-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik5
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać60
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
2024-05-22
2024-05-04
2024-05-04
2020-11-07
2023-10-21
Książka nieprzeczytana, lecz przekartkowana. Fabuła jest nudna, irytująca, płytka, jednowątkowa, bez jakiegokolwiek drugiego planu. Bohaterami jest tylko on i ona. I jeszcze od czasu do czasu jej przyjaciółka – powierniczka wszelkich zwierzeń. On to strażak, który narażając swoje życie, wyciągnął ją z samochodu grożącego wybuchem. A następnego dnia odwiedził w szpitalu. No i tak zaczęła się ich historia. Choć nie powinna się zacząć, bo jedno do drugiego kompletnie nie pasowało. On – poważny rozwodnik, skrzywdzony przez byłą żonę. Ona – dorosła kobieta o mentalności pustej nastolatki, ciągnąca od dwóch lat romans z żonatym i dzieciatym mężczyzną. Sama nie wie czego chce. W jednej chwili twierdzi, że nie wie czy kocha, aby kilkanaście linijek dalej stwierdzić, że kocha nad życie. Zdanie zmienia pod wpływem chwili. I jak tu tych dwoje ma się dogadać? A jednak ostatecznie się dogadali. Mnie jednak ta historia w żaden sposób nie urzekła. Nie dość, że autorka zaprezentowała tutaj słabe umiejętności pisarskie, to jeszcze osiągnęła mistrzostwo w wymyślaniu nieprawdopodobnych zdarzeń i zbiegów okoliczności, które odrealniły powieść do granic możliwości. No i ta fabuła przedstawiona w wyjątkowo irytujący sposób. Większość książki to przemyślenia i analizy główniej bohaterki. Czy on ją kocha? Co on o niej myśli? Co ona myśli o nim? Co czuje? Czego chce? Czego nie chce? Co kilka stron ta sama treść, tyle że przedstawiona innymi słowami. Dlatego też, dla mnie powieść okazała się być małym koszmarkiem. Nie polecam.
Książka nieprzeczytana, lecz przekartkowana. Fabuła jest nudna, irytująca, płytka, jednowątkowa, bez jakiegokolwiek drugiego planu. Bohaterami jest tylko on i ona. I jeszcze od czasu do czasu jej przyjaciółka – powierniczka wszelkich zwierzeń. On to strażak, który narażając swoje życie, wyciągnął ją z samochodu grożącego wybuchem. A następnego dnia odwiedził w szpitalu. No...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-21
Tematyka i tło historyczne jak najbardziej na „tak”. Potworny głód na Ukrainie, który pchał człowieka do najgorszych czynów został pokazany w sposób znakomity. Ale pozostałe elementy tworzące powieść są już zdecydowanie na „nie”. Mało wyraziści bohaterowie, którzy sami nie wiedzą czego chcą. Sztuczne dialogi. Mnóstwo powtórzeń. Co kilka stron autorka powraca do tego o czym już pisała, przedstawiając to innymi słowami albo z perspektywy innego bohatera. Dla mnie jest to niepotrzebne wydłużanie książki na siłę. Mimo, iż lubię działa, w których choć część fabuły opiera się na faktach, to ta powieść okropnie mnie nudziła i irytowała. I ani trochę nie zachęciła do sięgnięcia po części kolejne. Szkoda.
