Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Nie jestem fanką powieści obyczajowych, romanse omijam szerokim łukiem a erotyki mogłoby dla mnie nie istnieć. Dlatego nie mogę wyjść ze zdumienia, że dałam się porwać powieści Elżbiety Cherezińskiej "Saga Sigrun", która jakby nie patrzeć łączy wszystkie te elementy, tworząc historię od której nie mogłam się oderwać.
Autorka ma wyjątkowy dar snucia opowieści, o czym miałam okazję przekonać się już wcześniej, chociażby przy lekturze cyklu "Płomienna korona". Tym razem przenosi czytelnika w czasy wikingów, gdzie wśród dzikich północnych krajobrazów żyje Sigrun, żona jarla z Trondelagu, kobieta piękna, mądra i bez pamięci zakochana w swoim mężu Reginie.
To w jej opowieść wsłuchujemy się z uwagą śledząc życie Sigrun od wczesnych lat młodości, aż po kres jej dni. A życie to przepełnione jest miłością, wdzięcznością za każdy dzień, który może dzielić ze swoim ukochanym, strachem o bezpieczeństwo męża i zwykłą codziennością: wychowaniem dzieci, zarządzaniem domostwem, haftowaniem.
Regin i Sigrun są jak dwie połówki jabłka. Łączy ich gorąco uczucie, wspólne wartości i szacunek do siebie nawzajem. On jest głową tej rodziny, ona zaś szyją. Dzięki jej wysiłkom dom, do którego wraca Regin z wypraw i polowań jest bezpieczną przystanią, do której zmęczony zawija.

Książka ta pobudza zmysły, przyprawia o szybsze bicie serca i każe wierzyć, że każdy z nas znajdzie miłość, która będzie trwała i prawdziwa.
Sceny miłosne między dwójką bohaterów są subtelne, naturalne i pozbawione wulgarności. Nawet w alkowie widać iż łączy ich uczucie, którego seks jest dopełnieniem.
Elżbieta Cherezińska zadbała także o to aby oddać realia tamtych czasów: mamy więc opisy strojów i biżuterii, łodzi i osprzętu wojennego. Stoły uginają się pod prostym acz smacznym jedzeniem, o zdrowie ówczesnych dba zielarka a bogowie, którym wikingowie oddają cześć muszą powoli ustępować miejsca Białemu Chrystowi.
"Saga Sigrun" to powieść, gdzie nie ma gwałtownych zwrotów akcji ale to moim zdaniem jest jej siłą. To historia o życiu, miłości i rodzinie, pięknie napisana, którą ze szczerego serca polecam.

Audiobook (czytała Anna Kerth).

Nie jestem fanką powieści obyczajowych, romanse omijam szerokim łukiem a erotyki mogłoby dla mnie nie istnieć. Dlatego nie mogę wyjść ze zdumienia, że dałam się porwać powieści Elżbiety Cherezińskiej "Saga Sigrun", która jakby nie patrzeć łączy wszystkie te elementy, tworząc historię od której nie mogłam się oderwać.
Autorka ma wyjątkowy dar snucia opowieści, o czym miałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Twórczość Mike'a Omera poznałam dzięki cyklowi "Tajemnice Abby Mullen", którego bohaterką jest policyjna negocjatorka z Nowego Jorku, postać wyrazista, pełna sprzeczności, która stara się pogodzić niezwykle wymagającą pracę z samodzielnym wychowywanie dwójki dzieci. Z jednej strony to twarda profesjonalistka, która jednak w życiu prywatnym toczy dzień za dniem bitwę szarą codziennością. Jest niezwykle dzielna ale i wewnętrznie krucha, gdyż na swych barkach dźwiga ciężar mrocznej przeszłości, Wtedy to, jak dziecko, przeżyła pożar, który wybuchł na farmie wyznawców Mosesa Wilcoxa, charyzmatycznego przywódcy sekty religijnej, której członkami byli jej rodzice.
Wspomnienia tamtych chwil wciąż ją nawiedzają i nie jest w stanie odciąć się od nich. Wie, że tamta historia nie skończyła się wraz ze śmiercią najbliższych, gdyż mimo tego co sądzą śledczy, Abby Mullen wie, iż Moses Wilcox nie zginął lata temu wraz ze swoimi wyznawcami i nadal sieje zło.

"Paląca obsesja" to książka, w której naszej bohaterce przyjdzie zmierzyć się z demonami przeszłości i stanąć oko w oko z człowiekiem, z którym ma niewyrównane rachunki.
Jako ekspertka od sekt dołącza do śledztwa, gdzie policja poszukuje sprawcy licznych podpaleń, w wyniku których giną ludzie. Intuicja podpowiada Abby, iż stoi za tym osoba, która naznaczyła jej dzieciństwo strachem i poczuciem winy.
Krok za krokiem podąża za śladami samozwańczego proroka by przerwać łańcuch jego występków. Nie przypuszcza jednak iż ponownie będzie musiała stanąć z nim oko w oko otoczona przez szalejące płomienie.

Powieść ta jest podsumowaniem całego cyklu i niestety, a mówię to ze żalem, jest najsłabszą jego częścią. Bo mimo, iż akcja pędzi i przyśpiesza z rozdziału na rozdział to niewiele się u dzieje jeśli chodzi o samą fabułę. Od pierwszej do ostatniej strony trwa pościg za mordercą i podpalaczem, który wykorzystuje swoją pozycję przywódcy sekty to zaspokajania swoich najmroczniejszych fantazji, również tych seksualnych. Kiedy wydaje się, że jego ujęcie jest tylko kwestią czasu znowu udaje mu się wymknąć, i znowu, i znowu...
Choć historii nie można odmówić dynamizmu to jednak pod koniec czułam się już odrobinę znużona tą pogonią, której finału łatwo było się domyśleć. Zabrakło zaskoczenia, a ja uwielbiam jak autor wodzi czytelnika za nos, by na koniec zafundować mu grande finale z prawdziwego zdarzenia.
Niemniej jednak dla wielbicieli historii Abby Mullen "Paląca obsesja" to pozycja obowiązkowa.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Twórczość Mike'a Omera poznałam dzięki cyklowi "Tajemnice Abby Mullen", którego bohaterką jest policyjna negocjatorka z Nowego Jorku, postać wyrazista, pełna sprzeczności, która stara się pogodzić niezwykle wymagającą pracę z samodzielnym wychowywanie dwójki dzieci. Z jednej strony to twarda profesjonalistka, która jednak w życiu prywatnym toczy dzień za dniem bitwę szarą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sokrates powiedział, że śmierć może być największym ze wszystkich ludzkich błogosławieństw. Jednak mimo iż umieranie jest tak samo naturalne jak rodzenie się boimy się śmierci i robimy wszystko aby zagłuszyć ten strach.
Są jednak kultury, gdzie odchodzenie nie jest tematem tabu, które wytworzyły taki model przeżywania śmierci najbliższych, że znajdują im miejsce w swoim życiu. Nie porzucają ich i okazjonalnie odwiedzają na cmentarzach ale są razem z nimi: rozmawiają i traktują jako opiekunów i doradców. Nikogo nie dziwią też osoby, które łączą dwa światy: żywych i umarłych: czują więcej, widzą więcej, słyszą więcej.

