-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
Lekko i powierzchownie przedstawione głośne sprawy kryminalne PRL-u. Na zasadzie "znacie? Znamy! No to sobie przypomnijcie". Tylko jednej historii nie znałam, o bandytach i złodziejach z bandy Wałachowskich. Zabijali między innymi milicjantow i żołnierzy, więc zostali ikonami "walki z komuną" środowisk okoloIPNowych. Nie oni pierwsi i nie ostatni.
Poza tym mamy tu Mazurkiewicza, Karola Kota, wampira z Zagłębia - w sumie kilkanaście historii.
Spodoba się raczej tylko osobom kompletnie nie znającym tematu, jako rodzaj lakonicznego zestawienia, niezbyt porywającego stylem.
Nihil novi i 5/10
Lekko i powierzchownie przedstawione głośne sprawy kryminalne PRL-u. Na zasadzie "znacie? Znamy! No to sobie przypomnijcie". Tylko jednej historii nie znałam, o bandytach i złodziejach z bandy Wałachowskich. Zabijali między innymi milicjantow i żołnierzy, więc zostali ikonami "walki z komuną" środowisk okoloIPNowych. Nie oni pierwsi i nie ostatni.
Poza tym mamy tu...
Historię Ursynka przeczytałam zatrważająco wcześnie, jeszcze w podstawówce znalazłszy ją w domowej biblioteczce. Zrobiła na mnie duże wrażenie. Chciałabym jeszcze kiedyś sięgnąć po te książkę i sprawdzić, jak ja odbiorę po latach. Wspominam ją jako surrealistyczny Bildungsroman. Skoro przykuła uwagę młodszej nastolatki, to musi być sprawnie napisana.
Historię Ursynka przeczytałam zatrważająco wcześnie, jeszcze w podstawówce znalazłszy ją w domowej biblioteczce. Zrobiła na mnie duże wrażenie. Chciałabym jeszcze kiedyś sięgnąć po te książkę i sprawdzić, jak ja odbiorę po latach. Wspominam ją jako surrealistyczny Bildungsroman. Skoro przykuła uwagę młodszej nastolatki, to musi być sprawnie napisana.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Najsłabsza jak do tej pory część przygód Cormorana Strike'a, i chyba ostatnia, na którą sie skusiłam. Rowling poszła tą samą drogą, co w Potterze - każdy kolejny tom jest o połowę grubszy od poprzedniego. "Wartka śmierć" to ceglisko liczące niemal tysiąc (sic!) stron. Zresztą już w "Sercu jak smoła" redaktor powinien był wziąć symboliczne nożyczki i wyciąć połowę zbędnych słów. Przypuszczam, że Rowling ma taką pozycję na rynku wydawniczym, że nie ma osoby, która by się odważyła powiedzieć jej w oczy: "kobiecino, po co tak rozdmuchujesz te historie, wykreśl 2/3, a będzie super". Jako że zdecydowanie wolę minimalistyczne podejście do słów, umęczyła mnie psychicznie rozwlekłość tego tomu.
Oczywiście, Rowling pisze zgrabnie, więc lektura jest przyjemna. Kiedy już przysiadałam, to czytałam pol godziny czy godzinę. A potem zapomniałam o książce na dzień czy dwa. Temat sekt (sam w sobie interesujący) przez to rozwleczenie i wracanie po kilka razy do jednego wątku był nużący. Zaś Cormoran i Robin - no cóż, ewidentnie autorka boi się ich sparować, bo spadłoby napięcie, ale z drugiej strony te podchody przez 7 tomów są idiotyczne. W zasadzie to już mi wszystko jedno, czy będą razem. Zresztą i tak nie wyobrażam sobie ich jako pary, to raczej nie może się udać.
Zieew i 4/10 (sporo stron przekartkowałam)
Najsłabsza jak do tej pory część przygód Cormorana Strike'a, i chyba ostatnia, na którą sie skusiłam. Rowling poszła tą samą drogą, co w Potterze - każdy kolejny tom jest o połowę grubszy od poprzedniego. "Wartka śmierć" to ceglisko liczące niemal tysiąc (sic!) stron. Zresztą już w "Sercu jak smoła" redaktor powinien był wziąć symboliczne nożyczki i wyciąć połowę zbędnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jak to mówią Niemcy - "naja"...
Sprawy ani najciekawsze, ani najgłośniejsze, opisane sztampowo - jeśli ktoś się interesuje dwudziestoleciem i ówczesną kryminalistyką, nie dowie się niczego nowego. To samo znajdziemy w innych książkach o tamtych czasach.
