-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2024-05-09
2024-05-07
Pozycja wartościowa w przekazie, ale ciężkostrawna w treści. Książki tego typu mogłyby spokojnie zajmować 1/3 swojej objętości a nadal nie straciły by na mocy swojego przekazu. A tak czytając "Pracę głęboką" musisz od razu wykonać "pracę głęboką", żeby tą książkę przeczytać. Ale wszyscy ci, którzy chcą coś jeszcze zrobić ze swoim życiem, odtrącić świat pełen dopaminergicznych bodźców w postaci wyskakujących powiadomień i rozpraszaczy uwagi, powinni mimo to sięgnąć po taką lekturę, która z całą pewnością może pomóc im w realizacji swoich celów.
Pozycja wartościowa w przekazie, ale ciężkostrawna w treści. Książki tego typu mogłyby spokojnie zajmować 1/3 swojej objętości a nadal nie straciły by na mocy swojego przekazu. A tak czytając "Pracę głęboką" musisz od razu wykonać "pracę głęboką", żeby tą książkę przeczytać. Ale wszyscy ci, którzy chcą coś jeszcze zrobić ze swoim życiem, odtrącić świat pełen...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-07
Dopamina, jak sama nazwa wskazuje jest takim "dopalaczem - miną", która wybucha nam w mózgach, a o której wiemy tak niewiele. Czas to zmienić, jeśli oczywiście tego chcecie, bo świat boleśnie wykorzystuje zawartą tu naukę, aby nas zniewolić, przykuć do ekranów, cyfrowych produktów złożonych de facto z niczego, byle tylko ukraść tobie czas. Uzbrojeni w wiedzę będziemy w stanie się temu wszystkiemu przeciwstawić, tyle tylko czy my rzeczywiście jesteśmy do tego zdolni? Sami oceńcie.
Dopamina, jak sama nazwa wskazuje jest takim "dopalaczem - miną", która wybucha nam w mózgach, a o której wiemy tak niewiele. Czas to zmienić, jeśli oczywiście tego chcecie, bo świat boleśnie wykorzystuje zawartą tu naukę, aby nas zniewolić, przykuć do ekranów, cyfrowych produktów złożonych de facto z niczego, byle tylko ukraść tobie czas. Uzbrojeni w wiedzę będziemy w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-15
To całkowicie inny Lemaitre niż ten, do którego przywykliśmy. Po samej "Do zobaczenia w zaświatach" spodziewałem się czegoś innego, natomiast otrzymałem kawał opowieści (przyznam, że nieco irytującej swoim przebiegiem) zwieńczonej wedle mojej skromnej opinii, niezbyt wyszukanym zakończeniem. Mimo tego nawet przez chwilę nie żałuję tej lektury, która wyrwała Pierra z objęć kryminałów z nadzieją, że cykl "Dzieci katastrofy" zabierze mnie jeszcze w inne miejsca i czasy, w których nigdy nie byłem.
To całkowicie inny Lemaitre niż ten, do którego przywykliśmy. Po samej "Do zobaczenia w zaświatach" spodziewałem się czegoś innego, natomiast otrzymałem kawał opowieści (przyznam, że nieco irytującej swoim przebiegiem) zwieńczonej wedle mojej skromnej opinii, niezbyt wyszukanym zakończeniem. Mimo tego nawet przez chwilę nie żałuję tej lektury, która wyrwała Pierra z objęć...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-24
Takich niepokojących coraz bardziej z każdą stroną masakr spodziewałbym się po Pierre najbardziej i tym razem również nie zawiodłem się. Głębia postaci, niecodzienna intryga, niespodziewane zakończenie, sporo bólu w sercu... coś dla mnie i pewnie dla Was też. Nie dałem się oderwać, polecam.
Takich niepokojących coraz bardziej z każdą stroną masakr spodziewałbym się po Pierre najbardziej i tym razem również nie zawiodłem się. Głębia postaci, niecodzienna intryga, niespodziewane zakończenie, sporo bólu w sercu... coś dla mnie i pewnie dla Was też. Nie dałem się oderwać, polecam.