Taką osobą jest Yejide, bohaterka debiutanckiej powieści Ayanna Lloyd Banwo "Kiedy byłyśmy ptakami". To urzekająca, pełna mistycyzmu i egzotyki historia o sile tradycji i rodziny, w której kolejne pokolenia kobiet pomagają duszom zmarłym przekroczyć granicę między życiem a śmiercią.
Gdy umiera matka Yejide, ta nie czuje się gotowa aby wziąć na siebie rolę przewodniczki zmarłych. Buntuje się i chce uciec od swojego przeznaczenia.
Gdy tak walczy sama ze sobą poznaje Darwina, cichego i skromnego chłopaka pracującego jako grabarz na miejskim cmentarzu.
Jako rastafarianin, nie powinien obcować ze śmiercią, jednak łamie tę zasadę by zapewnić godne życie sobie i swojej matce, która wychowała go samodzielnie.
Spotkanie tych dwojga młodych ludzi wchodzących w dorosłe życie jest początkiem gorącego uczucia, które zarówno dla Yejide jak i Darwina jest nadzieją na lepsze, wspólne jutro. Aby tak się stało muszą zaakceptować swoją przeszłość i dziedzictwo oraz uwolnić się od bólu i dziecięcych traum, co wcale nie jest takie proste. Pomoc w tym mogą duchy przodków, czuwające nad nimi z zaświatów.

"Kiedy byłyśmy ptakami" to książka tak inna, tak odległa kulturowo i tak dzięki temu zachwycająca, że z przyjemnością towarzyszyłam bohaterom w ich zmaganiach.
Powieść ta, choć jej akcja umiejscowiona jest na karaibskiej wyspie, jest, co ciekawe, historią uniwersalną, oswajającą tematykę śmierci, pochylającą się z szacunkiem nad tradycją i afirmującą życie. Polecam!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Echa.

Sokrates powiedział, że śmierć może być największym ze wszystkich ludzkich błogosławieństw. Jednak mimo iż umieranie jest tak samo naturalne jak rodzenie się boimy się śmierci i robimy wszystko aby zagłuszyć ten strach.
Są jednak kultury, gdzie odchodzenie nie jest tematem tabu, które wytworzyły taki model przeżywania śmierci najbliższych, że znajdują im miejsce w swoim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Myślę, że trudno w pełni docenić powieść "Godziny" Michaela Cunninghama bez wcześniejszej lektury choćby jeden z książek Virginii Woolf. Ja niestety popełniłam ten błąd i mam świadomość, że moja ocena tej historii jest niepełna, pozbawiona kontekstów i głębi. Zakładam jednak, że nie jestem jedynym czytelnikiem, który sięgnął po "Godziny" po obejrzeniu filmu pod tym samym tytułem z oscarową rolą Nicole Kidman. Nie będę jednak odnosić się do ekranizacji tej książki, ale pozwolę sobie skupić się na moich wrażeniach po wysłuchaniu tej historii w świetnej (jak zawsze) interpretacji Andrzeja Ferenca.

To refleksyjna historia trzech kobiet, które łączy postać Pani Dalloway, bohaterki książki Virgniii Woolf. Pisarkę poznajemy u kresu jej życia, kiedy to zmęczona kolejnymi atakami nerwowymi, które towarzyszyły jej praktycznie od zawsze postanawia popełnić samobójstwo i wchodzi do rzeki, płynącej obok jej posiadłości z kamieniami w kieszeniach. Przed ta decyzją nie jest w stanie odwieść ją ani miłość męża, ani powszechne uznanie dla jej talentu.

Po latach jej powieści są nadal inspiracją dla wielu kobiet. Zaczytuje się w nich również Laura Brown, gospodyni domowa starająca się dobrze wypełniać rolę żony i matki. Cóż z tego, skoro dusi się w swoim małżeństwie a proza życia z dnia na dzień coraz bardziej ją przytłacza. Ucieczką od codzienności są dla niej książki, które pozwalają jej choć na chwilę uciec od sztywnego gorsetu zasad i przewidywalności.
Z kolei Clarissa Vaughan, mieszkająca we współczesnym Nowym Jorku wydawczyni, zdaje się wolna od konwenansów i żyje według własnych zasad. W głębi jednak czuje żal za dawno utraconą miłością, której nie dała szansy.
Los tych kobiet, desperacko szukających uczuciowego spełnienia, niespodziewanie zetknie je ze sobą i pozwoli zobaczyć jak wiele mają ze sobą wspólnego.

To książka o potrzebie wolności, miłości i samostanowieniu o sobie. Mnóstwo w niej wątków feministycznych, dotyczących miłości homoseksualnej i refleksji nad kondycją współczesnego świata.
I choć powieść mnie zaintrygowała, to nie będę ukrywać, że miejscami czułam się znużona czy wręcz znudzona tą historią, w której niewiele było zwrotów akcji. Niemniej to ciekawa propozycja, która zmotywowała mnie aby zapoznać się z twórczością Virginii Wolf.

Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)

Myślę, że trudno w pełni docenić powieść "Godziny" Michaela Cunninghama bez wcześniejszej lektury choćby jeden z książek Virginii Woolf. Ja niestety popełniłam ten błąd i mam świadomość, że moja ocena tej historii jest niepełna, pozbawiona kontekstów i głębi. Zakładam jednak, że nie jestem jedynym czytelnikiem, który sięgnął po "Godziny" po obejrzeniu filmu pod tym samym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Rozruszaj swój mózg Anders Hansen, Carl Johan Sundberg
Ocena 7,6
Rozruszaj swój... Anders Hansen, Carl...

Na półkach: , ,

Mówi się: „w zdrowym ciele zdrowy duch”. I choć to prawda znana od stuleci wielu z nas jest na bakier jeśli chodzi o regularną aktywność fizyczną. Tłumaczymy się brakiem czasu, złym stanem zdrowia (a to kolana bolą, a to w krzyżu łupie) czy brzydką pogodą. Jednak tak naprawdę przemawia przez nas lenistwo i przedkładania innych, mniej wyczerpujących, czynności jak oglądanie seriali czy scrolowanie palcem po ekranach naszych smartfonów, nad wysiłek fizyczny.
A ruch to pigułka młodości, zdrowia i pozytywnej energii o czym z pasją opowiadają szwedzcy autorzy książki "Rozruszaj swój mózg" Anders Hansen i Carl Johan Sundberg.

Z pasją godną najwyższej pochwały pokazuj jak aktywność fizyczna może pozytywnie wpłynąć na nasze zdrowie i kondycję psychiczną. Przytaczając szereg badań pokazują iż regularny wysiłek jest najlepszym lekarstwem dla ciała i duszy. Co ciekawe, udowadniają, że nie trzeba wylewać siódmych potów na siłowni, ani biegać maratonów by być w formie. Wystarczy 30 minut intensywnego spaceru dziennie, kilka razy w tygodni aby nasza kondycja uległa znacznej poprawie. Każda teza poparta jest licznymi badaniami. Kiedy zaś autorzy mówią o czymś jeszcze nie do końca udowodnionym to też jest to jasno powiedziane.
Mnie najbardziej zainteresowały rozdziały dotyczące treningu interwałowego. Jego typowy czas trwania wynosi od kilkunastu do dwudziestu paru minut a efekty jeśli chodzi o poprawę kondycji daje lepsze niż jednostajny, dłużej trwający wysiłek. To na pewno temat, który będę chciała zgłębić.


Plusem tej publikacji jest jej przestępna forma. Nie ma tutaj naukowego bełkotu, przy którym oczy same się zamykają. Rozdziały są krótkie, esencjonalne i a argumenty w nich przytoczone mobilizują do działania.
Minusem jest dla mnie szata graficzna. Choć okładka przykuwa wzrok intensywnymi kolorami to żółta czcionka, którą zaznaczano najistotniejsze fragmenty rozdziałów nie była najlepszym pomysłem. Nawet w okularach miałam kłopoty aby odszyfrować poszczególne zdania.
Jednak to tylko małe "ale". "Rozruszaj twój mózg" jest książką, którą szczerze polecam.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.

