-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
Dobra, do momentu sceny kopulacji z tym obrzydlistwem. Potem po książce pozostał tylko niesmak i reakcja w rodzaju "bleee!". Raczej już po nią nie sięgnę.
Dobra, do momentu sceny kopulacji z tym obrzydlistwem. Potem po książce pozostał tylko niesmak i reakcja w rodzaju "bleee!". Raczej już po nią nie sięgnę.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-29
2013-07-21
"Gra Endera" Orsona Scott Carda była jedną z pierwszych książek sci-fi, które przeczytałam i które towarzyszyły mi przez ostatnią dekadę. Od tego czasu Card jako pisarz płodny i pracowity, napisał kolejne tomy, w tym równie wybitnego "Mówcę Umarłych" oraz inne, mniej czy bardziej udane pozycje. Dlatego z pewnymi obawami sięgałam po "W przededniu". Targały mną wątpliwości: czy Card nadal będzie w stanie ponownie mnie zainteresować tym dość mocno wyeksploatowanym uniwersum? Po przeczytaniu mogę stwierdzić, że pewne elementy zaskoczyły mnie na plus, ale inne - niestety na minus.
Na plus, jak zawsze w twórczości Carda, zaliczam umiejętność tworzenia unikatowych kultur, dzięki czemu różne grupy społeczne tak bardzo się od siebie różnią. Najbardziej zaintrygował mnie opis klanów wolnych górników, eksploatujących metale z asteroid. Członkowie klanu są często blisko ze sobą spokrewnieni, z tego też powodu (w celu poszerzenia puli genów) są zmuszeni wydawać swoje córki za mąż poza klanem, co w rzeczywistości polega na wysłaniu ich na inny statek kosmiczny i długą rozłąkę, trwającą często nawet do końca życia. Dlatego też związki między kuzynami (nawet w drugiej linii) uznawane są za zbrodnicze i ohydne. Jest to bardzo intrygująca koncepcja - jako że społeczności górniczych statków kosmicznych prowadzą dość izolacyjne życie, możliwości znalezienia partnera są dużo mniejsze.
Na minus z kolei policzyłabym fakt, iż od około połowy długości książka robi się rozwlekła, jakby przeciągana na siłę. Zważywszy na fakt, iż zakończenie powieści nie jest żadnym zakończeniem, bo kończy się cliffhangerem, mogę przypuszczać, że autorzy chcieli mieć furtkę otwartą do dalszego pisania. Cóż, nie lubię takich zabiegów, wolałabym, żeby książka była troszkę dłuższa i grubsza, a za to stanowiła jedną, zwartą całość.
Podsumowując: historia opowiadana przez Carda i Johnstona zaintrygowała mnie i wciągnęła, ale gdzieś w połowie książki to zainteresowanie zmalało. Z chęcią przeczytam następny tom, ale nie będę czekać na niego z zapartym tchem i wypiekami na twarzy.
"Gra Endera" Orsona Scott Carda była jedną z pierwszych książek sci-fi, które przeczytałam i które towarzyszyły mi przez ostatnią dekadę. Od tego czasu Card jako pisarz płodny i pracowity, napisał kolejne tomy, w tym równie wybitnego "Mówcę Umarłych" oraz inne, mniej czy bardziej udane pozycje. Dlatego z pewnymi obawami sięgałam po "W przededniu". Targały mną wątpliwości:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-07
Według mnie tom 3 i 4 okazały się być nawet troszkę lepsze, niż tomy 1 i 2. Uświadczymy w nich więcej akcji, ale to nie wszystko. Intryga się zacieśnia; a nie każdy z bohaterów ma takie pobudki, jakie myśleliśmy. W trakcie czytania 3 i 4 tomu zdrada i podstęp będą naszym chlebem powszednim, a wielu bohaterów, zwłaszcza drugo- i trzecioplanowych, jeszcze nas zaskoczy.
Jaki jest jeszcze plus tych części? Więcej głębi. Bohaterowie dojrzewają, rozwijają się wraz z kolejnymi rozdziałami. Hadrian i Royce już nie są tymi dowcipnymi koleżkami z pierwszych części, wreszcie zaczynają czuć się odpowiedzialni za to, co robią oraz podejmują się kolejnych misji nie ze względu na wynagrodzenie czy ambicję i chęć zmierzenia się z kolejnym wyzwaniem, ale po to, by chronić bliskie im osoby.
Książki Sullivana to powieści łotrzykowskie i raczej nie wejdą do kanonu książek, które zrewolucjonizowały fantastykę. Ale charakteryzuje je naprawdę solidny warsztat, dużo ciekawych pomysłów oraz akcja i bohaterowie, które angażują czytelnika.
Według mnie tom 3 i 4 okazały się być nawet troszkę lepsze, niż tomy 1 i 2. Uświadczymy w nich więcej akcji, ale to nie wszystko. Intryga się zacieśnia; a nie każdy z bohaterów ma takie pobudki, jakie myśleliśmy. W trakcie czytania 3 i 4 tomu zdrada i podstęp będą naszym chlebem powszednim, a wielu bohaterów, zwłaszcza drugo- i trzecioplanowych, jeszcze nas zaskoczy.
