-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik3
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać9
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać20
Biblioteczka
2024-06-03
2024-06-02
Niewielkie miasteczko Fairfield zostało podzielone na strefy wpływów dwóch wrogich gangów Falcons i Rebels. To w tym miasteczku mieszka nastoletnia Teagan, która w drodze na sylwestrową imprezę znajduje rannego mężczyznę i bez chwili wahania dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki Harper prosząc ją o pomoc w zawiezieniu go do szpitala. Gdy następnego dnia chce dowiedzieć się czegoś o stanie mężczyzny, ten nie pała entuzjazmem na jej widok, wręcz informuje dziewczynę, że to ona powinna zapłacić za jego hospitalizację, co doprowadza ją do wściekłości. Niedługo później na imprezie Teagan znowu spotyka mężczyznę, któremu uratowała życie. Do tej pory bezimienny mężczyzna w końcu przestaje być bezimienny, to Lucas Owens, który uważa, że Teagan ma wobec niego dług. Z czasem na jaw wychodzą powiązania Lucasa z Falcons, co Teagan, siostra członka Rebels, starannie ukrywa przed bratem. Relację z Lucasem udaje się ukryć do czasu, gdy w miasteczku pojawia się trzeci gracz Negron, który chce przejąć terytoria obu gangów. Falsons i Rebels zawieszają broń i łączą siły przed wspólnym wrogiem, tylko czy można ufać gangsterom? Czy rozkwitające między Teagan i Lucasem uczucie będzie miało szansę przetrwać w mieście, którego ulice spłynęły krwią?
„Fallen City” tom otwierający trylogię „Falcons” to gangsterski romans, w którym nie wiadomo komu ufać, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, krew leje się strumieniami, a uczucia wydają się realne…do czasu. Lektura tej powieści przywiodła mi na myśl wrażenia towarzyszące na „wieży swobodnego spadania” – najpierw powoli (względnie) wyniosło mnie do góry, skąd mogłam obserwować miasto, aby po zwolnieniu hamulców zrzucić mnie w przepaść akcji, w której wszystko może się zdarzyć i mogłam mieć tylko nadzieję, że nie roztrzaskam się o ziemię.
Fairfield nie jest sennym miasteczkiem, w którym można spokojnie wędrować po nocy. Tu nie można czuć się bezpiecznie, tu wojna przenosi się na ulice „jęknęłam, widząc jak Fairfield zamienia się w jedno wielkie płonące cmentarzysko. Budynki wybuchały, a gęste chmury dymu unosiły się wysoko ku górze i zostawiały za sobą nieprzyjemny smród spalenizny. Płonął kościół, płonęły administracje i kilka bądź kilkanaście domów mieszkalnych. (…) Ogień rzucał pomarańczowoczerwoną łunę na miasto, które właśnie spływało krwią. Fairfield stanęło w ogniu nienawiści.” W tej swoistej strefie wojny pomiędzy gangami Falcons i Rebels mieszka niczego nieświadoma Teagan, siostra członka Rebels, Aidena. Jej niewiedza była połączeniem niewinności i naiwności, wiedziała, że brat jest w gangu, jednak nie wiedziała, jaką zajmuje pozycję w hierarchii, czym się zajmuje, poznanie prawdy zrujnowało jej niewinność i zmieniło jej postrzeganie brata. Lucas jest jej całkowitym przeciwieństwem, jest gburowaty, bezwzględny, brutalny i bezlitośnie wykorzystuje innych. Jednak w oczach Teagan „był pięknym, skrzywdzonym przez życie człowiekiem, który obrósł brzydką skorupą bezwzględności.” Relacja między tą dwójką, typowe slow-burn, to jazda na rollercoasterze, w którym autorka przewidziała wiele wzlotów i spadków oraz niejedną pętlę, aby… zostawić czytelnika w zawieszeniu w oczekiwaniu na kolejny tom. W tym miejscu warto wspomnieć, że nieliczne „momenty” zostały opisane z dużym smakiem, zostawiając sporo pola dla wyobraźni.
Wszyscy bohaterowie zostali skonstruowani bardzo realistycznie, a relacje między nimi były wiarygodne. Przykro mi, że nie wszystkim udało się przeżyć wojnę, wielu z nich polubiłam. Jestem bardzo ciekawa, co przyniesie kolejny tom.
Podobał mi się pomysł odkrywania razem z Teagan tajemnic jej brata, sieci powiązań między gangami oraz kto należy do jakiego gangu. Oryginalnym pomysłem było wplecenie do fabuły psa Hektora, uratowanego z rąk organizatorów walk psów, opiekuńczego wobec Teagan i bezlitosnego wobec tych, którzy chcą ją skrzywdzić.
Podsumowując: „Fallen City” to świetnie napisany gangsterski romans z wieloma zwrotami akcji, w którym nie bierze się jeńców, ulice spływają krwią i nikt nie może czuć się bezpieczny, a uczucia rozpalają i spalają.
„Liczy się tylko to co przyniesie przyszłość, oraz to co mamy teraz.” Teraz mamy „Fallen City”, które wam serdecznie polecam, a przyszłość przyniesienie nam kontynuację, której już nie mogę się doczekać.
Niewielkie miasteczko Fairfield zostało podzielone na strefy wpływów dwóch wrogich gangów Falcons i Rebels. To w tym miasteczku mieszka nastoletnia Teagan, która w drodze na sylwestrową imprezę znajduje rannego mężczyznę i bez chwili wahania dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki Harper prosząc ją o pomoc w zawiezieniu go do szpitala. Gdy następnego dnia chce dowiedzieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-06-01
Zmiany, można się ich bać, można ich unikać, ale można też do nich dążyć. Agnieszka Maciąg w swojej najnowszej książce przeprowadza czytelnika przez proces rozwoju, pokazując jego kolejne etapy oraz definiując filary przemiany. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że jednocześnie otula mnie ciepłym kocykiem, ale też motywuje mnie do podejmowania kroków do zmiany, do akceptacji siebie i porzucenia strachu.
