Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Sięgając po literaturę obcojęzyczną mam pewne obawy, że czegoś nie zrozumiem w kontekście kulturowym. Jednocześnie z wielkim zaciekawieniem odkrywam nowe, czasem zupełnie obce mi spojrzenie na świat. „Rozkład północy” południowokoreańskiej autorki Bory Chung zdecydowanie przypadł mi do gustu i rozszerzył kontekst moich rozważań o duchach w zestawieniu z psychiką ludzką i mechanizmów nią rządzących.

Wierzycie w duchy? Mają one dla Was istotne znaczenie w Waszym życiu?

Ja wierzę w duchy, w ich moc i energię, mam niebywały wręcz szacunek do nich. Kiedyś mnie bardzo przerażały, a dziś bardziej boję się żywych ludzi.

Bora Chung stworzyła utwór niezwykle uniwersalny w jego przesłaniu, pomimo przebłysku dźwięków kulturowych Korei Południowej. „Rozkład północy” to zbiór siedmiu opowiadań zszytych dwiema głównymi nitkami: instytutem północy i szamanizmem. Każde opowiadanie skłania do refleksji i własnego wewnętrznego dialogu o istotę człowieczeństwa, subiektywnego odbioru świata i psychiki człowieka.

„Tu nie wolno wchodzić” przestrzega przed religijnym fanatyzmem i jego wpływie na wychowanie dziecka. Brak wiedzy rodziców Chana, że „preferencje seksualne nie są chorobą, poza tym nie sposób „wypędzić” z człowieka jego natury, więc zarówno to, jak i całe „leczenie” były jedną wielką ułudą” powodują w nim poczucie wyobcowania, niezrozumienia a w konsekwencji odrzuca wielką miłość….

„Chusteczka”
To tragiczna opowieść o toksycznej relacji pomiędzy matką a najmłodszym synem. Wychowywanie dziecka w destrukcyjnej symbiozie, nieprzeprowadzenie procesu odłączenia doprowadza bohatera do obłędu… Dramat drugiego pierworodnego syna, w którym „oczywiście tliła się w nim naiwna, rozpaczliwa nadzieja, że (...) pewnego dnia zaskarbi wreszcie miłość i uznanie matki (...)”. Destrukcja i dysfunkcja całej rodziny, również sióstr w imię własnego egoizmu i zaburzenia psychicznego ich matki.

„Przeklęta owca”
Samotne wyprawy po instytucie badawczym, lęk i strach przed nieznanym, poczucie zagubienia i owce. Jedna, druga, kolejna. Ta sama, czy inna? Złudzenie optycznie czy podstępne działanie mózgu? Co jest prawdą a co ułudą? Duchy owiec czy owce? Bohater DSP pogubił się w tym co realne a co rzeczywiste… Kłamstwo ma krótkie nogi…

„Milczenie owiec”
Swoista regresja mojego dzieciństwa, gdy moja babcia stawiała tarota… Wicedyrektorka fabryki opakowań wskutek wypadku straciła palce w prawej dłoni i niemożliwe było dla niej znalezienie pracy. Za namową koleżanki postanowiła się zająć wróżeniem. Mąż uzależniony od hazardu, obawa o córkę, by nie musiała płacić zaciągniętych przez niego długów i praca – wróżenie ludziom, która okazała się finansowym zbawieniem i niezwykłe surrealistyczne wydarzenie, które zmieniło życie wicedyrektorki. Nadzieja wyjścia z największej życiowej opresji dzięki wierze w dobro… i we własną wewnętrzną siłę.

„Niebieski ptak”
Wierzyć w przeznaczenie czy ślepy los? Ta opowieść to doskonały dowód na powiedzenie: „OLIWA SPRAWIEDLIWA”. Pieniądze, władza wykorzystywane w niecnych zamiarach zawsze obrócą się przeciwko ich właścicielowi. Dobre duchy – tu niebieski ptak zawsze czuwają, by sprawiedliwości stało się zadość. Kara za własną pychę dla syna generała była dotkliwa: „dom weselny stał się miejscem żałoby. Krewni przybyli tu, by świętować ożenek syna generała, a ostatecznie przyszło im zbierać szczątki całej rodziny”.

„Kotek”
„-Wiesz, że w tym domu mieszka duch? Ludzie nie zdają sobie z tego za bardzo sprawy”. Miłość, odtrącony mężczyzna, nieposzanowanie godności zmarłego i kotek… Dziecięca wyobraźnia czy rzeczywiście istnienie ducha kotka? Obłęd czy próba przywrócenia wewnętrznej równowagi? W imię miłości?

„Słoneczny dzień”
W słoneczny dzień w instytucie badawczym „wynosimy na podwórze przechowywane w pokojach obiekty, by wystawić je na działanie promieni i świeżego powietrza. „Znajoma wyjaśniła mi, że w przypadku większości przedmiotów jest to konieczne, by jak najszybciej uwolnić od nich przywiązane do nich istoty”. Śmierć zawsze budziła obawy i była związana z mistycyzmem. Po naszej śmierci zostają przecież przedmioty… Co z nimi zrobić?

Bora Chung z niezwykłą przenikliwością przygląda się problemom współczesnego świata i w opowieściach o duchach konfrontuje czytelnika z trudnymi zagadnieniami jak seksualność, poczucie wyobcowania, uzależnienia, toksyczne zachowania, różnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Głęboka analiza psychologiczna zachwyca mnie prostotą, rzetelnością i celnością puent. Jakkolwiek wysoki mur realizmu nie obroni nas przed wyjściem w pewnym momencie naszego życia z naszej strefy komfortu.

„Rozkład północy” wciąga czytelnika w niezwykle pasjonującą grę ciągłego pozbywania go komfortu a tworzące się wewnętrzne dysonanse dają pełne poczucie zadowolenia z lektury.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kwiaty Orientu (współpraca barterowa).

Sięgając po literaturę obcojęzyczną mam pewne obawy, że czegoś nie zrozumiem w kontekście kulturowym. Jednocześnie z wielkim zaciekawieniem odkrywam nowe, czasem zupełnie obce mi spojrzenie na świat. „Rozkład północy” południowokoreańskiej autorki Bory Chung zdecydowanie przypadł mi do gustu i rozszerzył kontekst moich rozważań o duchach w zestawieniu z psychiką ludzką i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bezapelacyjnie największą miłością do książek i opowiadanych w nich historii darzę pisarkę Iwonę Banach. Za każdym razem skrada moje serce, pląta mi nitki neuronalne w głowie wprawiając w kolejne dysonanse… W jej najnowszej komedii kryminalnej „Zemsta na lokacie” odkrywam coraz to nowe prawdy o nas, Polakach, o naszym społeczeństwie, naszych przekonaniach i wierzeniach. Przedstawiam Wam moją recenzję:

Zapraszam do odwiedzenia miasteczka Złorzecze. Czy rzeczywiście "złorzeczy"? Przyjaciółki: Alina, Karina, Zoe („oficjalnie Zofia, ale nienawidziła tego imienia, bo uważała, że ją postarza”), Żaneta (! tak, tak, moja imienniczka, a może ja?) jadą się o tym przekonać, ale nie tylko po to. „(…) całe to Złorzecze było jednym wielkim przekrętem. Te ledwo żywe ośrodki, te czarownice, te zwidy, cała ta ściema, ale jak wiadomo, ściema to czynnik samonapędzający się, sprzężenie zwrotne, są tacy, którzy kłamią, że wiedzą i tacy, którzy wiedzą, że kłamią, a i tak wszystko działa jak należy.
Tajemne siły realizują złowieszczy plan, wszystko czemuś podlega, a czarownice i tak są lepsze niż zombie jakoś się nie przyjęły”. Czarownice, klątwy, wierzenia, zabobony i przekonania na ich temat wystarczą, by się dobrze bawić? Och, absolutnie nie, komedia kryminalna zobowiązuje! Musi być trup i śledztwo, och, i koniecznie policjant! I naprawdę w żadnym momencie nie zorientowałam się kto był mordercą!

Co jeszcze? Ależ proszę, to dopiero heca: Alinka poznaje Luizę, kolejną dziewczynę (!) Dawida, swojego chłopaka. Dziewczyny miały o sobie nic nie wiedzieć, to zbieg okoliczności(?!) doprowadził do ich spotkania, które było niezwykle owocne: „nagła i niepowstrzymana koalicja zaczęła pojawiać się między dziewczynami, bo nic tak nie łączy jak wspólna nienawiść do jednego faceta. Owszem, do siebie też nie czuły jakiejś specjalnej sympatii, ale chwilowo nastąpiło między nimi zawieszenie broni”. Ale jak to zawiązały koalicję, ano: „Kobiety nie lubią innych kobiet i często się z tym nie kryją, ale czasami współdziałają, a jak już zaczną, bywa to bardzo owocne. Mordercze i niebezpieczne”.

Teorie spiskowe i medialna manipulacja narodem wykorzystująca socjotechniki: „Portale tego typu [„parainformacyjny” – przyp. własna] pojawiają się teraz jak grzyby po deszczu i wcale nie chodzi im o tworzenie informacyjnej papki o niczym. Zależy im na codziennym wzbudzaniu popłochu w sekwencji takiej, że wszyscy dostaną raka, kosmici wymordują nas we śnie, parówki są trujące, a do Ziemi zbliża się asteroida, która zniszczy życie na naszej planecie, co prawda, za pięćdziesiąt milionów lat, ale zniszczy, i tę końcową informację podaje się drukiem tak małym, że wielu jej nie doczytuje”.

I jeszcze troszkę pikanterii o policjantach (zapewne dla mocniejszego wydźwięku akurat ta grupa społeczna wzięta na tapet), a o większości Polaków: „Żwirek westchnął (…) odkąd go zawiesili, czuł wyraźny odpływ przyjaciół, a kumple, od zawsze chętni na kielicha, jakoś chyba wszyscy naraz zaczęli się abstynencić, choć abstynęcić innych nie zamierzali. (…) Masz posadę – jesteś przydatny, nie masz – nie jesteś. Tyle. To akurat z przyjaźnią nie ma wiele wspólnego. Zwłaszcza z tą prawdziwą, która nie istnieje. Z alkoholem ma”.
I jeszcze: „Żwirek miał swoje tajne siły reagowania, czyli informatorów i donosicieli. Każdy komendant takich ma. (…) Wszyscy donoszą. Jeżeli nie policji, to choćby szefom, a jak nie szefom, to żonom i, prawdę powiedziawszy, to jest najgorsze, bo żony mają największy promień rażenia”.