Pokaż mimo to2024-04-24
Wiedząc czego spodziewać się po RM podszedłem do "Parabellum" nieco inaczej. Przymknąłem oko na nieścisłości, nastawiłem się, że się będę "dobrze bawił i nie za bardzo uważał" i w sumie okazało się, że można pana grafomana czytać, a w zasadzie "słuchać", bo taką formę wybrałem w drodze. Może dzięki temu udało się dotrwać do końca bez "no nie, przecież to niemożliwe" oraz "ała, jaka bzdura"... nie wiem nie będę tego roztrząsał. Po Remigiuszu nie spodziewajmy się prozy wybitnej, ale takiej że nas wciągnie, potrzepie i zostawi. Może "odmrożę" sobie drugi tom, zobaczymy.
Wiedząc czego spodziewać się po RM podszedłem do "Parabellum" nieco inaczej. Przymknąłem oko na nieścisłości, nastawiłem się, że się będę "dobrze bawił i nie za bardzo uważał" i w sumie okazało się, że można pana grafomana czytać, a w zasadzie "słuchać", bo taką formę wybrałem w drodze. Może dzięki temu udało się dotrwać do końca bez "no nie, przecież to niemożliwe"...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-22
Kwadratowy styl pisania początkowo urzeka, lecz z każdą stroną staje się niezwykle irytujący, następnie następuje festiwal niezwykłych zbiegów okoliczności, które stają się z każdą stroną coraz bardziej przewidywalne, a ciągłe łechtanie ego narratora, jak to sobie wręcz wspaniale radzi na odludziu, wraz z nieco infantylnymi wstawkami z biblii uczyniły z tej powieści pozycję w moich oczach niezwykle przeciętną, żeby nie powiedzieć słabą. Odnoszę wrażenie, że pisał ją dzieciak trochę pod wpływem filmu "Cast away", a trochę flegmatycznych kryminałów niskich lotów, nieustannie się powtarzając i zapominając o wielu rzeczach, które mnie wprawiły wręcz w osłupienie (jak można o tym w ogóle zapomnieć!? - o czym, nie chcę spojlerować, jeśli ktoś jednak zdecydowałby się to przeczytać).
Rażące zaniedbania fabularne są dla mnie wręcz nie do pomyślenia, książce zabrakło porządnej korekty.
Kwadratowy styl pisania początkowo urzeka, lecz z każdą stroną staje się niezwykle irytujący, następnie następuje festiwal niezwykłych zbiegów okoliczności, które stają się z każdą stroną coraz bardziej przewidywalne, a ciągłe łechtanie ego narratora, jak to sobie wręcz wspaniale radzi na odludziu, wraz z nieco infantylnymi wstawkami z biblii uczyniły z tej powieści pozycję...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Pierra kocham za "Alex" (przeczytałem 2 razy, co nie zdarza mi się często), doceniam za "Ofiarę" i "Koronkową robotę", uwielbiam za "Zakładnika", natomiast niezbyt przypadła mi do gustu "Do zobaczenia w zaświatach", choć jestem pewny, że nie trafiła na swój czas. Za "Wielki świat" zabierałem się więc z niepewnością co mi się trafi, choć okazało się, że niepotrzebnie.
To, co dzieje się na kartach powieści "Wielki Świat" wystarczyłoby, żeby zaspokoić gusta wielu czytelników. Powieść wymyka się zaszufladkowaniu gatunkowemu, łącząc kryminał, powieść historyczną, przygodową sagę rodzinną z powieścią obyczajową. Nie sposób nie docenić wyobraźni autora w rysie charakterologicznym postaci, są one oryginalne, różnorodne i naturalne. Do tego Bejrut, Sajgon, Paryż... czego chcieć więcej?
Pierra kocham za "Alex" (przeczytałem 2 razy, co nie zdarza mi się często), doceniam za "Ofiarę" i "Koronkową robotę", uwielbiam za "Zakładnika", natomiast niezbyt przypadła mi do gustu "Do zobaczenia w zaświatach", choć jestem pewny, że nie trafiła na swój czas. Za "Wielki świat" zabierałem się więc z niepewnością co mi się trafi, choć okazało się, że niepotrzebnie.