Tematyka i tło historyczne jak najbardziej na „tak”. Potworny głód na Ukrainie, który pchał człowieka do najgorszych czynów został pokazany w sposób znakomity. Ale pozostałe elementy tworzące powieść są już zdecydowanie na „nie”. Mało wyraziści bohaterowie, którzy sami nie wiedzą czego chcą. Sztuczne dialogi. Mnóstwo powtórzeń. Co kilka stron autorka powraca do tego o czym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-23
Książka leciutka jak piórko, milutka, słodziutka. Aż do przesady. Pierwszoplanowych wątków jest kilka, lecz tylko jeden charakteryzuje się życiowym realizmem. Opowiada on o dziewczynie przed maturą, która zaszła w ciążę z przypadkowo poznanym studentem. Młodzi zakochani chcą stanąć na wysokości zadania i stworzyć rodzinę. Jednak przeszkodą są rodzice dziewczyny. Despoci, którzy od lat sterowali życiem swego dziecka i którym nadal chcą sterować. Gardzą wszystkim i wszystkimi, którzy nie podzielają ich zdania w najróżniejszych kwestiach. Chłopaka swej córki też oczywiście nie akceptują. Wątek ten jest jedynym, który wzbudził jako takie zainteresowanie i który sprawił, że w ogóle doczytałam książkę do końca. Natomiast pozostałe to jedna wielka porażka. Mieszkańcy jakiegoś małego miasteczka szykują wielki bożonarodzeniowy bal. Angażują się w tę sprawę, jakby miała to być ostatnia rzecz w ich życiu. Wszyscy chcą w nim uczestniczyć. Wszyscy chcą mieć udział w jego organizacji. Wszyscy tylko o nim myślą i tylko o nim rozmawiają. Inne rzeczy nie mają znaczenia a wszelkie problemy dnia codziennego odchodzą w zapomnienie. Jest tylko bal i nic poza nim. Istna bajeczka. Bzdura goni tutaj bzdurę, a autorka musiałaby się nieźle nagłowić, gdyby chciała wymyśleć coś bardziej absurdalnego, niż to co już zostało wymyślone. Niestety, ale nie jest to powieść, którą mogłabym wysoko ocenić. Ostatecznie są więc tylko cztery gwiazdki.
Książka leciutka jak piórko, milutka, słodziutka. Aż do przesady. Pierwszoplanowych wątków jest kilka, lecz tylko jeden charakteryzuje się życiowym realizmem. Opowiada on o dziewczynie przed maturą, która zaszła w ciążę z przypadkowo poznanym studentem. Młodzi zakochani chcą stanąć na wysokości zadania i stworzyć rodzinę. Jednak przeszkodą są rodzice dziewczyny. Despoci,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-23
„Kołysanka dla Łani” to książka z fragmentami mówiącymi o czasach wojennych. Zlepek informacji o obozie partyzanckim i o zasadzce jaką zorganizował na niego jeden z oddziałów niemieckich. Potem garść wiadomości o obozie koncentracyjnym oraz przymusowych robotach w gospodarstwie niemieckim. Nic konkretnego w tym wszystkim jednak nie ma. Każdy podejmowany wątek został baaardzo pobieżnie opisany. Bez emocji, bez szczegółów. Bez żadnego ciągu. Za to z mnóstwem nieścisłości. A do tego dochodzi jeszcze dziwaczny wątek osadzony w latach współczesnych. Pewna kobieta przypadkowo poznaje starszego człowieka, który w niewyjaśnionych okolicznościach stracił pamięć. A ponieważ jest ona niepoprawną altruistką to zabiera go do swojego domu. Daje schronienie, karmi go , ubiera, rozmawia. Mężczyzna przyjmuje pomoc i rozgaszcza się u niej na dobre. Kompletny brak realizmu. No bo kto w prawdziwym życiu zaprosiłby do swego domu i swego życia kompletnie obcego człowieka? I to takiego, który sam o sobie nic nie wie. No, cóż. Nie moje klimaty. Dało radę książkę przeczytać, lecz więcej było przy tym irytacji niż przyjemności i zaciekawienia.