Zaintrygowani, no ba! W nieskończoność zachwycam się celnymi spostrzeżeniami Iwony Banach. Sarkazm i ironia przykrywają wszystkie nasze społeczne (jak i osobiste) lęki. Miejscami absurd goni absurd, ale rozejrzyjcie się dookoła samych siebie, czyż tak nie jest? Uwielbiam zabawę słowotwórczą w wykonaniu Iwony: „Złorzecze”, „abstynęcić”, „Marina Oczar” (jedna z bohaterek, której imię i nazwisko przekręcono a ja nie wiedziałam o istnieniu oczaru:)) i... szukajcie sami innych tworów ze słów, zachęcam :)

Czytajcie, tylko szczerze ostrzegam: kontakt z tą książką grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu :) Życzę Wam dużo radości z czytania "Zemsty na lokacie" Iwony Banach.

Dziękuję Iwonie Banach za kolejną świetną komedię kryminalną.
Dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za egzemplarz do recenzji.
#reklama

Bezapelacyjnie największą miłością do książek i opowiadanych w nich historii darzę pisarkę Iwonę Banach. Za każdym razem skrada moje serce, pląta mi nitki neuronalne w głowie wprawiając w kolejne dysonanse… W jej najnowszej komedii kryminalnej „Zemsta na lokacie” odkrywam coraz to nowe prawdy o nas, Polakach, o naszym społeczeństwie, naszych przekonaniach i wierzeniach....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwie siostry Aleksandra i Marianna. Każda z nich choć inna jednakowoż poszukują szczęścia i sposobu na uwolnienie się od długu zaciągniętego nie z własnej woli. A z własnych wyobrażeń, że „tak trzeba”, cudzych oczekiwań, woli ojca i miliona (a może jeszcze więcej) powodów. Ojciec Tadeusz umierający w zakładzie opieki. Sam. Bez córek. Osobno, choć łączy ich przeszłość i jezioro Juno. Jakie wydarzenie w przeszłości spowodowało rozpad rodziny? Co ma wspólnego życie tej rodziny z Gargantuą i Pantagruelem? A wina i kara razem z kredytem i zobowiązaniem? Czy zawsze musimy znać odpowiedź na wszystkie zadawane sobie pytania? Lektura „Juno” Anny Dziewit-Meller wywoła jeszcze więcej dysonansów…

Rozsiadłam się wygodnie w treści a ona zaczęła być niewygodna, trudna, zaczęła mnie uwierać. Przepadłam w otchłani antynomii tworzonych przez Annę Dziewit-Meller. Bardzo mi się to podobało. Nareszcie! Takie książki chcę czytać, chłonąć. Chcę, by długo po jej odłożeniu pytania w niej zadawane mi towarzyszyły. Minęło kilka dni a ja nadal roztrząsam: „życie ludzkie jest historią kredytu. Ja tobie, ty mnie, a potem na odwrót, i jeszcze raz, i od nowa, od początku do końca, i wtedy każdemu się coś od kogoś należy!”. Potrzebuję odpowiedzi „przecież każdy ma w sobie głęboko zinternalizowaną potrzebę sensu i poszukuje logiki we wszystkim, co widzi”. A zderzam się ze ścianą własnych przekonań i wyobrażeń. Czy tylko własnych? Oddycham. Zamykam oczy. Widzę pustkę i teraz wiem, że mogę czytać dalej. Nurkuję w treść kolejnych słów i zdań. Przenoszę się w czasie. To, co widzę mnie przeraża (chociaż już mniej niż kilka lat temu), bo jest tak bardzo o mnie, mojej siostrze, naszej wspólnej traumie z dzieciństwa, naszej historii... O żesz… Autorka mnie zna? Przeglądam się w lustrze życia Aleksandry i Marianny, moje myśli wirują w meandrach mojego umysłu – wspomnień i rzeczywistości. Neurony plątaja się jak nitki rozwiniętych kłębków włóczki. Mój dyskomfort przytulam a zakończenie daje nadzieję, że wszystko mija, nawet najgorsze chwile, życie jest przecież rzeką i „phanta rhei”. I jaka ulga, że moja decyzja o życiu według zasady z „Gargantui i Pantagruel” Francois Rebelais: „Czyń, coć się podoba” jest najlepszą… dla mnie i moje siostry. Akceptacja to słowo klucz w „Juno”.

Ależ by się od razu chciało ocenić bohaterki, krzyknąć: „co za wyrodne córki! Ojciec się starał, sam wychował, dał wszystko a one… A teraz Tadeusz sam umiera, jak mi go szkoda”. I też tak pomyślałam w pierwszym momencie, a na koniec tej historii zderzyłam się z inna moją myślą: „jak ten Tadeusz bardzo kochał swoje córki. Dał im tyle, ile sam miał i czym sam był obdarzony i jak umiał. I jak one w tej swojej miłości do niego nie umieją udźwignąć jego śmierci, która jest tak blisko… by zabrać mu oddech”. Każda z córek miała własną motywację, żal, smutek i ogromny ból, który w sobie nosiła do siebie, do ojca i do siebie nawzajem. W tabeli „winien-ma” wszystko kategoryzujemy jednoznacznie, czy jednak w relacjach, uczuciach i emocjach możemy zrobić to samo? Czy to się w ogóle da zrobić? Relacje między siostrami, pomiędzy ojcem, który sam je wychował a nimi, relacje pomiędzy małżonkami pokazane w zestawieniu z kredytem i życia na kredyt bardzo odważne i twórczo inspirujące. Uświadomienie sobie, że czasem (albo zawsze!) wystarczy siąść wspólnie do stołu, porozmawiać na chłodno bez emocji sprawiłoby wspólne rodzinne życie lżejszym… Pani Anna Dziewit-Meller prowokuje też do jeszcze jednego pytania: czy te wszystkie nasze długi, zobowiązania co, kto, komu i ile, żale, poczucia krzywdy i winy warto w sobie pielęgnować i żyć z takimi ciężarami, czy jednak warto wybrać drogę prawdy wobec samego siebie, szczerej rozmowy z ludźmi, których kochamy, wybaczenia i odpuszczenia win? I zaakceptować, że nie na wszystko, co się nam zdarza i przydarza w życiu mamy wpływ. A pytanie „dlaczego” pozostanie kilka razy w naszym życiu bez odpowiedzi… A za krótką chwilę wszystko będzie bez znaczenia, bo przyjdzie śmierć?

Czułam się wyróżniona przez Autorkę, która potraktowała mnie jako inteligentnego czytelnika. Dziękuję za wszystkie wtrącenia po łacinie, za wtrącanie nazw wielkich dzieł i autorów, których jeszcze nie znam (albo o nich zapomniałam). Zdecydowane oklaski należą się Autorce za narratora! Brawurowy pomysł, który mnie oczarował. W „Juno” na uznanie zasługuje również konwencja powieści, w której narrator bawi się z czytelnikiem, wywodzi go w pole, pozwala mu decydować, co dalej ale i tak idzie własną ścieżką. Autorka bardzo umiejętnie wciąga czytelnika w jego grę!

Pani Aniu chapeau bas!

Dwie siostry Aleksandra i Marianna. Każda z nich choć inna jednakowoż poszukują szczęścia i sposobu na uwolnienie się od długu zaciągniętego nie z własnej woli. A z własnych wyobrażeń, że „tak trzeba”, cudzych oczekiwań, woli ojca i miliona (a może jeszcze więcej) powodów. Ojciec Tadeusz umierający w zakładzie opieki. Sam. Bez córek. Osobno, choć łączy ich przeszłość i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trójka uczniów szkoły podstawowej Kasia, Karol i Wojtek po raz już czwarty (!) prowadzi śledztwo. Tym razem mają do rozwiązania zagadkę zaginięcia zegarka oraz zaginięcia psa Morelki w Gospodarstwie pod Chmurką, do którego udali się na wycieczkę autobusem. Dzieci prowadząc śledztwo poznają wieś, obowiązki do wypełnienia w gospodarstwie, zwyczaje panujące na wsi, jej mieszkańców – ludzi i zwierzęta. Zapoznają się z dojeniem krowy, co jest wydarzeniem niezwykle fascynującym. Czy odnajdą Morelkę i zegarek? Czy dowiedzą się, dlaczego kierowca Pan Ogórek jest smutny?

Przepiękne wydanie, w twardej oprawie, z ilustracjami Pana Łukasza Silskiego wzbogacają odbiór bajki. Wspaniała historia, która skradła moje serce. Wszystko logiczne, dostosowane do wieku czytających dzieci i bardzo edukacyjna powieść. Pani Alicja Sinicka przemyca zagadnienia, które mogą stać się (i mam nadzieję, że się staną) punktem wyjścia do rozmów dzieci z rodzicami i rodziców z dziećmi na ważne tematy. Niesłuszne osądzanie drugiego człowieka, bez sprawdzenia jaka jest prawda o nim, o innych narodowościach (tu koń jest z Ukrainy), o trudach życia na wsi i prowadzenia gospodarstwa, o różnorodności każdego z nas, o przyjaźni i najważniejszych wartościach w życiu.

Kolorowe rysunki Pana Łukasza Silskiego bardzo mi się podobały i oddawały charakter powieści. Dzieci będą zachwycona, a i rodzice będą czerpać radość :) (i ja głęboko w to wierzę).

Dzięki tej książce wróciłam do pięknych wspomnień czasów mojego dzieciństwa, kiedy to wakacje spędzałam u cioci na wsi. To była dla mnie świetna zabawa i niezwykle sentymentalna podróż. Jest to jeden z powodów, dla których lubię czytać książki dla dzieci. Kiedy ja byłam w wieku szkolnym nie było takich powieści. Cieszę się, że moja ciekawość świata prowadzi mnie również do takich pozycji. Czytając je zatrzymuję się w chwili i zatapiam we własnych miłych wspomnieniach.