To,...
2024-04-05
2024-03-27
Prawda jest taka, że giniemy na potęgę, nie potrzebujemy najeźdźcy jak Ukraina, wystarczymy my sami w swoich żelaznych zbrojach, trochę gorącej głowy, troszkę koni mechanicznych i nieszczęście gotowe.
Niestety książka nie wymknęła się w przemycaniu ideologii - już nie mnie oceniać czy słusznych czy nie (w większości słusznych), ale trzeba sobie powiedzieć, że niepotrzebnie autor próbuje wtryniać swoje 3 grosze do quazi bezstronnej relacji, każdy, kto tylko ma trochę oleju w głowie umie wyciągnąć wnioski sam, a kto nie ma - raczej po taką pozycję nie sięgnie.
Prawda jest taka, że giniemy na potęgę, nie potrzebujemy najeźdźcy jak Ukraina, wystarczymy my sami w swoich żelaznych zbrojach, trochę gorącej głowy, troszkę koni mechanicznych i nieszczęście gotowe.
Niestety książka nie wymknęła się w przemycaniu ideologii - już nie mnie oceniać czy słusznych czy nie (w większości słusznych), ale trzeba sobie powiedzieć, że niepotrzebnie...
2024-03-09
Życie wpędza nas w matnię, zaplątaną pogoń za marzeniami, za osiągnięciami, za budowaniem relacji, natomiast konsekwentnie zapominamy, że są wśród nas tacy ludzie, którzy rodząc się w takich miejscach jak hrabstwo Lee, dzielnie podążają od jednej katastrofy do drugiej, dostrzegając w tym życiu tylko i wyłącznie ogień, który spala ich na popiół.
Tragizm ludzkich losów jest tak przeogromny, że mało kto decyduje się dodawać kolejne cegły do muru żalu straconych żyć, talentów, nadziei, pragnień, młodości i miłości. Autorka jednak na to się zdecydowała, i jak przystało na jej nazwisko, po królewsku rozwiązała worek skrywający same puszki Pandory, z tą nieskrywaną, poetycko porywającą nutą refleksji, przemawiając do nas: "patrzcie, oto życie pisze wystarczająco zagmatwane scenariusze, cała reszta to niewiele znaczące brednie".
Dla mnie i pewnie dla wielu tych, co są równie zachwyceni "Demonem", obcowanie z taką literaturą jest też trochę czytaniem o własnych losach, jak niewiele zabrakło, żeby znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Przymiotniki "piękna, błyskotliwa, zachwycająca" są za małe, żeby oddać jak bardzo warto przeczytać tą książkę.
Życie wpędza nas w matnię, zaplątaną pogoń za marzeniami, za osiągnięciami, za budowaniem relacji, natomiast konsekwentnie zapominamy, że są wśród nas tacy ludzie, którzy rodząc się w takich miejscach jak hrabstwo Lee, dzielnie podążają od jednej katastrofy do drugiej, dostrzegając w tym życiu tylko i wyłącznie ogień, który spala ich na popiół.
Tragizm ludzkich losów jest...
2024-03-03
Czytając "Problem trzech ciał" nie rozumiałem fenomenu Cixina Liu, natomiast "Piorunem kulistym" muszę uznać, że trafił w moje literackie gusta. Choć nadal w wielu momentach sposób prowadzenia fabuły jest... taki, że i bez oglądania nazwiska na okładce wiesz kto pisze. Same naleciałości kulturowe są momentami dość męczące, choć z całą pewnością czynią tą pozycję jeszcze ciekawszą.