Mówi się: „w zdrowym ciele zdrowy duch”. I choć to prawda znana od stuleci wielu z nas jest na bakier jeśli chodzi o regularną aktywność fizyczną. Tłumaczymy się brakiem czasu, złym stanem zdrowia (a to kolana bolą, a to w krzyżu łupie) czy brzydką pogodą. Jednak tak naprawdę przemawia przez nas lenistwo i przedkładania innych, mniej wyczerpujących, czynności jak oglądanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ci, którym udało się przeżyć koszmar holocaustu, często nie chcieli mówić o swoich doświadczeniach. Zatrzaskiwali za sobą drzwi do przeszłości i starali się żyć dniem codziennym. Często jednak wspomnienia powracały do ocalałych ze zdwojoną siłą, a niezaleczone rany i traumy przekazywane były kolejnym pokoleniom. Dla niektórych możliwość opowiedzenia o swoich doświadczeniach była formą swoistej autoterapii. Spisywane po latach wspomnienia uwalniały od strachu czy poczucia winy, bo nie raz Ci, którzy przeżyli zastanawiali się dlaczego to im właśnie udało się przeżyć gdy ich najbliżsi zginęli z ręki swoich oprawców, z głodu lub wycieńczeni chorobą.

Z wieloosobowej rodziny Rachel Roth (nazwisko rodowe Rotsztejn) przeżyła tylko ona, jej ciotka Hela oraz ojciec, któremu cudem udało się już po wybuchu wojny dotrzeć do Palestyny. Wychowana w inteligenckiej rodzinie żydowskiej na warszawskiej Pradze w czasie wojny trafiła wraz z najbliższymi do getta. Tam przeżyła śmierć najbliższych, łapanki do transportów i powstanie by w końcu trafić na Umschlagplatz a stamtąd do obozu w Majdanku.
Tam, mimo głodu, selekcji do gazu, tyfusu i innych chorób, obiecała sobie i nieznajomej kobiecie poruszonej jej losem, że przeżyję tę gehennę.
"Przysięgnij, że przeżyjesz. Majdanek, Auschwitz, Bergen-Belsen" to z dbałością o szczegóły opowiedziana historia młodej dziewczyny, której udało się wymknąć śmierci.
To niezwykle dokładny zapis jej losów, poruszający czytelnika bezpośredniością i szczerością. Dzięki niemu możemy poznać zarówno codzienność obozowego życia jak i przyjrzeć się relacjom międzyludzkim i stosunkom jakie panowały wśród osadzonych.
Czyta się tę książkę ze ściśniętym sercem ale i podziwem dla setek tysięcy więźniów, dla których każdy nowy dzień mógł być ich ostatnim. Mimo to nie poddawali się i dopóki starczyło sił walczyli aby przeżyć.
Autorce też się to udało a jej wspomnienia są spuścizną, którą pozostawiła kolejnym pokoleniom: kup pamięci i ku przestrodze. Zachęcam Was do lektury tej książki.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu RM.

Ci, którym udało się przeżyć koszmar holocaustu, często nie chcieli mówić o swoich doświadczeniach. Zatrzaskiwali za sobą drzwi do przeszłości i starali się żyć dniem codziennym. Często jednak wspomnienia powracały do ocalałych ze zdwojoną siłą, a niezaleczone rany i traumy przekazywane były kolejnym pokoleniom. Dla niektórych możliwość opowiedzenia o swoich doświadczeniach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie jestem wielką fanką motoryzacji. Samochód ma mnie zawieźć z miejsca A do miejsca B, mało palić i jak najrzadziej się psuć. Wiem jednak, że wielu jest fanów czterech kółek, którzy o modelach, przyspieszeniu do 100km/h i tuningu auta są w stanie rozmawiać godzinami. Nie moja bajka, nie mój film.
Dlatego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po książkę Stephena Kinga "Christine", którego tytułowym bohaterem a właściwie bohaterką jest plymouth fury rocznik 1958.
Pozycja ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że wyobraźnia autora nie ma granic. Krwiożerczy samochód, pałający rządzą zemsty wydawać się może pomysłem co najmniej ryzykowanym. W tym przypadku jednak Christine to "istota", która nie w sobie nic z groteski. Tajemnicze auto budzi w czytelniku autentyczną grozę, jest jak Nemezis wymierzająca sprawiedliwość: bez wahania i litości.
Kiedy Arnie Cunningham natknął się na stare, zdezelowane auto wystawione na sprzedaż poczuł, że musi ono należeć do niego. Ten zakompleksiony, wycofany chłopak zakochał się w samochodzie, którego poprzedni właściciel nazwał imieniem Christine. Mimo ostrzeżeń jedynego przyjaciela decyduje się on na zakup samochodu, które tylko z pozoru jest zwykłym autem. Christine bowiem to narzędzie zbrodni, które eliminuje z zimną krwią wrogów i osoby nieprzychylne jej i nowemu właścicielowi. Zagrożeni są rodzice Arniego, niechętni nowemu zakupowi, jego szkolni koledzy, a nawet dziewczyna i najlepszy przyjaciel.

"Christine" to 100% Kinga w Kingu. To wciągająca powieść zawierająca w sobie elementy grozy, ze świetnie skonstruowaną fabułą i zaskakującym zakończeniem. To historia o przyjaźni, potrzebie bezwarunkowej akceptacji i pasji, która może przerodzić się w obsesję. Dwójka młodych bohaterów wchodzących powoli w dorosłe życie to postacie z krwi i kości, do których czuje się sympatię, choć nie zawsze zgadza się z ich wyborami. To jedna z bardziej znanych książek autora wymieniana jednym tchem ze "Lśnieniem", "Smętarzem dla zwierzaków" czy "Carrie". Tym którzy jeszcze jej nie czytali serdecznie polecam!

Audiobook (czytał Krzysztof Plewako-Szczerbiński).

Nie jestem wielką fanką motoryzacji. Samochód ma mnie zawieźć z miejsca A do miejsca B, mało palić i jak najrzadziej się psuć. Wiem jednak, że wielu jest fanów czterech kółek, którzy o modelach, przyspieszeniu do 100km/h i tuningu auta są w stanie rozmawiać godzinami. Nie moja bajka, nie mój film.
Dlatego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po książkę Stephena Kinga...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już słyszę jak niektórzy obruszają się, że pisanie o modzie w kontekście obozów koncentracyjnych to świętokradztwo i brak szacunku dla setek tysięcy ofiar, które tam zginęły. Należy jednak pamiętać, że w tych miejscach kaźni toczyło się życie pełne bólu i lęku o to co przyniesie dzień jutrzejszy ale też nadziei, wzajemnego wsparcia, przyjaźni a niekiedy i miłości o czym świadczy chociażby, przypominająca szekspirowskie dramaty, historia Edwarda Galińskiego i Mali Zimetbaum.

Ludzie walczyli o przetrwanie a aspekt duchowy był tu nie mniej ważny niż ten fizyczny. Zachowanie godności było priorytetem, a częścią poczucia godności jest dbanie o siebie. "Dbać o siebie i wyglądać to nie jest tylko potrzeba estetyczna. To potrzeba moralna" - mówi były więzień obozu, którego słowa mogłyby być myślą przewodnią książki "Rzeczy osobiste" Karoliny Sulej.
Z niezwykłym wyczuciem, szacunkiem do ofiar i starannością autorka opowiada o życiu w obozie przez pryzmat ubrań, rzeczy codziennego użytku, osobistych drobiazgów, które udało się więźniom ocalić przed konfiskatą.
I choć obozy koncentracyjne kojarzą się z charakterystycznymi pasiakami to już na wstępie dowiadujemy się, że były one rozdawane y więźniom tylko na początku wojny. Potem, z racji braków w zaopatrzeniu, korzystali oni z ubrań cywilnych, rzadko praktycznych i dostosowanych do aktualnych warunków pogodowych. Suknie balowe i pantofelki na obcasie mieszały się z wełnianymi swetrami, letnimi spódnicami w kwiaty i ciężkimi chodakami. Punktem honoru było dla więźniów aby otrzymane rzeczy były czyste, schludne i w miarę estetyczne. Igła, nitka, kolorowa szmatka na głowę mogły sprawić, że czuli się oni lepiej. Zabiegi wokół stroju i higieny ciała przypominały im, że są ludźmi a nie tylko numerami.
Karolina Sulej poświęca też uwagę oprawcom i ich mundurom, będącym synonimem władzy i porządku. Porządnie skrojone, świetne gatunkowo i ciepłe ubrania esesmanów (w tym zawsze błyszczące czarne oficerki) miały za zadanie budzić w więźniach strach i poczucie niższości.