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za egzemplarz do recenzji.
Polecam każdemu, bez ograniczenia wieku ;)

Trójka uczniów szkoły podstawowej Kasia, Karol i Wojtek po raz już czwarty (!) prowadzi śledztwo. Tym razem mają do rozwiązania zagadkę zaginięcia zegarka oraz zaginięcia psa Morelki w Gospodarstwie pod Chmurką, do którego udali się na wycieczkę autobusem. Dzieci prowadząc śledztwo poznają wieś, obowiązki do wypełnienia w gospodarstwie, zwyczaje panujące na wsi, jej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Po tę książkę sięgnęłam po przeczytaniu artykułu w serwisie lubimyczytac.pl: https://lubimyczytac.pl/slady-nocy-sztuka-przetrwania-wg-najmlodszej-autork... chcąc się przekonać o fenomenie i Autorki i dzieła, które stworzyła.

# RECENZJA

Jestem oszołomiona wnikliwością spojrzenia Autorki, 17letniej Leily Mottley. literatura piękna na najwyższym poziomie. Fenomenalny język i styl, którym posługuje się Leila Mottley oczarował mnie dojrzałością, wrażliwością i przenikliwością. Otwieram usta ze zdziwienia, ponieważ autorka ma 17! lat.

Główna bohaterka Keira choć jest czarnoskóra to jest przedstawicielka wszystkich kobiet, których dotknęła przemoc, a które nie umiały się obronić. Przerażająco prawdziwa historia o przemocy z rąk tych, którzy powinni chronić obywateli i obywatelki. Dla których władza jest usprawiedliwieniem dla czynienia zła a odznaka ochroną i tarczą przed własnym sumieniem. Opowiedziana historia szokuje, przeraża, smaga po plecach biczami bólu,
wciąga swymi mackami, opłata umysł i zmusza do przemyśleń, analiz i wyciągania wniosków. Gdzie leży granica pomiędzy dobrem i złem? I jak zdefiniować te wartości? Czy sprzedawanie własnego ciała, by zapewnić swoim bliskim dach nad głową i jedzenie można określić jako niewłaściwe? Jak daleko jest człowiek w stanie się posunąć, by ochronić swoich bliskich? Czy cena, za którą sprzedaje się własne ciało jest wystarczająca, by zaspokoić potrzeby innych i zagłuszyć wyrzuty własnego sumienia? Czy każdemu można dać władzę, którą powinien wykorzystywać w obronie ludzi a nie by ich krzywdzić i nimi poniewierać?

„Ulotne chwile utrwalają się w mojej piersi, są jak album ze zdjęciami zapisanymi w ciele. Ja z Trevorem, zgrzani, skaczemy, niemal dotykamy nieba. Ale` i zioło, jej przelotny uśmIich, Niedzielne Buty, dzień pogrzebowy. W takich chwilach zapominam, że moje ciało jest walutą i żadna z rzeczy, które zrobiłam zeszłej nocy, nie ma znaczenia. Ciało Trevora, to, jak napełnia się powietrzem i jak je wypuszcza, przypomina mi o tym, że młodość jest święta. Momenty, kiedy chcę jedynie, aby mama nuciła mi kołysankę, będę pamiętać wyłącznie w krainie snów”.

Fenomenalne studium nad naturą człowieka i wartościami, którymi wszyscy powinniśmy się w życiu kierować bez względu na fakt, w jakim kolorze jest nasza skóra. Nad sprawiedliwością i jej obliczami. Nad naszym bezpieczeństwem w świecie chronionym przez nie zawsze odpowiednie osoby. Nad życiem i śmiercią. Dobrem, złem i wyższą koniecznością.

Leila Mottley w sposób odważny, bezkompromisowy, z całą mocą rzeczywistej brutalności, zabrała głos w ważnej sprawie przemocy i wykorzystywania seksualnego kobiet. W obrazach kolejnych scen pokazała destrukcyjny wpływ braku miłości i poczucia bezpieczeństwa u dzieci wychowywanych przez niedojrzałych dorosłych. Autorka nie brała jeńców. Obdarła codzienność całego świata ze wszystkich zasłon milczenia. Pokazała najgorsze oblicza ludzkiej natury. Alkoholizm, narkomania, wszelkie formy przemocy nie mogą być usprawiedliwiane i wciąż i wciąż negowane. Czy pomimo wszelkich szkód doświadczonych w dzieciństwie w dorosłym życiu dzięki miłości, bliskości, poczuciu bezpieczeństwa i zwykłej ludzkiej życzliwości będzie możliwe własne ocalenie od destrukcji, przekonajcie się sami!

Leila Mottley zapamiętajcie to nazwisko! Fenomen na skalę światową!

Książkę wysłuchałam w aplikacji #Legimi.
Czytajcie. Polecam.

Po tę książkę sięgnęłam po przeczytaniu artykułu w serwisie lubimyczytac.pl: https://lubimyczytac.pl/slady-nocy-sztuka-przetrwania-wg-najmlodszej-autork... chcąc się przekonać o fenomenie i Autorki i dzieła, które stworzyła.

# RECENZJA

Jestem oszołomiona wnikliwością spojrzenia Autorki, 17letniej Leily Mottley. literatura piękna na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Co powie mama”

Sandra Konrad jest absolwentką psychologii, studiowała też seksuologię i psychiatrię. Dokształcała się w USA. Ma stopień doktora. od lat zajmuje się psychoterapią: terapią indywidualną, par i rodzin. Ma na swoim koncie kilka publikacji psychologicznych i te fakty zdecydowanie podnoszą wartość tej książki.

„Żaden, żaden, żaden obowiązek nie istniał dla ludzi przebudzonych, prócz tego jednego: szukać samego siebie, w sobie się umocnić, po omacku szukać własnej drogi naprzód, niezależnie od tego, dokąd ona wiedzie” Herman Hesse, „Demian”. Poradnik doktor Sandy Konrad „Co powie mama? Jak się uniezależnić i uzdrowić relacje z rodzicami” „wyjaśnia, jak stopień naszego uwolnienia się od rodziców przekłada się na całe nasze życie i relacje. Przede wszystkim jednak wskazuje drogi wyjścia z emocjonalnego uwikłania. Nie deprecjonuje Twojej rodziny, na pierwszym planie stawia Twój osobisty rozwój”.

„„Wejście w dorosłość okazało się czymś w rodzaju łacińskiego „Ave atque vale” (Witaj i żegnaj). Było zarazem początkiem i zakończeniem, przywitaniem, które w rzeczywistości było dlugim pożegnaniem” James Wood, „Upstate””. Każdy z nas stając się dorosły powinien się odłączyć od rodziców i od nich uniezależnić i żyć własnym życiem. Co to jednak oznacza i jak ten proces przeprowadzić? Przez wszystkie etapy odłączenia przeprowadzi nas Sandra Konrad, psycholog, seksuolog i psychiatra za pomocą książki swojego autorstwa „Co powie mama? Jak się uniezależnić i uzdrowić relacje z rodzicami”.

Jest to najbardziej wartościowy poradnik, jaki do tej pory studiowałam i przerabiałam o relacjach z rodzicami i o własnym uzdrowieniu. Samodzielne życie według własnych, wypracowanych zasad jest największą wartością i wolnością w życiu. Samostanowienie o sobie jest jednak sztuką, bo za swoje czyny i działanie ponosimy odpowiedzialność sami i nie mamy kogo obciążyć winą za nasze decyzje. Wielu dorosłych tego nie potrafi, co obserwuję na co dzień u moich znajomych czy koleżanek/kolegów. Są dorośli, mieszkają oddzielnie, a mimo to są tak silnie związani z rodzicami i wręcz od nich uzależnieni (głównie emocjonalnie), że aż mnie to przeraża. Jednocześnie sami rodzice powinni rozumieć, że nie wychowują dzieci dla siebie ale dla świata. Dzięki przykładom, które podaje Sandra Konrad ze swojej pracy psychoterapeutycznej ze swoimi pacjentami, każdy z nas odnajdzie w nich cząstkę siebie i odpowiedzi na nurtujące go pytania. „Odcięcie emocjonalnej pępowiny to nie tylko ukształtowanie na nowo relacje z rodzicami, ale też coś innego, absolutnie najważniejszego: pełna miłości więź z sobą samym”.

Poradnik „Co powie mama? Jak się uniezależnić i uzdrowić relacje z rodzicami” Sandry Konrad w bardzo rzetelny sposób, za pomocą przykładów niezwykle sprawnym i stylem i językiem przeprowadzi nas przez najtrudniejszy etap w naszym życiu: osiągnięcie dorosłości. Autorka daje nam pełne poczucie bezpieczeństwa mimo niekomfortowego zagadnienia do przerobienia. Warto jednak przejść tę drogę, by móc cieszyć się w pełni życiem a relacje z rodzicami ułożyć w zadowalający nas sposób z odpowiednimi granicami naszej dorosłej przestrzeni.

Serdecznie polecam. To książka, którą i rodzicie i dzieci koniecznie powinni przeczytać!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.

„Co powie mama”

Sandra Konrad jest absolwentką psychologii, studiowała też seksuologię i psychiatrię. Dokształcała się w USA. Ma stopień doktora. od lat zajmuje się psychoterapią: terapią indywidualną, par i rodzin. Ma na swoim koncie kilka publikacji psychologicznych i te fakty zdecydowanie podnoszą wartość tej książki.

„Żaden, żaden, żaden obowiązek nie istniał dla...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorką „Kiedy byłyśmy ptakami” jest Ayanna Lloyd Banwo, pochodząca z Trynidad i Tobago - wyspy na morzu Karaibskim, obok Wenezueli. „Debiutancka powieść When We Were Birds zdobyła nagrodę Bocas Prize for Caribbean Literature 2023, nagrodę Authors’ Club Best First Novel Award i znalazła się na krótkiej liście do Jhalak Prize i McKitterick Prize” (lubimyczytac.pl) i w mojej opinii słusznie zasługuje na nagrodzenie. Literacka uczta.