Autor prowadzi nas przez życie Chena, który w młodym wieku traci rodziców na skutek działania pioruna kulistego. Wokół tego niezmiernie rzadkiego zjawiska meteorologicznego oraz życia Chena badającego je niestrudzenie, krąży fabuła już do końca, tworząc dość ciekawy, choć mocno nieprawdopodobny, obraz wyjaśniający czym ono tak naprawdę jest. Tym nie mniej wyobraźnia zabiera nas w tą przygodę w sposób całkiem sugestywny, należy na pewno docenić że nie jest to oklepany temat, tylko coś zupełnie nowego, a Cixin wycisnął z niego chyba wszystko, co było do wyciśnięcia.
Czytając "Problem trzech ciał" nie rozumiałem fenomenu Cixina Liu, natomiast "Piorunem kulistym" muszę uznać, że trafił w moje literackie gusta. Choć nadal w wielu momentach sposób prowadzenia fabuły jest... taki, że i bez oglądania nazwiska na okładce wiesz kto pisze. Same naleciałości kulturowe są momentami dość męczące, choć z całą pewnością czynią tą pozycję jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-10
Czy to źle, że nie zostałem uwiedziony historią przedstawioną w "Początku podróży"? Z jednej strony źle, bo lubię SF i w sumie dobrze by było jednak, żebym został wciągnięty, byłoby co czytać w zimowe wieczory. Z drugiej strony dobrze, bo potwierdziłem po raz kolejny, że nie warto czytać książek, które "nie wciągają" po 50 pierwszych stronach. Może jestem już trochę za stary na opowieści o nawalaniu się z kosmitami, a może temat jest już na tyle oklepany, że kolejna pozycja tego typu, po prostu nie ma prawa zainteresować wytrawnego czytelnika. Nie wiem czy na świecie jest jakaś skończona ilość wyobraźni, że o oryginalny temat w filmach czy książkach jest coraz trudniej? Być może przekazywanie w gruncie rzeczy tej samej historii na milion różnych sposobów jest metodą, która w zamyśle ma interesować tłumy? Nie dziwmy się jednak potem, że coraz mniej ludzi czyta książki, gdy efektowne okładki, obiecujące tytuły i zachwycające mini-recenzje na okładce są fasadą wydmuszki.
Czy to źle, że nie zostałem uwiedziony historią przedstawioną w "Początku podróży"? Z jednej strony źle, bo lubię SF i w sumie dobrze by było jednak, żebym został wciągnięty, byłoby co czytać w zimowe wieczory. Z drugiej strony dobrze, bo potwierdziłem po raz kolejny, że nie warto czytać książek, które "nie wciągają" po 50 pierwszych stronach. Może jestem już trochę za...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-01
Ach ci amerykańscy naukowcy! Gdyby nie oni, to byśmy mieszkali w lepiankach, krzesali ogień i polowali na mamuty. Ale żarty na bok, przecież ten piękny umysł, który kieruje naszymi decyzjami, nawet nie wiemy do końca jak działa. Jeszcze. A każde badanie, odkrywające meandry tego elektrochemicznego przyrządu do myślenia umieszczonego na końcu naszej szyi, przybliża nas do celu.
Niestety wiedza o tym jak coś działa, nie powoduje w żadnym razie, że mamy wpływ na to działanie. Możemy się reflektować nad swoimi świadomymi czynami, ale przecież również wiemy (na przykład z książki Daniela Kahnemana "Pułapki myślenia"), że steruje nami nie ten racjonalny i logiczny, powolny umysł, lecz ten instynktowny i szybki. Wniosek z tego jest taki, że spostrzeżenia autora sprawiają, że mamy wiedzę, ale czy damy radę ją wykorzystać? W jakimś stopniu na pewno tak, może dzięki temu nie będziemy tak przewidywalnie irracjonalni.
Ach ci amerykańscy naukowcy! Gdyby nie oni, to byśmy mieszkali w lepiankach, krzesali ogień i polowali na mamuty. Ale żarty na bok, przecież ten piękny umysł, który kieruje naszymi decyzjami, nawet nie wiemy do końca jak działa. Jeszcze. A każde badanie, odkrywające meandry tego elektrochemicznego przyrządu do myślenia umieszczonego na końcu naszej szyi, przybliża nas do...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-13
To, co pisze Karol to żadna wiedza tajemna - może ktoś zaklinać, że nie działa, jednak wystarczy trochę wgryźć się w temat, żeby przekonać się, że jednak jest w tych metodach sporo mocy. Co prawda nie podoba mi się wodolejstwo autora, ale w zasadzie oddzielając ziarno od plew, każdy powinien wyciągnąć dla siebie to, co dla niego najlepsze.