„Kołysanka dla Łani” to książka z fragmentami mówiącymi o czasach wojennych. Zlepek informacji o obozie partyzanckim i o zasadzce jaką zorganizował na niego jeden z oddziałów niemieckich. Potem garść wiadomości o obozie koncentracyjnym oraz przymusowych robotach w gospodarstwie niemieckim. Nic konkretnego w tym wszystkim jednak nie ma. Każdy podejmowany wątek został...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-16
Fabuła powieści okazała się być nie tą spodziewaną. Tytuł oraz okładka dały złudną nadzieję, że akcja będzie się toczyć nad morzem. Że będzie miło, lekko, może nawet wakacyjnie. A w rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca. Morze oraz domek nad morzem są tylko w marzeniach bohaterki. A w realu jest szare życie młodej dziewczyny, która w dzieciństwie straciła matkę. Ojciec nie bardzo wiedział jak i nie bardzo chciał zająć się dzieckiem, więc dziewczynka trafiła pod opiekę dalszej rodziny. I o tym jest w zasadzie cała powieść. O dzieciństwie, dorastaniu i wchodzeniu w dorosłość. O radościach i smutkach. O planach i marzeniach. O piętrzących się problemach oraz próbach ich rozwiązywania. Całość zaś dopełnia całkiem nieźle oddany klimat PRL-u. Bardzo subtelnie zaakcentowany, ale przyjemnie wyczuwalny. Ogólnie jednak jest to mocno przeciętna książka, w której najbardziej interesujące są początkowe rozdziały. Wtedy jest jeszcze ciekawie, miło, klimatycznie. Dalej jednak nie jest już tak kolorowo. Mniej więcej od połowy zaczęło się robić coraz bardziej nudno i mdło. Akcja mocno przyśpieszyła i pojawiły się duże przeskoki czasowe. Rozpoczęte wcześniej wątki zaczęły być na gwałt zakańczane. I szczerze mówiąc, zakończenie powieści rozczarowało. No cóż, da radę książkę przeczytać, ale polecać jej raczej nie będę. No, chyba, że osobom mającym ochotę na naprawdę bardzo lekką i banalną opowiastkę.
Fabuła powieści okazała się być nie tą spodziewaną. Tytuł oraz okładka dały złudną nadzieję, że akcja będzie się toczyć nad morzem. Że będzie miło, lekko, może nawet wakacyjnie. A w rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca. Morze oraz domek nad morzem są tylko w marzeniach bohaterki. A w realu jest szare życie młodej dziewczyny, która w dzieciństwie straciła matkę. Ojciec...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-28
2023-01-21
2022-11-11
Główną bohaterką powieści jest młoda dziewczyna – Pola, dla której rodzice już dawno zaplanowali przyszłość. W ich wyobrażeniu ma ona wyjść za mąż za chłopaka z sąsiedztwa, zamieszkać w domku, który zostanie wybudowany nad pobliskim jeziorem, urodzić dzieci a na życie zarabiać pomagając prowadzić rodzinne gospodarstwo rolne. Natomiast marzenia córki o studiowaniu architektury to dla nich nic niewarte zachcianki. Dlatego też im bliżej matury, tym mocniejszy wewnętrzny bunt w Paulinie narasta. Dziewczyna nie chce dłużej podporządkowywać się wymaganiom rodziców, więc podejmuje swoją pierwszą dorosłą, samodzielną decyzję. Wyjeżdża z rodzinnej wsi i od tego momentu jest zdana tylko na siebie. Jak sobie poradzi? Jak potoczą się jej losy? Z ogromnym zainteresowaniem zasiadłam do lektury pragnąc znaleźć w niej odpowiedzi na te pytania. I owszem, znalazłam. Tyle tylko, że nie do końca zaspokoiły one moje oczekiwania. Początek powieści był jeszcze bardzo dobry, realistyczny i obiecujący. Jednak z każdą kolejną stroną realizm fabuły coraz wyraźniej odchodził w zapomnienie. Bzdura zaczęła gonić bzdurę. Bohaterowie, choć to osoby dorosłe, zachowywali się na nastolatki. Bezmyślność, impulsywność, życie tu i teraz, podejmowanie poważnych decyzji „z marszu”, bez analizowania za i przeciw. Rozumiem, że nie jest to typ książki, w której historia ma być szczegółowa, głęboka i dopracowana w najmniejszym szczególe, ale bez przesady. Pod koniec to już miałam nieodparte wrażenie, że ostatnie rozdziały zostały napisane na kolanie. Tak więc, ostatecznie powieść wypadła średnio. Można przeczytać, ale nie trzeba. Niczego ona nie wnosi, a i w naszej pamięci też zbyt długo nie pogości.