Agnieszka Maciąg już na początku książki pisze „(…) kiedy wejdziemy na ścieżkę rozwoju, ten już nigdy się nie zakończy, a nasze życie w każdym aspekcie stanie się polem niewiarygodnych zmian. Przemiana nie jest celem – ona sama w sobie jest ścieżką, którą kroczymy do końca swoich dni.” Ta książka to właśnie ścieżka, a może właściwiej byłoby ująć, mapa wskazująca jak wejść na ścieżkę zmian i na niej pozostać. Aby pozostać na ścieżce rozwoju, otrzymujemy zestaw narzędzi, który ma nam w tym pomóc.
To, co moim zdaniem wyróżnia ten poradnik na rynku wydawniczym, jest nie tylko piękne wydanie w twardej oprawie z pięknymi rysunkami delikatnych kwiatów w różnym stadium rozkwitu i kolorowe zdjęcia otaczającego nas świata o urodzie, którego często zapominamy w codziennym pędzie. To przede wszystkim styl, w jakim został napisany. W trakcie lektury ma się wrażenie rozmowy z przyjaciółką i duchową przewodniczką w jednym, która dzieli się swoim bogatym doświadczeniem. Uwagę zwraca delikatność sformułowań, wręcz poetyckość wypowiedzi i niezwykła wręcz czułość kierowana do czytelniczki-przyjaciółki.
Ta książka motywuje i inspiruje do zmian, do rozwoju, do odnalezienia spokoju i harmonii.
Na koniec pozostawię wam jeszcze jeden cytat, a właściwie życzenie, które składam wam i sobie „Zamiast życzyć bliskiej osobie „nigdy się nie zmieniaj”, życzmy trwałego i pięknego rozwoju. Niech nieuchronne zmiany zawsze będą dla was korzystne, niech zawsze odkrywają przed wami nowe możliwości i nasz niezmierzony potencjał!”
„Przemiana. Podróż do siły i wolności” zostanie ze mną na dłużej i na pewno będę wracała do niej nie raz, szukając rady i pocieszenia.
Polecam!
Zmiany, można się ich bać, można ich unikać, ale można też do nich dążyć. Agnieszka Maciąg w swojej najnowszej książce przeprowadza czytelnika przez proces rozwoju, pokazując jego kolejne etapy oraz definiując filary przemiany. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że jednocześnie otula mnie ciepłym kocykiem, ale też motywuje mnie do podejmowania kroków do zmiany, do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-30
Chyba w każdej rodzinie jest ta jedna ciotka, która wie wszystko najlepiej, bez jej światłych rad rodzina, żeby tylko rodzina, świat, nie mógłby normalnie funkcjonować, no bo i jak? I właśnie „ta jedna ciotka”, która na pytanie o imię po prostu odpowiada „rzadko, kiedy używam, nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś się do mnie po imieniu zwracał. I tak prawie każdy mówi „Ciotka”.” żegna się z rodziną na peronie w Gdyni i wyrusza pociągiem na turnus rehabilitacyjny do Ciechocinka. Już po kilku przystankach szczęście uśmiecha się do Ciotki, współpasażerka Elwira, nazywana w myślach przez Ciotkę „Rudą”, też wybiera się tam wybiera. Dom sanatoryjny „Bursztynek” robi na Ciotce dobre wrażenie, ale co najważniejsze, już pierwszego wieczoru „Ruda” zaprasza na malutkie spotkanie w swoim pokoju. Cioteczka spodziewała się spotkania przy naleweczce i ploteczkach, a tu nagle Ruda zaczyna opowiadać o fałdkach, boczkach i innym zalegającym tu i ówdzie tłuszczyku, na który jednak ma cudowny środek zwany „Dietostop”, który pozwoli paniom bez zbędnego wysiłku zrzucić te wszystkie fałdki, boczki i inne tłuszczyki. Ciotka nawet nie podejrzewa, tak rozpoczną się problemy. Czy uda jej się z nich wyjść obronną ręką, czy jednak przyjdzie jej spędzić długie lata na więziennym wikcie?
„Boże, Beata” to debiutancka powieść twórcy internetowego Mateusza Glena, który w swoich filmikach brawurowo wciela się w postać Ciotki. Ciotka skupia w sobie wszystkie cechy przynależne (niektórym) starszym paniom: nadmierne przywiązanie do wyglądu, czasami wręcz groteskowy makijaż, niekończące się dobre rady i pouczenia, złośliwość, stawianie na swoim oraz gorliwą wiarę, choć nie przeszkadza im w surowym i często niesprawiedliwym ocenianiu innych, toczeniu „wojen” z sąsiadkami i wielu innych zachowaniach sprzecznych z nakazami religii. Gdyby tego było jeszcze mało, to kochana Ciotunia przekręca na potęgę słowa, bo czy jest jakaś różnica między domofonem a dyktafonem, żeby przytoczyć jeden przykład :D Dzięki takiej kompilacji, postać Ciotki potrafi rozbawić do łez, dołóżmy do tego jeszcze jej wewnętrzne i zewnętrzne monologi, to mamy ubaw po pachy.