Natomiast może się spodobać osobom nieobeznanym z tematyką - tym mogę ją polecić, bo jest przystępnie napisana i dobrze się ja czyta. Przy okazji można poznać mechanizmy działania prasy brukowej jeszcze nie skrępowanej poprawnością polityczną.
Jak to mówią Niemcy - "naja"...
Sprawy ani najciekawsze, ani najgłośniejsze, opisane sztampowo - jeśli ktoś się interesuje dwudziestoleciem i ówczesną kryminalistyką, nie dowie się niczego nowego. To samo znajdziemy w innych książkach o tamtych czasach.
Natomiast może się spodobać osobom nieobeznanym z tematyką - tym mogę ją polecić, bo jest przystępnie napisana i dobrze...
Autorka, Agata Szydłowska (która mieszkania PRL pamięta jedynie z wczesnego dzieciństwa) kupiła mnie zapewnieniem, że nie będzie ani się natrząsała nad "rozklekotanymi meblościankami" ani rozpływała nad "wysmakowanymi meblami ze spółdzielni Ład". Pierwszego szczerze nie znoszę, podobnie jak lamentów - zazwyczaj w wykonaniu ludzi urodzonych grubo po 1989 roku - nad rzekomą szarością i beznadzieją peerelu zapijaną octem i zagryzaną wyrobami czekoladopodobnymi. Drugie jest zaś zakłamaniem, bo (wychowana w PRL i bywająca w dziesiątkach domów - miejskich, malomiasteczkowych i wiejskich) nie kojarzę ani jednego mieszkania urządzonego wytworami awangardowego dizajnu. Ba, o kultowych meblach dowiedziałam się już jako dorosła i w innym ustroju;)
Chylę czoła przed imponująco starannym i wszechstronnym researchem autorki, która teksty źródłowe z pamiętników, dokumentów, artykułów prasowych uzupełnia ciekawostkami z książek, kronik filmowych czy seriali. Ubarwia to opowieść, od której trudno mi było się oderwać. Jednocześnie w ten sposób zachęca Agata Szydłowska do bacznego śledzenia peerelowskich dizajnu na przykład podczas oglądania "Czterdziestolatka" (specjalnie obejrzałam sobie odcinek, o którym pisze, ten z "łukiem Karwowskiego") czy lektury Jeżycjady Musierowicz.
Dość dużą objętościowo książkę niemal połknęłam. Jest nie tylko ciekawa merytorycznie, ale i dobrze napisana, co niestety w polskim reportażu stanowi raczej wyjątek niż regułę. Bardzo polecam (i już szukam innych książek tej autorki).
W swoim gatunku perełka i 8/10
Autorka, Agata Szydłowska (która mieszkania PRL pamięta jedynie z wczesnego dzieciństwa) kupiła mnie zapewnieniem, że nie będzie ani się natrząsała nad "rozklekotanymi meblościankami" ani rozpływała nad "wysmakowanymi meblami ze spółdzielni Ład". Pierwszego szczerze nie znoszę, podobnie jak lamentów - zazwyczaj w wykonaniu ludzi urodzonych grubo po 1989 roku - nad rzekomą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Uwielbiałam tę książkę jako dziecko, była taka... inna, niepoprawna, zwariowana. Oto dwóch całkiem zwyczajnych panów dowiaduje się, że będą (wspólnie!) władcami pewnego królestwa. I to jest właśnie opowieść o tym, jak zmienia się ich (i ich rodzin) życie. Cudowna, surrealistyczna bajka.
Książki Ewy Ostrowskiej są niebanalne i - szczególnie te dla dzieci i młodzieży- jak najdalsze od schematu. Kiedy całkiem niedawno przez przypadek odkryłam tę niezwykłą pisarkę, dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że to właśnie ona napisała tak ważną dla mnie przed laty książkę o królach Guciu i Maciusiu.
Polecam nie tylko dzieciom 9/10
Uwielbiałam tę książkę jako dziecko, była taka... inna, niepoprawna, zwariowana. Oto dwóch całkiem zwyczajnych panów dowiaduje się, że będą (wspólnie!) władcami pewnego królestwa. I to jest właśnie opowieść o tym, jak zmienia się ich (i ich rodzin) życie. Cudowna, surrealistyczna bajka.
Książki Ewy Ostrowskiej są niebanalne i - szczególnie te dla dzieci i młodzieży- jak...