Główną bohaterką powieści jest młoda dziewczyna – Pola, dla której rodzice już dawno zaplanowali przyszłość. W ich wyobrażeniu ma ona wyjść za mąż za chłopaka z sąsiedztwa, zamieszkać w domku, który zostanie wybudowany nad pobliskim jeziorem, urodzić dzieci a na życie zarabiać pomagając prowadzić rodzinne gospodarstwo rolne. Natomiast marzenia córki o studiowaniu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-29
Silnie odwzorowany klimat PRL-u to coś, czym ta książka przyciąga i zaciekawia. Mnóstwo informacji na temat mody, z uwzględnieniem wszelkich szczegółów z nią związanych (np. opisem wyglądu tasiemek naszytych na sukience albo opisem kształtu kołnierzyków żakietów) to coś, co nudzi i zniechęca. Natomiast dalsze losy tytułowej Zośki, jej przeżycia i decyzje, to coś, co zadziwia i jednocześnie wywołuje lekki niesmak. A zatem, drugi tom cyklu „Zośka” wywarł na mnie zupełnie inne wrażenie niż poprzedni. Tamten zachwycał pod każdym względem, ten niestety już tego nie robił. Przyznam szczerze, że fabuła „Przepustki…” była dla mnie ogromną niespodzianką. Kompletnie nie spodziewałam się takiego kierunku, w jakim potoczyło się życie Zosi. A jeszcze bardziej nie spodziewałam się decyzji, które podjęła. I tego, że u tej ułożonej i twardo stąpającej po ziemi dziewczyny, miłość oraz chęć spełnienia marzeń wygrają z ludzką przyzwoitością. Związek z żonatym mężczyzną? Protekcja? Szantaże? Nie myślałam, że w fabule pojawią się takie wątki, a Zośka, przez swoje postępowanie, tak dużo straci w mych oczach. Autorka czasami starała się wybielić swą bohaterkę, pokazując, że nie zawsze miała ona wybór, że czasem była zmuszona do zrobienia czego wbrew sobie, ale jednak nie można przemilczeć faktu, że w wielu przypadkach ten wybór jednak miała. A wybierając, nie zawsze opierała się na wartościach moralnych. Niby żyła w świecie, w którym takie zachowania były normą, wiedziała też, że siedząc cicho niczego nie osiągnie, ale czy można tym usprawiedliwiać odrzucenie zasad moralnych? Opisana przez autorkę historia w świetny sposób pokazuje, że w tamtych czasach nie łatwo było do czegoś dojść, będąc jednocześnie krystalicznie dobrym. Zosia pozwoliła sobie na większe bądź mniejsze grzeszki, dzięki którym mogła poczuć się przez chwilę szczęśliwą, ale w pewnym momencie przyszło jej za to szczęście słono zapłacić. Przyjaciele się odwrócili, rodzina się odwróciła. Czasami zamiast iść do przodu, musiała robić krok w tył. Dlatego też, w książce wiele się dzieje, i tak po prawdzie to dopiero na ostatnich stronach dowiadujemy się, co nasza bohaterka straciła, a co zyskała, dążąc do osiągnięcia swych celów za wszelką cenę.
Uważam, że „Przepustka do szczęścia” jest dobrą książką, choć jednocześnie muszę powiedzieć, że dalsze losy bohaterów niezbyt mnie wciągnęły. Doceniam ją jednak za wspomniany już na początku klimat oraz za mądre przesłania, których można się tutaj bez problemu doszukać. Autorka pokazała, że nie powinno się nikogo oceniać, nie znając realiów jego życia. Nie powinno się też deklarować konkretnego zachowania w sytuacji, w której nigdy sami się nie znaleźliśmy. I zwróciła naszą uwagę na to, jak łatwo można wyrobić sobie o kimś złe zdanie, a potem samemu popełniać te same grzeszki. Tak więc, mimo iż, ten tom nie zachwycił mnie tak bardzo, jak poprzedni, to i tak uważam, że jest warty przeczytania.
Silnie odwzorowany klimat PRL-u to coś, czym ta książka przyciąga i zaciekawia. Mnóstwo informacji na temat mody, z uwzględnieniem wszelkich szczegółów z nią związanych (np. opisem wyglądu tasiemek naszytych na sukience albo opisem kształtu kołnierzyków żakietów) to coś, co nudzi i zniechęca. Natomiast dalsze losy tytułowej Zośki, jej przeżycia i decyzje, to coś, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-22
„Miasto w płomieniach” to książka mocna, przerażająca i niesamowicie oddziaływująca na wyobraźnię.