W powieści dominują dwa wątki – okołodietowy, który z czasem zmienia się w historię kryminalną i ukochany przez wielbicielki romansów wątek enemies-to-lovers, tylko w wykonaniu Ciotki i Tadka, z którym Ciotka ma początkowo kosę, a która zmienia się w miłość w iście uzdrowiskowym styli niczym z telewizyjnego show „Sanatorium miłości”. I wszystko miałoby swój happy end, gdy nie pojawiała się znienawidzona sąsiadka Ciotki – Maślakowa! Jednak po przygodach w „Bursztynku” Ciotka jest już wytrawną (albo tak jej się tylko wydaje) śledczą i taki przeciwnik to nie przeciwnik.
Przyznam, że bawiłam się świetnie, czytając książkę. Ostatnie rozdziały postanowiłam wysłuchać w formie audiobooka, brawurowo interpretowanego przez samego autora, czyli „Tę jedną ciotkę”. I jeśli, tak jak już wspomniałam, przy czytaniu bawiłam się świetnie, to przy słuchaniu uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Powieść polecam nie tylko wielbicielkom „Tej jednej ciotki”, ale wszystkim, którzy potrzebują odrobiny rozrywki zabarwionej absurdem, grą słów, dobrymi radami, z lekkim wątkiem kryminalnym i rozgrzewającym serce wątkiem romantycznym.
Serdecznie polecam!
Chyba w każdej rodzinie jest ta jedna ciotka, która wie wszystko najlepiej, bez jej światłych rad rodzina, żeby tylko rodzina, świat, nie mógłby normalnie funkcjonować, no bo i jak? I właśnie „ta jedna ciotka”, która na pytanie o imię po prostu odpowiada „rzadko, kiedy używam, nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś się do mnie po imieniu zwracał. I tak prawie każdy mówi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-29
Micah Lyonne był świadkiem zabójstwa swojego ojca, na jego pogrzebie mała dziewczynka, która straciła matkę, chciała go pocieszyć, jednak nie skończyło się to dla niej dobrze. Lata później Tess Ballerini, córka burmistrza miasta Em, nadal nienawidzi Micah i unika go jak tylko może. Lyonne po czasie spędzonym w więzieniu za czyn, którego nie popełnił, odmawia objęcia należnego mu stanowiska w firmie matki, zarabiając na życie walkami i dorywczymi pracami. Gdy w trakcie jednego z biznesowych spotkań, drink Tess zostaje „doprawiony” pigułką gwałtu, z niechętną pomocą przychodzi jej Micah. Czy ta dwójka będzie mogła zawrzeć rozejm? Jak potoczą się losy Tess i Micah i jakie tajemnice wyjdą na jaw?
„Utracony” to drugi tom trylogii „Odmieńcy z West Emerald”, w którym akcja skupia się wokół Micah z „gościnnymi występami” pozostałych Odmieńców, czyli Gage’a, Conner’a i Dani (dobrze czytać tę serię w kolejności, aby móc zrozumieć niektóre sytuacje).
W przeciwieństwie do poprzedniego tomu, w tym na sceny dla dorosłych nie trzeba było długo czekać, co dla jednych może być zaletą, dla innych wadą (i choćby ze względu na znaczną ilość zbliżeń oraz dość mocne słownictwo, jest to powieść skierowana do pełnoletnich czytelników). Dla mnie niestety to spory minus tej historii. Jednak cała reszta, moim zdaniem, uratowała książkę. Wątek wyborów, podporządkowania wszystkiego i wszystkich wynikom sondażowym był świetnie poprowadzony, choć burmistrz Ballerini nie zdobył moje sympatii (ani nie dostałby by mojego głosu). Niestety Ballerini to manipulant wykorzystujący swoją córkę do rozwoju swojej kariery, kontrolujący Tess na każdym kroku, a gdy ta chce żyć swoim życiem, próbujący ją zniszczyć. Wątek przyjaźni i wzajemnej troski Odmieńców niezmiennie uważam za świetnie poprowadzony i mam nadzieję, że w kolejnym tomie nic się nie zmieni. Podobał mi się również rozwój Tess i Micah – ona zaczęła żyć po swojemu, zrywając z byciem „grzeczną córeczką tatusia”, natomiast Micah stał się mniej gniewny, zaczął zmieniać swoje priorytety. Ta dwójka po początkowym „falstarcie” zyskała moją sympatię i bardzo im kibicowałam. Również drugoplanowa postać Haven Marchenko zaczyna się powoli zmieniać i daje się bardziej lubić, kto wie co przyniesie kolejny tom. Zapomniałabym o nowym bohaterze, który zdobył moje serce, czyli psie Totalu, który wprowadził do powieści trochę humoru i swoistą lekkość.
Podobnie jak w poprzednim tomie autorka nie oszczędza bohaterów i piętrzy przed nimi problemy.
W tym tomie kolejne rodzinne tajemnice ujrzały światło dzienne i przyznam, że niektóre były zaskakujące, choć niektóre udało mi się odgadnąć.
Podobnie jak w poprzednim tomie mamy narrację dwuosobową z punktu widzenia Tess i Micah, dzięki czemu możemy mieć lepszy ogląd na historię i zajrzeć w uczucia głównych bohaterów.
Podsumowując: „Utracony” to romans z wartką akcją zahaczającą o motywy polityczne i mafijne, z dobrze wykreowanymi bohaterami i wieloma tajemnicami.
Już czekam na trzeci tom Odmieńców, a was zachęcam do ich poznania.