"Maliną " byłam zafascynowana, kilkakrotnie czytałam ją i po niemiecku, i po polsku. A teraz boję się do niej wrócić. Bo tym razem coś bardzo nie pykło z Bachmann. Ze zbiorku pięciu opowiadań spodobało mi się tak naprawdę tylko "Szczekanie". Jedno przerzuciłam, a trzy były takie sobie. I nie wiem, czy to ja się zmieniłam (w końcu pół życia minęło od ostatniego spotkania z tą pisarką) czy powieść Bachmann jest lepsza od krótszych form?
Jak w "Malinie", tu także bohaterkami są kobiety - niepoukładane i nieszczęśliwe w miłości wiedenki. Jednak zabrakło czegoś, opowieści pozostawiły mnie obojętną, szczerze mówiąc męczyłam tę niewielką książkę skandalicznie dlugo.
Naciągane 3/10
"Maliną " byłam zafascynowana, kilkakrotnie czytałam ją i po niemiecku, i po polsku. A teraz boję się do niej wrócić. Bo tym razem coś bardzo nie pykło z Bachmann. Ze zbiorku pięciu opowiadań spodobało mi się tak naprawdę tylko "Szczekanie". Jedno przerzuciłam, a trzy były takie sobie. I nie wiem, czy to ja się zmieniłam (w końcu pół życia minęło od ostatniego spotkania z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka zdecydowanie bardziej "popularna" niż "naukowa", ewidentnie skierowana do zachodniego czytelnika, który nie zwróci uwagi na oczywiste uproszczenia i błędy merytoryczne (w polskim wydaniu na bieżąco korygowane przez tłumacza; choć, jak już inni recenzenci zauważyli, nie wszystkie. Np. Aleksandra Helphanda [człowieka, który finansował Lenina] trudno uznać za Rosjanina - był Żydem urodzonym na Białorusi, wychowanym w Odessie, żyjącym w Niemczech; zresztą niemieckim szpiegiem). Do szału doprowadzało mnie używanie przez Cooka (albo raczej tłumacza) w kółko słowa "sowiet", które jest rysycyzmem - chodzi oczywiście o rady ludowe.
Autor - skupiając się na schyłkowym okresie panowania Romanowów, głównie już po wybuchu I wojny światowej - zaczyna od nośnej historii Anny Anderson, rzekomo cudem ocalałej najmlodszej córki Mikołaja II Anastazji Romanowej. Pierwszej z całego tłumu pojawiających sie to tu, to tam fałszywych "carówien". Dzięki badaniom DNA wiemy już na pewno, że nie była to córka cara, a prawdopodobnie polska robotnica Szankowska. Pamiętam jednak swoją nastoletnią ekscytację filmem czy serialem o ocalałej Anastazji, byłam wtedy przekonana, że jej historia jest prawdziwa;) Mamy też oczywiście barwną opowieść o Rasputinie, który omotal carycę "lecząc" jej chorego na hemofilię syna i o jego żałosnym końcu dokonanym rękami przerażonych wpływami "cuchnącego wieśniaka" petersburskich elit. Oraz drobiazgowo opisana końcówka życia Romanowów, aż do wstrząsającej egzekucji w Jekaterynburgu. Czyli w to, co wszyscy doskonale o Romanowych wiedzą, przynajmniej w zarysie.
Mimo wszystko nieco sie o ostatniej rosyjskiej dynastii dowiedziałam, choć zabrakło przedstawienia Romanowów jako ludzi, opisu ich codziennego życia. Nie poznajemy bliżej żadnego z piątki carskich dzieci. Autor skupia się na przyczynach upadku dynastii, czyli głównie na polityce wewnętrznej Mikołaja II tuż przed i w trakcie wojny. Ten zacofany, słaby psychicznie autokrata ignorujący rosnące niezadowolenie chłopów i robotników, tkwiący w "klaustrofobicznym małżeństwie" i tolerujący "obecność na dworze niedomytego, postękującego Rasputina", w zasadzie sam sobie zgotował tragiczny koniec - współcześni bali sie go lub nim gardzili, a historykom trudno znaleźć jakiś pozytywny aspekt jego rządów.
Co zaskakujące (biorąc pod uwagę dosyć niski poziom merytoryczny publikacji) autor zamieszcza nie tylko rozbudowaną bibliografię, ale i dokumenty takie jak wyniki badań DNA z 2007 roku częściowo spalonych zwłok, które po porównaniu z materiałem pobranym z grobów krewnych okazały się szczątkami zamordowanej rodziny Romanowów. Plusem książki są także zdjęcia carskiej rodziny.