To, co pisze Karol to żadna wiedza tajemna - może ktoś zaklinać, że nie działa, jednak wystarczy trochę wgryźć się w temat, żeby przekonać się, że jednak jest w tych metodach sporo mocy. Co prawda nie podoba mi się wodolejstwo autora, ale w zasadzie oddzielając ziarno od plew, każdy powinien wyciągnąć dla siebie to, co dla niego najlepsze.
Pokaż mimo to2023-12-25
Z gatunku "literatura empatycznego czytelnika" opowieści z medycznego frontu wybijają się na czoło klasyfikacji. Wśród ludzi bardziej nam bliskich szczególne miejsce zajmują ci, co do których nie masz wątpliwości, że są lepsi od ciebie pod każdym względem, a i tak wciąż powtarzają o swojej niedoskonałości. Stawia to nas bardzo blisko nich i pozwala wierzyć, że gdybyśmy znaleźli się w tym samym miejscu i czasie co oni, pewnie bylibyśmy właśnie tacy sami. Matt jest jednym z tych ludzi, którzy niejako przy okazji bycia lekarzem, również jest człowiekiem, który umie to wszystko opisać, mimo tego, że język jakim się wszyscy posługujemy jest tak ubogi w stosunku do tego co dzieje się naprawdę, a przy okazji dzieli nas prawdziwy ocean i zupełnie różne podejścia do służby zdrowia, kultury, stosunków międzyludzkich i wiele jeszcze innych różnych większych i mniejszych drobiazgów.
Aż szkoda, że historia jaką nam opowiada kończy się po jednym roku, tym bardziej, że ten rok ujęty na kartach "Prawdziwego lekarza..." zleci wam bardzo szybko.
Z gatunku "literatura empatycznego czytelnika" opowieści z medycznego frontu wybijają się na czoło klasyfikacji. Wśród ludzi bardziej nam bliskich szczególne miejsce zajmują ci, co do których nie masz wątpliwości, że są lepsi od ciebie pod każdym względem, a i tak wciąż powtarzają o swojej niedoskonałości. Stawia to nas bardzo blisko nich i pozwala wierzyć, że gdybyśmy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-01
Na początku miałem wrażenie, że zaczynam czytać książkę o serialu Turbulencje. Szybko i konkretnie zostałem wyprowadzony z błędu i to jakiego błędu. Majstersztyk słowa jakim posługuje się autor, wnikliwość obserwacji z różnych punktów widzenia, mega realistyczny zarys postaci i zabawa konwencją, sprawiły, że zbieram szczękę z podłogi.
Wejście w głowy bohaterów tej kilku wątkowej opowieści w połączeniu z tytułową anomalią, gdzie 110 dni później zaczynają się dziać rzeczy, które już się poniekąd wydarzyły, jest doświadczeniem tego, co ja lubię w książkach najbardziej - połączenie niebanalnej i nieoklepanej historii z wręcz namacalną precyzją sytuacji. Autor z całą pewnością umie opowiedzieć o rzeczach, które na pewno się nie wydarzyły i nie wydarzą, w taki sposób, że nie jesteś pewny, czy zwrot "na pewno" jest właściwy.
Rewelacja, polecam.
Na początku miałem wrażenie, że zaczynam czytać książkę o serialu Turbulencje. Szybko i konkretnie zostałem wyprowadzony z błędu i to jakiego błędu. Majstersztyk słowa jakim posługuje się autor, wnikliwość obserwacji z różnych punktów widzenia, mega realistyczny zarys postaci i zabawa konwencją, sprawiły, że zbieram szczękę z podłogi.
Wejście w głowy bohaterów tej kilku...