Jaki...
2015-03-09
Zabieg polegający na łączeniu dwóch powieści w jedną książkę bywa karkołomny, szczególnie jeśli są one źle dobrane. Takie dla mnie okazało się połączenie "Wydrążonego człowieka", który wywarł na mnie ogromne wrażenie, z bardzo słabiutką "Muzą ognia", którą przemęczyłam w bólach i o której zapomnę bez żalu.
Zacznę recenzję od "Wydrążonego człowieka", który wydawca serwuje nam jako pierwszą pozycję. Trudno wpaść w zachwyt od samego początku: główny bohater, Jeremy Bremen, pod wpływem żałoby po śmierci żony robi dużo głupich rzeczy, szuka sensu życia w kompletnie złych miejscach i ogólnie miota się sam ze sobą. Powiedziałabym wówczas, że jest to kiepska powieść obyczajowa, co prawda ładnie napisana, ale nieszczególnie porywająca. Ale od momentu pojawienia się na scenie matematyka Jacoba Goldmanna (a będzie to mniej więcej w połowie powieści) możemy się spodziewać jazdy bez trzymanki. Dla naszego umysłu i wyobraźni, rzecz jasna.
Idee, które zawiera w swojej powieści Dan Simmons udowadniają, że jest on niepoślednim pisarzem science fiction, z naciskiem na science. Mamy tutaj próbę pogodzenia probabilistycznego charakteru elektronów oraz teorii chaosu z teoriami o alternatywnym rzeczywistościach. Jeśli fakt, że elektron raz zachowuje się jak cząstka, a raz jak fala, tworząc w bardzo znanym w świecie fizyki eksperymencie wzór interferencyjny, nic wam nie mówi, może być Wam ciężko zrozumieć, dlaczego powieść Simmonsa spowodowała, że zbierałam szczękę z podłogi. Po prostu żeby zrozumieć pointę książki, warto mieć podstawową wiedzę o współczesnej fizyce i matematyce, nawet w ramach hobby. Ale zdeklarowanym humanistom lekturę "Wydrążonego człowieka" raczej bym odradzała.
Zupełnie odwrotnie jest z "Muzą ognia". Jest to powieść (choć ze względu na niewielką długość bliżej jej do opowiadania) skierowana jakby tylko do humanistów. Prawie cała składa się z opisów odgrywania przez trupę aktorów różnych dramatów Szekspira przed obcymi, kto zagrał jaką rolę i dlaczego był w niej dobry lub kiepski. Muszę się przyznać, że znam dobrze "Hamleta", coś tam kojarzę z "Makbeta" i "Romea i Julii", ale "Król Lear" czy "Wiele hałasu o nic" nie mówi mi już nic. A roztrząsanie, jaki aktor będzie grał kogo i dlaczego, spowodowało, że miałam ochotę rzucić książką o ziemię.
Gwoździem do trumny "Muzy ognia" były pseudoreligijne dywagacje, nieprzekonujący obcy oraz równie nieprzekonujący bóg Abraxas. Dla mnie - słabizna. A jak przeczytałam, że ludzkość została oszczędzona tylko z powodu dramatów Szekspira, to mi ręce opadły. Parafrazując Gombrowicza można powiedzieć, że "Szekspir wielkim poetą był", no ale żeby jego dzieła były jedyną wartą uwagi rzeczą w całej historii ludzkości? Litości.
Bardzo żałuję, że nie mogę dać ośmiu gwiazdek, które "Wydrążonemu człowieku" zdecydowanie się należą. Odejmuję jedną gwiazdkę za nieudany eksperyment z "Muzą ognia".
Zabieg polegający na łączeniu dwóch powieści w jedną książkę bywa karkołomny, szczególnie jeśli są one źle dobrane. Takie dla mnie okazało się połączenie "Wydrążonego człowieka", który wywarł na mnie ogromne wrażenie, z bardzo słabiutką "Muzą ognia", którą przemęczyłam w bólach i o której zapomnę bez żalu.
Zacznę recenzję od "Wydrążonego człowieka", który wydawca serwuje...
2015-02-09
Pomysł przedni, realizacja do poprawki - tak mogłabym podsumować moje wrażenia po przeczytaniu pierwszej części serii autorstwa Bradleya Beaulieu.
Pierwsze wrażenia były jak najbardziej pozytywne: rewelacyjny świat przedstawiony, który opiera się na powietrznych podróżach między rozrzuconymi na oceanie wyspami, oraz wydawałoby się, że pełnokrwiści bohaterowie: z jednej strony Lądowcy, wzorowani na kulturze rosyjskiej, z drugiej strony Aramani, będący odpowiednikiem Arabów, czy nawet Beduinów, dla których ideałem jest nie osiedlanie się w jednym miejscu, lecz ciągłe podróże w celu pogłębiania swojej wiedzy i dążenie do stanu najwyższego oświecenia. Na dokładkę światu zagrażają żywiołaki oraz tajemnicza zaraza, na którą nie ma lekarstwa... Brzmi elektryzująco, nieprawdaż?