Książkę dobrze się czyta, należy ją jednak traktować jako lekką pozycję rozrywkową, a nie rzetelne dzieło historyczne.
I w takiej roli mogę ocenić na 5/10
Książka zdecydowanie bardziej "popularna" niż "naukowa", ewidentnie skierowana do zachodniego czytelnika, który nie zwróci uwagi na oczywiste uproszczenia i błędy merytoryczne (w polskim wydaniu na bieżąco korygowane przez tłumacza; choć, jak już inni recenzenci zauważyli, nie wszystkie. Np. Aleksandra Helphanda [człowieka, który finansował Lenina] trudno uznać za...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czy naprawdę pierwszy raz czytam tę książkę, czy tylko zapomniałam ją odnotować na LC?
Tak czy inaczej to mój powrót do Hanny Krall po - ilu to już, 30, 25? - latach. Mistrzyni lapidarności zafiksowana na wojennych losach polskich Żydów. Bez pudrowania nieprzyjemnej niekiedy prawdy, ale i bez, charakterystycznej dla współczesnych książek o podobnej tematyce, agresji i - tak, właśnie tak - antypolskości. Nie ma tu zbędnych słów, jest to proza minimalistyczna, dzięki temu tym bardziej poruszająca.
Dowody na istnienie - Boga czy Szatana? Jednego bez drugiego nie ma.
Poruszające bez egzaltacji, zawstydzające dla współczesnej "literatury Holokaustu" 8/10
Czy naprawdę pierwszy raz czytam tę książkę, czy tylko zapomniałam ją odnotować na LC?
Tak czy inaczej to mój powrót do Hanny Krall po - ilu to już, 30, 25? - latach. Mistrzyni lapidarności zafiksowana na wojennych losach polskich Żydów. Bez pudrowania nieprzyjemnej niekiedy prawdy, ale i bez, charakterystycznej dla współczesnych książek o podobnej tematyce, agresji i -...
Jedno wydarzenie może zniszczyć rodzinę, a traumy dzieciństwa tkwią w nas na zawsze...
Już pierwsze akapity walą obuchem prosto w serce. Ta książka jest trochę jak jej bohater/narrator nastoletni Alex: pulsująca wściekłym rytmem, rozedrgana, kipiąca emocjami. Bardzo prawdziwa powieść, świetnie napisana. Nieprzegadana, nieprzesłodzona, ale też i w całej tej swojej ekspresji nie popadającą w brutalny naturalizm. Przepiękna i bez grama ckliwości opowieść o miłości matki i syna.
Autorka jest Rumunką, akcja toczy się we Francji, bohaterowie są pochodzenia polskiego, ale mieszkają w Anglii; ta niedookreślona "europejskość" powieści to dodatkowy atut - jest uniwersalna.
Bardzo polecam.
Fantastyczny debiut, zasłużone 9/10
Jedno wydarzenie może zniszczyć rodzinę, a traumy dzieciństwa tkwią w nas na zawsze...
Już pierwsze akapity walą obuchem prosto w serce. Ta książka jest trochę jak jej bohater/narrator nastoletni Alex: pulsująca wściekłym rytmem, rozedrgana, kipiąca emocjami. Bardzo prawdziwa powieść, świetnie napisana. Nieprzegadana, nieprzesłodzona, ale też i w całej tej swojej ekspresji...
Już dawno żadna książka mnie tak nie wyssała. Gdyby ją streścić trudno by było to zrozumieć, akcja toczy się leniwie i w zasadzie nic spektakularnego się nie wydarza. Leda, kobieta pod pięćdziesiątkę wyjeżdża na urlop, siedzi na plaży, obserwuje hałaśliwą neapolitańską rodzinę. Jest wykształcona, elegancka, a jej dorosłe córki właśnie wyfrunęly w świat i zamieszkały w Kanadzie z ojcem. Czuje ulgę, ale i niepokój, wspomina przeszłość. A potem robi coś irracjonalnego, błahostkę, którą później trudno jej odkręcić.
Myślę, że urodę tej świetnie napisanej - bardzo sprawnie i lekko - powieści mogę w pełni docenić, bo jesteśmy na podobnym etapie życia i chyba jesteśmy dosyć podobne. Dużo z Ledy we mnie;), odkrywałam to ze zdumieniem, czasem trochę z przerażeniem.