Jej akcja rozgrywa się m.in. w kwietniu 1945 roku. Wtedy to 25-letnia Niemka przedziera się przez oblężony Festung Breslau. Pomiędzy ruinami, płonącymi ulicami i spadającymi bombami próbuje przedostać się z jednej dzielnicy do drugiej. Opisy tej drogi to coś, co zasługuje na ogromne uznanie. Autorka przedstawiła ją w niesamowicie realistyczny sposób. Czytając, oczami wyobraźni widziałam płonące rzędy kamienic, piętrzące się do nieba ruiny, porozrywane bombami ciała ludzi i zwierząt. Czułam strach i napięcie towarzyszące bombardowaniom i burzom ogniowym. Niejednokrotnie też myślałam sobie, że to chyba prawdziwy cud, że ludziom, którzy znaleźli się w tym piekle udało się przetrwać. Natomiast pomiędzy opisami tej wędrówki, znajdują się równie ciekawe rozdziały będące retrospekcją do czasów przedwojennych. Zapoznajemy się w nich z wcześniejszymi losami tej dziewczyny i przy okazji zaczynamy rozumieć, dlaczego zdecydowała się ona na tę szaloną wędrówkę po bombardowanym dniami i nocami mieście.
„Miasto w płomieniach” jest świetną książką, wartą przeczytania. Bohaterowie i fabuła to fikcja literacka, lecz tło historyczne jest jak najbardziej prawdziwe i doskonale przedstawione. Moim zdaniem, jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych literaturą wojenną a w szczególności dla Wrocławian pragnących dowiedzieć się, jak wyglądało miasto w ostatnich wojennych tygodniach.
„Miasto w płomieniach” to książka mocna, przerażająca i niesamowicie oddziaływująca na wyobraźnię.
Jej akcja rozgrywa się m.in. w kwietniu 1945 roku. Wtedy to 25-letnia Niemka przedziera się przez oblężony Festung Breslau. Pomiędzy ruinami, płonącymi ulicami i spadającymi bombami próbuje przedostać się z jednej dzielnicy do drugiej. Opisy tej drogi to coś, co zasługuje na...
2022-01-08
Nie oceniam i nie odradzam, gdyż nie przeczytałam całości. Ale to, co jest na pierwszych 70 stronach, kompletnie do mnie nie przemawia. Na tym etapie fabuła jest przede wszystkim bardzo marudna i zniechęcająca. Nienajlepsze wrażenie zrobiła na mnie główna bohaterka, pokazana jako łatwowierny lekkoduch. Już pominę fakt, że trudną do uwierzenia jest jej decyzja o wyjeździe do pracy do Holandii, podjęta i zamieniona w czyn w ciągu zaledwie 24 godzin. Ale dalsze postępowanie Agnieszki, już po przyjeździe do Niderlandów, jest jeszcze bardziej niezrozumiałe, żeby nie powiedzieć głupie i naiwne. A za fabułą pozbawioną choć minimalnego realizmu, łagodnie mówiąc, nie przepadam. Dlatego też, taka charakterystyka bohaterki do tego stopnia mnie zirytowała, że odechciało mi się dalej czytać. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, aby ktoś mógł wsiąść do samochodu z obcym facetem, który jako dowód swych czystych intencji, opowiada historię, jak to się stało, że znalazł się w Holandii. I z ręką na sercu przyrzeka, że jest tylko dobrą duszyczką chętną do pomocy, a nie jakimś zboczeńcem albo mordercą. Chyba zbyt mocno stąpam po ziemi, aby uwierzyć, że jest kobieta, która ma tak mało instynktu samozachowawczego, aby coś takiego zrobić.
Oprócz tego, w treści jest tak dużo szczegółów i tak dużo niepotrzebnych rzeczy, że czytanie zrobiło się dla mnie zbyt męczące, aby je kontynuować. Coś mi się wydaje, że przy okazji tej książki pobiłam własny rekord, bo chyba jeszcze nigdy nie odpuściłam sobie czytania po ledwie 70 stronach. Ale naprawdę, nie mogłam i nie chciałam się już dłużej nią katować.