Tylko im dalej w las, tym gorzej. Kultura rosyjska została sprowadzona do picia wódki (której autor chyba nigdy nie miał w ustach, bo jego bohaterowie sączą trunek, gdzie wszyscy wiemy, że sączyć to można najwyżej wino). Kultura Aramanów jest z kolei niezrozumiała: dążą do oświecenia, jednocześnie nie widząc niczego złego w tym, że w ramach ich szeregów utworzyła się sekta Maharratów, którzy chcą obalić władzę Lądowców nad wyspami, nie unikając morderstw i rozlewu krwi. Niezrozumiała jest też historia archipelagu: niby wyspy należały niegdyś do Aramanów, a Lądowcy ich podbili, a z drugiej strony na wyspach pada śnieg, do czego śniadzi Aramani nie są przyzwyczajeni? Trochę brak w tym logiki.
Bohaterowie, który mogliby uratować jeszcze książkę, są przysłowiowym "ostatnim gwoździem do trumny". Ich zachowania często są niezrozumiałe, irracjonalne, porywy uczuć nieuzasadnione, romanse nieprzekonywujące... Jeszcze jako tako broni się para Nikandr Kałakow - Atiana Wostroma, ale nijak nie mogłam zrozumieć poczynań Rehady, kochanki Nikandra. Ta kobieta była jak chorągiewka na wietrze: z jednej strony niby była zazdrosna o Nikandra, z drugiej nie widziała nic złego w romansie z Soruszem, nota bene przywódcą Maharratów... Który z kolei był zimny jak flądra i nie powodował we mnie żadnych uczuć poza może obrzydzeniem.
Podsumowując: rewelacyjny świat przedstawiony został pogrzebany pod stertą niedociągnięć fabuły i kreacji bohaterów. A naprawdę, historia wymyślona przez autora miała ogromny potencjał! Aż żałuję, że ktoś nie może wziąć tej książki i napisać jej od nowa, raz jeszcze. Przy odrobinie pracy wyszedłby z tego hit, niczym połączenie "Darkoveru" Marion Zimmer Bradley i "Cyklu Demonicznego" Petera V. Bretta. A tak? Kolejna książka, która nie zagości na dłużej w pamięci czytelników. Szkoda.
Pomysł przedni, realizacja do poprawki - tak mogłabym podsumować moje wrażenia po przeczytaniu pierwszej części serii autorstwa Bradleya Beaulieu.
Pierwsze wrażenia były jak najbardziej pozytywne: rewelacyjny świat przedstawiony, który opiera się na powietrznych podróżach między rozrzuconymi na oceanie wyspami, oraz wydawałoby się, że pełnokrwiści bohaterowie: z jednej...
2015-05-01
Finał trylogii okazał się być nieco lepszy od słabej drugiej części, ale i tak to jednak trochę za mało, żeby dać 7 gwiazdek. O ostatecznej ocenie zadecydowały słabe wątki romantyczne oraz zdecydowana wtórność (szczególnie w stosunku do innej serii tej autorki, Trylogii Zimnego Ognia). I pomimo tego, że całą serię o Magistrach czyta się dobrze i wciąga ona niesamowicie, raczej nie będę do niej wracać.
Podsumowując: to była bardzo przyjemna, ale jednorazowa przygoda.
Finał trylogii okazał się być nieco lepszy od słabej drugiej części, ale i tak to jednak trochę za mało, żeby dać 7 gwiazdek. O ostatecznej ocenie zadecydowały słabe wątki romantyczne oraz zdecydowana wtórność (szczególnie w stosunku do innej serii tej autorki, Trylogii Zimnego Ognia). I pomimo tego, że całą serię o Magistrach czyta się dobrze i wciąga ona niesamowicie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-26
"Skrzydła gniewu" cierpią chyba na przypadłość drugiego tomu. Bo o ile pierwsza część przypadła mi do gustu, gdyż przedstawiała świat i bohaterów, o tyle druga jest już w całości skupiona na akcji i rozwinięciu napoczętych wątków. Niestety w ten sposób książka dużo straciła na wartości.
Przeczytałam ten tom szybko i raczej beznamiętnie, bez większych emocji. Na pewno sięgnę po kolejną część, ale raczej z ciekawości, jak cała historia się zakończy, niż z prawdziwej potrzeby. A nuż trzeci tom się zrehabilituje?
"Skrzydła gniewu" cierpią chyba na przypadłość drugiego tomu. Bo o ile pierwsza część przypadła mi do gustu, gdyż przedstawiała świat i bohaterów, o tyle druga jest już w całości skupiona na akcji i rozwinięciu napoczętych wątków. Niestety w ten sposób książka dużo straciła na wartości.