Bardzo dobra 9/10
Już dawno żadna książka mnie tak nie wyssała. Gdyby ją streścić trudno by było to zrozumieć, akcja toczy się leniwie i w zasadzie nic spektakularnego się nie wydarza. Leda, kobieta pod pięćdziesiątkę wyjeżdża na urlop, siedzi na plaży, obserwuje hałaśliwą neapolitańską rodzinę. Jest wykształcona, elegancka, a jej dorosłe córki właśnie wyfrunęly w świat i zamieszkały w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzeczytałam po angielsku. Sama idea dzielenia roku na ćwiartki i wyznaczania sobie trzymiesięcznych celów jest bardzo fajna. Niestety, jest to typowy kiepsko napisany amerykański podręcznik, w którym konkrernych treści jest góra na jeden rozdzial, a reszta to powtarzanie w kółko tego samego.
Przeczytałam po angielsku. Sama idea dzielenia roku na ćwiartki i wyznaczania sobie trzymiesięcznych celów jest bardzo fajna. Niestety, jest to typowy kiepsko napisany amerykański podręcznik, w którym konkrernych treści jest góra na jeden rozdzial, a reszta to powtarzanie w kółko tego samego.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O przytłaczającej samotności - tak naprawdę zawsze jesteśmy sami i skazani tylko na siebie, choć nie wszyscy chcą to przyznać. Bohaterowie "Serca..." różnią sie niemal wszystkim poza samotnością, która ich dławi. Jest wśród nich nastolatka z ubogiej rodziny, Janko Muzykant w spodnicy (a raczej w szortach, bo Mick to typowy tomboy), której marzenia o rozwijaniu talentu mają małe szanse na spełnienie. Przyglądający się wszystkim z boku świeżo owdowiały właściciel gospody. Czarnoskóry lekarz, który na tyle poświęcił się pomaganiu innym, że stracił rodzinę. Wędrowny agitator, wielbiciel Karola Marksa i wróg Stalina, alkoholik. Wszyscy ci ludzie rozpaczliwie chcą podzielić się z kimś swoimi myślami, problemami, tajemnicami, marzeniami. Tym kimś staje się dla nich głuchoniemy Singer. Sympatyczny, spokojny i zawsze gotowy ich "wysłuchać". Szukają jego towarzystwa i zwierzają mu się. On nie komentuje, nie doradza, może nawet nie rozumie - ale jest. Zajęci sobą nie zauważają, że to on najbardziej ze wszystkich potrzebuje bratniej duszy.
To zadziwiające, jak wciąż aktualne jest "Serce...". Jesteśmy nie mniej samotni niż Mick czy doktor Copeland, tyle że współcześnie rolę Singera przejęli "znajomi" z Facebooka, instagramowi pseudocoache albo terapeuci, którym trzeba płacić, żeby udawali zainteresowanie naszymi problemami...
Książkę oceniałam na tym portalu na przestrzeni kilkunastu lat trzy razy - dałam jej kolejno jedną gwiazdkę, potem pięć, a teraz edytowałam i dostała sześć. W tej książce niewiele się dzieje, jej bohaterowie są bardzo zwyczajni, a ich problemy banalne. Wydźwięk jest gorzki, a po skończonej lekturze zostajemy z zaledwie odrobiną nadziei. Jednak warto dać jej na spokojnie szansę i się w nią zanurzyć, bo to kawał dobrej literatury poruszającej do głębi. I ma przepiękny tytuł;)
6/10, czytałam ze trzy tygodnie, powoli, sporo rozmyślając. Podziw dla autorki, która napisała tak dojrzałą powieść w wieku zaledwie 23 lat. Tym niemniej wymęczyłam tę lekturę, zabrakło czegoś, by się naprawdę wciągnąć...
O przytłaczającej samotności - tak naprawdę zawsze jesteśmy sami i skazani tylko na siebie, choć nie wszyscy chcą to przyznać. Bohaterowie "Serca..." różnią sie niemal wszystkim poza samotnością, która ich dławi. Jest wśród nich nastolatka z ubogiej rodziny, Janko Muzykant w spodnicy (a raczej w szortach, bo Mick to typowy tomboy), której marzenia o rozwijaniu talentu mają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy rozsądku zostały zakrzyczane.
Tak mniej więcej sobie wyobrażam okoliczności debiutu Masłowskiej, bo inaczej nie sposób to zrozumieć.
Doszukiwanie się w tym nieporadnie napisanym bełkocie jakiejś mitycznej głębi to dowód, że Panom z Warszawki zabawa się udała.