Nie oceniam i nie odradzam, gdyż nie przeczytałam całości. Ale to, co jest na pierwszych 70 stronach, kompletnie do mnie nie przemawia. Na tym etapie fabuła jest przede wszystkim bardzo marudna i zniechęcająca. Nienajlepsze wrażenie zrobiła na mnie główna bohaterka, pokazana jako łatwowierny lekkoduch. Już pominę fakt, że trudną do uwierzenia jest jej decyzja o wyjeździe do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-21
2019-11
Kilka razy odkładałam tę książkę na półkę, i kilka razy do niej powracałam. Kompletnie nie mogłam się wciągnąć. Początek był okropny, ciężki i przeraźliwie nudny. Akcja wtedy praktycznie stała w miejscu, i bardzo długo to się nie zmieniało. Dopiero około setnej strony coś drgnęło, powoli zaczęło się robić ciekawie i nieprzewidywalnie. Ale naprawdę interesująca okazała się dopiero druga połowa lektury.
Kilkaset stron „Warszawskiego niebotyku” to krótki wycinek z życia kilku młodych mężczyzn. Poznajemy ich w momencie, kiedy stoją u progu dorosłości. Kończą różne szkoły, wybierają różne ścieżki zawodowe. Dla każdego co innego jest ważne w życiu, każdy do czego innego dąży, każdy ma inne poglądy na otaczający świat. Jednak pewne sytuacje życiowe, z którymi przyszło im się zmierzyć, weryfikują ich plany, zmieniają ich sposób myślenia i zapatrywania się na różne rzeczy. I tym samym pokazują im, że nie wszystko można osiągnąć. Szczególnie w świecie, w którym wszechobecne są jeszcze podziały klasowe i kulturowe.
Pierwszą rzeczą, która mi się rzuciła w oczy już na samym początku książki to klimat. Klimat przedwojennej Warszawy. Autorka na każdym kroku karmi nas licznymi opisami przedwojennych ulic, kamienic, zabytków, mieszkań a nawet cukierni, w której toczy się część akcji. Czytamy też o przedwojennej modzie oraz przedwojennych rozrywkach. Doskonale to wszystko zostało opisane. Szczegółowo, obrazowo. Od pierwszej strony można było poczuć, jak byśmy byli obecni w tamtych miejscach, w tamtym czasie. Ale niestety ta drobiazgowość ma też drugie dno – sprawia, że bardzo dużo miejsca zajmują opisy rzeczy mających znikomy wpływ na całą akcję. A to z kolei sprawia, że w książce bardzo długo nic się nie dzieje, przez co nudzimy się i męczymy jej lekturą.
Patrząc na całokształt, książka nie jest najgorsza. Trzeba tylko przebrnąć przez bardzo toporny i długi początek. Niemniej jednak, uważam, że „Warszawski niebotyk” jest najsłabszym dziełem Pani Paszyńskiej, spośród tych, z którymi miałam okazję się zapoznać.
Kilka razy odkładałam tę książkę na półkę, i kilka razy do niej powracałam. Kompletnie nie mogłam się wciągnąć. Początek był okropny, ciężki i przeraźliwie nudny. Akcja wtedy praktycznie stała w miejscu, i bardzo długo to się nie zmieniało. Dopiero około setnej strony coś drgnęło, powoli zaczęło się robić ciekawie i nieprzewidywalnie. Ale naprawdę interesująca okazała się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-13
Czytając pierwszy rozdział pomyślałam sobie, że to chyba będzie ciekawa i przyjemna książka. Taka jakaś swojskość wyłaniała się z niego, że początkowe wrażenie było bardzo pozytywne. Przy drugim rozdziale pomyślałam – „Oho, to chyba będzie jednak jakaś bajeczka”. Sytuacja w nim opisana może i mogłaby się zdarzyć w rzeczywistości, ale sposób jej przyjęcia przez bohaterów był boleśnie nieprawdopodobny. Natomiast dalsze rozdziały to już było połączenie wrażeń z tych dwóch pierwszych. Było trochę sytuacji realistycznych, ale było też trochę takich, w które trudno uwierzyć. Dobrze jednak, że wszystkie zostały przedstawione w sposób humorystyczny, dzięki czemu ten częściowy brak realizmu szybko przestał denerwować.