"Rzeczy osobiste" to książka inne niż wszystkie, pokazująca świat obozów koncentracyjnych z innej perspektywy niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni. Opowiada historię ludzi, poprzez ubrania, rzeczy osobiste, kosmetyki. Długo będę pamiętała historię kobiety, którą przed selekcją uratowała szminka, którą natarła sobie policzki. Ta szminka, taki wydawać się by mogło zbytek, dla niej oznaczała życie.
Polecam Wam serdecznie tę lekturę. To jeden z lepszych i ciekawszych reportaży, jakie kiedykolwiek czytałam.

Już słyszę jak niektórzy obruszają się, że pisanie o modzie w kontekście obozów koncentracyjnych to świętokradztwo i brak szacunku dla setek tysięcy ofiar, które tam zginęły. Należy jednak pamiętać, że w tych miejscach kaźni toczyło się życie pełne bólu i lęku o to co przyniesie dzień jutrzejszy ale też nadziei, wzajemnego wsparcia, przyjaźni a niekiedy i miłości o czym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bieszczady to synonim spokoju i życia zgodnie z naturą i jej rytmem. Wielu wydaje się, że to raj na ziemi, który jest ziemią obiecana dla wszystkich zmęczonych życiem i szukających wytchnienia w ciszy co doskonale ilustruje powszechnie znane powiedzenie zachęcające, aby rzucić to wszystko co nas tłamsi, ogranicza i stresuje i wyjechać w Bieszczady. Ukojenia w tym miejscu, z dala od cywilizacji, szuka również komisarz Igor Brudny, bohater powieści "Smolarz" autorstwa Przemysława Piotrowskiego, szóstej już książki z cyklu o niepokornym stróżu prawa.

"Smolarz" od razu przykuwa wzrok, a to za sprawą przerażającej, demonicznej, upiornej (niepotrzebne skreślić) okładki. W trakcie czytania musiałam ją zakrywać, a książkę odkładać w taki sposób aby nie natknął się na nią mój syn, który przypłaciłby to zapewne sennymi koszmarami.
Trzeba jednak trzeba przyznać, że ten projekt graficzny doskonale koresponduje z treścią powieści, która co wrażliwszych czytelników może doprowadzić do mdłości i zniechęcić do sięgania po tego typu tytułu.

Od razu zaznaczę, że nie jestem fanką historii, gdzie krew leje się hektolitrami, a wnętrzności wylewają się z otwartych powłok brzusznych. A "Smolarz" ociera się o taką konwencję. Zresztą to chyba jakiś trend we współczesnej powieści kryminalnej gdzie coraz więcej twórców ściga między sobą na najbardziej makabryczną fabułę wymyślając coraz to okrutniejsze scenariusze zbrodni. I mimo, że tak jest w tym przypadku to muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta opowieść, pełna mroku, lokalnych legend i przemilczanych zbrodni sprzed lat.
Igor Brudny, mimo przerwy w pracy i planów aby dać sobie czas na przemyślenie tego co dalej z jego karierą w policji, angażuje się w lokalne śledztwo, które ma wykazać co się stało z dwiema młodymi turystkami, które zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego determinacja i bezkompromisowość nie są w smak miejscowym stróżom prawa, którzy chcą szybko zamknąć śledztwo. Szybko wychodzi na jaw, iż ich działania kryją miejscowych notabli, których łączy tajemnica sprzed lat. Rozbicie tej sieci powiązań i odkrycie prawdy może kosztować Igora Brudnego wiele, jednak ten nie cofnie się w swych działaniach dopóki nie rozwiąże sprawy zniknięcia studentek.

Dałam się wciągnąć w tę historię, choć dla mnie była jednak zbyt krwawa. Niestety finał, groteskowy i utrzymany w konwencji filmów klasy B, okrutnie mnie rozczarował. Mam jednak słabość do postaci głównego bohatera więc spuszczę na końcowe rozdziały zasłonę milczenia. Zdaję sobie sprawę, że takie powieści mają swoje wierne grono czytelników. Jak głosi łacińska sentencja: de gustibus non est disputandum.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Bieszczady to synonim spokoju i życia zgodnie z naturą i jej rytmem. Wielu wydaje się, że to raj na ziemi, który jest ziemią obiecana dla wszystkich zmęczonych życiem i szukających wytchnienia w ciszy co doskonale ilustruje powszechnie znane powiedzenie zachęcające, aby rzucić to wszystko co nas tłamsi, ogranicza i stresuje i wyjechać w Bieszczady. Ukojenia w tym miejscu, z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię ciszę. Męczy mnie hałas, nieustanne trajkotanie, głośna muzyka. Lubię pobyć sam na sam ze swoimi myślami i dobrze czuje się w towarzystwie, gdzie milczenie nikogo nie krępuje. Wielu jednak boi się ciszy. Włączony telewizor, grające w tle radio czy rozmowy o niczym powodują, że ludzie czują się mniej samotni, choć w głębi serca wiedzą, że to tylko złudne wrażenie.

Bohaterowie książki Merethe Lindstrom, Eva i Simon, są małżeństwem w wieloletnim stażem. Ich życie z pozoru wydaj się spełnione i szczęśliwe. Doczekali się trzech dorosłych już córek, mają piękny dom i bezpieczeństwo finansowe. Jednak każde z nich skrywa tajemnice, przykryte grubą warstwą milczenia hołdując zasadzie, że to co niewypowiedziane nie istnieje. Z czasem jednak zaczynają one ciążyć i odgradzać ich od siebie. Simon coraz bardziej wycofuje się z życia, szukając schronienia w ciszy. Całymi dniami milczy, czym doprowadza swoją żonę na skraj rozpaczy. Panująca w domu cisza sprawia, że kobieta stara się dociec, kiedy ich życie tak bardzo się zmieniło. Czy początkiem tego była tajemnicza wizyta intruza sprzed lat, którego Eva wpuściła do domu, nagłe odejście pomocy domowej z która udało im się zaprzyjaźnić czy też nieprzepracowana trauma jej męża z dzieciństwa? W jej głowie mnożą się pytania, jednak jedyną odpowiedzią na nie jest dojmująca cisza.

"Dni w historii ciszy" i intymny portret małżeństwa, trudnej relacji dwójki ludzi, którzy przez całe życie unikali konfrontacji z własnymi demonami, tłumiąc w sobie lęki i poczucie winy. To bardzo przygnębiająca historia, opowiedziana w sposób chłodny i rzeczowy, pozbawiony emocji. Niech Was nie zwiedzie różowa okładka z uśmiechniętą buzią dziecka. Świat Simona i Evy jest pogrążony w mroku, z którego może ich wyrwać jedynie spojrzenie w oczy prawdzie. Pytanie jednak czy na to nie jest już jednak za późno?
Polecam Wam tę książkę, choć nie jest to łatwa lektura. Zostaje w głowie na długo zostawiając czytelnika z mnóstwem pytań, na które odpowiedź nie jest oczywista.