I doprawdy, nie w wulgaryzmach problem.
1/10 to i tak za dużo...
Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-04
"Ksiązka Roku", really???
Darowałabym stronniczość i przeinaczenia, ale mój borze, jakże to jest pretensjonalnie napisane!
Już w Beksińskich drażniło mnie pisanie pod tezę i niedającą się ukryć niechęć do bohaterów. Tutaj ta antypatia Grzebałkowskiej jest jawna - ale nie do wszystkich. Niemcy, Ukraińcy i Żydzi są niewinnymi, krzywdzonymi bez powodu lelijami. Krwiożerczy, pazerni, a najczęściej po prostu głupi i okrutni są tylko Polacy. Żle, że wypędzeni z Kresów osiedlali się na ziemiach zachodnich, żle że organizowali tam szkoły. Nawet szukanie po piwnicach zburzonych warszawskich kamienic zakopanych przez ich mieszkańców kosztowności, pamiątek, rękopisów opisuje z pogardą i fochem.
Czytałam z dużym dyskomfortem nie dlatego, że autorka zburzyła mi jakieś mity - doskonale wiem, jak było, Ameryki nie odkrywa - ale dlatego, że wychowana jestem na starej dobrej polskiej szkole reportażu. Bo gdybyż to jeszcze było z pazurem napisane...
Ocenę nieco podwyższam za research* i pofatygowanie się na Ziemie Odzyskane (choć irytującą "Tośkę" i męża lepiej było zostawić w domu, ewentualnie nie epatowac czytelników zbędnymi opisami, co jedli i o czym mówili, strasznie to było żenujące). Sam pomysł książki o roku 1945, między wojną a (s)pokojem, bardzo dobry i z potencjałem, niestety zmarnowanym. Odniosłam też wrażenie, że niektóre rozdziały były wymęczone, byle dobić do większej liczby stron.
*poza rozdziałem o pierwszym prezydencie Wrocławia. Serio tak trudno doczytać, czemu przestał nim być, kto pobił Drobnera i kto odwołał???
Wymęczone 4/10
"Ksiązka Roku", really???
Darowałabym stronniczość i przeinaczenia, ale mój borze, jakże to jest pretensjonalnie napisane!
Już w Beksińskich drażniło mnie pisanie pod tezę i niedającą się ukryć niechęć do bohaterów. Tutaj ta antypatia Grzebałkowskiej jest jawna - ale nie do wszystkich. Niemcy, Ukraińcy i Żydzi są niewinnymi, krzywdzonymi bez powodu lelijami. Krwiożerczy,...
Nie jest to może, przez nadmiar szczególików, lektura porywająca. Nie zgodzę się natomiast jakoby styl autora był suchy, przeciwnie, włada piórem swobodnie. Na pewno należy docenić iście benedyktyńską pracę, czyli przekopanie się przez przedwojenną prasę w poszukiwaniu relacji z większych i mniejszych afer sądowych. Dobrze, że ktoś zadał sobie trud uwiecznienia tytułowych "ciemnych spraw międzywojnia".
Milewski opisuje m.in procesy "w obronie czci" Piłsudskiego i Stefana Starzyńskiego, sprawy sądowe pojedynkujących się (głównie wojskowych i studentów), zamachy (na przykład na Naruszewicza i - przez ukraińskich bandytów pod przywództwem Bandery - ministra Pierackiego). Przy okazji poznajemy słynnych międzywojennych prawników, jak slynący z temperamentu mecenas Hofmokl-Ostrowski, który nawet pewnego razu strzelał do adwersarza... na sali sądowej. Autor pochyla się zarówno nad zapomnianymi zbrodniami, przestępstwami, czy wręcz wykroczeniami, jak i opisuje procesy z pierwszych stron gazet- Gorgonowej czy Maliszów.
Podsumowując, lektura przyjemna, choć nie ukrywam, że niektóre rozdziały przekartkowałam - przebrnąć przez całość będzie w stanie tylko prawdziwy pasjonat dawnych kronik sądowych.
Solidne 6/10
Nie jest to może, przez nadmiar szczególików, lektura porywająca. Nie zgodzę się natomiast jakoby styl autora był suchy, przeciwnie, włada piórem swobodnie. Na pewno należy docenić iście benedyktyńską pracę, czyli przekopanie się przez przedwojenną prasę w poszukiwaniu relacji z większych i mniejszych afer sądowych. Dobrze, że ktoś zadał sobie trud uwiecznienia tytułowych...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to