A o czym książka opowiada? Bardzo ogólnie mówiąc, przedstawia ona perypetie mieszkańców pewnej PRL-owskiej wsi. Baby-plotkary, ich podchmieleni mężowie, ksiądz proboszcz, wykluczona przez nich wszystkich szamanka oraz „Głupi Manio”, który notabene okazał się być najmądrzejszy z całej okolicy - to ludki tworzące lokalną społeczność. A z początkiem książki do tego środowiska dołącza jeszcze nauczycielka, rozpoczynająca pracę w miejscowej podstawówce. Nauczycielka będąca mistrzynią pakowania się kłopoty. I to za jej sprawą opowieść zyskała wiele barw i dostarczyła nam wiele powodów do śmiechu. Jej postępowanie, decyzje oraz cięty język pozwoliły, aby uśmiech nie schodził z naszych ust. Zresztą, inni bohaterowie niewiele jej ustępowali w tej kwestii. Też nieźle potrafili rozbawić. Naprawdę, bardzo fajnie ta powieść została napisała. Z ogromnym humorem i z ogromną lekkością.
„Niskie drzewa” to nie żadne arcydzieło, ale odnoszę wrażenie, że autorka wcale nie miała zamiaru takiego tworzyć. Dzięki temu, lektura nie wymaga od nas ani skupienia ani większej uwagi. Jest ona napisana poprawnie, klimat został w niej jako tako oddany, a i sporo pozytywnych emocji udało się autorce wzbudzić. Bohaterowie są raczej płascy a ich działania opisane zostały bardzo ogólnikowo. Podobało mi się też płynne przechodzenie wątków i ich wzajemne dopełnianie.
W moim odczuciu, „Niskie drzewa” to bardzo przyjemna lektura. I choć już w połowie można się było domyślić, jak się skończy, to i tak z chęcią ją czytałam. A teraz, gdy książka wróciła na półkę, czuję nawet lekki żal, że nie jest ona dłuższa. Polecam ją każdemu czytelnikowi poszukującemu lektury zabawnej i odprężającej.
Czytając pierwszy rozdział pomyślałam sobie, że to chyba będzie ciekawa i przyjemna książka. Taka jakaś swojskość wyłaniała się z niego, że początkowe wrażenie było bardzo pozytywne. Przy drugim rozdziale pomyślałam – „Oho, to chyba będzie jednak jakaś bajeczka”. Sytuacja w nim opisana może i mogłaby się zdarzyć w rzeczywistości, ale sposób jej przyjęcia przez bohaterów był...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-09
„Ważka” to ostatni i zarazem najsłabszy tom z całej trylogii. Odnoszę wrażenie, że autorce zabrakło tutaj pomysłu na jakieś sensowne pozamykanie wszystkich wątków i tym samym na stworzenia dobrego zakończenia całego cyklu. Jest w tej części sporo zdarzeń ni z gruszki, ni z pietruszki, które niczego nie wniosły do fabuły i nie zostały też w żaden sposób połączone z innymi sytuacjami. W zasadzie sama nie wiem, po co autorka takie rzeczy czyniła. Czytając, czasami przychodziło mi na myśl, że dana treść ma tylko jedno zadanie - zapełnić kolejne strony i nadać książce objętości. Nie powiem, że jest ona przez to zła i niewarta przeczytania, bo jednak było też sporo fragmentów ciekawych i wciągających. No, ale niestety regularnie pojawiały się i takie, które mocno nużyły. Najsłabszy i jednocześnie najnudniejszy był dla mnie wątek wyjazdu dorosłej już Sonii i jej szalonego pomysłu poszukiwań biologicznego ojca – jakiś taki mdły, naciągany i mało realny. Pojawiające się co jakiś czas elementy nadprzyrodzone też niczego dobrego tutaj nie zrobiły. Jak w poprzednich częściach mi nie przeszkadzały, tak tutaj działały tylko na nerwy. Ogólnie jednak książka może być. Niewątpliwie jej dużym atutem jest zachowany lekki styl opowiadania, przystępny język oraz subtelnie wyczuwalny klimat aktualnej epoki. A i całkiem ciekawie pokazane zmiany, jakie zachodziły na przełomie lat 80 – tych i 90 – tych są warte wspomnienia w kontekście zalet lektury. Tak więc, książka na mocniejsze i słabsze strony. Ale patrząc na całokształt, mogę ją ocenić najwyżej jako przeciętną. A na tle poprzednich tomów, ten niestety dużo słabiej wypada.