Przeczytałam ten tom szybko i raczej beznamiętnie, bez większych emocji. Na pewno...
2015-03-29
"Mistrza Pieśni" czytałam będąc jeszcze nastolatką i pamiętam, że wywarł na mnie ogromne wrażenie. Postanowiłam dziś wrócić do tej lektury, żeby sprawdzić, czy po kilkunastu latach zachował tę samą siłę rażenia, co wtedy. I co mogę powiedzieć? Ta książka uderzyła we mnie nawet mocniej, niż wówczas.
Dosłownie, uderzyła. Czuję się poobijana od wewnątrz, jakby mi ktoś skopał wnętrzności. To nie jest powieść, którą czyta się z lekkim sercem, pomimo pięknego, miejscami lirycznego języka, którym posługuje się autor. Te piękne słowa są bezlitosne i nieubłagane niczym ostrze tanto, za pomocą którego samuraje popełniali seppuku.
Sięgając po "Mistrza Pieśni" przygotujcie się na to, że każde czułe uczucie, każdy związek przyjaźni czy miłości głównego bohatera będzie okupiony bólem, zdradą lub goryczą. Ansset, Słowik imperatora, najdoskonalszy śpiewak we wszechświecie - czy to nie brzmi pięknie? A jednak poznając jego losy nie raz wasze serca zostaną złamane, a łzy wyciśnięte z oczu.
Zakończenie powieści jest słodko-gorzkie. Ansset dożywa dojrzałego wieku i rozlicza się z przeszłością. Dom nadal jest domem, ale nie jest; przyjaciele zamiast miłości, czują wobec niego litość. Wielkość jest ulotna, tak samo, jak kruche jest życie, a pamięć ludzka nie trwa wiecznie. Taka jest nauka, którą niesie ze sobą lektura "Mistrza Pieśni".
Nie mam skrupułów z wystawieniem oceny 9/10, ale jak każda wybitna powieść, nie przypadnie ona do gustu każdemu. Komu bym poleciła powieść O. S. Carda? Osobom wrażliwym, które nie boją się odczuwać. To jest jedna z tych książek, w trakcie których trzeba wyłączyć umysł i nastawić się na odbiór emocji, których "Mistrz Pieśni" jest pełen.
"Mistrza Pieśni" czytałam będąc jeszcze nastolatką i pamiętam, że wywarł na mnie ogromne wrażenie. Postanowiłam dziś wrócić do tej lektury, żeby sprawdzić, czy po kilkunastu latach zachował tę samą siłę rażenia, co wtedy. I co mogę powiedzieć? Ta książka uderzyła we mnie nawet mocniej, niż wówczas.
Dosłownie, uderzyła. Czuję się poobijana od wewnątrz, jakby mi ktoś skopał...
2012-05-18
Co, jeśli bogowie nigdy nie zniknęli? Jeśli nadal żyją na Ziemi, ukrywając się przed nami, zwykłymi ludźmi (w powieście Carda zwanych "suszłakami")? Przed wiekami Loki zamknął Wrota do ich boskiego świata i teraz, na Ziemi, zwanej Mittlegardem, żyją odarci z mocy, skarłowacieli i będący cieniem dawnych potęg.
W takim świecie rodzi się Danny, syn dwójki potężnych magów (niegdyś bóstw): Alfa, Brata Skały, i Gerd, Magini Światła. Wszyscy mają nadzieję, że jak dorośnie, Danny będzie równie potężny. Tymczasem Danny jako dziecko, a potem jako nastolatek, nie ujawnia żadnej magicznej zdolności. Ale czy na pewno?
To właśnie świat przedstawiony jest u Carda największym atutem. Czytelnik wnika w rzeczywistość, w której magia istnieje tuż obok techniki, a dawni bogowie żyją tuż obok zwyczajnych ludzi, lecz zawsze w ukryciu. Taki świat nęci i kusi - któż nie marzy o odrobiny magii w rzeczywistym świecie? Za ten nastrój i klimat - plus dla Carda.
Ale znajdzie się też miejsce na niedociągnięcia. Na okładce wydawca zaznacza, że "Zaginione Wrota" to pierwsza część serii młodzieżowego fantasy. Mając 25 lat, trudno mi ocenić, czy to by się zgadzało. Z jednej strony, głównym bohaterem jest nastolatek, czyli czasem się zachowuje, jakby miał pstro w głowie. Z drugiej strony, miejscami mamy do czynienia ze wzmiankami o prostytucji czy pedofilach. Ja wiem, że dla dzisiejszej młodzieży może nic nie jest już szokujące. Ale czy to właściwe, jeszcze pogłębiać to zjawisko przez literaturę?
No i jeszcze dochodzą do tego ulubione wstawki autora na temat pierdzenia, wypróżniania się, czy publicznego obnażania się, Praktycznie co ileś tam stron natrafiamy na takie "kwiatki". Może to miało być śmieszne. Może to miało nadać powieści "pazura". Cóż, do mnie to nie trafiło.