Micah Lyonne był świadkiem zabójstwa swojego ojca, na jego pogrzebie mała dziewczynka, która straciła matkę, chciała go pocieszyć, jednak nie skończyło się to dla niej dobrze. Lata później Tess Ballerini, córka burmistrza miasta Em, nadal nienawidzi Micah i unika go jak tylko może. Lyonne po czasie spędzonym w więzieniu za czyn, którego nie popełnił, odmawia objęcia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
Lata temu Mel uratowała źrebaka, którego matka zginęła krótko po oźrebieniu. Z czasem źrebię zmieniło się w rumaka, również z czasem troska i przywiązanie zmieniły się w przyjaźń. W świecie, w którym żyją tylko zwierzęta, Mel jest jedynym człowiekiem, człowiekiem, który respektuje prawa zwierząt. Dziewczyna żywi się owocami, a mięso zdobywa, „dojadając” po drapieżnikach, jednocześnie dbając, aby nie zabrakło pożywienia dla jej jedynego przyjaciela konia Dona. Niestety nie zawsze Mel i Don mają szczęście i sami stają się ofiarami drapieżników. Mel wraz z rannym Donem ratuje się ucieczką i szuka schronienia w tajemniczej jaskini u wejścia, której rośnie roślina mogąca uratować Dona. Ku wielkiej ciekawości Mel w jaskini znajdują się malowidła i jezioro, z którego głębi wydobywa się blask. Gdy ciekawość dziewczyny wzięła górę, niespodziewanie dla niej traci przytomność i budzi się w miejscu innym od tego, który zna. Przyjaciółka Dona zdaje sobie sprawę, że jeśli szybko nie wróci do konia, ten nie ma szans na przeżycie. Tylko jak wrócić, skoro się nie wie, gdzie się jest i jak się tam trafiło?
„Kryształowy Trakt” to na pierwszy rzut oka powieść o sile przyjaźni pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem osadzona w fantastycznym świecie wypełnionym roślinami, zwierzętami i magią. Jednak, gdy rzucimy na nią okiem po raz kolejny, zaczynamy odkrywać kolejne niuanse i warstwy. Autorka pokazuje, że człowiek w świecie zwierząt powinien szanować ich prawa, nie ma prawa zabijać, a jeśli może pomóc zwierzęciu, powinien to uczynić. W równoległym świecie, do którego przenosi się Mel, nie ma zwierząt, są tylko ludzie, którzy są mocno nieufni wobec obcej. Z jednej strony jest to zrozumiałe, obcy zawsze budzi lęk i może być zagrożeniem, jednak wielu członków społeczności nie zadało sobie trudu, aby poznać dziewczynę zanim wydało o niej osąd. Wraz z rozwojem historii dowiadujemy się, dlaczego Mel ma zdolność uśmierzania bólu i dlaczego świat ludzi i zwierząt został rozdzielony. Moralny wybór, przed jakim staje Mel, aby wrócić do Dona, mocno mnie zszokował, chociaż nie, to nie wybór mnie zszokował, ale prędkość, z jaką podjęła decyzję i jakie postawiła warunki.
Ta powieść ma wiele warstw i chyba każdy czytelnik może inaczej ją odczytać. Od mądrej powieści dla młodszych czytelników, w której króluje przyjaźń i feeria kolorów bajowej krainy wypełnionej kwiatami i skrzącej się diamentami, po wielowymiarową powieść dla dorosłych czytelników wypełnioną pytaniami o człowieczeństwo, o życie w społeczeństwie i o życie zgodne z naturą, o bezsensowne okrucieństwo. Przygody Mel pokazują, że można czerpać najlepsze wartości z obu światów „(…) ważne jest to czego tutaj doświadczyła, i ludzie, których poznała. Czego się dowiedziała o świecie ludzi i zwierząt. Każdy z tych światów ma swoje wady. Oba potrafią być niebezpieczne, ale również są piękne i wartościowe.”
Lekkie pióro autorki wciąga czytelnika w wykreowany świat, w którym wraz z Mel przeżyje niejedną przygodę. Niezależnie od wieku, warto poznać ten niezwykły świat. To co? Widzimy się na kryształowym trakcie?
Lata temu Mel uratowała źrebaka, którego matka zginęła krótko po oźrebieniu. Z czasem źrebię zmieniło się w rumaka, również z czasem troska i przywiązanie zmieniły się w przyjaźń. W świecie, w którym żyją tylko zwierzęta, Mel jest jedynym człowiekiem, człowiekiem, który respektuje prawa zwierząt. Dziewczyna żywi się owocami, a mięso zdobywa, „dojadając” po drapieżnikach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
„Życie za życie. Odwieczne prawo. Życie należy tylko do Życia, kto je odbiera… Tak… Nikt nie ma prawa odbierać tego, co do niego nie należy. Nie można brać czegoś, jeśli się tego nie ma. Możesz wziąć tyle obfitości, ile masz w sobie. Tyle miłości, ile twoje serce jest w stanie pomieścić. Tyle życia, ile możesz unieść. Jeśli próbujesz wziąć cokolwiek więcej, zostanie ci zabrane to, co masz. Banalnie proste i banalnie oczywiste. Tak stare, że ludzie powinni wreszcie zrozumieć, że taki jest fundament świata.”
Po śmierci dziadka Bronka, Piotr postanawia spędzić wakacje i okres przygotowań do egzaminów na studia u babci w Strudze. Rodzice młodzieńca, twierdzą, że z babcią nie wszystko jest w porządku, że po śmierci dziadka dziwnie się zachowuje. Początkowo Piotra również dziwi, że babcia przygotowuje trzy nakrycia stołowe, dla Piotra, dla swojego zmarłego męża Bronka i dla siebie. Z czasem zaczyna rozumieć, że babcia widzi coś więcej, coś co jest niewidoczne dla ludzkich oczu, coś z pogranicza światów. Za zasłoną oddzielającą świat realny od duchowego, dusza Bronka, znacznie starsza niż wynikałoby to z wieku zmarłego, nie tylko opiekuje się żyjącymi, chroniąc ich przed złowrogim Cieniem, ale pomaga innym duszom.