#recenzja

Pochwała i hymn do życia. Życia, które jest nam dane na chwilę a czas spędzony na ziemi w obliczu wieczności jest tak krótki jak otwarcie i zamknięcie drzwi. Jak żyjemy tak umieramy. Dobro, serdeczność, miłość, satysfakcjonujące relacje pozwalają ludziom odchodzić spokojnie. "Kiedy byłyśmy ptakami" porusza do głębi, wzrusza i otula nadzieją. Powieść o życiu i śmierci, relacjach międzyludzkich szczególnie tych w rodzinie, które z powodu bliskości więzi są trudne i skomplikowane a często to my sami je takimi tworzymy. O poszukiwaniu własnej tożsamości w historii przodków, weryfikowaniu usłyszanej o nich prawdzie i konfrontacji z nią. Mówi się, że "albo mówimy o zmarłym dobrze albo wcale" czy jednak nie jest to zbyt dużą przesadą? A o żyjących źle wypada mówić? Darwin pokazał, że w każdym z nas jest dobra i zła cząstka a w ochronie własnego życia jesteśmy w stanie zabić (a przynajmniej o tym pomyślimy). Yejide będąca pomiędzy światem żywych a umarłych po śmierci matki odkrywa prawdę o niej i nie może się z nią pogodzić. Kim by jednak była, gdyby nie ta wiedza? „Jedno jest pewne: Yejide musi w końcu zająć miejsce Petronelli jako najważniejsza kobieta w domu. Można to wiedzieć, ale zupełnie czymś innym jest obserwowanie, jak powoli to następuje, dzień po dniu, kiedy matka ciągle żyje, z całych sił starając się usunąć w cień”. Yejide nie zgadza się z zastaną rzeczywistością a jednocześnie wie, że przed samą sobą nie ucieknie, bo dom nosimy w sobie: „- Czasami ciągle mam ochotę uciec, pojechać gdzieś daleko. Czuję, że w tym domu tylko się umiera i przekazuje śmierć następnym pokoleniom. (…) Nikt nigdy nie mówi, jak żyć, ale wszyscy wiedzą, co robić, kiedy umieramy”.

Kocham czytać literaturę piękną, przez której słowa, zdania i ukryte treści płynę swobodnie niespiesznym nurtem delektując się każdą myślą. Wchłaniam umysłem, duszą i całym moim ciałem historię o najważniejszych wartościach w życiu człowieka: miłości, przyjaźni, więziach rodzinnych, relacjach i pochodzeniu: „pochodzenie zawsze jest ważne. Mówi, kim jest człowiek, co sobą reprezentuje, co zaniedbuje (…).” Miłością matki do dzieci (tu: syna) i trudnym wzajemnym odłączeniu się: „wychowałam cię z czystym sercem. Chcesz sprzedać swoją duszę za złoto i srebro Emmanuelu? Myślisz, że ktokolwiek na świecie naprawdę troszczy się o twoją duszę? (…) - Nie mogę spędzić z tobą całego życia. - Słowa Darwina są ciche, lecz zdecydowane”. Rodzicom trudno uznać, że wychowują dzieci dla świata i to ich zadaniem jest przeprowadzić dzieci na stronę dorosłości.

Zachwycam się stylem Autorki Ayanna Lloyd Banwo i niezwykłym darem empatycznego tworzenia opowieści o życiu i śmierci. Przeciwstawienie antagonizmów wzmocniło przekaz powieści „Kiedy byłyśmy ptakami” i Wam polecam go odkryć. Dzięki tej powieści każdy z nas ma możliwość przyjrzenia się własnym stratom i skonfrontowaniu się z dylematami moralnymi stawianymi nam przez Ayannę Lloyd Banwo. Zrozumieniu miłości, przed którą strach a jednocześnie głęboka potrzeba są równie silne. Miłość jest najważniejszą wartością w życiu, której ani czas ani śmierć nie pokona.

Polecam, czytajcie.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu ECHA (imprint Wydawnictwa Czarna Owca i Pani Bognie Piechockiej.

Autorką „Kiedy byłyśmy ptakami” jest Ayanna Lloyd Banwo, pochodząca z Trynidad i Tobago - wyspy na morzu Karaibskim, obok Wenezueli. „Debiutancka powieść When We Were Birds zdobyła nagrodę Bocas Prize for Caribbean Literature 2023, nagrodę Authors’ Club Best First Novel Award i znalazła się na krótkiej liście do Jhalak Prize i McKitterick Prize” (lubimyczytac.pl) i w mojej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zimno, przeraźliwie zimno. Cztery osoby nadzorujące obiekt – Instytut Północny. Zamknięci, odcięci od świata. Ze względu na tajemniczy wirus nie mogą opuścić budynku. Helikopter przylatuje raz w tygodniu i otrzymują teczkę z zadaniami do wykonania. Zadania wykonywane przez nadzorców pracujących w Instytucie wydają się być absurdalne, czy jednak rzeczywiście takie są? A może my na co dzień nie mamy czasu, żeby nad wieloma rzeczami się zastanawiać? Badanie, czy krzesła są wygodne do siedzenia, płaskości podłogi za pomocą piłeczek golfowych, uszkodzeń w panelach i czy mają wpływ na wypadki, mechanizmów rolet, czy działają prawidłowo. Wszechobecny śnieg przeraża swoim bezmiarem i „to coś”, co wystaje z białego puchu i jest bliżej nieokreślone a budzi niepokój wśród załogi. Czy Cline, Gibbs i ich Szef oraz tajemniczy lokator Instytutu Gilroy rozwiążą tajemnicę rzeczy ukrytej w śniegu? Jaki jest cel ich pracy?

Powieść „To coś w śniegu” wciąga, fascynuje a z każdą przewróconą stroną wzbudza coraz więcej dysonansów. Świetne ćwiczenia z uważności i ćwiczące cierpliwość – chcę dowiedzieć się o co chodzi i nie mogę tego uchwycić… Odczuwam ciągły dyskomfort a jednocześnie moja ciekawość cały czas jest pobudzana i rozbudzana. Jest mi zimno i przeraża mnie śnieg, spod którego nie widać nawet horyzontu… „Choć śnieg nie jest najbardziej bezlitosnym żołdakiem zimna, pod wieloma względami jest najcenniejszy. Przyjemnie jest patrzeć jak zimą pokrywa szarą śmierć traw prostą, mieniącą się bielą. Przeszkadza nam, zachęcając do opuszczenia bezpiecznego ciepła pomieszczeń, by go usunąć. Wyciąga dzieci z domów, by się w nim bawiły, narażając je na najróżniejsze zakusy zimna. Na jego widok dreszczyk emocji przechodzi nawet tych, którzy czują przed nim strach. Na dowód tego wystarczy się zastanowić jak opisują go prognozy: w centymetrach. Chcemy wiedzieć, ile się go nagromadzi. Implikuje to rodzaj daru; śnieg, chcemy tego, czy nie, jest nam dany. Wszystko to przesłania jednak faktyczne działanie śniegu: że nam zasłania, zakrywa, zabiera”. „Fakt, ze zimno niewspółmiernie mocno atakuje męskość, jest nie tylko kwestią biologii, lecz symbolem ostatecznego celu zimna, jakim jest pełna kastracja duszy”.

Zachwycam się powieścią „To coś w śniegu”. Nielogicznie logiczna, absurdalnie rzeczywista z głębią przemyśleń na temat pracy i jej celu, ludzkich zachowań w sytuacji zagrożenia i zamknięcia, wpływie wydarzeń z dzieciństwa na nasze dorosłe życie, refleksjach o zasadności nazywania, badania i sprawdzania wszystkiego, co nas otacza. Konfrontacja z tym, czego nazwać nie umiemy jest trudna. „Chęć negacji często rodzi się ze strachu. Nasila się wtedy, gdy to, czemu próbujemy zaprzeczyć, staje się coraz trudniejsze do zakwestionowania. A chęć negacji w połączeniu z wycieńczeniem może zrodzić coś jeszcze: niebezpieczny poziom arogancji. Zaprzeczenie temu, co oczywiste, przestaje być mechanizmem obronnym i staje się potrzebą tak głęboką, że może skłaniać do robienia rzeczy, o których wie się, że są potencjalnie niebezpieczne”.

Polecam, czytajcie.

Za egzemplarz dziękuję Klubowi Recenzentami nakanapie.pl.

Zimno, przeraźliwie zimno. Cztery osoby nadzorujące obiekt – Instytut Północny. Zamknięci, odcięci od świata. Ze względu na tajemniczy wirus nie mogą opuścić budynku. Helikopter przylatuje raz w tygodniu i otrzymują teczkę z zadaniami do wykonania. Zadania wykonywane przez nadzorców pracujących w Instytucie wydają się być absurdalne, czy jednak rzeczywiście takie są? A może...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej siostry Deven traci orientację, czy ją w ogóle zna:
„Kim ona jest?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że niczego nie zauważyłam – powiedziała bardziej do siebie niż do Paula. - Przecież wiem, że moja siostra lubi robić zakupy i wydawać pieniądze. Wiem, ze robi operacje plastyczne, chodzi do drogiego fryzjera i tak dalej. Ale złodziejstwo, Paul? Kurde, czy ona w ogóle kiedyś miała prawdziwą pracę?”.
Jaka jest historia Kennedy? Dlaczego zaginęła (czy rzeczywiście zaginęła?), jaki sekret ukrywa i czy Deven udźwignie prawdę?

Briana Cole w thrillerze „Jej wszystkie życia” poprowadziła narrację dwutorowo – w trzeciej osobie o bieżących wydarzeniach i toku prowadzonego śledztwa przez policję i Deven oraz w pierwszej w formie pamiętnika prowadzonego przez Kennedy. Ta koncepcja nadawała dynamizmu całej powieści i podnosiła dramatyzm kolejno odkrywanych faktów przez czytelnika. Bardzo podobała mi się uknuta przez Autorkę intryga i sposób prowadzenia całej fabuły. Sprawnie dodawała kolejne nitki historii, łączyła je, myliła tropy a wyjaśnienie sprawy i zakończenie bardzo mnie zaskoczyło.

