako ciekawostkę, skwapliwie przypinając mu łatkę bazy dla radykalnych prawicowych ruchów, żeby nie posądzono go o stronniczość. Należy pamiętać, że zarówno elity lewicowe (SPD), ale również te konserwatywne i prawicowe (Centrum, DVP czy ultrakonserwatywne DNVP) uważały Hitlera i jego ruch za zgraję nieokrzesanych parweniuszy, którymi będzie można sterować jak pionkami na szachownicy. Zresztą sama elita wojskowa traktowała SA jako przyszłe kadry dla nowego Wehrmachtu, który miał zastąpić Reichswehrę. Szczególną moją uwagę zwrócił passus, w którym posłowie SPD, którym udało się dotrzeć na głosowaniu nad ustawą o pełnomocnictwach (tych, którym udało się umknąć nowemu konstruktowi tzw. aresztu ochronnego) docierają na salę i mimo wszechobecnej wrogości ze strony parlamentarzystów NSDAP, szturmowców z SA (szpaler niczym "ścieżka zdrowia"), wręcz wiszącej w powietrzu atmosferze przemocy i mordu, jednak głosują przeciw, zachowując namiastki honoru.
Brawurowy i fascynujący opis początków nowej i rodzącej się w chaosie republiki. Na szczególną uwagę zasługują tu starcia starego cesarskiego porządku reprezentowanego przez rozżalonych wojskowych oraz hordy byłych żołnierzy i najemników z Freikorpsów z komunistycznymi bojówkami KPD dążącymi zgodnie z wytycznymi Lenina do światowej rewolucji. Chwała autorowi, że nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytane, choć bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć, że przejrzane, bo jest to bardzo bogato ilustrowany album. Książka budząca absolutny zachwyt swoim dopracowaniem, małe dzieło sztuki na prywatnej półce. Moja wersja to XL, która powinna zadowolić nawet najbardziej wybrednych fanów twórczości Klimta, choć jest jeszcze wersja XXL (niestety nie na mają kieszeń ;)) Jest to praca wysoce specjalistyczna, więc język do łatwych nie należy, ale rekompensują to przepiękne reprodukcje. Na końcu wykaz wszystkich dzieł Klimta (również tych, które niestety nie przetrwały), zarówno tych w kolekcjach prywatnych, jak i ogólnie dostępnych do podziwiana w muzeach na całych świecie. Na razie widziałem jeden obraz na żywo, "Die Jungfrau" Dziewicę w Narodni Galerie w Pradze (niestety drugi znajdujący się w zbiorach muzeum był na wystawie w Stanach), ale jednak Gustav Klimt to przede wszystkim Wiedeń, którego galerie mam nadzieję w niedalekiej przyszłości odwiedzić. Pracę polecam wszystkim entuzjastom tego malarza. Taschen to strzał w dziesiątkę. Warto.
Przeczytane, choć bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć, że przejrzane, bo jest to bardzo bogato ilustrowany album. Książka budząca absolutny zachwyt swoim dopracowaniem, małe dzieło sztuki na prywatnej półce. Moja wersja to XL, która powinna zadowolić nawet najbardziej wybrednych fanów twórczości Klimta, choć jest jeszcze wersja XXL (niestety nie na mają kieszeń ;)) Jest...
więcej Pokaż mimo to