Artur Żak zabiera nas w podróż w czasie, nie tylko do trudnych lat transformacji lat 90-tych, gdy ludzie masowo tracili pracę, upadały PGRy i gdy zapanowała zbiorowa bezsilność połączona ze stanem wyczekiwania, na to co przyniesie przyszłość, ale również w czasy wojny i powojennej odbudowy kraju, dodatkowo Dusza Bronka zabiera nas w czasy, gdy większość terytorium Polski pokrywała prastara puszcza. Sama podróż w czasie, nie jest jedyną podróżą, jaką serwuje czytelnikowi autor, który zabiera nas w podróż duchową przez fascynującą, a zarazem specyficzną mieszankę wierzeń ludowych i religii katolickiej. Ta powieść to również skarbnica życiowych prawd, prawd, które rządzą życiem i tym fizycznym i tym duchowym. Wraz z Duszą przemierzamy ścieżki ludzkiego losu, który dla mieszkańców Stugi nie zawsze był łaskawy, właściwie odwiedzane przez Duszę miejsca naznaczone są ponadczasowym bólem i smutkiem, którego nic nie jest w stanie ukoić. „(…) życie rodzi życie, ciemność rodzi ból, a ból domaga się bólu u innych. To wręcz banalne równanie, tak banalne, że żaden filozof nie poświęci mu nawet chwili namysłu, zaczęło obowiązywać na ziemi od dnia, gdy pojawił się na niej diabeł, i będzie obowiązywać tak długo, jak długo diabeł będzie tkwił w swoim zaślepieniu.”
Właśnie poprzez te wielokrotne odniesienia do bólu, diabła, zła w powieści czai się mrok, ale jak twierdził Einstein „Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie?”, tak więc autor przeciwstawia mrok sączący się ze skrzywdzonych dusz, ze światłem tworzonym przez żarliwą wiarę oraz miłość, zarówno tę młodzieńczą jak i tę dojrzałą.
„Kołatanie” to powieść z gatunku literatury pięknej, zahaczająca o metafizykę i filozofię, przyciąga pięknem języka i głębią treści. Jest jak symfonia, w której pojawiają się spokojne, wręcz sielskie i liryczne nuty, aby w ciągu kilka zdań uderzyć w mocne, wręcz brutalne tony.
Serdecznie polecam!
„Życie za życie. Odwieczne prawo. Życie należy tylko do Życia, kto je odbiera… Tak… Nikt nie ma prawa odbierać tego, co do niego nie należy. Nie można brać czegoś, jeśli się tego nie ma. Możesz wziąć tyle obfitości, ile masz w sobie. Tyle miłości, ile twoje serce jest w stanie pomieścić. Tyle życia, ile możesz unieść. Jeśli próbujesz wziąć cokolwiek więcej, zostanie ci...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-24
„Choć wiele się mówi i pisze o zespole stresu pourazowego (PTSD), to potraumatyczny rozwój (PTG) jest dużo częściej spotykanym następstwem mierzenia się z życiowymi wyzwaniami.”
Każda trauma powoduje zaburzenie funkcjonowania ciała, umysłu i/lub upośledza nasze społeczne funkcjonowanie. Christopher Willard, psycholog klinicznym zajmujący się tematyką uważności, autor „Odzyskaj swoją siłę. Jak praktykować samowspółczucie i dbać o rozwój po traumie” rozróżnia trzy rodzaje traum: fizyczną, do której zaliczane są choroby, wypadki, urazy, psychiczną i emocjonalną, do której zalicza się zdarzenia, które niszczą nasze poczucie bezpieczeństwa oraz trzeci rodzaj traumy – traumatyczne wydarzenia w związkach takie jak zastraszanie, przemoc emocjonalna czy zdrada.
Autor przekonuje, że w 60% przypadków osoby, które doznały traumy mają szansę doświadczyć potraumatycznego rozwoju. I to właśnie na tym skupia się autor, książka wypełniona jest ćwiczeniami i technikami wspierającymi potraumatyczny rozwój. Duża ilość przykładów z praktyki autora sprawia, że pozycja nie jest suchym, pełnym teorii podręcznikiem dla studentów psychologii, ale inspirującą i skłaniającą do refleksji lekturą. Przyznaję, że w jednej z bohaterek znalazłam swoje odbicie. Będę musiała, podobnie jak ona, spędzić trochę czasu na praktykowaniu samowspółczucia. Z dużą ciekowością przeczytałam, że „Według naukowców samowspółczucie jest skorelowane za zdrowszymi nawykami dotyczącymi podejmowania ryzyka, okazywaniem większej otwartości i szybszym odzyskiwaniem równowagi po poniesieniu porażki. Dzięki tej praktyce stajemy się bardziej optymistyczni i kreatywni, zyskując na tyle dużą pewność siebie, by podejmować działania, czuć dumę z naszych poczynań i nie przywiązywać się za bardzo do osiąganych wyników.” Przyznajcie, że brzmi to niezwykle zachęcająco. „Niewielka” zmiana, która może wiele zmienić.
Napisany przystępnym językiem poradnik wskazuje, jak niewielkie zmiany, takie jak skupienie się na oddechu czy postawie ciała mogą nam pomóc. Zwróciłam uwagę, że autor często wpada w filozoficzne tony, co moim zdaniem jest dodatkowym plusem tej pozycji, skłaniając czytelnika do większego zaangażowania.