Dwie siostry, Deven i Kennedy, jedna matka, dwóch ojców. Skomplikowane rodzinne relacje. Straty, których doświadczamy w całym swoim życiu i trudne momenty żałoby, przez które musimy przejść: „gdzieś przeczytałam, ze żałoba to miłość, która która nie ma się gdzie podziać (...)”. Relacja siostrzana zaraz po relacji z rodzicami jest najważniejsza a jednocześnie najtrudniejsza w naszym życiu. Wypracowanie zdrowych relacji w dorosłości jest kolejnym krokiem w naszym psychologicznym rozwoju. Wyznaczenie granic, pilnowanie ich, troska i miłość siostrzana dają nam silne oparcie, bezpieczeństwo, poczucie więzi i przynależności. Za jej kształt są jednakże odpowiedzialni rodzice i sposób wychowywania. Podobały mi argumenty Autorki udowodnienia tezy, że dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie zawsze będzie pociągało za sobą skutki psychologiczne, które bardzo trudno będzie naprawić w swoim dorosłym życiu (aczkolwiek nie jest to niemożliwe) a zbudowanie swojej własnej ścieżki życia bez odpowiednio ukształtowanych przez rodziców zasobów w nas, wymaga bardzo dużo pracy własnej. Mimo wszystkich naszych urazów warto mieć świadomość, że „prawda bywa paskudna, ale przynajmniej jest prawdziwa” i zawsze jest lepsza od niewiedzy.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska (#reklama).

Deven dowiaduje się, że jej siostra Kennedy popełniła samobójstwo. Na okazaniu ciała przez policję Deven jednak jej nie rozpoznaje… Wszystkie kolejne odkrywane przez służby fakty wskazują jednak, iż zmarła to zaginiona Kennedy, a może Amber, Vanessa czy… ? Deven nie może w to uwierzyć i zdezorientowana szuka prawdy na własną rękę. Odkrywając kolejne fakty z życia swojej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego własnego życia. Dziś dostrzegam latającego motyla i zatrzymuję się, by go podziwiać, zachwycać się, nie myśląc wtedy o niczym. Jestem uważna na całkiem błahe sprawy jak rosa na trawie, płatek śniegu, kropla deszczu, na siebie i drugiego człowieka. Zapraszam Was na recenzję książki „Uważność. Trening mindfulness na co dzień”

Uważność „to sztuka zwracania uwagi – to wiedza, na co w danej chwili kierujemy uwagę, i umiejętność wyboru, gdzie ją skierować dalej” jak pisze w przedmowie Ian Gawler. Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” zakwalifikowana jest jako poradnik, jednak według mnie jest to książka popularnonaukowa. Autorami są: dr Stephen McKenzie – „doświadczony badacz i nauczyciel akademicki, pracuje w Katedrze Psychologii Uniwersytetu Deakin, gdzie zajmuje się zagadnieniem uważności jako narzędzia terapeutycznego” i dr Craig Hassed – „międzynarodowej sławy ekspert w zakresie uważności, jest założycielem i prezesem Australijskiego Towarzystwa Nauczycieli Medytacji” czyli dwaj wiodący eksperci w dziedzinie uważności, nauczyciele, badacze i praktycy. Craig i Stephen opowiadają o praktyce uważności z własnego doświadczenia a do tego obaj badali to zagadnienie przez lata i go nauczali” i dla mnie te fakty podnoszą wartość i ważność tej pozycji.

Książka podzielona jest na 4 części:
część 1. Czym jest uważność,
część 2. Uważność a stany chorobowe i przedchorobowe
część 3. Uważność a rozwój osobisty
część 4. Uważność a rozwój duchowy.

„Uważność. Trening mindfulness na co dzień” było dla mnie niezwykle przyjemną lekturą. Naukowcy w bardzo przystępny sposób wytłumaczyli czym jest uważność, jak się jej nauczyć i jak ją ćwiczyć. Omówili teoretyczne zagadnienia i pokazali praktyczne zastosowania uważności w zakresie zdrowia psychicznego, neurobiologii, terapii klinicznej, wydajności (np. w sporcie) i duchowości. Ponadto pokazali w jaki sposób trening uważności może być pomocny w leczeniu lęku, depresji a nawet uzależnień a także chorób nowotworowych. Sposób myślenia, uważności na sygnały wysyłane przez nasz organizm (np. ból), codziennego naszego funkcjonowania z troską przede wszystkim o siebie jest niezwykle ważny, a świadome życie i przeżywanie poprawia komfort naszej egzystencji. Bardzo podobała mi się pokazana przez autorów koncepcja szczęścia, którą i ja przyjęłam: „naprawdę istotnym przyczynkiem do szczęścia jest poczucie samorealizacji. Oznacza to, że budzisz się rano i czujesz, że oto żyjesz zgodnie ze swoimi głębokimi wartościami i przekonaniami- - własnym scenariuszem – i odgrywasz rolę, do jakiej się urodziłeś, nie czujesz od razu po przebudzeniu, że właściwie znów chciałbyś już znowu pójść spać. Ma to coś wspólnego z sensem, kierunkiem i celem życia”.

Książka „Uważność. Trening mindfulness na co dzień” jest napisana w nurcie empiryzmu, co stanowi jej nieocenioną wartość. Autorzy dodatkowo uzmysławiają nam, jak ważne dla funkcjonowania całego naszego organizmu i dla naszego codziennego funkcjonowania jest stosowanie, ćwiczenie i rozwijanie uważności. Zatrzymanie się w codziennej gonitwie, usłyszenie swojego wewnętrznego głosu, wyciszenie, niemyślenie o niczym, uważność na sygnały wysyłane nam przez nasz organizm jest trudne, ale warto to robić dla siebie… i jednocześnie dla swoich bliskich. Polecam, czytajcie. Warto być uważnym.

Bardzo dziękuję za egzemplarz książki Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Uważność jest niezwykle trudną do opanowania umiejętnością w życiu. Nauczenie się jej daje jednak spokój duszy, umysłu i podnosi komfort naszego codziennego funkcjonowania. Uważność to świadome bycie Tu i Teraz. Zdecydowanie najlepszy trening umysłu. Ja uczyłam się uważności sama, metodą prób i błędów i dziś zdecydowanie dzięki uważności mam większy komfort i jakość mojego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich codziennej pracy. Niebezpieczeństwo, presja czasu pod którą pracują i zadania, które mają wykonać budziły mój podziw, przerażenie i zarazem ulgę, że żyję w Polsce, w miarę bezpiecznym kraju.

Marek Kozubal sprawnie poprowadził całą fabułę – od porwania polskiego geologa w Iraku, bojówkę, handlarza bronią Antoni Cydejko, polowania na oficera polskiego wywiadu – Milushę, korupcję, ciągłe manipulacje, sprawy wagi państwowej i międzynarodowej, bezpieczeństwo narodowe. Niespodziewane zwroty akcji i odpowiednio dobrane tempo potęgowały poczucie zagrożenia i nieprzewidywalności. Zabrakło mi czegoś w kreacji głównej bohaterki „Milushy”. Nie do końca potrafiłam zrozumieć pobudki, które nią kierowały.

Powieść sensacyjna „Milusha” porusza zagadnienie poczucia bezpieczeństwa. Potrzeba bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych pragnień człowieka. Jest drugim filarem w piramidzie potrzeb wg Maslowa, zaraz po potrzebach fizjologicznych takich jak jedzenie, sen, woda, tlen, potrzeby seksualne, brak napięcia. Każdy z nas bezwzględnie w dorosłym życiu powinien zbudować sobie swoje własne wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa dla zachowania homeostazy swojego organizmu. Ciągłe napięcie, stres, brak bezpieczeństwa odbije się na naszym zdrowiu psychofizycznym wcześniej czy później. I każdy z nas chce życ w bezpiecznym kraju. Dodatkowo wojna, prowadzone działania zbrojne prowadzą do występowania PTSD (zespół stresu pourazowego). Słysząc w telewizji, radio informacje o różnego rodzaju zagrożeniach jesteśmy przepełniani lękiem, z drugiej zaś strony mamy nadzieję, że nie będziemy w epicentrum takich wydarzeń.

Lektura powieści sensacyjnej „Milusha” Marka Kozubala pozwoli nam docenić wszystko to, czego nie jesteśmy świadomi, wolność i bezpieczeństwo.

Serdecznie polecam. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska.

Powieść sensacyjną Marka Kozubala „Milusha” z każda przewracaną stroną wzbudzała moją coraz większą ciekawość. Iran, Irak to tak odległe tereny, że trudno śledzić wszystkie doniesienia z tych krajów na bieżąco. Niemniej jednak sposób przedstawienia całej historii Pana Marka przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej zainteresował mnie temat oficerów wywiadu i agentów i ich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".

"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym, żeby zaczął coś opowiadać, cokolwiek, wysłuchałabym wszystkiego".

"Gdy zapada to milczenie, zostajemy sami, choć jesteśmy we dwoje”.

Rodzina. Miłość. Radości i troski. Tajemnice przeszłości, które u kresu życia zaczynają coraz brutalniej o sobie przypominać.

Znów cisza. Milczenie.

„Są takie dni, że niemal zapominam o jego milczeniu. Odczuwam je wtedy tylko jako tymczasową ciszę, jestem pewna, że wkrótce znów zaczniemy ze sobą rozmawiać. On się do mnie odezwie, a ja mu odpowiem. Jak ja za tym tęsknię”.

„Człowiekiem, z którym byłam najbliżej, nie licząc moich dzieci, jest Simon. Brakuje mi jego głosu, za tym najbardziej tęsknię”.

Odczuwam niemal fizyczny ból. Być blisko drugiej osoby, którą się kocha… a zarazem tak daleko… Bez słów nie ma życia, cisza zabija… związek, relacje, rodzinę, a w końcu i duszę…

Chiński filozof, twórca taoizmu powiedział: „Cisza jest źródłem mocy”. Czy na pewno?

Cisza zawiera w sobie więcej niż słowa.

Cisza trudna do zniesienia, przerażająca.
Cisza błogosławiona.

Cisza, która przenika Twoją duszę. Daje spokój, wytchnienie a jednocześnie ciąży jak brzemię.