Podsumowując - osobom niewrażliwym na pewne nieładnie pachnące tematy, powieść jak najbardziej serdecznie polecam. Ja na pewno sięgnę po drugą część, choćby dla samego klimatu i tematyki książki.
Co, jeśli bogowie nigdy nie zniknęli? Jeśli nadal żyją na Ziemi, ukrywając się przed nami, zwykłymi ludźmi (w powieście Carda zwanych "suszłakami")? Przed wiekami Loki zamknął Wrota do ich boskiego świata i teraz, na Ziemi, zwanej Mittlegardem, żyją odarci z mocy, skarłowacieli i będący cieniem dawnych potęg.
W takim świecie rodzi się Danny, syn dwójki potężnych magów...
2012-06-07
Bardzo udana powieść łotrzykowska z elementami fantasy. Mamy tu wszystko, co najlepsze w tym gatunku: od głośnych i niechlujnych karczm i burdeli, po opływające bogactwem zamki i pałace, od dobrze urodzonych rycerzy, po prostych ludzi z gminu. Mamy też rasy: ludzi, elfów, krasnoludów, a także latające bestie, siejące postrach wśród okolicznych wiosek.
Powieść Sullivana jest napisana lekko i z humorem, czyta się ją nad wyraz przyjemnie. Szczerze mówiąc, po kilku "ciężkich" lekturach to było to, czego w tym momencie potrzebowałam, a mianowicie odrobina relaksu. W końcu, jaka jest rola książki? Ma ona albo poruszać i wzbudzać refleksję, albo po prostu dawać przyjemność, rozśmieszać. Ta książka idealnie spełnia tę drugą rolę.
Z chęcią też sięgnę po kolejne tomy.
Bardzo udana powieść łotrzykowska z elementami fantasy. Mamy tu wszystko, co najlepsze w tym gatunku: od głośnych i niechlujnych karczm i burdeli, po opływające bogactwem zamki i pałace, od dobrze urodzonych rycerzy, po prostych ludzi z gminu. Mamy też rasy: ludzi, elfów, krasnoludów, a także latające bestie, siejące postrach wśród okolicznych wiosek.
Powieść Sullivana...
2012-05-21
Ta książka to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Czego tu nie znajdziemy! Mamy smoki, magów, druidów, awatary, golemy, koboldy, bóstwa mniejsze i większe... Słowem: niemal wszystkie postacie fantasy w jednym. To jest największa zaleta, jak i wada tej powieści. Zaleta, bo autor zdołał połączyć całe to tałatajstwo w jeden spójny, barwny świat. Minus, bo ucierpiało na tym prowadzenie akcji (która raz wlecze się niemiłosiernie, a raz pędzi galopem) oraz zarysowanie bohaterów, ich rozwoju wewnętrznego, zmieniających się relacji między poszczególnymi postaciami itd.
Słowem: szału nie ma, ale ciekawy świat i wyłapywanie różnych smaczków z kanonu fantasy sprawiły mi niejaką przyjemność. Ale czy to wystarczy, żeby kogoś przekonać do przeczytania tej książki? Zdecydujcie sami.
PS. Oczywiście, że na okładce jest demon, aka główny czarny charakter książki - jego znakiem rozpoznawczym są te macki wychodzące z ust. Tylko że pomyliły się grafikowi szaty - powinny być białe, a nie czarne, ale domyślam się, że wtedy demon nie wyglądałby tak złowrogo ;)
Ta książka to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Czego tu nie znajdziemy! Mamy smoki, magów, druidów, awatary, golemy, koboldy, bóstwa mniejsze i większe... Słowem: niemal wszystkie postacie fantasy w jednym. To jest największa zaleta, jak i wada tej powieści. Zaleta, bo autor zdołał połączyć całe to tałatajstwo w jeden spójny, barwny świat. Minus, bo ucierpiało na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-16
Przeczytana raz za czasów nastoletnich, powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Obecnie, niecałe 20 lat po wydaniu, jestem troszkę bardziej zawiedziona, trochę bardziej krytyczna. Niemniej ostatecznie wystawiam "Hiszpańskim żebrakom" pozytywną notę - 6 gwiazdek, książka dobra.
Na pewno ogromnym plusem jest sam koncept książki. Co by było, gdyby genetycznie usunąć w człowieku potrzebę snu? Na pewno miałoby to ogromne skutki w skali makro: polityczne, socjologiczne, gospodarcze, oraz w skali mikro: psychologiczne i emocjonalne. Niestety mam wrażenie, że autorka nie uniosła ciężaru poruszonego przez siebie tematu. Niektóre wnioski, które wyciągnęła, były według mnie zbyt uproszczone, powierzchowne.