Jak zawsze należy pamiętać, że nawet najlepszy poradnik nie zastąpi profesjonalnej terapii, jeśli ilość traum przytłoczy człowieka.
Z mojej strony mogę tylko polecić ten poradnik wszystkim tym, którzy mierzą się ze stresem, chcą nauczyć się uważności czy tak jak ja – samowspółczucia.
„Choć wiele się mówi i pisze o zespole stresu pourazowego (PTSD), to potraumatyczny rozwój (PTG) jest dużo częściej spotykanym następstwem mierzenia się z życiowymi wyzwaniami.”
Każda trauma powoduje zaburzenie funkcjonowania ciała, umysłu i/lub upośledza nasze społeczne funkcjonowanie. Christopher Willard, psycholog klinicznym zajmujący się tematyką uważności, autor...
2024-05-22
Najstarsze przykłady haftowanych zdobień pochodzą z V-IV w p.n.e. Praktycznie aż do początku XXw każda dobrze urodzona panna powinna umieć haftować. Aktualnie sztuka haftu ręcznego coraz częściej zostaje zastąpiona przez haft maszynowy. Na szczęście wciąż są osoby lubiące haftować, wykorzystujące haft w tworzonych przez siebie projektach. Jedną z takich osób jest Arounna Khounnoraj, pochodząca z Laosu kanadyjska multidyscyplinarna artystka, nauczycielka i autorka. W swojej najnowszej książce zatytułowanej „Haft botaniczny. Nowoczesny podręcznik” prowadzi czytelnika przez mniej lub bardziej skomplikowany świat materiałów, igieł, nitek i pętelek, tak aby w finale mógł cieszyć się własnoręcznie wyhaftowaną aplikacją inspirowaną przyrodą.
Książka została podzielona na dwie części: w pierwszej poznajemy podstawowe przybory i ściegi, natomiast część druga to inspiracje i gotowe projekty, które możemy wykonać samodzielnie, podzielone na różne poziomy trudności: łatwy, średnio zaawansowany i zaawansowany.
Jako osoba, która wyszywała może dwa razy w życiu i to tylko i wyłącznie haftem krzyżykowym, z fascynacją odkryłam, ile różnych ściegów jest wykorzystywanych i poznałam ich nazwy m.in. brzmiące tak enigmatycznie jak: rozłupany, przeplatany, satynowy czy atłaskowy.
W części „inspiracyjnej” autorka proponuje wykonanie m.in. poduszek, serwetek, wisiorków, oczywiście wszystkie ozdobione haftem z motywem roślinnym. Każdy z projektów jest dokładnie opisany poziomem trudności, wymaganymi materiałami oraz praktycznymi poradami, oraz opatrzony zdjęciem przedstawiającym gotowy wyrób. W tym momencie warto wspomnieć o samym wydaniu książki: gruby, dobrej jakości papier, piękne kolorowe zdjęcia zarówno przyrody, jak i proponowanych projektów.
Ta książka to faktycznie nowoczesny poradnik, w którym początkujący znajdą mnóstwo wiedzy i porad, a zaawansowani źródło inspiracji.
Niezależnie od stopnia zaawansowania – serdecznie polecam.
Najstarsze przykłady haftowanych zdobień pochodzą z V-IV w p.n.e. Praktycznie aż do początku XXw każda dobrze urodzona panna powinna umieć haftować. Aktualnie sztuka haftu ręcznego coraz częściej zostaje zastąpiona przez haft maszynowy. Na szczęście wciąż są osoby lubiące haftować, wykorzystujące haft w tworzonych przez siebie projektach. Jedną z takich osób jest Arounna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-21
Jeremi Organek ma nie lada zagwozdkę, wielkimi krokami zbliżają się urodziny Lindy Miller, a on nie ma pomysłu na prezent. Dodatkowo w tym samym czasie wypada wyczekiwany przez Jeremiego zlot fanów zabytkowej motoryzacji MotoClassis na zamku Topacz. Oczywiście Linda czuje się zaproszona do udziału w tymże zlocie, jako że, nie tylko uwielbia zabytkowe samochody, ale podejrzewa, że w zlocie będzie uczestniczył jej eks – Ajax Bartman. Wkrótce po przybyciu do zamku, Linda dowiaduje się, że została spadkobierczynią eksa i w spadku otrzymała chavroleta corvetę C3 z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego ósmego. Jednak gdy chce objąć, dosłownie objąć, przytulić, wymiziać i wyściskać swoją spadkową corvetę, w bagażniku odkrywa trupa. Do wyjaśnienia sprawy nietypowej zawartości bagażnika zostaje wysłany odwołany z urlopu komisarz Michał Bączek. Mimo usilnych próśb, aby Linda i Jeremi nie „pomagali” w śledztwie, duet Organek-Miller zrobi wszystko, aby dowiedzieć się, kto „zbezcześcił” zabytkowy wóz i jaki ma to związek z eksem Lindy? Wszystko wskazuje, że „eks denat” jak nazywa teraz Linda swojego eksa, zostawił Lindzie wskazówki, mające na celu odkrycie tajemnicy śmierci mężczyzny, którego zwłoki znalazła w bagażniku i „eks denata”.
„Komu zginął trup?” to drugi tom śledztw prowadzonych przez duet Organek-Miller, pieszczotliwie ochrzczonych przez bookstagram „Jeremindą”. Jeśli pierwszy tom był pełen ekspresyjnych wypowiedzi i zachowań Lindy skontrastowanych ze wstrzemięźliwym w zachowaniu i oszczędnym w słowach Jeremim, to w tym tomie ten kontrast jest jeszcze większy. Linda wzbija się na wyżyny swoich „umiejętności” w doprowadzaniu Organka i Bączka do rozstroju nerwowego. Podobnie jak w poprzednim tomie, biedny komisarz Bączek i jeszcze biedniejszy nadinspektor Wilczyński muszą nie tylko rozwiązać kryminalną zagadkę, ale zrobić to, zanim ubiegną ich Linda i Jeremi. Dobrze, że Małgorzata Starosta w tej powieści zlitowała się nad Bączkiem i do kompletu nie zrzuciła mu na głowę Pruskich bab, nawet dla niego byłoby to za dużo.