„Ważka” to ostatni i zarazem najsłabszy tom z całej trylogii. Odnoszę wrażenie, że autorce zabrakło tutaj pomysłu na jakieś sensowne pozamykanie wszystkich wątków i tym samym na stworzenia dobrego zakończenia całego cyklu. Jest w tej części sporo zdarzeń ni z gruszki, ni z pietruszki, które niczego nie wniosły do fabuły i nie zostały też w żaden sposób połączone z innymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Leni to nastolatka, którą rodzice psychicznie wciągnęli w swoje toksyczne małżeństwo. Ojciec – istny świr, który każdy napad niepohamowanej agresji usprawiedliwia zespołem stresu pourazowego, matka – niby normalna, ale też ma swoje za skórą. Zamiast odejść od znęcającego się nad nią męża, siedzi z nim i jeszcze specjalnie prowokuje do złości. A Leni tkwi w tej chorej atmosferze, i z biegiem lat coraz bardziej zamyka się w sobie, przekonana że normalne życie nie jest jej pisane. Doskonale zdaje sobie sprawę, że w jej rodzinie jeden od drugiego jest psychicznie uzależniony, i że to odbiera jej szanse na własne, samodzielne życie. Matka nie chce zostawić ojca, zaś Leni nie chce zostawić matki – i tak koło się zamyka. Obie kobiety swoje decyzje opierają na dwóch rzeczach. Na miłości, która poniekąd jest przez nie mylona z owym uzależnieniem, oraz na panicznym strachu przed tym, że choćby zapadły się pod ziemię, to Ernst i tak zdoła je odnaleźć. Taka bierność i nikła nadzieja, że wszystko samo się ułoży, nie przynoszą bohaterom niczego dobrego. A w pewnym momencie doprowadzają nawet do prawdziwych tragedii, po których ich życie zmienia się diametralnie.
„Wielka samotność” to książka, która bardzo mocno wciąga. Jest w niej moc, jest klimat. Akcja w zdecydowanej większości rozgrywa się w jednym z najbardziej nieprzyjaznym człowiekowi zakątku Alaski, dlatego też odnajdujemy tutaj całkiem nieźle oddaną atmosferę i realia traperskiego życia. Jest miasteczko, w którym wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, są spotkania przy grillu, jest sąsiedzka pomoc, są opisy przygotowań do zimy i opisy codziennych obowiązków w domu i obejściu. Tak więc sporo wątków dotyczących alaskańskiego życia zostało poruszonych. Chociaż pod tym względem i tak odczuwam pewien niedosyt, gdyż sięgając po książkę miałam nadzieję odnaleźć w niej również opisy jakiś wypraw, polowań czy połowów (czyli zachowań typowych dla mieszkańców dziczy). A tu takie tematy zostały całkowicie pominięte. No, ale to trzeba autorce wybaczyć, bo tak po prawdzie fabuła nie to miała pokazać. Zamiarem pisarki było przede wszystkim przedstawienie życia rodziny z dala od cywilizacji, z szaleńcem pod jednym dachem. Pokazanie uczuć towarzyszących bohaterom - ich strachu o własne bezpieczeństwo, wstydu przed sąsiadami czy też wściekłości, że bliska osoba rani zamiast kochać. I trzeba przyznać, że to udało jej się zrobić w sposób perfekcyjny.
Tak więc "Wielka samotność" to bardzo dobra lektura. Ciekawa, wzbudzająca emocje, i naprawdę warta przeczytania.
Leni to nastolatka, którą rodzice psychicznie wciągnęli w swoje toksyczne małżeństwo. Ojciec – istny świr, który każdy napad niepohamowanej agresji usprawiedliwia zespołem stresu pourazowego, matka – niby normalna, ale też ma swoje za skórą. Zamiast odejść od znęcającego się nad nią męża, siedzi z nim i jeszcze specjalnie prowokuje do złości. A Leni tkwi w tej chorej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to