Nancy Kress tworzy bowiem wizję społeczności Bezsennych, którzy przez posiadanie 1/3 czasu więcej od zwykłych ludzi na edukację i pracę, okazują się gronem inteligentnych, wydajnych i pracowitych osobników, którzy zaczynają dominować w większości gałęzi gospodarki, szczególnie w szeroko pojętych naukach ścisłych: informatyce, fizyce, biotechnologii, genetyce, a także w prawie i ekonomii. Dodajmy do tego fakt, że organizmy Bezsennych same się regenerują... i otrzymamy wizję społeczności superinteligentnych nieśmiertelnych.
Co ja o tej wizji myślę? Że jest strasznie dziurawa. Nawet nie licząc 8 godzin na sen, i tak dużo czasu spędzamy na odpoczynku, często mamy wrażenie, że tracimy czas, przecieka nam przez palce. Z kolei bardzo dobrze znane są osoby, które w wyniku wypadku/traumy przypominają sobie o własnej śmiertelności i nawet będąc osobami sparaliżowanymi czy niepełnosprawnymi, osiągają niesamowite rzeczy. To nie ilość czasu, jaką spędzamy w śnie, sprawia, że osiągamy sukces. Dlaczego nagle niemal wszyscy Bezsenni mieliby mieć wytrwałość i determinację potrzebną do tego, żeby dojść na szczyt? Dziwne jest też twierdzenie, że Bezsenni mieliby predyspozycje tylko do nauk ścisłych. A dlaczego nie mieliby pisać książek, czy być artystami?
Brakuje mi też głębokiej analizy zmian psychologicznych i emocjonalnych, jakie spowodowałby brak snu u człowieka. Eliminując potrzebę odpoczynku poprzez regenerację tkanek, i tak nie wydaje mi się, by brak snu nie miał żadnych skutków poza: "hurra, mamy 8 godzin więcej na zostanie geniuszami". Wszyscy Bezsenni w powieści są do bólu pracowici i racjonalni. Brakowało mi bohaterów w depresji, z kompleksami, lękami, co by w jakiś sposób urozmaiciło tę monochromatyczną społeczność. Bezsenni u Nancy Kress przypominają mi roboty, a nie ludzi. A szkoda.
Ale żeby nie było, że tylko narzekam, bardzo podobała mi się analiza społeczeństwa w skali makro: jak istnienie nowej "kasty" ludzi wpłynęłoby na gospodarkę, politykę, czy nawet sądownictwo. Tutaj autorka spisała się na medal. Poruszyła kwestie, o których wcześniej nie myślałam: co to jest równość, sprawiedliwość? Czy mając społeczeństwo podzielone na Śpiących i Bezsennych, rząd powinien wyrównywać szanse tych mniej uprzywilejowanych, czyli Śpiących?
Podsumowując, "Hiszpańskich żebraków" polecam przeczytać. Nie jest to książka idealna, ma swoje mankamenty. Ale tematyka, którą porusza, jest na tyle ciekawa i oryginalna, że na te mankamenty można przymknąć oko i samemu spróbować odpowiedzieć na pytania, które zadaje autorka, nawet jeśli jej odpowiedzi nam nie odpowiadają.
Przeczytana raz za czasów nastoletnich, powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Obecnie, niecałe 20 lat po wydaniu, jestem troszkę bardziej zawiedziona, trochę bardziej krytyczna. Niemniej ostatecznie wystawiam "Hiszpańskim żebrakom" pozytywną notę - 6 gwiazdek, książka dobra.
Na pewno ogromnym plusem jest sam koncept książki. Co by było, gdyby genetycznie usunąć w...
2015-07-18
Jestem chyba w mniejszości, gdyż powieść "Żebracy nie mają wyboru" podobała mi się bardziej, niż jej poprzedniczka - "Hiszpańscy Żebracy".
Pierwsza część miała genialny koncept, ale wg mnie zbyt łatwo malowała świat w czarno-białych barwach. Bezsenni (a potem ich potomkowie, Superbystrzy), byli przedstawieni jako ci inteligentni, racjonalni, z wizją i ambicjami. Pomimo wprowadzenia do fabuły kilku liczących się w fabule Śpiących, reszta świata była dla Bezsennych tak naprawdę tłem.
"Żebracy nie mają wyboru" mają tę przewagę, że autorka starała się przedstawić różne punkty widzenia osób z obu stron "barykady" w wewnętrznych konfliktach Stanów Zjednoczonych. Mamy możliwość przyjrzenia się zarówno Amatorom Życia (niepracującej większości społeczeństwa, która za swój obowiązek uważa jedynie chodzenie na wybory), Wołom (wykształconej i pracującej kaście, która jednocześnie dzierży władzę) oraz Bezsennym i Superbystrym (którzy wydają się pozostałym tak naprawdę inną rasą człowieka, gdyż nawet ich sposób myślenia jest odmienny).
Pomimo wyraźnych podziałów społeczeństwa, pojedyncze osoby przekraczają granice swojej kasty. Amator Życia może mieć plany i ambicje; Wół może pokochać życie z dala od miejskiego zgiełku; Bezsenny też może się mylić. Nancy Kress zrobiła ogromny krok do przodu, jeśli chodzi o kreację postaci i uzasadnianie ich zachowań. Motywacje bohaterów nie są proste i oczywiste, a pod wpływem doświadczeń życiowych każda z postaci zmienia się, dojrzewa. Pod tym względem druga część wydaje mi się dużo dojrzalsza.