Trzeba przyznać, że intryga kryminalna została poprowadzona bardzo ciekawie, zabierając bohaterów (i czytelników) do uroczego pałacu we Wleniu. Autorka postanowiła, podobnie jak w poprzednim tomie, wpleść we współczesne śledztwo wątki historyczne. Poprzednio był to owiany złą sławą program Lebensborn, a teraz nie mniej dramatyczne „Krwawe Walentynki”. Podoba mi się, że Starosta osadza akcje swoich powieści na Dolnym Śląsku i przedstawia kolejne architektoniczne perełki regionu, których opisy zachwycają, pobudzają wyobraźnię i nie nużą.
Bawiłam się świetnie, czytając pełne humoru dialogi między Lindą i Jeremim jak i między Bączkiem i Wilczyńskim. Z zaciekawieniem śledziłam kolejne etapy śledztwa, w którym co chwila pojawiał się niespodziewany trop. Historia pałacu we Wleniu sprawiła, że muszę odwiedzić to miejsce najszybciej, jak będzie to możliwe.
Podsumowując: w tej powieści znalazłam wszystko, czego szukam w lekkim kryminale/komedii kryminalnej: humor, wciągającą kryminalną intrygę, świetnie wykreowanych bohaterów, a w bonusie mroczną historię jednego z dolnośląskich pałaców. Czego chcieć więcej?
Jeśli nie znacie jeszcze duetu Organek-Miller, to koniecznie musicie ich poznać.
Jeremi Organek ma nie lada zagwozdkę, wielkimi krokami zbliżają się urodziny Lindy Miller, a on nie ma pomysłu na prezent. Dodatkowo w tym samym czasie wypada wyczekiwany przez Jeremiego zlot fanów zabytkowej motoryzacji MotoClassis na zamku Topacz. Oczywiście Linda czuje się zaproszona do udziału w tymże zlocie, jako że, nie tylko uwielbia zabytkowe samochody, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-19
„#westwell, nazwa nadana przez społeczność Instagrama im obojgu, jako parze. „Weston” i „Coldwell” połączone w jedno słowo. Nikomu wcześniej nie przeszłoby przez myśl, że członkowie naszych rodzin kiedykolwiek mogliby mieć cokolwiek ze sobą wspólnego. W końcu od lat ze sobą konkurowaliśmy. Jednak Valerie i Adama w ogóle to nie obchodziło, więc połączyli się w Westwell, jednostkę powstałą wbrew wszelkim zasadom panujących w naszych rodzinach, które wraz z ich śmiercią znowu stały się swoimi zaciekłymi wrogami.”
Po śmierci siostry Valerie, Helena Weston została wysłana po Anglii, teraz po prawie trzech latach wraca do Nowego Jorku, aby dokończyć studia i poznać prawdę o śmierci siostry. Problem w tym, że Westonowie chcą zamknąć sprawę, a Coldwellowie są przekonani o całkowitej winie Valerie. Jakby tego było mało, na drodze do poznania prawdy staje młodszy brat Adama, Jessiah, który coraz bardziej zaprząta myśli Heleny. Czy Helenie uda się poznać prawdę o feralnej nocy, w której zginęli Valerie i Adam? Czy dwoje wyrzutków nowojorskiej socjety może znaleźć szczęście?
„Piękno i chaos” tom otwierający serię, przenosi nas do świata nowojorskich elit, gdzie liczy się tylko stan konta i pozory. Pozory są najważniejsze. W tym świecie, bardziej niż stan konta liczy się reputacja, to ona stanowi o powodzeniu w biznesie, a jej utrata może oznaczać kres przekazywanych z pokolenia na pokolenie biznesów. W tej powieści oprócz powoli rozwijanego wątku romantycznego, w którym dominuje motyw zakazanego związku „Chyba nie zapowiada się na kolejną historię Adama i Valerie? (…) Wasze rodziny już wtedy znajdowały się na barykadach. Jak myślisz, co się stanie, jeśli Helena i ty to powtórzycie? Shakespeare wstałby z grobu i zapłacił za wstęp, żeby móc to zobaczyć.” Motyw Romea i Julii w wersji współczesnej jest tu świetnie poprowadzony. Na uwagę zasługuje również bardzo dobrze poprowadzony wątek żałoby po bliskich, każdy z bohaterów radzi sobie ze stratą na własny unikalny sposób. W powieści pojawia się również wątek stresu pourazowego i traumy. W tej powieści znalazłam wszystko to, co lubię, realistycznie wykreowany świat, w którym mogłam się poczuć, jakbym chodziła po nowojorskich ulicach i restauracjach, dobrze scharakteryzowanych bohaterów, rodzinne tajemnice, intrygi i przede wszystkim mnóstwo emocji, idealnie oddanych przez lekkie pióro autorki, od smutku, przez wściekłość po radość i miłość.
Historia została przedstawiona z punktu widzenia głównych bohaterów Heleny i Jessiah, dzięki czemu możemy poznać ich przeszłość, a także zajrzeć do ich umysłów i serc.
Czy ta powieść ma jakieś wady? Ma! Skończyła się potężnym cliffhangerem, a ja nie mam drugiego tomu.