Lubię ciszę. Męczy mnie hałas, nieustanne trajkotanie, głośna muzyka. Lubię pobyć sam na sam ze swoimi myślami i dobrze czuje się w towarzystwie, gdzie milczenie nikogo nie krępuje. Wielu jednak boi się ciszy. Włączony telewizor, grające w tle radio czy rozmowy o niczym powodują, że ludzie czują się mniej samotni, choć w głębi serca wiedzą, że to tylko złudne wrażenie....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Joanna Jax jest jedną z ulubionych pisarek mojej mamy, a że wzięłam na siebie (przyjemny) obowiązek dostarczania jej książek z mojej biblioteki to od czasu do czasu przeglądam stosik lektur, które mam dla niej przygotowany. Osobiście nie jestem wielką fanką powieści obyczajowych, ale mam słabość , do wielotomowych rodzinnych sag dlatego swego czasu sięgnęłam po cykl "Dziedzictwo von Becków". Nie zachęcił mnie on jednak specjalnie specjalnie do lektury kolejnych książek autorki. Kiedy jednak natknęłam się na książkę "Kair. Czwarta rano", której opis wyraźnie sugerował iż jest to historia z pogranicza kryminału i powieści szpiegowskiej postanowiłam zrobić kolejne podejście do twórczości Joanny Jax.
Literatura sensacyjna jest dla mnie swoistym wentylem bezpieczeństwa. Najlepiej się przy niej relaksuję, przy okazji angażują szare komórki do pracy, uwielbiam bowiem rozwiązywać zagadki kryminalne i tropić niebezpiecznych przestępców. Liczyłam więc na solidną porcję rozrywki i niestety odrobinę się przeliczyłam.

Już po kilku pierwszych strona zdałam sobie sprawę, że jestem w środku jakiejś historii i nie mam co liczyć na to, że ktoś mi, choć w zarysach, wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście, że biorąc do rąk tę książkę zauważyłam, iż jest ona drugim tomem z serii "Czas zapomnienia" jednak w swej naiwności myślałam, że nie trzeba ich czytać w porządku chronologicznym. Szybko się okazało, że niestety trzeba.
W tracie lektury włożyłam ogromny wysiłek intelektualny aby ze strzępków informacji złożyć sobie tę historię w całość. Poległam jednak z kretesem. Postanowiłam skupić więc na tym co tu i teraz. Akcja powieści rozgrywa się na kilku planach czasowych: w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (1912), Arabii (1918), Kairze (1937) czy powojennym Berlinie. To właśnie tam dochodzi do tajemniczych zgonów, których powodem mogą być wydarzenia sprzed lat, które rozegrały się w Afryce Północnej. Komisarz Erik Weber jest zdania, że ich powodem jest kradzież dużej ilości diamentów należących do spadkobierczyni rodziny Schneiderów, która teraz stara się odzyskać swoja własność. Zaczyna więc gorączkowo poszukiwania kobiety w czym pomaga mu były oficer brytyjskiego wywiadu Connor Evans. Nie przypuszcza jednak, że tajemnicza nieznajoma jest bliżej niż mu się wydaje, skrywając swoją prawdziwą tożsamość, obawiając się oskarżeń o zbrodnie, których nie popełniła.
Ann - Katrin Schneider wraz zakochanym w niej Connorem starają się sami rozwikłać tę sprawę.

Już po kilku rozdziałach przytłoczył mnie ogrom postaci, miejsc i wątków. Chaos, to pierwsze skojarzenie, jakie mam z tą książką. Z racji przeskoków czasowych akcji brakowało płynności, a relacja między głównym bohaterami (love-hate), która była osią tej powieści, była schematyczna i przewidywalna. Ogrom wydarzeń historycznych, o których wspomina autorka w sposób przypominający podręcznik szkolny, także nie ułatwia czytania.
Po lekturze czułam się zmęczona, nie zrelaksowana. Nie polecam.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Joanna Jax jest jedną z ulubionych pisarek mojej mamy, a że wzięłam na siebie (przyjemny) obowiązek dostarczania jej książek z mojej biblioteki to od czasu do czasu przeglądam stosik lektur, które mam dla niej przygotowany. Osobiście nie jestem wielką fanką powieści obyczajowych, ale mam słabość , do wielotomowych rodzinnych sag dlatego swego czasu sięgnęłam po cykl...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak układanie puzzli, których połowa rozsypała się na dywanie a kilka wciągnął odkurzacz.
Przez początek tej historii przebrnęłam jak ślepiec, później było już odrobinę łatwiej ale jestem zła na siebie, iż nie doczytałam, że serię tą należy czytać w porządku chronologicznym i najlepiej w niewielkich odstępach czasu. Zawiłość fabuły, mnogość bohaterów i ofiar sprawiają, że łatwo się zgubić w tej historii.

A jest w niej wszystko, co w dobrych kryminałach być powinno: seryjny morderca, wyrównujący rachunki z przeszłości, policjant w roli oskarżonego, który musi dowieść swojej niewinności, groźny wirus zagrażający całemu miastu i skorumpowani stróże prawa. Są też zbrodnie krwawe i okrutne, które wyglądają jak tajemniczy rytuał. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że autorowi zabrakło umiaru i pewnie zupełnie niezamierzenie zamiast wciągającej opowieści powstał pastisz powieści kryminalnej. Czytelnikowi trudno sobie wyobrazić, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Najbardziej irytująca jest tu postać głównego bohatera, detektywa Sama Portera, który sprawnie lawiruje między rolą ofiary, głównego podejrzanego i ostatniego sprawiedliwego, w zależności od tego, która wersja w danym momencie pasuje autorowi. Brak realizmu to dla mnie największy minus, jeśli chodzi o tego typu literaturę.
Zastanawiam się, czy moja ocena "Szóstego dziecka" byłaby inna gdybym czytała tę trylogię po kolei. Wydaję mi się, że nie. Nie lubię epatowania przemocą, mierzi mnie, kiedy obraża się inteligencję czytelnika, fundując mu akcję, która trzyma się razem tylko na wątłych nitkach a tak jest w tym przypadku. Wiem, że seria ta ma swoich zagorzałych wielbicieli ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Na mnie powieść J.D. Barkera nie zrobiła na mnie wrażenia.

Audiobook (czytał Marcin Hycnar)

Już po wysłuchaniu pierwszego rozdziału tej książki wiedziałam, że popełniłam błąd. Sięgając po "Szóste dziecko" założyłam, że to kryminał, z bohaterem, którego miałam okazję poznać kilka lat temu, przy okazji lektury "Czwartej małpy". Nie przyszło mi do głowy, że to trzecia część trylogii i bez znajomości drugiego tomu z cyklu, "Piąta ofiara", jej czytanie będzie jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i to gdybanie można tak ciągnąć w nieskończoność) to byłabym szczęśliwsza, bardziej spełniona? Czy żyjąc innym życiem osiągnęłabym więcej?

Z takimi pytaniami mierzy się bohaterka książki Matta Haiga "Biblioteka o Północy". Nora Seed jest zmęczona życiem, przytłoczona problemami, pogrążona marazmie. Wzbiera w niej ból i zniechęcenie. Kiedy umiera jej kot, którego bezgranicznie kochała, postanawia odejść z tego świata. Jakież jest jej zdziwienie kiedy budzi się w przedziwnym miejscu: bibliotece pełnej książek, z których każda opowiada inną wersję jej życia.
Dziewczyna ma szansę sprawdzić jak mogłyby potoczyć się jej losy kiedy zdecydowałaby się kontynuować karierę pływacką, wyjechać do Australii z ukochaną przyjaciółką czy zostać glacjolożką. Mnogość możliwości kusi... Jednak czy któryś z tych żywotów jest tym, w którym Nora Seed poczułaby się szczęśliwa?
Pomysł autora, genialny w swej prostocie, zachwycił mnie i ze zniecierpliwienie czekałam na kolejne rozdziały, aby przeżywać z bohaterką jej koleje życia, bo jak twierdzą niektórzy naukowcy istnieje miliony rzeczywistości, w których jesteśmy zupełnie kimś innym.