Cisza rodzinnej tajemnicy. Jeśli nie jest coś wypowiedziane, nazwane, to tego nie ma, nie było. Przeszłość zamknięta w najgłębszych zakamarkach umysłu. Wspomnienia, których wydaje się, że nie było. W ciszy zamknięty jest ból nie do zniesienia.

Wpadłam w otchłań „Dni w historii ciszy” Merethe Lindstrom do utraty tchu, nie chciałam się wydostać. Pierwszoosobowa narracja potęguje wymowę ciszy. Książka, która uwodzi słowem, stylem a treść wywołuje dreszcze. Przejmująco piękna i jednocześnie przerażająca powieść o relacjach w rodzinie, traumie pokoleniowej, której macki sięgają dalej niż mogłoby się nam wydawać. O przeszłości, której nie sposób zapomnieć i przed nią uciec a która nas kształtuje. O starości, która staje się niewygodna dla rodziny: „dodał, że starość nie jest łatwa, że to trudne dla nas wszystkich”. Dająca nadzieję: „nigdy nie jest za późno na rozmowę z ludźmi, którzy są nam bliscy” i „dostrzeganie dobra w każdym człowieku”

Powieść wyróżniona prestiżową Nagrodą Literacką Rady Nordyckiej, którą bezwzględnie warto przeczytać. Usłysz ciszę Simona, polecam serdecznie.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu ArtRage.

Eva i Simon, małżeństwo, których trzy córki są już samodzielne. Z każdym dniem coraz starsi, coraz częściej milczą: „Mówił coraz mniej i coraz rzadziej. Z czasem zaczął też rozmawiać oszczędniej na inne tematy – ze mną, z innymi ludźmi.
Aż w końcu nie mówił już nic poza codziennymi frazesami. Dzień dobry. Cześć".

"Teraz, gdy mnie do siebie nie dopuszcza, tęsknię za tym,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które pozbawione wszystkich społecznych praw były własnością ojca, a później męża. Kobiet, których codzienne życie sprowadzało się do usługiwania mężczyznom, zaspokajania ich potrzeb, dbania o niego i dzieci. A było to tak całkiem niedawno, przed I Wojną Światową. Do tego czasu, kobiety nie były nawet ludźmi…

Historia Mady głównej bohaterki rozdarła moje serce. Andreas, Georg, później Johan to przykłady mężczyzn, których żadna kobieta nie chciałaby spotkać w życiu na swojej drodze. Szacunek należy się każdemu a jednocześnie trudno go wymagać od osób, które nawet siebie nie szanują… A pieniądze, status społeczny, społeczne uznanie i poczucie przynależności do grupy, są ważniejsze niż drugi człowiek, jego godność i miłość… Bezwzględność, obdarcie Mady z poczucia bezpieczeństwa, zaufania i odebranie wszystkiego, co w życiu najważniejsze przeraziło mnie aż do utraty tchu… Czy można być aż tak złym człowiekiem? Jednoznacznie nie potępiając mężczyzn, muszę wspomnieć, że to również kobieta kobiecie zgotowała taki los i to zezłościło mnie najbardziej… Dziś mamy XXI wiek i jakby niewiele się zmieniło, a atawistyczne poglądy, odruchy i zachowania są wciąż wśród nas…

Czytając powieść „Medea z wysypy wisielców” Magdaleny Knedler, przeżywałam ją całą sobą, feeria emocji momentami była dla mnie nie do uniesienia. Raz za razem opowiadana historia fascynowała mnie, wciągała coraz mocniej i budziła mój zachwyt coraz bardziej. Spomiędzy słów, między wierszami wyłaniały się i inne zagadnienia: przemoc, władza i własność, walka sufrażystek o wolność dla kobiet i prawa wyborcze dla nich, godność i poszanowanie praw kobiet, istota człowieczeństwa, zbrodnia, wina i kara oraz meandry skomplikowanej ludzkiej psychiki. Chciałam ocenić jednoznacznie bohaterów, ich zachowania, a Magda Knedler przypomniała mi jak ważny jest kontekst każdej historii:

„Przecież wiesz jak bardzo fascynuje mnie zakończenie. Wciąż nie mogę się zdecydować, kto jest winny (…) Jazon uważa, że Medea – powiedział Johan. A Medea, że Jazon. Nie zawsze winny zbrodni jest ten, kto trzyma narzędzie, czasem tak naprawdę winne są okoliczności, sytuacja, ludzie wokół, którzy do tego doprowadzili”…

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zwierciadło.

Powieść Magdy Knedler „Medea z wyspy wisielców” oczarowała mnie pomysłem, jego wykonaniem, utkaną ze słów niezwykły sposób. Historia piękna, emocjonująca, przepełniona dobrocią, nadzieją i jednocześnie dramatyczna, przerażająca, bulwersująca. Mistrzowskie wykorzystanie mitu o Medei z Kolchidy dla pokazania brutalności otaczającego nas świata, pokazania życia kobiet, które...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.

Eric Emmanuel Schmitt uwiódł i oczarował mnie swoim samorzecznictwem. Człowiek wykształcony, oświecony, ateista pokazał swoją drogę ku… nawróceniu. Sam siebie obdarł ze wszystkich szat i pokazał mi swoją duszę, swoje rozterki odnośnie wiary. Jego przemyślenia, zadawane pytania wywarły na mnie ogromne wrażenie, a w głowie kołatały mi się frazy:
„wiedza przeszkadza wierzyć”, „jak to się stało, że się nawrócił?”, „czego w życiu człowieka brakuje, że poszukuje?”.

Przemyślenia Eric’a Emmauel’a Schmitt’a mnie zachwyciły i stały się powodem dla mnie, do zadawania sobie samej pytań:
„Być chrześcijaninem znaczy zaakceptować tajemnicę. Opowieści ewangeliczne mówią o niej, ale jej nie wyjaśniają, przedstawiają części składowe jako gołe fakty: pochodzący z Galilei Jezus, Syn Boży, pokrzepiał słowem, wzbudzając coraz większe podejrzenia, a następnie został stracony w Jerozolimie, gdzie zmartwychwstał. Od naszego mózgu zależy, czy to przyjmiemy! Od serca, czy się z tym zgodzimy! Tajemnica nie tkwi w tym, co nieznane, lecz w tym, co niezrozumiałe”.
„Historia ludzkości sprowadza się do napięcia pomiędzy dwoma elementami architektonicznymi: murem i mostem.
Pełnią przedziwne funkcje. Mur oddziela, most łączy. Pierwszy zabrania, drugi pozwala. Pierwszy wyraża nieufność, drugi zaufanie.
Oczywiście oba są potrzebne. Ale wolę mosty od murów”.
„W wierze i odmowie wiary wyraża się ludzka wolność”.
Nawrócenie samego Autora:
„Coś we mnie wstąpiło, wdarło się. Zostałem zaatakowany. Szloch cichnie. Oddech się uspokaja. Dreszcze ustają. I wtem, aż skaczę z radości”.
„Czy istnieje noc bez snów?

Doskonały spokój, jaki odczuwam rano, sprawia, że dochodzę do takiego wniosku. Mam wrażenie jakby mnie odkurzono, umyto, opłukano, uwolniono od strapień…
Zamiast przez ciemność przeszedłem przez intensywne, oczyszczające światło”.

„Sen o Jerozolimie” był dla mnie niezwykłym doświadczeniem towarzyszenia człowiekowi w drodze w głąb niego samego. Eric Emmanuel Schmitt w swojej podróży przez Betlejem, Nazaret, Jezioro Tyberiadzkie i górę Tabor, aż do Jerozolimy udowadnia, że odbycie podróży w świat pozwala odkryć nasze własne odpowiedzi płynące z wnętrza każdego z nas… I trzeba fizycznie przejść drogę, by dojść do własnej istoty wiary.

Przeżyjcie tę historię, gorąco Was zachęcam.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Bognie Piechockiej z PRart Media i Wydawnictwu Znak Literanova.

Kilka miesięcy temu czytałam książkę Brama do nieba” francuskiego pisarza Erica Emmanuela Schmitta. Byłam oczarowana, przenikniona ciepłem, mądrością całej historii a samego autora przyjęłam jako swojego nauczyciela w mojej życiowej drodze. Dzisiejsza premiera jego książki ”Sen o Jerozolimie” było dla mnie kolejnym niezwykłym życiowym doświadczeniem.

Eric Emmanuel Schmitt...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w inną stronę… Czy uda się rozwiązać śledztwo i wytypować sprawcę okrutnych zabójstw? Co za demon nęka przestępcę? I przed czym ucieka Carmen?

Bezapelacyjnie bardzo lubię kryminały Pani Katarzyny Wolwowicz, od pierwszej wydanej książki wyczekuję każdej następnej spod jej pióra. Język, styl, prowadzenie akcji przez meandry ludzkiej psychiki, odkrywanie demonów rządzących przestępcami jak również i śledczymi jest za każdym razem równie pasjonujące. W thrillerze „Jaskinie umarłych” Katarzyna Wolwowicz pokazuje złożoność ludzkiej psychiki. W każdym z nas jest dobro i zło, ale to my decydujemy, która strona naszej psychiki będzie nadrzędna. Wpływ rodziców na wychowanie swoich dzieci i krzywdy wyrządzone czasem zupełnie nieświadomie wywierają ogromny wpływ na nasz rozwój i dorosłość.
Rodzice, którzy powinni zapewnić bezpieczeństwo, troskę i miłość swoim dzieciom stają się w ich późniejszym życiu największymi demonami, przed którymi trudno uciec, nawet jeśli nie żyją. Autorka odważnie nakreśliła postać jednego z bohaterów (nie będę odbierać Wam tej przyjemności i nie zdradzę którego), który mimo swojej wiedzy i wybranej ścieżki zawodowej, z własnymi demonami nie umiał sobie poradzić…

Katarzyna Wolwowicz ma głowę pełną pomysłów a ich realizacja za każdym razem wychodzi wyśmienicie. Każdy thriller i kryminał są prawdziwą ucztą dla wszystkich zmysłów. Prowadzone śledztwo kryminalne prowadzi nas również w głąb ludzkiej psychiki i jej złożoności.