Kolejnym plusem jest tempo powieści. Pierwszy tom czasami zwalniał, czasami przyspieszał, ale ogólnie czytało mi się go raczej wolno, bez wypieków na twarzy. "Żebracy nie mają wyboru" pochłonęłam w parę godzin (w międzyczasie prawie przypaliłam obiad dla męża, tak byłam pochłonięta lekturą). Książkę czyta się niczym dobry thriller szpiegowski albo powieść sensacyjną. Jedynie zakończenie trochę spowolniło tempo, ale 90% książki przeczytałam na jednym wdechu :)
Jestem chyba w mniejszości, gdyż powieść "Żebracy nie mają wyboru" podobała mi się bardziej, niż jej poprzedniczka - "Hiszpańscy Żebracy".
Pierwsza część miała genialny koncept, ale wg mnie zbyt łatwo malowała świat w czarno-białych barwach. Bezsenni (a potem ich potomkowie, Superbystrzy), byli przedstawieni jako ci inteligentni, racjonalni, z wizją i ambicjami. Pomimo...
2015-07-23
Oryginalny tytuł książki nawiązuje do angielskiego przysłowia: "If wishes were horses, beggars would ride". Po książce o takim tytule, będącą ostatnią częścią serii o Żebrakach, spodziewałam się jakiejś pointy, morału, który sprawiłby, że moja wizja świata stworzonego przez Nancy Kress otrzymałaby stosowny finisz. Tymczasem zamiast kulminacyjnego domknięcia serii autorka zaserwowała nam książkę wewnętrznie sprzeczną, wyraźnie odstającą jakościowo od poprzednich.
Szczególnie irytowały mnie rozpoczęte i porzucone w trakcie powieści wątki, które miały być bardzo istotne, a o których autorka jakby zupełnie zapomniała. Najlepszym tego przykładem jest wątek czerwonych strzykawek oraz kwestia wyborów, w których mieli wziąć udział Amatorzy Życia. Nic z tego nie zostało pociągnięte do przodu, fabułą rządził chaos i przypadek, a zakończenie było wybitnie naciągane.
Moja ocena to 5/10, podczas gdy pierwsza część otrzymała ode mnie 6/10, a druga - 7/10. Miałam nadzieję na dalszą tendencję wzrostową, ale to były tylko pobożne życzenie. Ironicznie tytuł książki okazał się samospełniającą się przepowiednią, ale dotyczącą raczej oczekiwań czytelnika, niż samej powieści. "If wishes were horses..." - tyle co do nadziei na porządną lekturę.
Oryginalny tytuł książki nawiązuje do angielskiego przysłowia: "If wishes were horses, beggars would ride". Po książce o takim tytule, będącą ostatnią częścią serii o Żebrakach, spodziewałam się jakiejś pointy, morału, który sprawiłby, że moja wizja świata stworzonego przez Nancy Kress otrzymałaby stosowny finisz. Tymczasem zamiast kulminacyjnego domknięcia serii autorka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-06
Po przeczytaniu "Czarnoksiężnika z Archipelagu" muszę przyznać, że rozumiem zarówno te wszystkie osoby, które "Ziemiomorzem" się zachwycają, jak i wcale niemałą rzeszą osób, które były nim zawiedzione. Chyba wszystko zależy od naszego wyobrażenia i oczekiwań, jakie stawiamy powieści, zanim w ogóle przeczytamy pierwszą stronę. "Ziemiomorze" dźwiga bowiem niewdzięczną łatkę klasyki literatury fantasy. Z tego też powodu po "Czarnoksiężniku z Archipelagu" oczekiwałam Epickości przez duże E, coś w skali "Śródziemia" Tolkiena. Pod tym kątem zawiodłam się sromotnie. Dlaczego? Bo "Czarnoksiężnik z Archipelagu" stawia w centrum uwagi nie wielkie bitwy czy losy świata, ale przemianę wewnętrzną głównego bohatera oraz proces jego dojrzewania.
Czytając powieść Ursuli Le Guin, trzeba być cierpliwym; nie należy oczekiwać galopującej akcji, ale rozsmakować się w każdym słowie, w plastycznym języku autorki, w pokrytych mgłami i otoczonymi zimnymi, słonymi morzami krainach, które wykreowała. Wreszcie - należy spojrzeć na głównego bohatera ze zrozumieniem, wybaczyć mu błędy, które popełnia oraz kibicować mu, gdy z czasem zdobywa mądrość i doświadczenie. Młody Ged na naszych oczach zmienia się bowiem z lekkomyślnego, zawistnego chłopca w dojrzałego, świadomego swoich sił i słabości mężczyznę.