Wbrew pozorom "Biblioteka o Północy" to nie jest książka o śmierci lecz o życiu i docenianiu tego co mamy tu i teraz, bo szczęście można odnaleźć w rzeczach prostych i zwyczajnych: uśmiechu nieznajomej osoby, mruczeniu kota, zielonej trawie za oknem czy w cieple ulubionego swetra, który wyszedł z mody dwie dekady temu.
To trudne, czasami wręcz niemożliwe w danym momencie. Pamiętać należy jednak, że zawsze "po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój". Życie to droga pełna zakrętów i ślepych uliczek i kiedy zdarzy nam się zgubić w tym labiryncie trzeba pamiętać, że gdzieś tam jest z niego wyjście, choć czasami jego znalezienie wymaga ogromnej pracy i wsparcia. Nie bójmy się prosić o pomoc, bo każdy może się zagubić. To nie jest oznaka słabości a siły. I takiej siły Wam życzę.

Audiobook (czytała Agnieszka Krzysztoń)

"Co by było gdyby...? Jestem pewna, że to pytanie każdy z nas zadał sobie choć raz w życiu. Okrągłe urodziny, niespodziewane zdarzenie, które nagle burzy nasz spokój i każe zmierzyć się z trudną rzeczywistością czy jesień życia to sytuacje, w których pada ono najczęściej. Czy gdybym wybrała inne studia, innego mężczyznę z którym miałabym spędzić życie, inną ofertę pracy (i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i odnalazła się dopiero na początku XXI wieku w Warszawie, przy bramie Ogrodu Zoologicznego. Po długich pertraktacjach z włodarzami stolicy wróciła na bytomski rynek (co ciekawe w formie depozytu), gdzie po dziś dzień wyleguje się na postumencie.

Tę i inne opowieści o Bytomiu, śląskim mieście do niedawna kojarzącym się z kopalniami węgla i hutami żelaza możemy znaleźć w książce Agaty Listoś-Kostrzewy "Ballada o śpiącym lwie". Autorka w niezwykle eklektyczny sposób opowiada historię tego miasta przywołując na kartach książki postacie, które przyczyniły się do jego rozwoju takie jak gónośląski przedsiębiorca Karol Godula czy Joanna Gryczik zwana śląskim Kopciuszkiem.
Przyglądamy się także trudnej historii Bytomia, który dla wielu mieszkańców narodowości niemieckiej zawsze nazywał się Beuthen.
Wędrujemy po kopalnianych szybach, kiedyś tętniących życiem, dziś już nieczynnych. Spotykamy mieszkańców, opowiadających jak żyje się w mieście, gdzie upadek przemysłu spowodował bezrobocie i ucieczkę młodych ludzi do większych miast w poszukiwaniu pracy i lepszego życia.
Patrzymy na budynki zagrożone zawaleniem z powodu tąpnięć i dramat ludzi, którzy w kilka godzin musieli spakować się do jednej walizki i opuścić zagrożone miejsca.
I chciałoby się powiedzieć, że wszystko to składa się w wartką opowieść o tym mieście założonym w XII wieku ale tak niestety nie jest.
Agata Listoś-Kostrzewa za nic ma chronologię i na jednej stronie możemy nagle XIX wieku przenieść się do 2006 by po kilku zdaniach oglądać to miasto w przededniu II wojny światowej. Dla mnie było to niezwykle męczące. Wielokrotnie traciłam wątek i trudno było mi się skupić na lekturze.

Niemniej to pozycja, która warta uwagi, a dla Bytomian lektura obowiązkowa czuć w niej bowiem miłość do tego miasta i ludzi, którzy tworzyli je przez wieki.

Audiobook (czytał Andrzej Ferenc)

Bytomska rzeźba śpiącego lwa ma ciekawą historię. Została wykonana na zamówienie władz miasta i stanowiła część pomnika upamiętniającego mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej. Od 1873 roku kilkakrotnie zmieniała przenoszona z miejsca na miejsce ciesząc oczy mieszkańców Bytomia. W 1953 roku nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mówi się, że psy mają właścicieli, koty zaś poddanych. Ja w tym poddaństwie tkwię już długie lata, oddając posługi puszystej kotce tricolor (już trzeciej z kolei), która wybrała mnie i mój dom na swoje miejsce do życia.
Te stworzenia mają w sobie magię, tajemnice a ich indywidualizm sprawia, że nigdy nie wiesz czy trafi pod twój dach uroczy mruczek czy koci introwertyk.
Nie wyobrażam sobie domu bez mruczącego czworonoga, bo to lekarstwo na wszelkie smutki i złe humoru, którego nie można przedawkować.

Koci bohaterowie są obecni również na kartach książek. Pewnie każdemu od razu przychodzi na myśl demoniczny kot Behemot z powieści "Mistrz i Małgorzata" Bułchakowa. Ja zaś miałam ostatnio okazję spędzić kilka wieczorów z tajemniczym kotem, a właściwie kotami z Tokio podczas lektury książki Nicka Bradley'a.

Oryginalna koncepcja tej opowieści, choć w literaturze już wcześniej praktykowana, intryguje i zadziwia, a każdy przeczytany rozdział daje czytelnikowi nadzieję iż uda mu się rozplątać skomplikowaną sieć powiązań między bohaterami i wyprostować ich losy. "Kot w Tokio" to bowiem zbiór opowiadań, w których przeplatają się historie osób których łączą wzajemne relacje czy wspólne doświadczenia.
Żyjąc obok siebie kroczą ścieżkami, które meandrują, przecinają się lub biegną obok siebie. Z fascynacją
zanurzyłam się historie bohaterów, których sportretował Nick Bradley: ludzi samotnych, poturbowanych przez życie, nie tracących jednak cały czas nadziei na lepsze jutro i odmianę swojego losu.
Zachwyca mnie wrażliwość autora na losy ludzi często wyrzuconych na margines życia: mierzących się z trudnościami, pogrążonych w rozpaczy, pogubionych i samotnych. Jego bohaterowie jednak walczą, najczęściej w ciszy, aby godnie żyć: na swoich zasadach i w zgodzie z własnym sumieniem.
Kunszt pisarza jest także widoczny w kompozycji tej powieści, która przypomina kolorowy kilim, gdzie przypadkowe nitki tworzą oszałamiającą całość. To swoisty spacer po mieście, w którym żyje blisko 14 milionów ludzi. Dla czytelnika to możliwość poznania kultury i obyczajów Japończyków, tak odmiennych od tych, które znamy.
Koty, które są naszymi przewodnikami w tej książce z gracją oprowadzają nas po zaułkach Tokio a ich cicha obecność dodaje bohaterom siły do walki z przeciwnościami. Polecam!

Mówi się, że psy mają właścicieli, koty zaś poddanych. Ja w tym poddaństwie tkwię już długie lata, oddając posługi puszystej kotce tricolor (już trzeciej z kolei), która wybrała mnie i mój dom na swoje miejsce do życia.
Te stworzenia mają w sobie magię, tajemnice a ich indywidualizm sprawia, że nigdy nie wiesz czy trafi pod twój dach uroczy mruczek czy koci introwertyk....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mnogość tytułów, zapowiedzi kolejnych premier, wypełnione setkami książek półki w bibliotece często wpędzają mnie w zły nastrój. Zdaję sobie wówczas sprawę, że po większość z nich nie będę nawet szansy sięgnąć, no chyba że w kolejnym życiu bo tego mi nie starczy. Ta myśl nurtuje chyba wszystkich nałogowych czytelników, którzy za Stephenem Kingiem mogliby powtórzyć: Tak dużo książek, tak mało czasu".