Bardzo podobała mi się gra słów: Bogusław Leśniak, Borys Szyk, jednoznacznie mi się kojarzą :) Brawo Pani Kasiu :) Carmen Rodriguez troszkę mnie irytowała i nadal nie do końca znajduję odpowiedź dlaczego...

„Jaskinie umarłych” to debiut kryminalny Pani Katarzyny Wolwowicz w Wydawnictwie Skarpa Warszawska.

Dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska za egzemplarz do recenzji.

Polecam serdecznie, czytajcie!

Jaskinia. Jedna, druga, kolejna. Zwłoki kobiety brutalnie okaleczonej. Zwłoki kolejnej kobiety. Zwłoki mężczyzny. Pojawiające się numery na jaskiniach wprowadzają dezorientację wśród policjantów: Bogusława Leśniaka i Borysa Szyka. Carmen Rodriguez, profilerka kryminalistyczna również nie rozumie pojawiających się nowych tropów w śledztwie. Każda z nitek śledztwa prowadzi w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje”. W Polsce wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.

Według David’a D. Burns’a: „dobra komunikacja wymaga trzech rzeczy. Po pierwsze, musicie mieć możliwość wyrażania uczuć otwarcie i bezpośrednio. Po drugie, musicie nauczyć się słuchać partnera bez przyjmowania postawy defensywnej. Po trzecie, musicie traktować partnera z szacunkiem, nawet jeśli czujecie gniew lub frustrację”. „Dobra komunikacja składa się z trzech składników: umiejętnego słuchania (empatii), efektywnej ekspresji (asertywności) i szacunku (respektu). W zapamiętaniu ich pomoże ci akronim: EAR: E = empatia, A = asertywność, R = respekt (szacunek)”.

Poradnik „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” Dawid’a D. Burns’a podzielona jest na kilka części:
* część pierwsza. Dlaczego nie potrafimy ze sobą żyć,
* część druga. Diagnoza relacji,
* część trzecia. Jak nawiązać pełną miłości relację z ludźmi, na których ci zależy,
* część czwarta. Co zrobić, żeby Pięć Tajników zadziałało w twoim przypadku,
* część piąta. Częste pułapki i jak ich unikać,
* część szósta. Techniki zaawansowane.

Autor w bardzo przystępny i przyjemny w odbiorze sposób opisuje techniki komunikacji, których nauczenie się i wprowadzenie do naszego życia zdecydowanie ułatwi nam komunikację w każdego rodzaju relacjach:
* jednominutowe ćwiczenie,
* dziennik relacji,
* pięć tajników efektywnej komunikacji,
* technika eksternalizacji (najpotężniejsza technika komunikacji, która pozwala na zmianę negatywnych wzorców na pozytywne).
* RSAT – Test Satysfakcji z Relacji i jak pisze Autor: „jest to wręcz najbardziej precyzyjny instrument oceny satysfakcji w relacji, jaki kiedykolwiek opracowano”.

David D. Burns zwraca uwagę, że: „relacja raczej nie poprawi się od myślenia życzeniowego albo od czekania, aż zmieni się partner. Los twoich relacji zależy od ciebie”. Jednocześnie: „pewne relacje są tak dysfunkcyjne, że warto byłoby poszukać pomocy terapeuty. Terapeuta może dać ci potrzebne wsparcie i pomóc zdecydować, czy większy sens ma próba naprawienia burzliwego związku czy jego zakończenie”. Osobiście mam przekonanie, że każda toksyczna relacja jest warta tylko jej zakończenia, aby uchronić siebie od szkody na swoim zdrowiu psychicznym.
Każda satysfakcjonująca, dobra i poprawna relacja zależy od nas samych. Jeśli chcemy zmienić naszą relację z kimś: „konieczne jest, byś w pełni skupił się na zmianie samego siebie. Wymaga to odwagi i może być bolesne, ale daje szansę na niezwykłe rezultaty”.

„Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” to niezwykle rzetelny poradnik komunikacji stworzony przez naukowca, lekarza psychiatrę i neurologa, co podnosi jego wartość. David D. Burns przytacza przykłady relacji i komunikacji ze swojego zawodowego życia i poddaje je analizie, co zdecydowanie ułatwia czytelnikowi zrozumienie w jaki sposób skutecznie i poprawnie się komunikować.

W mojej opinii książka powinna być podręcznikiem komunikacji w każdym domu i każdej szkole średniej na godzinach wychowawczych.

Bardzo polecam wszystkim najbardziej wartościowy poradnik o komunikacji „Radość życia razem. Jak naprawić burzliwe relacje” doktora David’a D. Burns’a.

Od pierwszych chwil życia komunikujemy się z otoczeniem. Najpierw poprzez płacz, później gaworzenie aż do wypowiadania pierwszych słów. Paradoksem jest, że uczymy się mówić wiele lat, a komunikować… wcale. Komunikacja jest podstawą tworzenia i utrzymywania dobrych relacji. Doktor psychiatrii i neurologii David D. Burns stworzył doskonały podręcznik komunikacji „Radość życia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.

Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek, trafiają do Tęczowa, na zaproszenie nieznajomego. Pomysł okazuje się być druzgocący a jednocześnie genialny:
„- To proste – burknął. - Wy mnie zabijecie. Ja dostanę kupę rozgłosu, wy też. Sprzedamy całe pieprzone nakłady jak nic! Pójdzie bajerancka fama. Będzie wilk syty i trzy owce całe, choć wszyscy trochę potarmoszeni – powiedział po chwili pewnym tonem”.
Jednocześnie w bibliotece wiejskiej pojawia się bohater jednej z książek, który bardzo pragnie mieć rozpisaną przez autora scenę seksu obawia się o życie swojego autora.
Co wspólnego mają ze sobą te dwie sprawy? I kim jest upiór w moherze? Zanurzcie się w tę historię i przeżyjcie prawdziwą przygodę z pisarkami :)

„Upiór w moherze” to doskonała tragikomiczna opowieść o pisarskim świecie i mechanizmach nim rządzących. Iwona Banach z precyzją snajperskiego oka wychwytuje wszystkie społeczne ułomności. Wciąż zaskakuje mnie nowymi pomysłami i spostrzeżeniami. Tym razem na tapet wzięła relacje międzyludzkie, szczególnie małżeństwo, wydawniczo-pisarski i czytelniczy świat. Świetne dialogi, wirtuozeria słowem, wartka akcja i moc celnych spostrzeżeń:

* małżeństwo:
„Piotrek, jak mama przykazała, chciał mieć żonę, a właściwie żonę modelową. Typową tradwife.
(…) Miała nie pracować, nie uczyć się, bo to naprawdę bez sensu, nie widzieć świata poza mężem i dziećmi”.

* mężczyźni:
„Lubił być chwalony.
Był tym rodzajem faceta, który widząc jak znajomi z gratulacjami poklepują ciążowy brzuszek jego własnej żony, ma pretensje, ze nikt go nie poklepuje po przyrodzeniu i nie krzyczy: „Dobra robota””.

* biblioteka:
„W bibliotekach nie obowiązuje zasada „klient nasz pan”, panuje przekonanie, że owszem, czytelnik ma często rację ale to dotyczy tylko książek, a nie szeroko rozumianej bibliotecznej obsługi, bo i tak każdy bibliotekarz zawsze stara się być grzeczny, choć ugrzeczniony być nie musi”.

* pisarze:
„Wszelkie „królewskie” awantury obserwowały z zadowoleniem, bo niektóre pisarki same sobie robiły krzywdę, ośmieszając się nawzajem, często napuszczając jedne na drugie hordy czytelników, ale przynajmniej coś się działo”.
„Poza tym nie wyróżniał się niczym, może trochę talentem, choć jego książki były nierówne”.
„- Nie, pomysł nie jest durny, tylko ty jesteś debilką! - odparował autor. - Przecież mnie nie zabijecie! Nie naprawdę! To tylko zwykły przekręt, happening czy jakoś tak… (…) Zrobimy tak: ja zniknę. Rozleje się trochę krwi, znajdzie się jakiś ładny nóż. Wy się tą krwią wymażecie. Ktoś wezwie policję. Będzie takie branie, że ho, ho!. Moje książki pójdą na topki natychmiast, wasze zresztą też. Wywiady będą się sypać jak z rękawa, wasze nazwiska zdobędą rozgłos na świecie”.

„Ludziom się wydaje, że pisanie książek to miłe, domowe, nawet „herbatkowe” zajęcie, a to jest walka gorsza niż potyczki z dzikimi dinozaurami” (więcej nie zdradzę, bo ten akapit jest prześwietny;)).

Lektura komedii kryminalnej Iwony Banach „Upiór w moherze” zachwyciła mnie słowem, sarkazmem, ironią i celnymi spostrzeżeniami przemycanymi w stylu Iwony pomiędzy wierszami. Rzeczywistość obdarta z wszelkich zasłon. Jest i strasznie, wstrętnie i śmiesznie. Uwaga: śmiech przez łzy gwarantowany i oczywiście niekontrolowane wybuchy śmiechu!

Tytuł książki Iwony Banach „Upiór w moherze” skojarzył mi się z „Upiorem opery” Gaston’a Leroux’a z 1909 roku. Znajduję kilka podobieństw, ale o tym przekonajcie się sami.

Serdecznie, serdecznie polecam. Iwonko, gratuluję pomysłu i wykonania.

Dziękuję Wydawnictwu Dragon za egzemplarz do recenzji.

Na każdą kolejną premierę komedii kryminalnej Iwony Banach czekam z niecierpliwością i jest moją ulubioną pisarką! „Upiór w moherze” urzekł mnie od razu okładką w przesłodzonym różowym kolorze, którego osobiście nie cierpię :) A intuicja mi podpowiadała, że lektura będzie odlotowa.

Pisarki Marta, Gośka i Grażyna próbują znaleźć ciekawy pomysł na promocję swoich książek,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje między ludźmi i miłość.