2023-10-19
Eklektyczny umysł Dragana znajduje ujście nie tylko w byciu na świeczniku i wywiadach w mediach. Książka to jedna z jego mocniejszych wytworów, składająca w prostą całość złożoność fizycznych osiągnięć XX i XXI wieku. Wszystko bez tych przeklętych wzorów, natomiast ze Feynmanowym sznytem. Serdecznie polecam 2.0 jeśli ktoś nie czytał oryginalnego Kwantechizmu - 2.0 to tak dla przypomnienia jak ktoś jednak przeczytał.
Eklektyczny umysł Dragana znajduje ujście nie tylko w byciu na świeczniku i wywiadach w mediach. Książka to jedna z jego mocniejszych wytworów, składająca w prostą całość złożoność fizycznych osiągnięć XX i XXI wieku. Wszystko bez tych przeklętych wzorów, natomiast ze Feynmanowym sznytem. Serdecznie polecam 2.0 jeśli ktoś nie czytał oryginalnego Kwantechizmu - 2.0 to tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-22
"Mistrza i Małgorzatę" czytam po ponad 25 latach od momentu jej nie przeczytania z premedytacją jako lektura szkolna. W mojej pamięci jawiła mi się jako diabelsko przekombinowana i w zasadzie to się można powiedzieć potwierdziło.
Nie wiem czy można ją nazwać opaczną rosyjską wariacją Dickensa w opowieści wigilijnej bez wigilii, lecz mnogość interpretacji MiM na to zdecydowanie nie pozwala. Finalnie książka podobała mi się, ale jest ona zdecydowanie zbyt dojrzała na lekturę szkolną dla nastolatków (o ile jeszcze nią jest, bo nie sprawdzałem), porusza tematy, które zdecydowanie wykraczają poza mój horyzont myślowy 25 lat temu, gdy ktoś zdecydował się, że powinienem ją przeczytać. Trudno jednak jest mi ją ocenić wyżej niż 7, ponieważ mnie zwyczajnie nie wciągnęła - mógłbym ją porzucić bez żalu w każdym momencie niezbyt ciekawy czy jak zakończy się diabelska eskapada. Krótko mówiąc doceniam, ale nie przepadłem.
"Mistrza i Małgorzatę" czytam po ponad 25 latach od momentu jej nie przeczytania z premedytacją jako lektura szkolna. W mojej pamięci jawiła mi się jako diabelsko przekombinowana i w zasadzie to się można powiedzieć potwierdziło.
Nie wiem czy można ją nazwać opaczną rosyjską wariacją Dickensa w opowieści wigilijnej bez wigilii, lecz mnogość interpretacji MiM na to...
Teoretycznie "Czynnik królika" ma wszystko, żeby stać się szmirą do kwadratu: 1/ Podejrzanie naiwną fabułę 2/ Literackie (lub też nawet filmowe) tricki działające na mężczyzn 3/ kolejne działające na kobiety... nic tylko chlipać w rękaw.
A jednak... wiecie jak to jest? To jest tak, że w nieustannej pogoni za literaturą wysokich lotów zapominamy o tym, że z literaturą nie zawsze trzeba się siłować, czasem potrzebna jest nam odrobina rozrywki. Dlatego w tym odziedziczonym po zmarłym bracie parku rozrywki, Henri przeżyje jakże niemożliwą, banalną, jakże naiwną, jakże przerysowaną, jakże "nie wiem jaką, ale przymiotnik musi być naprawdę wielki" historię. Tylko że ja bawiłem się świetnie, a to jest w tym wszystkim najważniejsze.
Teoretycznie "Czynnik królika" ma wszystko, żeby stać się szmirą do kwadratu: 1/ Podejrzanie naiwną fabułę 2/ Literackie (lub też nawet filmowe) tricki działające na mężczyzn 3/ kolejne działające na kobiety... nic tylko chlipać w rękaw.
więcej Pokaż mimo toA jednak... wiecie jak to jest? To jest tak, że w nieustannej pogoni za literaturą wysokich lotów zapominamy o tym, że z literaturą nie...