Nie sposób przeczytać wszystkie pozycje, które nas interesują, poznać autorów, których nazwiska mamy gdzieś zapisane w pamięci, że warto sięgnąć po ich powieści.
Dlatego też nie zdziwiłam się za bardzo gdy uświadomiłam sobie, iż książka "Bez winy" to pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja od Charlotte Link, niemieckiej autorki, w której kryminałach zaczytuje się pół świata.
Po Waszych rekomendacjach i wysokich ocenach spodziewałam się wiele, jednak odrobinę się zawiodłam. Trudno oceniać czyjś warsztat po jednej książce, ale jak na razie Charlotte Link bardziej mnie wynudziła niż zafascynowała.

Ta historia zaczyna się z przytupem. Jej bohaterką jest sierżant sierżant Kate Linville, londyńska policjantka, która po latach zdecydowała się zakończyć pracę w Scotland Yardzie i przenieść w rodzinne strony, by tam stać na straży porządku. Nie będzie jej jednak dane złapać odrobiny oddechu, gdyż zupełnie przypadkowo zostaje wplątana w historię, która swe korzenie ma w dalekiej przeszłości. Śledztwo w które się zaangażuje, pokaże, że nie ma zbrodni bez kary, a zemsta, nawet po latach, smakuje doskonale. Dwie spawy kryminalne, których pozornie nic nie łączy, opowiedzą historię rodziny, która to lata temu podjęła decyzję, za które teraz przyjdzie im zapłacić.
Ta książka to opowieść o ludzkich słabościach i błędach przeszłości ukazująca też problemy z którymi jako społeczeństwo musimy się mierzyć.

Samej fabule nie mam wiele do zarzucenia: jest intrygująca i trzymająca czytelnika w napięciu, ale tylko do połowy. Kiedy zagadka zostaje rozwiązana (a dzieje się to relatywnie szybko) autorka nie zamierza wcale kończyć historii tylko ciągnie ją jeszcze przez następne rozdziały, które niewiele wnoszą do tej opowieści.
To dla mnie to duży minus, obniżający ocenę tej książki, która jest przegadana, rozwlekła i urywa się zupełnie niespodziewanie. Nie jestem fanką otwartych zakończeń, a w kryminałach są one niezwykle irytujące.

Może sięgnę jeszcze kiedyś po inne pozycje tej autorki, ale z pewnością nie prędko.

Audiobook (czytała Joanna Jeżewska)

Mnogość tytułów, zapowiedzi kolejnych premier, wypełnione setkami książek półki w bibliotece często wpędzają mnie w zły nastrój. Zdaję sobie wówczas sprawę, że po większość z nich nie będę nawet szansy sięgnąć, no chyba że w kolejnym życiu bo tego mi nie starczy. Ta myśl nurtuje chyba wszystkich nałogowych czytelników, którzy za Stephenem Kingiem mogliby powtórzyć: Tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nauki zmarłego w 2020 roku księdza Piotra Pawlukiewicza przyciągały tłumy. Kazania, które głosił w kościele św. Anny w Warszawie zmuszały do refleksji nad kondycją własnej wiary. Duchowny nie bał się mówić wprost o ludzkich słabościach, wytykał błędy i zaniechania, obnażając nasze lenistwo, konformizm i głupotę.
Dzięki Wydawnictwu Znak jego nauki są nadal żywe i docierają do nowych odbiorców dzięki systematycznej publikacji tekstów duchownego w jak zawsze w pięknej oprawie graficznej.

Każdej książce, która jest zbiorem kazań i artykułów księdza przyświeca pewna myśl przewodnia, temat wokół którego toczy się narracja. Tym razem jest to pojęcie wolności, bo
Wolność, możliwość działania zgodnie z własną wolą jest według niego największym darem jaki ludzie otrzymali od Boga. Korzystając z niej trzeba jednak pamiętać, że wybory, których dokonujemy mają swoje konsekwencje.
Papież Jan Paweł II swego czasu powiedział: "Wolność nie polega na robieniu tego, co chcemy, ale na posiadaniu prawa do robienia tego, co powinniśmy" i ta myśl przewija się w książce ks. Piotra Pawlukiewicza od pierwszego do ostatniego rozdziału.

"Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień" to nie jest książka dla wątpiących, dla tych którzy zagubili się gdzieś na drodze swojej wiary i nie wiedzą jak i czy w ogóle chcą wrócić na łono Kościoła.
To lektura dla tych, którzy tylko na chwilę się gdzieś zagapili, stracili cel z oczu i potrzebują odpowiedniej motywacji aby dalej iść ścieżką wiary, będąc mądrzejszym o nowe doświadczenia i świadomi błędów jakie popełnili (by się ich w przyszłości móc wystrzegać).
Mówiąc o różnych aspektach wolności ks. Piotr Pawlukiewicz, przytacza liczne historie ze swojej posługi kapłańskiej, okraszone często dużą dawką humoru.

Piękne i mądre teksty ks. Pawlukiewicza doczekały się równie przyciągającej wzrok. oprawy. Książka jest pięknie wydana: każdy rozdział opatrzony jest cytatem z Biblii, a oryginalne ilustracje i szata graficzna nadają jej rys nowoczesności.
Dla osób wierzących i praktykujących będzie to doskonała lektura umacniająca ich w wierze i dodająca sił do tego aby żyć zgodnie z bożymi przykazaniami.
Tym którzy dopiero szukają swojego miejsca w Kościele może wydać się wydać jednak zbyt zasadnicza. Tym polecam teksty ks. Jana Kaczkowskiego.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.

Nauki zmarłego w 2020 roku księdza Piotra Pawlukiewicza przyciągały tłumy. Kazania, które głosił w kościele św. Anny w Warszawie zmuszały do refleksji nad kondycją własnej wiary. Duchowny nie bał się mówić wprost o ludzkich słabościach, wytykał błędy i zaniechania, obnażając nasze lenistwo, konformizm i głupotę.
Dzięki Wydawnictwu Znak jego nauki są nadal żywe i docierają...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy pada nazwa ADHD to razu przed oczami staje nam nadpobudliwe ruchowo dziecko, które ma problemy z koncentracją uwagi, nadmierną impulsywnością i zachowaniem norm społecznych. Podaje się, że przybliżeniu jedno na 100 dzieci cierpi na to zaburzenie, diagnozowane najczęściej wtedy, gdy taki młody człowiek zaczyna naukę w szkole podstawowej.
Od lat pokutuje też błędne przekonanie, że zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi
się wyrasta. Stąd wielu osób dorosłych borykających się na co dzień z podobnymi problemami nie przypuszcza nawet, iż przyczyną tego może być niezdiagnozowane w dzieciństwie, a więc i nie leczone ADHD.

Wszystkim zainteresowanym tym tematem polecam książkę Tamary Rosier "ADHD. Twój mózg jest OK". Jest ona napisana nie tylko z perspektywy fachowca, który specjalizuje się w tym temacie, ale też osoby nieneurotypowej, u której dopiero w wieku dojrzałym zdiagnozowano ADHD. Co ciekawe na to zaburzenie cierpi również jej mąż jak i trzy z czterech córek.
No właśnie, od razu po lekturze nasuwa się pytanie czy słowo "cierpi" jest tutaj najodpowiedniejsze. Autorka bowiem, opowiadając o ADHD w sposób niezwykle rzetelny, zaczynając od różnych fachowych definicji, mówiąc o trudnościach z jakim spotykają się osoby u których zostało on zdiagnozowane (bądź co gorsza, nie zostało) skupia się na strategiach radzenia sobie w życiu codziennym z ADHD, przekonując nas, iż diagnoza nie musi być piętnem i przy odpowiednim podejściu terapeutycznym i farmakologicznym można prowadzić życie pełne satysfakcji i sukcesów. Autorka bazując na własnych doświadczeniach, doświadczeniach swojej rodziny i pacjentów z którymi styka współpracuje od lat krok po kroku pokazuje jak radzić sobie z trudnościami dnia codziennego w sposób metodyczny i dający widoczne rezultaty. Opisuje stopnie drabiny psychologicznej, na której wszyscy funkcjonujemy a także przedstawia plansze operacyjne, których dogłębne poznanie uławia radzenie sobie ze swoimi emocjami.