Główni bohaterowie, szpiedzy: Carl von Wedel i John Thomson zestawieni w opozycji, jednocześnie tak różni i tak podobni: „Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha” oraz „obaj zdradzili swoje ojczyzny. Mieli inne motywacje: Carl chciał pracować na rzecz tych dobrych, a na szkodę złych. John współpracował ze złymi przeciwko dobrym. Carl zrobił to z pobudek idealistycznych, zwalczając ideologię groźną dla pokoju i demokracji. John chciał zarobić dużą kasę i poczuć się kimś ważnym. Nieistotne za jaką cenę i komu”. Carl: „wiedział, że musi liczyć tylko na siebie”, John, który nie miał tyle szczęścia, co Carl: „Carlowi coś się udało – wrócił do swoich i żył”.

„Dolina szpiegów” wciąga i fascynuje z każdą przewróconą stroną coraz bardziej. Bardzo podobały mi się opisy funkcjonowania i działalności służb wywiadowczych, transportu broni, ludzi, łączności, informowania i wymiany informacji, sytuacji politycznej i zbrojnej państw, działaności Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej nasycone szczegółami i niemiecką precyzją. Mimo ogromu nieznanej mi wiedzy czytałam z wielkim zainteresowaniem. Emocjonująca podróż po Europie: Wielkiej Brytanii, Niemczech i Polsce.

Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” zwraca uwagę na cały ludzki kontekst działań zbrojnych. Pokazuje wszystkie psychologiczne mechanizmy rządzące człowiekiem w sytuacjach granicznych. Manipulacja informacjami i emocjami, wszechobecny, momentami sztucznie nawet wytwarzany strach, dzięki któremu łatwiej sterować rzeczywistością. Niepewność. I na tym tle historia miłości Carl’a von Wedl’a i Lotty, która pokonując wszystkie przeciwności losu przepełniła mnie wiarą w ludzi i w miłość, nawet w najtrudniejszych czasach: „dookoła szaleje wojna, ale nam pomimo tego udało się spotkać, pokochać i nawet zaręczyć”. Na wojnie najważniejsze to przeżyć, ale czy tylko to się liczy?

Robert Michniewicz w „Dolinie szpiegów” wodzi czytelnika na pokuszenie i z każdą stroną rozbudza coraz większą ciekawość. Główny bohater Carl von Wedel skradnie serce nie tylko Lotty… Serdecznie polecam! Czytajcie!

Za możliwość przeczytania książki przed premierą i umieszczenia mojego polecenia na okładce książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i Pani Bognie Piechockiej z PRart Media.

Rok 1944. Trudny czas II Wojny Światowej. Strach, niepewność, konspiracja, zbieranie informacji. Zło, które czai się za rogiem ale i w drugim człowiekowi. Komu ufać? Walka za Ojczyznę, ideały, wartości, własne życie. Robert Michniewicz w powieści „Dolina szpiegów” na tle II Wojny Światowej pokazuje, że nawet w tak trudnym czasie najważniejszy jest drugi człowiek, relacje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest dla ludzi świadomych tego, że odpowiedzi kryją się gdzieś wewnątrz nich samych, a jedyna mapa, która wskaże im drogę do skarbu, jest wyjątkowa i przeznaczona wyłącznie dla nich”.

„Mapa duszy” odwołuje się do dziedziny nauki astropsychologii, czyli astrologii psychologicznej, która: „jest (…) inspirującym, oddziałującym na wyobraźnię badaniem twoich duchowych możliwości, z poszanowaniem twoich osobistych wyborów oraz tego, ze to ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie. Odkrywa ona przed tobą szczegóły twojego prawdziwego „ja”, mobilizując cię w ten sposób do sterowania własnym życiem w kierunku, który przyniesie ci najwięcej satysfakcji i korzyści”. Jeniffer Freed oprowadza nas po czterech żywiołach: ogniu, ziemi, powietrza i wody i udowadnia ich wpływ na nasze codzienne funkcjonowanie.

Jeniffer Freed w książce mapa duszy oprowadza nas po dwunastu domach astrologicznych:
domena pierwsza: Pierwsze wrażenie,
domena druga: Twoje podstawowe wartości,
domena trzecia: Jak mówisz i jak słuchasz,
domena czwarta: Dom wewnątrz i na zewnątrz,
domena piąta: Miłość i tworzenie,
domena szósta: nawyki zdrowotne,
domena siódma: Mapa wsparcia,
domena ósma: Intymność i seks,
domena dziewiąta: Magia wiary,
domena dziesiąta: Dziedzictwo i reputacja,
domena jedenasta: Święta ekipa,
domena dwunasta: Duchy i pokusy.

„Mapa duszy” to swoisty przewodnik terapeutyczny do samodzielnej pracy dla osób obudzonych do świadomego życia, świadomych siebie ale i tych, którzy na tę ścieżkę dopiero wkraczają. Układ teoria-przykład-ćwiczenia jest bardzo pomocny w odkrywaniu siebie, swoich moich i słabych stron.

Moje osobiste wrażenia z książki „Mapa duszy” to przede wszystkich zachwyt nad merytoryczną jej zawartością. Jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Czytając i pracując z takimi książkami widzę swoje własne postępy, kim i jaka byłam kilka lat temu, a co dziś stanowi o moim „ja”. Jak długą, ciężką, dramatyczną drogę przeszłam do osiągnięcia szczęścia w byciu ze sobą samą szczęśliwą, nauczeniu się zdrowego egoizmu a przede wszystkim pokochanie siebie samej moją własną miłością. Dzięki Jeniffer Freed dowiedziałam się w jaki sposób wzmacniać pozytywne cechy a w jaki zmniejszać negatywne cechy mojego znaku zodiaku. Zaspokoiła moją ciekawość odnośnie znaku zodiaku i wpływu mojego na moje życie. Autorka opiera się na wiedzy z zakresu psychologii, astrologii i neuronauki, co dodatkowo podnosi wartość tego poradnika.

Zachęcam Was do odbycia fascynującej podróży w głab siebie. Będzie ciekawie i fascynująco :)

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria.

Autorka Jeniffer Freed rozpoczyna dedykacją, która mnie rozczuliła: „Dedykuje tę książkę Rendy, której miłość sprawiła, że wszystkie żywioły zaczęły śpiewać”. A pierwsze zdanie: „ta książka ma na celu pomóc ci żyć pełnią życia” i potwierdzam, po rzetelnym przeczytaniu tej książki, wykonaniu wszystkich ćwiczeń jest to bardzo możliwe. Autorka ostrzega, że: „moja książka jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.

Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i doświadczeniem o psychice ludzkiej od momentu jego przyjścia na świat, po kolejne etapy naszego życia i w niezwykle empatyczny, spokojny i rzetelny sposób przez najsmutniejsze doświadczenia naszej egzystencji, przez wszystkie nasze straty. Każdy żal, smutek, niezgoda zostaje ukojony wiedzą i wskazówkami, w jaki sposób możemy sobie radzić z emocjami, których doświadczamy z tego powodu. Uświadomienie sobie swoich wszystkich strat, konfrontacja z nimi a później i ich akceptacja dadzą wewnętrzny spokój i harmonię każdemu z nas. „Badania pokazują, że straty, których doświadczamy we wczesnym dzieciństwie, czynią nas wrażliwymi na każdą stratę, której doświadczamy w późniejszym życiu”.
Judith Viorst mówi: „Straty stanowią część życia – są powszechne, nieuniknione, nieubłagane. Są konieczne, gdyż tracąc coś, rezygnując z czegoś i zostawiając coś za sobą, wzrastamy. Moja książka mówi o nierozerwalnym związku tego, co tracimy, z tym, co zyskujemy. Mówi o tym, co musimy porzucić, by wzrastać”. Jest to jednocześnie smutne i radosne. Każdy medal ma dwie strony medalu. Doświadczenie negatywne może być jednocześnie pozytywne i odwrotnie.

Książka „To, co musimy utracić” jest podzielona na cztery części:
„• doświadczenie straty, jakie pociąga za sobą opuszczenie ciała matki, koniec bycia jej cząstką i stopniowe stawanie się oddzielnym „ja”:
„poznając własne potrzeby i przypisując sobie doświadczane uczucia jako własne, zaczynamy powoli przyswajać sobie poczucie samoistnienia (…). Zaczynamy stwarzać i odkrywać własne „ja””,
• doświadczenie straty, gdy stajemy w obliczu ograniczeń naszej władzy oraz możliwości i musimy ustąpić przed tym, co zakazane i co niemożliwe,
• strata związana z rezygnacją z marzeń o idealnych związkach między ludźmi i zastąpieniem ich ludzką rzeczywistością więzi niedoskonałych,
• doświadczenie strat w drugiej połowie życia – a jest ich tak wiele – nasze ostateczne doświadczenie straty, czyli odejście z tego świata, i zgoda na to, by wszystko mogło odejść”.

Judith Viorst w rozdziale „Lekcje miłości” przeprowadziła mnie przez definicję zdrowej miłości do siebie samego i do innych ludzi. Przytacza słowa Erich’a Fromm’a z jego książeczki „O sztuce miłości”:
„Miłość dziecięca trzyma się zasady: <<Kocham, ponieważ jestem kochany>>. Natomiast miłość dojrzała twierdzi: <<Jestem kochany, ponieważ kocham>>. Niedojrzała miłość mówi: <<kocham cię, ponieważ cię potrzebuję>>. Dojrzała miłość powiada: <<Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham>>”.

Całe nasze życie coś tracimy: ludzi, zwierzęta, miłość, przyjaźń, pieniądze i wiele wiele innych zasobów. Straty są tylko częścią naszego życia, stacjami, na których chwilowo się zatrzymujemy. A jak mówi Daljlama: „Ból może cię zmienić, ale to nie oznacza od razu złej zmiany. Weź ten ból i zamień go w mądrość”.

Bardzo wartościowa książka, polecam, czytajcie.

Strata. To słowo boli. Unikamy go, nie chcemy czuć ani przeżywać żadnej straty, czyż nie mam racji? Jednocześnie doświadczenie utraty czegoś lub kogoś w naszym życiu jest momentem przejścia, do naszej własnej zmiany. Życie to ciągły ruch, zmiana i straty na wielu polach.

Autorka Judith Viorst w swojej książce „To, co musimy utracić” dzieli się swoją wiedzą, obserwacjami i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to