Podsumowując: jeśli macie ochotę na powieść w klimacie Plotkary zmieszanym z Romeo i Julią, z motywem enemy-to-lovers i mnóstwem tajemnic, to na czekajcie dłużej i czytajcie „Westwell. Piękno i chaos”.
„#westwell, nazwa nadana przez społeczność Instagrama im obojgu, jako parze. „Weston” i „Coldwell” połączone w jedno słowo. Nikomu wcześniej nie przeszłoby przez myśl, że członkowie naszych rodzin kiedykolwiek mogliby mieć cokolwiek ze sobą wspólnego. W końcu od lat ze sobą konkurowaliśmy. Jednak Valerie i Adama w ogóle to nie obchodziło, więc połączyli się w Westwell,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O włamywaczu-dżentelmenie Arsène Lupin, fikcyjnej postaci stworzonej Maurice’a Leblanca, słyszeli za sprawą książek, filmów i seriali chyba wszyscy. A czy ktoś z was słyszał o Stephane Breitwieserze? Jeśli nie, nie martwcie się, ja też nie słyszałam, jednak za sprawą reportażu Michael Finkela „Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji” miałam okazję poznać. „Stephane Breitwieser tak naprawdę nie jest złodziejem dzieł sztuki. Przynajmniej on sam tak właśnie twierdzi, choć prawdopodobnie to najskuteczniejszy i najdoskonalszy złodziej dzieł sztuki, jaki kiedykolwiek żył.” „Kradnąc, nie czuje wyrzutów sumienia, bo muzea – w jego wypaczonym osądzie – są tak naprawdę więzieniem dla dzieł sztuki.” Nierzucający się w oczy Breitwieser ukradł prawie 300 artefaktów z muzeów we Francji, Belgii, Szwajcarii, Niemiec i Holandii. Liczba muzeów, których zbiory zostały uszczuplone, jest jednocześnie imponująca i szokująca, a wartość ukradzionych artefaktów została wyceniona na 1,4 mld dolarów! Nie zawsze działał sam, w części kradzieży pomagała mu jego ukochana dziewczyna Anne-Catherine Kleinklaus. Zapewne teraz zastanawiacie się, komu sprzedali te dzieła sztuki, do których zaliczały się m.in. figurki z kości słoniowej, obrazy, tabakiery, kielichy, wazy, broń biała i broń palna – wszystko, co wywoływało w Breitwieserze emocje mogło stać się jego łupem. Złodziejska para nie pozbywała się skradzionych przedmiotów, tylko… dekorowała nimi swoje malutkie mieszkanko w domu matki Stephane’a. Wyobraźcie to sobie, malutki domek, podobny do innych stojących przy ulicy na przedmieściach Miluzy, w którego wnętrzu zgromadzono m.in. działa George’a Petela, Albrehta Dürera i wielu innych mniej lub bardziej znanych twórców. I lata bezkarnego powiększania kolekcji. Do czasu…
Michael Finkel z wielką dokładnością na podstawie wywiadów z Breitwieserem, jego książki „Wyznania złodzieja dzieł sztuki”, wywiadów z adwokatem broniącym matki Breitwiesera w procesie, wywiadów ze szwajcarskimi policjantami, którzy wydobyli z Breitwiesera zeznania oraz rozmów z innymi osobami, które rozmawiały i/lub pisały o nim, stworzył przejmujący reportaż, w którym pożądanie do piękna miesza się z obsesją. Z reportażu wyłania się obraz mężczyzny głęboko nieszczęśliwego, którego jedyną radością jest obcowanie z pięknem sztuki, a w późniejszym czasie jest to sztuka i jego dziewczyna. To, co jednak najbardziej szokuje, to sposób dokonywania kradzieży. To nie były kradzieże w stylu „Mission: Impossible”, gdy złodziej zawieszony na linach musi balansować, aby nie wzbudzić czujników ruchu, schładza czujniki temperatury. Nic z tych rzeczy. Tu wystarczył śrubokręt, obcinacz do paznokci, trochę sprytu, trochę sprawności fizycznej, współpraca ze wspólniczką i to by było na tyle. A i najważniejsze, to wszystko w świetle dnia, w godzinach pracy muzeum. Choć Breitwieser twierdził, że robił to dla sztuki, że „uwalniał” sztukę z więzienia, jakim jest muzeum, uważam, że był uzależnionym od adrenaliny egoistą pragnącym posiadać piękne przedmioty dla siebie. W książce wielokrotnie przewija się stwierdzenie, że lubił dotykać figurę przed snem, lubił zasypiać, wiedząc, że w pobliżu jest taki czy inny artefakt. A skoro już o książce mowa, to w środku znajdziemy barwne reprodukcje przedstawiające niektóre z łupów złodzieja. Jeśli weźmiecie książkę do ręki, to przypatrzcie się dokładnie okładce, wydawnictwo wpadło na świetny pomysł (więcej wam nie powiem, przypatrzcie się sami.)
Reportaż z nurtu true crime nie epatuje przemocą, przynajmniej nie tą fizyczną. Ta książka emanuje sztuką, buzuje adrenaliną i obezwładnia obsesyjnym pożądaniem piękna.
Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników sztuki i wielbicieli true crime.
Serdecznie polecam!
O włamywaczu-dżentelmenie Arsène Lupin, fikcyjnej postaci stworzonej Maurice’a Leblanca, słyszeli za sprawą książek, filmów i seriali chyba wszyscy. A czy ktoś z was słyszał o Stephane Breitwieserze? Jeśli nie, nie martwcie się, ja też nie słyszałam, jednak za sprawą reportażu Michael Finkela „Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji”...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to