Pomimo faktu, że książka opowiada o nastolatku, nie wydaje mi się, żeby była przeznaczona dla dzieci/młodzieży. Nie jest bowiem pisana z perspektywy osoby młodej, której zdaje się, że jest w stanie zdobyć cały świat. Nie też o zdobywania świata tu chodzi. Gdzie młody czytelnik chciałby więcej, mocniej, szybciej - autorka pisze wolno, spokojnie, używa obrazów i symboli, każe przystanąć, zastanowić się nad sobą i nad światem. Ja ze swojej strony bardzo się cieszę, że po jej książki sięgnęłam mając (prawie) lat trzydzieści. Mam wrażenie, że nie doceniłabym ich tak bardzo dekadę temu.
Po przeczytaniu "Czarnoksiężnika z Archipelagu" muszę przyznać, że rozumiem zarówno te wszystkie osoby, które "Ziemiomorzem" się zachwycają, jak i wcale niemałą rzeszą osób, które były nim zawiedzione. Chyba wszystko zależy od naszego wyobrażenia i oczekiwań, jakie stawiamy powieści, zanim w ogóle przeczytamy pierwszą stronę. "Ziemiomorze" dźwiga bowiem niewdzięczną łatkę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-26
Powieść Celii Friedman ma wiele plusów: bohaterów, świat przedstawiony, ciekawe spojrzenie na magię. Jest świetnie napisana, nie ma w niej dłużyzn, nudzić się przy lekturze nie będziecie. Ale ma też dwa minusy: zanadto emocjonalne miejscami fragmenty oraz... wtórność.
Ale zacznijmy od początku. Autorka, pisząca pod inicjałami C.S. Friedman, jest w Polsce znana ze swojej wcześniejszej Trylogii Zimnego Ognia, która swego czasu była jedną z moich ulubionych pozycji fantasy. Owa trylogia opisywała losy Łowcy, który dzięki paktowi z demonami otrzymał nieśmiertelność oraz magiczne moce. Dary te musiał jednak podtrzymywać, żywiąc się ludzkim strachem.
Dzięki wydawnictwu Prószyński i s-ka na polski rynek trafiła kolejna trylogia tej autorki - cykl o Magistrach, którego "Uczta dusz" jest pierwszą częścią. Opowiada ona o świecie, w którym zwykli śmiertelnicy żyją obok potężnych i nieśmiertelnych czarnoksiężników, zwanych Magistrami. Czarnoksiężnicy używając magii, czerpią siłę życiową śmiertelników. Tymczasem z okowów uwalniają się pradawne demony, które próbują zdobyć władzę nad światem.
Czy widzicie pewne punkty wspólne obu trylogii? Demony, nieśmiertelność, magia, która jest okupiona życiem innych. Nie mówiąc o pewnej wtórności, która pojawia się w wielu książkach fantasy, a mianowicie sposób przedstawienia czarnoksiężników: ubierają się w czarne szaty, tworzą kastę kierującą się własnymi prawami, traktują śmiertelników z góry. Od razu przypominają mi się książki choćby Raymonda E. Feista czy Trudi Canavan.
Szczerze mówiąc, zamierzałam dać "Uczcie dusz" tylko 6 gwiazdek. Ale potem się zreflektowałam: przecież powieść jest naprawdę bardzo dobra, nie mogłam się wręcz od niej oderwać. Czy fakt, że mam za sobą naprawdę sporo przeczytanych książek fantasy, powinien obniżać moją ocenę? W tym gatunku naprawdę trudno wymyślić coś prawdziwie nowego, świeżego. Jeśli powieść Friedman potraktować jako wariację na już istniejące tematy, to naprawdę się broni: językiem i treścią.
Komu więc polecę "Ucztę dusz"? Przede wszystkim każdemu, kto z fantasy dopiero zaczyna swoją przygodę - nie zawiedziecie się. Zaś starym wyjadaczom (takim jak ja sama) polecę więcej dystansu, a mniej krytycyzmu i przy tej lekturze też będziecie się świetnie bawić.
Powieść Celii Friedman ma wiele plusów: bohaterów, świat przedstawiony, ciekawe spojrzenie na magię. Jest świetnie napisana, nie ma w niej dłużyzn, nudzić się przy lekturze nie będziecie. Ale ma też dwa minusy: zanadto emocjonalne miejscami fragmenty oraz... wtórność.
Ale zacznijmy od początku. Autorka, pisząca pod inicjałami C.S. Friedman, jest w Polsce znana ze swojej...
Jedna z najlepszych książek, jakie czytałam, poruszających tematykę podróży w czasie, światów alternatywnych wywołanych ingerencjami w czasie itd.
Autor serwuje nam idealne połączenie historii z wyobraźnią, nauki z fantastyką. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy lubią historie alternatywne. Polecam!
Jedna z najlepszych książek, jakie czytałam, poruszających tematykę podróży w czasie, światów alternatywnych wywołanych ingerencjami w czasie itd.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutor serwuje nam idealne połączenie historii z wyobraźnią, nauki z fantastyką. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy lubią historie alternatywne. Polecam!