Polecam tę pozycję wszystkim dla których temat jest bliski. To porcja solidnej wiedzy i wskazówek podana w przystępny i atrakcyjny sposób.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

Gdy pada nazwa ADHD to razu przed oczami staje nam nadpobudliwe ruchowo dziecko, które ma problemy z koncentracją uwagi, nadmierną impulsywnością i zachowaniem norm społecznych. Podaje się, że przybliżeniu jedno na 100 dzieci cierpi na to zaburzenie, diagnozowane najczęściej wtedy, gdy taki młody człowiek zaczyna naukę w szkole podstawowej.
Od lat pokutuje też błędne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Kto chce zrozumieć, czym jest wojna, niech nie poszukuje jej wyłącznie na polach bitewnych, w bagnetach, w działach. Wojna to przede wszystkim miliony męczarni, cierpień, nędzy i śmierci" powiedział lata temu Wincenty Pol, polski poeta, kawaler orderu Virtuti Militari.
Wydawać by się mogło, że wojna to historia naszych dziadków, temat zamknięty po wsze czasy i mrok, który już nie wróci. Jak pokazują ostatnie lata nigdy nie byliśmy chyba bliżej wybuchu konfliktu zbrojnego na tak dużą skalę.
Dotarło do do mnie ze zdwojoną mocą, podczas lektury książki Roberta Harrisa "Monachium". Bo niby mowa w niej o miesiącach przed wybuchem II wojny światowej, a cały czas miałam wrażenie jakbym czytała o czasach współczesnych i próbach powstrzymania rozlania się wojny rosyjsko-ukraińskiej na całą Europę.

Robert Harris z dokładnością i pasją historyka opowiada czytelnikom o konferencji monachijskiej z 1938 roku, kiedy to przywódcy współczesnego świata reprezentujący Niemcy, Włochy, Wielką Brytanię i Francję zawarli porozumienie części terytoriów Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej (dodajmy, że przy nieobecności Czechosłowacji, o której terytorium i suwerenności była mowa).
Przyjaciele z młodości, Hugh Legat bystry i doceniany przez przełożonych przedstawiciel brytyjskiej służby dyplomatycznej i Rikard von Holz pracujący w sztabie niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, stoją teraz po dwóch stronach barykady. Ryzykując własne kariery a być może i życie starają się wspólnie przekonać premiera Wielkiej Brytanii Neville'a Chamberlaina, że układ ten to odwleczenie wojny tylko na jakiś czas. Tajne dokumenty do których udało im się dotrzeć wyraźnie pokazują, że Kraj Sudetów i zaanektowana wcześniej Austria, to tylko początek drogi Hitlera, który szykuje już plan na nowe podboje.

Teraz gdy wiemy jak dalej potoczyła się historia trudno nam uwierzyć w naiwność i ufność ówczesnych mężów stanu. Jednak wtedy pragnienie utrzymania pokoju na świecie było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Oddalenie od siebie wizji wybuchy wojny było świętowane jako dyplomatyczny sukces. Gdy wszyscy wiwatowali Niemcy kreślili już swoje plany podboju świata.
Robert Harris zachowując niezwykła dokładność historyczną stworzył fascynującą powieść szpiegowską pełną napięcia i emocji. I mimo, iż wiemy jaki będzie finał tej opowieści to i tak trzymamy kciuki, wierząc, że bohaterom uda się odwrócić losy świata.
"Monachium" czytane teraz to cenna lekcja dla współczesnych, z której warto wyciągnąć wnioski. Polecam!

Audiobook (czytał Marcin Popczyński)

"Kto chce zrozumieć, czym jest wojna, niech nie poszukuje jej wyłącznie na polach bitewnych, w bagnetach, w działach. Wojna to przede wszystkim miliony męczarni, cierpień, nędzy i śmierci" powiedział lata temu Wincenty Pol, polski poeta, kawaler orderu Virtuti Militari.
Wydawać by się mogło, że wojna to historia naszych dziadków, temat zamknięty po wsze czasy i mrok, który...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Diabelska góra Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,3
Diabelska góra Lincoln Child, Doug...

Na półkach: , ,

Jako młoda dziewczyna uwielbiałam serial "Z Archiwum X". Dzisiaj zapewne już trąci myszką. ale swego czasu był to hit, który gromadziło tłumy przed telewizorami. To opowieść o dwójce agentów FBI, którzy prowadzą komórką komórkę Federalnego Biura Śledczego, do której trafiają wszystkie sprawy nie dające się wyjaśnić na drodze konwencjonalnego myślenia. Agent Mulder wierzy w istnienie istot pozaziemskich i innych zjawisk, które opierają się logice. Jego partnerka Scully jest naukowczynią i z początku sceptycznie podchodzi do spraw, którymi się zajmują. Jednak z biegiem czasu sama także zaczyna wierzyć w zjawiska paranormalne. To właśnie oglądając "Z Archiwum X" pierwszy raz usłyszałam o incydencie w Roswell. To właśnie w okolicach tego miasta na pustyni w amerykańskim stanie Nowy Meksyk, miał rozbić się niezidentyfikowany obiekt latający. Armia błyskawicznie zdementowała te pogłoski i przekazała mediom informację, że rzekomy statek kosmiczny jest balonem meteorologicznym. Nieliczni jednak w to uwierzyli. Roswell zyskało przydomek "miasta kosmitów" i po dziś dzień dyskusja o tym co się tam stało jest ciągle żywa fascynując ufologów z całego świata oraz filmowców i pisarzy.

Zainspirował on również znany i lubiany przez czytelników duet Douglas Preston i Lincoln Child, czego owocem jest książka "Diabelska Góra". To opowieść od próbie dotarcia do prawdy o wydarzeniach sprzed dziesięcioleci gdzie rolę sceptyczki gra archeolożka Nora Kelly a w skórę entuzjasty amerykański miliarder Lucas Tappan zafascynowany zjawiskami paranormalnymi i opowieściami o UFO. Po wielu próbach udaje mu się namówić naukowczynię aby wzięła udział w jego ekspedycji i badaniach w Roswell. Żadne z nich jednak nie przypuszcza, że pierwszym odkryciem, którego dokonają będzie znalezienie zwłok zakopanych głęboko w piasku. Na miejscu natychmiast pomawia się FBI, która stara się wyjaśnić czy zbrodnia jest jako związana z rzekomą katastrofą statku kosmicznego. Nie wszystkim jednak podoba się wzmożone zainteresowanie tym miejscem, które od lat strzegło swoich tajemnic. Bohaterowie zostają wciągnięci w tajemną grę pełną kłamstw, zacierania śladów i tajemnic, której stawką jest ich życie.

Dałam się porwać tej opowieści od pierwszych stron. Opowieść jest bardzo dynamiczna, pełna zwrotów akcji i napięcia. Świadomość, że wydarzy się coś złego narasta wraz z czytaniem. Finał jak dla mnie może zbyt "filmowy": za dużo wybuchów, strzelania i farta, który nie opuszcza głównych bohaterów, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. "Diabelska Góra" to czysta rozrywka nie tylko dla wielbicieli zielonych ludzików i niewyjaśnionych zjawisk. Polecam!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Agora.

Jako młoda dziewczyna uwielbiałam serial "Z Archiwum X". Dzisiaj zapewne już trąci myszką. ale swego czasu był to hit, który gromadziło tłumy przed telewizorami. To opowieść o dwójce agentów FBI, którzy prowadzą komórką komórkę Federalnego Biura Śledczego, do której trafiają wszystkie sprawy nie dające się wyjaśnić na drodze konwencjonalnego myślenia. Agent Mulder wierzy w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to